wika
„Tylko ta praca daje siły, która i sił wymaga.” Władysław Grzeszczyk
Praca jednym daje satysfakcje a innych przytłacza, jedni wstają rano do pracy z ochotą a inni pragną wyrzucić budzik przez okno! A jak jest z Wami?
Moja praca mnie pochłania niemal w całości ( 10-16h dziennie od poniedziałku do soboty). Pracuje w firmie ojca dlatego mój czas pracy jest odrobinę nie normowany… Nie lubię jej ponieważ jest to praca bardzo wymagająca jestem zarówno zwykłym pracownikiem (jak ja nie lubię stać przy szlifierce lub kowadle), jak i synem właściciela – faktury, klienci praca przy kompie, itd. Podsumowując nie lubię jej choć mam satysfakcję gdy widzę mojego tatę… Z drugiej strony jak to ujął Wolter: „Praca oddala od nas trzy wielkie niedole - nudę, występek i ubóstwo.”
,,Gdzie praca, pilność na straży, tam się bieda wejść nie waży''. Tak mówi jedno z przysłów polskich.
Jeśli chodzi o mnie to zdecydowanie lubię swoją pracę. Muszę być dyspozycyjna niemal całą dobę, ale nie przeszkadza mi to zupełnie zazwyczaj śpię, gdy mogę a jak nie mogę to wypijam kolejną kawę i jakoś sobie radzę.
W każdym razie sprawia mi wiele satysfakcji to, co robię i oby pozostało tak jak najdłużej.
Pozdrawiam
Nie posiadam jeszcze stałej pracy jednakże uważam, że jeśli się takową już ma to trzeba ja lubić. Osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji ażebym musiał robić coś czego nie lubię. Nie raz imałem się już różnych okresowych „zadań specjalnych” i był to czas przez mękę.
Tak jak Magda sądzę, że nie jest najważniejszy czas jaki poświęcamy na ową pracę, ważne jest to, czy chce nam się ją w ogóle z przyjemnością wykonać.
Myślę że chęci do pracy przechodzą wraz z wiekiem - jeśli tak nie jest, to znaczy że popadliśmy w tzw. "pracoholizm", a wówczas wyrazy najgłębszego współczucia należą się osobom z naszego bliskiego otoczenia....nie masz nic gorszego jak praca, życie czy mieszkanie pod wspólnym dachem z pracoholikiem!.
Ponadto, duży wpływ na to, czy lubimy swoją pracę? czy nie? mają ludzie z którymi pracujemy.
Chyba wszyscy doskonale wiemy kim są ci których nazywamy: karierowiczami, donosicielami, lizusami......tacy potrafią zniechęcić nas chyba do każdej pracy.
Jeśli o mnie chodzi, to prawdopodobnie właśnie przechodzę takowy kryzys i zmęczenie swoją pracą, ale nie mogę jeszcze powiedzieć jednoznacznie że nie lubię swojej pracy, gdyż trudno jest po tylu latach powiedzieć nagle - nie lubię, nie cierpię, nie znoszę - i koniec!.
Może chciałbym już odpocząć w któreś święta i poczuć od początku do końca tą świąteczną atmosferę, a nie wstawać jak co roku od stołu bo znów na mnie wypadło i trzeba iść do pracy.
Od ładnych kilku lat zastanawiam się nad tym:
- czy praca rzeczywiście uszlachetnia człowieka?...
- czy poprzez pracę stajemy się lepsi?...
Zadając sobie te i podobne pytania dochodzę coraz częściej do wniosku, że owe pienia pochwalne na cześć pracy nie są do końca zgodne z prawdą, zaś praca w niejednym przypadku to zwykłe marnowanie własnego zdrowia i życia na rzecz kretynów i nierobów którzy te ostatnie dwa "przymioty" najchętniej nam przypisują żeby odwrócić od siebie uwagę.
Ja sam chyba nie potrafię jednoznacznie powiedzieć jaki jest mój faktyczny stosunek do mojej pracy?.....a jednak gdyby można było cofnąć czas, nie przeznaczyłbym już na nią tyle czasu (chociaż do pracoholika jest mi daleko).
Pozdrawiam.
RA
Myślę że chęci do pracy przechodzą wraz z wiekiem
Czas może mieć znaczenie jeśli chodzi o stosunek do naszej pracy. Ilość przepracowanych lat niezmiennie w tym samym środowisku może powodować utratę entuzjazmu i werwy która towarzyszy nam w pierwszych przepracowanych latach . Po pewnym czasie przychodzi znużenie, rutyna narasta świadomość, iż tkwimy w jednym miejscu już tak długo a do emerytury i tak ciągle daleko. Wydaje mi się, że tym co człowieka powinno stymulować do pozytywnego spojrzenia jest to jak realizujemy się w swoim wykonywanym zawodzie Należałoby skupić się wówczas na pozytywach i wracać często pamięcią do momentu w którym nasza praca nas fascynowała..
Ja 3 tygodnie temu zacząłem moją pierwszą prace. Wrażenia są naprawdę różne. Z jednej strony fajni ludzie, a z drugiej głupie zasady i niesprawiedliwość przy podziale wynagrodzeń( np. ludzie robiący na akord potrafią zarobić przez 8 godzin tylko 1,80 zł ! A obijający się brygadzista 100 zł na dzień.) Poza tym w mojej firmie panuje ogólny bałagan, brak rytmiki pracy(są dni gdzie pracuję koło 3 godzin a innym razem ponad 8 i jeszcze nie mam czasu zjeść śniadania). Często też zdarzają się kradzieże, mi z kolegą ukradziono nóż wart 50 zł i jego stratę będziemy musieli pokryć z własnej kieszeni (to i tak nic tydzień temu komuś ukradziono wiertarkę wartą 1500 zł). Denerwuje mnie też to, że wcale nie liczą się z pomysłami nowych pracowników, musimy czasem robić niepotrzebne rzeczy które potem trzeba poprawiać.
Od początku wakacji pracowałem już w trzech różnych miejscach i w tym czasie udało mi się zgromadzić trochę nowych doświadczeń. Oczywiście trudno jest porównywać pracę sezonową do stałego etatu, ale kilka przepracowanych tygodni pozwala mi wyobrazić sobie, jak wygląda życie dorosłego, pracującego człowieka. Podobnie jak dida88 mam różne wrażenia, ale ogólnie jestem zadowolony. Może chodzi po prostu o to, że nie lubię bezczynności, a praca, zwłaszcza z uprzejmymi ludźmi, sprawia niekiedy przyjemność. Podobnie jak każdy z nas chciałbym w przyszłości robić to, co naprawdę lubię i czerpać z tego satysfakcję. Czas pokaże, czy uda mi się zrealizować to marzenie.
Wiele, wiele lat już pracuję. Po podstawówce zupełnie przypadkowo wybrałem Liceum Poligraficzne. I od ponad dwudziestu lat siedzę w tym zawodzie. Zmieniłem wiele firm, miałem wielu pracodawców, ale jedno mogę Wam powiedzieć. W pracy najważniejsi są ludzie. Dzięki nim w zasadzie możliwe lub nie jest funkcjonowanie. Ja zaczynałem swoją karierę zawodową, kiedy pracować było po prostu łatwiej. Trochę Wam współczuję. Ten wyścig szczurów.
Trochę Wam współczuję. Ten wyścig szczurów.
W pędzie do kariery ludzie często zatracają podstawowe wartości. Spójrzmy na problem od początku gdzie rodzi się pierwszy objaw wyścigu? Otóż już od przedszkola dzieciaki poddawane są presji bycia najlepszym w tym, co robią. Wielką rolę odgrywa tu status materialny, bywa, ze pięciolatek jest świetnie poinformowany, co za ile i gdzie. Dzieci doskonale potrafią przejmować zachowania dorosłych.. mając zaszczepiony,,we krwi ‘’materializm są na prostej drodze, by w przyszłości dołączyć do wyścigu szczurów.
Współczuję rodzicom którzy za wszelką cenę starają się wychować swoje dzieci w takim duchu..
Atmosferę w pracy tworzymy również my sami. Podejmując pracę wnosimy część siebie w to otoczenie, co prawda osobiście nie mam powodu by narzekać na atmosferę w mojej pracy, choć zdarzało się, że nie ominęły mnie przykrości z powodu zwykłej zawiści.
Gratulacje.
Jeśli praca sprawia Ci satysfakcję, ludzie są na poziomie, do tego jest z tego przyzwoita kasa. To w porządku. Zadaj sobie tylko jedno pytanie. Czy jest to praca którą chciałabyś wykonywać aż do emerytury? Pierwszą moją pracą po szkole, był etat introligatora w Muzeum Wojska Polskiego. Oprawa książki, ratowanie druku, widoczny efekt pracy w zasadzie od razu. Musiałem odejść z powodów finansowych. Gdybym wygrał w Totka i nie musiałbym zarabiać, natychmiast bym tam wrócił.
Czy jest to praca którą chciałabyś wykonywać aż do emerytury?
No cóż.. biorąc pod uwagę, że jestem kobietą, to za jakiś czas może się okazać, iż będzie mi potrzebny urlop macierzyński, potem wychowawczy, wiec trudno zakładać czy w moim zawodzie dotrwam do emerytury. Nie zaprzątam sobie na dzisiejszy dzień głowy tym pytaniem.
Moja pierwsza, chyba mogę powiedzieć, że stała praca zaczęła się wraz z rozpoczęciem studiów. Najpierw były to tylko weekendy ale z czasem zaczęłam sobie tak przekładać zajęcia żeby móc pracować też w ciągu tygodnia. Nie jest to praca moich marzeń i czasem trudno jest wstać bladym świtem żeby dotrzeć na drugi koniec miasta na wyznaczoną godzinę, czasem muszę się poświecić i wbrew sobie podporządkować się mojemu pracodawcy (akurat przez kolejny tydzień muszę nosić w pracy mini, która jest elementem mojego stroju, a normalnie nie nosze tego typu rzeczy). Są też takie dni kiedy wstaję z łóżka bez oporów i biegnę na autobus ale zdarzają się one niezwykle rzadko. W ostatnim czasie mam silną motywację do pracy ponieważ zdaję sobie sprawę, że pracuję po to żeby wyjechać na wymarzone praktyki, i ta świadomość pomaga mi przetrwać nieraz 12 godzin stania na nogach non stop. Jednocześnie zauważyłam u siebie początki pracoholizmu z którym mam zamiar walczyć w kolejnym roku akademickim Bardzo fajnie jest zarabiać własne pieniądze ale jednak nie chcę zawalić wymarzonych studiów przez zupełnie nie wymarzoną pracę.
Ja swoją pracę lubię, ale nie zamierzam bynajmniej pracować tak do końca życia, choć dzięki tej pracy zbieram już pierwsze szlify. Szczęśliwym trafem udaje mi się pogodzić pracę ze studiami, choć momentami bywa ciężko. Za nieco ponad rok czeka mnie wybór specjalizacji na studiach, a ja się jeszcze nie zdecydowałam, no po prostu nie jestem do końca pewna co chcę w życiu robić jak skończę studia.
Co do pracy i czerpania zeń korzyści finansowych, to zapewne większości osób rozmyślających o swoich przyszłych losach, chciałoby się robić to, co się lubi Podwójna satysfakcja - wykonywanie swojego hobby i jeszcze kasa za to. Ale sprowadzając sytuację na ziemię, rzeczywistość bywa nieco inna, często podejmuje się pracę zarobkową dla samej kasy czy nawet po to, aby mieć jakiekolwiek fundusze na przetrwanie. A po godzinach pracy zapomina się o czynnościach wykonywanych w godzinach pracy [np. ja nie potrafiłem, a nawet nie chciałem zabierać bagażu doświadczeń z pracy do domu, aby potem obudzić się z gorzką myślą, że poza pracą moje życie nie istnieje... no chyba, że nie jest się tzw. pracownikiem najemnym i prowadzi się działalność na własny rachunek, to wtedy praca przenika w całości człowieka ] i otwiera się zupełnie inne życie, gdzie jest czas na satysfakcję i działania zgodne z zainteresowaniami...
Obecną pracę lubię i to nawet bardzo. Jest ciekawa i pozwala mi poznawać losy innych ludzi, popełnione przez nich błędy i wyciągać z nich wnioski. Jedyną wadą jest piekielnie niska płaca będąca na poziomie jałmużny. Podejrzewam, że żebrząca codziennie pod kościołem staruszka wyciąga od przechodniów 2x albo i nawet 3x więcej. Parodia. Zresztą, znam przypadek, że nałogowa alkoholiczka pracująca w firmie sprzątającej klatki schodowe w Szczecinie, pracując tylko 4 godziny dziennie - zarabia netto 100 zł więcej niż ja po studiach, a dodatkowo ma przecież możliwość podjęcia innej pracy... Ale to Polska właśnie
Niemniej, planuję zmienić pracę w najbliższym miesiącu. Mam nadzieje, że uda mi się znaleźć pracę, która będzie mnie chociaż w połowie zadowalać, materialnie i psychicznie. Perspektywa pracowania do 65 roku życia za najniższą krajową jest przerażająca...