wika
Wielu zna filozofię Nietzchego głównie z książki "Mein Kampf", i kojarzyli jego postać jedynie z ukutym przezeń pojęciem "nadczłowieka", które zostało przez Hitlera wykorzystane do uargumentowania tezy o konieczności zadbania o interesy "nadludzi', czyli rasy arian, za wszelką cenę.
Sama ideologia Nietzchego była jednak daleka od takiego ujmowania tej kwestii, filozof prowadził ten podział raczej na płaszczyźnie religijności i moralności. Według niego "nadczłowiekiem" był ten, kto potrafił jedynie siłą swej woli poskromić popęd do czynienia zła, i nie potrzebował do tego "strażnika" w postaci jakiegoś wymyślonego boga, życia pozagrobowego czy wizji kary, każdy, kto potrafił "spojrzeć w twarz" nędzy własnego istnienia.
Trudno zgodzić się z tak ostrym postawieniem sprawy, bo w ten sposób automatycznie uznaje się nieistnienie świata nadprzyrodzonego za pewnik, a ludzi traktujących wiarę weń za podstawę swojej moralności traktuje się z pogardą. Moim zdaniem jednak w samym podejściu do sumienia jest pewna idea warta przemyślenia - o trudności, jaką sprawia godne życie i postępowanie w zgodzie ze swoim sumieniem, jeśli jedyną motywacją do tego ma być chęć zachowania szacunku do samego siebie.
A co wy sądzicie o tym filozofie? Czy wykorzystanie jego dzieł przez Hitlera było ironią i objawem ich niezrozumienia ze strony tego drugiego, czy też Nietzche "sam tego chciał", umieszczając w swoich dziełach niebezpieczne tezy, które po prostu trafiły na podatny grunt? Czy możliwe jest godne, honorowe postępowanie, jeśli nie ma się przekonania o niechybnej nagrodzie za dobre i karze za złe uczynki?
Czytając Nietzschego nie sposób uniknąć nadinterpretacji, w jego słowach zawsze czai się pogarda dla rodzaju ludzkiego, dla masy. Poza "Tako rzecze Zaratustra", którą to książkę uważam za trudną, czytałem "Antychrysta" gdzie tezy o słabości ludzkiego rodzaju są czytelnie sformułowane. Krytyka chrześcijaństwa w niej zawarta, jako religii dla ciemnej masy, ma swoje uzasadnienie, lecz religia ta zbudowana jest na tej tezie i nie udaje, że jest inaczej. Chrześcijaństwo czyni ze słabości swoich wiernych atut, bo przesiąknięte jest miłością i pokorą zarówno wobec nieodgadnionego jak i marnej kondycji moralnej człowieka. Nietzsche natomiast dostrzega w niej prosty mechanizm manipulacji, ogłupienia nieuświadomionych mas ludzkich, by nasze życie stało się prostsze i pozbawione dylematów etycznych. Samoświadomość mocy, tkwiącej potencjalnie w jednostkach "myślących", której tak hołdował, jest łakomym kąskiem dla wszelkich totalitaryzmów budujących swą potęgę na kontroli świadomości społecznej. Wykorzystał to Hitler, tak jak wielu jego poprzedników i następców, z tą różnicą że ten niemiecki muppet otwarcie wręcz podał bibliograficzne źródło swoich groźnych, megalomańskich pomysłów.
Każda wielka idea czy wynalazek niesie ze sobą ryzyko wypaczenia ról, do których zostały dedykowane, co jedynie potwierdza słabość mas i ich podatność na manipulację. Udowadnia, że od zawsze jesteśmy niegotowi na to, co otrzymujemy od świata.
"nadczłowiekiem" był ten, kto potrafił jedynie siłą swej woli poskromić popęd do czynienia zła, i nie potrzebował do tego "strażnika" w postaci jakiegoś wymyślonego boga, życia pozagrobowego czy wizji kary, każdy, kto potrafił "spojrzeć w twarz" nędzy własnego istnienia.
Nieprawda. Nadczłowiek czyni, a co czyni, to już kwestia Nadczłowieka. Nikt mu nie będzie mówił. Pogardza przemocą wobec słabych, bo chce dopaść silnych. O ile ja zrozumiałem Nietzschego.
Hitler wykorzystał dzieła Nietzchego trochę dzięki jego siostrze, Elżbiecie. Poślubiła ona jakiegoś niemieckiego nacjonalistę i podzielała jego poglądy, a ponieważ miała całkowitą kontrolę nad pracami brata to nic nie stało na przeszkodzie, żeby je trochę przerobiła zgodnie ze swymi przekonaniami