wika
Myślę, że miłośnicy historii są również fascynatami kina, które we wspaniały sposób ukazuje wydarzenia historyczne. Stworzyłem ten temat, po to, by dyskutować tu o filmach, które zasługują z różnych powodów (realizm, ukazanie prawdy historycznej, piękne sceny batalistyczne itd.) na szczególną uwagę.
Jeśli zaciekawi was jakiś konkretny film, piszcie o nim.
Na początek polecam wszystkim miłośnikom historii Japonii (zachęcam również innych forumowiczów) film "Ran" Akira Kurosawy z 1985 roku.
Według mnie obraz ten zasługuje na uwagę ze względu na ukazanie przede wszystkim japońskiej obyczajowości, ale również i stosunków społecznych jakie panowały w tym kraju. Znajdzie się również coś dla miłośników scen batalistycznych.
Tegoż reżysera polecam też: Tron we krwi, Siedmiu samurajów czy Rashomon. Znakomite kino! Wymienione przeze mnie filmy są już dosc stare (kręcone bodaj w latach 50-tych), ale mają swój bardzo specyficzny klimat. Najlepszy jest chyba Tron we krwi, ale nie ma się co dziwić, skoro za kanwę scenariusza posłużył mu Makbet.
Wymienione przeze mnie filmy są już dosc stare
Większość filmów Kurosawy ma już trochę lat (w koncu chyba najwięcej dzieł tego reżysera powstało w latach '50,'60 i '70).
Wracająć do interesujących filmów historycznych...
Miłośnikom historii Japonii oraz militariów gorąco polecam film "Ten To Chi To" (Heaven and Earth") Haruki Kadokawy z 1990 roku.
Obraz opowiada o walkach pomiędzy klanami w XVI-wiecznej Japonii (okres Sengoku).
Ja poleciłbym też bardzo stary film A. Kyrosawy pt. "Bunt".
Jest to film nakręcony jeszcze chyba w latach 60-tych, a opowiadający dramatyczną historię samurajskiej rodziny Sazahara (Sasachara?).
W tym flimie można zobaczyć między innymi pewną część kodeksu honoworego starodawnych Samurajów, ich służbę dla cesarza, życie rodzinne...itd.
W filmie tym można też obejrzeć wstrząsającą scenę popełnienia przez Samuraja sepuku, który uczynił to bambusowym mieczem na oczach swoich zwierzchników.
W jednej z głównych ról ulubiony aktor Kurosawy, Toshiro Mifune.
Ja ten film oglądałem dwa razy i to dość dawno temu.
Pewnie będą trudności z jego zdobyciem, ale poszukać warto.
Dodam jeszcze że film jest czarno-biały...no chyba że go już pokolorowano, ale tej wersji jeszcze nie widziałem.
Powyższy film polecam szczególnie miłośnikom Samurajów.
Nie będę orginalny, mnie również podobają się filmy pana Kurosawy. "Siedmiu samurajów" oraz "Straż przyboczna" (w roli głównej znany z Shoguna Toshiro Mifune) są moimi ulubionymi filmami.
Wyświetlany wczoraj "faraon" Jerzego Kawalerowicza był dla mnie smutnym przypomnieniem że dzisiaj takich filmów się nie kręci a szkoda.
Cóz, pewnie się będę powtarzał, ale polecam "Okręt" W. Petersena, a z nowszych produkcji - osadzony w realiach krucjat film "Królestwo niebieskie". Pomimo pewnych niezgodności z prawdą historyczną, ogląda się go dobrze.
To ja może polecę jeszcze film pt. "U - 571".
Ten film jest równie dobry jak polecany przez Szanownego de Villarsa "Okręt"...a może i nawet nieco lepszy?.
Ten film jest równie dobry jak polecany przez Szanownego de Villarsa "Okręt"...a może i nawet nieco lepszy?. Wink
"Okret" w/g mnie napewno jest dużo lepszym filmem niż "U-571". Wolfgang Petersen nie mając do dyspozycji (w tym czasie) tylu komputerowych efektów stworzył arcydzieło, klasykę tego gatunku. Nikt nie potrafił lepiej pokazac ciężką służbę podwodniaków. Zaletą "U-571" są efekty dźwiękowe.
Nikt nie potrafił lepiej pokazac ciężką służbę podwodniaków.
Zgadzam się. "Das Boot" to znakomity film. Jeśli chodzi o dostępność efektów komuterowych to chyba raczej nie do końca trafne spotrzeżenie (Das Boot pochodzi z 2001, natomiast U-571 z 2000), jednak moim zdaniem obydwa filmy zasługują na uwagę.
(Das Boot pochodzi z 2001,
Film "Das Boot" został nakręcony w 1981 roku.
Rzeczywiście masz rację Marcyś
Na początek polecam wszystkim miłośnikom historii Japonii (zachęcam również innych forumowiczów) film "Ran" Akira Kurosawy z 1985 roku.
Wczoraj miałam szansę zobaczyć ten film. Muszę przyznać, że z początku chciałam już sobie odpuścić - zapowiadał się dość nudnie, a statyczne ujęcia i bezemocjonalna gra aktorska zniechęcały. Ale było w tym filmie coś, co kazało mi pozostać przed telewizorem - przepiękne ujęcia, właściwie każda scena była osobno skomponowanym obrazem, o harmonijnych barwach i przemyślanym układzie elementów.
Ponadto wspaniale ukazywał klimat feudalnego środowiska, gdzie etykieta zastępuje uczucia a przemoc - rozmowę. Nie znam się zbytnio na kulturze Japonii, ale wszystko wydawało się tam takie autentyczne, bardzo inne od "uzdatniania" wschodnich legend na potrzeby Holywood.
"Ran" faktycznie może wydawać się, zwłaszcza na początku, całkiem nudny, ale po jakimś czasie łatwo dostrzec prawdziwe walory tego filmu. Kino japońskie jest bardzo specyficzne i chyba trudniejsze w odbiorze niż amerykańskie superprodukcje. Mimo wszystko warto czasem oderwać się od typowo komercyjnych filmów rodem z USA i obejrzeć coś znacznie bardziej ambitnego, wprost z Kaju Kwitnącej Wiśni
Moja drobna uwaga. Swojego czasu również bardzo surowo oceniałem amerykańska produkcję filmu Aleksander. Zmieniłem zdanie po pewnym spotkaniu ze znawcami tematu, którzy nakreślili mi w ogóle inna perspektywę podejścia do tego rodzaju produkcji.
Inną perspektywę to znaczy jaką? Bardzo chętnie poczytam. Czy chodzi o to, że film o Aleksie nie miał być wiernym odzwierciedleniem faktów, a typową megaprodukcją? To od biedy jestem jeszcze w stanie zrozumieć, takie prawo rynku.
Mój profesor, znawca epoki, zorganizował kiedyś bardzo ciekawe spotkanie w gronie kółka historycznego naszego instytutu. Przedstawiono tam niektóre sceny z filmu „Aleksander” a następnie profesor dość szczegółowo omówił poszczególne wydarzenia jakie zachodziły na planie filmu.
Głównym wątkiem jaki został poruszony była bitwa Aleksandra z Dariuszem III, pod Issos. Analizowano ją pod kątem dobranych rekwizytów, przedstawienia taktyki, etc. etc. etc.
Ku mojemu zdziwieniu profesor wypowiadał się bardzo pochlebnie o zachowanej w filmie prawdzie historycznej. Okazuje się, że sama bitwa jest przekazana bardzo realistycznie, zgodnie z faktycznym przebiegiem. Bardzo dobrze starano się odzwierciedlić wydarzenia jakie miały miejsce w roku 333 pne. Zadbano o wiele szczegółów mimo pewnych ograniczeń.
Osobiście od zawsze praktycznie byłem nastawiony na przysłowiowe „nie” podczas oglądanie tego typu filmów. Wiadomo. Amerykańska superprodukcja. Wiele przesady, przepychu i można powiedzieć ze brakuje tylko statków kosmicznych.
Tymczasem około 2 godzinne spotkanie z prof. Zmieniło moje nastawienie do takich filmów.
Niestety nie da się w filmach tego typu zadbać o każdy szczegół. Co np. razi w filmie Aleksander znawców tematyki wojennej ? A no to że praktycznie wszyscy Macedończycy występują w jednakowych zbrojach. Tak jakby np. oprzyrządowanie hoplicie było wytwarzane w jakiś fabrykach a na ich metkach widniał napis made in china.
Niektórych jednak barier nie można chyba przeskoczyć.
Pomyślałem sobie więc że dlaczego mam być przeciwny tego typu hollywoodzkim przedsięwzięciom. Zawsze lepiej w końcu obejrzeć coś co w jakiś sposób zakrzewia w nas zainteresowanie historią. Jeżeli pospolitemu Kowalskiemu spodoba się tego rodzaju epicka opowieść.. a następnie sięgnie on po specjalistyczną książkę.. no to chyba możemy przyznać ze „historia” odnosi zwycięstwo.
PS.
Wybacz za tak późna odpowiedź.
Jeżeli pospolitemu Kowalskiemu spodoba się tego rodzaju epicka opowieść.. a następnie sięgnie on po specjalistyczną książkę.. no to chyba możemy przyznać ze „historia” odnosi zwycięstwo.
Niestety, najczęściej przeciętny Kowalski nie sięga po specjalistyczną literaturę. Co więcej, na podstawie filmu próbuje wyrokować w sprawach historycznych, bo ma przekonanie, że on wie, w przeciwieństwie do tych, którzy coś przeczytali - oni mogą się mylić. I wówczas, niestety, historia ponosi klęskę :)
Jeśli chodzi o realia, to nie najtragiczniej zostały oddane także w filmie "Królestwo Niebieskie", chociaż chodzi tu głównie o militaria. Po strojach czasami widać, że projektant wiedział, że dzwonią, ale nie wiedział, w którym kościele. Czyżby jednak ukazanie się takich filmów zwiastowało nową erę w kinematografii historycznej? To chyba jedyny film prócz polskich "Krzyżaków"po którym widać, że autorzy kostiumów chociaż zaglądnęli do ikonografii. Być może to właśnie rozwijający się Ruch Rycerski sprawi, że filmowcy spróbują dążyć do zachowania historycznych realiów. Po pierwsze źródła są znacznie powszechniejsze i opracowane w sposób zrozumiały dla laików, po drugie jest się z kim konsultować (rzeczywiście ciekawe, czy zawodowy kostiumolog uznałby wiedzę "laika" zajmującego się daną epoką od kilkunastu lat), po trzecie coraz łatwiej trafić na wybrednego widza, który kosmiczne wdzianka rodem z Robin Hooda po prostu wygwiżdże.
Niestety w moich proroctwach pojawia się też strona przeciwna. Osadzony w nieodległej epoce film "Joanna d'Arc" z Milą Jovovich był po prostu paradą nieprzemyślanego fantasy, w której realizacja chorych wyobrażeń kostiumologów nie napotkała żadnych przeszkód.