wika
od czasu jaws spielberga nie było w kinie tak dobrego horroru z podgatunku animal attack! prosty, świetnie pomyślany i przede wszystkim niegłupi scenariusz, wiarygodne aktorstwo, wiarygodne emocje oraz psychologia postaci, i wreszcie to, co najważniejsze w tego typu kinie - permanentne napięcie podsycane mega realistycznym zachowaniem głównego zwierzęcego bohatera. czapki z głów przed reżyserem i ludźmi odpowiedzialnymi za CGI (o tym za moment). kurde, nie mogę sie powstrzymać: najpierw będzie o krokodylu, potem o innych sprawach. jego zachowanie oddano w filmie po prostu fenomenalnie. w końcu mający 200 milionów lat ewolucji na karku gad porusza się z odpowiednią dla swoich parametrów gracją: ospale i ślamazarnie, atakując ofiary znienacka poprzez wciągnięcie ich do wody. mało tego, zwierze nie zabija od razu jak to często bywa w głupkowatych, amatorskich popłuczynach tegoż podgatunku, ale transportuje zdobycz do legowiska (niejednokrotnie jeszcze żywą zdobycz!) i tam porzuca, by skonsumować ją później. dzięki takiemu patentowi, po pierwsze, body count nie jest specjalnie imponujący, po drugie, mało jest w rogue efektownych scen gore (śmiesznie latających kończyn nie ma wcale), po trzecie, zero kuriozalnych sytuacji, w których bestia zapierdziela po plaży niczym kenijski sprinter, wykonując przy tym fikołki i skoki wzwyż, no i po czwarte, całkowity brak absurdalnych scenek w rodzaju: "rekin wynurza się z topieli tylko po to, by dziabnąć płozę helikoptera i porwać go w głębiny". jak powiedziałem: pod względem realizmu zachowania krokodyl bije na głowę chyba wszystkie animalistyczne horrory jakie widziałem w życiu. nawet ludojad w spielbergowskich szczękach nie reagował tak naturalnie jak bestia u mcleana. zawsze mnie wkurzało, że twórcy horrorów silą się na poprawiani natury, a ta jest przecież w swej zabójczej precyzji doskonała. natury nie da się poprawić, można ją co najwyżej skopiować - to właśnie uczynił greg mclean i jeszcze raz siekierka dla niego. w trosce o jasność wywodu dodam, że nigdy nie byłem jakimś zagorzałym fanem tego specyficznego odgałęzienia kina grozy - za małolata sporo się naoglądałem różnych kałamarnic, rekinów i kleszczy, ale później fascynacja ciemną stroną przyrody jakoś mi przeszła, by na nowo ożywić się pod wpływem rogue.
ok, reakcje i wiarygodne zachowanie to jedno. co z wyglądem potwora? przyznaje bez bicia: CGI rozwala. dla mnie absolutna czołówka, jeśli chodzi o fachowość wykonania komputerowego modelu. czegoś takiego (tak zajebiście wyanimowanej i wyrenderowanej zwierzęcej bestii) nigdy na oczy nie widziałem. budżet produkcji zamknął się w granicach 30 baniek (nawiasem, film wyświetlany był w usa w raptem 10 kinach i zarobił nędzne 3 bańki), z czego podejrzewam 2/3 poszło na wprawienie w ruch krokodyla. kunszt grafików morduje najskuteczniej w kapitalnym finale - cud, miód, malina i taka epa, że łeb imploduje. wcześniej mamy natomiast pokaz dyskretnych, oszczędnych efektów (głównie zarys sylwetki gada pomykającego cichaczem pod powierzchnią wody). super motywem jest to, że podobnie jak w parku jurajskim renderowny jest tylko sam krokodyl, samo body zwierzęcia, podczas gdy wszystko inne dookoła to jak najbardziej rzeczywiste krajobrazy.
po takiej dawce zachwytów, przyszła pora na tradycyjnie szybkie streszczenie fabuły utworu, żeby uczynić zadość klasycznej kompozycji mini-recki: grupa turystów płynie sobie łódką wraz z przewodnikiem w ramach wycieczki krajoznawczej. w wyniku niefortunnego przebiegu zdarzeń, którego nie zamierzam tu zdradzać, żeby nie spojlerować, łódź osiada na brzegu małej wysepki pośrodku wielkiego rozlewiska. okolice patroluje olbrzymi słonowodny krokodyl, a na domiar złego poziom wody zaczyna się stopniowo podnosić zmuszając bohaterów do szybkiego działania. piękna prostota. z innych rzeczy: muza niezbyt odkrywcza, ale za to fajnie pasuje do klimatu. zdjęcia willa gibsona do wielokrotnego podziwiania.
na deser mam dla was, moi drodzy, bez przesady genialny taglajn: How fast can you swim? (to z plakatu, na którym widać gigantyczne rozwarte szczęki, najeżone zębami wielkości kciuka). zupełnie jak w starych dobrych czasach, gdy VHS-y krzyczały nagłówkami typu: nie umieraj, bo nie wiesz, co cię może spotkać w grobie.
Film oglądałem jakieś pół roku temu i jedyne co mi się spodobało to rola Worthingtona, który grał takiego typowego australijskiego rednecka-zawadiakę. Troszkę śmieszył, a później przypominał mi Roya Scheidera z Jaws:) Reszta dla mnie nudna. CGI widywałem lepsze, a w porównaniu do Lake Placid (bądź co bądź starszego) to ja tej rewelacji tu nie widzę. Co więcej, w finale komputer daje mocno po oczach. Nie wiem Mental skąd ten zachwyt nad stroną techniczną.
Fabuła dość długo się rozkręca, reżyser lubuje się w ukazywaniu kadrów z lotu ptaka, przez co miejscami wydaje się, że to reklama kraju, a nie horror. Fakt, zdjęcia są ładne, można robić stopklatkę i drukować dowolny kadr, a następnie wieszać na ścianę. Ale chyba nie o to chodziło. Ogólnie Rogue nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Prawie w ogóle nic z niego nie pamiętam. A jednak nie... pamiętam - śmieszną końcówkę.
Ale chyba nie o to chodziło.
bzdura. o to między innymi chodziło - o pokazanie majestatu natury, szczególnie w tym konkretnym podgatunku, w którym twórcy na gwałt próbują uchwycić monumentalność dziczy, a pod koniec wychodzą z tego jakieś grafomańskie bohomazy. w rogue natomiast wszystko na poziomie pro i w dodatku mega klimatyczne.
Bartek, na ile sekund pojawia się tam Mia Wasikowska z In treatment?
na kilkanaście minut. podróżuje razem z rodzicami. nie jest postacią wiodącą, ale swoje ma do zagrania i co oczywiste wypada w roli znakomicie - choć najlepszy i tak jest worthington. podoba mi sie jego myślenie w sytuacji zagrożenia.
A oglądałeś "Black Water" (w Polsce "Martwa Rzeka")? Bo 3/4 twej recki idealnie odpowiada temu filmowi (zwłaszcza fragmenty o realizmie wyglądu/zachowania krokodyla, prostej fabule i świetnych zdjęciach).
oglądałem. rzecz równie wybitna, co rogue (a już na pewno łatwiej złapać po niej doła). miałem nie lada ból głowy przed założeniem tego topicu, który film wziąć na tapetę, gdyż obydwa zasługują na maksymalna ocenę - w swoim gatunku to niedoścignione wzory.
taglajn przypomina verhoevenowskiego hollow mana: If you can't see him, if you can't find him, you can't stop him.
Warto też wspomnieć o tym, że oba filmy to produkcje australijskie - z tym, że "Black Water" to budżet niski i swego rodzaju amatorka (choć świetnie zrealizowana), a "Rogue" to superprodukcja pełną gębą, tyle, że przez wtopę w Stanach gównianego "Primeval" niedoceniona. Osobiście minimalnie wyżej cenię sobie film McLeana, ale to tylko i wyłącznie ze względu na bardziej "filmowe" podejście do tematu (swoją drogą koleś już wcześniej dał się poznac z dobrej strony mega survivalem "Wolf Creek" nakręconym za jakieś trzy australijskie dolce). "Black Water" to full realizm doprowadzony do krawędzi - bardziej prawdopodobnej historyjki typu "krokodyl atakuje człowieka" wg mnie nakręcic się nie da, by miało to jakiekolwiek ręce i nogi i jednocześnie nie zanudziło na śmierć widzów. A "Rogue" to już bardziej "filmowe" podejście do tematu, aczkolwiek też poparte realizmem zachowań tak bohaterów jak i gada. Ktoś tu wspominał o "głupiej" końcówce - to w sumie najczęstszy zarzut do produkcji McLeana, tyle tylko, że ja osobiście nie czaję, co w niej głupiego Krok i jego zachowanie mega realistyczne, główny typ i jego zachowanie też - także ten argument jakoś jak dla mnie niezbyt trzyma się kupy.
Od siebie polecam też australisjki "Dark Age" Archa Nicholsona - strasznie obskurny aa/dramat, który zainspirował McLeana do nakręcenia "Rogue" - film czerpiący garściami oczywiście z "Jaws" Spielberga, ale dodający też od siebie powalający klimat australijskiego "outbacku", tak charakterystyczny dla produlcji z tego kontynentu (choćby mega genialny "Long Weekend").
Ktoś tu wspominał o "głupiej" końcówce - to w sumie najczęstszy zarzut do produkcji McLeana, tyle tylko, że ja osobiście nie czaję, co w niej głupiego
ja również nie czaje. ale jako że ludzie potrafią śmiać się z różnych rzeczy, wiec pokornie przyjmuje do wiadomości, że dla kogoś końcówka rogue mogła wydać się śmieszna. zastanawia mnie jedna rzecz:
spojlery!!!
Co do spoilera -
Da się to wyjaśnić - kroki znane są z tego, że przenoszą w pysku choćby ledwo co wyklute z jaj młode prosto do wody, zachowując swego rodzaju "potrójną ostrożność", tylko po to, by ich pociechom nie stała się krzywda. Tutaj mamy niby do czynienia z wielkim (choć i tak o metr mniejszym niz największy zarejestrowany australijski krok ) samcem samotnikiem, który zwyczajnie zapolował tak jak to mają w zwyczaju krokodyle - zrobił w wodzie kołowrotek, ofiara straciła przytomność, a wtedy wystarczyło ją przetransportować w paszczy do legowiska, co nie wymagało już jakiejś mega kosmicznej siły i uściku szczęk i tyle.
Większe ofiary kroków są po prostu topione - wbrew powszechenj opinii, krokodyle nie mają aż tak gigantycznej siły szczęk (choć wiadomo, jest to mega siła, ale większą mają choćby o wiele mniejsze aligatory a nawet hieny), toteż jeśli Kate straciłaby pod wodą przytomność, bardzo prawdopodobne, że przeżyłaby tego typu atak (choć szansa jest jak dajmy na to 1 do 10, to jednak jest).
Odnośnie krokodylich legowisk i ofiar do nich zanoszonych (co może się niektórym wydawać głupie) - wspomniany krok Sweetheart (jakieś 5 metrów długości), targnąl do swej błotnej pieczary wielkiego wodengo bawoła, którego wcześniej upolował a nie mógł zjeść. Fakt to powszechnie znany i zarejestrowany nawet na wideo, któremu swoisty hołd świetnie oddał McLean w początkowej scence "Rogue"
takie eksplikacje lubie - fachowe i rozwiewające ostatnie wątpliwości.
Spojlery
Naprawde dobry film!
Do momentu wejscia do pieczary krokodyla jest wrecz super. Po pierwsze piekne jak dla mnie zdjecia, po drugie zajebisice zrobiony krokodyl (zachowuje tez sie super, np to okrecanie sie dookola wlasnej osi z ofiara w pysku). Gdy zwierz atakuje pewnego, lezacego na ziemi pana to jak dla mnie jest to ideal. Jest blyskwicznie, brutalnie jak diabli, subtelnie (croc jest pokazany tylko przez chwile i tylko w swietle latarek) i fotorealistycznie. Niestety w pieczarze krokodyla efekty specjalne nie wygladaja juz tak dobrze (widac sztucznosc), zwierz traci ten urok tajemniczego mordercy w ciemnosciach i zamienia sie w głodomora w supermarkecie. Zaczyna sie typowo filmowe "łubu-dubu", "pierdu-pierdu" z 5% prawdopodobienstwem zaistnienia w rzeczywistosci. A szkoda bo wyczekiwalem subtelnego i bardziej realistycznego zakonczenia, brak happy-endu tez bylby mile widziany. A tak na koniec (do tego momentu) swietnego filmu byla przykra sztampa.
Naprawde dobry film!
a zatem koniecznie obejrzyj black water. koniecznie! nie ma w nim tych wszystkich rzeczy, które wkurzały cie w rogue. film pozbawia złudzeń, jeśli chodzi o stosunek natury do człowieka. niedawno przypomniałem sobie dzieło duetu nerlich & traucki i mogę śmiało powiedzieć, że to obraz wart każdych pieniędzy. zwłaszcza zakończenie - dołujące i nade wszystko kapitalnie pomyślane.
w piątek 22 maja o 21:00 na C+ puszczają BLACK WATER. kto ma cyfre, niech ogląda!
Po pierwszym seansie bylem zachwycony. Toz to najlepszy animal od lat. Piekne krajobrazy, swietne efekty i animacja gada, realizm. Same plusy.
Po ponownym seansie juz nie bylem tak zachwycony. Przede wszystkim filmowi brakuje napiecie i jakichs mocniejszych scene, krwi. Bo gdyby wywalic wszelkie fucki za ktore film dostal R, Rogue mogliby nadawac w pasmie popoludniowym TVN'a W sumie nie jest to jakis powazny minus z tym brakiem brutalnosci, ale braku napiecia, grozy mu nie daruje. Po pierwszym seansie dalem 10/10, teraz 7+.
Z drugiej strony taki Black Water trzymal w napieciu ale mniej mi sie podobal od Rogue
A ja z każdym kolejnym seansem (a było ich juz kilkanaście, w tym 3 z komentarzem McLeana) utwierdzam się w przekonaniu, że "Rogue" to jak na podgatunek animal attack film po prostu bezbłędny. Typowy przedstawiciel tego typu kina (stąd schematy fabularne i inne takie - w końcu reżyser od samego początku akurat w tej materii zapowiadał typowy oldskul i słowa dotrzymał) tylko, ze zrealizowany nie na poziomie produkcji B-klasy, ale jak najbardziej filmów głównego nurtu. Wszystko w tym filmie się ze sobą tak niesamowice zazębia, że po prostu brak mi słów. Słabych punktów brak, pewnie niedługo skuszę się na ponowny seans. Aha, McLean to swój gość, w komentarzu audio do filmu, jak na tego typu wiksy, dosyć często bluzga (choćby narzekając na "pierdolone" upały), co jest raczej rzadko spotykaną praktyką wśród reżyserów nagrywających tego typu rzeczy do odsłuchu
Jakby kogoś interesowało:
The Making of "Rogue": Northern Territory
Making of "Rogue" #1 / #2 / #3 / #4 / #5
"Rogue" - Horror Movie Effects #1 / #2
--------------------------------------------------------
"Black Water" - Making Of The Movie #1 / #2
"Black Water" - Deleted Scenes
Rogue
Niezły. Ładne krajobrazy zakątków Australii, sam krokodyl dobrze wygląda i ładnie wszystko zjada co na drzewo nie ucieka, postacie to zbiór schematycznych typów, ogólnie może być. Ale wolałem 'Wolf Creeka' z tego pana reżysera bo potwór-krokodyl to jednak nie to samo co potwór-człowiek. Poza tym "Rogue" to film na raz, wracać do tego specjalnie nie mam po co.
Poza tym "Rogue" to film na raz, wracać do tego specjalnie nie mam po co.
Ale to jakaś prawda objawiona, czy jak? Bo widzisz, ja np. widziałem ten film już niezliczoną ilość razy i co jakiś czas chętnie do niego wracam, choćby po to, żeby sobie bardzo ładne krajobrazy australijskie pooglądać i mega klimatycznej muzy posłuchać. Ale powodów oczywiście jest więcej, bo "Rogue" pomimo że schematyczny fabularnie (co było zamierzone) jest po prostu dobrym, rozrywkowym filmem, jednym z lepszych w swoim podgatunku.
No przecież ja o sobie mówię. Wiem żeś fan animalattacków i ten ci nad wyraz przypadł do gustu. Film odbieram pozytywnie lecz bez jakiegoś szału.
Rogue w całości jedzie na typowych dla gatunku schematach, ale wykorzystuje je w taki sposób, że nie miałem wrażenia oglądania po raz nie wiadomo który tego samego filmu.
+ Bohaterowie - zwyczajni ludzie, co najważniejsze DOROŚLI. Jest też dziewczynka, ale nie irytuje i zachowuje się zupełnie naturalnie.
+ Niewydumana sytuacja w wyniku której nastąpiło spotkanie z krokodylem
+ Realizm - na swoim podwórku (czytaj: w wodzie, po ciemku) krokodyl rządzi i wymiata, ale po wyjściu na suchy ląd jest powolnym, ociężałym klocem. Zatem sytuacja jak w Anakondzie, w której 11 metrowy wąż zapieprza jakby miał silnik odrzutowy w kloace tutaj nie występuje.
+ Śliczna Radha Mitchell
+ Śliczna Radha Mitchell mówiąca ze swoim naturalnym akcentem : )
+ Sporo świetnych scen, również pełnych napięcia
+ CGI krokodyla
+ Zdjęcia + australijskie plenery
- Nic poważnego nie stwierdzono