wika
Wlasnie obejrzalem pierwszy sezon. Fantastyczna sprawa. Polecam ten serial osobom, ktorych kreca policyjne sledztwa. Bo tutaj jedno sledztwo rozciagniete jest wlasnie do rozmiarow calego sezonu. I obserwujemy wszystko. Od formalnosci zwiazanych z zalatwianiem obsady, lokum czy nakazow dla odpowiedniej jednostki, przez zmudne obserwacje i sleczenie nad nagraniami z podsluchu, po nieco bardziej spekatakularne aresztowania, wymuszanie zeznan, operacje incognito. Brzmi to po czesci nudno, ale tak tez jest w istocie - serial bardzo powoli sie rozkreca, bywa monotonny, ospaly, meczacy - jak najprawdziwsze sledztwo. Ale wraz z kolejnymi odcinkami, powoli poznajac bohaterow i odkrywajac co ciekawsze elementy sprawy, zaczynamy sie wciagac. I w pewnym momencie lapiemy sie na tym, ze serial wciagnal nas po uszy. Zasluga niesamowicie dlugiej i niespiesznej, ale rzetelnie i precyzyjnie skonstruowanej linii fabularnej.
Realizacyjnie to pierwsza polowa lat dziewiecdziesiatych. Standardowo nakrecona sensacja. Maksymalnie prosta i surowa w formie. Bez szybkiego montazu i dzikich jazd kamery. Bez wizualnych atrakcji. Nie potrafilbym jednak wyobrazic sobie The Wire nakreconego w inny sposob.
Bodajze w zadnym innym filmie lub serialu nie widzialem tak realistycznego zobrazowania dwoch srodowisk: policyjnego i czarnoskorych dilerow z biednych dzielnic. Co do tego pierwszego musialbym sie wprawdzie zastanowic, wszak filmow o glinach powstalo multum, jesli idzie o drugi jestem jednak absolutnie pewien.
Kazdy odcinek The Wire otwiera znakomity kawalek Waitsa "Way Down In The Hole". Zakochalem sie w tym utworze.
http://www.youtube.com/wa...feature=related
87%. wkrótce zaczynam.
Kazdy odcinek The Wire otwiera znakomity kawalek Waitsa "Way Down In The Hole". Zakochalem sie w tym utworze.
ja też :) cudowne.
ja też :) cudowne.
Co ciekawe, w roznych sezonach leci Way Down In The Hole w roznym wykonaniu. W sezonie pierwszym utwor ten grali The Blind Boys of Alabama (obsluchaj w miare mozliwosci) i szczerze mowiac bardziej podoba mi sie ta wersja niz wyzej zapodany performance Waitsa.
przez przypadek usunąłem torrent... K***AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!
Debiluuuu... ;)
Jakuzzi... kocham cię :)
Chyba jedyny serial [około]policyjny mogący równać się z "Shield". Czym tu się podniecać? No i co tu więcej powiedzieć?
Czym tu się podniecać?
wszystkim. shield - bez dwóch zdań znakomity - miał jednak obostrzenia w postaci braku wulgaryzmów, golizny i innych motywików. natomiast w The Wire, jak wchodzisz do klubu, od razu widzisz cycki. rozmawia dwóch gliniarzy - bluzgi latają na prawo i lewo. rozmawia szef departamentu X (garniturek, fotel ze skory) z podwładnym - to samo.
jak na razie obejrzałem raptem 3 odcinki i mogę stwierdzić, ze ten serial to czysta perfekcja. ani razu nie spytałem: "Cholera, czemu ten facet nie powiedział kurwa, skoro ja bym powiedział?" mało tego, tutaj wszyscy mówią dokładnie to, co ja bym mówił, gdybym znalazł się w takiej a takiej sytuacji :)
całość rozpisana jest na 4 sezony - tę rozciągłość bardzo dobrze widać na przykładzie postaci. z początku wiemy jedynie dwie rzeczy: jak wyglądają i czym sie zajmują. zero informacji na temat życia osobistego. z biegiem czasu wszystko sie krystalizuje. okazuje się na przykład, że ten ma małżonkę, ta jest lesbijką, ten ma taką chatę, a ten sypia na materacu w kawalerce. niektóre szczegóły potrafią zaskoczyć.
Czym tu się podniecać?
wszystkim.
Toć nie bez powodu dałem ":)", panie Mental. Zwłaszcza w kontekście pierwszego zdania i posta Mush Rooma powinno być jasne. :)
W styczniu zaczyna się piąty sezon.
A w "Shield" brakuje mi tylko fucków, pokazywanie samych piersi to taka niby golizna. :P Zresztą it's not TV, it's HBO. Wiele bym dał za "Shield" chociażby na "Showtime", ale i tak jeden sezon pozostał do końca.
kurde, Jaku, jeszcze nie widziałem czegoś więcej oprócz pierwszego odcinka ale zasysam drugi sezon w-razie-czego.
Ssij bez obaw, Des. :) Ja sezon drugi niedawno zaczalem. W przeciwienstwie do jedynki, rozkreca sie on juz na samym starcie. Mysle, ze moge juz powiedziec z pelnym przekonaniem: dwa najlepsze seriale jakie widzialem w XXI wieku, to Deadwood i The Wire.
Wychodzi na to, ze wypadaloby w koncu nadrobic Rzym.
u mnie wygląda to tak:
ROME (w życiu żaden serial nie pochłonął mnie tak jak Rzym - wybitny w każdej sekundzie. rozkręca się przez 5 odcinków, potem już nikt nikogo nie oszczędza, a drugi sezon to bezdyskusyjne arcydzieło);
THE WIRE (nie ma dnia, bym o nim nie myślał);
DEADWOOD (wiadomo - western)
THE SHIELD (mocne kino policyjne. dziwna sytuacja: więcej brutalności niż w The Wire, ale przekleństw i golizny nie ma...)
THE X-FILES (tylko i wyłącznie epizody niepowiązane z mitologią serialu)
trochę dzisiaj zabalowałem: obejrzałem z marszu 4 odcinki drugiego sezonu i muszę powiedzieć, ze serial robi sie niebezpiecznie wciągający. w życiu nie miałem do czynienia z tak misternie utkana fabula. tu wszystkie watki, z początku nieistotne, w miarę rozkwitania intrygi staja sie fundamentalne dla rozwoju śledztwa. drogi poszczególnych postaci krzyżują się ze sobą, zbiegają i rozchodzą w najmniej oczekiwanych momentach. a wszystko klasycznie i pięknie opowiedziane, jak za najlepszych czasów amerykańskiego kina, kiedy Rodriguezy i inni jemu podobni ssali sutki albo pływali w jajkach swoich tatusiów.
the wire to klasyka, panie i panowie. nie mam co do tego żadnych wątpliwości. założę sie, ze sam Pan Bog zszedł na ziemie i maczał palce w tym przedsięwzięciu. innego wytłumaczenia nie znajduję.
z bohaterów najbardziej przypadła mi do gustu Kima. świetny charakter, zjawiskowa uroda, baba nie odpuszcza żadnemu facetowi. gdybym miał pracować w policji, chciałbym mieć przy boku takiego partnera.
w życiu nie miałem do czynienia z tak misternie utkana fabula. tu wszystkie watki, z początku nieistotne, w miarę rozkwitania intrygi staja sie fundamentalne dla rozwoju śledztwa. drogi poszczególnych postaci krzyżują się ze sobą, zbiegają i rozchodzą w najmniej oczekiwanych momentach.
Nic dodac, nic ujac. Szczerze mowiac od samego poczatku zastanawialem sie, w jaki sposob te wszystkie watki zostana polaczone w jedna calosc. Bo wydawalo sie to wrecz nierealne: grupa pracujacych w dokach Polaczkow popada w konflikt z komendantem policji, rowniez Polakiem, a przyczyna tych scysji jest koscielny witraz; stary sklad policyjny jest rozproszony, najlepsi oddelegowani do gownianych zajec; wiekszosc skladu gangsterskiego siedzi w kiciu, Stringer probuje utrzymac podupadajacy interes. Powolutku jednak ten zbior odseparowanych watkow zaczyna sie zlewac w logiczna i precyzyjna calosc. I'm impressed.
Jestem zmuszony przelac na forumowe strony moje uwielbienie dla postaci Jimmy'ego McNulty'ego. Zaryzykowalbym stwierdzenie, ze gdyby Chandler pisal dzisiaj, Marlowe wygladalby wlasnie jak McNulty. Odarty z mrocznej otoczki szelmowskiego amanta z fajka w ustach. Chlejacy na umor, zdradzajacy zone, wrzod w tylku jego szefa. Ale wciaz z mocnym kregoslupem, zasadami. McNulty to facet, ktoremu w zyciu wychodzi tylko jedno i w jednym tylko jest dobry: jego praca. Potrafi sie jej oddac bezgranicznie, choc ta jest wobec niego cholernie niewdzieczna. Cala reszte swej egzystencji spieprza konsekwentnie i sromotnie. Z niedowierzaniem przygladalem sie scenie, w ktorej staral sie o druga szanse u zony, by pozniej schlac sie, rozwalic po pijaku samochod i na koncu przeleciec kelnerke z baru. Caly McNulty.
a ja jestem zmuszony napisać, ze The Wire to najlepszy prezent gwiazdkowy, jaki w życiu dostałem (dzięki Jakuzzi :)), najlepszy serial, jaki w życiu widziałem, najlepszy film policyjny i wreszcie najlepszy film XXI wieku. poza tym Oscar idzie do scenarzystów za najlepszy scenariusz, najlepsze postacie i najlepsze dialogi.
scena zamachu na tego nowojorskiego gangstera - nieprawdopodobne. Omar wpada do pokoju motelowego, rani kolesia, a koleś robi, co następuje (ważna jest kolejność):
1. najpierw pyta, czy wszystko w porządku z gorylem, który stal na czatach;
2. potem wyjaśnia Omarowi, ze nie ma nic wspólnego ze śmiercią jego chłopaka ;
3. na końcu zamyka oczy i zaczyna sie bezgłośnie modlic, poruszając wargami. niewzruszony i przygotowany na to, co za moment nastąpi
tymczasem Omar opuszcza gnata, podchodzi do szafki nocnej i wzywa pogotowie.
jesli to nie jest arcydzielo, to ja juz nie wiem, co jest.
Mnie brat Mouzon do gustu akurat nie przypadl. Postac ta pasuje bardziej do Smokin' Aces niz realistycznego w koncu The Wire.
Co innego Omar. Super charakter. Tak wypasiona postac, ze szkoda gadac.
ale ja nigdzie nie napisałem, ze koleś jest fajny :)
faktycznie, blokowiska Baltimore raczej mu nie służą. może na tle NY wyglądałby lepiej.
a Omar to kozak nad kozaki: blizna biegnąca od czoła po kącik nosa, kewlarowa kamizelka, strzelba ze spiłowaną lufą, do tego prochowiec i charakterystyczne, cwaniackie pogwizdywanie. świetnie napisana, kapitalnie zagrana, bardzo amerykańska postać.
jestem na głodzie. problemy z internetem (zablokowane porty) sprawiły, że na sezon III The Wire będę musiał jeszcze trochę poczekać :( mam nadzieje, ze łączycie sie ze mną w bólu :) pytanie do Jakuzziego: oglądasz już trzecia serie czy może przerzuciłeś się na młodzieżowe filmy w rodzaju Smokin' Aces - tak jak pisales mi na privie :)
Ogladam juz trzecia serie, ktora przeplatam z mlodziezowymi filmami pokroju Shoot'em Up. :) (obejrzyj, mowie ci:)
a Omar to kozak nad kozaki: blizna biegnąca od czoła po kącik nosa, kewlarowa kamizelka, strzelba ze spiłowaną lufą, do tego prochowiec i charakterystyczne, cwaniackie pogwizdywanie.
No i gej. Konsekwentne likwidowanie zolnierzy Stringera to wynik tego, ze ci torturowali i zamordowali mu chlopaka. A "byl on piekny", jak mowi Omar.
Konsekwentne likwidowanie zolnierzy Stringera to wynik tego, ze ci torturowali i zamordowali mu chlopaka.
a w jaki sposób to zostało pokazane? a raczej niepokazane? majstersztyk.
Jakuzzi, nie uwierzysz... odcinek ósmy, sezon trzeci.
Holland nakręciła wyśmienity odcinek - jeden z najlepszych. Pada w nim kwestia, którą zapamiętam na długo:
Avon (do Stringa): "Wiesz, jaka jest różnica między nami? Ja krwawię na czerwono, ty - na zielono".
Czemu ktokolwiek miałby w to nie wierzyć? Holland to świetna reżyserka, więc nie dziwi, że zajmuje się świetnymi serialami. Ja widziałem cały jeden odcinek i oczywiście zgadza się z wszystkimi waszymi opisami, więc dostałem to czego oczekiwałem, tylko jedno mnie troche drażni. Za dużo klną. Nie żeby mnie samo klnięci denerwowało, bo uwielbiam usłyszeć w filmie jakieś uzasadnione bluzgi, jednak tutaj, zwłaszcza w scenie w której McNulty tłumaczy się swojemu szefowi, że wygadał się sędziemu to strasznie sztucznie to wyglądało. Panowie są w miarę spokojni, a używają "fuck" nawet nie jako przecinka, tylko w każdym odstępie między wyrazami. Według mnie to już lekka przesada, spotkałem w życiu wielu często klnących ludzi, no ale nikogo w takim stopniu. Pozatym nawet ci murzyni zajmujący się dilerką mniej klną od policjantów, a to już jest podejrzane.
ja sie czuje jak u siebie :) wreszcie rozumiem, co mowia bohaterowie :)
The Wire jesli chodzi o dialogi, w tym warstwe bluzgowa, to zwyczajny, powszechnie uzywany jezyk. Bez fuckowych przegiec niczym w filmach Scorsese z jednej strony, bez cenzury z drugiej. Wsluchuje sie w kwestie wypowiadane przez bohaterow i daje sobie glowe uciac, ze policjanci tak samo zwracaja sie do siebie na komisariacie, politycy w ratuszu, a czarnoskorzy gangsterzy na ulicy. Werbalny realizm.
właśnie - werbalny :)
A co, niewerbalny to nie? ;)
Jedna rzecz mnie w pewnym stopniu zdumiewa za kazdym razem jak ogladam The Wire. Chociaz zdumiewac nie powinna, bo to w koncu normalka, rzeczywistosc, codziennosc, jak zwal, tak zwal. Mam na mysli stosunek glinarzy do pracy, zwlaszcza tych z wydzialu zabojstw. Tutaj informacja o trupie generuje pot na plecach, nie jest traktowana jako okazja do szukania sprawiedliwosci, ktora wymierzy bezwzglednie, bez zwazania na okolicznosci. Tutaj ten, komu sie trafi sprawa o morderstwo jest frajerem, bo ten komu sie upiecze moze wieczorem w spokoju isc na piwo smiejac sie z tego, komu przydzielono sprawe. Tutaj dowodcy spychaja obowiazek zajecia sie sprawa na ktorykolwiek inny wydzial czy okreg, bo nikt nie chce brac dodatkowej pracy na wlasne barki. Policjanci zabojstwem zajma sie z checia tylko wtedy, kiedy widza latwa okazje zeby dobrze wypasc przed przelozonymi. Politycy posluguja sie zwrotem wysoka przestepczosc w politycznych licytacjach, na szczere idealistycznie intencje budowania bezpiecznego miasta nie ma wlasciwie miejsca. Wyglada to wszystko posepnie, ale spojrzmy prawdzie w oczy: sciganie mordercow nie jest ekscytujace, to w pierwszym rzedzie praca niewdzieczna i przygnebiajaca. Dlaczego wiec sie zdumiewam? Bo 90% hollywoodzkich tworow prezentuje zlagodzona i wyidealizowana wizje policjanta, ktory zawsze chce, zawsze moze i zawsze sprawe rozwiaze.
bardzo lubię te scene. ciekawie rozmieszczone postaci i klimatowe oświetlenie. dosłownie przed sekundą na pierwszym planie stał gliniarz, filmowany od pasa w dół, z latarką wycelowaną w obiektyw.
a to jest Omar: chyba najlepsza postać w całym serialu. przynajmniej dla mnie. nie do zdarcia. blizna na jego twarzy nie pochodzi z charakteryzacji.
Hm, to dziwne, bo dla mnie właśnie u Scorsese klną bardziej realnie, wtedy jak są wkurwieni i mają powód, a tutaj(przynajmniej w tej scenie o której pisałem) nie mają jakiegoś strasznego powodu żeby się denerwować. Rozumiem jakby ten McNulty puścił porządną wiązankę, bo musi zostać w robocie całą noc, ale żeby w zwykłej rozmowie fuckować co dwie sekundy... No, ale może za grzeczny jestem żeby to zrozumieć
Jakuzzi, świetnie wyjaśniłeś co mi się The Wire najbardziej podoba, chociaż muszę przyznać, że przez ten realizm czasami się nudzę, ale mimo to cieszę się z tego realizmu. To sytuacja zupełnie odwrotna niż na przykłąd w takim "24", gdzie oglądając każdy odcinek siedze jak na szpilkach, jednak klnę pod nosem twórców za to, że wciskają mi takie bajeczki. W tego rodzaju produkcjach autorzy mają dwa wyjścia: albo realizm i nuda dla znakomitej większości widzów, albo zrobienie ze stróżów prawa superbohaterów i ekscytująca rozrywka dla tejże większości.
Rozumiem jakby ten McNulty puścił porządną wiązankę, bo musi zostać w robocie całą noc, ale żeby w zwykłej rozmowie fuckować co dwie sekundy...
No, nie przesadzajmy..
W tego rodzaju produkcjach autorzy mają dwa wyjścia: albo realizm i nuda dla znakomitej większości widzów, albo zrobienie ze stróżów prawa superbohaterów i ekscytująca rozrywka dla tejże większości.
Faktycznie taka dychotomie mozna w serialach obecnie zaobserwowac. I chwala ludziom z HBO, ze mimo iz mogli zainwestowac kase w kolejne Prison Brejki, Chirurgow czy Supernaturale, ktore z pewnoscia przynioslyby im krocie, decyduja sie nakrecic wybitne, powazne twory, ktore nie podpasuja gustom wiekszosci wspolczesnej widowni.
To ja po wszystkich waszych ochach i achach też sobie sięgnąłem po pierwszy sezon i mimo że obejrzałem tylko pierwszy odcinek, to coś napiszę, żeby potem po paru następnych móc skomentować, co mi się zmieniło.
Historia wierzę, że będzie ciekawa, ale na razie za wcześnie oceniać. To, co naprawdę mi się od samego początku spodobało, to ten czarny przestępczy światek, który -- mimo że niewiele jeszcze zobaczyłem -- natychmiast interesuje i wciąga. Czuje się autentyzm tych blokowisk w tym, jak oni tam się zachowują, jak mówią. Good job. Natomiast po drugiej stronie? Hmm... Ja wierzę, że taka robota w policji może się ciągnąć jak flaki z olejem, ale tak sztampowo napisanych i sztywno odegranych dialogów dawno nie słyszałem. To właściwie dotyczy wszystkich gliniarzy, których na razie widziałem. Sorry, ale jeśli chodzi o tę kwestię, którą tu ostatnio poruszyliście, to ktoś tutaj wyraźnie nie umiał pisać wiarygodnych "brudnych" dialogów. Albo aktorzy nie umieli ich odegrać. W każdym razie o ile w dialogi czarnych wierzę, o tyle gliniarze wyraźnie gadają nie tak, jakby im wnętrze podpowiadają, tylko jak w scenariuszu stoi. W każdym razie w pierwszym odcinku. Ale ponieważ wy się tutaj tak rozpływacie nad serialem, to zakładam, że dalej będzie lepiej ;) A po historii wiele sobie obiecuję. Tyle moich bardzo wstępnych wrażeń. Obaczym, co dalej.
Negrin dobrze gada, mniej więcej o to samo mi chodziło, że policjanci po prostu mają w scenariuszu że muszą przeklnąć w tym i tym miejscu, więc klną, a bluzgi to raczej coś bardziej spontanicznego i tak właśnie jest w środowisku dilerów, którzy gadają sobie na luzie i strzelą jakimś fuckiem dlatego żeby być cool, albo gdy ich coś wkurzy. W ogóle wszystkie sceny z udziałem murzynów są świetne. O niebo lepsze od tych z biur policji.
na początku rzeczywiście gliniarze wpasowują sie w role i w zestawieniu z dilerka wypadają tak se. potrwa to jakieś 3-4 epizody, zanim na dobre sie rozkręcą. ale żeby od razu określać ich mianem: "najbardziej sztampowych" to spora przesada. widziałem w życiu od cholery filmów/seriali policyjnych i aktorstwo w the wire uważam za wybitne. niemniej pierwsze wrażenie może nie być najlepsze. Jakuzzi potrzebował bodaj pięciu epizodów, ja natomiast trzech, aby ostatecznie przekonać sie do potęgi serialu. gdybym miał wymienić zalety produkcji, to dialogi pojawiłyby sie zaraz obok "charakterów" jako jej najmocniejsze punkty.
Dlatego też specjalnie opisałem wrażenia po pierwszym odcinku, żeby potem ewentualnie opisać, jak mi się zmieniło :)
I nie mówiłem, że "najbardziej" sztampowe, tylko że takich dawno nie słyszałem. Ale wiem, że jest dużo gorszych :)
w takim razie oglądaj i syć oczy/uszy jednym z najwspanialszych seriali wszech czasów :)
Po czterech odcinkach mogę powiedzieć tyle, że się wczułem. Serial nie jest wolny od wad, ale daje radę, a i do policjantów można się przekonać, kiedy się ich już lepiej pozna. A co do wszystkich bluzgów to na plus zaliczam autoparodystyczną scenę, kiedy McNaulty z partnerem badają mieszkanie po dziewczynie zastrzelonej przez D'Angelo, przez parę minut świetnie się porozumiewając przy użyciu jednego, jedynego słowa na cztery litery :) A tak w ogóle co do scen, to cholernie mi się podobała taka scena w sumie trochę "obok": kiedy D'Angelo uczy kumpli reguł szachów. Rzeczywiście rewelacyjnie napisany dialog.
Dlaczego autoparodystyczna?
no wlasnie - czemu? :)
Swoja droga Mental, ide o zaklad, ze na poczatku dziesiatego i na koncu jedenastego odcinka podnieciles sie niczym cap z trzema palantami. :) Toz to western w najczystszej postaci! A kadrowanie od razu rodzilo skojarzenia z Leone i Delli Colli.
No jak to dlaczego? Przecież scena (w warstwie werbalnej, znaczy się) nie jest na poważnie i ja to odebrałem jako takie mrugnięcie okiem jeśli chodzi o język, jakim posługują się bohaterowie. Że niby za bardzo się wczytuję? Jeśli tak, to wasza wina :P
Jakuzzi: do dzisiaj mnie jaja bola, tak sie wtedy podniecilem :)
Negrin: dla mnie to bylo zupelnie naturalne. dwóch kolesi na miejscu zbrodni, podjarani dochodzeniem i możliwością odkrycia przełomowego dla śledztwa dowodu, nawijają w tej samej konwencji. tez miewam podobne momenty, zwłaszcza gdy czego szukam, podpalony perspektywa znalezienia tej rzeczy.
Przecież scena (w warstwie werbalnej, znaczy się) nie jest na poważnie i ja to odebrałem jako takie mrugnięcie okiem jeśli chodzi o język, jakim posługują się bohaterowie.
Owszem, ta scena jest zabarwiona humorem, ale autoparodia? Jakim to niby jezykiem posluguja sie w serialu bohaterowie, ze mamy w tej scenie 'mruganie okiem'? Tak, za bardzo sie wczytujesz. ;)
No i uporałem się z pierwszym sezonem. I usiłuję dociec, dlaczego właściwie mi się ten serial dobrze oglądało :) Chyba mógłbym powiedzieć, że to jest cholernie solidny serial -- o, to chyba dobre określenie. Bo w zasadzie nie jest ani strasznie ciężki, ani strasznie lekki, ani nie wciska w fotel realizmem (wbrew pozorom), ani napięciem, ani intrygą, ani tym bardziej akcją. Postacie dość angażujące, ale jednak szablonowe. Dialogi -- po początkowych kłopotach -- rzeczywiście wydźwignęły się na dobry poziom, są wiarygodne i niesztuczne, ale też (poza pojedyńczymi przypadkami) nie błyszczą jakimś niesamowitym blaskiem. Więc dlaczego w zasadzie oglądałem odcinek za odcinkiem, a teraz właśnie za chwilę siadam do drugiego sezonu? :) No właśnie dlatego, że to jest solidna pozycja. I to chyba właśnie jest jej siła.
ani nie wciska w fotel realizmem (wbrew pozorom)
mógłbyś to rozwinąć? i przy okazji podać tytuł filmu, w którym działania policji przedstawione sa z "większym realizmem"?
Dum dum dumm. Mental nie rychliwy, ale sprawiedliwy ;)
Enyłej, chodziło mi mniej więcej o moje ogólne odczucie, że serial bardziej ma WYGLĄDAĆ na realistyczny, niż w rzeczywistości jest realistyczny. Oczywiście to założenie jest jak najbardziej w porządku i niemal każda produkcja z gatunku realistycznego kina/telewizji wychodzi właśnie od niego, ale w sumie chodzi o to, żeby widzowi ta powyższa myśl nie przyszła do głowy :)
Oczywiście w grę może wchodzić również fakt, że zanim się zabrałem do serialu, czytałem tutaj o tym żmudnym śledztwie itd, więc spodziewałem się, że będzie jeszcze sporo żmudniejsze, niż się w istocie okazało.
Bedę mógł uzupełnić to ogólnikowe wyjasnienie o bardziej szczegółową argumentację, kiedy powrócę do serialu. Utknąłem gdzieś na początku drugiego sezonu, zawiesiłem, bo chyba zacząłem oglądać coś tam innego, i na razie jakoś nie miałem nastroju na powrót ;)
I nie, nie mogę podać tytułu filmu, bo mnie nie chodziło o porównywanie X do Y. Tylko po prostu o bardzo ogólne wrażenie, jakie odniosłem.
koncze ogladac sezon 4 i ciagne piaty. sezon czwarty ani na moment nie schodzi poniżej poziomu, który z braku lepszego nazewnictwa określam mianem "dojebanego do pieca". detektyw McNaulty występuje ledwo w epizodach, jego miejsce zajmują bohaterowie, którzy wcześniej odgrywali role marginalne i wywiązują się z powierzonych zadań wzorcowo.
z ciekawostek: nauczyłem się nowego przekleństwa. kandydat na burmistrza miasta Baltimore taką oto wiązankę puścił w emocjach: mother-sucking-cock-fuckers:)
detektyw McNaulty występuje ledwo w epizodach
Uu, smutno slyszec.
Ja sezon drugi niedawno zaczalem. W przeciwienstwie do jedynki, rozkreca sie on juz na samym starcie.
Z tym sie zgodzić nie mogę. Serial jest rzeczywiście fantastyczny, ale drugi sezon rozkręca się prawie tak samo wolno jak pierwszy-najpierw jest bardzo powolne wprowadzenie całkiem nowych charakterów (port), dowiadujemy się też, co robią McNulty i reszta spółki, pojawiają sie jakies nowe morderstwa, które zwiaztują dopiero, o co będzie chodzić w tej serii; takie prawdziwe śledztwo zaczyna sie dopiero chyba w 5 odcinku (a więc podobnie jak w pierwszym sezonie). Z tego, co czytałem, każdy sezon zaczyna się w ten sposób.
Aha, dla mnie najlepsza postac dwóch pierwszych sezonów to D'angelo.
Zalezy jak rozumiec "rozkrecanie sie". Wedlug mnie sezon drugi wkracza na wlasciwe tory o wiele szybciej niz sezon pierwszy. Tym bardziej, ze znamy juz spora czesc bohaterow.
Zreszta, sezon pierwszy to i tak betka przy sezonie czwartym (niedawno skonczylem), ktory "rozkreca sie" dopiero w trzech ostatnich odcinkach. Ogladajac ten sezon mialem wrazenie, ze tworcy buduja solidnie, acz bardzo powolutku preludium dla megawypasionego i wienczacego wszystko sezonu piatego. I ostatnie odcinki czworki zdaja sie te wrazenie potwierdzac. Problem w tym, ze ogladajac czwarty sezon, mozna momentami pomyslec, ze oto na ekranie leci serial Baltimore, a nie The Wire. Sporo tu polityki od kuchni, sporo problematyki edukacji dzieci z marginesu spolecznego, a signum specificum The Wire, czyli policyjnego sledztwa nie ma praktycznie wcale. Ogolocona z ludzi jednostka podsluchowa dziala na pol gwizdka z mizernymi efektami. Bunk poszukuje kilki trupow, ale nie moze ich znalezc az przez dziewiec odcinkow. Na plan pierwszy wysuwaja sie zatem postacie nowe, z glownym sledztwem, przynajmniej poczatkowo, w zaden sposob niezwiazane. Trzeba przyznac, ze wszystko to poteguje efekt realizmu - sledztw nie cechuje wszakze cyklicznosc, bywaja przestoje, problemy, itd. Ale z drugiej strony sezonowi czwartemu brakuje troche kopa, miesa. Dlatego uwazam, ze jest to sezon najslabszy z dotychczasowych. Oczywiscie najslabszy The Wire to i tak poprzeczka nie do przeskoczenia dla wiekszosci seriali, tym bardziej, ze trzy jego ostatnie odcinki, w ktorych wszystko wreszcie ladnie sie zazebia, wciagaja jak jasna cholera.
Możesz zrozumieć moje zdziwienie, jak w trakcie drugiego sezonu wszedłem na sekcję cast and crew na oficjalnej stronce serialu i zobaczyłem całą masę kompletnie nowych postaci (dziennikarze, politycy), o których nie było wcześniej w ogóle mowy. Zdecydowanie się na coś takiego przez twórców oznacza właśnie powolne wprowadzanie w każdy sezon-jest to chyba pierwszy taki przypadek w historiii seriali, ale patrząc na jego sukces nalezy się spodziewać innych seriali tego typu.
Dla mnie to jest strasznie ciekawa tematyka-od czasów wykladu prof. Kczorowskiego "Nauka o państwie", który mialem na studiach bardzo interesuje się tematyką szeroko pojętej państwowości, a USA to przecież bardzo ciekawy przypadek. Dla mnie pozostale 3 sezony będą więc na pewno ciekawsze niż poprzednie.
