ďťż

wika


Jako rzekłem już niegdyś, są na tym świecie ludzie stworzeni do wzbogacania dorobku X Muzy - Boyle z pewnością do tego grona należy. Jego filmy skwierczą wręcz od kinowej energii, mało jest współczesnych twórców, którzy z taką siłą i elegancją potrafią wykorzystać montaż i zdjęcia do nadania akcji tempa. Inna sprawa, że Boyle miejscami z tym zwyczajnie przesadza, a jego obrazy - zwłaszcza te pierwsze - czasem aż nazbyt przypominają teledyski zamiast filmów. Poza tym z jego dziełami jest jeden zasadniczy problem - nie jestem pewien czy to przez kiepskie scenariusze czy też samego Boyle'a, ale wiele jego filmów ma świetne założenie początkowe i świetnie rozwija akcję po to, żeby w 3 akcie, na ostatnie 30 minut totalnie te założenia rozwalić i zaatakować widza taką dawką głupoty i debilizmu, że człowiek się dziwi, że ogląda wciąż ten sam film.
Tym niemniej to jeden z najoryginalniejszych współczesnych twórców kina, który potrafi się odnaleźć w ogromnej ilości gatunków (czarna komedia, dramat, science-fiction, horror, familijny...) i każdy z nich wzbogacić swoim niepodrabialnym kinetycznym stylem (no dobra, Guy Ritchie też robi podobne rzeczy). I niesłychanie wszechstronny, co we współczesnym Hollywoodzie jest istnym skarbem.


Płytki Grób (1994) - zajefajna czarna komedia, z lekką domieszką psychozy i Polańskiego. Historia trzech przyjaciół mieszkających w jednym apartamencie, w ręce których wpada walizka z ogromną ilością pieniędzy i psychologicznej gry jaka się między nimi następnie rozgrywa. Bohaterowie są tu wyjątkowo antypatyczni, ale nie w sensie "antypatyczni żywo przedstawione pełnokrwiste postacie" tylko "antypatyczne chuje, których oglądanie nie sprawia mi żadnej przyjemności" Tym niemniej rozgrywka idzie w zaskakującym kierunku, a końcowy twist jest po prostu mega. Do tego świetna rola początkującego Ewana McGregora.
8/10


Trainspotting (1996) - tego filmu rzecz jasna nie trzeba przedstawiać Wstrząsające bezkompromisowością i realizmem przedstawienie realiów slumsów szkockiego Edynburga. Historia grupy przyjaciół-ćpunów, którzy muszą godzić swoje uzależnienie z codzienną egzystencją. To tutaj właśnie kinetyczny styl Boyle'a i zapadające w pamięć postacie zabłysły pełnym blaskiem doprowadzając Trainspotting do miana dzieła kultowego. Kolejna świetna rola McGregora. I tylko zakończenie jakieś takie zrobione na siłę i z dupy.
I ten martwy niemowlak w łóżeczku...
Czytał ktoś książkę?
8.5/10


28 dni później (2002) - w czasie, gdy dobrych filmów sci-fi było jak na lekarstwo Boyle poszedł pod prąd i stworzył swój własny, autorski świat science-fiction. Całkiem możliwe, że to własnie 28 Dni Później było wstępem do istnego szaleństwa na zombiech w jakim teraz się znajdujemy (Left 4 Dead, Zombieland itp...). Cyfrowo nakręcona, brudna i odrapana, intymna historia grupy osób przedzierających się przez rojące się od zombiaków terytoria Wielkiej Brytanii urzeka sprawnością technicznego wykonania i świetnymi bohaterami. Ujęcia opustoszałego Londynu na długo pozostają w pamięci.
I znowu - przez półtorej godziny film trzyma poziom po to, żeby na ostatnie 30 minut zaatakować mnie niesłychaną wręcz dawką głupoty. Zamiast kopiącego po jajach 3 aktu mam grupę żołnierzy uganiających się po willi za 2 laskami. Wtf?! A samo zakończenie mi się podoba - mimo, że Boyle chciał dać inne, alternatywne, znajdujące się na dodatkach DVD.
8.5/10. Byłoby 9, gdyby nie ten nieszczęsny 3 akt...

Oczywiście istnieje jeszcze sequel, czyli 28 tygodni później (2007), którego Boyle jednak nie reżyserował, a jedynie wyprodukował. Jest to najgorszy film jaki widziałem od wielu miesięcy i gówno tak niemożebne, że odradzam jego oglądanie najzagorzalszym fanom Boyle'wskiego oryginału. Absolutnie nic co się dzieje na ekranie nie ma najmniejszego sensu, a film lepiej sprawdza się jako kiepska komedia niż akcyjniak sc-fi. Omijać szerokim łukiem. Ponoć Boyle planuje powrócić do swojego zombiakowego świata i zrobić "28 miesięcy później". Cóż, będzie się musiał nieźle postarać, żeby zatrzeć wrażenie po wysranym przez siebie 3 lata temu gównie...
2.5/10


Milionerzy (2004) - Boyle próbuje sił w kinie familijnym. Efekt jest zadowalający choć brak objawów opadów szczeny. Film warto obejrzeć właściwie tylko dla oryginalnego stylu Boyle'a i jego oniryczno-sennych zdjęć. Ani historia ani bohaterowie specjalnie nie zapadają w pamięć choć dzieciaki całkiem nieźle poradziły sobie w swoich rolach. Film potrafi nieźle wzruszyć. Tylko znowu jest idiotyczna końcówka, tym razem w postaci przestępcy, który zawiera tajny deal z głównym bohaterem. Szkoda gadać, nie wiem co Boyle ma z tymi trzecimi aktami :/
7.5/10


W Stronę Słońca (2007) - po stworzeniu oryginalnego post-apokaliptycznego świata Boyle próbuje swych sił tym razem jako bard pełnokrwistego hard science-fiction. I znowu wychodzi mu połowicznie - z jednej strony mamy tu intrygujący punkt wyjściowy, świetnie rozpisane postacie, a przede wszystkim przepiękną stronę wizualną. Z drugiej - ten sam świetny pomysł cierpi na tyle dziur naukowo-logicznych, że stał się już przedmiotem wielu dowcipów, a końcówka jest klasycznie już u Boyle'a skopana - tym razem przez groteskową postać spalonego słońcem kapitana (co ciekawe, Boyle zdaje się mieć zawsze problem z antagonistami. To oni są w jego historiach najsłabszym ogniwem). I co mi z tych przepięknych ujęć skoro przez ostatnie 20 minut ogląda się to z "bullshit eater mode on"? Dobrze chociaż, że początek jest świetny. Gdyby utrzymać ten sam poziom do końca byłby najpewniej najlepszy film w karierze Boyle'a. A tak jest tylko dobrze. No i jest to z pewnością najpiękniejszy wizualnie film jaki wyszedł spod kamery brytyjskiego reżysera.
7.5/10


Slumdog. Milioner z ulicy. (2008) - świetny, przegenialny film. Czy to przez lepszy scenariusz napisany przez nowego współpracownika czy może przez klimat dalekiego Mumbaju, Slumdog jest jak na razie szczytowym osiągnięciem brytyjskiego reżysera i to nie ulega żadnym wątpliwościom. Pierwszy raz od Trainspotting osiągnięto tu pełną harmonię między stylem reżysera, historią i bohaterami. Pierwszy raz czuć, że duszny montaż Boyle'a nie przeszkadza w opowiadanej historii, a wzbogaca ją. Dokładnie takiej opowieści styl Danny'ego potrzebował - nielinearnej, rozgrywającej się w kilku planach czasowych jednocześnie. I w takiej formie sprawdził się doskonale.
Slumdog to kinowa radość i niewinność w najczystszej postaci. I o ile nie jest to może najlepszy film 2008 r. (bo takie TDK, Zapaśnik czy Głód były lepsze ) to z pewnością zasłużył na wszystkie nagrody, które dostał. Że to najlepszy film Boyle'a nie muszę mówić.
Wreszcie nie mamy skopanej końcówki - aczkolwiek, gdybym miał wskazać jakąś wadę Slumdoga to jest to za duży rozdźwięk między brutalnym, brudnym i realistycznym początkiem filmu a baśniową i kolorową końcówką. Wiem co Boyle chciał przez to osiągnąć - ale mały niesmak jednak pozostaje.
I ta FREIDA!!!

Za sam casting tej baby Boyle ma u mnie dużego buziaka
9/10

Nie oglądałem A life Less Ordinary i The Beach, bo ponoć złe są. Ktoś widział?

Boyle aktualnie pracuje nad filmem o intrygującym tytule "127 Hours" o opartej jakoby na faktach historii wspinacza wysokogórskiego, który utknął w jakiejś szczelinie górskiej i żeby się wydostać musiał sobie odciąć rękę Rzecz ciekawa, tym bardziej, że większość filmu ma przedstawiać właśnie samotną walkę tego człowieka z własną słabością i ponoć ma być całkowicie pozbawiona dialogów. Za scenariusz odpowiada koleś od Slumdoga więc mam nadzieję na świetną historię od początku do końca, bez żadnych końcowych bzdur... Zresztą, w końcu ma być na faktach. A że Slumdog też był częściowo na faktach oparty to w mojej głowie świta pewna myśl - może Boyle właśnie w takich autentycznych, pisanych przez samo życie historiach sprawdza się najlepiej? W końcu to właśnie życie pisze opowieści nielinearne, chaotyczne i poplątane, a zdaje się, że właśnie tego typu historie najlepiej odpowiadają kinetycznemu stylowi Boyle'a.
Oprócz tego są plotki jakoby pracował nad adaptacją literackiej kontynuacji Trainspotting, czyli Porno, ale czeka aż aktorzy z pierwszej części wystarczająco się zestarzeją. Pożyjemy, zobaczymy.


Żeś zjechał 28 tygodni później, a mi się miejscami bardziej podobał niż pierwsza część. No i ma znacznie lepsze zakończenie niż film Boyle'a.

Nie jestem wielbicielem tego reżysera, ale doceniam w pełni jego wkład w kino. Trainspotting, Sunshine i Slumdog bardzo mi się podobały. Fajnie Boyle przykłada się do komentarzy swoich dzieł na DVD. Jego anegdotki są krystaliczne czyste od jakiegoś zadufania. Pełna radość twórcza wypływa z jego ust.
28 Tygodni to dla mnie pomyłka. Durna historia, nakręcona w durny sposób (ostatni raz takie latanie kamerą widziałem w Quantum of Solace :/) z durnymi bohaterami. Jedynym plusem tego filmu jest Jeremy Renner, ale wyrobnik na stołku reżysera najwyraźniej doszedł do tego samego wniosku więc uśmiercił go w połowie filmu. Lovely.
W 28 tygodni Boyle też miał swój mały udział, a mianowicie początkowa sekwencja wyszła spod jego ręki. I jak dla mnie jest to naprawdę świetny początek, podnoszący napięcie, dodatkowo okraszony świetnym kawałkiem "Don Abandons Alice". Jedna z najbardziej zapadających w całym filmie sekwencji.
Jeśli chodzi o 28 dni, to jak dla mnie najsłabszym elementem filmu jest zakończenie i wolałabym alternatywną wersję. Choć w zasadzie i tak ten pan ma u mnie wielkie piwo za reaktywację postapokaliptycznej tematyki znanej z filmów Romero (choć bez zombi, ale z zarażonymi wirusem - zombi nie padają po 4 tygodniach bez jedzenia )
Jeśli chodzi o The Beach to film zjadliwy i chyba właściwie przełomowy dla Leonardo, bo właśnie po nim zaczął być postrzegany jako aktor dla poważnych produkcji, a nie tylko bożyszcze nastolatek.


Hm, a na przykład w Co Gryzie Gilberta Grape'a też był bożyszczem nastolatek?
Uwielbiam takie nic nie wnoszace do tematu, rozbijajace watek posty...
jak dla mnie Boyle, z racji podczepiania się pod tak wiele różnych gatunków, nie kojarzy się z czymś konkretnym, znaczy nie zaprezentował jakiejś spójnej wizji świata. Nie potrafię odnaleźć jakies konkretnej cechy jego kina, jakiejś myśli, która przyświeca mu jako twórcy. Czy to uwiera? Podczas seansu - nie. W porównaniu do tuzów światowego kina, do których Anglikowi daleko - tak. Fakt, filmy są zmontowane dynamicznie i atrakcyjnie, ale to tylko techniczny sztafaż, na który się miło spogląda - pod nim kryją się naprawdę niezłe filmy, z genialnym "Trainspotting" na czele. Reszta jest po prostu ok.

Płytki grób - 7
Trainspotting - 9
Życie mniej zwyczajne - 5
Plaża - 6
28 dni później - 7
Milliony - 7
W stronę slońca - 6
Slumdog - 7

Średnia 6,75. Tak sobie
Czemu Slumdog tylko 7?
bo jest tylko dobry, żadne tam aj waj

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •