wika
The Oz
Serial opowiadający o więziennym życiu w Oswald State Correctional Facility i eksperymentalnym oddziale tego zakładu, "Emerald City". Tyle właściwie powinno wystarczyć za wstęp do fabuły.
To nie więzienie z "Prison Break". Pilot zaczynaja się kosą pod żebra, a kończy zabójstwem popelnionym przez podpalenie.
W więzieniu nie ma miłych gości. Przekonujemy się o tym wchodząc w ten świat razem z Tobiasem Beecherem (Lee Tergesen, mnie znany przede wszystkim z serialu "Weird Science"), prawnikiem, który pod wpływem środków odurzających zabił samochodem piętnastolatkę. To trochę taki Andy Dufresne, który nie będzie miał tyle szczęścia i z rąk czarnego gwałciciela, Adebisiego (Adewale Akinnuoye-Agbaje, Mr. Eko z "Lost"), trafi pod skrzydła neonazisty Verna Schillingera (J.K. Simmons, "Spider-Man", "Juno"). Włoch, który miał się nim opiekować, Dino olał go, żeby zająć się gościem, którego kiedyś miał zabić na polecenie mafii.
Tak właściwie zaczyna się nasza przygoda z serialem. Wydaje się, że dla Tobiasa nie będzie lepiej, a jednak będzie jedną z głównych postaci, aż do końca serialu. Jestem dopiero po pierwszym odcinku i zapowiada się bardzo dobrze. Nie można narzekać na aktorstwo, ani na mały realizm. Dialogi, często przybarwione kurwami, są naturalne, a przynajmniej tak są odegrane.Wszystko zaprawione szczyptą psychodelii, momentami wydaje się to trochę odrealnione czy metafizyczne, ale nigdy więcej niż "trochę". Tego efektu dodaje też "grecki chór", narrator czyli więzień jeżdżacy na wózku, Augustus Hill (Harold Perrineau, Michael z "Lost"). Wie wszystko, ale sam jest dosyc tajemniczy, zupełnie z boku wszystkich konfliktów.
J.K. Simmons w roli naziola, który w gruncie rzeczy jest kawałem skurwiela. Nie myślalem, że będzie tak dobry w roli drania. Do tego Edie Falco (Carmela z "The Sopranos") w roli jednej ze strażniczek. W ogóle sporo tu ludzi z różnych, późniejszych seriali - z "Dextera" (LaGuerta, Doaks, Batista), "Lost" (Michael, Mr. Eko), czy "Rescue Me" (Johnny Gavin).
Serial jest wart uwagi choćby ze względu na jedną rzecz: to produkcja HBO. Oprócz tego przedstawia raczej ciekawą tematykę. Prawdziwe więzienie, prawdziwe gnidy.
nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie zrobił, żeby przeżyć.
(Augustus Hill - narrator)
nie wiem, co napisać. z dwóch powodów. raz, ze na temat seriali hbo pisałem wielokrotnie, dając niedwuznacznie do zrozumienia, co o nich myślę, dwa - Oz w pewnym sensie wyznacza granice zajebistosci jakiejkolwiek twórczości fabularnej. Oswald State Correctional Facility stanowi doświadczenie z gatunku ekstremalnych, zarówno dla ludzi takich jak Beecher (na załączonej przez Crova fotografii drugi z prawej z lekko przechyloną głową), jak i dla widza przed telewizorem. co więcej, Oz to kapitalny przyczynek do dyskusji na temat tego, gdzie przebiega granicą między człowieczeństwem a zezwierzęceniem. oczywiście będzie to li tylko czcza gadanina, albowiem bohaterów serialu nie da się wycenić wedle norm moralnych, obowiązujących na wolności. powiało trochę filozofią, ale nie martwcie się - Oz jest najpierw hiper realistyczną sensacją, rozpisaną na bagatela kilkadziesiąt druzgocących epizodów, a dopiero w dalszej kolejności rozprawką o ludzkiej naturze.
jesli miałbym wskazać jakaś wade w genialnej konstrukcji serialu, wskazałbym na rzadkie, ale jednak praktykowane przynajmniej raz w sezonie mechaniczne wprowadzanie postaci epizodycznej celem popchnięcia intrygi do przodu. taka postać szybko kończy w kostnicy, dzięki czemu scenarzyści uzyskują możliwość skierowania akcji w inne rejony. dobre w tym wszystkim jest to, że patent ów nie zakłóca integralności samej historii, gdyż więźniowie wchodzą i wychodzą, jak to bywa w normalnym życiu. spójność miejsca akcji oraz logika działania bohaterów są więc zachowane. drażni jedynie pretekstowość tych epizodycznych figur: część z nich po jakimś czasie potrzebnym na aklimatyzacje i rozpoznanie terenu staje sie głównymi graczami, przejmując pałeczkę od dotychczasowych liderów, pozostali zaś odpadają jeszcze w przedbiegach. ale jak się rzekło: nie każdy może prowadzić orkiestrę. zresztą bądźmy szczerzy: pod względem mnogości charakterów i drobiazgowości, z jaką zostały one sportretowane, Oz bije wszystkie serialowe rekordy wszech czasów. jak będziecie oglądać, zwróćcie uwagę na Terry'ego Kinneya w roli Tima McManusa - ojca założyciela Oz. człowiek to nieco naiwny w swej wierze w resocjalizacje, niemniej bardzo zdeterminowany w dążeniu do celu. bezsprzecznie mój ulubiony bohater.
tyle ode mnie. przynajmniej na razie, dopóki nie skonsumuje sezonów V i VI. sezon V ma ponoć morderczy climax. nie mogę sie doczekać.
It's violent and bloody and vicious and cruel nad profane. But it's also wildly creative, beautifully filmed and brilliantly acted. OZ took the television drama to another level which was something that we would never see on any of the major television networks. Exceptional art, no matter what the medium, has the ability to move us, make us think, make us feel both things we embrace and things we reject. The power this show has to polarize viewers into two different camps--love it or hate it--is proof enough that Tom Fontana and Barry Levinson have fashioned something we haven't seen the likes of in a very long time.
amen.
W więzieniu nie ma miłych gości.
nie tyle "miłych", co niewinnych. oglądający serial równolegle ze mną Jakuzzi zauważył, że w odróżnieniu od przytłaczającej większości więziennych opowieści w Oz nie ma ludzi niesłusznie skazanych. do Oz nie trafia się z powodu fatalnego zrządzenia losu (Sylwek z Osadzonego) czy też na skutek sędziowskiej pomyłki (Andy Dufresne). do Oz trafia się, ponieważ ma się na sumieniu ludzkie życie. nawet jeśli nie odebrałeś nikomu życia na wolności, to odbierzesz je, będąc w więzieniu. znamienny pod tym względem jest epizod czwarty pierwszego sezonu. mowa w nim o karze śmierci. z jednej strony mamy krzepiącą historię nawróconego na islam więźnia, który ostatnim gestem ratuje życie siostrze, oddając jej nerkę, z drugiej - historie masowego mordercy, torturującego kobiety (Eric Roberts!!!). obydwaj czekają na egzekucje w celach śmierci. obydwaj różnią się od siebie jak dzień różni od nocy. pierwszy odczuwa skruchę i korzy się przed bogiem. drugi... drugi ma w dupie dokumentnie wszystko. przykład pierwszego pokazuje, jak bardzo kara śmierci może być chybiona. przykład drugiego dowodzi, że kara śmierci to zdecydowanie za mało, ot, szczyt ludzkiego miłosierdzia i humanitaryzmu. w Oz wszystko jest płynne, wszystko faluje. Oz nigdy nie przynosi konkluzji.
I jak tu napisac cos konstruktywnego po Mentalu? :)
W Oz widze tylko jedna skuche. Jest nia konstrukcja wiezienia, a scislej mowiac jego eksperymentalnej placowki zwanej Emerald City. W celach klasyczne kraty zostaly zastapione szybami. Cel: pelna kontrola nad wiezniami. Problem w tym, ze pomimo tego zalozenia, wiezniowie poczynaja sobie nader swobodnie: pukaja sie w tylek, wciagaja prochy ('cycki' w wieziennym grypsie), spiskuja, a niektorzy nawet kopia calkiem konkretny tunel. To po co te szyby? A zeby jakas mini-kamerke lub podsluch zamontowac nikt nie wpadl? Jako inny powod na kuriozalnosc takiego konstrukcyjnego rozwiazania niech posluzy przyklad jednego epizodu z konfliktu Beecher-Shillinger (ten drugi trafiony odlamkiem szkla niemal traci oko). Nie tylko cele budza watpliwosci. Cale Emerald City zapewnia bowiem duzo swobody. Mozna sobie poogladac tv w holu, przypakowac na silowni, poczytac ksiazki w bibliotece, posurfowac w internecie. W Oz jest od groma lokacji, w ktorych mozna pokombinowac, nacpac sie czy nawet zalatwic klawisza i rzadko kiedy lapie sie tu ludzi na goracym uczynku. Wyglada to predzej jak miejsce, gdzie trafiaja podatkowi oszusci albo skorumpowani politycy. A Oz, przypomnijmy, skupia najgorsze, najbardziej zwyrodniale mety, ktore, jakby sie wydawalo, nalezaloby krotko trzymac za morde.
Szkopul w tym, ze gdyby wiezniowie trzymani byli krotko, nie bylo intryg, a tym samym fabuly. Motorem napedowym Oz sa bowiem przerozne podle gierki, jakie tocza miedzy soba reprezentanci poszczegolnych wieziennych gangow. Cos kosztem czegos. I trzeba przyznac, ze patrzac jak tworcy serialu potrafia te wszystkie wymyslne intrygi prowadzic, powyzsza, szeroko opisana skucha, robi sie blada.
Oz wymiata. Najwiekszy atut tego serialu to bodajze bogata galeria pelnokrwistych, kapitalnie rozpisanych i prowadzonych postaci. I masa emocji. I surowy, acz wysokooktanowy klimat. Klimat wiezienia, w ktorym smierdzi meskim potem, sperma, gownem i krwia.
Wspomne jeszcze o rzeczy dla mnie bezprecedensowej przy produktach HBO. Juz pierwszy odcinek wkopal mnie w ziemie. Juz od pierwszego odcinka wiedzialem, ze z serialem bedzie sie wiazac kupa atrakcji i emocji. Bomba. Prawdziwa bomba.
chodziło przecież o to, by odejść od skompromitowanej koncepcji osadzania ludzi za kratami, czytaj standardowych procedur resocjalizacyjnych. mało tego, McManusowi wcale nie zależało na zwiększaniu kontroli, wręcz przeciwnie: będąc z usposobienia idealistą, wierzył, iż niepisany układ z więźniami wpłynie pozytywnie na obustronne relacje. inna sprawa, ze życie szybko zweryfikowało te optymistyczne założenia.
Uscislijmy, ze chodzi o bunt, ktory wywiazuje sie relatywnie szybko. I nie jest to zadne zaskoczenie, bo patrzac na pozostawiona wiezniom swobode zdziwic sie mozna, ze bunt nie nastapil jeszcze wczesniej. Zycie zweryfikowalo, ale wnioskow nie wyciagnieto: bunt sie skonczyl, ale zadnych zaostrzen nie zastosowano. Emerald City wciaz jest takie, jakie bylo. To juz nie jest idealizm, ale bezpodstawna naiwnosc.
nie o kontrolowanie tu chodzi.
Alez chodzi. Przynajmniej miedzy innymi. Nie bez powodu szyby zastepuja nie tylko kraty, ale rowniez sciany miedzy celami. Na wiezniow maja miec oko straznicy oraz inni osadzeni.
nigdy nie garowałem w pace
Nie klam.
ale czy naprawdę uważasz, że Oz tak dalece odbiega od tego, co dzieje sie w innych jednostkach więziennych?
Gdyby to bylo normalne wiezienie, nie zdziwilbym sie w ogole, ale to placowka, ktora w zalozeniu miala byc takim wieziennym Wielkim Bratem: moze i wiecej swobody, ale tez wiecej kontroli.
A tak w ogole to nie chce mi sie prowadzic obszernych dysput na temat tej drobnej, technicznej skuchy. :)
Mental, przypadkowo usunalem twoj post, sorry. :)
sorry? wsadź se w odbyt to "sorry":) Oz od strony technicznej nie rożni się niczym od innych placówek (poza oszklonym frontem cel i dwoma odbiornikami tv na środku korytarza). tak więc nie o topografie kompleksu tu się rozchodzi. w Animal Factory mamy tradycyjne wiezienie z ceglanymi murami i wieżyczkami wartowniczymi, problemy identyczne, ba, w filmie Buscemiego istnieje coś takiego jak spacerniak, gdzie więźniowie mają swoje wnęki, w których swobodnie handlują dragami. trup ściele się gęsto, sodomia i gwałty są na porządku dziennym, a uciec można, ukrywając się w kontenerze na śmieci, podczas gdy jeden ze strażników "nie patrzy". i gwoli ścisłości: w Oz są tylko dwie cele z szybą zamiast ściany działowej. wszystkie pozostałe zbudowano jak najbardziej klasycznie, tj. posiadają jedynie przeszklony front. w sumie nie wiem, czemu akurat te dwie cele, ulokowane na piętrze, są tak transparentne. może dlatego, że przebywają w nich muzułmanie - co by nie mówić, jedna z najbardziej wpływowych grup w Oz.
zastanawiałeś sie kiedyś, czemu osadzeni w Oz nie maja możliwości wyjścia na dwór?
w filmie Buscemiego istnieje coś takiego jak spacerniak, gdzie więźniowie mają swoje wnęki, w których swobodnie handlują dragami. trup ściele się gęsto, sodomia i gwałty są na porządku dziennym, a uciec można, ukrywając się w kontenerze na śmieci
Ja o dupie, ty o trupie. :) Czyli w Animal Factory jest klasycznie zbudowane wiezienie, w ktorym dzieja sie niecne rzeczy. A mi chodzi o to, ze zalozyciele Oz chcieli zapobiec tym niecnym rzeczom poprzez zbudowanie placowki o wiekszych mozliwosciach inwigilacyjnych. A i tak dzieja sie niecne rzeczy.
zastanawiałeś sie kiedyś, czemu osadzeni w Oz nie maja możliwości wyjścia na dwór?
Byc moze powodem jest szczegolny rygor, ale uzasadnienie moze byc bardziej prozaiczne - byc moze Oz nie ma warunkow na spacerniak. ;)
Mnie inna rzecz ciekawi. Zastanawiales sie kiedys, czemu to akurat Augustus Hill jest narratorem i swoistym przewodnikiem po Oz? W ogole interesujacy patent z tym narratorem. Na poczatku doskwierala mi lopatologia narracji (Hill czasami wrecz doslownie komentuje to, co sie dzieje w wiezieniu albo w glowach osadzonych) i pewna teatralna maniera tych segmentow. Ale brawurowo szarzujacy narrator jest przekonujacy, wizualnie segmenty te bywaja niekiedy smakowite, poza tym pada w nich kupa madrych tekstow, dlatego koniec koncow oglada sie je z zaangazowaniem. Fajna rzecz.
zalozyciele Oz chcieli zapobiec tym niecnym rzeczom poprzez zbudowanie placowki o wiekszych mozliwosciach inwigilacyjnych.
ciągle próbuje rozkminic, o jakie możliwości inwigilacyjne ci chodzi. pomożesz mi?:) tylko nie gadaj o szybach, bo ten argument rozniosłem już w perzyne:)
byc moze Oz nie ma warunkow na spacerniak. ;)
ma. sezon 4, odcinek 14:)
Zastanawiales sie kiedys, czemu to akurat Augustus Hill jest narratorem i swoistym przewodnikiem po Oz?
owszem, zastanawiałem sie. odpowiedz jest prosta: 1. bo znajduje się poza wszelkimi układami; 2. bo nigdy nie przejawia zlych intencji w stosunku do kogokolwiek; 3. bo posiada poczucie humoru i spory dystans do swojego kalectwa.
odpowiedz jest prosta: 1. bo znajduje się poza wszelkimi układami; 2. bo nigdy nie przejawia zlych intencji w stosunku do kogokolwiek; 3. bo posiada poczucie humoru i spory dystans do swojego kalectwa.
Jest to jakis trop. Ale np. te poczucie humoru przejawia wlasciwie tylko w segmentach narracyjnych. Zastanawia mnie ten swoisty rozrzut: w realu cichy, spokojny i raczej srednio rozgarniety, w czasie narracji - gejzer emocji i niebanalnych przemyslen. Natomiast punkt 1 i 2 mozna odniesc rowniez do paru innych postaci, chociazby Rebadowa.
w realu cichy, spokojny i raczej srednio rozgarniety, w czasie narracji - gejzer emocji i niebanalnych przemyslen.
może fragmenty narracyjne pokazują Augustusa takim, jakim był na wolności, przed tym, jak gliny zrzuciły go z dachu? w sumie nie da sie ukryc, ze emanuje od faceta jakaś pozytywna energia. pomimo kalectwa i mega długiego wyroku na karku wydaje sie być gościem mocno zrównoważonym, a już na pewno nie przejawia skłonności do knucia podstępnych intryg czy kaleczenia współwięźniów. nawiasem, zwróciłeś uwagę na jego twarz? jest bardzo serdeczna, ciepła, budząca zaufanie. to jest twarz osoby, której więzienie nie złamało. jeszcze nie złamało.
Natomiast punkt 1 i 2 mozna odniesc rowniez do paru innych postaci, chociazby Rebadowa.
ale Rebedow to stary pryk, odsiadując dożywocie. wyobrażasz sobie jego narracje? pomarlibyśmy z nudów:)
Na marginesie mowiac bardzo lubie Rebadowa i zaluje, ze przestal rozmawiac z Bogiem. :)
Cholernie Szekspirowki serial. Doktorat moznaby pisac. Rysa na nieskazitelnej powierzchni pozostaje motyw z zoltasami - uchodzcami. Pomysl z dupy, bez wplywu na dramatyzm fabuly i w zasadzie bez konsekwencji w dalszej czesci serii. Podobnie szalonym pomyslem bylo w The Wire stworzenie Hamsterdamu ale tam mozna to bylo jako tako logicznie uzasadnic a sama idea byla kolem zamachowym fabuly calego sezonu.
jestem po pierwszym odcinku sezonu number one i muszę przyznać że serial jest wypierdzielony wysoko w stratosferę. przez całe 53 minuty seansu nie byłem ani przez chwilę znudzony. mega kozackie najazdy kamery z samego początku odcinka tworzą niezapomniany klimat. jest mrocznie, czasem nawet surrealistycznie. obracający się w "ruchomej" (?) celi augustus hill - to dopiero coś.
dialog odcinka:
-Muzułmanie nie wierzą w przemoc, szanujemy bliźnich
---My nie
-Oddałbym za ciebie życie
---Będziesz musiał
Takie teksty to na podworku. Mod.
jesli miałbym wskazać jakaś wade w genialnej konstrukcji serialu, wskazałbym na rzadkie, ale jednak praktykowane przynajmniej raz w sezonie mechaniczne wprowadzanie postaci epizodycznej celem popchnięcia intrygi do przodu. taka postać szybko kończy w kostnicy, dzięki czemu scenarzyści uzyskują możliwość skierowania akcji w inne rejony. dobre w tym wszystkim jest to, że patent ów nie zakłóca integralności samej historii, gdyż więźniowie wchodzą i wychodzą, jak to bywa w normalnym życiu.
Ale jednak wiekszosc z tych nowowprowadzonych konczy w kostnicy (najczesciej jeszcze w tym samym odcinku, w ktorym sie pojawili). W rzeczywistosci tak sie przeciez raczej nie dzieje, wiec maly zgrzyt jest.
Tobias Beecher to także dowód na to, że z zemstą jest jak z gumą do żucia. jej przyjemny smak czujesz tylko przez chwilę.
Oz mocno akcentuje to, ze za zemsta nie stoi chec wymierzenia sprawiedliwosci, wyrownania rachunkow, ale egoizm i nienawisc. To, ze Beecher i Shillinger traca stopniowo wszystkich swoich najblizszych, bo jeden chce po prostu dopiec drugiemu, swiadczy o tym najdobitniej. Swoja droga zastanawiam sie jak dalej tworcy pociagna ten konflikt (jestem w polowie czwartego sezonu). Obserwujac ten watek odnosi sie bowiem wrazenie, ze osiagnieto juz w tym aspekcie apogeum, ze dalej nie mozna. Poza tym ciekawi mnie to z czysto prozaicznego powodu pociagniecia akcji. Pokazywac facetow, ktorzy sie mszcza nawzajem, przez bite 6 sezonow? Wydaje sie karkolomne.
Rysa na nieskazitelnej powierzchni pozostaje motyw z zoltasami - uchodzcami. Pomysl z dupy, bez wplywu na dramatyzm fabuly i w zasadzie bez konsekwencji w dalszej czesci serii.
Pomysl, zeby chinskich uchodzcow umiescic w wiezieniu o zaostrzonym rygorze byl debilny, ale jeszcze bardziej debilny pomysl pojawil sie pare odcinkow pozniej - pigulki postarzajace.
Podobnie szalonym pomyslem bylo w The Wire stworzenie Hamsterdamu ale tam mozna to bylo jako tako logicznie uzasadnic a sama idea byla kolem zamachowym fabuly calego sezonu.
Pomysl Hamsterdamu nie byl szalony, byl kontrowersyjny, (wedlug mnie eksperyment Colvina byl bardzo dobrym i slusznym konceptem). I nietrafnie jest porownywac go do watku wyzej wspomnainych uchodzcow, bo to nie byl zaden debilizm fabularny.
Pomysl Hamsterdamu nie byl szalony, byl kontrowersyjny, (wedlug mnie eksperyment Colvina byl bardzo dobrym i slusznym konceptem).
otóż to. sezon 4 - jako jedyny - zawiera sporo ekstrawaganckich pomysłów (które śmiało można nazwać debilizmami). co prawda nie rzutują one na odbiór całości serialu, ale stanowią niemiły dysonans. z kolei oglądając The Wire i pomysł zgrupowania wszystkich dilerów w jednej dzielnicy, uznałem, ze to jedyne rozsądne wyjście w sytuacji nie tyle szalejącej przestępczości, co tępackiej zajadłości łebków na stołkach, którzy powinni uporać sie z tym problemem.
jestem w połowie drugiego sezonu i od tego serialu nie da się uwolnić. szkoda tylko że nigdzie nie ma polskich napisów. ale cóż nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie zrobił, żeby przeżyć, a więc jadę na angielskich napisach i muszę przyznać że serial staje się o wiele lepszy w odbiorze.
jeżeli chodzi o narratora, na początku był prawie niczym niewidzialny, oddzielony od innych szklanymi ścianami swojej hermetycznej celi, gdzieś poza oz, może nie dosłownie, bardziej jakby w innym wymiarze, innym stanie świadomości. dlatego trochę wkurzyło mnie jego większe zaangażowanie w przyziemne sprawy em city. okazało się że jak każdy - nie jest nietykalny i może też dostać po dupie. hill sprawiał także wrażenie gościa który w pełni zaakceptował swój los, czyli perspektywę spędzenia całego życia w oz, zapoznał się z rutyną. ale jak też wspominał - rutyna cię zabije.
co do scumbagów serialu - moim ulubionym sukinsynem jest bez wątpienia adebisi. koleś który spalił za sobą wszystkie mosty, dla niego słowo resocjalizacja to taki żarcik, siedzenie w ciupie to jak wypad do baru tylko że na całe życie. sprawia wrażenie niezłego popaprańca który zamordował by cię z nudów, tak dla jaj jak by zabrakło cycków albo baterie w walkmanie by się wyładowały.
po finale pierwszego sezonu to dla mnie istna bomba, jeden z najlepszych o ile nie najlepszy serial jaki w życiu widziałem. sceny pokazujące eskalację konfliktu pomiędzy beecherem a vernem po prostu sprawiają że serce bije szybciej. serial perełka, szkoda że tak mało popularny w naszym ukochanym buraczanym kraju.
Jakuzzi, speszyl for ju: wreszcie znalazłem czas. :)
Skończyłem właśnie pierwszy sezon i pewnie nie siedziałbym i nie pisałbym teraz posta, gdybym miał już drugą serię. Niestety, muszę czekać aż magicznie znajdzie się w mym posiadaniu.
Faktycznie, Beecher stał się lekko przerażający. Z tym swoim śmianiem się i bieganiem z kijem podczas zamieszek zaczął mi przypominać Alexa z "Clockwork Orange". Do tego świetna przemiana - nie tylko samej postaci, ale i aktora. Z ułożonego, zadbanego prawnika, ojca rodziny zmienia się w niechlujnego, nieogolonego świra. Ciekaw jestem, jak będzie wyglądał dalszy konflikt między nim, a Vernem.
A propos Stanleya Kubricka. Tylko mnie niektóre sceny przypominały momenty z choćby "Full Metal Jacket"? Trochę takie połączenie stylu De Palmy i Kubricka.
Ciekawym motywem - który może zmienia się później - jest to, że w ogóle nie pokazuje się świata zewnętrznego czy prywatnego życia poza więzieniem. Świat na zewnątrz zawarty jest tylko i wyłącznie w pamięci więźniów, w retrospekcjach. Interesujący zabieg - razem z bohaterami siedzimy w pierdlu i tyle.
Jeżeli miałbym wymienić jakiś minus to denerwuje mnie ilość retrospekcji. Nie tych, w których pokazuje się czyjąś zbrodnię, tylko tych, w których pokazuje się, co wydarzyło się w np w zeszłym odcinku. Jeżeli już robić coś takiego to jako zlepek i na początku odcinka, nie w trakcie. Może raz stanowiło to element dramatyczny.
Epizod Erica Robertsa był zajebisty.
Początkowo mnie nie chwycił. A może inaczej, od początku mi się spodobał, widać było, że ma potencjał a jednak w Oz miałem nieczęste wizyty, co trzeci, czwarty dzień. Tak było mniej więcej do finału pierwszego sezonu, później przepadłem, świat Oz wciągnął mnie bez reszty, postacie zafascynowały, historia uzależniła. Jestem w połowie trzeciego sezonu i mam wrażenie, że całość jest coraz lepsza z odcinka na odcinek. Wielką radością mnie przepełnia świadomość ile jeszcze sezonów mam do zaliczenia, Mam nadzieję, że ten stan pozostanie niezmienny do samego końca (z ewentualną zmianą na poczucie żalu w połowie ostatniego sezonu, że zbliża się nieuchronny koniec mojej przygody z Oz). Teraz to już poważnie się sobie dziwię, że wytrzymałem trzy sezony ze ścierwowatym Prison Break, podczas gdy mogłem ten czas poświęcić na coś nieporównywalnie lepszego.
Co prawda nie widziałem całości (kończę czwarty sezon), ale już teraz mogę rozwiać twoje nadzieje. Do połowy czwartego sezonu jest bosko, ale później twórcy zaczęli wymyślać prawdziwe kretynizmy, nie wiem czy to z winy tego, że sezon z 8-odcinkowego zmienili na 16-odcinkowy czy może dopadł ich już kompletny brak pomysłów. W każdym razie nie jest dobrze i mam nadzieję, że to tylko problem 4 sezonu i później jest już tylko lepiej.
Do połowy czwartego sezonu jest bosko, ale później twórcy zaczęli wymyślać prawdziwe kretynizmy
Jeśłi masz na myśli ten myk z lekiem postarzającym i ideą wprowadzenia błyskawicznego postarzania o liczbę lat, która ktoś ma do odsiadki, to podpisuję się pod tym dwoma rękami. Tzn. pod tym, że to kretynizm. Twórcy zresztą szybko się pokapowali, że strzelili sobie gola, i ten pomysł sobie odpuścili.
Co prawda nie widziałem całości (kończę czwarty sezon), ale już teraz mogę rozwiać twoje nadzieje. Do połowy czwartego sezonu jest bosko, ale później twórcy zaczęli wymyślać prawdziwe kretynizmy,
No cóż, na razie pozostaje mi mieć nadzieję, że się po prostu nie znasz i pieprzysz głupoty
To co mnie rozwala w tym serialu to ilość wątków przypadających na jeden odcinek. Seriale, nawet te najlepsze, mają to do siebie, że często trzeba odczekać sporo czasu zanim po A bohaterowie powiedzą B. Tutaj zdarzają się takie przypadki, że wątek poruszony w jednym odcinku zostaje dokończony w którymś kolejnym, ale jednocześnie masa innych motywów i twistów przeznaczanych zazwyczaj w serialach na koniec odcinka pojawia się w środku zwykłego odcinka Oz. Z czymś tak intensywnym pod względem nagromadzenia wydarzeń spotkałem się dotąd chyba tylko w przypadku Rzymu. Znaczące, że oba seriale składają sie z mini-sezonów, które zazwyczaj sprzyjają takiej konstrukcji poszczególnych odcinków. No nic, jak dojdę do czwartego sezonu przekonam się, czy rzeczywiście nieco dłuższa całość w porównaniu do poprzednich sezonów wpłynie na jakość fabuły.
Ja obejrzałem właśnie zakończenie sezonu 4 i powiem szczerze, że czuję się, jakby mi kto w twarz strzelił, poważnie. I to, bynajmniej, nie dlatego, ze zakończenie jest tak porażające, ale jest w tym odcinku masa idiotyzmów, że czułem się prawie, jakbym oglądał, jakiś inny serial.
Dla "zorientowanych" krótka lista:
Spoiler:
1. Co się dzieje z Saidem? To jest wprost niemożliwe, żeby ten człowiek przeszedł taką metamorfozę!'
2. Wątek z wypuszczeniem Beechera. Ten głupi sen o wyjściu. WTF? Co to miało być?
3. Wątek z Omarem Whitem i tym, jak bardzo w przemianę tego kretyna wierzy McManus. Kuźwa, jest tyle ciekawych postaci, w których przemianę mógłby uwierzyć, ale się czepił tego czarnego debila, nie wiem czemu.
4. Motyw z tym irlandzkim gościem i jego bombą. Jak mu się udało takie coś do celi przemycić i utrzymać w tajemnicy?
5. "Przejęcie" oddziału przez Claytona Hughesa i ogłoszenie go swoją republiką
6. No i na koniec, McManus w TV z "młodym" Soprano. To już, wybaczcie, zakrawało na parodię.
W obliczu powyższych punktów, czuję się mocno rozczarowany. Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie wszystko się poukłada i zacznie przypominać wcześniejszy Oz.
Jeśłi masz na myśli ten myk z lekiem postarzającym i ideą wprowadzenia błyskawicznego postarzania o liczbę lat, która ktoś ma do odsiadki, to podpisuję się pod tym dwoma rękami. Tzn. pod tym, że to kretynizm. Twórcy zresztą szybko się pokapowali, że strzelili sobie gola, i ten pomysł sobie odpuścili.
Nie tylko to mam na myśli, chociaż to się na pewno najbardziej rzuca w oczy. Zdecydowanie zniesmaczył mnie też cały ten wątek z chińczykami, który był więcej niż kretyński, jeszcze rozwalił mnie tekst - "jesteśmy w USA i będziemy mówić po angielsku", normalnie załamka. Po 8 odcinku takie kretynizmy, zupełnie niepodobne do tego serialu, są na porządku dziennym, jeszcze piszesz, że w ostatnim odcinku to samo, ech... Wie ktoś czy następne sezony też trzymają tak wysoką formę?
Zapomniałem jeszcze o...
Spoiler:
....zamurowaniu wielebnego Jeremiaha...
...co jest już w ogóle mega-debilizmem.
BezcelowyAlbatros:
akurat wątek z Omarem Whitem był, jest i będzie zajebisty, podobnie jak sama postać, i czepianie się go uważam za głupotę. sezon 4 - chyba z racji tego, że składa się z 16 epizodów - zawiera dwa, góra trzy ciężkie debilizmy, przez co jawi się jako zdecydowanie najsłabszy. reszta jest jak najbardziej ok, choć i tak moim zdaniem najwyższy poziom prezentują sezonu 1,2 i 3.
akurat wątek z Omarem Whitem był, jest i będzie zajebisty, podobnie jak sama postać, i czepianie się go uważam za głupotę.
Nie wiem, jaki będzie ten wątek i na razie nie chce wiedzieć, bo to się dopiero zobaczy. Jakkolwiek ta postać cholernie mnie irytuje i na chwilę obecna nie dostrzegam w niej tego, co widzi w nim McManus, iż tak zawzięcie staje w jego obronie, że nawet kopanie po jajach go do tego nie zniechęca.
A tak A'propos, może ktoś mi wyjaśni, jak to było z tym ślubem Agamemnona? W epizodzie, w którym ma do niego dojść w sumie do niego nie dochodzi - nie wiadomo czemu twórcy już potem (nawet w tym samym odcinku) nie wracają do tego wątku. Skucha jakaś, czy coś? Jesli jest coś o tym później, to powiedzcie, ale nie mówcie, co konkretnie. Wystarczy mi wiedzieć, że coś będzie
A tak A'propos, może ktoś mi wyjaśni, jak to było z tym ślubem Agamemnona?
oglądaj to się dowiesz.
swoją drogą, ten dziad Agamemnon to najbardziej wkurzająca postać w całym serialu.
No, po ostatnich odcinkach miałem tak, że prawie każdy mnie swoim zachowaniem wkurzał Najbardziej chyba McManus... Mniejsza z tym.
Taka może nie ciekawostka, ale Luke Perry w "Oz", po raz drugi wcielił się w postać o imieniu Jeremiah (po raz pierwszy w serialu o tym samym tytule). Obie role uważam za najlepsze w jego "bogatym" dorobku
EDIT: Właśnie sprawdziłem i się okazało, że "Jeremiah" powstał później Przy okazji, oglądał ktoś?
zawsze mnie wkurzały wątki z Agamemnonem, od ostatniego sezonu jak się tylko jakiś pojawiał odruchowo przeskakiwałem o 5 sekund w subedit
Adebisi lives!
Finał czwartego sezonu okej, ale głównie interesująca wydaje mi się cała przemiana jaka zachodzi w autorze cytatu, który zamieściłem wyżej. Całkiem badass.
Jak już wszyscy wspomnieli, czwarty sezon ma parę ciężkich bolączek. Nawet nie tyle same wątki leku postarzającego i zagubionych azjatów, ale to, że jest wydłużony, a co za tym idzie nieco rozmyty. Jest tu znacznie więcej nudnych odcinków niż w poprzednich seriach.
Niestety, ale winę ponosi za to HBO. Okazało się, że w tamtym roku nie będą produkowali sezonu Sopranos, więc dokupili osiem odcinków The Oz i scenarzyści musieli wymyślić dodatkowe wątki już podczas produkcji pierwszych odcinków.
Nie piszę więcej, bo chcę jak najszybciej skończyć dwa następne sezony.
----
Skonczylem...Doskonala rzecz. Przez te 6 sezonow Oz mnie bawil i kopal po ryju. Swietna historia, nietuzinkowe postaci, zero kompromisów, zwyrolstwo, olbrzymia dawka brutalnosci. W sumie to najlepsza rzecz jaka widzialem o tematyce wieziennej. Wprawdzie w 4 sezonnie dziwaczne rzeczy sie dzialy, niekoniecznie w pozytywnym tego slowa znaczeniu ale calosc to majstersztyk. Najlepsze postaci - Vern, Keller i Adebisi (Beecher rowniez wypasiony, ale dopiero w kooperacji z Vernem lub Kellerem, jakkolwiek by to nie brzmialo ;]) ale inni tez daja rade.
Wspanialy serial. Skonczylem wszystko co najlepsze od HBO, co ja teraz poczne?
Wyleciały wulgaryzmy, następnym razem poleci cały post
Mam pytanie, docieram do finału czwartego sezonu, więc zrealizowałem już zamówienie na następne dwa. Niestety u mojego dotychczasowego dystrybutora nie ma polskich napisów, od biedy mógłbym oglądać w oryginale, ale w przypadku tego tytułu niespecjalnie mnie satysfakcjonuje takie rozwiązanie.
Co prawda nie widzę pytania w twoim poście, ale... ;) Niestety, dystrybutor nie dysponuje napisami do serii piątej i szóstej.
Ehh, no to niestety będę musiał się rozejrzeć za angielskimi.
ja od drugiego sezonu leciałem tylko na angielskich.
Jestem pod koniec czwartego sezonu i z napisami był póki co kłopot chyba przy 3 sezonie (wtedy oglądałem z angielskimi), do 4 jak na razie są - może jak się dobrze poszuka to do 5 i 6 też się znajdzie. Zatem jeśli ktoś obawia się sięgnąć po serial, bo nie ma do wszystkich odcinków napisów, to ja napiszę tyle, że jeśli ktoś zna angielski w miarę przyzwoicie, to z napisami angielskimi nic z serialu nie powinien stracić.
Kończę właśnie 4 sezon i zgadzam się z poprzednikami: serial jest dobry, miejscami bardzo (szczególnie 1szy sezon był świetny, finałowy odcinek rewelacyjny) do połowy 4tej serii. Poziom ostro leci w dół przez ostatnie pare epizodów. Mam nadzieję, że od 5ej wszystko wróci do normy.
I napisy pl są do 5x02. Średnio co tydzień ukazują się nowe.
Czuję się przez was oszukany Podobno w 5 sezonie miało wszystko wrócić do normy, a ja tam dalej widzę debilizmy jak z 4 sezonu. Projekcje astralne Cloutiera z bodajże 3 odcinka rządzą
Motyw z autobusem też był naciągnięty jak dupa wieloryba. I po co to w ogóle? Dotychczas oglądaliśmy wyłącznie Oz - nigdy świat zewnętrzny (jedynie w przebłyskach), a tu taki klops...
Czuję się przez was oszukany :roll: Podobno w 5 sezonie miało wszystko wrócić do normy, a ja tam dalej widzę debilizmy jak z 4 sezonu. Projekcje astralne Cloutiera z bodajże 3 odcinka rządzą :roll:
Obejrzyj serial do końca.
Rozumiem że czeka mnie jakiś twist w tej kwestii? OK, poczekam do końca z osądami.
No i zacząłem 5 sezon. Poziom się nie podnosi. Akcja z autobusem, wątek Alvareza, Omara White'a średnio mi się "spodobały". Brakuje mi jakichś interesujących, wciągających motywów których przez 3.5 sezonu nie brakowało. Z produkcji świetnej Oz stoczył się do przeciętniaka (jak na razie). Oglądam dalej i jak Albertino nie będę nic już osądzał przed końcem.
Obejrzałem całość serialu. I niestety, w kwestii logiki nie poprawiło się aż do końca. Z początkowego dramatu, pozostała tak naprawdę intryga, akcja - nie zawsze sensowna. W okolicach piątego sezonu (a w 6 już ze zdwojoną siłą) jedynym pomysłem twórców na urozmaicenie akcji stało się wybijanie głównych bohaterów. Zakończenie też jednak trochę rozczarowuje.
Ogólnie oceniam ostatni sezon pozytywnie, ale niestety nie wytrzymuje porównania z pierwszymi trzema.