ďťż

wika

W tym temacie chciałbym poruszyć problem dwojga ludzi będących ze sobą od strony sytuacji które zazwyczaj prowadzą do konfliktów, spięć, nerwowej atmosfery….itp.

Otóż w temacie „Wojna płci” m-a-r-l-e-n-a poruszła pewniem przykład z żarówką od którego chciałbym rozpocząć dyskusję.

No przecież rzecz polega w podobnych sytuacjach tylko i wyłącznie na tzw. „zmienności kobiet”.

Bywa często tak że, mężczyzna wraca do domu zmęczony, spracowany, poirytowany….a tu już od progu słyszy…żarówka się przepaliła!.
Oczywiście w domu pali się jeszcze 20 innych żarówek, ale ta jest najważniejsza, jedyna, niepowtarzalna!….
I nie ma czegoś takiego jak: usiądź, odpocznij, jak się czujesz?, co w pracy?….tylko wymień mi tę żarówkę…i to zaraz!.

Słowem świat żarówką stanął.

Co więc robić?...a no można powiedzieć:

„dobrze – zaraz zmienię tą żarówkę…może pozwoliłabyś mi chociaż wejść?”…ale nie ma zaraz…to musi być już , teraz, w tej chwili!

No i jak zaczniesz zwlekać człowieku żeby chociaż jakiś głębszy oddech złapać, to zazwyczaj się zaczyna:

„sąsiad całą elektrykę sam sobie zrobił w całym budynku, boazerię, podłogi, glazurę też sam układał, a tu proszę...jedna spalona żarówka i problem wydaje się nie do przejścia".

Co pozostaje?....a no wymienić tę cholerną żarówkę, bo inaczej baba zamęczy, dobije, zadręczy na amen.
Bierze więc człowiek krzesło (jak się okazuje zepsute, bo że żarówka nie świeci, to ona wie, ale że krzesło się popsuło…to nie ważne – ważna jest żarówka!).

Tak więc „wspina” się człowiek na wyżyny swojej męskości, włazi na ten stołek nieświadom niczego – nagle trzask, huk, rumor…i leży…z żyrandolem na łbie.

Ja już pomijam w tym miejscu cierpienie pojedynczego mężczyzny, swego rodzaju kres starań dla zaspokojenia próżnych wymogów kobiety, granatową rozpacz..…a tu jeszcze nie koniec tej męki…ba…dopiero się zaczyna!.
Zamiast jakiegokolwiek odruchu litości, współczucia - niejednokrotnie słyszysz:

„I coś Ty narobił człowieku!...no dobrze że chodziło tylko o jedną żarówkę …inaczej przyszłoby pewnie nocować pod namiotem – cały dom byś zwalił!!.
A pamiętam Zenka…burza, pioruny, siarczysty deszcz, a myśmy gumę w samochodzie złapali…i wtedy on sam wyszedł z samochodu, sam koło wymienił, ja nawet się ruszyć nie musiałam…jeszcze na dancing zaprosił…a ja?....za kogo ja wyszłam!?”.
„Gdybym wiedziała co mi narobisz, to sama bym tą żarówkę sobie wymieniła”.

Co więc leżącemu i cierpiącemu mężczyźnie może przyjść do głowy w takiej sytuacji?.....a no dwa pytania:

„Czy to ten nasz „utalentowany” sąsiad robił elektrykę w naszym domu?...i gdzie jest teraz ten przeklęty Zenek?”.

Chodzi o to że z niemal z zasady w takich sytuacjach trzeba kogoś zabić, tylko głupio byłoby się pomylić!.

No ale wyobraźmy sobie że jakoś z tej niesprawiedliwej sytuacji wyszło się cało.
O czym mężczyzna może wtedy myśleć?.....no o tym,żeby jak najszybciej położyć się, zasnąć, zapomnieć i życzyć sobie, żeby ta żarówka świeciła jakieś 1000 lat!.

Powiadają że, po złym często nadchodzi dobre – owszem często, ale nie zawsze – niestety.

Ileż to razy bywa tak że, człowiek budzi się rano…a tu rumor, trzaskanie drzwiami, huk tłuczonych garów, jakieś „święte” oburzenie…no nic, tak czy owak zapytać trzeba – o co tym razem chodzi?.

A tu?:

„Wiesz, jakiego mi stracha napędziłeś wczoraj w nocy?….no przecież Ty chyba straciłeś przytomność…tak szybko „padłeś” że nie zdążyłeś powiedzieć mi nawet – dobranoc!.
Ty powinieneś koniecznie się przebadać….może Ty masz cukrzycę?…no przecież Ty nic innego nie robisz tylko śpisz…cały czas śpisz!!!.

W tym miejscu przesuwają się przed oczami piękne, młode, kawalerskie lata, koledzy, miłe uśmiechnięte dziewczyny, a wśród nich ONA! – też jakaś miła, sympatyczna, opiekuńcza…i co ją tak zmieniło?....

Drogie Panie – czyż piszę nieprawdę?...



Bywa często tak że, mężczyzna wraca do domu zmęczony, spracowany, poirytowany….a tu już od progu słyszy…żarówka się przepaliła!

A gdzie jasny komunikat dla owej kobiety? Moja najsłodsza, najdroższa racz dać mi odpocząć po ciężkim dniu wszak żarówka nigdzie się nie wybiera. :lol:

Ciekawa jestem w takim razie, czy mężczyzna z owej opowieści zauważył, że „w międzyczasie” zjadł smakowity dwudaniowy obiadek i zostawił swoje ubranko nie komu innemu jak żonie, żeby przy okazji je wyprała, wywiesiła i wyprasowała. Później poszedł do pachnącej łazieneczki i umył się w nowym płynie do kąpieli, który jego żona wybierała z myślą o swoim wybrednym mężu:) Taki niezadowolony mąż przechodzi przez posprzątane mieszkanie, kładzie się do łóżka i zasypia w świeżutkiej pościeli, nie zauważając, że ta miła kiedyś kobieta, z którą planuje dalsze życie kupiła sobie akurat nową koszulkę nocną, żeby przypomnieć sobie te niedawne piękne czasy, w których owy mężczyzna nie śpieszył się aż tak aby spokojnie się wyspać:)
Mam nadzieję że przybliżyłam również tę sytuację od strony kobiety:)

to, że coś nie działa nie koniecznie jest powodem do wyładowania się na sobie wzajemnie ja bym dopatrywała się w tej żarówce ukrytego komunikatu
zgadzam się. Chociaz pewnie nie powinienem sie wypowiadać, jako żyjący samotnie, ale bardzo często szwankuje komunikacja...



Ja się oczywiście zgadzam zarówno z marleną, jak i z Edwardem.
Pisząc przykład oparty na „problemie żarówki” chciałem właśnie w pewien zakamuflowany sposób zwrócić uwagę na chyba najczęściej występujący w małżeństwie kryzys zwany znudzeniem czy znużeniem wspólnego pożycia we dwoje…no i jak widzę moim rozmówcom ten stan rzeczy nie jest obcy, co świadczy chyba o dość częstym jego występowaniu.

Na ów kryzys ma wpływ zapewne wiele czynników nie tylko wewnętrznych, ale i zewnętrznych.
Z czynników zewnętrznych wymieniłbym m. in. takie jak :

- praca – która zabiera nam zazwyczaj tyle czasu że niejednokrotnie jakby zmusza nas do zapominania o rodzinie.
Ile razy jest tak, że mężczyzna przychodzi z pracy, a kobieta (żona) właśnie do pracy wychodzi?... a to dla małżeństw szczególnie młodych, niczym dobrym być nie może.

- środowisko – nie darmo mówi stare powiedzenie: „broń mnie Panie od przyjaciół…od wrogów sam się obronię”.
Ile to razy „dobry” kolega widząc innego kolegę wychodzącego w trakcie spotkania „kawalersko – oficerskiego”, próbuje go zatrzymać mówiąc np.: „A Ty gdzie idziesz?...co własnej baby się boisz?”….no i niejeden zostaje, zapominając o żonie i dzieciach, bo przecież nic podobnego nie można pokazać przed kolegami.
Do tego można doliczyć też naszych „najlepszych” przyjaciół – ci to potrafią namieszać.

A czynniki wewnętrzne to chyba przede wszystkim:

- brak pieniędzy lub ogólny niedostatek – niestety, pędząca cywilizacja zmienia nas często w zwykłych materialistów biegających bez celu za własną niezaspokojoną zachłannością.
A bywa tak że im bardziej chcemy mieć, tym bardziej nam brakuje, a to już jest niemal cały „zestaw” powodów do kłótni, wzajemnych wyrzutów i oziębłości w stosunku do siebie.

Wreszcie dzieci – przecież to na nie czeka się z takim utęsknieniem, bo są faktycznym „cementem” chyba każdego małżeństwa, ale kiedy przychodzą na świat, bywa nieraz tak że mężczyzna przestaje poznawać swoją żonę przede wszystkim Jako kobietę.

Jest to głównie związane z brakiem czasu który kobieta musi podzielić między mężczyznę (męża), a dzieci – tego też mężczyźni darować jakoś nie mogą…no i bywa że kobieta – matka traci w oczach mężczyzny na atrakcyjności niemal pod każdym względem.
Rzecz pewnie w tym co mówią o mężczyznach kobiety, że mężczyzna to zazwyczaj duże dziecko…i chociaż mnie trudno jest to przyznać, to jednak spierać się nie wypada.

Jednak jak wiemy z własnych doświadczeń owe powyższe kryzysy są przemijające – sztuką jest je przeżyć i pokonać…a z pewnością warto.

Pozdrawiam.

no i jak widzę moim rozmówcom ten stan nie jest obcy chcialem zapewnic, ze ten stan jest mi obcy :)
Edward,


chcialem zapewnic, ze ten stan jest mi obcy

Wybacz Edwardzie tą moja „dosłowność”, nie chciałem w niczym urazić.
Zresztą nie ma takiej możliwości, bo choć księża nie zawierają związków małżeńskich, to niejednokrotnie stanowią oni mocną podporę dla powyższych służąc swoją radą, pomocą w rozwiązywaniu małżeńskich problemów i wiedzą opartą nie tylko na religii.

Tak więc odniosłem się do powyższego zagadnienia w aspekcie jakby ogólnym, mając na myśli i uwadze problem znany chyba wszystkim.

Sam niejednokrotnie byłem świadkiem tego jak ksiądz ratował i to z powodzeniem małżeństwa chylące się ku całkowitemu upadkowi.

A my rozmawiamy przecież nie tylko o naszych doznaniach i problemach, tylko o wszystkich aspektach w nich zawartych….a jak wiemy Kościół ma w tym względzie swoją potężną wiedzę która niejednokrotnie jest nam niezbędna, by w tych związkach funkcjonować dalej.

Trudno też jest w podobnych tematach uchronić się od pewnego uogólnienia tej czy innej sprawy…a że niechcący mi się to przydarzyło – tedy bardzo przepraszam…przede wszystkim Szanownego Edwarda.

Pozdrawiam.

Tak więc odniosłem się do powyższego zagadnienia w aspekcie jakby ogólnym, mając na myśli i uwadze problem znany chyba wszystkim.

Zgodzę się z Tobą RA , wszystkie podane przez Ciebie przykłady maja ogromny wpływ na pożycie dwojga bliskich sobie ludzi.
Jednakże mnie interesuje pytanie
Jakie można wypracować w sobie cechy charakteru ażeby nie utrudniać życia partnerowi?
Znam przypadek jednego małżeństwa kiedy ,to w chwili nieporozumienia mąż słysząc moment kulminacyjny awantury wszczętej przez swą małżonkę nuci sobie treść jednej piosenki ,, nie dokazuj miła, nie dokazuj...’’ ze stoickim spokojem czeka momentu aż się szanownej małżonce ,,wyczerpią baterie’’ I wtedy stara się przywrócić równowagę dobrym słowem na co otrzymuje odp. od swej żony również z tej piosenki,, nie od razu miły, nie od razu..’’
Koniec bywa jednak taki, że oboje grzecznie się przepraszają i cieszą się swym towarzystwem na nowo.
Jakie można wypracować w sobie cechy charakteru ażeby nie utrudniać życia partnerowi?

Ciężką pracą nad sobą: cierpliwość, brak egozimu, umiejętność wczuwania się w czyjąś sytuację... od trzech lat małżeństwa idzie mi to różnie :lol:
Magda M,


Jakie można wypracować w sobie cechy charakteru ażeby nie utrudniać życia partnerowi?

To jest chyba kwestia dogłębnego poznania i rozszyfrowania partnera (małżonka) w sensie całej jego osobowości.
Oczywiście nie jest to 100%-wo możliwe, bo ludzie zmieniają się w zależności od sytuacji, układów, a nawet pod wpływem czasu.
Jednak to trochę tak jak w wojsku – im lepiej poznasz „przeciwnika” – tym łatwiej będzie się później z nim porozumieć, a w razie „wojny” go pokonać.

Ważnym jest więc znać zarówno mocne jak i słabe strony swojego partnera, bo w razie ewentualnych sprzężeń wiesz jak się ustawić, gdzie przepuścić, a gdzie się postawić.

Dla mnie Jako mężczyzny „najgorsze” jest to, że kobieta w znakomitej większości przypadków i tak z mężczyzną wygrywa.

Więcej – w chyba każdej kobiecie drzemie owa starożytna królowa Kleopatra, kwestią jest tylko to czy ową mądrość i fortele powyższej współczesna kobieta jest w stanie zastosować czy nie.

Wreszcie – to jednak kobiety są motorem napędowym każdego małżeństwa i to one nadają mu w większości jego charakter, dlatego bywa tak, że to co się mężczyznom tylko wydaje – kobiety wiedzą na pewno i to jest walor i siła charakteru który niejednego „mocarza” powalił już na kolana (do czego oczywiście się nie przyznajemy).

No i jak tylko pomyślę o Mickiewiczu który napisał m. in.:

Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!...
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!
I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta!
Bodaj!... Niech, czego dotkniesz, przeleje się w złoto;
Gdzie tylko zwrócisz serce i usta,
Całuj, ściskaj zimne złoto!

…to niemal zawsze myślę…Panowie! – jest źle…a może być jeszcze gorzej. :mrgreen:
:cool: widzę Ra że wreszcie przyznałeś, iż


To jest chyba kwestia dogłębnego poznania i rozszyfrowania partnera (małżonka) w sensie całej jego osobowości. nie chcę cię martwić RA, ale to niemożliwe. Stworzenie kobiety podczas snu mężczyzny, wyraza między innymi tę prawdę, że na zawsze pozostanie ona tajemnicą dla mężczyzny - i może to dobrze, tajemnice wszak pociągają!:)

Stworzenie kobiety podczas snu mężczyzny, wyraza między innymi tę prawdę, że na zawsze pozostanie ona tajemnicą dla mężczyzny

To prawda, z którą bardzo trudno się mężczyznom pogodzić...


To jest prawdziwa sztuka - wiedzieć, w którym momencie trzeba porozmawiać o tym co nas drażni, a kiedy nie, żeby nie bawić się w drobiazgowość.

I to jest właśnie to zdanie na które czekałam.
Bo kiedy umiejętnie radzimy sobie z drobiazgami to istnieje wielkie prawdopodobieństwo, iż w znacznie poważniejszych sprawach poradzimy sobie z powodzeniem
Ja jednak obstawiałabym za większą tolerancją wśród mężczyzn. Niekiedy ich ignorancja jest stanowczo nie uzasadniona, szczególnie jeśli to oni wtrącają się do rozmowy

Równouprawnienia było by dla nas niekorzystne, ale mimo to warto czasem postraszyć mężczyzn, żeby dostrzegli w nas te pazurki:) Wtedy od razu łatwiej się z nimi dogadać, bo jeżeli to my stawiamy wyżej poprzeczką, oni starają się pójść na kompromis i zamiast zostawić sprawy tak jak były, lekko podwyższają tę poprzeczkę, czyli robią idealnie to o co nam chodziło:)

Rozmowa powinna być podstawą związku, ale trzeba pamiętać że nieważne o co chodzi, trzeba być bardzo delikatną, żeby przypadkiem nie rozdrapać świeżo zabliźnionej rany. Jeżeli wypominamy coś partnerowi, nie odnośmy się do wcześniejszych sytuacji, na które nie zwróciłyśmy mu uwagi, tylko starajmy się wyjaśnić mu co nam przeszkadza, lub denerwuje w tej chwili. Uwierzcie, że mężczyznę można chyba szybciej urazić niż kobietę, a potem trzeba się nie lada na denerwować, żeby jako tako załagodzić sytuację.
To prawda, choć kobiety często się obrażają (a przynajmniej tak się twierdzi), to męczyźni dłużej pamiętają. I to właśnie te sprawy, które zostały niby wyjaśnione!

Z drugiej strony każdy chce udowodnić, że ma rację i często zapomina, że lepiej mieć rację niż ją udowadniać...

To prawda, choć kobiety często się obrażają (a przynajmniej tak się twierdzi), to mężczyźni dłużej pamiętają. I to właśnie te sprawy, które zostały niby wyjaśnione!
No tak, mężczyzna czuje się urażony dogłębnie, a kobieta musi się naprzepraszać, a i to nie zawsze pomaga. Kobieta jak się denerwuje to zwykle szybko jej przechodzi, bo nie traktuje tematu tak poważnie jak mężczyzna.


Z drugiej strony każdy chce udowodnić, że ma rację i często zapomina, że lepiej mieć rację niż ją udowadniać...
W kłótni chodzi o to, kto udowodni swoje poglądy i narzuci je partnerowi, a nie po której stronie stoi racja. Szkoda, że gdy się kłócimy, to zwykle nie myślimy racjonalnie i logicznie, tylko dajemy się ponosić emocjom :sad:

No tak, mężczyzna czuje się urażony dogłębnie, a kobieta musi się naprzepraszać,

O nie, co to to nie ze mną :razz:


Niestety głos rozsądku często nakazuje mi iść na kompromis dla własnego dobra ,a to jest takie trudne

Zgadzam się całkowicie. Najgorzej, to jeśli pojawi się potem: "No, a przecież kiedyś tam przyznałaś mi rację"...

Najgorzej, to jeśli pojawi się potem: "No, a przecież kiedyś tam przyznałaś mi rację"...

W sprawie kompromisu można raczej mówić o obopólnej zgodzie w jakiejś trudnej sytuacji, a skoro ów kompromis został osiągnięty to nie może być potem wspominany przez którąś ze stron jako uległość.
Natomiast, jeśli w sytuacji jego braku bezwolnie poddamy się partnerowi, bez negocjacji , wtedy można spodziewać się takiej reakcji jak wspomniałaś Wipsanio, czyli będzie to wykorzystane jakby przeciwko nam.

Pozdrawiam
Masz rację, ale czasem jedna ze stron mówi: "Dobra, niech będzie, jak chcesz" i wtedy ta druga strona zapomina o sprzeczce (bo tak wygodniej). Albo z drugiej strony pamięta tylko, że jej było przykro. A jak wspomniały Marlena i Magda - kobiety szybko zapominają, o co poszło ;)

A jak wspomniały Marlena i Magda - kobiety szybko zapominają, o co poszło ;)

Poważnie? To ja jestem jakimś wyjątkiem - zapominam wyjątkowo wolno by nie powiedzieć, że wcale i jeszcze mam brzydki nawyk nieporozumienia przy każdej nadarzającej się okazji Niemniej jednak nie lubię być skłócona, więc zawsze szybko wyciągam rękę do zgody
nazaa trzeba cię jednak poddać hipnozie , wyczyścić troszkę pamięć, to będzie pożyteczne zrobi się więcej miejsca na zapamiętywanie miłych wrażeń , a nie tylko tych przykrych

nazaa trzeba cię jednak poddać hipnozie , wyczyścić troszkę pamięć

I przestawić delikatnie osobowość ?

I przestawić delikatnie osobowość ?

Masz coś do mojej osobowości?
Możemy to zaraz załatwić po męsku

A mam pamięć obszerną, więc nie trzeba jej resetować
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •