leżało – można kontynuować, ale wcale nie potrzeba. Shawn Ryan powiedział, żemożekiedyś wróci do „Shield” w wersji kinowej.

Głupotą byłoby rzucać fragmentami fabuły, dlatego wystarczy powiedzieć, że naprawdę "wygrani" okazują się być wyłącznie ci, którzy cały czas stali z boku – zwykli śledczy i posterunkowi. Strike Team przez cały czas trwania serialu, tak jak bohaterowie antycznych tragedii, walczyli z losem. Jednak on miał dla nich przygotowane zakończenie już na początku ich zmagań. Częściowo kierowali się oni dobrymi ideałami – ochronić i zapewnić dobry byt swojej rodzinie – ale koniec końców to właśnie ta miłość do rodziny okazuje się być zgubna. To kończy wszystko, przy tym paradoksalnie niszcząc rodzinę. Zakończenie jest tak diabelnie pesymistyczne i tak bolesne, że ciężko jest nie współczuć bohaterom – nieważne, co mają na sumieniu.

Nie ma sensu rozpisywać się nad takimi technicznymi szczegółami, jak scenariusz, reżyseria czy aktorstwo. To wszystko jest na najwyższym poziomie. Role Michaela Chiklisa czy CCH Pounder powinno zostać docenione Emmy albo Globem. Trzeba także wspomnieć o Davidzie Reesie Snellu, który gra Ronniego Gardockiego. Jeżeli ktoś jest w pierwszym sezonie to pewnie nie od razu skojarzy kto to. Ronnie to czwarty członek Strike Team, który na początku ma równie ważną rolę, co statysta. Od piątego sezonu zostaje mu poświęcone coraz więcej uwagi. Zaczynał jako tło, ale spisał się kapitalnie w ostatniej scenie między nim a Vickiem.

Możemy być zadowoleni, że „Shield” miało szczęście dotrzeć do siódmego sezonu bez spadku jakości i dodatkowo rewelacyjnie podsumowało całą historię. Serial bez wątpienia zapisze się w historii telewizji jako wielkie, acz trochę niedocenione, arcydzieło.

To był wspaniały seks, „Shield”. Dzięki za zajebisty orgazm. :)

PS Jako ciekawostkę warto dodać, że finał wyreżyserował Clark Johnson, gość, który wyreżyserował również finał „The Wire”.

dobra, cholera, przekonaliście mnie - sprawdzam :)

Serial bez wątpienia zapisze się w historii telewizji jako wielkie, acz trochę niedocenione, arcydzieło.

nie jestem gotów (przynajmniej nie w tym momencie) nazwać The Shield arcydziełem. arcydziełem (a w zasadzie klasyką kina) jest dla mnie serial The Wire, którego nigdy nie zapomnę (szczególnie ostatniego - piątego sezonu). ale jak się rzekło: do obejrzenia mam kilkadziesiąt epizodów, a co za tym idzie, istnieje spore prawdopodobieństwo, że wkrótce i The Shield uzyska ten zaszczytny tytuł, zarezerwowany wyłącznie dla wybitnych produkcji ze stajni hbo.
"The Wire" jeszcze całego nie obejrzałem (muszę zdecydowac, co pierwsze kontynuować - "Wire" czy "Oz"), dlatego się nie sprzeczam, ale pogadamy jak skończysz całe "The Shield". Myślę, że zmienisz zdanie.

finał wyreżyserował Clark Johnson, gość, który wyreżyserował również finał „The Wire”.

w takim razie nie mogę sie doczekać finalu The Shield. w ogole cieszy fakt, ze ludzie odpowiedzialni za najlepsze seriale wszech czasów nie gina w tłumie, lecz ciagle pracują na rzecz udoskonalania tego, co doskonałe.


ciężko jest nie współczuć bohaterom – nieważne, co mają na sumieniu.

to jeden z powodów mojej fascynacji serialem: trzeba sobie jakoś radzić ze świadomością, że główny glina i jego eka to banda zbirów, oszustów i morderców, bez wahania strzelająca bogu ducha winnemu koledze w ryj z odległości dwóch metrów.


ciężko jest nie współczuć bohaterom – nieważne, co mają na sumieniu.

na tym chyba polega największy geniusz serialu: trzeba sobie jakoś radzić ze świadomością, że nasz bohater to morderca, oszust, szantażysta, złodziej i ogólnie mocno skorumpowany jegomość. z drugiej strony... sam nie wiem, czy jest jakaś druga strona. facet opiekuje sie chorym dzieckiem ale co z tego? na boga - on zamordował niewinnego gliniarza, strzelił mu w ryj z odległości dwóch metrów. co ja mam zrobić z tym gościem?
Druga strona to właśnie ta rodzina, zwłaszcza autyzm u dzieci Vica. Mimo bycia sukinsynem Vic (a później też Shane) wszystkie swoje złe uczynki jednak robi przede wszystkim dla rodziny (forsa ormian miała być dla nich końcem brudnych interesów, a okazała się być początkiem końca... wszystkiego). Trzeba też pamiętać, że Terry nie dostaje kulki bez powodu - dla Vica dopuścił się zdrady, a wiadomo że kara dla zdrajcy jest jedna. Obiektywnie rzecz biorąc to niczego nie ułatwia, ale mimo tego zabójstwa i brudnej kasy Mackey ma swój kodeks moralny (a lojalność jest u niego bardzo wysoko) i autentycznie stara się oczyszczać ulice swojego miasta.

To nie jest kompletny bandzior i to jest właśnie najgenialniejsze w tej postaci. Mamy większy konflikt jeśli chodzi o symaptię do niego, ale naprawdę trudno go nie polubić. Duża w tym zasługa Michaela Chiklisa. To antagonista i protagonista zarazem. Może być najlepszym przyjacielem i najgorszym wrogiem.

Strike Team przez cały czas trwania serialu, tak jak bohaterowie antycznych tragedii, walczyli z losem.

nie jestem do końca przekonany, czy chłopaków z the shield można zakwalifikować jako bohaterów antycznej tragedii. przecież tragizm antyczny wymagał winy tragicznej. tymczasem wina eki uderzeniowej nie nosi znamion tragizmu - oni zabili bez skrupułów, z pobudek czysto materialnych. zaplanowali zabójstwo kolegi z pracy. w tym nie ma żadnej wzniosłości, żadnego konfliktu. wszystkie przekręty, bedące ich udziałem, to chłodna kalkulacja, zimnokrwiste działanie, obliczone na ocalenie własnych dup przed komora gazową.


mimo tego zabójstwa i brudnej kasy Mackey ma swój kodeks moralny

dla mnie koleś nie ma kodeksu moralnego, jest morderca, dotarl do granicy przegięcia pały i ja przekroczył. ale i tak go lubie, sympatyzuje z nim. chore, co?


Trzeba też pamiętać, że Terry nie dostaje kulki bez powodu - dla Vica dopuścił się zdrady, a wiadomo że kara dla zdrajcy jest jedna.

Terry chciał sypnąć skorumpowanych gliniarzy. swego czasu za to samo zarobił kulke Serpico. podejrzewam, ze swoja porcje ołowiu otrzymałby roniweż Julien, gdyby nie wyciągnięty na światło dzienne homoseksualizm tegoż oraz ostrzeżenia Acevedy, które w pore przystopowały zapędy Vica.
W porównaniu do antycznych tragedii chodziło mi przede wszystkim o nieuchronność losu. Samym bohaterom bliżej do Makbeta niż do Edypa.


W porównaniu do antycznych tragedii chodziło mi przede wszystkim o nieuchronność losu. Samym bohaterom bliżej do Makbeta niż do Edypa.

tu sie zgadzam. choc pierwszy sezon nie jest pod tym wzgledem az tak zasadniczy. na razie wszystko sie krystalizuje.


Terry ich zdradził dla własnej korzyści.

nie do konca. "dla własnej korzyści" ma wydźwięk pejoratywny. Terry był pragmatykiem. wiedział, ze jak sypnie, to będzie skończony w LA, dlatego spytał Acevede, czy ten załatwi mu start w nowym mieście na jego (Terry'ego) warunkach. w ogóle Aceveda to zajebisty kolo. bodaj w trzecim sezonie będą go szantażować kompromitującym nagraniem z komóry. kurde, juz zacieram raczki.
finał drugiego sezonu jest tak niesamowity, ze prawie sie poryczałem. normalnie jakby Michael Mann kręcił. muzyka, tworząca klimat ostatnich scen... coś nieprawdopodobnie cudownego. kto jest autorem tego genialnego kawałku wieńczącego epizod 13 sezonu drugiego?

EDIT

Overcome - The Shield - Season 2 Finale

moment, w którym Dutch-Boy przechadza się pośród ciał martwych Ormian, zerkając na nocne niebo przecinane przez policyjny śmigłowiec - ja to nazywam poezją prawdziwej sensacji, nieosiągalną dla innych gatunków filmowych.
Właśnie zobaczyłem nominacje do Złotych Globów. W kategorii "Najlepszy serial dramatyczny" są nominacje dla "Dextera" i "True Blood" - "The Shield" olano w tej i każdej innej kategorii. Ale żenada.
nie boj żaby, Crov - i tak wiadomo, który serial jest najlepszy. poza tym The Shield zgarnął już taką wuchte nagród, że starczyłoby na obdzielenie ze czterech innych tasiemców. co ciekawe, The Wire nie dostał ani jednego Globa. podejrzewam, ze to z powodu bluzgów - średnio w każdym odcinku pada ich około siedemdziesięciu, a co za tym idzie, trudno byłoby pokazać podczas ceremonii rozdania nagród jakiś wolny od brzydkich słów urywek:)

to jeden z powodów mojej fascynacji serialem: trzeba sobie jakoś radzić ze świadomością, że główny glina i jego eka to banda zbirów, oszustów i morderców, bez wahania strzelająca bogu ducha winnemu koledze w ryj z odległości dwóch metrów.

Otoz to. Wlasciwe moralne ustosunkowanie sie do ekipy uderzeniowej sprawia cholerny problem. Wyobraz sobie ten serial bez sceny, w ktorej Vic morduje policjanta. Wowczas klopot odpada. Owszem, to wciaz gliniarze, ktorzy naginaja regulamin i prowadza lewe interesy, ale jednoczesnie walcza o porzadek na ulicach, scigaja bandziorow, zas w zyciu prywatnym to lojalni kumple, czuli mezowie lub przykladni ojcowie - mozna wiec na ich 'wybryki' przymknac oko. Ale morderstwo z zimna krwia niewinnego w gruncie rzeczy czlowieka burzy wszystko i zasiewa watpliwosc, ktora bedzie mi towarzyszyc chyba do konca serialu - jestes ty dobrym czy zlym czlowiekiem, Vic?
Wiadomo, że gdyby nie było tego motywu to nie byłoby właściwie reszty serialu. Od piątego sezonu głównym motorem napędowym jest ten błąd. Z kolei Vica nie da się przez to jednoznacznie sklasyfikować.

Po tym co napisał Mental zacząłem się zastanawiać, co faktycznie stałoby się z Julienem, gdyby zaczął mówić. Podejrzewam, że faktycznie zarobiłby kulkę. Bardziej tu zaczyna się dla mnie dylemat. Terry był raczej mało rozwiniętą postacią, dlatego jego śmierć przede wszystkim z faktu, że był niewinny jest zaskakująca i budzi zastanowienie (Shawn Ryan powiedział, że gdyby wiedział, że serial będzie sukcesem to opóźniłby tą śmierć o jakieś trzy odcinki). Z kolei śmierć Juliena byłaby autentycznie przykra, ponieważ zna się już trochę tę postać.

Po tym co napisał Mental zacząłem się zastanawiać, co faktycznie stałoby się z Julienem, gdyby zaczął mówić.

To wydawalo sie akurat oczywiste. Bylem przekonany, ze Julien nie dozyje konca sezonu. Wycofanie przez niego zeznan bylo zaskoczeniem.
W sumie niemal identyczny motyw powraca w piątym sezonie i sprawia, że piąty sezon jest rewelacyjny.

Owszem, to wciaz gliniarze, ktorzy naginaja regulamin i prowadza lewe interesy

naginają? dobry żart. naginał Brudny Harry. Vic i jego eka olewają sikiem prostym dokumentnie wszystkie policyjne przysięgi. w jednym z odcinków 4 sezonu przywiązują rosyjskiego dilera do krzesła, podpinają pod mebel kilka ładunków C-4, po czym oddalają się od gościa, dając mu czas na przemyślenie własnego życia. koleś zamiast myśleć zaczyna się szamotać i w efekcie C-4 rozrywa go na strzępy. najlepsza jest reakcja Vica, który po przybyciu na miejsce masakry, patrząc na porozrzucane członki, oznajmia prosto w twarz pani kapitan (Glenn Close!), że sprawiedliwości stało się zadość:) w jeszcze innym odcinku ekipa obiera kurs kolizyjny na ormiańską mafie, konfiskując trzy miliony zielonych. efektem skoku na kase jest palenie zwłok w piecu celem zatarcia śladów. niech mi ktoś pokaże bardziej skorumpowanych gliniarzy. gdyby Vic nie został przywódcą policyjnej brygady do rozwałki, szalałby po ulicach LA jako przywódca gangu. facet ma przemoc w genach.


jestes ty dobrym czy zlym czlowiekiem, Vic?

męska przyjaźń, lojalność, dyscyplina w grupie - niesamowite obserwować, z jakim oddaniem ci kolesie walczą jeden o drugiego, gotowi poświecić własne rodziny, jeśli tylko kolega jest w potrzebie. ale co innego przyjaźń i zasady, a co innego zło, spychane na margines przez dobre uczynki. oto pytanie, które dręczy mnie od samego początku - jak ustawić się wobec bohaterów i wydarzeń przez nich prowokowanych? wyczuwam tu odwrócony faustowski dylemat: zamiast: "jam częścią tej siły, która zła pragnąc, dobro wciąż czyni" czytam: "jam częścią tej siły, która dobra pragnąc, zło wciąż czyni - z premedytacją". Curtis Lemansky wydaje sie byc wyjątkiem - on jedyny ma sumienie.

w piątym sezonie występuje Forrest Whitaker. nigdy nie widziałem go w tak dobrej formie.

gdyby Vic nie został przywódcą policyjnej brygady do rozwałki, szalałby po ulicach LA jako przywódca gangu. facet ma przemoc w genach.
To prawda, ale jak sam zauważyłeś Vic wyraźnie ma poczucie sprawiedliwości i jakiegoś rodzaju moralności (zresztą szczerze wie, że postępuje źle, ale wierzy w "cel uświęca środki"). Może poniekąd tylko oszukuje sam siebie i potrzebuje wytłumaczenia takiego jak odznaka, żeby móc kontynuować swoją nielegalną działalność nie czując się z tym przesadnie źle? Chociaż wątpie, żeby był gotów terroryzować cywili wymuszając od nich kasę. Nie okradają banku, tylko ormiańskich gangsterów. Nie przywiązują do krzesła sklepikarza tylko dilera. Inną sprawą jest to, że konsekwencje dwóch najważniejszych zbrodni (Terry i kasa ormian) są moim zdaniem zdecydowanie potworniejsze niż same uczynki.

W czwartym sezonie oprócz Glenn Close był jeszcze Anthony Anderson jako szef gangu. Gość ma mnóstwo głupich i tandetnych komediowych ról, dlatego warto zauważyć, że tu spisał się dobrze.

http://www.youtube.com/watch?v=UwncKniOlvo

Jeśli chodzi o Whitakera to im dalej tym lepiej ze wzgledu na to, że jego postać robi się jeszcze bardziej interesująca.

gdyby Vic nie został przywódcą policyjnej brygady do rozwałki, szalałby po ulicach LA jako przywódca gangu.

Wlasciwie to szaleje. Brygada do rozwalki to praktycznie gang, tylko z odznakami. A Vic to Don Vito. Taki (swoja droga bardzo ciekawy) punkt widzenia zdaja sie kreowac tworcy.


facet ma przemoc w genach.

Az tak bym go nie demonizowal. Facet bywa brutalny, ale do przemocy ucieka sie tylko dlatego, ze w jego percepcji jest to najszybszy i najskuteczniejszy sposob na rozwiazanie pewnych spraw. Nie jest sadysta.

Chociaż wątpie, żeby był gotów terroryzować cywili wymuszając od nich kasę.

gdyby to robił, nie byłoby w tym nic kontrowersyjnego - jedynie prostactwo zdemoralizowanego gliniarza. The Shield to najbardziej dwuznaczny i najbardziej niewygodny w odbiorze serial, jaki kiedykolwiek oglądałem. bardziej niewygodny od Oz, gdyż w Oz był "inny świat". również od strony czysto filmowej Shawn Ryan stworzył bezprecedensowe widowisko - dynamiczną, nieprzyzwoicie emocjonującą, fantastycznie napisaną historie. ekstremalne kino sensacyjne.

znak rozpoznawczy teamu Vica - wąż pożerający szczura:

po godzinach
to, co za moment przeczytacie, zabrzmi, jakbym gadał pod wpływem jakiegoś chwilowego emocjonalnego uniesienia, ale dla mnie wszystko jest już jasne jak słońce w zenicie: The Shield to najlepszy serial na świecie i wątpię, żeby kiedykolwiek powstało cokolwiek o porównywalnej sile rażenia. wydarzenia ostatniego odcinka piątego sezonu... NIGDY nie widziałem czegoś podobnego. w najbardziej odważnych przypuszczeniach nie zapędziłem się tak daleko. ludziska, apeluje do was: oglądajcie ten serial, bo w życiu i tak nic lepszego już nie zobaczycie. szacun dla twórców, dla aktorów i dla scenarzystów. załatwili mnie na amen. będę potrzebował paru dni, żeby ochłonąć.
Ha, wiedziałem! Mówiłem! Nikt mi nie wierzył! Mówili, że jestem szaleńcem! :) To właśnie ostatni odcinek piątego sezonu oraz pierwsze szóstego skłoniły mnie do napisania tego pierwszego, długiego posta. Takiego ma kopa, o! Przez parę dni nie mogłem zebrać się do kupy, a nawet oglądając wiadomą scenę fragmentami byłem rozpieprzany o ścianę. To co się dzieje przekracza wszelkie granice - nawet te ustanowione przez sam serial. W pewnym sensie je wyśmiewa.

Zresztą tak samo cholernie ironiczne i tragiczne jest zakończenie całego serialu.

Zresztą tak samo cholernie ironiczne i tragiczne jest zakończenie całego serialu.

nie mów mi nic o tragizmie. z dniem dzisiejszym pojęcie tragizmu fabuły wzniosło się na poziom, którego istnienia nawet sam Stagiryta nie mógł przewidzieć w swoich najbardziej prekursorskich traktatach. od obejrzenia finału piątego sezonu minęło już kilka godzin z okładem, a ja ciągle mam kręgosłup przełamany na pół. nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś filmowa scena wpędziła mnie w stan równie intensywnego odczuwania złości, sprzeciwu, żalu i współczucia. może climax Siedem? zresztą nieważne. kilka postów temu zapodałem zakończenie sezonu drugiego okraszone kawałkiem Live - Overcome (ten sam utwór leciał w serialu). jest tam krótkie ujęcie pokazujące bohaterów stojących dookoła stosu pieniędzy - jakże inaczej patrze na te scenę teraz i jakże inny ma ona wydźwięk niż za pierwszym razem. zabrzmi to górnolotnie i pewnie, dla tych, którzy z serialem nie mieli jeszcze styczności nieco na wyrost, ale nie moge sie oprzeć wrażeniu, że twórcy The Shield uczynili z zawodu gliniarza symbol symboli kondycji ludzkiej. i pomyśleć, że to wszystko w mega współczesnej oprawie audio-wizualnej, kręcone z łapy, na maska dynamiczne, czyli w formie z pozoru wykluczającej jakąkolwiek głębszą refleksje.

oto plakat najgenialniejszego serialu wszech czasów. słowa są zbędne.



taa... bez wątpienia 22 grudnia 2008 roku zapisze sie w mojej małej podręcznej historii kina.
Pomimo waszych pochwał postanowiłem zapoznać się z pilotem tego serialu. Pytanie: czy kolejne odcinki zacierają, powiedzmy delikatnie, takie sobie wrażenie po pierwszym epizodzie? Gdyby nie Kid Rock na koniec (fajnie dobrana muzyka, dodaje jajcarskości sekwencji, która pozbawiona tła muzycznego nie robiłaby specjalnego wrażenia), niewiele brakowało, żebym kimnął. Ale najpierw pizgnął operatorowi za te ciągłe bezsensowne zoomy. Czyli: czy warto tracić więcej czasu, czy jednak jeśli pilot nie ma moim zdaniem wiele do zaoferowania, to i resztę odbiorę podobnie?
według mnie możesz sobie spokojnie odpuścić dalsze oglądanie i wrócić do wesołych przygód Dextera.
I tak też chyba zrobię, dzięki.

Moje pytanie się wzięło przede wszystkim stąd, że pilot jest tak nieoryginalny i tak boleśnie jedzie na kliszach, że ciekaw jestem, czy potem te postacie mogą nabrać życia. Bo po pierwszych 45 minutach są maksymalnie nieciekawe.

EDIT: No to znaczy właśnie w tym problem, że nie zrobię, bo "Dexter" dopiero jesienią. Więc miałem ochotę na coś policyjnego w zamian za to. Chyba jednak po prostu wrócę do "The Wire".
Obecnie jestem przy końcówce pierwszego sezonu i mam pytanie. Kiedy się zacznie hardkor? :) Jak na razie jedyny moment, który podniósł mi ciśnienie to Vic z kosą na szyi jakiegoś długowłosego kolesia, mówiący mu że ma dokładnie 30 sekund na podanie położenia cegieł. I nie zrozumcie mnie źle, nie jestem masochistą, serial mi się dość podoba, to fajny oglądacz, trzymająca się kupy historia z nieco sztampowymi ale wyrazistymi postaciami (obecnie największą sympatią pałam do Duchboya) i odpowiednim tempem. Tylko że to tylko oglądacz, ani mu do realizmu i wielowątkowości The Wire, ani do ... kurna, nie znam innych serialów policyjnych :), gdyby wywalić ekipę Vica to byłoby to coś na poziomie Nasha Bridgesa. Narzekam bo naczytałem się waszych zachwytów i te oczekiwania trochę mi psują całość, sprowadźcie mnie na ziemię albo powiedzcie kiedy mam oczekiwać tego całego szumnie zapowiadanego tragizmu postaci i ogólnej ciarkogenności.
pierwszy sezon trzeba po prostu obejrzeć do końca, gdyż jest on jednym wielkim poligonem doświadczalnym. twórcy nie wiedzieli jeszcze, w jakiej formie pociągnąć historie, dlatego całość sprawia wrażenie epizodów bez związku ze sobą.


sprowadźcie mnie na ziemię albo powiedzcie kiedy mam oczekiwać tego całego szumnie zapowiadanego tragizmu postaci i ogólnej ciarkogenności.

tragizmu nie możesz oczekiwać - on nie przyjdzie do ciebie na zawołanie:) po prostu kiedy poczujesz niepewność co do losów serialowych postaci, to będzie znak, że koło fortuny zostało wprawione w ruch:) wszystko tak naprawdę rusza z kopyta pod koniec sezonu drugiego, kiedy zapada decyzja o obrabowaniu pociągu przewożącego pieniądze ormiańskiej mafii. wtedy już wiadomo, że grupa uderzeniowa wdepnęła w poważne gówno, z którego raczej nikt nie wyjdzie bez szwanku. ze mną było tak, że gdy emitowali serial na C+ zacząłem oglądać go od drugiego sezonu właśnie, stad też zostałem rzucony na głęboką wodę bez odpowiedniego przygotowania.


ani mu do realizmu i wielowątkowości The Wire

rzeczywiście, The Wire deklasuje pod względem realizmu The Shield, ale jeśli chodzi o wielowątkowość czy presje, jaką zdarzenia wywierają na postaciach, to The Shield jest lepsze. serial hbo tłumił emocje drobiazgowością śledztwa i hiper realizmem policyjnej roboty. w The Shield nie ma czasu i miejsca na dzióbanie w papierach, łażenie po sadach, błaganie sędziego o nakazy - tutaj z relacji międzyludzkich wyciśnięto ostatnie soki. nie twierdze, ze w The Wire tego nie było - twierdze jedynie, że The Wire nie był serialem tak skrajnym, tak krańcowo zdeterminowany w piętnowaniu ludzkich pomyłek. w The Wire lawina schodziła powoli, podczas gdy w The Shield spada z impetem, niszcząc wszystko, co napotka na swojej drodze. w The Wire panował względny spokój, cisza przed burzą, długie momenty zawieszenia. w The Shield natomiast dominuje permanentny pośpiech, czasu jest zawsze za mało. są to w istocie dwie różne policyjne serie, które pomimo jaskrawych odmienności (realizacja, narracja) świetnie nadają się do wzajemnego konfrontowania z racji podejmowania tych samych tematów (gangi i podsłuchy) oraz osadzenia fabuły w bliźniaczych realiach (ulice współczesnego miasta). wkrótce pokuszę sie o małe zestawienie obydwu tych produkcji, bo jest o czym pisać i bardzo ciekawe wnioski się nasuwają.


gdyby wywalić ekipę Vica to byłoby to coś na poziomie Nasha Bridgesa.

a gdyby wywalić Hanne i Neila z Heat, to byłoby coś na poziomie tvn-owskich Kryminalnych. a gdyby tak jeszcze wywalić sekwencje napadu na bank, to już w ogóle by nic nie zostało, jeno stypa i sto metrów mułu:) ludzie, przestańcie używać takich durnych argumentów. The Shield powstało z myślą o grupie uderzeniowej. losy głównej czwórki zajmują bez mała 70% serialowego czasu. w zasadzie nie ma takiego wydarzenia w Farmington, które rozgrywałoby się bez pośredniego lub bezpośredniego wpływu eki Vica. jedynie śledztwa prowadzone przez Wyms i Dutch-Boya są wolne od ich ingerencji, a to dlatego, że mają charakter seksualnych dewiacji (głównie brutalne gwałty i porwania).

nawiasem, Glut, poczytaj sobie opinie dillingera, Crova, no i wreszcie moje:) my nigdy nie polecamy do wglądu dziecinady ani nie uwsteczniamy potencjalnej publiki:) Jakuz jest w trakcie konsumowania sezonu pierwszego, wiec o nim na razie nie wspominam, aczkolwiek głęboko wierze, że po dotarciu do sezonu piątego nie będzie mógł złożyć ani jednego składnego gramatycznie zdania - z wrażenia ma się rozumieć:) tak więc cierpliwości życzę z okazji zbliżających sie świąt oraz niesugerowania się zbytnio cudzymi zachwytami - mnie zazwyczaj jebie centralnie w odbyt, co X myśli na temat filmu Y, dzięki czemu nie mam żadnych wygórowanych oczekiwań. aczkolwiek pamiętam, że Crov pisał gdzieś/kiedyś, iż zakończenie sezonu piątego The Shield to rzecz wielka i muszę powiedzieć, ze nie tyle miał racje, co się po ludzku pomylił, gdyż zakończenia piątego sezonu The Shield, jak również pierwszych trzech odcinków sezonu szóstego nie da się z niczym porównać. nokautujący kawał kina.
poniżej przedstawiam jedną z dziesięciu najmocniejszych filmowych scen, jakie w życiu widziałem - pierwszy odcinek 6 sezonu, scena na cmentarzu tuż przy placu budowy. rzecz zawiera w sobie mega spojler, wiec bardzo proszę, aby osoby, które zamierzają obejrzeć serial w przyszłości tudzież sa w trakcie jego oglądania, powstrzymały się przed klikaniem na poniższy odnośnik. dziękuję:)

nad grobem
Obejrzałem pierwszy sezon i jestem...hmm...rozczarowany to złe słowo. Generalnie serial jest naprawdę świetnie napisany. Czuć klimat ulicy (to co wprost uwielbiam) no i w przeciwieństwie do Dexa [którego, żeby nie było bardzo lubię] mamy do czynienia z ludźmi - nie z postaciami (ogromna w tym zasługa aktorów). Niemniej jest jeden duży minus, który nie zachęca mnie do sięgnięcia po kolejne sezony. A co to za minus? Absolutnie nie obchodzi mnie co się dzieje z postaciami. No może za wyjątkiem DutchBoya. Nie potrafię się przejąć faktem, że w pierwszym odcinku ginie 'ważna' postać, bo w sumie nie wiem kim jest poza tym, że jest zdrajcą i że na miejscu Vica pewnie też bym mu władował kulkę w głowę bo zdrada to rzecz której jak psa nienawidzę. I to tyle. Cała reszta spływa po mnie jak woda. Co mnie obchodzi, że policjant jest gejem? A no nic. Co mnie obchodzi ze policjant ma problemy z dzieckiem? A no nic. I mógłbym tak wymieniać. Jedyny moment, który naprawdę mi się spodobał - dotarł do mnie to końcówka jednego z odcinków, w którym Dutch 'zwycięża' przy przesłuchaniu jakiegoś seryjnego gwałciciela, po czym po burzy oklasków i gratulacji wchodzi do samochodu i zaczyna płakać. I to mnie wzięło (chociaż to dość prosty 'haczyk' na widza.)

Nie widzę tu żadnego tragizmu godnego sztuk antycznych. Po prostu mocniejszy serial sensacyjny.

chociaż to dość prosty 'haczyk' na widza

skoro taki prosty haczyk na widza, to powiedz mi, czemu facet według ciebie płacze?
Bo gość miał rację co do niego, i Dutch dobrze o tym wiedział, a mimo to się nie złamał. Nie wtedy. Nie przy wszystkich. Chciał udowodnić sobie, że tamten nie miał racji.

Nie widzę tu żadnego tragizmu godnego sztuk antycznych. Po prostu mocniejszy serial sensacyjny.

i dobrze, ze nie widzisz, bo go tam nie ma:) była juz o tym mowa wcześniej, że tragizm w antycznym wydaniu nie tłumaczy zachowań bohaterów. tragizm antyczny wymagał winy tragicznej, a tej nie da sie przypisać bohaterom. spośród czwórki wiodących postaci jedynie Lemansky może w pełni kandydować do tego tytułu - i to właśnie jemu zostanie poświęcony cały piąty sezon.


Bo gość miał rację co do niego, i Dutch dobrze o tym wiedział, a mimo to się nie złamał. Nie wtedy. Nie przy wszystkich. Chciał udowodnić sobie, że tamten nie miał racji.

a zatem nie jest to prosty haczyk na widza. Dutch to bardzo złożona osobowość, w kryminałach na dobrą sprawę niespotykana. niezmiernie ciekawy jest jego światopogląd, w którym gwałty i morderstwa nie są odchyleniem od normy, ale normą. i w sumie płakał chyba też z tego powodu i z powodu natury swojej pracy.
Haczykiem określiłem sam fakt, że płakał. Znaczy, że to tani chwyt mający sprawić, że widz przejmie się postacią. Na mnie to zadziałało w każdym razie. W sumie Dutch to jedyna postać, którą polubiłem od pierwszej sceny.

Na mnie to zadziałało w każdym razie.

na mnie również podziałało i to bardzo. i zgadzam się co do Dutch-Boya - zajebisty gość z niego, podobnie jak Lem i Ronnie.
Dutch ma bardzo ciekawe momenty później (kot).

"The Shield" z sezonu na sezon robi się coraz lepsze. Sprawa jest więc prosta: jeżeli pierwszy sezon cię zainteresował to oglądaj dalej. Jeżeli nie - to sobie odpuść. Tak jak powiedział Mental: to poligon doświadczalny. Dopiero w drugim sezonie zaczyna się formować wizja twórców i krystalizuje się główny wątek.

Glut - "Nash Bridges"? Konfronatcja Dutcha i seryjnego zabójcy to jest "Nash Brigdes"? :)

Kurde, z tym Nashem chodziło mi o poziom ciężkości a nie o jakość. A sprawy Dutcha są rzeczywiście dość hardkorowe, ale jak Mental wspomniał - bagatelizuje je on uważając za normę, więc nie kopią w mordę. Właśnie zaczynam oglądać drugi sezon, ostatni odcinek pierwszego jak na razie najlepszy.

Kurde, z tym Nashem chodziło mi o poziom ciężkości a nie o jakość.
Nie no, ja rozumiem, że nie chodziło o to, że Dutch to Nash, a Claudette to Cheech. :) Nie jestem stałym oglądaczem Bridgesa, ale właśnie - w pierwszym sezonie - wątek seryjnego zabójcy i Dutcha wydał mi się czymś, czego nie zobaczyłbym w innym serialu.


ale jak Mental wspomniał - bagatelizuje je on uważając za normę, więc nie kopią w mordę
Dutcha kopią prawie cały czas, ponieważ je bagatelizuje.

Dutcha kopią prawie cały czas, ponieważ je bagatelizuje.

serial potrafi solidnie zaskoczyć mocno nieszablonowym podejściem do spraw, które w "zwykłym" filmie zostałyby po prostu odbębnione. weźmy seryjnych zabójców. morderca z sezonu pierwszego, punktujący przesłuchujących go detektywów. mordercza para porywająca kobietę i odcinająca jej ramię, żeby się wykrwawiła zamknięta w bagażniku w samochodzie zaparkowanym tuż przed komisariatem (wyznanie tej młodej panienki normalnie zmroziło mi krew w żyłach). wreszcie gwałciciel z kamienna twarzą (śledztwo ciągnęło się przez bodaj dwa sezony) - jego wina była dla mnie zaskoczeniem, bo obstawiałem niewinność faceta i pomyłkę detektywów. w ogóle zwróćcie uwagę na sposób odgrywania ofiar i katów w The Shield: zazwyczaj jest tak, że kiedy jakiś bohater kłamie, widz również wyniucha kłamstwo, podczas gdy detektywi w najlepszym razie jedynie podejrzewają zmyłkę. w The Shield natomiast aż dwukrotnie dałem się zwieść prawdomówności przesłuchiwanych morderców. to jeden z bardziej niesamowitych aspektów tego genialnego serialu.

NIE MA SPOJLEROW

ciekawe, ile osób odwiedzających to forum dotrwało do końca serialu?

Czysto informacyjnie: Właśnie odpalam pierwszy odcinek trzeciego sezonu.

New Kids On The Block. od lewej: Shane, Terry, Vic, Ronnie i Lem


strike team. od lewej...


Gardocki, rządzisz!
Ta fotka wywołuje u mnie mega banana. :)


ale czad! shane wygląda na jeszcze bardziej cofniętego w rozwoju niz w serialu:) skoro juz jesteśmy przy the shield, to bardzo bym chciał, żeby ktoś pizgnął mnie w łeb. może wtedy straciłbym pamięć ostatnich dwóch miechów i mógłbym na nowo emocjonować się fabułą tego wybitnego dzieła. a tak, chcąc nie chcąc, muszę odczekać ze dwa kwartały, aby ponownie zasiąść przed tv:)
Niestety, to jest nasza tragedia, Mentalu. Jesteśmy, jak ludzie, którzy przeżyli już coś, co można było określić tą jedyną, prawdziwą miłością, ale później ją utracili. Teraz resztę życia spędzamy szukając namiastki tego uczucia zalewając się litrami alkoholu i zadowalając się nic nie znaczącymi filmami oraz serialami...

;)

Dwa zdjęcia rzucone przez Mentala fajnie pokazują jak mocno zmienił się wizerunek Ronniego. Z dosyc pizdowatego wyglądu aktora porno z lat 80-ych, aż do poważnego i pasującego do strike team gliny. Poza tym aż dziwne, że LEGO nie produkuje klocków z marką "The Shield" dla dzieci!

Hmmm, wczoraj ukończyłem, obecnie czekam na dostawę 4 sezonu. :) A zmiana wyglądu Ronniego to rzeczywiście ogromny plus, jego wąs mnie dobijał.
ja na razie się nie wypowiadam - cierpliwie oglądam, ale jestem dopiero w połowie 2 sezonu. niemniej od początku nie opuszcza mnie wrażenie, że mam stycznośc z czymś wyjątkowym (i ono ciągle wzrasta). wypowiem się po skończeniu 7 sezonu :)
po zakończeniu 7 sezonu sie nie wypowiesz - nie będziesz w stanie. ja swoją wypowiedź napisałem po obejrzeniu 4, odczekałem do końca serialu, po czym wkleiłem ją na forum:) to jedyny skuteczny sposób:)
Do wszystkich, ktorzy krecili nosem podczas pierwszego sezonu: czym predzej przejdzcie do drugiego. Daje niezlego kopa juz od pierwszego odcinka i utrzymuje wysokie napiecie przy kolejnych. Ide ogladac dalej.
Odświeżam "The Shield". Jestem w trzecim sezonie. Czwarty odcinek. Spotkanie Shane'a i Tavona w domu tego pierwszego. Już zapomniałem, jaka to mocna scena. Cały czas liczyłem, że coś się stanie i jednak dobrze się to skończy.

Teraz, kiedy znam już cały serial ogląda się go chyba nawet lepiej, a niektóre sceny dają jeszcze większego kopa niż dawniej (vide scena z forsą z finału drugiego sezonu). Kurde, zupełnie zapomniałem, że tamte sezony też były tak zajebiste, jak te późniejsze.

Czwarty odcinek. Spotkanie Shane'a i Tavona

prawda, mocna rzecz. ale na mnie ciągle największe wrażenie robi motyw z aceveda w roli głównej - tutaj scenarzyści pojechali na maksa. coś pięknego. wydarzenia te zostaną później kapitalnie rozwinięte pod względem psychologii postaci (sezon czwarty).
minispoilery trzeciego sezonu?

To, co scenarzyści robią z Acevedą przechodzi najśmielsze oczekiwania widza. Nigdy nie spodziewałbym się, że można coś takiego zrobić z głównym bohaterem. Zresztą "The Shield" w ogóle ma tendencję do sprawiania, że myślę: "O kur... Nie, nie, nie!".

Teraz odcinek dwunasty. W poprzednim odcinku Dutch przesłuchiwał gwałciciela. Świetna rzecz, kompletnie nietypowa - gość traktuje to jak terapię. Przy okazji: w roli gwałciciela Clark Gregg - wystąpił w "Iron Manie" w małej roli jako agent SHIELD (nomen omen) zawracający głowę Tony'emu Starkowi, a później wyreżyserował i zagrał drugoplanową rolę w "Choke" na podstawie ksiązki Palahniuka. Aha - no i jest kot. Bardzo zagadkowy i niepokojący motyw. Sprawia, że nie wiem co myśleć o Dutchu. Widać, że gość nie potrafi się odnaleźć. Odnoszę wrażenie, że de facto to jest najmroczniejsza z głównych postać serialu.

Słowo odnośnie Strike Team. Czy tylko mnie wydaje się, że gdyby nie kobieta, która pojawia się w okolicy Grupy to nadchodzące wydarzenia mogłby się potoczyć znacznie lepiej? Zresztą później, na końcu, także kobieta sprawi, że sprawy nie zakończą się tak, jak miały. Męska przyjaźń niszczona przez kobiety? Po zastanowieniu dostrzegam, jak podobny jest wybór Vica z końca serialu, do wyboru, jaki dokonał Shane w piątym sezonie.
Po sześciu odcinkach pierwszego sezonu mogę na razie stwierdzić, że serial mocno uzależnia

Aha - no i jest kot. Bardzo zagadkowy i niepokojący motyw. Sprawia, że nie wiem co myśleć o Dutchu. Widać, że gość nie potrafi się odnaleźć. Odnoszę wrażenie, że de facto to jest najmroczniejsza z głównych postać serialu.

Bez przesady. Dutch to bezdysusyjnie prawy koles. Kot to jednorazowy wybryk - Dutch zostal omamiony gadka gwalciciela.
Moim zdaniem w momencie z kotem Dutch wyraźnie próbuje sprawdzić, co jest z nim nie tak. Sięga po radę gwałciciela mordercy i już sam ten fakt zaskakuje. Prawda, że silne poczucie moralności (zapewne umocnione kompleksami i chęcią zaimponowania) dyskwalifikuje go, jako ewentualnego seryjnego mordercę i nie wydaje mi się, że mógłby coś autentycznie złego zrobić. Inna sprawa, że mam wrażenie, że jego wnętrze jest po prostu pełne myśli znacznie bardziej ponurych i mrocznych niż możnaby pomyśleć na pierwszy rzut oka.

Wydaje mi się, że reszta postaci - jak na przykład Strike Team przez pewien okres czasu - idzie w te mroczne miejsca fizycznie, starając się nie angażować za bardzo, z kolei Dutch zgłębia je umysłem i podchodzi do nich bardziej emocjonalnie, a przy tym sam jest jeszcze mocno zagubiony (dobrze, że ma Claudette).

dutch? dutch to specyficzny typ narcyza, który uwielbia przeglądać sie w bajorku swoich własnych zawodowych sukcesów. domaga sie szacunku, ale nie z racji wykonywanej pracy, lecz ze względu na wysokie o sobie mniemanie. poza tym to świetnie napisana postać i fajny z charakteru gość. na temat jego nieporadności w kontaktach z kobietami krążą po Stodole legendy:) najlepsza kwestia dutcha:

czasami przyjmuje sie drobiazgami. daj mi seryjnego morderce, a nic mi nie będzie.

ciekawy jest kontekst dla powyższych słów. tuż po szczerej rozmowie z wnukiem zmarłego na zawał kloszarda, dutch zaszywa sie w szatni i rozkleja. w tym momencie do pomieszczenia wchodzi sofer i nakrywa dutcha jak ten wyciera gile spod nosa.

Dutch narcyzem i megalomanem? Wiele zapewne moznaby o nim powiedziec, ale na pewno nie to.
Dutch chciałby być narcyzem, ale nie potrafi. Wyraźnie chciałby nie przejmować się innymi i myśleć o sobie, jak o ideale, ale nie potrafi. Chce sprawiać takie pozory, ale bardzo szybko zostaje sprowadzany na ziemię, choćby przez Vica. Ma ogromną potrzebę udowodnienia innym swoją wartość.

Nieco obsesyjna chęć łapania seryjnych zabójców może być efektem właśnie tego, że Dutch nie osiągnął poza pracą żadnych sukcesów. Poza tym widać, że fascynuje go i jednocześnie odpycha psychika zabójców (z jaką pasją wysłuchiwał gwłaciciela mordercy!).
zmienaijąc temat. laseczka widoczna na focie poniżej pojawi sie w sezonie numer pięć i choć z wyglądu bardziej przypomina lalkę barbie niz policjantkę, to mowie wam, ludzie, pozory mylą. super postać! jej reakcja na to, co zobaczy w finale wspomnianego sezonu - moc!



Dutch chciałby być narcyzem, ale nie potrafi. Wyraźnie chciałby nie przejmować się innymi i myśleć o sobie, jak o ideale, ale nie potrafi. Chce sprawiać takie pozory, ale bardzo szybko zostaje sprowadzany na ziemię, choćby przez Vica. Ma ogromną potrzebę udowodnienia innym swoją wartość.

Gdybym mial opisac Dutcha jednym slowem, powiedzialbym: c i p a.
Nieprzystosowany nieudacznik. Frajer. Typowy kujon, w szkole zapewne dreczony przez osilkow. Co ironiczne, szkolny scenariusz powtarza sie w pracy. Dutch-boy to kujon komisariatu, a przesladuje go osilek-Vic. Jasne, to rownoczesnie utalentowany detektyw, w tej materii malo kto go zagnie. Lecz tutaj tez istnieje pewien szkopul. Dutch wkul bowiem na pamiec drobiazgowe profile kryminalistow i na ich podstawie poszukuje sprawcow przestepstw. Metoda to wzglednie skuteczna, ale rownoczesnie dosyc sztampowa, ograniczona, nie pozwalajaca rozwiklac bardziej skomplikowanych przypadkow. Zreszta, powyzsze wypomni mu nawet enigmatyczny gwalciciel staruszek.

I tu dochodzimy do sedna tej postaci oraz do przyczyny tego, ze jest to jeden z najbardziej interesujacych bohaterow serialu. Dutch sie rozwija. Powoli, bo powoli, ale idzie do przodu. Czasami postawi sie osilkom. Czasami spojrzy na sprawe pod innym, niepodrecznikowym katem. Wprawdzie w koncowce trzeciego sezonu widzimy, jak koledzy z komisariatu znowu daja mu w kosc, nabijajac sie z niego i robiac mu dowcipy, ale podskornie czujemy, ze to juz nie jest ten sam nieporadny Dutch, co na poczatku.

Crov celnie zauwazyl, ze duze znaczenie dla jego rozwoju ma Claudette. Jej wplyw na jego osobowosc widac przede wszystkim w tym, ze poczatkowo podchodzil do spraw osobiscie i bardzo emocjonalnie, ale z czasem nabral do nich niezbednego dystansu.

Bardzo fajna postac.
skoro juz rozkminiamy bohaterów the shield od strony charakterologiczno-psychologicznej, to co powiecie o shanie vendrellu? mam słabość do tej postaci. pomimo że zdrowy rozsądek podpowiada: trzymaj się od faceta na dystans, to zawsze znajdzie się powód, żebym zaciskał za niego kciuki. koleś uczestniczy w najbardziej ekstremalnych emocjonalnie momentach serialu, jest katalizatorem najważniejszych wydarzeń i prowodyrem większości kłopotów, jakie spotykają strike team. tragizm postaci shane'a vendrella wydaje mi się o wiele bardziej niezgłębiony niż vica. vic jest bowiem liderem, ciągnie za sobą całą strike team, podczas gdy shane podąża jego śladem. wszelkie porównania z młodszym bratem uważam za bardzo trafne.

EDIT

ronnie gardocki - nie mam zamiaru ukrywać bezgranicznej sympatii do niego. skoro ustaliliśmy już, że gdyby vic nie został gliną, najpewniej rozwalałby ulice LA jak przywódca gangu, to w takim razie kim byłby ronnie? czyżby idealny materiał na płatnego zabójce? spójrzmy: zimnokrwisty, samodzielny, wyrachowany, twarz - za wyjątkiem jednej jedynej kulminacyjnej sceny w Stodole - w zasadzie nie zdradza śladów emocji. sezon numer siedem pozwala przyjrzeć się mu z bliska - jego oddanie sprawie i wierność w trwaniu przy boku vica bez jaj wzbudzają mój podziw i szacunek. mając przy sobie takiego żołnierza (i przyjaciela) teoretycznie można walczyć ze wszystkim i wszystko pokonać. rozmowa, w której vic zdradza w końcu gardockiemu, że zamordował terry'ego i reakcja tego drugiego na wyjawienie tajemnicy... zamiast lamentować nad brakiem zaufania, po prostu mówi:

gdybyś powiedział mi wcześniej, mógłbym cie lepiej chronić.

cały gardocki.
O, o Shanie mam bardzo konkretną opinię. ;) Shanie to zwyczajny idiota, którego niefrasobliwość i bezmyślność ciągnie za sobą wszystko i wszystkich na samo dno. Gdyby nie Vic to Shane dawno siedziałby w pace/trumnie. Aha, obecnie czekam na 5 sezon więc jak ktoś chce mnie argumentować, to mógłby o tym pamiętać. :)
Shane cierpi na syndrom przydupasa. Podejrzewam, że całkiem świadomie na początku wiąże się w przyjaźni z Vickiem i lata za nim, jak młodszy brat z podziwem w oczach, żeby móc być częścią "elity". Tragizm, o którym mówi Mental, wynika przede wszystkim z głupoty i wyraźnych problemów ze sobą Shane'a. Vic zdaje się nawet później zauważa:Wszystko spieprzyłeś, kiedy próbowałeś być mną.

Jestem pewien, że mało atrakcyjny wygląd Shane'a to nie przypadek. Widać, że pod tym względem odstaje od reszty Strike Team. Oprócz tego łączy go ogromne podobieństwo z Dutchem. Różni ich to, że Shane - dzięki przyjaźni z Mackeym - "wyhodował" w sobie większą pewność siebie i status. Tak jak Wagenbach, chce być popularnym. Najbardziej różni ich to, że Dutch jest raczej pasywny, a Shane wojowniczy i często agresywnie reaguje.

Jego kompleksy i psychiczna słabość moim zdaniem można dostrzec choćby w momencie, kiedy z zapałem grozi dziewczynie jakiegoś gangola, że ją zgwałci, jeśli mu nie powie, gdzie poszukiwany się znajduje. Widać też, jak łatwo daje się prowadzić dziwce, Tulip, którą wcześniej przymknął. I o ile u Vica skoki w bok wypadają naturalnie, to u Shane'a zawsze wydają się być naznaczone jego problemami.

O Ronniem chyba Mental powiedział najważniejsze. Przyznam, że przy odświeżeniu serialu znacznie bardziej doceniam tę postać.


Vic zdaje się nawet później zauważa: Wszystko spieprzyłeś, kiedy próbowałeś być mną.

e tam vic. prawdziwą wartość shane'a oddaje skrawek listu, w którym podsumowuje on życie własne i partnera. wzruszyłem się nie na żarty słuchając jego słów. vic nigdy nie byłby w stanie napisać czegoś równie przejmującego i szczerego.


Jego kompleksy i psychiczna słabość moim zdaniem można dostrzec choćby w momencie kiedy z zapałem grozi dziewczynie jakiegoś gangola, że ją zgwałci, jeśli mu nie powie, gdzie poszukiwany się znajduje.

jaka słabość? shane naśladuje tu vica - swojego mentora:)
Finał Shane'a w ogóle jest fantastyczny. Tak jak mówiłem, Shane jest bardziej wrażliwy niż Vic. Nie jest takim typem wojownika, który za wszelką cenę będzie starał się przetrwać. Vicowi wszystko wychodzi, a Shane'owi nie, przez co częściej kwestionuje i pewnie dlatego odważył się na bycie szczerym.


Vic nigdy nie stosował seksualnych gróźb w takim stylu. Brutalność, zastraszenie - jak najbardziej.

może nie groził kobietom gwałtem, ale za to groził, że zgwałci je ktoś inny. poza tym, crov, liczy się efekt końcowy, a strike team nigdy nie przebierała w środkach. shane wydobył z kobiety zeznania i tylko to ma znaczenie. reszta to kwestia smaku.
Cel i środki podobne, ale mówię o tym, że seks w wykonaniu Shane'a jest zwykle jakiś taki bardziej... desperacki? Smutny? Bardziej nacechowany negatywnymi emocjami. Shane wyraźnie czerpał przyjemność z tego straszenia gwałtem i nie wiem czy nie posunąłby się do tego w tamtym momencie.
zwykły dzień pracy strike team
Zachęcony tematem obejrzałem pierwszy sezon. Ogólnie serial niezły, ale jestem daleki od zachwytów prezentowanych na forum.

Plusy:

- świetne wiarygodne postacie, żadni niezniszczalni superpolicjanci, ale prawdziwi ludzie, którzy popełniają błędy, mają swoje problemy, a ich życie to nie tylko posterunek policji
- ukazanie problemów jakie ma policja, to nie CSI gdzie sprzęt jest rodem z filmów SF, tutaj psuje się ubikacja, brakuje ludzi i nie wszyscy są dobrymi kumplami
- wciągający, po obejrzeniu odcinka od razu oglądałem następny, nawet przełożyłem oglądanie nowych odcinków Losta, a w moim przypadku to coś znaczy
- fajna dobrze dobrana muzyka

Minusy:

- wtórność - opowieści o złych policjantach już były, przypomina mi to trochę serialową wersję Dnia Próby
- zdjęcia, praca kamery, serial niestety od strony technicznej jest średni, gdyby miał tak zajebiste zdjęcia jak w CSI: Miami byłbym szczęśliwy
- trochę mało akcji, to jest serial policyjny przydałoby się trochę pościgów i strzelanin
- medium rozmawiająca z Sally, na szczęście ograniczyli się do jednego odcinka, już się bałem, że to całe medium zacznie szukać seryjnego mordercy

jestem daleki od zachwytów prezentowanych na forum.

ile jeszcze będziemy to wałkować? jesteś daleki od zachwytów, bo obejrzałeś jak dotychczas jedynie pierwszy sezon, który w żaden sposób nie jest miarodajny. to zbitek luźnych epizodów, raz lepszych, raz gorszych, nie wybijających się ponad serialową solidność.


przydałoby się trochę pościgów i strzelanin

i wybuchów.


jestem daleki od zachwytów prezentowanych na forum.

ile razy jeszcze będziemy to wałkować? jesteś daleki od zachwytów, bo obejrzałeś pierwszy sezon. proste jak drut:)

Jeżeli to taki genialny serial każdy sezon powinien prezentować się na najwyższym poziomie tak jak Lost


przydałoby się trochę pościgów i strzelanin

jedyny serial, który wystartował od razu jako arcydzieło to dla mnie damages. nie przypominam sobie innego tasiemca startującego z tak wysokiego "c". w the wire najlepsze sezony to trzeci i piąty. rome - sezon numer dwa, podobnie carnivale. OZ - sezony dwa, trzy i sześć. soprano - cztery i pięć. deadwood - tutaj akurat było w miarę po równo. x-files - najbardziej podobały mi się sezony od czwartego do szóstego w tym sensie, ze zawierały najlepsze niemitologiczne epizody.
Wracajac jeszcze na chwile do rozkminiania bohaterow. Ciekawa rzecz: za spora iloscia wystepujacych tu postaci nie przepadam. Niewiele postaci lubie. Ba, moge rzec, ze tak naprawde to kibicuje tu tylko jednej osobie - Vicowi. Inteligentny twardziel, charyzmatyczny przywodca, nieugiety, konsekwentny moralnie. Kapitalna, pelnokrwista postac.

Pozostali w moich oczach jawia sie pokrotce tak:

- Shane - Nie lubie go. Dobry glina, lojalny (pomimo kilku wybojow) przyjaciel Vica, ale niesamowicie temperamentny i cierpiacy na kompleks mlodszego brata. Ile razy trzeba bylo wybawiac go z opresji lub naprawiac spieprzona przez jego wybuchowosc akcje - nie zliczy nikt.

- Lem - Nie lubie go. Cudownie nawrocony na pokazowa prawosc. Od pewnego momentu chce zalatwiac wszystko zgodnie z podrecznikiem, nie zwracajac uwagi na ewidentne minusy takiego podejscia w pewnych sytuacjach. Jak on w ogole trafil do Strike Team? Dodatkowo jest to postac odtwarzana przez najslabszego, najbardziej dretwego aktora serialu.

- Aceveda - Nie lubie go. Koniunkturalista, hipokryta, dupek. Powinien od razu zajac sie polityka, bez przystankow w komisariacie.

- Julien - Nie lubie go. Facet jest niebezpieczny i nieobliczalny. Przede wszystkim dlatego, ze nie mysli samodzielnie. W mysleniu zastepuje go kosciol. Poza tym to kryptogej, a przed takimi zawsze trzeba sie miec na bacznosci. :)

- Ronnie - Nic do niego nie mam. W sumie wporzo koles, tylko poki co (na poziomie polowy czwartego sezonu) bezbarwny.

- Danni - Nic do niej nie mam. Rasowa policjantka, ale bardzo przecietna osobowosc.

- Dutch - Nic do niego nie mam. Swietny detektyw, aczkolwiek troche pizdowaty facet. :)

- Claudette - Nic do niej nie mam. Podoba mi sie jej surowosc i upartosc, ale czasami bywa tez irytujaca. Swoja droga aktora, ktora ja gra, kreuje ja w naprawde ciekawy sposob: kilkoma zaledwie minami i spojrzeniami.

Aha, wiekszosci dyskusji poki co unikam, bo ci, co obejrzeli juz calosc, jak na zlosc lubia dawac przyklady i serwowac cytaty z sezonow, ktore dopiero przede mna. :p

Jeżeli to taki genialny serial każdy sezon powinien prezentować się na najwyższym poziomie tak jak Lost :P

Az korci, zeby skomentowac to zdanie w odpowiedni sposob, ale nie bede inicjowal offtopow. ;p

Aceveda - Nie lubie go. Koniunkturalista, hipokryta, dupek.

Vic - Nie lubie go. zimnokrwisty morderca, patologiczny kłamca, wyrachowany manipulator, zdradza żonę. Chodzi mi o to, żebyś odwalił sie od Acevedy - to zaraz po Gardockim moja ulubiona postać w serialu:)


jego dobre intencje mnie nie interesują. dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane.

Mozemy teraz filozoficznie dyskutowac o tym czy cel uswieca srodki, ale chyba nie ma sensu, bo tutaj sprawa jest raczej prosta: 'naganne' srodki Vica wlasciwie zawsze gwarantuja 'dobry' skutek. Dobre intencje nie moga przeksztalcic czynnosci u podstaw zlej w dobra? Vic sprawia, ze moga. Jezeli zas zamierzasz zaraz wyciagnac na wierzch morderstwo gliny z pierwszego sezonu, ja odpowiem tak: ten motyw to najwieksza skucha serialu, poniewaz stanowi najbardziej nieprzemyslane posuniecie scenarzystow, ktore nie znajduje pobudkowego uzasadnienia zarowno w przyszlosci, jak i w przeszlosci (odcinek retrospekcyjny). Ale o tym szerzej moze za jakis czas. ;)
Z tym zabójstwem Terryego to dziwna sprawa. Rzeczywiście sam fakt to niezła skucha dramaturgiczna, z drugiej strony gdyby nie to, to ZUPEŁNIE inaczej odbierałbym postać Vica. Na wszystkie jego wybryki jestem w stanie przymknąć oko, ale zabójstwo partnera to zupełnie inna para kaloszy.

Jezeli zas zamierzasz zaraz wyciagnac na wierzch morderstwo gliny z pierwszego sezonu, ja odpowiem tak: ten motyw to najwieksza skucha serialu, poniewaz stanowi najbardziej nieprzemyslane posuniecie scenarzystow, ktore nie znajduje pobudkowego uzasadnienia zarowno w przyszlosci, jak i w przeszlosci (odcinek retrospekcyjny).

gadasz bzdury:) może rzeczywiście pogadamy, jak obejrzysz serial do końca. ciekawe, czy wtedy będziesz bronił Vica z takim oddaniem.

(i niby co do zabójstwa terry'ego ma odcinek retrospekcyjny? przecież nie powstal on celem przybliżenia powodów, jakimi kierował sie Vic dokonując zamachu (w sumie to nie wiadomo, po co on powstał). powody Vica były [są] jasne i racjonalne i wcale nie stanowią scenariuszowej skuchy. wkrótce sam się o tym przekonasz. Vic naprawdę zdolny jest do popełnienia najgorszych zbrodni, byle tylko "chronić drużynę" - cudzysłów użyty z premedytacją.)


Z tym zabójstwem Terryego to dziwna sprawa. Rzeczywiście sam fakt to niezła skucha dramaturgiczna

No dramaturgiczna to akurat nie, bo scena jest zaskakujaca i mocna. Skucha jest to natomiast fabularna, poniewaz w zadnym z kolejnych odcinkow (przypominam, ze aktualnie zaliczam ostatnie odcinki 4 sezonu), Grupa Uderzeniowa z Viciem na czele nie dokonala czynu chocby w polowie tak niegodziwego, jak zabojstwo partnera-zdrajcy, ktorego wyeliminowanie wprawdzie zdziebko podreczylo ich sumienia, ale generalnie sprawialo przeciez wrazenie kaszki z mleczkiem. Obserwuje Vica w sezonach drugim, trzecim i czwartym, i widze czlowieka, ktory dla swojej ekipy gotow bylby zrobic sporo, ale na pewno nie zamordowac niewinnego czlowieka, w dodatku gliniarza. Po prostu osobowosc Vica w zadnym z kolejnych odcinkow The Shield nie koresponduje z czynem, ktory dokonal na samym poczatku. Predzej by cos wykombinowal, wymyslil jakis blyskotliwy przekret w jego stylu, a nie zabil. Stad omawiany motyw jest w moich oczach skucha scenarzystow, omylka, wypadkiem przy pracy, czyms, co na krotka mete moze wyglada czadowo, ale jest nieprzemyslane w szerszym kontekscie.

Dodatkowy zamet wprowadza wspomniany odcinek retrospekcyjny. Kiedy zobaczylem motyw, o ktorym rozmawiamy, pomyslalem, ze za tak skrajnym rozwiazaniem musi stac cos naprawde powaznego, ze Strike Team, dla ktorej nienaruszalnosci Vic zrobil, co zrobil, stanowi cos niezwykle waznego, cos, za co warto zabic. Natomiast z odcinka, w ktorym przenosimy sie do poczatkow Stodoly, wynika, ze Ekipa Uderzeniowa znajdowala sie dopiero w powijakach, a zatem czyn Vica byl jeszcze bardziej zdegenerowany, bo niczym istotnym nieuzasadniony. To kolejny dowod na to, ze zabojstwa z koncowki pierwszego odcinka Shield zwyczajnie nie powinno byc.


Dodatkowy zamet wprowadza wspomniany odcinek retrospekcyjny.

nie wprowadza żadnego zamętu. przypominam ci, ze shane i vic znali sie na długo, zanim powstała grupa uderzeniowa. nie bez przyczyny o planach zamordowania terry'ego wiedział tylko venderell. vic zabił gościa, bo chronił siebie i najbliższego przyjaciela, a cała gadka o grupie uderzeniowej to motyw zastępczy, w który vic bardzo chciałby uwierzyć.


Grupa Uderzeniowa z Viciem na czele nie dokonala czynu chocby w polowie tak niegodziwego, jak zabojstwo partnera-zdrajcy, ktorego wyeliminowanie wprawdzie zdziebko podreczylo ich sumienia, ale generalnie sprawialo przeciez wrazenie kaszki z mleczkiem.

jak wyżej. o zamordowaniu wiedzieli tylko shane i vic. dla lema i gardockiego przeznaczona była wersja oficjalna: nie zabezpieczyłem łazienki, strzelał two-time.


Obserwuje Vica w sezonach drugim, trzecim i czwartym, i widze czlowieka, ktory dla swojej ekipy gotow bylby zrobic sporo, ale na pewno nie zamordowac niewinnego czlowieka

a zatem przed tobą sezony piąty, szósty i siódmy i wszystko raptem stanie się jasne:) poza tym w sezonie trzecim vic nie zawahał się skazać na śmierć bogu ducha winnego skromnego pasera, podrzucając mu dolary ormiańskiej mafii. uczynił to lekka ręką. facet był jedynie drobnym oszustem, nie zasługiwał na tortury, odcięcie stóp i kremacje w piecu.


Ta. Tym siodmym sezonem odbijasz wszystkie moje pileczki. :) To nie, bo czekaj az w sezonie siodmym; nieprawda, bo zobaczysz w sezonie siodmym... :p

wkrótce zamilkniesz, dowcipnisiu:)

poza tym w sezonie trzecim vic nie zawahał się skazać na śmierć bogu ducha winnego skromnego pasera, podrzucając mu dolary ormiańskiej mafii.

Przejaskrawiasz. Dobrze wiesz, ze Vic nie zamierzal go zabic, tylko wrobic jako glownego podejrzanego federalnych, poza tym kiedy tylko domyslil sie, ze ormianska mafia dybie na jego zycie, chcial go uratowac.


vic zabił gościa, bo chronił siebie i najbliższego przyjaciela

Chronil przed czym?

Dobrze wiesz, ze Vic nie zamierzal go zabic, tylko wrobic jako glownego podejrzanego federalnych

to się nazywa mieć dobre intencje?:)


poza tym kiedy tylko domyslil sie, ze ormianska mafia dybie na jego zycie, chcial go uratowac.

prawda. niestety mafia była szybsza.


Chronil przed czym?

przed terrym. terry był przeszkodą, która należało wyeliminować w tajemnicy przed gardockim i lemem. oto wytłumaczenie, dlaczego w sezonach późniejszych (2, 3 i 4) vic i shane nie zrobili niczego równie nikczemnego - po prostu nie byliby w stanie (fizycznie) ukryć kolejnej zbrodni bez zaangażowania reszty drużyny oraz zwrócenia uwagi przełożonych, którzy od czasu tragedii z terrym, patrzyli na strike team jak przez lupe. morderstwo terry'ego było desperackim aktem, jednorazowym "wyskokiem", niemożliwym do powtórzenia w tak krótkim odstępie czasu.

czy teraz rozwiałem juz wszelkie twoje wątpliwości?:) przygniotła cię nieubłagana logika mojego wywodu?:) ja naprawdę nie wymyślam sobie na poczekaniu teorii. wszystko jest w serialu. wystarczy czytać między wierszami:)

to się nazywa mieć dobre intencje?:)

Nie, to chronienie wlasnego tylka. Ale jesli spytasz mnie czy wkopanie zbira po to, aby Grupa Uderzeniowa mogla nadal dzialac i scigac bandytow, mi nie przeszkadza, powiem: nie, nie przeszkadza.


przed terrym. terry był przeszkodą, która należało wyeliminować w tajemnicy przed gardockim i lemem. oto wytłumaczenie, dlaczego w sezonach późniejszych (2, 3 i 4) vic i shane nie zrobili niczego równie nikczemnego - po prostu nie byliby w stanie (fizycznie) ukryć kolejnej zbrodni przed resztą drużyny oraz przełożonymi, którzy od tragedii z terrym, patrzyli na strike team przez lupe.

Nie kupuje tego. Jaka przeszkoda byl Terry? Przeszkadzal Vicowi i Shane'owi pracowac razem? Naprawde nie bylo innego sposobu?


przygniotła cię nieubłagana logika mojego wywodu?:)

I wtedy sie obudziles. ;)


a zatem przed tobą sezony piąty, szósty i siódmy i wszystko raptem stanie się jasne:)

Nasze dyskusje tocza sie na granicy spoilerow, dlatego ja, celem ich unikniecia, opuszczam topic na jakis czas. Do pogadania za kilka tygodni. ;)

Nie kupuje tego. Jaka przeszkoda byl Terry? Przeszkadzal Vicowi i Shane'owi pracowac razem? Naprawde nie bylo innego sposobu?

terry zbierał haki na vica (nie na strike team! - to cholernie ważny szczegół), a w dalszej kolejności uniemożliwiał działanie całej drużynie, tj. działanie poza prawem. vic i shane doszli więc do porozumienia, że najlepszym wyjściem będzie fizyczne wyeliminowanie faceta. ale tyle to ty wiesz i bez mojej pomocy:) czy nie dało się tego obejść? nie wiem, może nie, może shawn ryan nie sądził, że serial osiągnie sukces i że pojawi się jakuzzi, gotowy tropić skuchy scenariuszowe po obejrzeniu raptem czterech sezonów:) pojęcia nie mam. dalej mówić nie mogę, bo grozi to spojlerem. jedno wszakże musze podkreślić: zabójstwo terry'ego NIE JEST skuchą scenariuszową, dramaturgiczną, charakterologiczną czy jakakolwiek inną. trust me.


podejrzewam, ze gdyby wkopali jedynego żywiciela rodziny, kochającego ojca mającego na utrzymaniu sparaliżowaną od pasa w dół żonę i stadko upośledzonych córek, też by mi to nie przeszkadzało.

A mnie tak, bo to juz spora roznica.


ja jedynie domagam się nazywania rzeczy po imieniu. bo to, co tobie się jawi w kategoriach moralnej niezłomności, inteligencji i twardzielowego cwaniactwa, dla mnie jest słabością, fatalnym w skutkach manipulatorstwem. vic to człek ze wszech miar omylny - jego błędy splamione sa krwią niewinnych ludzi, mówiąc z lekka patetycznie.

Wybierasz najwieksze bledy Vica i probujesz przez ich pryzmat nakreslic cala jego charakterystyke. Wiadomo, ze jest omylny. Kazdy jest. Nawet grzeczna Danni zastrzelila niewinnego Araba. Rzecz w tym, ze taka jedna omylka Vica przypada na dwudziestu-trzydziestu przez niego obronionych/uratowanych. Mnie taka statystyka odpowiada.


przed terrym. terry był przeszkodą, która należało wyeliminować w tajemnicy przed gardockim i lemem. oto wytłumaczenie, dlaczego w sezonach późniejszych (2, 3 i 4) vic i shane nie zrobili niczego równie nikczemnego - po prostu nie byliby w stanie (fizycznie) ukryć kolejnej zbrodni przed resztą drużyny oraz przełożonymi, którzy od tragedii z terrym, patrzyli na strike team przez lupe.

Nie kupuje tego. Jaka przeszkoda byl Terry? Przeszkadzal Vicowi i Shane'owi pracowac razem? Naprawde nie bylo innego sposobu?
Wydaje mi się, że gdyby Terry podpisal umowę z Wydziałem Wewnętrznym (co przecież lada chwila miał zrobić) to sprawy skomplikowałyby się znacznie bardziej. IAD miałoby pewnie większy wgląd w działania Terry'ego i nie byłoby można go jakoś wrobić.

Terry był przeszkodą. Już praca z Tavonem, który jest przecież przychylny Vicowi i reszcie okazuje się trudna pod względem brudnej działalności. Praca z kretem w jednej ekipie byłaby znacznie trudniejsza.

Ale z drugiej strony, może po prostu Vic z Shane'em (i Gilroyem) zbyt pochopnie postąpili? Vicmiałpo tym wyrzuty sumienia. Temat zabójstwa powraca w piątym sezonie.


A mnie tak, bo to juz spora roznica.

jaka różnica? drobny paser mający na sumieniu niegroźne przekręty podatkowe jest niby "inny" od kochającego ojca? nie jest. nie ma różnicy.

Vic w poczatkowych odcinkach pierwszego sezonu sprawia wrazenie gangstera, ktora lekka raczka pozbywa sie niewygodnych dla niego ludzi, a odznaka zdaje sie byc dla niego tylko przykrywka dla prowadzenia brudnej dzialalnosci. Ten obrazek w zaden sposob nie pasuje do Vica z kolejnych odcinkow. Jest dysonans, a wiec skucha. Ale watek ten zostawiam na razie w zawieszeniu, bo zwazywszy na kontrargumenty raczej nie ma sensu go teraz ciagnac. Wroce do niego jak obejrze calosc.

Wracajac po raz kolejny do rozkminiania postaci, w poscie opisujacym bohaterow nie wspomnialem o pani kapitan w wykonaniu Glenn Close. Rewelacyjna osoba. Ona i Aceveda sa jak niebo i ziemia. Ta postac i jej los kojarza mi sie swoja droga z "Bunnym" Colvinem z The Wire, jego koncepcjami i kariera za biurkiem kapitana. Glenn Close z wiekiem robi sie coraz lepsza. Nigdy nie grala tak wysmienicie, jak teraz. Meryl Streep malego ekranu.



Jest dysonans, a wiec skucha. Ale watek ten zostawiam na razie w zawieszeniu, bo zwazywszy na kontrargumenty raczej nie ma sensu go teraz ciagnac. Wroce do niego jak obejrze calosc.

bardzo mądrze. już teraz mogę powiedzieć, że obserwowanie reakcji, jakie wywołuje serial na poziomie poszczególnych etapów obcowania z nim, jest doświadczeniem więcej niż pouczającym. twoje widzenie postaci vica kontra moje. ja go nie lubię, ty przeciwnie. co dla ciebie jest cnotą, dla mnie jest występkiem. ciekawe, jak ocenisz shane'a. aby zakończyć ten wątek: najbardziej konsekwentnym moralnie i nieugiętym bohaterem the shield był, jest i będzie ronnie gardocki. takiego partnera chciałbym mieć przy boku. vica nie znoszę, bo grzęznąc w gównie, ciągnie za sobą najlepszych ludzi.


vica nie znoszę, bo tonąc w gównie, ciągnie za sobą najlepszych ludzi.
Przecież tym zdaniem opisałeś Shane'a. Vic zawsze stara się postępować
lojalnie wobec przyjaciół oraz - mimo że lubi skoki w bok - żony i rodziny.

Vic nie jest tak wyrachowany i zimny jak często starasz się go nakreślić.

SPOILER

Nawet w finale, kiedy IAD zapewnia immunitet tylko jemu, ten odmawia, żeby Ronnie także go dostał. Co prawda widać, że się boi, że nie uda im się obu, ale odmawia. Dopiero kiedy jego żona jest w niebezpieczeństwie olewa Ronniego i to nie bez wyrzutów sumienia.

PO SPOILERZE

Przecież tym zdaniem opisałeś Shane'a.

z dwojga złego zawsze będę po stronie shane'a. być może dlatego, że w odróżnieniu od vica vendrell potrafi przyznać się do błędu. vic to dla mnie hipokryta.


Vic nie jest tak wyrachowany i zimny jak często starasz się go nakreślić.

nigdy tego nie powiedziałem. wyrachowany i zimny jest gardocki i za to go uwielbiam:)
Tak czy siak, za bardzo go demonizujesz.

SPOILERY again

Prawda, Vic nie przyznaje się do błędu, ale widać, że widzi i rozumie błąd. Próbuje tłumić w sobie emocje. Vic przez to jest znacznie smutniejszą postacią, a dla mnie równie ciekawą i równie wartą sympatyzowania. Zresztą ostatnie sceny z Vickiem w finale wystarczająco pokazują jego reakcje na efekty jego działań.

Vic postępuje w końcu tak jak Shane, tylko że Shane był słabszy psychicznie i pociągnął za sput, a przy okazji doprowadził do śmierci swojej rodziny. Vic "zabił się" i został udupiony, ale uratował rodzinę (de facto nie mial na to wpływu, ale to inna sprawa). Shane jest gotowy na szczerość, kiedy i tak już nie ma nic do stracenia, a potem pociąga za spust. To nie jest wyczyn, to przykre i wzruszające, ale to nie wyczyn. Gdyby nie ciągnął za sobą Mary i oddał się w ręce policji to byłoby coś. Wtedy byłby lepszy od Vica.

PO SPOILERACH
Przepraszam że się wtrącę (tym bardziej że nawet nie oglądam tego serialu) ale to wszystko powyżej to najnudniejsza wymiana zdań ever

Tak czy siak, za bardzo go demonizujesz.

ja go po prostu nie lubię:) im dłużej uczestnicze w tej dyskusji, tym coraz mocniej zaczynam wierzyć, że the shield znajduje się poza wszelką serialową i nieserialową konkurencją. od czasów świadomego użycia rylca przez człekokształtnych, nie pojawiło się nic, co mogłoby stanąć w szranki z tym serialem.


Przepraszam że się wtrącę
Przeprosiny przyjęte. :)


właśnie ogromną zaletą "The Shield", w moim mniemaniu, jest to, że te wszystkie postacie potrafię do jakiegoś stopnia zrozumieć i być nimi zainteresowany.

największa zaletą the shield - prócz rzecz jasna fenomenalnie rozpisanej intrygi - jest to, ze wszystkie najważniejsze postacie to taka nieskoordynowana, nieokrzepła magma, która nieustannie przybiera nowe kształty, ciągle zaskakując i niepozwalając na chwile oddechu. każdą postać można oceniać z dwóch biegunów i zawsze będzie to ocena jedynie cząstkowa. mówiąc, że nie lubię vica, mam jednocześnie świadomość, iż argumentacja strony przeciwnej jest tak samo wiarygodna co moja.

oto mój postulat. a w zasadzie dwa: wpisać the shield na listę światowego dziedzictwa UNESCO i dać twórcom nagrodę nobla z psychologii i literatury.
Wracajac do rozkminiania postaci po raz nie wiem juz ktory - Mental, powiedz mi, co ty takiego widzisz w tym Acevedzie? Bo przygladam sie wnikliwie facetowi i mam problem ze znalezieniem jakiejkolwiek pozytywnej u niego cechy.
w takim razie poszukaj negatywnej:) a na serio: przypał acevedy wart jest każdych pieniędzy - to po prostu trzeba zobaczyć. sposób, w jaki odreagowuje on wydarzenia sezonu trzeciego, stanowi jeden z najlepszych wątków w całym serialu. wybór, którego wtedy dokonał - mimo że w takiej formie jak zaprezentowany w filmie raczej nikomu z nas się nie przydarzy (odpukac w niemalowane:)) - to jednak skłonił mnie do kilku ważkich przemyśleń. inna sprawa: spodziewałem się wszystkiego z aceveda w roli głównej, ale nie czegoś takiego. byłem lekko zbity z tropu.
SPOJLERY 5 SEZONU THE SHIELD!

Nie wiem jak u was, ale u mnie właśnie zaczęły się ferie zimowe. Zacząłem je bardzo dobrze, właściwie to najlepiej jak mogłem. W jeden dzień wciągnąłem cały 5 sezon The Shield. Nie jestem pewien czy na tak świeżo mogę formułować opinie o takiej 'ciężkości', ale jest chyba jedna z najlepszych rzeczy jakie w życiu widziałem i zdecydowanie najlepszy kawałek serialu jaki dane mi było obejrzeć. Już wiem co mi nie do końca grało wcześniej, wielka kula tocząca się za bohaterami wydawała mi się papierową atrapą, czemu? Trudno powiedzieć, to nie tak że twórcy nie łamali pewnych powszechnie przyjętych konwencji kina sensacyjnego (Terry), albo naciski wywierane na postacie były zbyt błahe (Acaveda). Sam nie wiem, ale już po drugim odcinku wiedziałem że sezon numer pięć skończy się tragicznie. Sytuacja była tak gówniana że krew zwyczajnie musiała popłynąć. I popłynęła. Dialog-monolog Shanea tuż przed zabiciem Lema ścisnął mi gardło. Cholera, od dawna się nie wzruszyłem podczas oglądania czegokolwiek, ale Ryan po prostu mnie zmiażdżył. As 5 sezonu i najlepsza postać w The Shield - Kavanaugh. Chyba jeszcze nigdy nie znajdowałem się w takim stanie, ale absolutnie nie potrafię odnieść się do kolesia. Jego 'styl bycia' jest nieco diaboliczny, prawie ciągle się śmieje, a jak się nie śmieje to wpada w furię i rzuca krzesłami. Stosunki z byłą żoną, podejście do sprawy Vica, kontakty z Lemem, to wszystko jest tak cholernie niejednoznaczne że tworzy najbardziej intrygującą serialową postać, jaką dotychczas widziałem. Hail to Whitaker.

Tą dawkę słowotoku usprawiedliwiam tym że jestem absolutnie 'świeżo' i emocje ostatnich minut ostatniego epizodu jeszcze we mnie siedzą. Ludzie, warto oglądać, nawet jeżeli ma to na celu dobrnięcie to 5 sezonu.
Sezon 2 - właściwie na podobnym poziomie co pierwszy. Ciekawa postać Armadillo, który potrafił wykorzystać prawo dla swoich korzyści. Dobre wprowadzenie do sezonu 3.

Sezon 3 - robi się coraz ciekawiej. Wątki serialu są dobrze rozłożone w czasie i nie kończą się za szybko. Polowanie Ormian na złodziei trzyma w napięciu. Czuć trochę klimat osaczenia kiedy wszyscy krążą wokół pieniędzy z pociągu i ciągłej presji. Wątek kapitana Acevedy mocny i odważniejszy niż w większości współczesnych filmów. Dutch poszukujący gwałciciela może trochę odstaje, ale za to później następuje ciekawe przesłuchanie sprawcy, no i scena z kotem dająca do myślenia co do postaci samego Dutcha. Jedyne czego w pełni nie wykorzystano to postaci Tavona, który pojawia się na chwilę i tyle.

Serial technicznie nadal prezentuje się do dupy, ale w obliczu ciekawej fabuły jest to mniej uciążliwe

Ulubiona postać: chyba jednak Dutch, jedna z niewielu osób, której jestem w stanie kibicować i nie pakuje się w jakieś większe kłopoty

Najbardziej wkurzająca postać: oczywiście burak Shane i Julien, jego kazania o bogu i użalanie się nad sobą sprawią, że tylko czekam na to, aż ktoś go zastrzeli

Serial technicznie nadal prezentuje się do dupy

serial będzie prezentował się technicznie "do dupy" już do samego końca, tak więc nie pozostaje ci nic innego jak tylko pogodzić sie z tą koszmarną wiadomością albo przerwać oglądanie z powodu nieporadności twórców:)
Trafiłem ostatnio na The Shield na AXN. Jak to jest że ludzie narzekali na zdjęcia np. w Królestwie, albo Bourne'ach, a nie przeszkadza im padaczka operatora w tym serialu?
wiesz, mierzwiak, ja widziałem zarówno królestwo, jak i bourne'a i calutkie the shield i the shield w niczym nie przypomina padaki z tamtych filmów. ale moze sie nie znam i mam omamy wzrokowe.
Nie rozumiem tego biadolenia. Technicznie serial prezentuje się świetnie. Uważam, że unikalny sposób kręcenia i ziarnistości obrazu dodaje tylko brudnego klimatu ulic LA i realizmu. Do tego dochodzi nietypowe kadrowanie. Mimo że kamerzysta lata z kamerą po planie oraz robi nagłe zbliżenia, to zawsze uchwyci to, co ma być uchwycone. Moim zdaniem rewelacja.
Mówię tylko co widziałem. Zbliżenie. Trzęsienie. Oddalenie. Oddalenie. Trzęsienie. Zbliżenie. Jeszcze większe zbliżenie.

Irytujące jak cholera.
forma the shield idealnie oddaje treść serialu. stwierdzenie to ze wszech miar banalne, ale prawdziwe jak cholera. ja żeby odreagować stresy poserialowe, oglądam teraz spokojnego w formie i treści johna adamsa. to taka terapia. nie zniósłbym fizycznie kolejnej takiej dawki epy, jaką zaserwowali twórcy the shield.

Mówię tylko co widziałem. Zbliżenie. Trzęsienie. Oddalenie. Oddalenie. Trzęsienie. Zbliżenie. Jeszcze większe zbliżenie.

Irytujące jak cholera.

Tylko, że w Bournie (czy np Quantum of Solace) mało z tego widać. W "The Shield" mimo latającej czasem kamery (a "latać" potrafi właściwie wyłącznie jeżeli postacie biegną) i zbliżeń wszystko dokładnie widać. Reżyser i operator dokładnie wie, co ma i chce pokazać i to pokazuje.

Co do zbliżeń. W "Mist" trochę mnie to zaskoczyło (bo w końcu film kręciła ekipa od "The Shield", którą Darabont poznał robiąc jeden odcinek tego serialu) ze względu na "normalny obraz", ale w "Najlepszym serialu na świecie" z taką formą nie mierziło mnie to ni razu.

Cieszy mnie, że jako jedyny mogę w pełni delektować się i formą, i treścią tego serialu. :)

bo w końcu film kręciła ekipa od "The Shield", którą Darabont poznał robiąć jeden odcinek tego serialu

który dokładnie? zaraz obejrzę go raz jeszcze, tym razem ze świadomości, że kręcił go mistrzunio Darabont.
Szósty odcinek szóstego sezonu.
o fak! jeden z moich absolutnie ulubionych! oglądałem go już trzy razy, a pamiętną scenę na cmentarzu przy autostradzie chyba sto razy. darabont potwierdza, że odziedziczył same najlepsze geny po swoich przodkach.

forma the shield idealnie oddaje treść serialu.

Rozwin, prosze. ;)


darabont potwierdza, że odziedziczył same najlepsze geny po swoich przodkach.

Bez przesady. Serial ma jednostajna forme i styl. Czy odroznilbys, ze pierwszy odcinek wyrezyserowal rezyser X, a osmy rezyser Y? Nie odroznilbys. ;)

Serial ma jednostajna forme i styl. Czy odroznilbys, ze pierwszy odcinek wyrezyserowal rezyser X, a osmy rezyser Y? Nie odroznilbys. ;)

nie chodzi o forme i styl. pierwszy epizod sezonu szóstego byl jednym z moich ulubionych. zapytałem crova, który odcinek reżyserował darabont. wyszło, ze pierwszy szóstego sezonu. przypadek? nie sądzę.


Rozwin, prosze. ;)

ok. nie wyobrażam sobie the shield kręconego tak jak the wire, czyli z długimi ujęciami, kamerą na steadycamie i bez zoomów. a tak między nami to rozwijałem te myśl niejednokrotnie w tym topicu. nie będę się powtarzał.

zapytałem crova, który odcinek reżyserował darabont. wyszło, ze pierwszy szóstego sezonu.

Chyba powinienes sie udac do lekarza od oczu. :)


przypadek? nie sądzę.

Nie widze zwiazku. Pierwszy odcinek szostego sezonu podobal ci sie przede wszystkim dlatego, ze byla w nim scena strzelania do grobu. Ale przeciez to, ze ta scena sie pojawila, jest zasluga scenarzystow, nie rezysera. No chyba, ze twierdzisz nadto, ze powyzsza scena jest jeszcze w jakis szczegolny, charakterystyczny sposob nakrecona, czego ja nie zauwazylem. ;)


a tak między nami to rozwijałem te myśl niejednokrotnie w tym topicu. nie będę się powtarzał.

Laski bez. :p Nie bede przedzieral sie przez caly topic w poszukiwaniu tej mysli, bo szansa, ze wpadne na jakiegos spoilera jest spora.

Chyba powinienes sie udac do lekarza od oczu. :)

o fak! chyba rzeczywiście powinienem:) tak czy siak, z mojej strony koniec tej bezpłodnej dyskusji:)

Minusy:
- wtórność - opowieści o złych policjantach już były, przypomina mi to trochę serialową wersję Dnia Próby


Bzdura. I co, w zwiazku z tym, ze ktos juz zrobil film o "zlych policjantach", to juz nie powinno sie ich krecic? Takiej opowiesci o "zlych policjantach" jak The Shield nie bylo jeszcze nigdy.
Pytanie, czy również odbieracie najstarszą córkę Vica jako najbardziej irytującą postać w całej serii?
No raczej. Ona ma 13-14 lat - musi być irytująca. :)
Pewnie i tak, chodzi o to że trochę uniemożliwia mi wczucie się w Vica. Michael Chiklis to aktor nieprzeciętny i naprawdę widać troskę w tym jak traktuje rodzinę, tylko że za każdym razem jak ta dziewczyna pojawia się na ekranie mam ochotę udusić ją gołymi rękami. To mogło mieć sens w Lśnieniu (irytująca żonka Nicholsona, wiadomo), ale tutaj odbieram to raczej jako pomyłkę kastingową. Hmm, patrzę na imdb i wychodzi na to że to rodzina jednego z producentów. Nie wiem, może to coś tłumaczy. ;)
Nie byle kogo rodzina, bo to córka Michaela Chiklisa. :) W sumie pasuje do postaci to, że irytuje - zwłaszcza później. Dla mnie jest raczej nijaka, choć czasem potrafi wkurzyć, ale to bardziej ze względu na to, jak rozpisana jest jej postać.

Pewnie i tak, chodzi o to że trochę uniemożliwia mi wczucie się w Vica.

corka vica - postać siedmioplanowa - uniemożliwia ci "wczucie" sie w vica? ja mam podobnie: opryskliwy szef jadłodajni w heat uniemożliwia mi wczucie sie w postać neila:) a na poważnie: czytam twoja ostatnia wypowiedz i ni chuja z niej rozumiem:)
Wcale nie taka siódmoplanowa. Córka to rodzina, a ta, obok grupy, jest dla Vica wszystkim. Więc kurde, nie wmawiaj mi że to postać równie ważna co szef jadłodajni. ;) Ale kij z tym, ta dyskusja jest na tyle bezpłodna że chyba mogę ją teraz zakończyć.

Dobra, trochę edytowałeś posta. Więc:

Córka to jedna z najważniejszych osób w życiu naszego łysego protagonista, powtarzam: grupa i rodzina, rodzina i grupa ponad wszystko. Tylko że jak widzę młodą to mam ją ochotę przepuścić przez maszynkę do mielenia mięsa czy coś. Jest dobrze rozpisana (pokażcie mi kto tu nie jest), tylko z jej gry płynie w moją stronę taka dawka irytacji że przesłania mi całą postać i robi jakąś tam wyrwę w postaci Vica. Jednakże jest to dość subiektywne spojrzenie, wierzę że ktoś może ją lubić. :)
nie, nie możesz. zacząłeś, to skończ - jak mężczyzna:) co ma córka vica i jego zaangażowanie w rodzine do tego, jak ta córka sie zachowuje, będąc wchodzącą w nastoletnie życie smarkulą? bo nie rozumiem meandrów twojego wywodu.

EDIT

poczekaj. chodzi ci o to, ze vic wychował ją... źle? że jej zachowanie nie przystaje córce vica - bandyty, kłamcy, manipulatora i cwaniaka-twardziela?
Edytowałem poprzedniego posta. To jak się zachowuje nijak się nie ma, bo postać jest rozpisana świetnie, jak wszystko w tym serialu, nie pasuje mi jej gra.
słowem, twoim zdaniem córka vica źle gra córkę vica?:)
TAK! :D

I nie córka Vica gra córkę Vica, tylko córka Michaela Chiklisa gra córkę Vica. To różnica. :)
słowem, słaba z niej aktorka?
Niech mnie penis zastrzeli - nie mam pojęcia, ale w tej konkretnej kreacji ssie, przynajmniej w moim mniemaniu, niemiłosiernie.
uff... trza tak było na starcie napisać, a nie tworzyć jakieś piramidalne porównania, włączając w to lśnienie kubricka:)
Masz rację, trochę spaliłem na starcie, dzięki za wydobycie ze mnie moich opinii. :P
tak czy inaczej, czekam na wasze (jakuza i twoją) finalne opinie o tym ze wszech miar wbijającym w fotel serialu. oby wzbogaciły one w jakiś sposób nasze doświadczenia i uczyniły nas lepszymi istotami ludzkimi:)

Jest dobrze rozpisana (pokażcie mi kto tu nie jest), tylko z jej gry płynie w moją stronę taka dawka irytacji że przesłania mi całą postać i robi jakąś tam wyrwę w postaci Vica.

Jaka znowu wyrwe? Mam rozumiec, ze gdyby zamiast niej w serialu koncertowa, nieirytujaca kreacje odstawila Ellen Page, zrozumialbys wowczas lepiej Vica, 'ojca, ktory zrobilby dla swojej rodziny wszystko'? Wyborazasz sobie Mackeya, ktory w jakims krytycznym momencie mowi do swojej corki: sluchaj, pomoglbym ci, ale jestes irytyjaca, to ci nie pomoge? ;) Ona jest corka, a on jest ojcem. Najprostsze, najsilniejsze, najbardziej naturalne uczucia, ktorych nie zniszcza takie rysy charakteru, jak budzenie irytacji. Co z toba, Glut? ;)
Glut - przyznaj po prostu, że nie lubisz dziewczyn, a nie jakieś enigmatyczne wypowiedzi wymyślasz. :)

Azgaroth - oznacz ten spoiler jakoś bardziej, bo ludzie zobaczą i zepsujesz im cała zabawę! ;)

Mam rozumiec, ze gdyby zamiast niej w serialu koncertowa, nieirytujaca kreacje odstawila Ellen Page, zrozumialbys wowczas lepiej Vica, 'ojca, ktory zrobilby dla swojej rodziny wszystko'?

Kurde, tak. :)


tak czy inaczej, czekam na wasze (jakuza i twoją) finalne opinie o tym ze wszech miar wbijającym w fotel serialu.

O wbijającym w fotel 5 sezonie już napisałem co miałem. Teraz kończę 6, skończę i 7 to wygłoszę opinię o całości. :)
Ok, panie i dranie, zaczynam 7 sezon.

na temat wypowiem się po obejrzeniu całości, ale nie oczekujcie miażdżącej krytyki, raczej przygotujcie się na niezaskakujące peany pochwalne :)
Jezeli ktos kiedys zapyta mnie: Jakuzzi, polec mi jakis jeden odcinek The Shield, ktory powie mi wszystko o Vicu, bez chwili wahania zaproponuje 6x10. Pomimo calego tego brudu przeszlosci, ktory bedzie go pewnie przesladowac do samego konca, temu facetowi nalezy sie po prostu wielki szacun. Klasa gosc, klasa. Godny nastepca takich znakomitych filmowych gliniarzy jak Harry Callahan czy Bud White. Nie wiem jak mozna go nie lubic i nazywac bandyta i manipulatorem. Trzeba miec chyba nie po kolei w glowie. :) Zwlaszcza stawiajac ponad nim chwiejnego jak choragiewka, trzesacego portkami Acevede. :)
jakuz, moge wiedzieć, ktora scena tak cie wzruszyła, ze dales sie jak szczyl zmanipulować?:)
Zadna scena. Powyzsza opinia jest stala i wiazaca od szesciu sezonow. Wyzej wymieniony odcinek dal mi jedynie odpowiedniej mocy impuls, aby ja przelac na forum. ;)

Przy okazji. Trochę zdziwiło mnie, jak Jakuzzi wymienił ilu postaci nie lubi (jak rozumiem: irytują go). Ja przy oglądaniu "The Shield" mam tak, jak to w życiu bywa. Niektóre postacie lubię bardziej, niektóre mniej, ALE właśnie ogromną zaletą "The Shield", w moim mniemaniu, jest to, że te wszystkie postacie potrafię do jakiegoś stopnia zrozumieć i być nimi zainteresowany.

To, ze nie lubie pewnej liczby osob, nie oznacza, iz nie sa one w moim odczuciu interesujace. Interesujace sa wszystkie. Nawet Aceveda. ;)

też zamierzałem napisać o facecie - dla mnie przekozak. jego stosunek do życia i pracy, takie zdziadziałe olewactwo, mega drętwe poczucie humoru oraz okulary przeciwsłoneczne, które zapisał mu lekarz, to wszystko sprawia, że chciałbym go mieć w swoim komisariacie:)

jakuz, może tak kilka zdawkowych słów podsumowania?:)
Mnie Billings, kurna, wkurwia. :) Jego tumiwisizm i olewactwo jest dosyć zabawne, ale brakuje mi punktu zaczepnego do zainteresowania się nim bardziej. Przyznam za to, że niezmiernie podobał mi się odcinek czwartego sezonu, w którym Billings był świadkiem zabójstwa w myjni i nic nie zrobił, ponieważ się bał. Takie to cholernie ludzkie.

Gość nie ukrywa, że jest pipą i nie ma problemu się podlizać, żeby się wkupić w łaski grupy. Podejrzewam, że gliną został dla prestiżu, odznaki i gnata, ale w przeciwieństwie do Dutcha, jest zbyt leniwy by coś komuś udowadniać. Chytry i zachłanny na tyle, że - o ile dobrze pamiętam - swoją posadę wykorzystuje do zarobienia kasy na automatach z napojami, podczas gdy prawdziwym szefowaniem zajmuje się Vic (a potem Kavanaugh).

A poza tym to łatwo się z nim identyfikuję. ;)

jakuz, może tak kilka zdawkowych słów podsumowania?:)

Tyle juz slow padlo na temat tego serialu, w tym z mojej strony, ze nie mam w sumie pomyslu jakby go tu swiezo, madrze i zgrabnie podsumowac. ;)

Na pewno jest to jeden z najlepszych seriali, jakie widzialem. W moim top 5 lokuje sie tuz za The Wire i The Sopranos.

Caly czas w glowie siedzi mi ostatnia scena siodmego, ostatniego sezonu. Vic, pod krawatem, siedzi przy biurku. Wyciaga z torby zdjecia rodziny i rozstawia je na blacie. Nagle slyszy policyjne syreny: zrywa sie, podchodzi do okna i smutnym wzrokiem sledzi jadace radiowozy. Wraca do biurka, siada, mysli. Wyciaga z szuflady gnata. W tym momencie wszyscy podejrzewaja, ze Vic zaraz zrobi to, co wczesniej zrobil Shane. Ale on wsadza spluwe za pas, wstaje i z charakterystycznym, pogardliwym grymasem opuszcza biuro. Mistrzostwo pieprzonego swiata! No i najzwiezlej jak to chyba tylko mozliwe zobrazowany kontrast pomiedzy dwoma glownymi bohaterami serialu.
Jakuzzi, oznacz spoilery.

spoilery.

Crov, temat tak jest zawalony spoilerami, ze moim zdaniem nie ma co sie bawic w oznaczanie poszczegolnych postow. ;)

Zeby nie bylo non stop tak slodko, pare slow o tym, dlaczego The Shield - choc serial to bez dwoch zdan wysmienity - nie wywolal u mnie takiej ekstazy, jak u Mentala czy Crove'a.

Przyczyna podstawowa: watek watkowi nierowny. Jak segment dotyczacy Strike Team to kawal znakomitej, energetycznej, pelnokriwstej i wysoce emocjonujacej sensacji, tak watki poswiecone pozostalym bohaterom sa juz wyraznie slabsze. Mam tu na mysli przede wszystkim drugi co do waznosci watek serialu, poswiecony Claudette i Dutchowi. Nie mam nic do tych osob, calkiem klawa para, zwlaszcza Dutch-boy, ale swego rodzaju rutyna i schematyzm ich dzialan (jeden odcinek to jedna sprawa, jak nie przymierzajac w Colombo czy Kojaku) powoduje, ze ich losy sa znacznie mniej interesujace i tym samym zwyczajnie nudniejsze niz napakowane atrakcjami losy grupy uderzeniowej. Ktos powie, ze to przeciwwaga, srodek na uspokojenie, kontrast dla zwariowanych akcji Vica i jego ludzi. Mozliwe. Ale czesto ten segment mnie po prostu nuzyl, z kilkoma wyjatkami, kiedy Dutch stawal w szranki z jakims seryjnym morderca lub gwalcicielem.

Druga sprawa tyczy sie nieszczegolnego zamkniecia watkow niektorych bohaterow, braku kilku ostatnich slow komentarza. Chodzi mi np. o Juliena, ktoremu w poczatkowej fazie serialu tworcy poswiecali znacznie wiecej uwagi, o Danni czy Acevede.

Trzecia rzecz, choc to bardziej refleksja niz stricte zarzut, to unoszaca sie nad serialem idea bezkarnosci zla. Tutaj kazdy wystepek predzej czy pozniej zostanie ukarany. Niewazne czy jestes cwanym zabojca czy skorumpowanym gliniarzem, niewazne czy twoje brudy to piesn przeszlosci lub czy masz perfekcyjne alibi. W The Shield nic nikomu nie ujdzie na sucho. Jak ta idea ma sie jednak do rzeczywistosci? Czy w realu naprawde kazdy zly czyn zostaje wykryty, czy wina sprawcy zawsze zostaje udowodniona, tak jak na posterunku w Farmington? Poprawcie mnie bowiem, jesli sie myle, ale Dutch czy Claudette, mimo iz przesluchiwali tuziny podejrzanych, zawsze - predzej lub pozniej - odkrywali 'prawde'.

Poniekąd, ale jednak obaj są w dosyć odmiennych sytuacjach. Vic w znacznie lepszej.

Byc moze lepszej, ale czy znacznie? W siodmym sezonie gowno spada na Vica ze wszystkich stron. Facet mierzy sie z taka presja, ze az dziwilem sie podczas seansu, ze pikawa nie dala mu ani razu znac o przeciazeniu. Wymownie pokazuje to zreszta jedna ze scen w ktoryms z odcinkow, w ktorej do Vica w przeciagu paru minut podchodzi piec osob z roznymi roszczeniami. Mackey ma 'na karku' Imigracyjny, kartel, Claudette, ukrywajacego sie i z przyczajki atakujacego Shane'a, rodzine. Poza tym znajac tego faceta wydaje sie, ze nie bedzie przesadne twierdzenie, iz przykucie do biurka jest dla niego tak samo przerazajaca i dolujaca perspektywa, jak dla Shane'a wiezienie.

jesli sie myle, ale Dutch czy Claudette, mimo iz przesluchiwali tuziny podejrzanych, zawsze - predzej lub pozniej - odkrywali 'prawde'.

nie mylisz się. to jest nie tyle arcytrafne spostrzeżenie, co zasadniczo jedyny zarzut, jaki moge wystosować pod adresem the shield.


Druga sprawa tyczy sie nieszczegolnego zamkniecia watkow niektorych bohaterow, braku kilku ostatnich slow komentarza. Chodzi mi np. o Juliena, ktoremu w poczatkowej fazie serialu tworcy poswiecali znacznie wiecej uwagi, o Danni czy Acevede.

aceveda zostanie burmistrzem - i dobrze! zasłużył sobie:)
spoileruf sto

Ciekawostka: pełne nazwisko Vica to Victor Samuel Mackey - trzy szóstki. ;)

kto jest autorem tego genialnego kawałku wieńczącego epizod 13 sezonu drugiego?
Overcome - The Shield - Season 2 Finale


Ale i tak najpiekniejszym utworem, jaki pojawia sie w serialu, jest:

Johnny Cash - I Hung My Head
SPOJLERY

Zamknalem serie tydzien temu ale wciaz ciezko mi sklecic cos konstruktywnego na temat. Dla rozluznienia i zamarkowania swojej obecnosci w temacie pozwole sobie wkleic:



kazdy byl kiedys dobrym chlopcem i nosil wlosy
Wyglada jak Homer Simpson :)
Co ciekawe "The Commish" był reklamowany jako opowieść o policjancie, który jest twardy, ale ma tę delikatną stronę. Coś w ten deseń - na YouTube chyba widzialem. ;)

Chiklis też w jednym odcinku Miami Vice grał, gdzie - o ile mnie pamięć nie myli - miał włosy związane w kitek. :)

Ok, panie i dranie, zaczynam 7 sezon.

na temat wypowiem się po obejrzeniu całości, ale nie oczekujcie miażdżącej krytyki, raczej przygotujcie się na niezaskakujące peany pochwalne :)


najwyraźniej sezon 7 okazał sie mocno do dupy, skoro nic nie piszesz:)
A ja już obejrzałem, tylko nie wiem co napisać poza tym, że zakończenie jak i cały serial jest genialne
nie znam nikogo, kto po obejrzeniu całości doszedłby do innego wniosku.
Jeden kolo z Zakazanej Planety pisał, że nieciekawe zakończnie.
Może pomylił sezony?

Tak przy okazji - najładniejsza aktorka serialu:



Szkoda, że pojawia się dopiero w ostatnim sezonie

spoileruśki finałeczku

vic jest skończony. skończony w robocie, skończony na ulicy, skończony wszędzie. największa menda nie poda mu ręki (sytuacja podobna do tej z training day).



Znaczy, że nie zgadzasz się, że jeżeli Shane poszedł by do pierdla to byłby po wyjściu w gorszej sytuacji niż Vic po skończeniu pracy w IAD?


Spojlery jak w całym temacie

Się nie zgadzam, że Vic ma tak kolorowo. I jeszcze trzeba pamiętać o czymś takim jak reputacja, która jest bardzo ważna na ulicy. Teraz Vic będzie postrzegany jak największy śmieć i jego możliwości działania nawet jako prywatny detektyw byłyby niemal zerowe.

Paradoksalnie chyba najlepiej z całej czwórki skończył Lem. Nie zabił rodziny jak Shane, nie będzie miał dożywocia i ma chyba najczystsze sumienie z całej grupy uderzeniowej, Vic po jakimś czasie za biurkiem zacznie sobie przypominać cały syf który narobił i to go w końcu zniszczy (przynajmniej tak przypuszczam ).
Gdyby Vic miał sumienie, to zdążyło bo go ono ruszyć podczas tych 7 sezonów. Wątpię że teraz nagle będzie wyciągał wydarzenia z przeszłości, analizował je i nagle się rozpłacze. Nie ten typ.
Ok, niech będzie. :) I zgadzam się też co do Lemansky'ego.

spoilereczki z białogłowiej pi... torebeczki!

Fpipę spojlerów.

Kurde, nie mówię że Vic to maszyna, to koleś z krwi i kości. Ale bardzo rozsądna osoba również, o mocno stępionym poczuciu sumienia. Shane go zdradził, więc poniósł karę, pociągnął za sobą Jacksona i Marę, ale to już jego (Shanea) wina. Lema nie skrzywdził, a nad Gardockiego postanowił przełożyć swoją rodzinę. Nie wierzę że potrafił strzelić w twarz kumplowi z roboty, a teraz te wspomnienia mają go 'zniszczyć'. Z pewnością poniósł klęskę, ale przypisywania mu umartwiania się po wsze czasy nie kumam. Nie to sugeruje ostatnie ujęcie w serialu.
Jego nowa nudna praca zapewni mu długie chwile na przemyślenia i pewnie wszystko zacznie do niego wracać. A jeżeli nie to co zrobił kumplom to choćby to, że stracił rodzinę, swój najcenniejszy skarb (poza pracą, którą i tak stracił).

Mam propozycję, żeby w nazwie tematu walnąć hasło "spojlery", to nie będzie trzeba co post ich oznaczać

Fpipę spojlerów.

Kurde, nie mówię że Vic to maszyna, to koleś z krwi i kości. Ale bardzo rozsądna osoba również, o mocno stępionym poczuciu sumieniu. Shane go zdradził, więc poniósł karę, pociągnął za sobą Jacksona i Marę, ale to już jego (Shanea) wina. Lema nie skrzywdził, a nad Gardockiego postanowił przełożyć swoją rodzinę. Nie wierzę że potrafił strzelić w twarz kumplowi z roboty, a teraz te wspomnienia mają go 'zniszczyć'. Z pewnością poniósł klęskę, ale przypisywania mu umartwiania się po wsze czasy nie kumam. Nie to sugeruje ostatnie ujęcie w serialu.

Po wsze czasy może nie, ale z pewnością nowa robota będzie sprzyjała refleksji. Takiej smutnej gęby Vic nie miał jeszcze nigdy jak w finale. Jestem pewien, że teraz dwa razy się zastanowi przed robieniem podobnych rzeczy, ewentualnie będzie mniej skory do ciągnięcia w bagno przyjaciół.


Ale bardzo rozsądna osoba również, o mocno stępionym poczuciu sumieniu.

Moralnu osobowosciu? Co ty, Turnau jestes? :)

Ty nie pisałeś nic o oznaczeniach - to robi ogromna różnicę! :))
SPOJLERY OFKOZ


W scenie miał smutną, ale ostatnie ujęcia prezentuje zacięty wyraz twarzy łysego. Jak na moje, znak że diabeł w nim jeszcze siedzi i nie dał się złamać.

Ja te mine interpretuje bardziej jako wyraz pogardy, zwlaszcza skierowanej wobec Shane'a, ktory latwo sie zlamal i poddal oraz zabil swoja rodzine, zamiast bronic jej do samego konca.
sezon 5 (full of spojlers). powspominajmy:

http://www.youtube.com/wa...feature=related
Jak już jesteśmy przy youtubowych montażach:

Vic and Shane

Dutch Boy

Ronnie
to ja odkurze, bo się wziąłem

Właśnie skonczyłem 1 sezon, i jest bardzo dobry. Świetnie rozpisane postacie, zwłaszcza Vic i Julien, ciekawe sprawy. Momentami fajnie nasladuje dokumetlne seriale policyjne, kręcąc z reki, i wykonując szybkie zbliżenia. Mam jednak wrażenbie, ze po mocnym otwarciu, nieco złagodzono postać Vica.

Co mi się niepodobało, to brak drugiego planu policjantów - wszystko kreci się wokół 3 przekrojowych dwójek - Vic i Shame, Dutch i Claudette, Danny i Julien - a reszta służy jako tło, względnie posmieją się z dowcipu. Jakby od czasu do czasu ktoś pokazał się więcej...

No ale nic, zabieram się za sezon 2
najlepsze przed toba. Sezon 5 z udzialem Foresta to mistrzostwo swiata

Mam jednak wrażenbie, ze po mocnym otwarciu, nieco złagodzono postać Vica.

Oglądaj dalej, wrażenie minie
Nie tyle złagodzili, co Vic po prostu miał wyjątkowy problem przed sobą.

najlepsze przed toba. Sezon 5 z udzialem Foresta to mistrzostwo swiata

przedwczoraj skończyłem 5 i niestety tak zrył mi banie (a dokładnie ostatni odcinek), że postanowiłem odpoczac tak około miesiaca. Racja, jak na razie najlepszy sezon, ale niesmak po nim pozostał potworny
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •