wika
[tak na marginesie, nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo mogą się różnić wrażenia z filmu. siedzę, umieram z nudów bo nic się nie dzieje, a ktoś inny pisze o masie nieustającej akcji. może należałoby poświęcić temu osobny temat?
Zainspirowany ta wypowiedzią postanowiłem założyć temat dotyczący różnic w odbiorze filmów, na początku koncentrując się na zagadnieniu - "co nas nudzi w filmach"
Jeden gostek na filmwebie napisał, że nie rozumie jak ktokolwiek mógł się nudzić na King Kongu (2005) skoro tam ciągle jest akcja i coś się dzieje, zwłaszcza w tej częsci filmu kiedy ekipa znajduje się na wyspie. Otóż, to. Od pewnego momentu cały czas coś się dzieje, jak na ironię, własnie od tego momentu zaczynam się nudzić, komputerowe poczwary wyłążą z każdej dziury, ciągle, bezustannie, bez przerwy, skaczą, turlają się, bujają się na lianach, a kiedy już skończą, wyłażą kolejne i zaczynają to samo.... zieeeeeew. Prawie zasnąłem na King Kongu...
Niektórzy nudzili się na Johnie Rambo bo przez połowę filmu nic sie nie działo. No fakt, działo się może i niewiele, mogło się dziać więcej, mi to akurat nie przeszkadzało bo delektowałem się klimatem, który zapewniała sama obecnośc na ekranie Sylwka z przepaską na czole
Zanudziłem się niemal na śmierć oglądając "Piratów" Polańskiego. Nie wiem w sumie czemu, ale jakoś w połowie filmu zupełnie mnie przestało obchodzić to co się działo na ekranie. Wytrwałem jakoś do końca, choć oczy mi się same zamykały.
Podobna sytuacja miała miejsce kiedy ostatnio postanowiłem obejrzeć "Big Trouble in Little China". Dotrwałem do końca bo po prostu jak coś oglądam to juz staram się zobaczyć to w całości, ale znudzony byłem niemiłosiernie. Z "Beverly Hills Cop II" sytuacja ta sama, choć w przeciwieństwie do Big Trouble nei uważam go za aż tak denny film - nie wiem, może miałem zły dzień.
Na Superman Returns również ziewałem, podobna sytuacja miała miejsce przy kolejnych (ale nie przy pierwszych) podejściach do sequeli Matrixa, podczas gdy częśc pierwszą moge obejrzeć i dwa razy w tygodniu, bez znudzenia.
Niektórzy umierają z nudów na Władcy Pierścieni, cóż, można i tak, osobiście obawiam się, że nie dałbym rady obejrzeć do końca Odysei Kosmicznej więc na wszelki wypadek się za nią w ogóle nie zabieram. Z kolei ostatnio obejrzałem pierwszego Aliena w wersji trwającej 140 minut i stwierdziłem, że i trzy godziny dla tego filmu to by nie było za dużo.
Niektórych nudzi to, innych tamto, do filmów które mnie zanudziły nie mam najmniejszej ochoty wracać - nudny film to jedna z najgorszych rzeczy jakie się moga trafić, jak to wyglada u was?
_________________
Odnośnie Wielkiej draki w chińskiej dzielnicy, sceny walki były tam nudne jak motyla noga, podczas finałowej naparzanki tylko spoglądałem na zegarek. W ogóle takie sceny w wielu filmach mnie nużą. Kiedyś przypadkiem trafiłem na końcową walkę z Matrixa rewolucji jak leciało w TV, młucka dla młucki, totalna nuda.
Poza tym większość scen łóżkowych jeśli są zbyt długie i nie wzbudzają żadnych emocji ani nie szokują też są dla mnie nudne.
Jeszcze jedna kwestia - nudzą mnie filmy dziwnie/niezgrabnie skonstruowane, czyli takie, w których ktoś najwyraźniej zaspał i przegapił odpowiedni moment, żeby film skończyć, zamiast tego, film leci sobie dalej i kończyć się nie ma zamiaru a nawet okazuje się, że jeszcze jakaś następna akcja się zaczyna, podczas gdy ja już od paru minut spoglądam na zegarek.
Przykładem takiego filmu jest jak dla mnie "Bad Boys II" - cholerstwo jest po prostu za długie, niezgrabne i mocno przekombinowane. Niby powinno się już powoli kończyć a tu jeszcze cała, długa końcowa akcja przed nami. To samo mamy w "Marked for Death" z Seagalem z tą róznicą, że ten film chociaż krótki jest, ale zakończenie i tak sprawia wrażenie przyklejonego do reszty. w mniejszym stopniu zjawisko to pojawia się też w "Die Hard With a Vengeance", ale tutaj aż tak nie razi.
No i pozostaje "Powrót Króla" (który mnie akurat nie nudzi, no może trochę pod koniec) - w wersji rozszerzonej mógłby się kończyć jak się kończy, nie mam nic przeciwko, ale wybierając co ma się znaleźc w wersji kinowej naprawdę można było tą końcówkę trochę (albo i bardziej niż trochę) przyciąć, a zamiast niej zostawić parę innych, ciekawszych scen, które musiały poczekać i znalazły się tylko w wersji extended.
Ja się strasznie wynudziłem na 2 pierwszych częściach Władcy Pierścieni (3ciej jeszcze nie widziałem).
Mnie najbardziej nudza polskie filmy sensacyjno-policyjne, w ktorych nie ma ani grama akcji, a fabula opiera sie na dialogach. Uwielbiam filmy oparte na rozmowach, jesli sa to rozmowy ciekawe, a nie takie, ktore usprawiedliwiaja maly budzet, a do tego zle napisane, typu:
- Musimy zalatwic Szarego, bo sypnal Grubasa po tej wielkiej akcji w wiezieniu.
- Szary juz nie zyje. Zalatwili go komandosi Kowalskiego.
- Serio? Myslalem ze Kowalski nie zyje po tym jak naslalem na niego tych czterech karatekow.
- Jakims cudem przezyl, a potem rozwalil ich z granatnika.
Zamiast to wszystko pokazac, polscy tworcy o tym mowia. To byloby ok, gdyby zbudowano tak jeden odcinek jednego serialu, a nie wszystkie odcinki wszystkich mozliwych seriali.
zazwyczaj miałem cierpliwość do każdego rodzaju filmu, bez względu na ich gatunek, pochodzenie czy ilość klatek na sekundę. Ostatnio stałem sie jakiś taki wybredny i - o zgrozo - zdarza mi się na filmie zasnąć do jasnej cholery, co byłoby nie do pomyślenia jakiś czas temu Z nowszego repertuaru strasznie znudziła mnie środkowa, bezpłciowa część Pottera i Zakonu Feniksa. albo "Złoty kompas". Czyli mogą pojawiac się na ekranie wytryski fajerwerków, ale zazwyczaj mnie to nie intryguje, bo ani treść niczym nie zaskakuje, ani forma nie jest za bardzo oryginalna (nawet jeśli technicznie jest bez zarzutu). Za to zahipnotyzowany byłem przy NCFOM albo TWBB, a są to przecież filmy uważane za powolne, monotonne, nie wyzwalające cool-enzymów. Albo filmy Jarmuscha, Bergmana, Antonioniego, Bertolucciego, van Santa - uwielbiam. Choć w ich filmach nie dzieje się tak wiele, to sama historia, wykreowani bohaterowie, tło i myśl fascynują.
Często nudzi mnie właśnie przesyt akcji, ale wiadomo - w drugą stronę też nie najlepiej. Miałem parę załamań podczas seansu TWBB, ale ogólnie film oceniam bardzo pozytywnie. Nie potrafię się natomiast nudzić na filmach Jarmuscha (z pominięciem Kawy i Papierosów), koleś brak akcji nadrabia postaciami, dialogami i klimatem. Uwielbiam.
Zanudziłem się niemal na śmierć oglądając "Piratów" Polańskiego.
Też się wynudziłem na Piratach
Ostatnio najbardziej wynudziłem się na Meet the Spartans, film króciutki a i tak co chwila spoglądałem na zegarek. Ze starszych filmów pamiętam, że na Fanny i Aleksander mocno się wynudziłem.
Odnośnie Wielkiej draki w chińskiej dzielnicy, sceny walki były tam nudne jak motyla noga
to się kobiety muszą cieszyć
a propo "kapitalnego Gerry" - w życiu nie oglądałem tak nudnego filmu. bezdyskusyjnie najnudniejszy, najbardziej nużący, o dupie Maryni film, jaki kiedykolwiek został nakręcony i dopuszczony do rozpowszechniania. dla mnie koszmar. zanim Matt Damon skończył iść przez pustynię, zdążyłem się dwa razy wysrać (a sram bardzo długo) (fascynujące...), po czym wracam, a Matt Damon ciągle idzie. u Kubricka - jak są przestoje - to przynajmniej muza przygrywa tak, że hejże-ho, a u van Santa jakaś kpina dosłownie.
Mental, naprawdę wątpię czy kogoś tu interesują twoje problemy z zatwardzeniem.
Jeśli ktoś się nudził na pierwszym i drugim władcy pierścieni, to na trzecim będzie się nudził jeszcze bardziej i do tego dłużej, więc niech się lepiej zajmie jakimś innym pozytecznym zajęciem. Dla mnie natomiast cała trylogia jest genialnym arcydziełem, w którym nie ma miejsca na nudę (z wyjątkiem końcówki trzeciego filmu).
a propo "kapitalnego Gerry" - w życiu nie oglądałem tak nudnego filmu. bezdyskusyjnie najnudniejszy, najbardziej nużący, o dupie Maryni film, jaki kiedykolwiek został nakręcony i dopuszczony do rozpowszechniania. dla mnie koszmar. zanim Matt Damon skończył iść przez pustynię, zdążyłem się dwa razy wysrać (a sram bardzo długo), po czym wracam, a Matt Damon ciągle idzie. u Kubricka - jak są przestoje - to przynajmniej muza przygrywa tak, że hejże-ho, a u van Santa jakaś kpina dosłownie.
no właśnie po to jest ten temat - mnie np tak samo wynudził Słoń (a też sram długo), w którym jest niepomiernie więcej tzw akcji i który to film jarzy się niektórym jako arcydzieło
Azgaroth wspomaniał o Fanny i Aleksander. Ja widziałem niestety tylko dwa pierwsze odcinku telewizyjnej wersji(przy okazji dziękuję TVP za żonglowanie czasami emisji filmów - przez to nie oglądnąłem nastepnych odcinków) ale było w tym filmie coś dziwnego, czego na dobrą sprawę nigdy wcześniej nie doświadczyłem przy żadnym filmie. Gdybym miał streścić te dwa odcinki to powiedziałbym po prostu, że to obrazek rodziny w święta. Żadnych innych wydarzeń nie pamiętam, mógłbym go nazwać najnudniejszym i najmniej "dziejącym się" filmem jaki widziałem, ale mi się to oglądało kapitalnie i ani przez chwilę nie pomyślałem że mogłoby się już skończyć. Nie wiem czy to zasługa magika Bergmana, czy jakiegoś dobroczynnego promieniowania kosmicznego, ale na pewno jest to dziwne...
mnie też słoń wynudził. w ogóle nudzi mnie van Sant:) generalnie to powiedzieć trzeba, ze arcymistrzami filmowej nudy sa europejscy reżyserzy. oto czołówka: Tarkowski i Antonioni. ten pierwszy nakręcił Stalkera i nienawidzę go za to. ten drugi Powiększenie - krytycy mówią, że głęboki, a ja na to: Blow Out De Palmy miliard razy lepsze.
Widziałeś inne filmy Antonioniego, że uważasz Powiększenie za najnudniejszy? Ja widziałem cztery(Zabriskie Point, Noc, Zaćmienie, Powiększenie) i to raczej na pierwszych trzech można przysypiać i czytałem dużo opini, że Blow up to właśnie najszybszy i najciekawszy Antonioni. Nie jestem krytykiem, ale dla mnie też Powiększenie było głębokie i intrygujące, chociaż rzeczywiście jeśli kogoś to nie cieszy, to rozumiem, że może być nudny. Muszę jak najszybciej porównać Antonioniego i De Palme.
Blow up jest świetny (no może nie świetny, ale dobry), jeśli interesujesz sie kryminałem i dekonstrukcją gatunku. w pozostałych wypadkach... nie wiem. krytycy mówią, że jest głęboki, więc nie bede się spierał.
Zabriskie point oglądałem - dawno temu na zajęciach z filmoznawstwa:)
najbardziej podobał mi się Zawód: Reporter (Nicholson!), choć trwające 15 minut ujęcia nawet największego fana Sergio Leone potrafią wyprowadzić z równowagi.
Azgaroth wspomaniał o Fanny i Aleksander. Ja widziałem niestety tylko dwa pierwsze odcinku telewizyjnej wersji
Bo to w sumie dobry film, tylko trudno mi było wysiedzieć te trzy godziny. Może jako serial właśnie byłby bardziej przystępny w odbiorze.
a mi się na ten przykład Zabriskie wspaniale ogląda - kapitalny film
Trzy slowa:
Wladca Pierscieni.
Juz kiedys pisalem o mojej dolegliwosci. Zawsze kiedy leci, ktorys z tych filmow - usypiam.
Podchodzilem wiele razy do kazdej czesci (a moze tylko do dwoch? Kto by to spamietal) i wszystkie seanse konczyly sie mocnym snem. Moze to przez to, ze nie lubie fantasy, moze te filmy w moim odczuciu po prostu sa NUDNE :)
Trzy slowa:
Wladca Pierscieni.
Chyba dwa:)
Celowy zabieg komiczny :)
Jasne
Ja nie mogę pojąć jak film z tak świetnymi scenami batalistycznymi może nudzić, przecież w LOTR tyle się dzieje
Odsylam do disneyowskiego Herkulesa, ktorego dzis przypadkiem mi sie obejrzalo. Wszyscy pojma wtedy zabieg humorystyczny :)
Co do LOTRa, tak, dla mnie to tez niepojete. W filmie dzieje sie bardzo duzo, ale nie wywoluje to we mnie zadnych emocji, a wywody o roznych dzikich miejscach, o zakreconych nazwach (Dromisdotorgtrghtr ;)) to juz dla mnie narkoza.
Ja mam chyba to samo co Hitch. Każdy seans Władcy kończył się zieffeem i to tak potęznym, że zmiatał przy okazji nachos Wynudziłem się także ostatnio na Katyniu.
To co dla jednych jest nudą, dla mnie często jest budowaniem klimatu, że tak wspomnę tu o Star Trek: The Motion Picture.
Dłużyzn ten film ma od cholery, począwszy od powolnego oblatywania statku w rytm 'walca' aż do powolnego podziwiania kosmosu w rytm innej, mroczniejszej muzyki.
Dla mnie to kapitalny film, rodzinka spała prawie przez cały seans .
Z filmów, które mnie znudziły to na pierwszym miejscu jest zdecydowanie Nieśmiertelny 2, którego oglądałem na 3 razy i King Kong Jacksona (o ile Władca Pierścieni był bardzo nierówny a wszelkie bitwy wywoływały u mnie ziewanie o tyle przy K.K. to wszystko osiągnęło apogeum, że zasnąłem po jakichś 40 minutach) i Superman Returns, ale to raczej bez komentarza
Highlandera 2 oglądałem wiele razy, za któryms tam jednym razem też mnie znudził, ale potem za kolejnymi juz nie
No ja mogę ścierpieć nawet fatalną piątkę...dwójkę to można pooglądać ale tylko w zremasterowanej edycji
No i na Boga..."Nowe Życie" posiada najgłupszą scenę seksu w kinie ever... . Wychodzi cudownie odmłodniały Lambert, podchodzi do dziewczyny, której w ogólne nie zna i już ją do ściany i co tam, że ciężarówka płonie i że są na ulicy...
No i na Boga..."Nowe Życie" posiada najgłupszą scenę seksu w kinie ever...
Zapraszamy do tematu o najgorszych scenach seksu ever.
http://forum-kmf.fc.pl/viewtopic.php?t=2417
dwójkę to można pooglądać ale tylko w zremasterowanej edycji
Którą wykastrowano ze strzelaniny pod koniec filmu [/quote]
Najbardziej nudzą mnie filmy Bergmana. Po prostu nie rozumiem dlaczego jest on uznawany za geniusza. Strasznie spałem na "Last Days" Van Santa. Parę razy kimę zaliczyłem na "Beowulfie", a tak bardziej ogólniej to praktycznie wszystkie filmy historyczne odnoszące się do średniowiecza, lub starożytności powodują u mnie niesamowite ziewnięcia. Zdecydowanie bardziej preferuję rzeczy o okresie II wojny światowej, czy wojny w Wietnamie.
EDIT : A i jeszcze "Star Trek" - najnudniejszy serial sci-fi ever. "Moda na sukces" w kosmosie po prostu. Dziękuję. Proszę o lincz.:)
Pan Tadeusz.
Film, który ma świetną stronę techniczną - scenografię, kostiumy, muzykę (świetna!) i dobre aktorstwo.. jest nudny jak cholera! Prawdziwa katorga. A może to wina pierwowzoru? Nie wiem, nie czytałem .
Tak, to wina pierwowzoru, czego się spodziewałeś po Mickiewiczu?
Książka jak i film mają tą samą cechę - może zaletę, może wadę, nie wiem, zależy co kto lubi - są świetne technicznie, ale nudne. Jeśli kogoś cieszy czytanie misternie napisanego dwunastozgłoskowca to z przyjemnością przeczyta książkę, jeśli ktoś lubi popatrzeć na ładne kostiumy, zdjęcia i ładną muzykę to spodoba mu się film. W innych przypadkach będzie nuda.
Nie wiem czemu, ale zawsze nudziłem się na wszystkich Star Wars'ach...
Wyjaśnij użycie apostrofu w powyższym zdaniu.
Musiało chodzić o oddzielenie tytułu filmu od graficznego zapisu westchnienia, które nachodzi autora bezpośrednio po wspomnieniu tego tytułu. Tak bezpośrednio, że spacja byłaby zbyt dużą odległością między czynnikiem powodującym wzdech a wzdechem właściwym.
A i jeszcze "Star Trek" - najnudniejszy serial sci-fi ever.
Bo Treki to nie filmy akcji ale rasowe S-F nie mające w zasadzie żadnej konkurencji obecnie.
Poza tym jaka akcja ma byc skoro statkiem dowodzi banda naukowców?
Nie wiem czemu, ale zawsze nudziłem się na wszystkich Star Wars'ach...
A ja zawsze się nudziłem na wszystkich Star Warsach
Kiedy oglądałem Lot nad kukułczym gniazdem, mało nie usnąłem.
Jak dotąd, był tylko jeden film na którym zasnąłem (zreszta nie tylko ja). Znajomy przyniosł niby mega HiCiOr na divix, wiec zgralismy naszą paczkę (9 osób) i zapodalismy to dzieło. Obudziłem sie na koniec stwierdzając, że wszyscy chrapią, poza jedną koleżanką.
titel łaz: Kod DaVinci (czy jak to sie tam pisze).
Pikuś to, że zasnąłem, ale na drugi dzień napadło mnie, żeby to w końcu obejrzeć i efekt był ten sam. Do teraz filmu nie widziałem...
M
Ewenementem jest dla mnie 2001: Odyseja kosmiczna. Film jest naprawdę zajmujący, ale paradoksalnie miejscami nudny jak cholera. Nie czaję w ogóle tak zwanej genialności sceny podróży w inny wymiar - dla mnie jest to przykład na zupełnie niepotrzebne przedłużanie filmu (bo o ile potrafię zrozumieć pokazywanie ze wszystkimi szczegółami ćwiczeń astronautów ich zadań i tak dalej, to ta jedna scena jest dla mnie kwintesencją filmowej nudy. Nawet muzyka, przynajmniej mnie, zamiast zajmować - męczy).
Drugi film - Między słowami. Obraz Sofii Coppoli jest o tym, że człowiek nawet w wielkim mieście może być samotny, a bohaterowie cały film sie nudzą. Ja nudziłem się razem z nimi. Film zupełnie do mnie nie trafił i nie pomógł mu nawet świetny Murray. Cieszę się, że trwał tylko 90 minut, bo więcej bym chyba nie zdzierżył.
Co do 2001 to rzeczywiście ta sekwencja podróży jest nudnawa i właściwie po nic, to są tylko ładne obrazki, na szczęście nie trwają jakoś strasznie długo.
Między słowami to już film z takim klimatem i albo Ci to pasuje i uznajesz go za fascynujący, albo Ci nie pasuje i mówisz, że to jeden z najbardziej precenianych filmów w historii, w którym nic się nie dzieje.
Broken Flowers -jeden z największych gniotów jakie oglądałem w zyciu, dosłownie modliłem sie zeby ten film sie wreszcie skonczył i przynajmniej miał jakies ekscytujace zakonczenie, oczywiscie nie miał
Było jeszcze jakies straszne gówno z Bradem Pittem i Hopkinsem -ten pierwszy grał chyba jakiegos diabła czy cos...o tym filmie tez wolałbym zapomniec, nuda, płacz i zgrzytanie zębów
'Meet Joe Black' - Pitt grał tam Śmierć. Faktycznie, gdyby nie Forlani to film byłby nie do strawienia:)
Forlani i ostatni dialog Hopkinsa z Pittem
Film jest bardzo dobry - nie znacie się