wika
To małe państwo w środkowej Afryce zamieszkiwane jest przez dwa główne plemiona Tutsi i Hutu, które stanowi znaczną większość etniczną. W początkach XX wieku Ruanda stałą się kolonią belgijską. Belgowie umiejętnie podsycali nienawiść wewnątrz plemienną co miało mieć w konsekwencji dziesięcioleci tragiczny finał. W latach 50. Afrykę dotknął fenomen ruchów niepodległościowych który nie ominął także Ruandy. W 1957 powstała z inicjatywy plemienia Tutsi, Narodowa Unia Ruandy. Kilka miesięcy później powstała konkurencyjna Partia Emancypacyjna Ludu Hutu.
W 1959 Bruksela zadecydowała o potwierdzeniu niepodległości dla Ruandy. Postanowiono zorganizować wybory parlamentarne, które ostatecznie wygrała partia Hutu, usilnie wspierana przez Belgów. Był to przyczynek do wybuchu wojny domowej. W związku z walkami wewnętrznymi jakie miały miejsce w Ruandzie w latach 60. i 70 zginęło około 50 tysięcy ludzi.
W 1973 r. wybuchły kolejne zamieszki i anarchia w państwie. Na skutek tego generał Juvenal Habyarimana wprowadziłstan wojenny. Był to człowiek który w kolejnych latach trzymał dwa zwaśnione narody w ryzach względnego spokoju. W 1978 roku został on prezydentem Ruandy, a w latach 1983 i 1988 doczekał się reelekcji. Człowiek ten był jedynym gwarantem zapewniającym stabilność tego regionu. Związał się on gospodarczo z kapitałem francuskim, który rozpoczął na terenach Ruandy eksploatację bogatych złóż cyny, żelaza, a w szczególności uranu.
Znaczny wzrost gospodarczy końcówki lat 70 i 80 doprowadził do wybuchu bomby demograficznej. W ciągu 15 lat aż o 15% wzrosła ilość ludności Ruandy. Na skutek tego w 1989 r. nastąpił niespodziewany kryzys gospodarczy, a za nim doszło oczywiście do ponownego zaognienia konfliktu między Tutsi, a Hutu, które de facto sprawowało władzę w państwie. Wielu przedstawicieli Tutsi, którzy znajdowali się w opozycji, wyemigrowało do Tanzanii i Ugandy. Tam natomiast w 1990 powołano Ruandyjski Front Patriotyczny który był organizacją partyzancką mający na celu siłowe przejecie władzy w Ruandzie. Tymczasem w kraju w 1991 sytuacja wydawała się normalizować. Powstała bowiem wówczas nowa konstytucja, która między innymi zapewniała wolność tamtejszej prasy. To tej sytuacji włączyło się ONZ które zaproponowało zawieszenie broni. Ustalono, że z początkiem 1994 roku dojdzie do rozmów pojednawczych Tutsi i Hutu, których celem miało być powołanie rządu koalicyjnego. Wielkim zwolennikiem porozumienia był wspomniany już prezydent Ruandy Juwenal Habyarimana.
6 kwietnia 1994 roku nad stolicą Ruandy, zestrzelono rządowy samolot w którym znajdował się prezydent. Był to początek tragicznej w skutkach rozprawy z Tutsi. Oddziały milicji rozpoczęły proces brutalnej selekcji etnicznej na terenie całego państwa. Plemię Hutu rozpoczęło proces błyskawicznej eksterminacji swoich sąsiadów z Tutsi. W ciągu jednego miesiąca zamordowano ponad 700 tysięcy osób. Zdarzały się miasta i wsie, gdzie w ciągu 8 godzin wymordowywano 11 tysięcy osób. Skala przemocy, brutalności i różnego rodzaju gwałtów była wprost niewyobrażalna.
Przypadek Tutsi musiał znaleźć jakąś zdecydowaną reakcję na Zachodzie…
6 kwietnia siły rządowe pod przymusem usunęły ze swojego kraju zagranicznych korespondentów prasowych. Nie udało się jednak zupełnie pozbyc obcych sił z Ruandy. Na jej terenie nie wykryto bowiem agentów wywiadu CIA, brytyjskiego Secret Intelligence Service czy francuskiej agencji wywiadowczej DGSE. Mimo tego w dniach od 11 do 14 kwietnia w najbardziej szanowanych mediach brytyjskich, francuskich czy belgijskich pojawiały się wyłącznie drobne wzmianki o Ruandzie świadczące o zupełnym braku jakiejkolwiek wiedzy tego co się dzieje. Bardzo prawdopodobne że wywiad zataił te informacje i nie pozwolił na ich publikację. Po dwóch tygodniach pojawiły się wzmianki w Timesie które donosiły o wojnie domowej w Ruandzie gdzie po obu stronach zginęło około 80 tysięcy ludzi. Tymczasem po tych dwóch tygodniach zginęło już ćwierć miliona osób.
Ta cisza medialna spowodowała to iż nikt tak naprawdę nie znał skali problemu Ruandy. Tymczasem media ruandyjskie odgrywały ogromna rolę w czasie tej wojny. Warto tutaj wspomnieć o Radiu Tysiąca Wzgórz które było namiętnie słuchane przez plemię Hutu, a finalnie stało się narzędziem wspomagającym akt ludobójstwa na Tutsi. Otóż charakterystycznym obrazkiem z tamtejszych wydarzeń są watahy zorganizowanych bojówek Hutu wyposażonych w różnego rodzaju broń (od karabinu po kije i maczety) na czele których stał przewodnik z odbiornikiem radiowym na ramieniu. Poprzez to radio właśnie, podawane były informacje gdzie znajdują się jeszcze jakieś niedobitki Tutsi. Radio to służyło więc do podawania lokalizacji domniemanego wroga w celu jego unicestwienia (rzecz tyczy się radia Tysiąca Wzgórz).
Oprócz skandalicznego zachowania mediów europejskich należy wspomnieć również o stanowisku ruandyjskiego kościoła. Otóż arcybiskup Ruandy w czasie brutalnej rozprawy z Tutsi nie zajął żadnej skonkretyzowanej postawy. Był to kompletny brak stanowiska a co więcej brak jakiejkolwiek pomocy. Inaczej sytuacja wyglądała wśród muzułmanów. Państwa muzułmańskie jak i lokalni przywódcy duchowni islamu zareagowały zdecydowanie. Zorganizowano bowiem kontyngenty wody do picia oraz ok. 200 ton żywności dla prześladowanych.
W ONZ podjęto problem wysłania sił pokojowych do Ruandy. Rezolucja z 22 czerwca 1994 zadecydowała o wysłaniu korpusu stabilizacyjnego z generałem sił kanadyjskich Guy Toasignantem. Proces ludobójstwa był już jednak przesądzony. W tym czasie z wspomnianej przeze mnie wcześniej Ugandy, nadchodziły 40 tysięczne oddziały Tutsi z Ruandyjskiego Frontu Patriotycznego, które miały za cel opanowanie państwa. Chodziło także o swoistą zemstę na Hutu. Oenzetowski korpus 5,5 tysiąca żołnierzy miał jedynie oddzielić siły Tutsi od Hutu. Tymczasem okazało się że w Ruandzie znajdował się korpus ok. tysiąca żołnierzy, który na południu kraju utworzył coś na wzór wielkiego obozu dla uchodźców przeznaczonego wyłącznie dla ludu Hutu. W żargonie tamtejszego czasu, na ów teren powstało określenie Hutulandia. Poprzez te etreny które zabezpieczały i chroniły wojska francuskie przewinęło się ok. 2 milionów uchodźców którzy potem wyemigrowali dalej, poza granice Ruandy. Byli to w dużej mierze ludzie którzy dopuścili się straszliwych czynów na ludności Tutsi. Zbrodniarze ci obawiali się (i słusznie) krwawego rewanżu. Zastanawiające jest jednak stanowisko Paryża który niejako przyczynił się do pomocy ucieczki wielu zbrodniarzom.
Celem ONZ-u było powstrzymanie krwawych represji i rewanżu Tutsi na Hutu. Efektem tych działań było ograniczenie ofiar odwetu do 80 tysięcy. Tutsi, 18 sierpnia ogłosili wojnę za zakończoną i zdecydowali o jednostronnym zawieszeniu broni. W nowo rozpisanych wyborach prezydentem został Paster Bizimungu, reprezentant Tutsi. Jego prawą ręka był wówczas Paul Kagame który od 2000 roku pełni rolę głowy państwa. To on jest obecnie gwarantem spokoju w Ruandzie. Trzyma bowiem na zasadach żelaznej ręki sektor gospodarczy jak i grupy etniczne.
Ostatecznie ciężko jest oszacować skalę ludobójstwa jaka miała miejsce w 1994 roku. Najbardziej prawdopodobne liczby sięgają miliona ofiar.
Można by rzec, że na świecie wiele już było aktów ludobójstwa , wiele ofiar których liczby nie przerażałby swoją skalą gdyby reszta świata próbowała powstrzymać krwawe konflikty.
Obojętność, brak zdecydowanej reakcji ze strony USA, Wielkiej Brytanii oraz Francji wynikała z faktu iż Ruanda nie miała żadnego strategicznego znaczenia .
Sytuacji w Ruandzie nie można niczym usprawiedliwić. Plemiona Tutsi i Hutu wymordowały się na oczach całego świata. Historia kolejny raz pokazuje, że śmierć ludzi w tych najwyższych wskaźnikach bywa poniesiona bezsensownie.
Ze swojej strony polecam "Heban" R. Kapuścińskiego. Oglądałam również niedawno film oparty na faktach ''Hotel Ruanda'' warto obejrzeć.
To jest niestety smutna prawda historii tego tragicznego wydarzenia. Skandalem było niedoinformowanie ówczesnej opinii publicznej co do wydarzeń w Ruandzie. Ta dziwna cisza medialna była niestety na rękę „wielkim tego świata”.
Reakcja ONZ-u była na tyle opieszała ze praktycznie nic nie dało się już zrobić. Poza tym cała późniejsza misja zakończyła się niepowodzeniem i wstydem dla ONZ-u. Otóż całą akcje przerwano i odwołano stacjonujący tam kontyngent wojskowy. Powód był jak najbardziej oczywisty. Zabrakło ONZ-owi pieniędzy na finansowanie akcji, gdyż Amerykanie nie dołożyli do tego przedsięwzięcia ani centa. Uważali bowiem, że to co dzieje się w byłych koloniach europejskich jest wewnętrzną sprawą tych państw.
Chciałoby się powiedzieć, że gdyby Ruanda posiadała zasoby ropy naftowej miałaby więcej szczęścia…