Aha, obejrzyjcie sobie koniecznie In The Valley of Ellah;kolejny symboliczny film o USA z T.Lee Jonesem i J. Brolinem (tym razem czasy współczesne), ten drugi gra jednak krótko, tak samo jak inny wielki talent w tym filmie Jason Patric. IMO ten film tak samo jak The Wire pokazuje obecny kryzys amerykańskich instytucji; jest kilka podobnych motywów, co w Wire; ogólnie rewelacja z niesamowitą kreacją Tommy'ego (gdyby nie TWBB na pewno byłby Oscar). ITVOE ma umnie 10/10, a Juno ledwie 3/10-Akademia sie IMO strasznie pomyliła w tym roku.
Po przerwie na Odróconych wrócilem do The Wire-szykowałem się na ciężką przeprawę przez pierwsze kilka odcinków S03, a tu niespodzianka-od razu jest akcja, pierwsze 4 odcinki mnie po prostu rozwaliły-wielka telewizja, jeszcze czegoś takiego nie widziałem (jestem w pozytywnym szoku). Jest wprawdzie kilka nowych postaci, ale sa oni wplecieni w siatkę postaci z pierwszych dwóch sezonów, więc ogląda się to lepiej niż
początek S02.
Teraz jadę do końca-trzy sezony z rzędu (piękna akcja, panie poruczniku).
w The Wire wstawki stricte humorystyczne naleza do rzadkosci. ale ogladajac ponizsza scene, niemal poplakalem sie smiechu. facet po lewej - Lester Freeman - to bardzo stateczny, opanowany, małomowny gosc, nietryskajacy jakims szczegolnie blyskotliwym dowcipem. tym bardziej zaskakujaca byla dla mnie jego przekozacka reakcja.
mishi gishi gushi gushi mishi mashi mushi motherfucker
English, motherfucker!
Bezcenne. :)
Pełna kolekcja The Wire za... 90$:
http://www.amazon.com/Wir...29876970&sr=1-1
Skonczylem wlasnie pierwszy sezon i jestem w trzecim odcinku drugiego. Arcy-kurde-dzielo. Te dialogi! Ta surowosc! Bezkompromisowosc! Jesli dzieciak zagraza interesom gangsterow - zginie. Fabula wspaniale rozlozona na odcinki i wlecze sie niemilosiernie, co pozwala identyfikowac sie z gliniarzami i poniekad uczestncizyc w sledztwie, ale takze meczym sie nim razem z nimi. Wspaniala rzecz.
Dodatkowym atutem jest napewno swietny zespol aktorski. Kazdy pasuje do swojej roli idealnie, nie ma w serialu slabych kreacji nawet jak ktos sie uprze zeby taka znalesc.
McNulty i Freamon wymiataja :)
Frankie Faison jest IMO zdecydowanie najsłabszym aktorem serialu - widać sztuczność jego gry (aż ociera się o śmieszność).
Wire oglądałem tuz po Sopranos i właśnie gra Faisona raziła mnie najbardziej, choć ogólnie (biorą pod uwagę średnią) Sopranos ma IMO lepsze aktorstwo od Wire.
Zamiast nowych seriali zdecydowałem się robić sobie powtórki (na Youtube) z The Wire i Sopranos.
Odnośnie tego pierwszego: muszę stwierdzić moje oburzenie Waszym zachwytem nad postacią Omara - gej (nie lubię homoseksualizmu - dla mnie to jest po prostu pójście na łatwiznę i mam w dupie polityczną poprawność), kapuś, straszny tytonista (nie palę fajek od 12 lat i uważam, że tytoniści są bardziej skłonni kapować), wywrotowiec; ogólnie poddałbym tą kurew ostrym torturom, tak jak chłopaki potraktowali Brandona.
(nie lubię homoseksualizmu - dla mnie to jest po prostu pójście na łatwiznę i mam w dupie polityczną poprawność)
Fakt, w końcu życie homoseksualistów jest znacznie łatwiejsze niż życie hetero. ;)
Postac Omara, z gejostwem czy bez, wraz jest bardzo zlozona i oryginalna. Wszelkie twoje "przeciw" sa z dupy i po prostu brak slow. Nowak, tak w ogole, kogo obchodzi czy nie lubisz papierosow i od kiedy ich nie palisz? Normalnie co, do kur..?
nie lubię homoseksualizmu - dla mnie to jest po prostu pójście na łatwiznę
Jak to? Przeciez odbyt jest ciasniejszy.
kapuś
Przypomnij mi kogo Omar wykapowal?
Jak to? Przeciez odbyt jest ciasniejszy.
nie wiem, co powiedzieć. zabiłeś mnie.
megarotfl jakuz
Jakuzzi jak zwykle nieprzygotowany do dyskusji zapomniał o ustach!
Omar sprzedał Birda (S01) - no po prostu miałem ochotę wskoczyć do ekranu i zrobić mu z mordy kwaśne jabłko.
Nie chodziło mi o to, że seks gejów jest łatwiejszy, ale dużo łatwiej porozumieć się w ramach jednej płci - dużo łatwiej, bowiem kobiety mają przesłonione wszystko instynktem macierzyńskim (zobaczcie, co się stało z Rihanną, która chciała ostatnio złapać Chrisa Browna na dziecko - pięknie ją Chris za to załatwił), dużo łatwiej kontrolować emocje w homoseksualnym związku.
Omar - frajer, pedał, potencjalny pedofil (te teksty do Micheala w S05-brrrrr) i w dodatku okrada swoich.
Post zedytowany. Skoncentruj sie na serialu, osobiste wynurzenia i pozaserialowe przemyslenia daruj.
Omar - frajer, pedał, potencjalny pedofil (te teksty do Micheala w S05-brrrrr) i w dodatku okrada swoich.
Nie okrada swoich, tylko gangi.
bo omar to robin hood:)
Omar sprzedał Birda (S01) - no po prostu miałem ochotę wskoczyć do ekranu i zrobić mu z mordy kwaśne jabłko.
Co z tego? Bird to smiec i morderca, nalezalo mu sie.
http://www.youtube.com/wa...e=rec-fresh+div
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Wczoraj nie miałem czasu, żeby wkleić te sceny. One świadczą o Omarze jak najgorzej - i niestety przez to także o was.
"Nie okrada swoich, tylko gangi."
Swoich w sensie: Murzyni - przecież normalnie czarni trzymają się razem, a ten faggot zdradził czarnych na rzecz systemu (należącego wtedy do białych).
Omar to nie Robin Hood - nie widziałem, żeby komuś pomagał; wiemy tylko, że płaci temu Butchie (dobry był tekst Snoop do Butchie: "Fuck the register old man" - piekne to było), a tak to zależy mu tylko na tym, żeby Brandon (albo inna męska lala) zapiął go w tyłek.
Post zedytowany. Znowu..
Swoich w sensie: Murzyni - przecież normalnie czarni trzymają się razem
Jasne, i nigdy Murzyn nie zabil drugiego Murzyna, ani gang czarnoskorych nie walczyl z innym czarnoskorym gangiem.
Widać Jakuzzi, że nigdy nie jeździłeś na mecze - nienawidzące się firmy, które normalnie walczą przeciwko sobie zawsze łączą się w walce przeciwko policji.
I tak samo jest z czarnoskórymi vs. "the white man" - za dobrze znam historię USA, żeby dać się Tobie przekonać, że jet inaczej; poza tym od ponad 10 lat regularnie oglądam Jay Leno, Letterman Show i Conana (którego Ty chyba tez lubisz) i wyrobiłem sobie w tej kwestii opinię.
poza tym od ponad 10 lat regularnie oglądam Jay Leno, Letterman Show i Conana (którego Ty chyba tez lubisz) i wyrobiłem sobie w tej kwestii opinię.
Słuchajcie. Jeśli ktokolwiek jest zdania, że na tym forum kiedykolwiek pojawił się genialniejszy użytkownik, to niech się schowa. Nowak na prezydenta, prymasa i ministra spraw wewnętrznych! Analiza relacji między czarnoskórymi gangami na podstawie wieczornych talk shows: Bez. Cen. Ne. W tym tygodniu nie zobaczę w Internecie nic lepszego.
Akruat właśnie talk-shows dużo uczą, bowiem tam w zasadzie nie ma grania czy udawania (no chyba, że jest to Borat); często dostrzegałem zażenowanie poszczególnych talk-show hostów, gdy rozmowa schodziła na temat rasizmu czy pozycji czarnoskórych w USA.
Albo np. stand-upy Dave Chapelle-obczajcie, że na jego pierwszych oficjalnych stad-upach nie było białych w ogóle; później zaczęli się pojawiać (oczywiście w zdecydowanej mniejszości), ale np. taki Katt Williams nadal przyciąga tylko czarnych.
Zresztą, co tu dużo pisać - na poparcie mojej tezy (że Omar zdradzał swoich) proszę obejrzyjcie sobie filmik na YouTube p.t. "Bunk chides Omar", w którym Bunk (jak na psa nawet spoko) tak samo ocenia Omara ("once w ehad a community, but.... predatory motherfuckers like you".)
tak samo ocenia Omara ("once w ehad a community, but.... predatory motherfuckers like you".)
Tak kwestia nie ma nic wspolnego z tym, o czym mowiles wczesniej.
Ktoś ma tytuł kawałka z końcówki ostatniego odcinka pierwszego sezonu?
Jesse Winchester - Step by Step
j.d. williams (bodie z the wire) w teledysku ghetto gospel 2paca:
ghetto gospel
Mnie brat Mouzon do gustu akurat nie przypadl. Postac ta pasuje bardziej do Smokin' Aces niz realistycznego w koncu The Wire.
Cytuję pierwszą stronę tematu. : )
Dla mnie brat Mouzon to jedyna wada serialu. Jest zwyczajnie przerysowany i odstaje od całej reszty. A już na maksa zirytowała mnie scena opisywana przez Mentala.
scena zamachu na tego nowojorskiego gangstera - nieprawdopodobne. Omar wpada do pokoju motelowego, rani kolesia, a koleś robi, co następuje (ważna jest kolejność):
1. najpierw pyta, czy wszystko w porządku z gorylem, który stal na czatach;
2. potem wyjaśnia Omarowi, ze nie ma nic wspólnego ze śmiercią jego chłopaka ;
3. na końcu zamyka oczy i zaczyna sie bezgłośnie modlic, poruszając wargami. niewzruszony i przygotowany na to, co za moment nastąpi
Idiotycznie wyglądająca na tle namacalnego wręcz realizmu innych postaci i sytuacji.
Obecnie skończyłem 3 sezon i powoli zabieram się za czwarty. Zdecydowanie najbardziej do gustu przypadł mi drugi (w którym półświatek polskich portowców odgrywa chyba najważniejszą rolę :)). Ma masakrujące głowę zakończenie z cudną muzą i najlepszą, dotychczas, postać Ziggyego.
(Tak, to kaczka :))
Koleś awansował w mojej głowie od maksymalnie wkurzającego gnoja do najbardziej tragicznej postaci w całym serialu.
do najbardziej tragicznej postaci w całym serialu.
Wstrzymaj sie z ta ocena do czasu, az dojdziesz do sezonu piatego.
Jak pisałem, chodzi mi o to co dotychczas obejrzałem. ; )
EDIT
Ostatni odcinek 4 sezonu to taran. Kilka równolegle rozgrywających się tragedii w bożonarodzeniowej otoczce. Im dłużej oglądam serial, tym bardziej upewniam się że kompletną opinię będę mógł wyrazić dopiero po obejrzeniu całości. Fabularnie i ideologicznie to bardzo skondensowana rzecz, trudno napisać coś wiarygodnego po jednym czy dwóch sezonach. Spoiler:
Chciałbym tylko zapytać co sądzicie o finale postaci Bodiego? Nie wiedzieć czemu, ale jego śmierć mnie ruszyła bardziej niż cokolwiek dotychczas. W sumie trudno powiedzieć czemu, notabene - sam sobie wybrał jak skończy, mało jest alternatyw dla dzieciaków z getta, ale są inne niż dilerka. Jak widać, dokonał mylnego osądu (scena z grą w szachy z pierwszego sezonu) i skończył z twarzą w chodniku za próbę sprzedania Marlo i jego ekipy. Ot, kolejny człowiek zmiażdżony przez tryby "systemu" (system, serialowy, różnie się nazywa ale zawsze nosi te same cechy). Mimo wszystko - czułem sympatię dla tej i postaci nieźle mnie zdołowała jej śmierć.
Spoiler:
bodie był chujem, miał na sumieniu ofiary, ale widać, że pomału pękał, że chciał sypać i wygrzebać się z gówna, w którym tkwił po uszy. szkoda go, bo to nie był taki typowy bezideowy pionek. po prostu bozia nie dała mu więcej czasu na zastanowienie. zdarza się i tak.
Spoiler:
ale widać, że pomału pękał, że chciał sypać i wygrzebać się z gówna, w którym tkwił po uszy. szkoda go, bo to nie był taki typowy bezideowy pionek.
W sumie to masz rację. Ale mnie go głównie było szkoda bo do zeznań popchnęła go śmierć kumpla. Bodie postanawia zeznawać i dostaje kulkę, jedyna pozytywna życiowa decyzja kończy się dla niego śmiercią. Bezlitośnie się los z niektórymi obchodzi.
Tak swoją drogą, szkolna ekipa z 4 sezonu to chyba kilka najlepiej i najbardziej niebanalnie nakreślonych charakterów w historii telewizji. W pierwszym odcinku widzimy stereotypową paczkę, z bogatym kozakiem, biednym chłopcem do bicia, cwaniakiem ciągle kombinującym kasę itd. Podczas gdy ostatni odcinek jest tak bezlitosny w przeinaczaniu i demaskowaniu tych oczywistości że aż zagwizdałem z uznania.
Tak swoją drogą, szkolna ekipa z 4 sezonu to chyba kilka najlepiej i najbardziej niebanalnie nakreślonych charakterów w historii telewizji. W pierwszym odcinku widzimy stereotypową paczkę, z bogatym kozakiem, biednym chłopcem do bicia, cwaniakiem ciągle kombinującym kasę itd. Podczas gdy ostatni odcinek jest tak bezlitosny w przeinaczaniu i demaskowaniu tych oczywistości że aż zagwizdałem z uznania.
do nazywania takich rzeczy służą trzy litery: H B O
[ Dodano: Nie Cze 14, 2009 23:08 ]
dla mnie najważniejszy i najwybitniejszy serial w dziejach telewizji.
Eh, a kiedy mowilem tak tobie pare tygodni temu w prywatnej korespondencji, nie zgodziles sie utrzymujac, ze The Shield lepsze.
the shield to mój ulubiony serial. ale jeśli ktoś mnie zapyta o najlepszy, nie zawaham się - THE WIRE.
EDIT
koniecznie obejrzyjcie poniższy klip. 5 minut was nie zbawi, a dostaniecie w zamian jedną z najbardziej... umówmy się, że humorystycznych scen wszech czasów. całość jest po angielsku, ale dowcip zrozumie chyba każdy. pierwszy odcinek sezonu piątego, spojlerów brak:
the bigger the lie, the more they belive
Machine is never wrong, son.
[ Dodano: Wto Cze 16, 2009 20:30 ]
Machine is never wrong, son.
Piękna rzecz, zwłaszcza pełna skupienia mina Jaya kiedy "obsługuje" maszynę. : )
Way Down In The Hole:
Zdecydowanie najbardziej podoba mi się opening 2 sezonu. Ze względu na Waitsa i portowe widoczki. Potem 5 sezon, bo nuta klawa. Resztę przewijałem.
Jestem na poczatku 3 sezonu i coraz bardziej mnie wciaga. Swietna rzecz. Rozwalil mnie drugi odcinek 3 sezonu z walkami psow, jak przesluchiwali Sera Ciekaw jestem czy bedzie lepszy od Szilda.
W ogóle humor w The Wire to ciekawa sprawa. Sama fabuła raczej do dowcipkowania się nie nadaje, ot żmudna robota detektywa, walka z bezdusznym systemem itd. ale serial jest bardzo nienachalnie naszpikowany takimi humorystycznymi scenkami. Wynika to chyba z miejsca akcja, duże instytucja z przeważającą męską kadrą to prawie zawsze gwarancja masy niewybrednych żartów. ; ) Nigdy nie zapomnę rozmowy Jaya z Rawlsem z pierwszego sezonu. Ten pierwszy wchodzi do biura szefa, siada na fotelu i opowiada jak to próbował zwalić sobie konia, kiedy przed oczyma pojawiła mu się twarz McNultyego, miazga. : ))
EDIT
http://en.wikipedia.org/wiki/The_Corner - Co dobrego możecie mi o tym powiedzieć? HBO, Simon a fabuła brzmi jak skrzyżowanie losów Bubblesa i rodziny Mikea. Więc generalnie zapowiada się dobrze.
I gdzie można znaleźć spis tego typu rzeczy - http://www.youtube.com/watch?v=0uzbmCWGHF8 , http://www.youtube.com/watch?v=g9eVsUgKczE
http://en.wikipedia.org/wiki/The_Corner - Co dobrego możecie mi o tym powiedzieć? HBO, Simon a fabuła brzmi jak skrzyżowanie losów Bubblesa i rodziny Mikea. Więc generalnie zapowiada się dobrze.
Glut, trzymaj sie tematu, bo bede kasowal.
Dobra, po prostu to wydało mi się najwłaściwszym miejscem na zapytanie. Ale cieszę się że odpisałeś Jakuzzi, musiałbym 3 raz tego samego posta edytować. : )
Spoiler:
Dwie rzeczy. Pierwszy to kwestia homoseksualizmu Rawlsa. Widzimy go dosłownie przez kilka sekund w jakimś gejowskim klubie w koszuli w kwiaty i drinkiem w ręce. : ) Moim zdaniem informacja zupełnie zbędna, bo w żaden sposób nie rozwijająca postaci a do tego jeszcze nie rozwiązana. Tylko 5 sekund kilkunastogodzinnego serialu. Wygląda jakby ludki postanowili coś zacząć i zabrakło im czasu. : ) Druga rzecz to końcówka końca czyli montaż muzyczny na koniec ostatniego odcinka piątego sezonu. Kapitalny jest, ale jednak zbyt dosłowny. Rozumiem że przez 5 lat ludzie pozapominali, ale dla mnie to wciąż bardzo świeże wspomnienie - Omar, który postrzelił z dubeltówki gangstera w kolano - Michael robiący DOKŁADNIE to samo. Detektyw, którego imienia nie pamiętam : ), lądujący u tego samego sędziego z taką samą prośbą co McNulty na początku. Generalnie to niezły czad że Simon sugeruje że wszystko zatacza koło, ale jednak można by wykonać to nieco bardziej delikatnie.
http://www.ew.com/ew/article/0,,1333799,00.html - Stephen King o 4 sezonie The Wire.
The Wire keeps getting better, and to my mind it has made the final jump from great TV to classic TV — put it right up there with The Prisoner and the first three seasons of The Sopranos. It's the sort of dramatic cycle people will still be writing and thinking about 25 years from now, and given the current state of the world and the nation, that's a good thing. ''There,'' our grandchildren will say. ''It wasn't all Simon Cowell.''
Moim zdaniem informacja zupełnie zbędna, bo w żaden sposób nie rozwijająca postaci a do tego jeszcze nie rozwiązana. Tylko 5 sekund kilkunastogodzinnego serialu. Wygląda jakby ludki postanowili coś zacząć i zabrakło im czasu.
Grzebiesz tam, gdzie nie trzeba, Glut. Zadam ci pytanie, na ktore odpowiedz sobie sam: czy naprawde chcialbys aby tworcy tego serialu rozwineli watek drugiego, gejowskiego zycia, Rawlsa? To by zakrawalo na obyczajowe blubry, od ktorych The Wire stroni. Po co zatem w ogole ten krotki fragment? W mojej ocenie to po prostu taki maly serialowy zarcik.
king tradycyjnie w mega dobrej formie jako recenzent. zgadzam się z każdym jego słowem - świetny tekst!
Season 4 of The Wire is a dazzling three-ring circus of interwoven plot threads, and its take on America's drug war makes Miami Vice look like a Saturday-morning cartoon.
co za gość:)
But it wasn't Marlo who kept me riveted, or kept me plugging HBO's semidefective preview discs into my DVD player with increasing dread and fascination; that honor belonged to Marlo's hired hit team of Chris (Gbenga Akinnagbe) and Snoop (Felicia Pearson). The latter is perhaps the most terrifying female villain to ever appear in a television series. When you think of Chris and Snoop, think of John Allen Muhammad and Lee Boyd Malvo, only smart.
W mojej ocenie to po prostu taki maly serialowy zarcik.
No właśnie, tylko po co? Mogliby sobie pożartować na jakikolwiek inny temat, sugerowanie homoseksualizmu Ralwsowi sprawia że czekam na jakieś rozwinięcie. To jest cholernie ważna informacja na temat jednej z ważniejszych postaci w serialu, słaby temat do żartów. : )
EDIT
Przemyślałem parę spraw. : )
A co mnie obchodzą alkoholowe i rodzinne problemy McNultyego albo Greggs? Albo że gdzieś mam życiowe problemy przygłupa Ziggyego Sobotki. Toż wątek kapitana Policji - Geja pasuje do Kabla jak cholera.
McNulty i Greggs to w zasadzie glowni bohaterowie serialu. Ograniczona (bo przeciez nie mozna powiedziec, ze obszerna) ekspozycja ich zycia osobistego jest potrzeba po to, zeby ich lepiej poznac. Po co nam ekspozycja Rawlsa, postaci z dalszego drugiego planu? Taki zabieg rozrzedzalby jedynie fabule, skoncentrowana przede wszystkim na intryge i sledztwo.
A czy rdzeniem The Wire sa postacie, to kwestia dyskusyjna.
Nie zgadzam się zupełnie.
szkoda, bo jakuz ma racje:) poza tym czy zwróciłeś uwagę, że podobna, równie zdawkowa informacja na temat życia osobistego/przeszłości jednej z drugoplanowych postaci wychodzi z ust 'proposition' joe w rozmowie z hercem (5 sezon) i dotyczy ervina burrella? że śpiewał w chórze i był kiepawym uczniem? co więcej, zarówno burrell, jak i rawls piastują w serialu te same kierownicze etaty urzędnicze, a my nagle, ni stąd ni zowąd, dowiadujemy się o pozornie nic nieznaczących szczegółach z ich życia, które mogłyby przynajmniej jednego z nich łatwo skompromitować. ty znasz ich sekret, bohaterowie w serialu nie. to raz. dwa: wiedza, że burrell śpiewał w chórze, a rawls to pedzio powoduje, że trochę inaczej spoglądam na te rozkazujące, manipulujące i wywyższające się ponad innych persony.
Dobra, ostatni argument mnie jako tako przekonuje.
Wstrzymałem się i zdania nie zmienię. : )
Czyli ze co, ze niby Ziggy jest najbardziej tragiczna postacia The Wire? Trudno sie z tym zgodzic. Zwlaszcza, jesli ma sie w pamieci losy takich bohaterow serialu, jak Spoiler:
Omar i D'Angelo, czy chocby nawet Bodie lub Dukie.
Ziggy poszedl za kratki przez wlasna glupote. Od poczatku bylo zreszta wiadomo, ze koles ma nierowno pod sufitem. Naturalnie, w toku serialu okazalo sie, ze to jednak nie jest taki jednoznaczny idiota, ale wciaz idiota.
W The Wire nikt nikt nie jest przerysowany (poza nieszczęsnym bratem Muzo, czy jak mu tam).
Spoiler:
Omar? Plizz, śmierć Omara nie ma nawet procenta dramaturgii finału Ziggyego. Bodie, fakt faktem tak samo jak Ziggy, sam sobie winien. D'angelo to niezłe porównanie, tylko że Barksdale zwyczajnie nie pasował do świata, w którym się znalazł i skończył jak skończył - proste. Ziggy natomiast ... kurde, po prostu za każdym razem gdy odpalam sobie scenę, w której siedzi on w samochodzie i próbuje zapalić fajkę kończę z mózgiem na podłodze. Kwestia subiektywnej oceny, i guess.
Ale nie rozmawialismy o dramaturgii, tylko o tragizmie.
Spoiler:
W takim razie: nie, postać Omara nie jest tragiczna. Jego przyjaciel został zabity, a on musi wrócić i się zemścić - żadnych rozterek, gra według własnych reguł. No ale jeżeli tak gadamy, to D'angelo i Ziggy spokojnie mogliby wylądować na tej samej półce, inna sprawa że finał tego drugiego o wiele bardziej mnie trzepnął.
drugą przygodę z The Wire postanowiłem rozpocząć nie po bożemu, lecz od środka - od sezonu 3. w ostatnim odcinku tegoż wytropiłem najlepsze kadry. poniżej dwa moje ulubione:
kurde, dobry serial w ryj! chyba najmądrzejsza rzecz, jaką w życiu widziałem.
lecz od środka - od sezonu 3.
Moim zdaniem nic jednak nie przebije 2 i 4 sezonu.
Spoiler:
Fajne kadry dałeś. W ogóle miejscówka, w której sprzątnęli Bella jest cholernie klimatyczna.
Moim zdaniem nic jednak nie przebije 2 i 4 sezonu.
dla mnie najlepsze to 3 i 5.
co do 4 - za pierwszym razem go nie doceniłem, ale po przeczytaniu recki kinga wiem, że muszę obejrzeć raz jeszcze i... zrewidować poglądy. king dotknął spraw, które albo zignorowałem, albo byłem za głupi, żeby je zauważyć.
U mnie przoduje 2 ze względu na portowców. To kolesie, którzy od czasu do czasu, wywieźli na lewo kontener z portu i to wszystko. Cholernie nieprzyjemna sprawa, obserwować jak naprawdę prawi (Frank) ciągnięci są na dno przez "zło" którym się, mniej lub bardziej świadomie, ubrudzili. Sezon 4 natomiast ma absolutnie masakrujący finał i, jak wspominałem niesamowicie napisaną i zagraną ekipę szkolną. Poza tym mam słabość do Preza. : ) Wychodzi na to że najbardziej lubię te sezony, gdzie jest najmniej "właściwego" The Wire, czyli śledztw, politykowania i dilerki. : )
EDIT
No i jak King wspomniał - czwórka ma asa w rękawie w postaci Chrisa i Snoopa. Niesamowity duet.
ja z kolei mam słabość do tych sezonów, w których funkcjonariusze wykazują się niecodziennym pomyślunkiem. najpierw major colvin i jego mega kontrowersyjny pomysł z "legalizacją" dragów, a potem geniusz mcnulty'ego z wykreowaniem seryjnego mordercy. nigdy nie zapomnę sceny, jak wraz z freamonem podpięli się pod przewody telefoniczne i zadzwonili do pismaka z the sun, podszywając się pod mordercę bezdomnych:)
a potem geniusz mcnulty'ego z wykreowaniem seryjnego mordercy.
Po prostu padłem jak to pierwszy raz zobaczyłem. McNulty w pijackim wodzie zacierający i podrzucający ślady oraz mina Bunka. Piękny pomysł, który mógł się zrodzić w tylko tak chorym umyśle jak ten McNultyego. Do dziś wspominam prolog odcinka, w którym prawda wychodzi na jaw i na twarzy nowego burmistrza wykwita bezgraniczne wkurwienie. : )
'niesamowity' to trochę niefortunne określenie na opisanie najbardziej zdemoralizowanego, bezwzględnego i ślepo posłusznego swemu choremu dowódcy tandemu morderców, nie sądzisz?:)
Spoiler:
Niesamowity filmowo (serialowo?). Rozbraja mnie ich podejście do kwestii zabijania i winy ofiary. W jednym odcinku mają sprzątnąć kolesia, który jakoby obrażał Marlo. Michael pyta się czy ten na pewno to robił, na co Snoop odpowiada mu w klimatach "motyla noga cię obchodzi czy robił czy nie? jeżeli ludzie mówią że tak gada to trzeba go sprzątnąć". Z drugiej strony, jest bardzo konsekwentna, vide scena jej śmierci w samochodzie. "Jak wyglądają moje włosy Michael?"
to jeszcze nic. najlepsze było to, jak bunk poprosił freamona, by ten wybił mcnulty'emu z głowy cały ten bajzel z pozorowaniem morderstw, a freamon zamiast przemówić mu do rozsądku, sam połknął haczyk. reakcja bunka jest bezcenna: Lester, what the fuck?
Edytowałem poprzedniego posta.
Spoiler:
jeśli liczyłeś na twista, to trafiłeś pod zły adres:) twisty to domena fikcji. jak na moje zwieńczenie serialu było nokautujące, bo osiągnęliśmy punkt wyjścia - nic się nie zmienia. na taką brawurową konstatacje mogą sobie pozwolić jedynie największe dzieła filmowe i najmądrzejsi reżyserzy. łatwo wciskać publice bajki, że będzie lepiej, że ewoluujemy i inne bull shity. twórcy the wire postawili na odwieczne prawo cyklu i to było jebnięcie butem po nerach.
EDIT
i w którym miejscu mcnulty wraca do łask? przecież wyleciał z roboty. freamon też.
Spoiler:
Napisałem "twista" bo oczekiwałem czegokolwiek. Kurde, Mental, za kogo ty mnie masz. Nie oczekiwałem happy endu. : ) Tylko że wszystko po zakończeniu jest tak jak było, status quo. Jakby się głębiej zastanowić to całość (prawo cyklu) bardzo by mi się spodobało gdyby nie finał McNultyego. Koleś, z przeproszeniem, odjebał na takim pułapie że powrót do czynnej służby po prostu nie mieściła mi się w głowie. Akcja z seryjnym mordercą wyglądała jak łabędzi śpiew McNultyego w wydziale, jednostce, czymkolwiek. Jego utrzymanie się w policji to wizja zbyt, jak na mój gust, optymistyczna.
łatwo wciskać publice bajki, że będzie lepiej, że ewoluujemy i inne bull shity. twórcy the wire postawili na odwieczne prawo cyklu i to było jebnięcie z buta po nerach.
Bardzo niegłupia teza. Trzeba będzie zrobić powtórkę finału.
Spoiler:
Jego utrzymanie się w policji to wizja zbyt, jak na mój gust, optymistyczna.
czy ty, kurna, oglądałeś finał na ostrej imprezie czy co?:) przecież freamon i mcnulty opuścili szeregi policji. zostali pożegnani przez przyjaciół z honorami (co mnie wcale nie dziwi), ale dowództwo solidarnie się na nich wypięło. gówno zawsze spływa z góry i ci najniżej muszą w nim brodzić po szyje.
Spoiler:
Kurna, masz oczywiście rację. Nie wiem co mi się we łbie nasrało, Rawls wyraźnie mówi że będzie to jego ostatnia sprawa. Jezu, co ze mnie za idiota. : ) Więc wychodzi na to że finał The Wire defektów nie ma, pozostaje odświeżyć sobie końcówkę i poczuć pełny wymiar kopa w nery.
Azgaroth podobno już kończy pierwszy sezon. : )
Jestem po sezonie 4 (ogladalem ostatnie odcinki nieprzerwanie od poznego wieczora do 4:00). Choc widoczny brak Mcnulty'ego daje sie we znaki, serial trzyma swoj niebotyczny i bezwzgledny poziom. Sledztwo, jak zawsze, wciagajace i autentycznie meczace, a wnioski plynace po drodze niemilosiernie dolujace. Postacie takie jak Bubbles czy Bodie zyskaly niespodziewanie moj szacunek, a nawet wspolczucie. Calkowicie angazujace dzielo. "The Wire" to nie serial, to porazajaca rzeczywistosc, a w drugiej kolejnosci bardzo dlugi film.
Az szkoda mi ogladac 5 sezon, gdyz swiadomosc, ze to ostatni bardzo mnie smuci. No ale, zaczne od nowa. Potem znow i znow az naucze sie calosci na pamiec :)
Kazda z postaci jest rewelacyjnie rozpisana i zagrana, a do grona ulubiencow Lestera, McNulty'ego i Omara dolaczyl w chwale Bunk.
12/10
Zgadzam się w 100%. Tylko
Mała ciekawostka: chcielibyście się zapisać na taki fakultet ? Trzeba przyznać, ze na amerykańskich uniwerkach dobrych rzeczy uczą.
właśnie mnie olśniło. autor takiej literackiej epy jak wyspa skazańców i rzeka tajemnic współpracował z HBO przy 'Kablu':
Dennis Lehane joined the writing staff of the HBO drama series The Wire in 2004. He wrote episode 3.03 entitled "Dead Soldiers" (2004), episode 4.04 entitled "Refugees" (2006) and episode 5.08 entitled "Clarifications" (2008). He made a cameo appearance in episode 3.11 "Middle Ground" as Sullivan, an officer in charge of special equipment. Lehane has commented that he was impressed by the show's creators David Simon and Ed Burns' ear for authentic street slang. Lehane was nominated for the Writers Guild of America Award award for Best Dramatic Series at the February 2009 ceremony for his work on the fifth season.
wiki
właśnie mnie olśniło. autor takiej literackiej epy jak wyspa skazańców i rzeka tajemnic współpracował z HBO przy 'Kablu':
Przeciez mowilem ci o tym jakies pol roku temu.
do gluta a propo wzmiankowanego w serialu homoseksualizmu rawlsa: ostatni odcinek 4 sezonu. jay w kiblu na komisariacie, wyciera rzygowiny z koszuli. nagle zerka w lustro, zauważa napis na kafelkach:
odwraca się i:
w The Wire nic nie pojawia się przypadkiem:)
Kurna, ten serial jest bez wad ... no nie wierzę że człowiek go stworzył. Tak btw. to Jay jest chyba najzabawniejszą postacią, jego niektóre teksty są rozbrajające.
najzabawniejsze postacie?
zdecydowanie duet bunk - mcnulty.
bunk pyta sie mcnulty'ego, czy ten nie wypiłby jeszcze jednego, a mcnulty łapie go za glowe, przykłada ją do swojego krocza i mówi: drink this, bitch.
-------------------
scenarzysta dead set o The Wire
w ogóle ma ktoś namiary na finałowy montaż z drugiego sezonu? ten, w którym młody sobotka stoi przy ogrodzeniu i patrzy na port? świetna muza leci w tle.
-------------------
mega dobra recka niejakiego oggozo, na która trafiłem przypadkiem googlując:
O "The Wire" nie powinno się rozmawiać inaczej niż pochwalnie. To jest świętość. Nie znam nikogo, kto by ten serial obejrzał i zrozumiał i go krytykował. To jak "Rodzina Soprano" czy "Deadwood" - może nie wpasować w twój gust, ale nie możesz znaleźć w nim błędów, bo ich nie ma.
Jednocześnie co jakiś czas słucham opinii, że nie jest genialny. To boli. Zarazem trochę was rozumiem, bo sam oglądałem ten serial, kiedy tylko się pojawił i nie do końca łapałem. Ale jak 1 sezon wyszedł na DVD to obejrzałem jeszcze raz i wsiąkłem. Zacząłem go wielbić. To zresztą normalne. W telewizji wielkim osiągnięciem jest, jeśli drugi sezon dorównuje pierwszemu, tymczasem "The Wire" to dzieło, które z każdym kolejnym sezonem tylko potęguje zachwyt. Powszechne jest teraz nazywanie go najlepszym serialem, jaki powstał, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek odważył się tak powiedzieć przed końcem 3-ego sezonu. Najwcześniej.
To jest trudny do polubienia serial. Nie tylko dlatego, że na początku dostajemy 20 głównych bohaterów, a z każdym sezonem przybywa 5-10 następnych. Raczej dlatego, że jego atrakcyjność polega zupełnie na czym innym, niż w klasycznym serialu. Filmy i seriale, praktycznie w 100%, polegają na opowiadaniu jakiejś wymyślonej historii. Tu nie o to chodzi. To jest być może najbardziej udana w historii próba oddania tego, jak skonstruowane jest miasto, próba pokazania całego łańcucha pokarmowego od burmistrza do dzieci ulicy i jak jedno wynika z drugiego. Jakiś krytyk powiedział, że to jest filmowy odpowiednik "Komedii ludzkiej" i faktycznie, trudno znaleźć mi lepsze porównanie.
"The Wire" ma mocne, emocjonalne momenty, ale nie znajdziesz w nim jakichś błyskotliwych zwrotów akcji, cliff-hangerów, pięknie wyreżyserowanych scen. Wręcz przeciwnie - po pewnym czasie zaczynasz już wiedzieć, co się wydarzy, wiesz, którzy bohaterowie są skazani na bliską śmierć. Ale to nie zniechęca do oglądania. Bo ta przewidywalność nie wynika z tego, że znasz prawidła i schematy filmowych scenariuszów, tylko z tego, że znasz życie. Wiesz, że coś jest nieuniknione, bo tak wskazuje na to logika. Wiesz, że w prawdziwym Baltimore takie zdarzenia mają miejsce i przebiegają właśnie w taki sposób.
Taką metodą serial potrafi osiągnąć wczuwkę, jakiej nie oferuje nic innego. Po obejrzeniu "The Wire" trudno jest się przestawić z powrotem na zwykłe seriale - człowiek widzi, jakie to naciągane i śmieszne.
świetna muza leci w tle
To numer Steve'a Earl'a.
http://www.youtube.com/watch?v=bj7euJsUAFE
Jego jest też wersja Way down in the hole z czołówki piątego sezonu
Wręcz przeciwnie - po pewnym czasie zaczynasz już wiedzieć, co się wydarzy, wiesz, którzy bohaterowie są skazani na bliską śmierć. Ale to nie zniechęca do oglądania. Bo ta przewidywalność nie wynika z tego, że znasz prawidła i schematy filmowych scenariuszów, tylko z tego, że znasz życie. Wiesz, że coś jest nieuniknione, bo tak wskazuje na to logika.
Pięknie powiedziane. Mental, co powiesz o prequelsach z wydania DVD? : )
Mistrz Alan Moore, scenarzysta Watchmen, o The Wire:
Q: Do you ever relax and just watch television?
A: Selectively, mostly on DVD. The absolute pinnacle of anything I've seen recently has got to be The Wire. It's the most stunning piece of television that has ever come out of America, possibly the most stunning piece of television full-stop.
Ech, martwie się, że gdy usiądę do The Wire to będę mieć zbyt duże oczekiwania i oglądanie nie sprawi mi aż takiej przyjemności.
Ech, martwie się, że gdy usiądę do The Wire to będę mieć zbyt duże oczekiwania i oglądanie nie sprawi mi aż takiej przyjemności.
typowe emo-pedalskie dylematy moralne niedojrzałego psycho-fizycznie nastolatka, który jak mu się zdradzi zakończenie filmu, idzie się poskarżyć mamie:)
a alan moore ma oczywiście rację. nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by miał w temacie The Wire odmienne zdanie.
Yup. Dalsza część odnośnie The Wire:
Q: That's a great example of storytelling that takes its time.
A: Absolutely, that is grown-up television! It's novelistic. You get to find out about all these tiny different aspects of Baltimore, to build up a huge picture of the city with all of its intricacies — from the wharf side, to the kids in the projects, to the power structure with the boardrooms and police department and governor's office. And it's got some great writers: It's got George Pelecanos and David Simon. And so many wonderful characters, Bubbles, Omar. So yeah, everything else looks pretty lame next to The Wire.
Q: What did you think of the ending?
A: We've not seen the final season yet. I'm quite excited — don't tell me anything about it!
Q: With something like The Wire, do you ever think, I might not mind writing for TV?
A: That would be a possibility — but there again, I know how hard I have to fight. Apparently, HBO is being absolute princes with regards to The Wire. It's never had huge audiences, but they've kept funding it. They realized that this is a timeless, prestige program. This is one of the reasons why I've withdrawn from the comics industry: I do not want to deal with the people in these various industries anymore. But if that could somehow magically be arranged, if I could think of a good enough story, and if it had a chance of being the same caliber as The Wire — then yes, I would perhaps think about it. I do also tend to keep up on comedy programs.
Oprócz tego Moore jest też fanem m.in. South Parku i Simpsonów. :)
Cały wywiad: Entertainment Weekly
Obecnie oglądam Six Feet Under, ale już zaczynam przymierzać się do powtórki ze wszystkich 5 sezonów The Wire. Doprawdy, będzie to chyb pierwszy serial, który sobie w całości powtórzę. Mniejsza z tym, tak naprawdę chciałem tylko zarzucić tą scenką, spoilerów nie ma się co obawiać, to fragment jednego z pierwszych odcinków.
Jak wyłożyć zasady rządzące dilerką narkotyków bez popadania w sztuczność? Właśnie tak. Czasem mam wrażenie że The Wire to ekranizacja jakiejś kilkutomowej powieści.
The Wire to ekranizacja rzeczywistosci. Masa zdarzen i postaci jest niczym innym jak zywcem przeniesionymi zapiskami z bardzo kolorowej (na pewno nie w pozytywnym sensie) historii Baltimore.
Kończę powoli "Oz"i zabrałem się za "The Wire". Fajnie zobaczyć te kilka ryjów z "Oz", szkoda tylko, że są to te ryje które w sumie lubiłem najmniej. Obejrzałem pierwszy odcinek i nieszczególnie mnie wciągnął. Historia jest ok, jest realistycznie, właściwie nie mam nic do zarzucenia, ale na chwilę obecną brakuje mi tego czegoś, co kazało mi oglądać kolejne odcinki "Oz" (w tym przypadku po 20 minutach wiedziałem, że będę oglądał dalej), nie wiem - może jakiś interesujących postaci, intrygi etc.
Czy historia się jakoś fajnie rozkręci? Bo pierwszy odcinek to taki trochę zarys tego czym zajmują się postaci i przedstawienie owych. A tak w sumie to trochę wiało nudą. Zachęćcie mnie jakoś do tego żebym oglądał dalej, bo to chyba jeden z tych seriali które się długo rozkręcają (coś jak "Carnivale").
PS: Pewnie będę żałował tego wpisu jak się okaże, że to najlepszy serial ever albo coś w ten deseń
Ja po pierwszym odcinku Six Feet Under też byłem zawiedziony dość. Chwyciło mnie za drugim podejściem po 2 miesiacach. Przy The Wire było tak samo
Ale do rzeczy: pierwsze dwa sezony (w szczególności pierwsze 4-5 odcinków) są najsłabsze moim zdaniem. Po 6-7 odcinku serial mocno wciągnie, finał jest baaaaardzo dobry i zachęca do dalszego oglądania bez wątpienia. 2gi sezon troszkę słabszy, ale to co się dzieje w 3 kolejnych - masakra! Kapcie spadają
edit:
A co do tego "najlepszego serialu ever" to bez wątpienia ścisła czołówka. Ale dla mnie zawsze będzie o krok za The Sopranos i SFU.
Albertino, 1 sezon The Wire to jedno bardzo duże śledztwo, stąd ta opieszałość. Pierwszy odcinek mnie zupełnie kupił, jeżeli ciebie nie to proponuję obejrzeć jeszcze jakieś 4-5 odcinków i ewentualnie rzucić Kabel w diabły. Szkoda marnować czasu na coś co nudzi czy się nie podoba. Jest mnóstwo innych, dobrych seriali. : )
Po pierwszym sezonie - bezdyskusyjnie najlepsza rzecz o policji, biorąc pod uwagę dzieła zarówno telewizyjne, jak i fabularne. Wielowymiarowe, mocno realistyczne, odważne. Bohaterowie nakreśleni perfekcyjnie (życie prywatne i zawodowe, stosunki wewnętrzne i zewnętrzne) i mowa tu nie tylko o glinach, ale i gangsterach z ulic Baltimore. Tło - no bajka: szare, brudne i znowu: realistyczne. Czuć ścianę, o którą opierają się bohaterowie. Czuć chłód chodników. Co więcej, serial to niebanalny pod względem treści, intrygi - prowadzone śledztwo jest ukazane na tyle skrupulatnie, że ominąć niektóre fakty bardzo łatwo, więc uważać trzeba, skupionym być wypada - pod tym względem serial jest cholernie wymagający. Wątki kryminalne, polityczne, obyczajowe wciąż się ze sobą przeplatają, są uzupełniane o nowe fakty, ale bardzo ostrożnie, z daleka od emocjonalnego plastiku. Aktorsko pierwsza liga, z Dominikiem Westem (McNulty) i Lancem Riddickiem (Daniels) na czele. Pod każdym wględem - perfekcja. Wpadł błyskawicznie do czołowej trójki najlepszych seriali tv (za SFU i przed TP). A jeszcze 4 sezony przede mną.
Tak na marginesie. Parę lat temu byłem przez kilka dni w Baltimore i włóczyłem się oczywiście po najsłynniejszych miejscach tego miasta, ale na parę godzin wypadłem z kilkoma czarnuchami udającymi gangsterów z Filadelfii na czarne dzielnice Eastside albo Westside, nie pamietam Ot tak, do jamajskiej knajpy, na zajebistego burgera. krótka obserwacja socjologiczna pokrywa sie idealnie z tym, co The Wire przedstawia Ten idealnie przypomina zapach ulicy - kto był w czarnych dzielnicach Nowego Jorku, ten wie w czym rzecz.
Przed chwilą skończyłem oglądać ostatni odcinek piątego sezonu. Zaliczyłem wszystkie w ciągu 20 dni. Brzmi jak szaleństwo, ale nie miałem wyboru, wciągnęło mnie od drugiego odcinka pierwszego sezonu i nie chciało puścić Całość prezentuje bardzo wysoki poziom jak na telewizję, ale jednak to sezon pierwszy odznaczył się moim zdaniem w sposób szczególny, pozostałe są zaledwie bardzo ciekawą kontynuacją. Później napiszę kilka słów na temat każdego z sezonów.
Skończyłem właśnie powtórkę serialu i muszę powiedzieć (oprócz tego, że produkcja ta wymiata), że nie doceniłem należycie za 1wszym razem 4tej serii. Stawiałem ją tuż za 3cią, teraz zamieniam je miejscami.
Jest po prostu najlepsza moim zdaniem. Niesamowicie rozpisana i zagrana. Czyste, surowe emocje. Szkoła i dzieciaki na ulicach są tak ukazane, że nie sposób być obojętnym. Wiele scen zapada w pamięć.
Nie żeby reszta sezonów była słaba. O nie, nie. Po prostu 4ka jest perfekcyjna pod każdym względem.
Obok 1wszego sezonu Rodziny Soprano i 2giego sezonu Six Feet Under - najlepsza seria jaką widziałem w życiu.
Po powtórce:
1 (8/10) piękny start, świetnie rozrysowane postacie i odcinki końcowe
2 (7/10) obniżenie lotów, aczkolwiek sezon ma kilka wielkich momentów, cały czas świetna telewizja
3 (9.5/10) Barksdale/Bell/Marlo/Mouzone/OMAR - jazda na całego. nie można było tego rozegrać lepiej. od pierwszych odcinków bardzo wysoki poziom utrzymany do końca (miażdżącego) / najlepszy odcinek: Middle Ground
4 (10/10) istne arcydzieło - już pierwszy odcinek jest rewelacyjny, odcinki finałowe - mistrzostwo świata / najlepszy odcinek: Final Grades - mój ulubiony ep serialu
5 (8.5/10) finałowy sezon z klasą / najlepszy odcinek: Late Editions
Co do postaci: Omar pozostaje moją ulubioną. Koleś po prostu wymiata. Uwielbiam też McNulty'ego, Lestera, Michaela, Bubblesa, Dukiego, Pryzbylewskiego (chyba tak się pisze) i Bunka.
A ja właśnie zaczynam powtarzać The Wire i nie mogę wyjść ze zdziwienia, jak niepozornie wygląda początek tego arcydzieła. Pierwsze dwa odcinki w ogóle nie sugerują do jakiego rozmiaru i poziomu urośnie Kabel.
Raczej "Podsłuch" :)
Obaj się mylicie. Wszyscy wiedzą, że The Wire po polsku znaczy Prawo ulicy, tak jak przetłumaczyła to polska telewizja.
David Simon on why he created The Wire
http://entertainment.time...icle6872920.ece
The Wire obejrzane a pozostawione wrażenia przerastaja te najpozytywniejsze jakie bym napisał, najwyższa półka wśród seriali zaraz obok Six Feet Under.
Poraża realizmem, najlepiej to oddaje już przytaczany cytat:
"The Wire" ma mocne, emocjonalne momenty, ale nie znajdziesz w nim jakichś błyskotliwych zwrotów akcji, cliff-hangerów, pięknie wyreżyserowanych scen. Wręcz przeciwnie - po pewnym czasie zaczynasz już wiedzieć, co się wydarzy, wiesz, którzy bohaterowie są skazani na bliską śmierć. Ale to nie zniechęca do oglądania. Bo ta przewidywalność nie wynika z tego, że znasz prawidła i schematy filmowych scenariuszów, tylko z tego, że znasz życie. Wiesz, że coś jest nieuniknione, bo tak wskazuje na to logika. Wiesz, że w prawdziwym Baltimore takie zdarzenia mają miejsce i przebiegają właśnie w taki sposób.
Taką metodą serial potrafi osiągnąć wczuwkę, jakiej nie oferuje nic innego. Po obejrzeniu "The Wire" trudno jest się przestawić z powrotem na zwykłe seriale - człowiek widzi, jakie to naciągane i śmieszne.
Dla mnie to jest piękne, gdy film(serial) się układa według takiej życiowej przywidywalności, niejednokrotnie mocniej bijącej niż przeróżne wydumane cliff-hangery. Gdy akcja idzie zgodnie z oczekiwaniami bez moralizatorstwa, bez ugrzeczniania, bez mydlenia. I tak wiadomo, że mieśniaków w końcu złapią a jeśli nie złapią to inni zabiją. Wiadomo też, że gówno spada w dół, najniżej. Taki senator się wygrzebie, podobnie Burrel i cała ich reszta... Wszystkie mniejsze i większe polityczne gierki, oszustwa, brudy... ehh aż chce się obejrzeć jeszcze raz.
najlepszym kolesiem jest Omar. gość, który chodzi po mieście z shotgunem i w kamizelce, zasługuje na szacunek.
najlepszym kolesiem jest
jak na moje Lester aka nazwisko ala murzyn z "Se7en":
oczywiście zbieżność nazwisk aktora i postaci (plus wygląd) nieprzypadkowa.
z lesterem zapamiętam szczególnie jedną scenę:
Spoiler:
mcnulty podkłada lewe dowody w sprawie o morderstwa bezdomnych, bunk przyprowadza do niego lestera, żeby ten wybił mu ze łba cała machinacje, a lester mówi coś w stylu "to moze się udać". reakcja bunka jest bezcenna: "lester, co z tobą? ciebie też pojebało?"
A dragi w mniejszym czy większym stopniu są legalne - można udawać, tak jak Bunny z papierową torebką... :) również takie FBI ma swoje priorytety. A na dodatek jeszcze znajdą się debile, którzy i tak będą się bawić w gangsterkę. Avon po wyjściu z pierdla, pierwsze co chce to odzyskać winkle, w dupie ma interes, a w Hamsterdamie też trupy były...
Mają swoją grę, swoje wewnętrzne reguły. A jak komuś się nie poszczęści to odsyłają go do senatorium ...pardon więzienia.
Spoiler:
A Omar, to Omar. Aż niesamowite, że przesiedział wszystkie pięć sezonów.
A dopadł go nie żaden, Avon, Marlo, Chris, Snoop... a jedynie jakiś dzieciak.
A gadka Omara w sądzie, jako świadka, bezcenna :) W ogóle sporo tego było.
z lesterem zapamiętam szczególnie jedną scenę:
Spoiler:
http://www.youtube.com/watch?v=b54EEpdv9q8
Minuta idealne rozróżniająca podejście Lestera i McNultyego. Co za serial.
A widział ktoś wprawkę Davida Simona do The Wire, pt. The Corner?
Miniseria, która też dzieje się na ulicach, głównym bohaterem jest dzieciak z winkla którego rodzice próbują sobie poradzić z dragami. Sam Simons mówił, że dzięki tej produkcji przygotował się do stworzenia pierwszego sezonu The Wire. Klimat baaardzo podobny, obsada świetna (znajdziemy między innymi Lestera w roli żulika/ćpunka, Proposition Joe i kilka innych postaci).
ja mogę to małe cudo polecić. The Wire nie dorównuje oczywiście do stóp w żadnym aspekcie, ale to świetna telewizja (paradoksalnie, The Corner zdobył więcej nagród od Kabla, w stylu 3 gówniane Emmy etc.).
Zwiastun dla zainteresowanych.
Już nie mogę się doczekać kolejnego dzieła Davida - Term. Tym bardziej, że ma w tym roku wyjść. A, i jeszcze wychodzi kolejny serial HBO, Michel K. Williams (Omar!) i Steve Buscemi w obsadzie, Scorsese reżyseruje chyba pilota. Woow!
I jeszcze:
Mój "teledysk" do 5 sezonów The Wire. Tzw. tribute video chyba. Są spoilery, materiały ułożone raczej chronologicznie. Polecam więc tylko tym, co widzieli.
Mile widziane opinie, bo zajęło mi to szmat czasu. Na moim kanale jeszcze są widea to The Shield, Twin Peaks i Six Feet Under. Zdecydowanie zalecam HQ.
Taka ciekawostka:
też mnie to rozwaliło jak pierwszy raz usłyszałem. po chwili jednak szok uleciał - aktorzy w The Wire sprawiają wrażenie, jakby całe życie spędzili na ulicy.
czemu ten serial został tak ostentacyjnie pominięty przy rozdawaniu wszelkich nagród?
jakieś pierdoły zgarniają po x złotych globów i emmów, a The Wire - DGA za Najlepsze osiągnięcie reżyserskie w serialu dramatycznym wyświetlanym wieczorem.
wtf?
jedyna poważniejsza nagroda to WGA z 2008 roku za scenariusz.
Takie pytanie co chwile pada. Na imdb jedna osoba fajnie napisała:
"1. Production takes place predominantly in Baltimore, with Baltimore cast and crew. Emmys are decided entirely by industry insiders based in Los Angeles.
2. Lots of dialogue in esoteric slang. To most any first-time viewer, the slang can seem impenetrable.
3. No stand-alone episodes. Emmys consider shows on a single-episode basis, but no episode can be entirely understood without seeing every single one that came before it.
4. Predominantly black cast."
http://www.imdb.com/title...8&p=1#156207528
trochę mnie pojebało i postanowiłem przeczytać wreszcie do końca i w całości marksistowską analize Public Enemies. jako że do Kościoła nie chodzę, to miałem czas:) ok, powaga: ciężko było przez to przebrnąć. tekst ów napisany jest bowiem językiem tak bełkotliwym, a jego autor cierpi na tak zaawansowany uwiąd jasnego myślenia i komunikatywnego pisania, że co chwila musiałem wracać do zdania, które już przeczytałem, bo zapominałem, o czym ono było.
ale nie w tym rzecz.
rzecz w tym, że elaborat zatytułowany Mann, męskość i drżenie systemu jest wzorcowym przykładem na to, jak lewacy postrzegają świat. już pomijam w tym momencie "uczone" wywody szanownego pana autora, pełne pretensjonalnego słownictwa i pseudo-erudycyjnego manipulowania żargonem na temat postemancypacji w erze postmodernistycznego poszukiwania jaźni i inne bzdury. jak mówię: nie w tym rzecz. chodzi o coś innego. o umiejętność (a raczej: niemożność) zdiagnozowanie rzeczywistości "za oknem". lewacy tego nie potrafią, bo pole widzenia przesłania im marksizm. dokładnie to samo tyczy się recepcji The Wire przez lewicowych pismaków - a śledzę ją uważnie począwszy od sezonu 2, gdzie mamy pokaz tego, na co stać związki zawodowe.
każdy w miarę inteligentny widz (a The Wire to bez kitu - jak to kiedyś mega trafnie ujął Jakuz - serial dla elity intelektualnej), umiejący wyciągać wnioski z obserwowanej rzeczywistości, szybko się skapnie, że The Wire ukazuje w działaniu i w rozkwicie socjalizm w czystej postaci. socjalistyczne piekło, w którym tacy bohaterowie jak Lester Freamon, Jimmy McNaulty, Cedric Daniels, Omar Little czy wreszcie mój absolutnie ulubiony Howard 'Bunny' Colvin - gdy tylko usiłują wychylić się "poza" system, dostają wpierdol i albo się ich ucisza, albo degraduje, albo upokarza. The Wire, jak żaden inny serial w historii amerykańskiej telewizji, identyfikuje (i piętnuje) z oszałamiająca wręcz precyzją wszystkie najważniejsze cechy charakterystyczne etatystyczno-biurokratyczno-koncesyjnej hydry. największe głupoty, największa obłuda i największe ściemnianie wychodzą wprost z ratusza. pan burmistrz do spółki z panem senatorem i z Waszyngtonem, który jest przywoływane chyba kilkanaście razy jako punkt odniesienia dla tej całej hołoty, centralnie sterują praktycznie wszystkim, co się dzieje w Baltimore. szefostwo fałszuje statystyki (statystyki to ulubione narzędzie wszelkiej maści komunistów), politycy i senatorowie rozkradają na potęgę budżet miasta i stanowy.
taki jest ten system - taka jest jego natura, że pozwala kraść legalnie i bezkarnie. wojny narkotykowe, publiczne szkolnictwo, związki zawodowe, domy poprawcze - serial demaskuje wszystko i wszystkich.
kapitalnie ujął to jeden z blogerów: The Wire is the best libertarian propaganda I've ever seen. One of the things I love about The Wire is that "The System" is a character. hell, a main character. Hell, in many ways, The System is the antagonist of the entire show! Cops/Drug dealers does not map to Good Guys / Bad Guys. Instead what you have is a bunch of people trying to accomplish their goals and often being prevented by the nature of the world and the web of incentives that governs it. A system that those nominally in charge of (Mayor, police chiefs) are at the mercy of almost as much as everyone else.
i teraz wracając do analizy PE.
lewicowi... niech będzie, że intelektualiści zawsze popełniają ten sam błąd - i robią to świadomie! w ten sposób zaklinają rzeczywistość. zresztą sami posłuchajcie. fragmenty z analizy PE:
Kapitalizm drży dzisiaj w posadach.
Nadwątlony w kluczowych swoich punktach kapitalizm sam nie wie, jak głębokie są pęknięcia i ile dokładnie filarów już nie trzyma.
już rozumiecie, do czego zmierzam? lewactwo twierdzi, ŻE DZISIAJ MAMY KAPITALIZM! i że kapitalizm jest winny temu, co się dzieje - bieda, kryzysy ekonomiczne i inne.
lewak ogląda The Wire i mówi: "ohydny kapitalizm". no niech mi ktoś na litość boską pokaże, gdzie w The Wire kapitalizm? jak Bunny Colvin próbował wprowadzić kapitalizm, to go wyjebali na zbity ryj. gdy Pryzbylewski starał się zbudować normalne relacje z uczniami, co rusz uderzał głową w mur biurokracji i "odgórnego" planowania. a pamiętacie scene, jak ten były więzień łaził po urzędach, usiłując zdobyć pozwolenie na otwarcie sali gimnastycznej, żeby potem trenować dzieciaki w boksowaniu? i kto uratował od gangsterski syna Wee-Beya? znowu Bunny Colvin - wziął go do siebie, uczył i wychowywał. wyrwał go ze szkoły, bo tam by chłopak zginął. to się nazywa prywatna inicjatywa. kto uratował Bubblesa? państwo? socjal? burmistrz?
a jak się kończy The Wire? podpowiedź: tak samo jak wszystkie wybory w demokracji - NIC SIĘ NIE ZMIENIA.
i wiecie co: chyba napisze o tym tekst na stronę: The Wire - piekło socjalizmu.
lewactwo twierdzi, ŻE DZISIAJ MAMY KAPITALIZM! i że kapitalizm jest winny temu, co się dzieje - bieda, kryzysy ekonomiczne i inne.
A David Simon o drugim sezonie swojego serialu twierdzi tak:
The second season of The Wire, centered around Baltimore's dying port unions, is a meditation on the death of work and the betrayal of the American working class, it is a deliberate argument that unencumbered capitalism is not a substitute for social policy, that on its own, without a social compact, raw capitalism is destined to serve the few at the expense of the many.
O przesłaniu całego swego dzieła powiada natomiast:
I guess what I’m saying is that the overall theme was: We’ve given ourselves over to the Olympian god that is capitalism and now we’re reaping the whirlwind. This is the America that unencumbered capitalism has built. It’s the America that we deserve because we let it happen. We don’t deserve anything better. The Wire was trying to take the scales from people’s eyes and say, “This is what you’ve built. Take a look at it.” It’s an accurate portrayal of the problems inherent in American cities.
Marginesem, w tym samym wywiadzie na temat kapitalizmu jako takiego oraz społecznej odpowiedzialności mówi:
There’s not a lot else that can produce mass wealth with the dexterity that capitalism can. But to mistake it for a social framework is an incredible intellectual corruption and it’s one that the West has accepted as a given since 1980—since Reagan. Human beings—in this country in particular—are worth less and less. When capitalism triumphs unequivocally, labor is diminished. It’s a zero-sum game. People paid a much higher tax rate when Eisenhower was president, a much higher tax rate for the benefit of society, and all of us had more of a sense that we were included.
Natomiast zapytany wprost przez gościa, który również pisał "The Wire", o swe przekonania, stwierdza bez ogródek:
DAVID MILLS: I heard your HBO podcast, where you pretty much say you believe in class warfare and soaking the rich. Are you a socialist?
DAVID SIMON: No, I’m a social democrat. I believe in capitalism as the only viable motivating force to create wealth. But I believe that there have to be certain social frameworks that allow for a distribution of a share of that wealth throughout the classes.
ale ja doskonale znam poglądy davida simona. i nie ma żadnego znaczenia, jakie on ma poglądy w świetle tego, CO POKAZAŁ W SERIALU. czym innym są poglądy davida simona, a czym innym david simon uwieczniający amerykańską rzeczywistość. oto bowiem wychodzi na to, że lewak nakręcił najbardziej prawicowy serial świata.
a najlepsza jest i tak jego odpowiedź na pytanie, czy jest socjalistą:
- jesteś socjalistą?
- nie. jestem socjal-demokratą.
właśnie przekopuje net w poszukiwaniu informacji na temat The Wire (w przygotowaniu mam mocny, polityczny tekst o serialu, który mam nadzieje wyląduje w najbliższym czasie na stronie) i trafiłem na bardzo ciekawa wypowiedź obecnego prezydenta usa (audio clip do odsłuchania):
http://www.lasvegassun.co...nary_Union_226/
Obama twierdzi, że jego ulubioną postacią jest Omar Little, co jest już kompletnie popieprzone, bo Omar Little jest również moją ulubioną postacią. po chwili pan prezydent się jednak poprawia i mówi: He’s not my favorite person, but he’s a fascinating character.
i teraz prośba do kogoś, kto zna mega dobrze angielski - tak dobrze, że potrafi odszyfrować, co gada Obama po stwierdzeniu: "on jest gejem-gangsterem, który okrada tylko dilerów...". bo z tego, co udało mi się zrozumieć, dalej słychać: "... i oddaje to, co zrabował..." i potem śmiech zagłusza końcówkę.
co mówi Obama?
Negrin? majlo? Cass?
"He's a gay gangster who only robs drug dealers and then gives back, a sort of a Robin Hood".
heh, dzięki.
tego się obwiałem - pan prezydent się ciut zagalopował. najwyraźniej społecznik się w nim odezwał:)
swoją drogą jak byłem członkiem KMFu, napisałem na listserverze klubowym mini-recke The Wire, w której palnąłem identyczne głupstwo - że Omar to taki Robin Hood. w odpowiedzi Jakuz mnie zjebał, że bzdury gadam i chyba nieuważnie serial oglądałem. Omar niczego nie oddaje, a już z pewnością nie oddaje "biednym" jak zapewne pan prezydent to sobie w głowie ułożył.
Dragi przecież racjonował i oddawał. Chyba, że mi się coś pokiełbasiło.
Ja dopiero jestem w pierwszym sezonie, ale Omar przecież po napadzie chodzi z kilkoma paczkami i rozdaje na osiedlach, żeby potem mieć ziomków. Wspomina o tym Stringer stwierdzając że ktoś go ostrzeże jeśli będą chcieli go dorwać.
I to ma niby swiadczyc o tym, ze Omar jest wspolczesna wersja Robina?
Omar rzeczywiście porcjował dragi celem późniejszej redystrybucji, ale było w tym sporo "dawania złego przykładu". bo niby jak? najpierw dragi kradł, a potem oddawał je pomniejszym dilerom (dzieciakom) i ćpunom, by ci ostrzegali go przed zbliżającym się zagrożeniem (tzw. czujki) - to ma być współczesny Robin Hood?
z drugiej strony nie dziwota, że panu prezydentowi podobała się postawa Obamy: najpierw ukradł, a potem za darmo rozdawał. coś mi to przypomina:) Omar przynajmniej nie zasłaniał się "interesem społecznym". dobry ziom, lubię go.
z innej beczki: wysłałem kumplowi fragmenty podlinkowane przez Negrina, dowodzące niezbicie, że Simon to lewak. kumpel: " jakim cudem lewak nakręcił tak niebieski film?"
ja: "po prostu sfilmował amerykańską rzeczywistość, powstrzymując się od serwowania rozwiązań. sfilmował przyczyny biedy, zacofania, głupoty i policyjnej bezradności. to, o czym pierdoli w wywiadach, można dzielić przez cztery, a nawet kompletnie zignorować, bo ma się nijak do przyczyn"
kumpel: "nadal nie wierze, że lewak nakręcił niebieski film. chyba że to jakiś nieuświadomiony lewak, tj. kapitalizm ma w sercu, ale w głowie lewackie formułki"
ja: "tak czy owak, to będzie chyba pierwszy przypadek w historii świata, żeby osoba o nieskrywanych lewicowych poglądach dostarczała amunicji prawicy - tylko jakiś kompletnie otumaniony lewactwem widz nie dostrzeże, co (i kto) jest powodem całego zła w Baltimore. Simon wykłada to wręcz na tacy."
Mental, czasami krytyka biurokracji to po prostu krytyka biurokracji - nie musi to z automatu oznaczac serwowania prawicowej ideologii. Dla mnie wlasnie wielkim plusem The Wire jest to, ze zostal on stworzony przez osoby, ktorych zapatrywan nie da sie, przynajmniej na podstawie serialu, jasno przyporzadkowac do lewicy lub prawicy.
Omar rzeczywiście porcjował dragi celem późniejszej redystrybucji, ale było w tym sporo "dawania złego przykładu".
I przede wszystkim - Omar nie oddawal nikomu zrabowanej forsy.
Mental, czasami krytyka biurokracji to po prostu krytyka biurokracji - nie musi to z automatu oznaczac serwowania prawicowej ideologii.
to nie jest zwykła krytyka biurokracji. to jest jawna, bezpardonowa krytyka SYSTEMU, którego biurokracja (rozdęta do absurdalnych rozmiarów) jest IMMANENTNĄ częścią. problem Simona, podobnie jak wszystkich innych osób o lewicowych poglądach, polega na tym, że przyczyn zła upatruje on w stosunkach kapitalistycznych, co jest oczywistą bzdurą. w The Wire kapitalizmu nie ma śladu od lat, a jeżeli już ktoś próbuje budować kapitalizm (dekryminalizacja dragów przez Colvina) - kończy we wiadomy sposób.
I przede wszystkim - Omar nie oddawal nikomu zrabowanej forsy.
Bo nikt normalny nie odda za darmo pieniędzy innym ludziom. Oddawał to, co mu było z łupu niepotrzebne, czyli dragi. Jakby rabował pieczywo przy okazji, to by biedakom bułki rozdawał, bo kasę i tak zatrzymywał. Myślę, że Robin Hood wcale inaczej nie działał, więc...:)
Bo nikt normalny nie odda za darmo pieniędzy innym ludziom.
nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz:)
No to ja bym nie oddał, Omar by nie oddał, mój sąsiad też nie. Dżizas, czepiasz się szczegółów :)
I mówię o konkretnej sytuacji, w której obrabowałem dilerów i dysponuję wielką, podróżną torbą wypełnioną po brzegi dolarami. Nie oddałbym tego nikomu, a tym bardziej biednym, bo to ja ryzykowałem życie i w sumie dalej ryzykuję, żeby je zdobyć. Jeśli biedni czują się zbyt biedni, to niech też okradną jakiegoś dilera :)
w postaci Omara najlepsze jest to, że jest nieopodatkowany i nieoclony - na wszystkich frontach. nie musi łożyć na biednych, bo państwa mu nakazuje, i nie musi dzielić się dolą z innymi dilerami ani odpalać działki szefowi. jest self-employment:) oczywiście pomijam tu ekipe, z którą pracuje przy napadach.
wzór dla młodzieży
a pamiętacie scene rozmowy z Bunkiem:
Bunk nazwał go drapieżnym skurwysynem. "It makes me sick, motherfucker, how far we done fell".
mocna, dobra w ryj scena.
W postaci Omara najlepsze jest to, że doskonale wie, gdzie szukać pieniędzy i jak stosunkowo łatwo je pozyskać. Wiedziałem, że wyjedziesz w końcu z podatkami, dlatego chciałem zaznaczyć, że chodzi mi o brak ingerencji państwa itp. Prostą sytuacje, gdzie zabrałem złodziejom kasę, bo i tak jest ukradziona, a oni są złodziejami. Nikt w takim momencie nie będzie się chwalił tym hajsem, co by go skarbowy nie dojechał, ani rozdawał biednym, tylko dlatego, że są biedni.
Wiedziałem, że wyjedziesz w końcu z podatkami
w życiu pewne są dwie rzeczy: śmierć i to, że po 10 minutach rozmowy ze mną padnie słowa "podatki".
Bo nikt normalny nie odda za darmo pieniędzy innym ludziom.
Czy to jednak od razu oznacza, ze tworcy forsuja idee delegalizacji dragow?
Jakuz, HBO niczego nie forsuje. nigdy. HBO ZAWSZE pokazuje JAK JEST. i ty masz wyciągnąć wnioski. a oglądając The Wire i widząc murzyńskie rodziny na skraju ubóstwa pobierające świadczenia socjalne tylko lewak może wyciągnąć z tego wniosek, że jedyny ratunek dla tej rodziny to... zwiększenie świadczeń socjalnych.
co by nie mówić o wynurzeniach Simona poza serialem, Simon-scenarzysta/Simon-reżyser to zupełnie inna osoba. gość jest niesamowicie uczciwy względem odbiorcy - żaden lewak z krwi i kości nigdy nie nakręciłby sezonu 3, 4 i 5.
co się zaś tyczy Colvina, facet nie musi być wcale liberałem - wedle mnie Colvin mógłby być nawet trockistą. tu chodzi o trzeźwe, racjonale spojrzenie - a nie ideologie. chodzi o to, że po utworzenia Hamsterdamu i zalegalizowaniu handlu dragami PRZESTĘPCZOŚĆ MOMENTALNIE SPADŁA (scena, w której pokazuje szefostwu statystyki, a ci robią wielkie gały), a co ważniejsze - zwykli ludzie wreszcie poczuli, że mieszkają w normalnej dzielnicy, a nie na polu bitwy.
co ciekawe, Simon w jednym z wywiadów przyznał otwarcie, że wojna z dragami to katastrofa. Season 1 is a very dry, unimpassioned, but definitive argument against the drug war, and against everything that the drug war represents.
pozwól zatem, że powtórzę: The Wire to serial, który oglądasz i wyciągasz wnioski. lewak powie: kapitalizm zawiódł. liberał powie: socjalizm zawiódł.
kto ma rację? niebotyczna biurokracja, koncesje, represyjna polityka antynarkotykowa, publiczne szkolnictwo w stanie rozkładu, związki zawodowe rządzące w porcie, świadczenia socjalne pobierane przez biedotę, statystyki - to nie są cechy kapitalizmu, Jakuz. a taką twarz posiada System sportretowany przez Simona.
zobaczcie co wyszlo:
The Avon Barksdale Story
Film dokumentalny traktujący o najniebezpieczniejszej dzielnicy w Baltimore. Od wczesnych lat 80 ubiegłego wieku tamtejsze ulice opanowane zostały przez licznych przestępców, złodziejaszków i handlarzy narkotyków. Wśród nich był także Nathan Avon Bodie Barksdale, który cieszył się ogromnym poważaniem.
Hurray! Wreszcie obejrzałem pierwszy sezon Dopiero po jakichś 6-7 odcinkach zorientowałem się, że lubię "The Wire" - to chyba nowy rekord najdłużej rozkręcającego się serialu
Oczywiście przereklamowaliście go Nie jest to najlepszy serial na świecie, ale to na pewno (przynajmniej na etapie pierwszej serii) jedna z najlepszych serii HBO i stuprocentowo najlepsza seria policyjna.
Jest to taki serial, w którym ciężko się do czegokolwiek przyczepić, ale trudno go też pokochać. Nie wywołuje jakichś wielkich emocji, a raczej podziw. Podziw przede wszystkim dla scenariusza-molocha, który poza działaniami policji, a także tych po drugiej stronie barykady ogarnia tyle innych rzeczy, że głowa mała. Ogromny plus też za to, że twórcy nie posuwają się tutaj do tanich, rozczulających chwytów.
Będę oglądał dalej. Jak wypadają dalsze sezony w porównaniu z pierwszym? Trzymają poziom?
Jak wypadają dalsze sezony w porównaniu z pierwszym? Trzymają poziom?
nie, nie trzymają. serial słabuje, by w sezonie piątym dotknąć dna.
Ja byłem serią drugą troszkę zawiedziony, gdyż sprawa portu nie zainteresowała mnie w takim stopniu, jak wydarzenia z serii 1. Ale i tak fajnie się oglądało. Seria 3cia za to jest wywalona w kosmos. Poziom jakościowy SFU w świetnej formie. Od początku wciąga, napięcie budowane jest powoli aż do rewelacyjnego zakończenia.
Sezon 4 minimalnie przebija nawet najlepsze sezony The Sopranos. Istny orgazm. Dzieciaki są świetne, scenariusz zakręcony i skomplikowany jak zawsze, tyle że tu The Wire jest brutalne, mocne, depresyjne, wstrząsające i wzruszające jak nigdy wcześniej, czy później. 4x13 - najgenialniejszy ep serii i jeden z 3-5 najlepszych odc. tv evah 4ty jest ulubieńcem praktycznie wszystkich i uważam go za najlepszą serię tv, jaka kiedykolwiek powstała.
Ostatni sezon - hmm. Wielu go nie lubi (pewnie dlatego że jest troszkę inny od reszty i na czym innym się skupia), ja uwielbiam. Nie jest tak mocny jak 2 poprzednie serie, ale też z łatwością przebija 2 pierwsze. Na początku troszkę zwalnia i potrzebuje czasu żeby się rozkręcić w końcowych ep. Finał miażdży i daje po ryju swoją prostotą i szczerością. Po finałach SFU i Shield mój faworyt.
Czyli czeka mnie jeszcze dużo wrażeń
Jestem już po dwóch odcinkach drugiej serii i już mi się trochę rzeczy nie podoba, ale z komentarzem powstrzymam się do końca sezonu.
Jestem już po dwóch odcinkach drugiej serii i już mi się trochę rzeczy nie podoba
jakich? jakie rzeczy mogą się w the wire nie podobać?
Ja uważam że seria druga przewyższa pierwszą pod wieloma względami - jeszcze lepiej rozwinięte towarzystwo z bloków, Freamon + Bunk to zabójcza kombinacja i wypasione nowe postacie. Śledztwo i cała sprawa z początku nudzi, ale z czasem jest coraz lepiej.
Szkoda że końcowy 'montaż' nie dorasta do pięt temu z pierwszego sezonu - Step by step > I feel allright. Końcówkę pierwszego sezonu widziałem przynajmniej 10 razy, ta z drugiego sezonu już takiego wrażenia na mnie nie zrobiła. Najlepszy odcinek - 2x8. Doskonała scena gdy pijany McNulty Spoiler:
rozbija dwukrotnie samochód : )
Jestem na 3x2 i jakżeby inaczej jestem zachwycony. Szkoda tylko że zamiast mistrza Waitsa jakaś buracka elektronika w openingu leci - bo wizualnie najlepszy (Napis na ścianie Bodymore - ArmorLand).
Druga seria zaliczona. Zauważalnie słabsza od pierwszej, ale niezły poziom utrzymany.
Co do podstawowych zastrzeżeń:
Z początku kosmiczny natłok postaci, aż do przesady. Później już na szczęście chaos zostaje zażegnany.
Rzeczywiście rozkręca się długo i nie przekonał mnie sposób jak zebrali znowu wszystkich bohaterów razem. Nie rozumiem po co, w dodatku niektóre postaci wcale takie świetne nie były. Przecież Daniels w pierwszej serii narzekał, że mu dali takie 'odpadki', a teraz zbiera znów ich wszystkich, bez najmniejszych zmian. Wiem, że wtedy ekipa się spisała, ale bez przesady - to wygląda jakby było kilku policjantów w Baltimore
Następna rzecz - The Wire, a sprawa polska Śledztwo z pierwszej serii ciekawsze było i jakoś lepiej rozegrane.
I najbardziej rażąca sprawa - Mr. Muszka, który urwał się chyba z Księżyca, bo do świata The Wire ewidentnie nie pasuje. Postać jak z kreskówki;)
Szkoda, że serial trochę zubożał w porównaniu z pierwszą serią. W serii drugiej najważniejsze stało się śledztwo, dość przewidywalne dodam.
Mimo wszystko wciąż ogląda się bardzo dobrze.
Zabieram się za trzecią serię.
Trzecia jest o niebo lepsza od poprzednich, miłych wrażeń. Middle Ground miażdży
I po trzecim sezonie. Hmm, początkowo pomysł z Hamsterdamem uznałem za kretyński (i pewnie taki był), ale twórcy zręcznie z niego wybrnęli i nawet ciekawe rzeczy z tego wyszły. Dwa ostatnie epizody rzeczywiście świetne.
Czy lepsze od pierwszej serii? Nie wiem, pewnie nie - jakby nie patrzeć to twórcy odrobinę popadli w schematyzm, niewiele nowego tutaj mamy w stosunku do sezonu pierwszego, jedynie inne konfiguracje zdarzeń. Scenarzyści nie potrafią mnie już w tej serii niczym zaskoczyć, w odróżnieniu od Sopranos czy SFU, gdzie nawet w końcowych seriach towarzyszyło mi uczucie niepewności.
Niemniej oglądało mi się świetnie i od drugiej serii chyba lepsze.
Po końcówce poprzedniego sezonu myślałem, że wątek trupów bez głów będzie kontynuowany, ale scenarzyści woleli wrócić do wątków z pierwszej serii. Szkoda tylko, że w zasadzie nie dostaliśmy w drugiej serii prawie żadnych nowych postaci. Mam nadzieję, że w czwartym sezonie się trochę pozmienia, w sumie musi.
Spoiler:
Szkoda, że uśmiercili Bella, myślałem, że twórcy mają jakiś większy plan, co do tego pana:)
Tak, sezon 4ty to spora dawka nowych, świetnych postaci. 4ty nie może Ci się spodobać mniej niż 1rwszy
Niezłe tempo swoją drogą.
http://polygamia.pl/Polyg...e_The_Wire.html
To by było coś. Egranizacja "The Wire" spod rąk ludzi od starych "Falloutów". Szkoda, że nic z tego nie wyjdzie.
Może jestem dziwny, ale po kiego grzyba chodzić wokół licencję, w gruncie rzeczy, na... rzeczywistość? Po to, żeby znany tytuł zwrócił uwagę publiki? Bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby napisać własny scenariusz policyjno-przestępczy osadzony jeśli nawet nie w Baltimore, to w innym mieście z problemami. Rozumiem, bohaterowie (fragment z linka o niedopuszczaniu McNulty'ego do baru) - ale też nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyć własne postacie o podobnych, bądź co bądź po prostu ludzkich, cechach. Bardzo chętnie zagrałbym w grę o takiej tematyce, natomiast szczerze mówiąc, wolałbym, żeby to było oryginalne IP.
Kumpel nadesłał mi dziś szokującego linka. McNulty w gwiezdnych wojnach!
McNulty w gwiezdnych wojnach!
ale spojrzenie stróża prawa już miał:)
A to nie jest jakiś photoshop aby?:) Wygląda trochę dziwacznie, może dlatego, że bez odznaki...
Żaden photoshop, West grał w Phantom Menace.
David Mills, jeden ze scenarzystów Kabla, The Corner, czy Homicide właśnie zmarł podczas kręcenia nowego nadchodzącego dziecka HBO - Treme.
http://www.imdb.com/news/ni1930600/
wielcy umierają, debile żyją. do dupy.
aha, POLECAM Homicide: Life on the Streets - zacząłem wczoraj, dwa odcinki już za mną. rewelka. kto jarał się swego czasu NYPD Blue, ten momentalnie poczuje klimat. zresztą wcale nie odbiega on daleko od "Kabla".
Postanowiłem nacieszyć swe oczy rzekomo najlepszym serialem w dziejach, włączyłem pierwszy odcinek, popatrzyłem pół godziny... i mam dość. Nie filmu, który zapowiada się zajebiście, ale dostępnych w powszechnym obiegu napisów, bo tłumaczenie jest koszmarne. Dlatego pytam: ma ktoś napisy do The Wire, których autor dostrzega różnicę między "akcjami" (stocks) a "skarpetkami" (socks)?
Po wszystkich ochach i achach na temat tego serialu, które wyczytałem w pierwszych kilku postach, postanowiłem nadrobić tą zaległość, chociaż seriale okołopolicyjne generalnie mi nie leża.
Nie zaskoczę was. Pierwszy sezon wciągnąłem w dwa dni i stwierdzam, że to chyba najlepsza rzecz spłodzona przez TV w XXI wieku, jeśli nie ever. Wszystko jest tu idealnie skrojone, brak właściwie niepotrzebnych scen czy dialogów, a klimat po prostu miażdży.
Aktorsko również pierwsza klasa, za wyjątkiem Frankie Faisona, który chyba jak zwykle jest marny.
Teraz jestem na 2 odcinku kolejnej serii i niestety fabuła nie zapowiada się już tak interesująco. Za mało czarnuchów za dużo Polaków
Polaki świetne są w "The Wire". Poza tym, ich motyw ściśle łączy się z Grekami, którzy ściśle łączą się z czarnuchami w dalszych sezonach. Brak czarnoskórych w drugim sezonie jest tylko pozorny :)
Polactwo = związki zawodowe. gdybym to ja rządził w Baltimore, cała ta związkowa hołota zostałaby wystrzelana do nogi.
i nie wiem czemu tak narzekacie na Frankie Faisona - koleś zagrał typowego urzędnika przydupasa z mianowania - nie za zasługi, ale za możliwość kierowania nim jak marionetką.
Kto narzeka, ten narzeka. Ja uważam, że w "The Wire" słabych ról nie ma.
5 sezonów, 60 odcinków w 8 dni. Podtrzymuję swoją poprzednią opinię, że jest to jedna z najlepszych rzeczy, którymi uraczyła nas w swojej historii telewizja.
Ten serial NIE MA słabych punktów (tyci minusik za Brata Mouzone'a). Wszystkie te drobnostki, które momentami mi przeszkadzały po prostu przestają mieć jakiekolwiek znaczenie po obejrzeniu całości, a scenarzystom powinno się postawić pomnik w każdym większym mieście.
Co do konkretnych sezonów, to jeszcze będę musiał ochłonąć, żeby wskazać swoje ulubione, bo jak na razie nie potrafię. Na początku psioczyłem trochę na 2, ale to on chyba najbardziej wrył mi się w pamięć. Jeśli chodzi o ulubione sceny, to jest ich całe mnóstwo. Mój number uno to ta z 7 odcinka sezonu 3, kiedy Bubbles przechadza się nocą po Hamsterdamie - poezja. Nie ma co wskazywać ulubionego bohatera, bo wszyscy są napisani po mistrzowsku i tak samo zagrani (tak - nawet Faison mnie do siebie przekonał).
"The Wire" to także pierwszy serial podczas którego zacząłem zwracać uwagę na osobę reżysera i z moich niedokładnych obliczeń mogę powiedzieć, że najbardziej podobały mi się epizody wyreżyserowane przez Joe Chappelle'a i Elodie Keene. Agnieszka Holland dała mi za to chyba najzabawniejszy odcinek (4x8).
Podsumowując - Arcydzieło do którego z pewnością jeszcze nie raz wrócę.
Ale czad. Spoilery.
najbardziej zarąbiste spojlery ever.
Zacząłem oglądać. Teraz już na poważnie i z odpowiednim nastawieniem. Za pierwszy odcinek brałem się już w sumie 3 razy i jak popatrzyłem jakie głupoty pieprzyłem na pierwszej stronie tematu to mi wstyd No ale młody był człowiek, głupi to mógł nie docenić.
Teraz jestem po 5 odcinkach i jest masakrycznie dobrze - oczywiście wszystko się dopiero rozkręca, więc scenariusza nijak nie można póki co docenić, ale postaci, dialogi i reżyseria, zwłaszcza reżyseria to mistrzostwo świata. Ulubione sceny, na podstawie których podręczniki można pisać:
-D'Angelo uczący grać swoich ziomków w szachy
-Felerny, nocny wypad trójki policjantów na blokowiska, szczególnie krótki, ale niezwykle intensywny moment, gdy do funkcjonariuszy padają strzały i latają butelki - koszt tej sceny to pewnie parę dolców, a emocje sporo większe niż w większości znanych mi strzelanin.
-McNulty i Bunk na miejscu zabójstwa czarnej dziewczyny - trzeba niesamowitego wyczucia, żeby w takiej, nieczęstej sytuacji myśli widza podążały dokładnie tam, gdzie myśli bohaterów, żeby miał wrażenie, że wymyślił coś dokładnie wtedy co oni. Genialnie nakręcona scena, brawa też dla aktorów. Dodatkowy atut, to, że nie pada w niej żadne inne słowo oprócz "fuck" i "motherfucker"
Wymieniłeś chyba najlepsze sceny pierwszego sezonu, może poza ostatnimi sześcioma minutami finału.
Buuu, to chcesz mi powiedzieć, że przez następne parę odcinków nie trafię już na takie perełki
Prawda taka że te sceny najlepiej zapamiętałem.. Nie ma się co martwić, Bodie będzie wymiatał, a końcowa scena finału (MUZA!) jest przewspaniała, widziałem ją z 10 razy spokojnie.
Ja właśnie skończyłem 4 sezon i nie mam nic więcej do powiedzenia poza tym że jeśli 5 sezon utrzyma poziom, Six Feet Under schodzi z zaszczytnego miejsca 1 pośród produkcji HBO.
Dbałość o szczegóły rozwala - krakowski Rynek Główny na ścianie u Sobotki.
Tak dla formalności napiszę, że póki co mistrzostwo świata.
Ja powtarzam całość pierwszy raz. Zaczynam właśnie trzeci sezon i tak jak Simka, rozwala mnie właśnie dbałość o szczegóły. Ale nie ta detaliczna, tylko ta związana z przedstawieniem świata. Doskonale ilustrował to odcinek, gdzie Bubbles tłumaczył Sydnorowi (który z kolei sądził, że wystarczy nie myć się dwa dni, a golić cztery) i reszcie jak powinien wyglądać narkus z osiedla. Także cieszy fakt, że nikt z głównej policyjnej ekipy przez cały serial nie wystrzelił ani razu z broni (no, prawie nikt ). True police work.
Takie pytanko do tych, którzy oglądali, albo oglądają właśnie po raz drugi. Czy w pierwszym sezonie idzie domyślić się, że Spoiler:
Carver był kapusiem
? Pewnie było jakieś chociażby drobne ujęcie, jakieś zachowanie Carvera, które o tym świadczyło, ale trzeba albo to wiedzieć, albo maksymalnie uważnie oglądać. Było coś takiego?Spoiler:
Tak. Carver często znikał, kiedy był potrzebny, a zaraz potem Burrell dzwonił z opierdolem dla Danielsa. Także było zwrócenie uwagi na to, że Herc kuje się do egzaminu na sierżanta, a Carver spokojnie to olewa, bo wie, że dostanie awans za kapowanie. Poza tym, jest parę motywików w stylu, że już jak Cedric się domyśla, że ma kreta w jednostce, to są przebitki na Carvera, który ma na ryju transparent z poczuciem winy.
"The Wire" jest jak życie. Szare, bure, dołujące, na każdym kroku sprowadzające czarnucha na ziemię. Ale też jednak czasami daje nadzieję na lepsze jutro i pozwoli się uśmiechnąć. Najlepsza humorystyczna scena?
Spoiler:
McNulty podaje się za seryjnego mordercę. Leżę i kwiczę. Oglądam tę sceny chyba z piąty raz. W ogóle cały motyw "seryjnych morderstw" jest czadowy i wspaniale ukazuje relacje McNulty-Lester-Bunk i mega wkurwienie tego ostatniego.
Zaiste najlepsze dzieło powstałe za pomocą kamery. Nigdy więcej nie będę czekał tyle czasu z powtórką całości.
50/10
Spoiler:
"
McNulty podaje się za seryjnego mordercę. Leżę i kwiczę. Oglądam tę sceny chyba z piąty raz. W ogóle cały motyw "seryjnych morderstw" jest czadowy i wspaniale ukazuje relacje McNulty-Lester-Bunk i mega wkurwienie tego ostatniego.
Co nie znaczy, że Bunk odrzucił zupełnie dobrodziejstwa takiego stanu rzeczy
W 5 sezonie świetnie skontrastowano dwa rodzaje oszustw - pierwsze tego pizdowatego dziennikarza nagrodzonego Pullitzerem, drugie wynikające z bezsilności, dokonane przez Jimmy'ego. Konsekwencje obu zachowań porażają.
Skończyłem 4. chyba najlepszy z dotychczasowych sezonów. Tyle wystarczy, żeby uznać to dzieło za najwybitniejszy serial w historii. Najlepszy, najmądrzejszy, ale ulubiony i tak pozostanie SFU. Powiedzcie, czy 5. sezon kończy się tak samo jak wszystkie poprzednie(parominutowa sekwencja podsumowująca całe śledztwo z cool muzyką w tle), czy czuć różnicę? W sensie, czy kończy się sezon, czy cały serial?
Simek, po co to beznadziejne pytanie? Przeciez, jak mniemam, po skonczeniu czwartego, zabierzesz sie za piaty sezon? No to jak sie zabierzesz, to sie dowiesz.
Będę szybciej oglądał jeśli jakoś zajebiście się kończy