ďťż

wika

Często spotykam się z dość niepokojącymi sytuacjami. Kilkuletnie dziecko pyta rodzica, dlaczego czegoś nie wolno robić- czemu nie mogę bić kolegów, czemu nie mogę zabierać babci okularów... Rodzic z niemałą irytacją, jakby takie pytania były oznaką bezczelności, wyjaśnia, czasami popierając swą tezę klapsem: "Bo ci zabiorę samochodziki" "Bo nie pozwolę ci oglądać bajek w telewizji"... No przepraszam, ale jak dla mnie jest to kiepskie wyjaśnienie.

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale dzieci nie mają wrodzonego poczucia dobra i zła, empatii ani zrozumienia dla skutków swoich działań. Pytając dlaczego nie wolno czegoś robić nie pytają "co mi zrobisz" ale chcą naprawdę poznać konsekwencje swoich czynów dla innych, chcą poznać postawy systemu etycznego, w którym muszą się odnaleźć. Nie wiedzą, że jeśli zabiorą babci okulary babcia nie będzie nic widzieć i będzie jej przykro, nie wiedzą że kopanego kolegę to boli.

Takie policyjno-sędziowskie podejście dodatkowo może bardzo wcześnie zaszczepić w dziecku przekonanie, że w prawie i etyce nie chodzi o zachowanie porządku na świecie, lecz o wymierzanie kar. W takiej sytuacji przestępstwo nie wydaje się niczym złym, póki przestępca nie da się złapać. Nie chcę dramatyzować, ale wydaje mi się, że dziecko uczone, iż zły czyn ma jedynie związek z karą ma większą skłonność do późniejszego nieuczciwego życia niż dziecko uczone zastanawiania się, ile cierpienia przyniesie ich zły czyn.

Zapewne na forum są jakieś matki - może wiedzą więcej na ten temat. Czy naprawdę nie da się inaczej wychować dziecka? Czy nie rozumieją one, jeśli im się spokojnie wytłumaczy, o co tak naprawdę chodzi?


wielu rodziców ukazuje skutki złych czynów. Ośmielę się stwierdzić, że jest ich coraz więcej. Metoda wychowania oparta na autorytecie władzy - "bo nie" - już jest mało skuteczna, przynajmniej na dłuższą metę.
Problem chyba tkwi w czymś innym - mimo świadomości, że komuś sprawia się przykrość, "trzeba zadbać o swoje". Ci, którzy nie potrafią walczyć, spychani są na margines. I dlatego rodzice, nawet ci, którzy dostrzegają, że ich dziecko sprawia komuś przykrość, używają różnego rodzaju eufemizmów, by swoje dziecko wytłumaczyć wobec innych - to tylko życiowy spryt. Autorytet władzy pojawia się w kręgu rodzinnym, bo tatusiowi, mamusi i babci tak robić nie wolno. Ale innym? A czemu nie.
Nie wiem, czy widzieliście taki ''obrazek'' np. w sklepie dziecko próbuje wymusić na mamie zakup jakiegoś przedmiotu, napotkawszy odmowę rzuca się na podłogę przebierając nogami wrzeszcząc na całe gardło. Co robi mama? Ano albo zdecydowanym ruchem podnosi berbecia z podłogi, i rezygnuje z zakupów, albo ulega presji i kupuje zabawkę. W pierwszym przypadku da się usłyszeć ''nie bo nie'' i to powinno wystarczyć. Zdecydowana postawa rodzica nie potrzebuje argumentacji. Dziecko odbierze sygnał, ze nic nie osiągnie zachowując się w ten sposób. W drugim przypadku choćby rodzic użył całej masy środków sugestii nie dotrze do malucha, bo właśnie otrzymał sygnał, ze jego zachowanie działa na jego korzyść i takie sytuacje będą się powtarzały, a zdominowany rodzic pozostanie bezradny.
Zdaje się, że przy wychowaniu dzieci chodzi o to, by rodzic reagował odpowiednio stanowczo, wówczas mały manipulant szybciej zrozumie, gdzie kończą się jego możliwości.
W tym przypadku masz rację, niespełnianie kaprysów nie wymaga tłumaczenia, rodzic musi utrzymywać swój autorytet. Wydaje mi się jednak, że w przypadku poważniejszych problemów szczera rozmowa jest konieczna a utrzymanie autorytetu polega właśnie na podaniu sensownych powodów.


Złomiarz

W tym przypadku masz rację, niespełnianie kaprysów nie wymaga tłumaczenia, rodzic musi utrzymywać swój autorytet
To jest zaledwie początek wychowania człowieka. stanowczość i konsekwencja daje dobre rezultaty w każdym momencie. Dziecko nauczone posłuszeństwa będzie wiedziało, że bicie kolegów, czy robienie babci na złość jest złe, jednak rodzic musi poświęcić sporo uwagi by w porę eliminować niestosowne zachowanie. Niestety nie każdy bierze ten obowiązek w równym stopniu bagatelizując wczesne sygnały. Stosowanie kar fizycznych bez wcześniejszej rozmowy jest oczywiście błędem, dziecko ma być świadome za co i dlaczego otrzymało karę a tutaj potrzebna jest umiejętność rozmawiania z dzieckiem, na to z kolei potrzeba czasu i cierpliwości.

Nie wiem, czy widzieliście taki ''obrazek'' np. w sklepie dziecko próbuje wymusić na mamie zakup jakiegoś przedmiotu, napotkawszy odmowę rzuca się na podłogę przebierając nogami wrzeszcząc na całe gardło.

Słyszałam też gorsze przypadki. Np dziecko kiedy rodzice nie chcieli mu kupić jakiejś zabawki potrafiło wywoływać u siebie wymioty, uderzało z całej siły głowa o podłogę lub ścianę itp. Rodzice tego dziecka byli tak sterroryzowani, że kupowali dziecku to co chciało kosztem obiadu, nowego ubrania, rachunków....

Uważam, że rodzic w każdym przypadku powinien tłumaczyć dziecku dlaczego czegoś nie może. Nawet jeśli chodzi o kupowanie zabawek i innych zachcianek - krótko i zwięźle "nie bo mamusia nie ma pieniążków" i koniec rozmowy.

A tak przy okazji stanowczości. Zauważyłam że często też jest tak, że np mamusia mówi że nie kupi synkowi kolejnego samochodziku, a tu nagle mąż wyskakuje i mówi że tatuś kupi go dla swojego dziecka. To samo dotyczy sie zasad - jedna strona na coś pozwala, druga nie. Później dziecko samo nie wie jak sie zachować w danej sytuacji, co jest dobre, a co złe, za co zostanie pochwalone, a za co skarcone.

Zauważyłam że często też jest tak, że np mamusia mówi że nie kupi synkowi kolejnego samochodziku, a tu nagle mąż wyskakuje i mówi że tatuś kupi go dla swojego dziecka.
To zdarza się często, a dziecko potrafi to doskonale wykorzystać. Kiedy dziecko staje się kartą w rywalizacji między rodzicami, kto jest lepszy, to już całkowita tragedia. Później z zabawek przechodzi na inne roszczenia. Na co dzień widzę takie przypadki w szkole. Tatuś mówi nie, a mamusia tak i odwrotnie. Czy to "ślepa" miłość? A może brak rozsądku. Przecież takie działanie musi się zemścić na rodzicach.

Zauważyłam że często też jest tak, że np mamusia mówi że nie kupi synkowi kolejnego samochodziku, a tu nagle mąż wyskakuje i mówi że tatuś kupi go dla swojego dziecka. To samo dotyczy sie zasad - jedna strona na coś pozwala, druga nie
Masz rację i jeśli taka sytuacja będzie istniała(a rodzice nie będą zauważali problemu-bo myślą że nic się nie dzieje) to prędzej czy później wyrośnie na małego cwaniaczka- bo wie do której strony "uderzyć" z jakąś prośbą. Sama moge obserwować takie zachowanie na przykładziemoich"sąsiadów" z tym że u nich zauważam niekonsekwencję w wychowaniu dzieci ale to już inna sprawa...
Niestety ale często zdarza się tak że rodzice stają się zakładnikami swoich małych „pociech”. Niedawno byłem światkiem niebywałej wręcz sceny jaką urządził młody człowiek swojej rodzonej matce. Przy przechodzeniu przez ulicę, synek wyrwał się swojej mamie i na cała ulice wykrzyczał jej „odwal się !”. Słowa padły w tak niebywałej agresji i pogardzie ze aż mnie zmroziło. Pomyślałem sobie jak to możliwe ażeby rodzic tak dał sobie wejść na głowę. Czy rodzice tego nie widzą jakie błędy popełniają? To dla mnie bardzo żenujące. Osobiście sobie tego nie wyobrażam ażeby przez swoje ignoranctwo „wychować” takiego małego potworka.
Miłość rodzica często bywa ślepa. Nawet, podczas gdy ewidentnie dochodzi do przewinień, w niezrozumiały dla mnie sposób dochodzi do wyparcia i matka nie dopuszcza myśli, że dziecko zrobiło źle rozgrzeszając swoja pociechę na wszelkie możliwe sposoby.. Tak jest czasem, gdy chodzi o wybryki chuligańskie np. w szkołach. Na wszelkie alarmy ze strony nauczycieli rodzice pozostają głusi, lub obwiniają wszystkich tylko nie swoje dziecko.

Dawno temu oglądałam wstrząsający serial ’Ballada o Januszku’’. Film opowiada o bezradności matki wobec swojego jedynaka. Syn zdominował tak swoja rodzicielkę, że w zasadzie nie miała prawa głosu we własnym domu. To tylko film, ale sadzę, że w życiu dochodzi do takich sytuacji, że powstają podobne patologie zwłaszcza, gdy miłość zaślepia.
Dzieje się to tak tylko dlatego, że większość rodziców nie poświęca uwagi swojemu dziecku,gdy dochodzi do wybryków chuligańskich nagle budzą się i stwierdzają, że to nie nasze dziecko, że to niemożliwe itp. A tak naprawdę żyją pod dachem z człowiekiem o którym nic niewiedzą,i nie mają pojęcia o jego życiu prywatnym.
Czym kierują się tacy rodzice? Ja myślę, że przede wszystkim pogonią za pieniądzem i zapewnieniem bytu rodzinie. Przez co zaniedbują dziecko. Mój synek ma dopiero 11 miesięcy,wiec wszystko przed mną. Do takich wniosków doszłam obserwując moich znajomych którzy mają starsze dzieci.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •