r />tylko żałować, że przy takim budżecie nie nakręcili tego z R-ką i na maxa poważnie.
tak czy siak, dobre kino przygodowe. nie pamiętam, kiedy po raz ostatni widziałem tak solidny, stricte rozrywkowy filmik.
Gdzie te czasy, kiedy to dobre filmy dużo zarabiały?

(O szybko, teraz przemoderowane juz po dwóch postach! yatta!)

W porównaniu z serialem Serenity wypada blado.
To stuprocentowa prawda, aczkolwiek idę o zakład, że serial dużo mniej by się Mentalowi podobał. Wadą "Serenity" jest właśnie to, że w porównaniu z "Firefly" film kinowy zatracił sporą część właśnie tego, czego Mental -- jak powiedział -- nie lubi: sci-fi w klimatach kina przygodowego. Niemniej opinia mogłaby być... ciekawa.

Widziałeś Firefly? Jak nie, to polecam.

nie. i nie zamierzam oglądać:) że serenity mi się podobało, nie oznacza, iż stałem się nagle miłośnikiem przygodowego sci-fi:) raz na ruski rok mogę obejrzeć. serial pewnie lepszy, bo prócz Miami Vice to nigdy jeszcze nie widziałem długiego metrażu jakościowo przewyższającego serialowy pierwowzór, ale jak mowie - w większych ilościach mógłbym nie zdzierżyć takich klimatów.
Firefly nie jest raczej przygodowym sci-fi. Na pewno nie w tym sensie co Serenity. To swego rodzaju western w kosmosie, jedyny science-fiction, który tak przedstawia rozwój świata, że aż się chce powiedzieć "No dobra, tak faktycznie może wyglądać przyszłość".

Polecam Ci bo to dobra rzecz. Polecę ostro po bandzie i powiem, że to takie Shield seriali s-f, chciaż zdecydowanie posiadające więcej onelinerów.

Polecam Ci bo to dobra rzecz. Polecę ostro po bandzie i powiem, że to takie Shield seriali s-f, chciaż zdecydowanie posiadające więcej onelinerów.
Poleciałeś za ostro po bandzie. I mylisz się moim zdaniem. Nie jest ani tak brutalne, ani tak dosadne, ani tak skąpane w szarości, jak "The Shield". To jest ciągle przygodowe sci-fi z elementami westernu, ale daleko mu do prawdziwego westernu. Cała ta westernowość, brutalność i szorstkość świata jest dość rozmyta na rzecz przyjemnej i rozrywkowej serialowatości. "Firefly to po prostu kosmiczna przygodówka na miarę naszych czasów, na tyle na ile pozwala publiczna telewizja. Tu chodzi o "fun", a że niegłupi to też dobrze.

"No dobra, tak faktycznie może wyglądać przyszłość".

Toś się rozpędził IMO. Firefly to GENIALNA ale bajka. Kosmiczni kowboje, planety amiszów, garncarzy...

Nie jest ani tak brutalne, ani tak dosadne, ani tak skąpane w szarości, jak "The Shield". To jest ciągle przygodowe sci-fi z elementami westernu, ale daleko mu do prawdziwego westernu.
Znajdź mi bardziej dosadny i szary aktorski serial sci-fi to zmienię zdanie.


Toś się rozpędził IMO. Firefly to GENIALNA ale bajka. Kosmiczni kowboje, planety amiszów, garncarzy...
Czyżby? Zauważ, że planety centralne to czysta przyszłość z super wynalazkami a jednak nie przesadzone. Nie ma teleportów czy maszyn tworzących coś z niczego (Star Trek), nie ma też cyborgów jak w BSG, nie ma kosmitów ani dźwięków w kosmosie. To wciąż ten sam kosmos, w którym żyjemy dziś, to wciąż Ci sami ludzie, których mijamy. Nie są ani lepsi ani gorsi od nas. Jedyne co się zmieniło to rzeczywistość do okoła. Dzisiaj też są super samochody, super wynalazki, roboty nawet, służba medyczna to prawie jak sci-fi. I co? Wsie zniknęły?
A ja nie od dziś mówię, że format "Firefly" przypomina mi format "Drużyny A" -- i oczywiście mówię to z pełną sympatią dla FF

Znajdź mi bardziej dosadny i szary aktorski serial sci-fi

jeżeli jest tak dosadny i genialny jak Carnivale od HBO, to oglądam:)
wiem, Carnivale to nie sci-fi. bardziej fantasy i przygodówka. ale za to jaka! najlepsza, jaką w życiu widziałem.
Aż tak to nie bo to jednak telewizja publiczna :]


Nie jest ani tak brutalne, ani tak dosadne, ani tak skąpane w szarości, jak "The Shield". To jest ciągle przygodowe sci-fi z elementami westernu, ale daleko mu do prawdziwego westernu.
Znajdź mi bardziej dosadny i szary aktorski serial sci-fi to zmienię zdanie.
Może też Battlestar Galactica jest, chociaż nie oglądałem. Ale co to ma do rzeczy? To, że jest bardziej szare i dosadne niż, powiedzmy, "Star Trek" to nie znaczy, że jest naprawdę szare i dosadne.

Chyba, że użyłeś "The Shield" wyłącznie jako sposobu na ukazanie, że "Firefly" wyróżnia się na tle np "Star Trek", tak jak "The Shield" wyróżnia się na tle zwykłych seriali policyjnych - to niech będzie. Bo "Firefly" to ciągle pełna 'funu' przygodówka kosmiczna na miarę naszych czasów.
Tak właśnie o to mi chodziło, właśnie dlatego zaznaczyłem - seriali sci-fi. Również nie widziałem BSG więc nie jestem w stanie powiedzieć. Faktycznie przesadziłem jeżeli chodzi o szarość i powagę. W Firefly jest zdecydowanie więcej humoru.
Ja myśląc sci-fi, myślałem o kosmicznych przygodówkach itp. ale jeżeli mówimy o sci-fi to LOST jest zdecydowanie bardziej szary i dosadny (i brutalny - LOST jest brutalny, prawie jakby był w kablówce) niż "Firefly".

BSG miażdży. W ogóle nie spodziewałem się tak smutnego i dołującego serialu. Ma genialne postaci i świetną muzykę. Mimo różnych głupotek i wpadek, których jest niemało serial totalnie to nadrabia zaletami. Jakby nie miał niekonsekwencji i różnych drobiazgów na minus to pewnie bym przed nim klękał.
Obejrzałem serial i film. Świetna sprawa.
Firefly, powiedzmy sobie szczerze, "robi" głównie kapitalnie dobrana obsada w połączeniu ze świetnie pomyślanymi bohaterami. I nie mówię tu tylko o załodze, ale i o obsadzie drugo - i trzecioplanowej. Jedynie przekombinowana postać Jubala psuje mi trochę uznanie dla pracy castiongowców, ale tylko trochę. Widać tzw. chemię między członkami załogi, co Whedon fajnie pokazuje w "odpoczynkowych" scenach pomiędzy kolejnymi wypadami "na zlecenie".
Konstrukcję świata dość trudno mi ocenić, bo pokazano nam jedynie podstawowe załozenia oraz kilka wycinków, ale jak dotąd całość trzyma się kupy. Fabuła jest bardzofajna, bez większego kombinowania, ale i bez łopatologii i traktowania widza jak debila. Świetne są wstawki humorystyczne, zarówno zawarte w dialogach, jak i humor sytuacyjny (Jaynetown, he he he). Pochwalić wypada również muzykę. Ogólnie serial wyceniam na mocne 9.
Film, niestety, zawiódł mnie lekko, głównie dlatego, że zrezygnowano z serialowego "lajtu i fanu" na rzecz trochę cięższego klimatu. Po raz pierwszy czułem, że bohaterom autentycznie coś zagraża. Pod względem dopasowania do serialu jest to zrobione dobrze i żałuję jedynie tego, że jako badguyów zamiast Murzyna z kataną Whedon nie umieścił "hands of blue". Załoga nadal fajna, o wiele lepsze efekty i o wiele gorsza muzyka.
Poza tym, Kaylee rządzi.
Możecie dopisać mnie do listy fanów.

Film, niestety, zawiódł mnie lekko, głównie dlatego, że zrezygnowano z serialowego "lajtu i fanu" na rzecz trochę cięższego klimatu. Po raz pierwszy czułem, że bohaterom autentycznie coś zagraża.

i to ma być wada?

żałuję jedynie tego, że jako badguyów zamiast Murzyna z kataną Whedon nie umieścił "hands of blue".
Bo Blue Hands zginęli w komiksie "Those Left Behind". The Operative przejął ich misję.


Film, niestety, zawiódł mnie lekko, głównie dlatego, że zrezygnowano z serialowego "lajtu i fanu" na rzecz trochę cięższego klimatu.
Bo Whedon to mądry gość i stwierdził, że film musi być cięższy i mieć większy ładunek dramatyczny. Gdyby lekkością dorównywał serialowi nikt by nie przejął się załogą.

Lekkie spoilery dalej.

Ponadto Whedon - bardzo mądry gość - wyjaśnił w kilku wywiadach dlaczego w danym momencie uśmiercił tak ważną postać - by zasiać niepewność wśród widzów, bo skoro on może zginąć to może zginąć równie dobrze każdy z ekipy. Dodatkowo postać była wykreowana w filmie raczej na pacyfistę więc nielogiczne byłoby danie jej broni. Od początku do końca postać była tak przedstawiana by jej śmierć wywołała szok i była przy tym logiczna dla rozwoju fabuły.

Whedon to geniusz :]
Mental: to nie jest wada, ale jednak dość radykalna zmiana klimatu. Serenity i tak oceniam na mocne 8. Po prostu obejrzałem film bezpośrednio po ostatnim odcinku serialu i wiadoma scena śmierci "trochę" mnie zdziwiła.
Corn: pytanie do Ciebie - po co tak właściwie Pastor dołączył do załogi i czemu Mal go tam trzymał? Nie robił tam niczego konkrtetnego, nie spełnił żadnej funkcji na pokładzie, a kapitan gościł go chlebem i solą.
Pastor zawsze może się przydać - szczególnie iż przypominam, że raz dzięki jego legitce wymigali się od wpadnięcia w łapy Federacji Poza tym użyczał im swojej wiedzy w dziedzinach różnych Taki dobry duch
Pastor w końcu opłacał swój pobyt na statku to raz, a dwa że pomagał im też przy zadaniach. Dlaczego Mal go trzymał? Wystarczy odwołać się do jego charakteru. Wiadomo, że jest skłócony z Bogiem, więc być może uznał, że potrzebny jest głos rozsądku. W końcu cała ta 'butność' Mala to tylko otoczka - jak się go bliżej pozna wyłazi całkiem rozsądny gość, który wie, że nie jest idealny. Tak mi się wydaje :]
Pomógł im góra trzy razy, nie licząc przechowywania w filmie. Mogli to jakoś uzasaadnić, choćby tym, że stał się pokładowym kucharzem. Wiem, czepiam się, ale ten jeden motyw w serialu mi zgrzytał. Ekspresową regenerację o której wspominał Mefisto tłumaczyłem sobie zaawansowaną medycyną przyszłości Pytanko: czy serial wyszedł w Polszy w wydaniu DVD?
Oczywiście, że nie co jest śmieszne, bo zarówno w Czechach jak i na Słowacji jest już od dawna. Z resztą tam też są fandomy (oprócz Niemiec i Wielkie Brytanii tylko Czesi mają 'zarejstrowany' fanklub w Europie.)

U nas film miał wyjść do kin, ale z powodu klapy w USA wyszedł jedynie na dvd. Po jakichś 2 miesiącach nie było go już w sklepach. :]

Jedynie przekombinowana postać Jubala psuje mi trochę uznanie dla pracy castiongowców, ale tylko trochę.

Iiii Jubal wymiata Jego spotkanie z Malem jest genialne, jego przygłuche dialogi... IMO rewelacja totalna.

U nas film miał wyjść do kin, ale z powodu klapy w USA wyszedł jedynie na dvd. Po jakichś 2 miesiącach nie było go już w sklepach. :]

Jest ponownie w sprzedaży. I mam coraz większą ochotę to kupić, bo brakuje mi solidnego s-f od czasu "Revenge of the Sith", oj brakuje...
ROTS nie był solidnym sf, pomijając fakt, że nie był też w ogóle sf i w ogóle solidny

a Jubal jest fajny, ale do świata przedstawionego pasuje jak klaun z It
O... A jaki solidny SF wyszedł w tym czasie co "Revenge of the Sith"?

O... A jaki solidny SF wyszedł w tym czasie co "Revenge of the Sith"?

No właśnie żaden od tego czasu.
No ale z posta zrozumiałem, że w 2005 jakiś porządny był...

Przeglądam i widzę Wyspę, ale to bardziej akcyjniak niż porządny SF... Choć udany bardzo. Wojna światów chyba nie... Appleseed może? Choć to generic anime generalnie...

No ale z posta zrozumiałem, że w 2005 jakiś porządny był...

Dobrze zrozumiałeś, bo miałem oczywiście na myśl ROTS. Z całą pewnością wiedziałeś co miałem na myśli.
Że niby ROTS to SF?

I tak, wiedziałem, ale jakże mógłbym się nie podroczyć.

Że niby ROTS to SF?

Owszem.
Plus parę innych gatunków, ale wyczerpuje także definicję s-f w moim mniemaniu.
Najlepszy w odcinku z Jubalem jest psychodeliczny montaż, zestawiający różne grymasy twarzy w jednym momencie. Plus dla Whedona za pomysł :]
Dla mnie highlighty to spotkanie z Malem i Jane, który budzi się / przewraca z boku na bok.
A propo odcinku z Jubalem: mnie zirytowały te jego pseudofilozofowanie i ogólne gadulstwo niesamowicie. Aż mi się przypomniał ten niebieski kurdupel z The Incredibles. Czemu w światku filmowym panuje przekonanie, że każdy villain musi gadać dużo i bez sensu, ale za to tak, by mądrze brzmiało? I pytanie jeszcze jedno: nie orientuje się ktoś, czy w OST jast ta kultowa ballada ludowa z 7go odcinka?
The Man The Called Jayne?

Niestety nie, jest za to na płycie "On The Drift" zespołu Bedlam Bards.

A odnośnie Jubala, to kocham dialog
- Are you alliance?
- Am I a lion?
Serial i film skończone, możecie dopisać mnie do listy fanów

Firefly - ciekawy świat, na początku myślałem, że połączenie SF z westernem nie wyjdzie, o dziwo wszystko do siebie jakoś pasowało. Wszystkie postacie zarówno z załogi jak i dalszego planu były niezwykle interesujące, z ciekawymi charakterami, przeszłością i tajemnicami (oczywiście Kaylee jest najlepsza ). Każdy odcinek to osobna ciekawa historia i miałbym problem z wybraniem najlepszego. Szkoda, że Firefly tak nagle się urywa i właściwie każdy wątek pozostaje otwarty.
Serenity - dobrze skonstruowany scenariusz tak, że film może obejrzeć zarówno ten kto nie zna serialu jak i ktoś kto Firefly widział. Ciekawe dopełnienie wątków serialu (oczywiście nie wszystkich) jednak wolałbym dalszy ciąg serialu niż jeden film pełnometrażowy.
http://www.prime-time.pl/...o-przez-chwile/
Jehe
"I like it!" - kapitalne

eh, odpaliłby jakoś Whedon w końcu drugą serię czy coś... nie uwierzę, że nikt nie dałby mu kasy
To by pewnie był niewypał i zrujnowałby mit Firefly

Mnie rozbiło "there are no cows in space"

To by pewnie był niewypał i zrujnowałby mit Firefly

a to czemu? Przeca Whedon z miejsca miał pomysły na kolejne odcinki, a i pewnie gotowe skrypty takoż


eh, odpaliłby jakoś Whedon w końcu drugą serię czy coś... nie uwierzę, że nikt nie dałby mu kasy


Biorąc pod uwagę fakt, że jego kolejny serial okazał się klapą to ja wierzę
Kolejny serial, tendencja spadkowa w Serenity. Pomysły to nie wszystko. Nie sądzę, żeby był w stanie utrzymać poziom.
a to czemu? skoro pisał to podczas powstawania serialu, to czemu nagle pomysły miałyby się zmienić? bo nawaliły inne jego projekty? bez jaj
Bo ekipa się postarzała, bo pomysły to jedno, wykonanie to drugie... Pewnie i tak najlepsze z tych pomysłów wykorzystał w pierwszej serii i teraz używałby tych gorszych
Whedon z miejsca miał (ma?) pomysł na filmową trylogię co podkreślił w jednym z wywiadów. A odnośnie skryptów to wiem, ze powstał jeden do przodu zanim zdjęli go z anteny. Można go przeczytać w internecie. Nosi tytuł Dead or Alive.

A odnośnie pomysłów na sequel. Ja tam uważam ze przedstawienie załogi jako wroga publicznego numer 1 byłoby czymś świeżym i na pewno ciekawym. Inna sprawa czy Serenity faktycznie potrzebuje sequela? Bo jak dla mnie jest już dziełem kompletnym (choć nie to żebym pogardził czymś nowym :])

Obecnie czekam na komiks o Washu (pisanym przez Pattona Oswalda - gościa z The King of Queens) i komiks o Booku. No i może w końcu zabiorę się za przeczytanie do końca książki "My Own Kind of Freedom" :].

Inna sprawa czy Serenity faktycznie potrzebuje sequela?
Serenity może nie, ale Firefly tak. Za dużo wątków urwanych. Niestety do póki komiksy nie będą w PL to nie mogę ojcu ich dać, a napisy do kolejnego filmu czy odcinków serialu pewnie powstałyby raz dwa. :/

Bo ekipa się postarzała

bez przesady - mówimy tu o kilku latach, więc lepiej teraz, aniżeli potem odstawiać Indianę 4


bo pomysły to jedno, wykonanie to drugie...

prawda, ale jakoś wątpię, aby Whedon spieprzył swoje ukochane dziecko


Pewnie i tak najlepsze z tych pomysłów wykorzystał w pierwszej serii i teraz używałby tych gorszych

zbytni sceptycyzm - I want to believe
właśnie skończyłem pilota i oświadczam, że jest DOBRZE! pilot zrobił mi dobrze na wiele sposobów. i mam nadzieje, że nie muszę nikomu tłumaczyć, czemu najlepszą sceną była ta, w której Rynolds strzela kolesiowi w łeb i zaraz potem wywala zwłoki za burtę - to oczywiste czemu.

film oferuje również fajne linijki dialogowe jak choćby:

Reynolds: Jak to możliwe, że mnie nie wydałeś?
Cobb: Oferował za mało kasy.

czy:

That's what governments are for - to get in man's way.

z ciekawostek: że serenity to pełnometrażowa kontynuacja firefly skapnąłem się dopiero po 10 minutach - mógłbym przysiąc, że już gdzieś to wszystko widziałem:)
Pilot jest zdecydowanie najpoważniejszy w tym wydaniu w którym lubisz. Reszta też fajna, chociaż lżejsza (bo producenci uznali, że serial zbyt poważny być nie może) - klimatem "przygody" przypomina Indiane Jonesa.

Za to dialogi i rozwój postaci w każdym odcinku - perła.

Reszta też fajna, chociaż lżejsza (bo producenci uznali, że serial zbyt poważny być nie może) - klimatem "przygody" przypomina Indiane Jonesa.

i tego się własnie obawiam.
Oglądaj a nie martw się : )
A jakby Cię pierwsze znudziły, to przeskocz do 'Out of gas'. Mistrzostwo.
nie napisałem, że się "martwię". napisałem, że się obawiam - to co innego:) Battlestar Galactica też miała dobry odcinek pilotowy na czele z uśmiercaniem małych dzieci w wózeczku, ale serial właściwy już mnie nie porwał.
Ok. Właściwie Corn całkiem trafnie nazwał klimat 'przygody' klimatem Indiany Jonesa. Coś w tym jest.

i mam nadzieje, że nie muszę nikomu tłumaczyć, czemu najlepszą sceną była ta, w której Rynolds strzela kolesiowi w łeb i zaraz potem wywala zwłoki za burtę - to oczywiste czemu.

Poczekaj na końcówkę "Trainjob" jak taki jeden byczek wygraża kapitanowi
Czy na War stories i "wanna met real me?"
Ew. "Mercy is a mark of a great man...".

Ogólnie serial dialogami rozwala.
Dziwię się że nikt nie wspomniał, że tym "byczkiem wygrażającym kapitanowi" jest Crov.

Ej, a wiecie że ten byczek nazywał się Crov?
A w bodaj "Ariel" jest świetna sekwencja kradzieży . Normalnie Mann w kosmosie ;D.
I tak najlepsza jest "Our new mrs Reynolds"
No mi się właśnie wspomniany "Ariel" podobał najbardziej, ale "twój" epizod jest hot .

A w bodaj "Ariel" jest świetna sekwencja kradzieży . Normalnie Mann w kosmosie ;D.
Notabene za ten łup kupi nowego muła, który jest widoczny w filmie :]
No panowie, mówcie tak jeszcze. Cały sezon czeka na dysku na powtórkę z rozrywki :].
Zadziwiająco fajna przygodówka. Zawsze sceptycznie podchodzę do statków kosmicznych itp. ale tu więcej komediowo-lajtowego westernu rodem z "Powrotu do przyszłości 3" niż sci-fi. Do tego galeria ciekawych postaci, na czele z kapitanem awanturnikiem. Jest bardzo podobny do Drake'a z "Uncharted", zarówno z wyglądu, głosu jak i naiwności. Jestem, co prawda, dopiero po 4 odcinkach, ale z miłą chęcią dalej będę obcował z tym serialem. Z filmem też planuję się zapoznać.
7/10

PS. Tylko te chińskie słówka trochę z dupy są.
O ła. Jak Hitchowi się podoba to zaskoczony jestem.


PS. Tylko te chińskie słówka trochę z dupy są.
Jak dla mnie sprytny sposób na ominięcie cenzury. W internecie z resztą są już tłumaczenia tych odzywek, w niektórych fanowskich napisach nawet się pokuszono o dodanie tych tłumaczeń.

Przy okazji -> http://www.youtube.com/watch?v=pvgPhDrpQ8c . Lepiej nie oglądać przed zaliczeniem 8 odcinka
trudno, żeby Firefly mógł się komuś nie podobać - ja jestem po trzech odcinkach i tez uważam, że serial jest świetny. w necie znalazłem nawet petycje skierowaną do Foxa, żeby natychmiast wznowili produkcje serialu!

http://www.lewrockwell.com/orig6/daniels2.html

Jak dla mnie sprytny sposób na ominięcie cenzury.
To jest nic innego jak cenzura. Zastępowanie brzydkich słów niezrozumiałymi dla białego człowieka jest równoważne z przykrywaniem ich pipnięciami. Tyle, że w tym drugim, jestem w stanie stwierdzić, co mówi postać. Przy chińskich wtrąceniach już nie.

w necie znalazłem nawet petycje skierowaną do Foxa, żeby natychmiast wznowili produkcje serialu!
Nie wznowią, bo teraz prawa do postaci ma Universal, a po klapie jaką zrobił film raczej nic nowego już nie powstanie. Nie licząc książek i komiksów, ale to ciebie raczej nie interesuje.


To jest nic innego jak cenzura. Zastępowanie brzydkich słów niezrozumiałymi dla białego człowieka jest równoważne z przykrywaniem ich pipnięciami. Tyle, że w tym drugim, jestem w stanie stwierdzić, co mówi postać. Przy chińskich wtrąceniach już nie.
Ale nie było by pipnięć. Nie było by tekstów w stylu "Jebiący żaby idioto", bo to by nie przeszło. Whedon sprytnie obmyślił, że w przyszłości chińczycy staną się największą światową (kosmiczną) potęgą bo jest ich najwięcej i wtedy wszyscy ludzie będą musieli umieć mówić po chińsku, tak jak teraz jest to z angielskim. W sumie chyba niewiele się pomylił jak się patrzy na dzisiejszy kryzys w USA i rośnięcie w siłę Chin.

No i jeszcze jeden wielki plus dla serialu - brak dźwięku i punktów odniesienia (znaczy, ze górna może być dołem) w kosmosie.

Nie było by tekstów w stylu "Jebiący żaby idioto"
Co z tego, że są? To niezrozumiały język jest!
Pochopnie wystawiłem tej produkcji 7/10. To przykre, że muszę zmienić tę wysoką notę. Niezbyt często mi się to zdarza. Sądziłem, że była adekwatna, jednak myliłem się. Co najmniej dwa oczka w górę. Rewelacja. Czysty przygodowy ekstrakt. Ostatecznie wypowiem się po filmie.
film smakuje dużo lepiej po serialu. pierwszym razem obejrzałem przed serialem i było średnio, bo nie znałem postaci. Po było dużo lepiej.

Kurka od jakiegoś czasu mam smaka na powtórkę z Bebopa, ale może wpierw odświeżę Firefly... A przynajmniej dr Horrible Sing-Along blog
Tak właśnie zamierzam zrobić. Został mi już tylko jeden odcinek, a potem film.
Czy wy też uważacie Out of Gas za najlepszy odcinek?
Tak. I Our Mrs Reynolds ; )

Tak właśnie zamierzam zrobić. Został mi już tylko jeden odcinek, a potem film.

Tzn do którego fragmentu to przytaknięcie?


Bushwhacked 9/10 ("And, if we're very, very lucky, they'll do it in that order.")
To jest tekst z ok. 50 minuty pilota. Taki ze mnie geek


("What does that make us?" / "Big damn heroes, sir.")
"Ain't we just..."
ups... racja. Jakoś scena jak mijają ich Reaversi przeniosła mi się do tego odcinka...
Czadowy serialik i film. Nie wiem jak posranym kretynem trzeba być, żeby nie kręcić kolejnych sezonów. "Firefly" to samograj, który można ciągnąć bardzo długo bez straty na jakości. Joss Whedon musiał kogoś ostro wkurzyć, skoro odwołali serial. Pełny metraż jako finał lekko rozczarowuje. Odbiega nieco klimatem, zmienia się charakter przygód bohaterów, a wszystko kończy się dość smutno, co jak na przygodówkę nie jest dobrym pomysłem.

Spoiler:

Śmierć Booka i Washa to jakaś pomyłka. Pomijając tę przykrą kwestię, to już totalnym przegięciem było nie dać Kapitanowi zerżnąć Inary. What the fuck?! Myślałem, że takie rzeczy to tylko w "Housie".



Szkoda, że wszystko skończyło się tak, a nie inaczej. Mówię o zarówno fabule całości, jak i losie produkcji. Mimo wszystko, jednak stawiam "Firefly" tuż obok "Mumii", zaraz za Indianą Jonesem. Rzekłem.

9+/10

Joss Whedon musiał kogoś ostro wkurzyć, skoro odwołali serial.
Nie musiał. Wystarczyły kiepskie ratingi. A FOX potrafi z tego powodu zdjąć z anteny serial nawet po dosłownie kilku odcinkach.

No ale dzięki statusowi, jaki osiągnęło dzieło Whedona, FOX bał się ciachnąć tak szybko jego następne dziecko, czyli "Dollhouse", pomimo podobnie niskich ratingów, i w ten sposób ten serial (całkiem fajny, choć oczywiście poziomu "Firefly" pewnie nic nie powtórzy) doczekał się dwóch pełnych sezonów i dopiero wtedy zszedł z anteny.


Oczywiście natychmiast zamknąłem i nigdy wcześniej tak żywiołowo nie próbowałem sobie wmówić, że nie widziałem tego, co widziałem

Ten z retrospekcjami i z dryfującym statkiem.
Ja filmu jeszcze nie widziałem, ale niestety teraz wiem kto zginie. Ale może i tak kiedyś obejrzę : )

Ja filmu jeszcze nie widziałem, ale niestety teraz wiem kto zginie.
Bo guziki "spoiler" to zbyt duża pokusa, by na nie nie klikać? :>
Bo Hitch myślał że widziałem film i się ze mną pewnymi przemyśleniami podzielił na privie : )
1. Spoiler:


przegięciem było nie dać Kapitanowi zerżnąć Inary. What the fuck?! Myślałem, że takie rzeczy to tylko w "Housie".
Nie przegięciem tylko było to logiczne. Skrypt filmu musiał być równie dobrze zrozumiały dla osób niezaznajomionych z serialem jak i dla fanów. Inara pojawia się dopiero w połowie filmu. Byłoby dość dziwne gdyby w trakcie tej przygody kapitan znalazł czas na przelecenie Inary.



2. Spoiler:

Odnośnie pozbycia się dwóch bohaterów. To również ma logiczne uzasadnienie. Śmierć pierwszego sprawa, że Kapitan nie ma już nic do stracenia i posuwa się do ostatecznego kroku. Śmierć drugiego jest o tyleż logiczna, że z perspektywy filmu był on przedstawiany jako osoba pokojowa więc wielkim WTFkiem byłoby gdyby nagle chwycił broń i zaczął wszystkich rozpieprzać. Ponadto Whedon potrzebował tej ofiary by sprawić, że końcówka filmu była w ten sposób bardziej emocjonalna oraz zostawić widzów w niepewności o losy reszty postaci.
Reżyser nie chciał by film był 'bezpieczny'.



Naprawdę, jeżeliby przeanalizować skrypt filmu - scena po scenie pod kątem zrozumienia dla fana i nowego widza oraz niezbędności dla reszty filmu można dojść do wniosku, że to skrypt perfekcyjny.

Wielka szkoda, że Whedon nie przyłożył się do Indyego IV. Gdzieś kiedyś czytałem, że według niego Indianę powinen zagrać Fillion a akcja powinna się toczyć znów w latach 30tych.
Hola, hola. Snufferowi niechcący palnąłem spojlera na GG, ale to co tu dałem w odpowiednim znaczniku nie musi być cytowane, Corn!

Fillonowi do Forda bardzo daleko i Indiany tykać się nie powinień. Ale nowemu projektowi przygodowemu od Whedona i tego aktora nie miałbym nic przeciwko. Wiedzą o co lotto i jak budować odpowiednią atmosferę, idealnie dawkując akcję, humor i rozwój postaci.
Wiecie, po czym poznać jakość "Firefly"? Że kolesie tacy jak Hitch i Mental łykają tę lajtową przecież serię (mimo omawianych rozwiązań fabularnych z filmu) jak młode pelikany
Nom, ja też się zdziwiłem...
*sniff* czyżbym czuł zapach wazeliny?
Ode mnie? Nigdy w życiu. Zdanie Mentala, Jakuzziego czy Hitch na temat jakiegokolwiek filmu w gruncie rzeczy mnie nie obchodzi. Zdziwiłem się jedynie, bo myślałem, że raczej zjadą po całości.

*sniff* czyżbym czuł zapach wazeliny?
Mhm - pod adresem Jossa :)

Gdzieś kiedyś czytałem, że według niego Indianę powinen zagrać Fillion a akcja powinna się toczyć znów w latach 30tych.

Indiana może nie (w ogóle już żaden nie powinien powstać - too late, sorry), ale wg mnie Filiona po prostu TRZEBA wykorzystać do jakiejś ekstra przygodówki (a nawet i tuzina), dopóki jest młody. Oby Wheedona szybko natchnął jakiś fajny pomysł pod tym względem - i oby poszedł z nim do Universalu
Ja się obawiam, że jeśli Fillion do tej pory nie przebił się do kina, to już się raczej nie przebije...
Za to świetnie sprawdza się w serialach. Teraz robi furorę jako Castle :]

http://www.youtube.com/watch?v=XU3IPlkxsgs
Dobre jaja na początku dialogu. Wściekły jestem na to całe "Firefly" teraz. Nie ma więcej odcinków ani filmów. Jak ktoś wspomni o komiksach, obiję mordę :)

W akcie desperacji sięgnąłem w ciemno po "Castle'a". Lepiej, żeby było dobre.
Sięgnij po "Dr. Horrible's Sing-Along Blog". No, chyba że nie znosisz musicali
"South Park: The Movie" mi się podobał, "Team America" też
Ale "Rent" już nie zdzierżyłem...
To "Dr. Horrible'owi" jest dalej do "Rent" niż "South Parku"
OK... Whedon dysponował jakimś budżetem oraz Fillonem i zrobił musical. No cóż, nie liczmy, że "Firefly" to nie był jednorazowy wyskok do zdrowego mózgu.
Ten musical powstał przede wszystkim pod Neila Patricka Harrisa a nie Filliona. Chociaż ten drugi też śpiewa.

A Dr. Horrible jest w sumie całkiem w pytke. No i ma niezłe zakończenie.
Przede wszystkim Dr. Horrible to bardziej projekt brata Whedona, a nie samego Jossa Whedona. Chociaż wiadomo, że Joss kierował wszystkim. Dobra rzecz, zrobiona głównie po to, by jakoś konstruktywnie wykorzystać czas i wypróbować internetowe medium, kiedy trwał strajk scenarzystów, więc nie ma mowy o budżecie budżecie, o jakim myśli Hicz.

Zresztą Buffy też jest świetnym serialem rozrywkowym, więc za potknięcie można raczej uznać Dolhaus czy coś tam innego, czego od Whedona nie widziałem.

Zdanie Mentala, Jakuzziego czy Hitch na temat jakiegokolwiek filmu w gruncie rzeczy mnie nie obchodzi. Zdziwiłem się jedynie, bo myślałem, że raczej zjadą po całości.

A ja niby co mam wspolnego z Firefly?

Zajebiste wprowadzenie potaci
A tak poza tym, skoro już na to zeszliśmy, to...



Dziękuję za uwagę
Jak już o Fillionie... Znają wszyscy PG Porn?

http://zakazanaplaneta.pl/news.php?readmore=4512

Banda zgiczałych nerdów pozuje na kultowców z załogi Firefly. Żałosne.
O jakie to biedne.
Widziałem. Przykre.
Jedyny wart uwagi fanfilm (choć w sumie nie wiem bo jeszcze nie wyszedł) to Bellflower.

Tu teaser naprawdę fajnie zmontowany -> http://www.youtube.com/watch?v=digtxX4JEcI

I trailer, trochę bardziej biedny ale doceniam starania -> http://www.youtube.com/watch?v=A7Ae_D98N5k
Ależ ten serial to bieda z nędzą! Nie powiem - pilot bardzo fajny, efektowny, interesujący. A potem syndrom Battlestar Galaktyki x90, czyli "w sumie nie wiemy jak to pociągnąć, więc jedziemy na jednym pomyśle" (w tym wypadku - odwiedzamy kolejne identyczne planety i zachowujemy się ciągle tak samo). Co gorsza, budżet skończył się gdzieś w połowie pierwszego odcinka i od tej pory taniocha wyłazi w każdym kadrze.

Wszystkie planety - oprócz tego jednego ujęcia jednego miasta, które widać w którymś odcinku - to TEN SAM PLAN, tylko nieco przebudowany. Te same trzy krzaczory i błotnista sadzawka. Kostiumy są po prostu nędzne i wyglądają jak wypożyczone z lokalnego teatru, efekty specjalne ograniczają się do ujęcia lądującego w oddali statku, a czasem - jeśli twórcy się szarpną na te dodatkowe 100 dolarów, widać 3 sekundy statku lecącego w kosmosie.

Fajne dialogi kończą się w odcinku drugim, pozostałe odcinki to żenująco słaby scenariusz (jak z odcinków jakiejś kreskówki s-f Hanny-Barbery - kapitan przypadkiem się ożenił i zachowuje się jak ciapa! co za zwariowana przygoda, hąhąhą!) i absolutna nędza reżyserska (bohaterowie głównie stoją w miejscu i wypowiadają kwestie). Co gorsza, pojawia się tu najbardziej irytująca aktorka wszechświata, obsadzona w najbardziej irytującej roli wszech czasów - czyli Summer Glau, którą strzeliłbym w mordę za sam wyraz twarzy. Jeśli ona gdzieś występuje, moja ocena takiej produkcji momentalnie leci na pysk. Na dodatek tutaj gra wkurwiającą kretynkę, która wyłącznie sprawia kłopoty, i którą kapitan - skoro jest takim zimnym twardzielem - powinien wystrzelić ze śluzy już w pierwszym odcinku. Nie widzę powodu, dla którego trzyma on w załodze Glau, jej pizdusiowatego brata (dobrana to para), głupią i nawiną mechaniczkę, czy Adama Baldwina - olbrzyma o umysłowości jedenastolatka. Po prostu zestaw najbardziej wkurwiających bohaterów w historii telewizji.

Wytrwałem do połowy szóstego odcinka. I dziwię się, że serial nie został skasowany już wtedy. Bo mimo że zaczął się fajnie, to już przy odcinku trzecim widać było brak pomysłów i ZEROWY BUDŻET. Niestety - jak się chce robić s-f, to trzeba trochę kasy władować w dekoracje i efekty, bo inaczej będzie żałośnie jak na szkolnym przedstawieniu. I Firefly wyrósł na takie szkolne przedstawienie.

Pilot: 7/10
Odcinek 1: 5/10
Pozostałe odcinki: −273,15

Summer Glau, którą strzeliłbym w mordę za sam wyraz twarzy

Summer jest kofffana, ty się nie znasz

Jakoś kapitan radził sobie bez lekarza całkiem długo... I nic, absolutnie nic nie usprawiedliwia trzymania na pokładzie statku przemytników takiego kłopotliwego pasażera jak Glau. Ani pastora, którego rolą jest... cóż, pałętać się pod nogami, wykorzystywać zapasy powietrza i czasem rzucić jakimś tandetnym tekstem.

Sam klimat jest jak najbardziej w porządku - jak powiedziałem, pilot był OK i zachęcił mnie do obejrzenia następnych odcinków. Niestety pójście w stronę "wesołych przygód zwariowanej załogi" to nie to, czego oczekiwałem. Zwłaszcza w oprawie rodem z najgorszego fan filmu Star Wars.
Ja tam obstawiam, że to tylko flamebait, ale przypominam, że Book i Tamowie zapłacili za swoje miejsce, żarcie i powietrze.

A stwierdzenie, że lekarz jest bezużyteczny... no ja pierdole...

Emmy za efekty specjalne to też tak dla jaj przyznane

Cóż jednym przeszkadzają krzaki inni zachwycają się kompletną, ciągłą scenografią statku, spranymi t-shirtami i faktem, że przy stole nie ma dwóch jednakowych krzeseł, tylko zupełna zbieranina.

Jakoś kapitan radził sobie bez lekarza całkiem długo...

No, ale skoro nadarzyła się okazja to z niej skorzystał.
No, ta intrygująca zbieranina wygląda jak graty wyciągnięte z piwnicy i wsadzone do wypożyczonego magazynu. Co kto lubi.

Lekarz owszem, jest bezużyteczny, jeśli co chwila ma jakieś żądania i naraża wszystkich na niebezpieczeństwo, co chwilę uciekając żeby ratować swoją umysłowo upośledzoną siostrę, której miejsce jest wszędzie, ale nie na tym statku (bo niby co z nią chciał zrobić? ona potrzebowała leczenia, a jakoś plany co do niej nie wykraczały poza "dobra, pouciekamy trochę"). Co do Booka, który zapłacił za miejsce... On zapłacił za transport. Tylko że nie bardzo wiadomo dokąd. No ale mniejsza z nim - to po prostu postać całkowicie zbędna, która nie odgrywa żadnej roli i tylko świadczy o tym, że twórcy nie zaplanowali fabuły w dalszej perspektywie.

Natomiast Emmy się należało. Za pilota.

I nie obrażaj mnie, do kurwy nędzy, sugestiami o jakiś "flamebait", bo mogę się odgryźć "fanboizmem" i podobnymi głupotami, które do niczego nie prowadzą. Pamiętaj tylko - ty zaczynasz, na dodatek bardzo agresywnym tonem. O ile pamiętam, to forum służy do wyrażania opinii o filmach, a ten akurat mi się nie spodobał. Chcesz kaligrafowany list z przeprosinami, bo ktoś w internecie nie lubi twojego ukochanego serialu? Dorośnij.

EDIT:
Wracając do lekarza... Ok - skorzystał z okazji. Co nie zmienia faktu, że ta postac, jak niemal wszystkie w serialu, dziala mi na nerwy.:)

EDIT 2:

Dyskusji z Cravenem w tak przyjętej formie, którą kreatywnie rozwinął poniżej, ciągnął nie będę, moderatorzy mają pole do popisu.

Co do Booka, który zapłacił za miejsce... On zapłacił za transport. Tylko że nie bardzo wiadomo dokąd. No ale mniejsza z nim - to po prostu postać całkowicie zbędna, która nie odgrywa żadnej roli i tylko świadczy o tym, że twórcy nie zaplanowali fabuły w dalszej perspektywie.
Wręcz odwrotnie. Book jest jednym z lepszych przykładów na to, że Firefly był zaplanowany na znacznie dłuższy czas, ale nie zdążyli wszystkiego pokazać. No Book był takim samym pasażerem jak Inara - dostarczał kasy więc mógł siedzieć na statku.

Military: I nie obrażaj mnie, do kurwy nędzy, sugestiami o jakiś "flamebait", bo mogę się odgryźć "fanboizmem" i podobnymi głupotami, które do niczego nie prowadzą.

Błagam nie, bo się rozpłaczę. Wytrzyj nosek i przyjmij do wiadomości, że Twoja opinia, do której masz pełne prawo zrobiła na mnie wrażenia flamebaita. Szczególnie fragmenty o bezużyteczności lekarza na pirackim statku, efektach specjalnych. Teraz porzucaj sobie kurwami albo włóż łeb pod zimną wodę i przestań robić sobie wstyd.

Dla uzupełnienia - nie przekszadza mi, że ktoś nie lubi tego serialu Przypominam, że nie bez powodu zszedł z anteny (no Fox pomagał z całych sił ale co tam). Bawią mnie natomiast czasem teksty z dupy.
Craven, Military - bez wyzwisk i kurew, bo pokasuje wszystek.

Jakoś kapitan radził sobie bez lekarza całkiem długo...

Skąd wiesz? Latałeś z nim? Wcześniej mieli innego mechanika, to i lekarza mogli mieć - mógł on zginąć, odejść, cokolwiek innego. A teraz pojawił się nowy, więc w czym problem? Jak ja kocham takie teksty z dupy, w stylu: "nie podoba mi się to ścierwo, to teraz będę się starał za wszelką cenę udowodnić, że to zło absolutne". Nie dziwię się w sumie Cravenowi, bo mnie też penis czasem więdnie, gdy ktoś uważa, że chce powiedzieć coś mądrego, ale nie ma ŻADNYCH argumentów. Bo Ty ich w tej chwili nie masz - czepiasz się czego popadnie, w dodatku bez powodu (o tym, że całego serialu nie obejrzałeś, nie wspominam). Z czym do ludzi ja się pytam?


Skąd wiesz? Latałeś z nim?

Oglądałem serial, w którym to było jasno powiedziane...


Załoga Firefly posługuje się wojskową hierarchią, ma kapitana który nie prosi ale wydaje rozkazy i generalnie nie jest zbieraniną wesołków którzy latają dla przyjemności.

Nie prawda. To jest zbiór wesołków podróżujących radośnie przez kosmos, bo wolą być niezależni i nie mają nic lepszego do roboty. Wojskowa hierarchia odnosi się w sumie tylko do Zoe i kapitana, którzy byli razem w armii i tak im zostało (co rodzi konflikt małżeński ). No i kapitan to nie jakiś bezduszny rozbójnik, wie co czeka River gdyby kazał jej się wynosić ze statku dlatego ją zabrał. Ten statek to bardziej zwariowana rodzina niż jednostka bojowa
Nie wiem, Miltonie. Robota chyba uczyniła cię bardzo zgorzkniałym człowiekiem. W "Firefly" nie chodzi o ogólny realizm ani powagę. To z założenia jest klawa rozrywka, która pomija pewne rzeczy, ale nie robi tego jak "Transformers". Poza tym, za dużo tu wątków komediowych, żeby traktować to śmiertelnie poważnie. Na tej produkcji masz się relaksować, nie roztrząsać algorytmy zachowawcze załogi.

Ja po pilocie od razu, jednym ciągiem łyknąłem jakieś 5-6 odcinków. Nie dostrzegłem żadnego spadku formy, ani jakości. Potem dokończyłem serial i z wypiekami na ryju oglądałem film. Wzorowy twór przygodowy. Póki nikt nie używa lodówek przeciwatomowych, granica nie jest przekroczona i można przymknąć oko na babole, a takich jest dużo w każdej znamienitej przygodówce.
Z pamięci:

Kapitan: Nie zabieramy broni.
Baldwin: Myślałem że dobrze ukryty nóż...
Kapitan: Po co dyskutujesz o czymś, co już zostało postanowione?

To taki dodatek do wielokrotnego powtarzania przez kapitana "to rozkaz", "to mój statek" itp. A że to nie rodzina niech świadczy fakt, że kapitan milion razy opierdzielał Booka za modlenie się ("nie na moim statku"), Baldwin jest tam tylko dla pieniędzy, a doktor bo jest doktorem (a pierwszą decyzja kapitana było, przypominam, wydanie go władzom - czego doktorek uniknął tylko obiecując cośtam; dobre serce kapitana nie wchodziło w grę). Jak na moje to jedynie z dwoma osobami kapitan jest jakoś związany: z Inarą i z Kaylee, która jest dla niego "kimś, kim należy się opiekować". Resztę trzyma, bo są użyteczni.

No i kapitan to nie jakiś bezduszny rozbójnik, wie co czeka River gdyby kazał jej się wynosić ze statku dlatego ją zabrał. Ten statek to bardziej zwariowana rodzina niż jednostka bojowa :)
Poza tym chronienie jej to także swego rodzaju jego fak ju dla rządu, którego nienawidzi.

To taki dodatek do wielokrotnego powtarzania przez kapitana "to rozkaz", "to mój statek" itp. A że to nie rodzina niech świadczy fakt, że kapitan milion razy opierdzielał Booka za modlenie się ("nie na moim statku"),

Bo w końcu jakieś decyzje trzeba podjąć i gdyby panowała demokracja długo by nie pożyli. Wiadomo, że jak już się idzie na akcje to ktoś musi wydawać rozkazy, ale nie robi tego jak mają czas wolny na statku.

Hitch, po prostu, pomijając odrzucającą mnie realizację, tej serial jest:

a) zbyt niespójny

co przejawia się w sprzecznych zachowaniach postaci (raz Baldwin jest zimnym, inteligentnym, chciwym najemnikiem, raz potulnym, przygłupim i przyjacielskim osiłkiem)

b) nie spełnia obietnicy zawartej w pilocie

czyli nie jest dorosłą i bezkompromisową przygodówką o sympatycznych, ale jednak przestępcach, ale ciepłymi kluchami. Takie kurioza jak scena balu, wątek kupna sukni o której zawsze marzyła Kaylee, wątek porywaczy którzy okazują się dobrymi w gruncie rzeczy ludźmi - to wszystko przesłania rzeczy, które podobały mi się w pilocie, czyli:

- kwitnący totalitaryzm, którego przeciwieństwem byla właśnie wolność osiągnięta kosztem złamania prawa
- wątek niepokonanego wroga (tych kosmicznych kanibali), zupełnie zapomniany po odcinku z jednym z nich na statku (swoją drogą - dobry odcinek)
- widowiskowość

Gdybym miał robić analogię do "prawdziwych" westernów, powiedziałbym że odcinek pilotowy to "Za garść dolarów", którego rozwinięto w... "Bonanzę".

- wątek niepokonanego wroga (tych kosmicznych kanibali), zupełnie zapomniany po odcinku z jednym z nich na statku (swoją drogą - dobry odcinek)

Wychodzi nie znajomość całego serialu
Niestety nie wytrwałem.:)
Ale przygodówka z reguły nie ma być bezkompromisowa ani dorosła. Przecież takie Jonesy to filmy dla dzieci też. Tego typu produkcje mają idealnie wpasować się w każdy target, oferując po trochu czegoś dla każdego. "Firefly" spisuję się w tej materii na medal. Jak dla mnie, rozrywka idealna.
No to chociaż zobacz Serenity tam będziesz miał wszystko co wymieniłeś

W wojsku nie ma czegoś takiego jak potrzeby i żądania. Załoga Firefly posługuje się wojskową hierarchią
Załoga to znaczy Zoe+Mal. Reszta nazywa go kapitanem i wypełnia polecenia bo kapitan na statku jest drugi po Bogu.

Ale Firefly miał łamać reguły, między innymi łącząc western z s-f i bohaterem czyniąc bezkompromisowego ponuraka.:)


Kosmiczni kowboje i amisze na koloniach pozaziemskich... W którym momencie przyszło Ci do głowy, że to jest na poważnie?

A jak na powaznie można opowiedzieć o małych inteligentnych piłach mechanicznych żyjących pod ziemią? (Screamers)
Nie można

Ale Firefly miał łamać reguły, między innymi łącząc western z s-f i bohaterem czyniąc bezkompromisowego ponuraka.:)
A "Avatar" miał leczyć raka. Stary, skup się na tym, co jest - nie co ktoś ci naobiecywał. "Firefly" jest zdrowo lajtowym serialem, i tak do niego podchodź.
W takim razie ginie w gąszczu lajtowych seriali: Dark Angel, Buffy, Angel, Herkules, Xena, Sliders, Smallville, Supernatural... Battlestar Galactica - odcinki dalsze niż pierwsze pięć... Na takie produkcje szkoda mi czasu. Można się na coś takiego bezmyślnie pogapić w TV, kiedy nuda aż skrzypi a nie leci nic lepszego, ale oglądać to celowo? Nie dla mnie.
Zdrowo lajtowym! Lajt jest dawkowany w przemyślanych ilościach. Porównywanie do rzygów, które wymieniłeś jest co najmniej nie na miejscu.
Kurde, zdecydujcie sie czy ten serial jest dobry, czy nie, bo skuszony plebiscytowymi opisami zaczalem go nabywac ze sklepu T...
Krótka piłka, jeśli na starych Jonesach bawiłeś się przednio (mam na myśli przednio w stylu "o kuźwa, jedne z najlepszych filmów jakie w życiu widziałem!") - to z "Firefly" i "Serenity" przeżyjesz kilka zacnych przygód.
Ale masz problemy, jak dotąd chwalili chyba wszyscy z wyjątkiem militarego, naprawdę jest nad czym się zastanawiać...? :)
Łącznie z czołowym, forumowym przeciwnikiem lajtowych momentów, Mentalem
Jeszcze krótsza piłka - oprócz kolorystyki i paru kostiumów ten serial nie ma z Jonesem nic wspólnego.
Ta, bo pewnie ogromne pokłady czadu i najczystsza rozrywkowa przygoda to pewnie pies :)
Ok, zabawmy się w definiowanie obu tworów poprzez ich bohaterów.:)

Indiana Jones:
- antybohater
- mający zawsze jasno określony cel
- mający wyraźnie scharakteryzowanego wroga
- biorący udział w wielu dynamicznych akcjach wymagających sprawności fizycznej
- z domieszką fantasy/magii/science-fiction, niepasującej do rzeczywistości dla niego naturalnej (czyli lat 40. XX wieku), tworzących tajemnicę

Kapitan Reynolds:
- antybohater (zgadza się)
- rutynowo wykonujący swoją "pracę", bez określonego celu do którego by dążył
- niemający wyraźnie scharakteryzowanego wroga/nemesis (władzy brak "twarzy", nikt nie dąży do tego samego celu co Reynolds, wchodząc mu w drogę itp. - Reynolds spotyka wiele przeszkód, ale brak mu przeciwnika)
- bardzo rzadko biorący udział w dynamicznych akcjach (zwykle taka akcja jest tylko kulminacją odcinka)
- brak elementów nadprzyrodzonych dla świata, w którym bohater się porusza, a zatem brak tajemnicy

Te cechy sprawiają, że obie produkcje są bardzo odmienne. Firefly bliżej do seriali proceduralnych niż przygodowych. Procedura jest prosta: Malcolm bierze zlecenie, szuka sposobu na jego wykonanie, robiąc rozeznanie docelowej lokalizacji, a na końcu mierzy się ze znajdującym się tam wrogiem. Taka już "praca" przemytnika. Działań Indy'ego tak łatwo nie scharakteryzujesz - filmy o nim są mniej przewidywalne, mają więcej punktów zwrotnych w fabule.

Ale fakt - obie produkcje są brązowe, pod tym względem Firefly bardzo przypomina Indy'ego.:)
Eh znowu wychodzi nieznajomość całości


Tajemnicą są przecież kosmiczni kanibale (zapomniałem jak się nazywali).

Niezupełnie, a przynajmniej nie tego typu tajemnicą. Nie musisz ich szukać - to oni znajdują ciebie, poza tym spotkania z nimi są chyba dość powszechne, skoro sam Firefly natknął się na nich dwu- czy trzykrotnie w ciągu kilku odcinków. Poza tym wiedza o nich jest powszechna, a ich natura... naturalna, a nie nadnaturalna - przynajmniej w świecie przedstawionym. S-fowy odpowiednik tajemnicy z Indy'ego to np. ta pierwotna cywilizacja z Mass Effect albo kosmici czy inne dziwności z X-files. Odpowiednik kanibali z Firefly to natomiast np. czerwie z Diuny - wiesz na pewno, że istnieją, po prostu trudno je spotkać. Różnica niby subtelna, ale moim zdaniem znacząca.
Jeżeli już tak bardzo potrzebujesz tajemnicy to tajemnicą jest River i badania, które jej robiono...
Tajemnicą jest River, przeszłość Booka i Reaverzy. Większość upakowana i opowiedziana w pośpiechu w Serenity, który jest kupą jeśli obejrzeć go przed serialem.

Oglądałem serial, w którym to było jasno powiedziane...

Nie było powiedziane, że nigdy nie mieli medyka, tudzież nie korzystali z usług żadnego.


Mylisz się.

No dobrze, może i faktycznie - ale z 80% na pewno.


W wojsku nie ma czegoś takiego jak potrzeby i żądania. Załoga Firefly posługuje się wojskową hierarchią, ma kapitana który nie prosi ale wydaje rozkazy i generalnie nie jest zbieraniną wesołków którzy latają dla przyjemności.

Chyba oglądałeś jakiś inny serial, bo załoga Serenity posługuje się następującą hierarchą:
Kapitan
cała reszta

...trochę mało wojskowe.
Poza tym TO JEST zbieranina wesołków - już sam fakt, że Kaylee dołączyła do załogi po seksie w maszynowni, propozycji kapitana i po tym jak zapytała się rodziców, czy się zgadzają, mówi wg mnie wszystko.


W ogóle, skoro jesteśmy przy decyzjach kapitana: w jednym z odcinków lądują na planecie, na której Adam Baldwin jest ścigany za obrobienie jakiegoś bonza. Kapitan kompletuje załogę do wypadu na miasto - bodaj 5 osób. Kogo bierze? Oczywiście Baldwina. Żeby odcinek był ciekawszy, bo logiki w tym za grosz.

Oczywiście, że bierze Baldwina - powód? Mięśnie drużyny. To raz. Dwa, w tym mieście nie mieli się natknąć na wspomnianego bonza, bo on kręcił się gdzie indziej, a całość miała trwać na zasadzie "wpad-wypad"; nie mówiąc już o tym, że sam Jayne nawet nie podejrzewał, że jest sławny. Nie widzę w tym żadnego braku logiki.


tylko nie odpowiadaj w stylu: "Nędza to ci w głowie zieje!"

Nic Ci nie zieje, ale argumenty nadal masz płaskie.


Kurde, zdecydujcie sie czy ten serial jest dobry, czy nie, bo skuszony plebiscytowymi opisami zaczalem go nabywac ze sklepu T...

moja opinia jest niezmienna - serial fajny, ale żadne tam aj waj. Ot serialik dla duzych chłopców, daleki od jakiejkolwiek powagi (ale i niedostetecznie ironiczny, przewrotny itp). I Wojskowy ma rację wytykając głupoty, ale i obrońcy mówią prawdę dowodząc, że wszelki głupoty nie mają wpływa na pozytywny odbiór całości. Na mojej liście Firefly byłby gdzieś w czwartej dziesiątce. Może.

http://forum-kmf.fc.pl/vi...p=142510#142510

Poza tym, Jaku, TO NIE HBO. To zupełnie inna bajka
Obejrzalem i potwierdzam: serial bardzo fajny. Nie dolacze do grona fanow i pewnie nawet nie wroce wiecej do tej pozycji, tym niemniej calosc ogladalo sie przednio. Zasluga to przede wszystkim dowcipnej i wyluzowanej zalogi, ktora nawet w obliczu powaznego niebezpieczenstwa potrafi wykrzesac zabawnego one-linera. Jest zatem humor, jest sporo akcji, troche emocji i szeroki wachlarz ciekawych postaci. Serenity na dokladke jest nieco powazniejsze, solidniejsze realizacyjnie, zgrabnie domyka urwane watki serialowe i ma calkiem wdechowego Chiwetela Ejiofora jako badguya.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •