ďťż

wika

A co powiecie o tym serialu. Według mnie najlepszy w swoim gatunku. Z tego co pamiętam skończyłem na 8 sezonie (Bo TVP2 tylko tyle puściła). Oczywiście nie widziałem wszystkich odcinków, ale większość napewno. Wspaniała obsada i super klimat stawia ten serial wysoko w rankingach. Ale co tu dużo pisać, to było poprostu super.
A może by tak podyskutować tu na temat poszczególnych odcinków i tematów jakie tam poruszono. Wierzę, że większość z was oglądała ten serial z pasją. Nawet na KMF jest opisany.
Niestety nie miałem okazji obejrzeć ostatniego sezonu (gdzie rolę Scully i Muldera przejęli agent T-1000 i jakaś ala hiszpanka - nie pamiętam nazwisk już ). Niech ktoś opowie mniej więcej o finałowym sezonie, bo wiem, że Mulder miał sie pojawić w finałowym odcinku - tytuł to chyba "The Truth".


No co jest ludziska?? Taki serial a tu żadnej odpowiedzi na horyzoncie nie widać
Czy nikt nie ma nic do powiedzienia na ten temat?
Ten temat został dość mocno obdyskutowany na starym forum i wszystkim się raczej znudziło. Ale poczekaj, przyjdą Nowi Użytkownicy, na pewno temat się rozkręci.
Z archiwum X fajne jest.

Po obejrzeniu odcinka z potworem w kanalizacji kumpel bał się wejść do kibla. A było to z 8 lat temu... Jak ten czas leci.


pamiętam ten odcinek. też się wtedy bałam wejść do kibla
Powtórze Military, Z archiwum X fajne jest. Chociaż pod koniec zrobiło sie za bardzo sajens fikszyn. Kosmity udające ludzi, próbujące podbić świat. Ileż to razy już było. Najbardziej lubilem odcinki bez kosmitów. Tj z wampirami czy dziwnymi rzeczami sie dziejacymi. Podobala mi sie akcja w odcinku z wampirami kiedy jeden napadl na Muldera a ten mu rzucil na ziemie jakies ziarenka do pozbierania (bo jak wiadomo wampir chocby zrobil kreta w majtki musi pozbierac) a wampir do niego "dostaniesz za to" czy cos w tym stylu.
dokladnie powiedzial "Oh, man!";) To odcinek Bad Blood. Tez go zawsze lubilam.

dokladnie powiedzial "Oh, man!";) To odcinek Bad Blood. Tez go zawsze lubilam.
O tak, mnie też ten odcinek się bardzo podobał. Aż sie zaśmiałem na wspomnienie motywu ze zbieraniem ziarenek

dokladnie powiedzial "Oh, man!";) To odcinek Bad Blood. Tez go zawsze lubilam.
Pamięc już mi siada. Widziałem tylko raz i to dawno temu.
No nareszcie.

Mi się najbardziej podobały odcinki o konspiracji w FBI, CIA i rządzie USA i wogóle te różne kąszachty i układy. Np. jak to Palacz strzelał do Kennedy'ego. I wszystkie związane z siostrą Muldera, zwłaszcza ostatniw opuszczonej bazie wojskowej, kiedy to cała prawda wyszła na jaw.
A mi właśnie te konszachty sie nie podobały. Palacz wywował drugą wojnę światową, rozbił samolot Sikorskiego, wprowadził komunizm do Europy, zabił Kennediego, porwał siostre Muldera, zaraził rakiem Scully, no i jeszcze do tego był kosmitą! Mulder się by w grobie przewrócił jakby zginął!
dobra, jest rzecza powszechnie znana, ze o Archiwum moge w nieskonczonosc. Watek na poprzednim forum byl walkowany dosyc porzadnie, ale nie szkodzi, powtorze sie:)
W kwestii ulubionych odcinkow. Za odcinkami mitologicznymi, w odroznieniu od LukeSpideya, nie przepadam (chociaz niektore sa naprawde dobre). Zdecydowanie wole jednak odcinki sledcze. Te powazne - i mniej powazne.
Ulubione moje:

Clyde Bruckman's Finale Repose - niekwestionowany numer jeden. Odcinek smutny, troche gorzki - to ten o mezczyznie, ktory potrafil przewidziec rodzaj smierci, jaki spotka kazdego. Wyjatkowo filozoficzny. Fabula ma tu wtorne znaczenie. Ciekawostka jest nawiazanie do teledysku Petera Gabriela "Sledgehammer"!

The Field where I died - odcinek skoncentrowany na osobie Muldera, dotyczy reinkarnacji. Bohaterką jest naloznica guru pewnej sekty, ktora ma rozdwojenie jazni. Kolejny smutny - i piekny - odcinek.

Post Modern Prometheus - znakomita gra z konwencja kina. Mnostwo nawiazan do klasyki, np. Frankensteina. W odcinku Cher miala wystapic osobiscie, jednak nie pozwolily jej na to rozne zobowiazania wczesniejsze, wiec na koncu pojawia sie jej sobowtor.

Milagro - tu postacia centralna jest Scully. Nie agentka, lecz kobieta. Zupelnie inne spojrzenie na partnerke Muldera. I sporo mozna sie o niej dowiedziec.

The Goldberg Variations - odcinek ktory szczegolnie lubie, bowiem dotyczy kwestii ktore mnie bardzo interesuja - przeznaczenia, celowosci i nieuchronnosci zdarzen.

How the Ghosts stole Christmas - zapewne przez uwielbienie dla Dickensa, gdyz klimat tego odcinka bardzo dickensowski jest.

Ale rowniez mniej powazne, jak Monday - Dzien swistaka w wersji X-files, wlasnie Bad Blood, Arcadia, obie czesci Dreamland. Klimatyczna jest Chinga, do ktorej scenariusz napisal Stephen King, jak rowniez Kalusari. Dla czysto estetycznych wrazen lubie tez te odcinki, w ktorych pojawia sie Krycek;). To tylko wywolawcza lista, wiecej mozna znalezc oczywiscie.
Możesz powiedzieć, o co chodzi z tym teledyskiem Gabriela? Bo go nie widziałem.
jest tam taka scena, kiedy Gabriel lezy na lace pelnej czerwonych kwiatkow, po czym zaczyna sie rozpadac. I robaki po nim chodza. Clyde Bruckman tez sni ze lezy na takiej lace i sie w nia zapada. Plus minus tak.
Dlaczego , dlaczego Palacz nie sprzątnął Foxa? Toć on średnio co drugi odcinek mu bruździł!!!
Jak dla mnie - "Home", ewidentnie najlepszy epizod w dziejach serialu.

Dlaczego , dlaczego Palacz nie sprzątnął Foxa? Toć on średnio co drugi odcinek mu bruździł!!!

Kiedyś pojawił się motyw, że Fox jest synem Palacza... W sumie to już nie pamiętam, serial jest zakręcony jak spuszczana woda w klozecie, ciężko się połapać kto z kim i dlaczego. W każdym razie Fox również, poprzez swoje paranoiczne sądy, których nie wstydził się wygłaszać, świetnie maskował prawdziwe poczynania tych i owych. Nikt go nie brał na poważnie i z góry można było założyć, że sprawa, którą zajmuje się Mulder, to jakieś nic nie znaczące majaki.
Ja niestety oglądałem serial na wyrywki, zresztą tak go puszczały różne stacje Dlatego nie jestem obeznany z głównym wątkiem fabuły. Serial w sumie fajny, dobry klimat niezła fabuła, trochę żałuje, że go częściej nie oglądałem, ale cóż pewnie kiedyś będą powtórki, a z całego serialu najlepiej pamiętam film pełnometrażowy
Witam wszystkich
Przygote z Archiwom X zaczelem jeszcze na Niemieckiej stacji chyba RTL2.....to byly czasy. Moim i nie tylko moim zdaniem byl to najlepszy serial o tej tematyce zdecydowanie lepszy od ''czynnika PSI''.Szkoda tylko ze David Duchowny nie rozwinol sie jako aktor....a mial chlopak potencjal.
a dla mnie to jak narazie najlepszy serial, nie opuscilem ani jednego odcinka az do czasu kiedy muldera porwali kosmici wtedy przestalem ogladac
Chciałem utworzyć odrębny temat dot. "X-Files", ale w porę pokapowałem, że ktoś mądry już wpadł na ten pomysł.

Generalnie tak: od tego serialu rozpoczęła się moja przygoda z kinem. Z dystansu mogę powiedzieć, ze nie był to absolutnie czas stracony. Przy czym tu mała uwaga - serial ewidentnie rozpada się na dwie części, diametralnie od siebie różne. Jedna część obejmuje tzw. epizody "mitologiczne", tzn. problematykę spisków, kolonizacji, pozaziemskich szczepionek, wirusów, syndykatu, Pentagonu, kolaboracji rządu USA z kosmitami i tak dalej. Trzeba uczciwie powiedzieć, że tego typu sprawy trącą infantylizmem na kilometr. Kiedy byłem mniejszy, to nawet wierzyłem w ten stek bzdur, ale obecnie rzecz wydaje się już nie tyle naciągana, ile po prostu głupia. Dlatego uważam, że odcinki mitologiczne nie przetrwały próby czasu - są jedynie dowodem zmian zachodzących w świadomości człowieka: 13-latek po obejrzeniu kilku takich epizodów zapewne uwierzy w spiskową teorię dziejów, student zaś skwituje całość pobłażliwym uśmieszkiem.

Na szczęście, są jeszcze odcinki innego typu, niezwiązane z głównym nurtem - epizody podejmujące tematykę satanologiczną, problematykę seryjnych morderców, mutantów oraz wszelkiej maści dewiantów o ponadnaturalnych zdolnościach. Do czego zmierzam? Ano do tego, że to właśnie dzięki tym epizodom "Z archiwum X" zajmuje w mojej prywatnej historii kina miejsce poczytne i niezagrożone. Wyliczam z pamięci:

"Home" (miniaturowe arcydzieło! - najlepszy epizod w dziejach "X-Files")
"Milagro"
"Tooms"
"Drive" (KLIMAT !!!)
"Die Hand Die Verletz"
"Bad Blood" (arcydzieło humoru!)
"Chinga"
"Rush"
"Orison"
ten epizod z mutantem, co łazi po kanałach - zapomniałem tytułu
"X-Cops"
"Monday"
"Detour"
"Hungry"

(...)

Oto lista najlepszych - moim zdaniem - epizodów w historii serialu. Wracam do nich systematycznie, z niesłabnącym entuzjazmem.
Mnie się podoba wątek konspiracyjny ze względu na jego.. hmm... konsekwentność. Tzn. absolutnie wszystko ma swoją przyczynę i skutek - tylko że trzeba obejrzeć wszystkie odcinki żeby się tego dowiedzeć.:) W dodatku bardzo ciekawa intryga, a ostatni epizod rewelacyjnie kończy sagę (nie widziałem go, czytałem masę dokładnych streszczeń). Ale i tak wolę wątki pozakonspiracyjne.;)

ten epizod z mutantem, co łazi po kanałach - zapomniałem tytułu

The Host. Dosyć obrzydliwy epizod;)
The Host - właśnie! Tam po raz pierwszy pojawia się Alex Krycek, druga moja najulubieńsza postać w serialu
? Alex Krycek w Host? Krycek pojawił się po raz pierwszy w Sleepless, czyli dwa odcinki później. W każdym razie - też go uwielbiam:)
Kurczakos, jak tak sobie gawędzicie to wzbiera się we mnie ochota, żeby zacząć sobie serial od początku oglądać...
Dałem, że się tak metaforycznie wyrażę, dupy No jasne, że w "Sleepless". Widzę, że mamy tu ekspertkę od spraw paranormalnych.

Ja do serialu (precyzyjniej: do poszczególnych epizodów serialu) wracam systematycznie i uważam, że nie zestarzały się one wcale. Więcej, uważam, że są lepsze niż kiedyś były.
ehhh klasyka

aż się łezka kręci w oku jak sobie przypomnę jak oglądałam ten serial...
A jak dla mnie ten serial to przykład ciągnięcia go na siłe i powolnego upadku coś jak obecne kręcone Gwiezdne Wrota.
Serial jest świetny, właśnie puszczają na polsacie 7 sezon i zaczęłam znowu oglądać, skończyłam kiedyś oglądać mniej więcej na początku 7 sezonu.Wątki konspiracyjne, o siostrze Muldera, kosmitach itp. są bardzo zagmatwane i nieprawdopodobne, przez to przerwałam kiedyś oglądanie tego serialu, faktycznie lepsze są te nie mające związku ze spiskami itd.Mimo wszystko jest to najlepszy serial jaki wymyślono, bije na głowę wszystko, czym teraz tłumy się zachwycają.
"Monday" to ten odcinek w ktorym Mulder z urzedasem zamienili sie cialami? Chyba najsmieszniejszy odcinek z calego x-files.
Monday to odcinek na motywach Dnia świstaka.
A ten Heh, dawno nie widzialem, tez zacny
Właśnie zaczynam piąty sezon:)
Ale nie chcę się chwalić, tylko zwrócić się z nurtującym mnie od pierwszego obejrzanego kiedykolwiek odcinka fundamentalnym pytaniem: Co to są te dwa niebieskawe gluty pojawiające się podczas czołówki:


Czy w którymś z odcinków pojawia się ten motyw?
Jak dla mnie te dwa gluty to plemniki czy cuś.

Obejrzałem właśnie odcinek Millenium, bardzo dobry moim zdaniem, i taka mnie naszła refleksja, że jeśli wierzyć i w mitologiczne, i w niemitologiczne, to gdyby członkom grupy M. udało się sprowadzić apokalipsę, wtedy kosmici którzy mieli przybyć w 2012 roku zastaliby planetę opanowaną przez zombi, a taka wizja jest godna Eda Wooda.

Jak dla mnie te dwa gluty to plemniki czy cuś.

Wypraszam sobie! ;o

Co to są te dwa niebieskawe gluty pojawiające się podczas czołówki:

Czołówkę widziałem ostatnio parę lat temu, więc może mylę to z czymś innym, ale stawiałbym na kiełkujące w przyspieszonym tempie jakieś nasiono odwrócone o 180 stopni.
Wzięło mnie. Wpadłem, wsiąkłem, zostałem połknięty. Nie mogę się opanować i bez przerwy oglądam X-files. To zdecydowanie jeden z najlepszych seriali w historii telewizji.

Z okazji oglądania, postanowiłem trochę porecenzować i pooceniać. Może wywiąże się jakaś dyskusja.

2x19 - Dod Kalm

...czyli o starzeniu się na pokładzie okrętu wojennego. Dobra rzecz, nastrojowa, choć zakończenie wzięte nieco z odbytu - tak jakby scenarzyści zabrnęli w zbyt głebokie bagno i, nie potrafiąc wydostać z niego bohaterów, musieli posłużyć się deux ex machina. Co zresztą jest irytującą przypadłością wielu odcinków pierwszych serii. 7\10

2x20 - Humbug

...czyli o łapaniu zbiegłego brata-bliźniaka-cyrkowca. Świetny, klimatyczny odcinek, aczkolwiek ma wielką wadę: aktorstwo. Drugi plan jest ekstremalnie sztuczny (poza wyjątkami), co zresztą... jest irytującą przypadłością wielu odcinków pierwszych serii. 8\10

3x31 - Syzygy

...czyli o tym, że dwie adeptki sztuki jedi mogą nieźle namieszać. Bodaj pierwszy z autoparodystycznych odcinków serii, który robił wrażenie zdystansowaniem do tematu w chwili powstania, lecz po premierze dużo lepszych epizodów tego typu wydaje się po prostu nudny. 5\10

3x22 - Quagmire

...czyli o Nessie. Niewiele brakowało temu odcinkowi, by zyskał miano "tak zły, że aż dobry", ale jednak pozostały wyłącznie "tak zły". Monotonny, rozwlekły, powielający ograne schematy odcinek, nietrzymający w napięciu i nużący. Słabo napisano, nielepiej zagrany, nawet przez głównych bohaterów. Bardzo lubię odcinki z szablonu "potwór w lesie" - uważam je za najbardziej ekscytujące w serii, ale ten tutaj jest wyjątkowo nieudany. Nawet mimo tego, że potwór pożera piekielnie brzydkiego psa Scully. 2\10

5x04 - Detour

...czyli o Predatorze-konkwistadorze. Odcinek ze wspomnianego szablonu "potwór w lesie", lecz tym różniący się od Quagmire, że znakomicie zrealizowany pod każdym względem. Jedna z ciekawszych historii w sezonie, jeśli nie w całym cyklu. 9\10

5x06 - Post-Modern Prometheus

...czyli o Frankensteinie w stylu Tima Burtona. Bardzo dobry odcinek, co tu dużo gadać; stylizacja perfekcyjna. Sporo humoru, przesłanie i niezła muzyka w tle. Na minus - trochę się dłuży, tak jakby tematu starczyło na pół godziny, a trzeba było dodać jeszcze kwadrans. 8\10

5x12 - Bad Blood

...czyli Dracula: Wampiry bez zębów. Rewelacja. Jedna historia widziana z dwóch perspektyw. Przezabawna, intrygująca, pomysłowa. I końskie zęby szeryfa. 9\10

6x?? - Terms of Endearment

...czyli Bruce Campbell! !!! !!!! !!!!!!!!!!!!!!! Już za jego obecność postawiłbym co najmniej 7, choćby nawet odcinek był o konikach pony. Ale jest o demonach, w dodatku pokazanych dość nietypowo, dlatego uczciwe 8\10.

6x04 i 6x05 - Dreamland I i II

...czyli Freaky Friday the 13th i fajne efekty specjalne. Kolejny lekki, zabawny odcinek, a właściwie dwuczęściowa całość, jak sama nazwa wskazuje. Perypetie Muldera - głowy rodziny i Muldera - podrywacza to powiew świeżości w tej i tak oryginalnej serii. Wciąga. 8\10

Więcej - może później.
Ja byłem połknięty przez ostatnie parę miesięcy:) Dłuższego posta wypocę jak tylko obejrzę 3 ostatnie odcinki. Niestety droga jaką obrał po zakończeniu siódmego sezonu na dłuższą metą jest męcząca a w końcówce 9 sezonu wręcz odpychająca (JUMP THE SHARK-totalne DNO). Co nie oznacza, że nie warto obejrzeć dwóch ostatnich sezonów.

Ja byłem połknięty przez ostatnie parę miesięcy:) Dłuższego posta wypocę jak tylko obejrzę 3 ostatnie odcinki. Niestety droga jaką obrał po zakończeniu siódmego sezonu na dłuższą metą jest męcząca a w końcówce 9 sezonu wręcz odpychająca (JUMP THE SHARK-totalne DNO). Co nie oznacza, że nie warto obejrzeć dwóch ostatnich sezonów.

Co czytam ostatnio jakies artykuly, w ktorych przewijal sie temat XF czy tez komentarze na forach, grupach dyskusyjnych mozna odniesc wrazenie, ze jestem jednym z nielicznych fanow, ktorzy doceniaja ostatnie lata jednego z najlepszych seriali. I dlatego postanowilem przypomniec sobie po 5 latach 8 i 9 serie (nic nie zastapi dobrego pretekstu, by obejrzec znowu swój ulubiony serial). Przyznam sie, ze przez ta dominujaca ze wszystkich stron krytyke troche obawialem sie tej powtorki z rozrywki. Przeciez mogloby sie okazac, ze pomylilem sie i podzielam zdanie wielu fanow. Ale tak sie nie stalo, wciaz uwazam ze 8 to jedna z najlepszych serii (choc w sumie nie ma zlych serii, wszystkie sa przynajmniej na dobrym poziomie).
Ale po kolei.
Within/Without skupia sie na Scully i poszukiwaniach Muldera. Przedstawiony zostaje tez nowy agent John Doggett. Chyba kazdy fan obawial sie R.Patricka - jak wypadnie i czy nadaje sie do XF. Nie ma obaw, jest znakomity. Trudno sobie wyobrazic innego aktora w tej roli. Trzeba przyznac, ze Carter ma nosa, co do aktorow, ktorych wybiera do swoich seriali.
Pierwsze spotkanie S i D to prawdziwa bomba (choc musze przyznac, ze jak ogladalem ostatnim razem ten 2-parter, bylo mi po prostu szkoda Doggetta). A co do samego odcinka, to praktycznie nie ma sie do czego przyczepic, jest rewelacyjny. A Anderson jako wierzaca Scully jest rownie dobra, co w poprzednich latach jako sceptyczna Scully.
Calkowicie zmienila poglady, co zeszta nastepowalo w serialu od pewnego czasu.
Poza tym wyraznie zmienil sie jej stosunek do m.in. FBI, co pokazala naskakujac na Kersha (zawsze byla taka opanowana, rozwazna). W pzepiekny sposob pokazala aktorka ciepienie i bol z powodu znikniecia Muldera.
Kolejna sprawa - Skinner. Bardzo mi sie podoba ta zmiana w charakterze postaci, jaka nastapila po wydarzeniach w Requiem.
Carter napisal swietny scenariusz (kto by pomyslal, ze po tylu wydarzeniach w mitologii potrafili jeszcze cos takiego wymyslec), a Kim Manners odwalil kawal swietnej rezyserskiej roboty.
Jesli swietny scenariusz, wiec co za tym idzie jest w odcinku wiele kapitalnych dialogow. Nie ukrywam, ze dialogi w XF, to dla mnie jeden z najwazniejszych elementow serialu.
A co do muzyki, to znowu swietna i nie tylko genialne Scully Theme. W kazdym momencie gdy pojawil się ten kawalek przechodzily mnie ciarki, a scena w ktorej Scully szuka Muldera na pustyni w nocy, to juz po prostu czysta poezja.
I ostatnia spawa - czolowka. Dobrym pomyslem bylo zastapic oko Muldera okiem Scully. Jedynie nie podoba mi się, to nowe zdjecie Muldera, wyglada na nim dosc dziwnie.
10/10.
Patience
CC obiecywal, ze 8 bedzie powrotem do do korzeni i slowa dotrzymal. Ten odc. jest troche jak drogowskaz dla standalonow w 8 roku produkcji, czyli zero komedii i zero eksperymentow, no moze poza "Redrum". Jest to monster of the week z elementami typowymi dla tego typu odcinkow, a ze uwielbiam tego typu klimaty, wiec nie pzostaje nic innego jak tylko ogladac. Jest to pierwszy tez od czasu "The List" z 3 serii standalone w rezyserii Catera (zadna mitologia czy eksperyment) i poradzil sobie bardzo dobrze. Rownie dobrze spisal sie w roli scenarzysty, jest tu sporo kapitalnych dialogow.
Ale pomimo tego, ze to standalone to troche nietypowy. Miejscami widac umilowanie Catera do eksperymentowania, najkrocej mowiac chodzi mi o zdjecia, te najazdy kamery (zreszta za ten odc. B.Roe dostal chyba jakas nagrode). Kolejna sprawa, czyli Scully - tym razem to ona jest odpowiedzialna za najbardziej dziwne teorie.
Z duza przyjemnoscia obserwuje sie to jej nowe oblicze, w ktorym GA jest rownie wiarygodna co w poprzednim.
RP nadal robi bardzo dobre wrazenie, zreszta S i D tworza swietny duet. Wiadomo, to nie to co M i S, ale swietnie sie uzupelniaja i na pewno ten nowy duet jest nie mniej ciekawy, co poprzedni. Niezle wypadly zwlaszcza sceny w biurze (mamy tu ladne nawiazanie do Pilota, dodatkowy plus dla CC). Podsumowujac "Patience", to bardzo udany powrot do atmosfery z pierwszych lat serialu. 8/10
Roadrunners
V.Gilligan to jeden z moich ulubionych scenarzystow i nie ma znaczenia czy napisze komediowe odcinki czy epizody mroczne i ponure, zawsze sa one przynajmniej na dobrym poziomie.
Roadrunners zaczyna sie jednym z mocniejszych teaserow w serialu; pozniej akcja mocno zwalnia, ale najwazniejsze, ze nie jest nudno. Nawet wiecej, przez caly epizod widz trzymany jest w napieciu, co na pewno jest zasluga
nie tylko swietnego scenariusza VG (szkoda, ze to jego jedyny scenariusz w 8 serii), ale i nowego rezysera w serialu.
Rod Hardy odwalil kawal swietnej roboty, udalo mu sie calosc doprawic niesamowitym klimatem. Pomimo wolno toczacej sie akcji, z minuty na minute napiecie wzrasta, po prostu czuje sie narastajaca atmosfere zagrozenia wokol Scully.
Kolejny rownie wazny element odcinka, to oczywiscie GA, ktora jak zwykle spisala sie rewelacyjnie. Nie mam na mysli tylko koncowki (momentu kiedy zlapali S), ale podobalo mi sie to jak przez caly odcinek GA prowadzila swoja postac. Doggetta bylo malo, ale znalazl sie w ostatnich minutach tam gdzie byc powinien. W przypadku RP, a raczej scenarzystow, moze troche denerwowac fakt, ze robia z Doggetta troche na sile macho ( to juz kolejny epizod, w ktorym przychodzi Scully z pomoca). Zupelnie niepotrzebne - jesli ktos nie polubil D nic tego nie zmieni.
Trzeba pochwalic tez oprocz glownych bohaterow cala obsade, wszyscy spisali sie wspaniale.
Czlonkowie kultu byli tak myli, tak przesympatyczni, ze az czlowieka ciary przechodza.
A co do scen jak z fimow gore, to nie mam nic przeciwko, zreszta to nie jedyny odc. z takimi scenami. Jesli juz mam sie do czegos przyczepic, to paradoksalnie do koncowki, ktora uwazam za jedna z najlepszych oraz za jedna z bardziej szokujacych i niesamowitych w serialu (w sumie moge ja postawic obok np. genialnego zakonczenia "Orisona"), ale i jena z bardziej niewiarygodnych w XF.
Ale w sumie nie przeszkadza mi ta malo wiarygodna scena, bo jesli nie przeszkadzaja mi tez np. sceny tortur M w Within, wiec nie bede sie czepial tej koncowki. Inaczej wiekszosc epizodow 8 s. musialbym uznac za malo wiarygodne, w tym takie jak np. The Gift czy This is Not Happening/DeadAlive, ktore tez sa mocno przesadzone i malo realne. Zgadzam sie, ale za to jak te odcinki sa zrobione, jak zagrane i wyrezyserowane.
Roadrunners to 1 z najlepszych odcinkow w calym serialu. 9/10 .
Invocation
Jakos nigdy specjalnie nie przepadalem za D.Ammanem, bodaj jedyny jego dobry odc. to "Rush".
Ale chyba nie docenialem faceta, bo tym razem spisal sie wspaniale , pomimo tego, ze wyraznie nawiazuje do epizodu z 2 serii, czyli The Calusari.
Ale najwazniejsze, ze to wcale nie przeszkadza w czasie ogladania.
Mocnym punktem epizodu sa relacje nowego duetu (to chyba mozna powiedziec o kazdym epizodzie do polowy sezonu). Z duza ciekawoscia obserwuje sie jak S i D "ucza" sie wzajemnej wspolpracy, jak (powoli, ale jednak) zaczynaja sie wzajemnie akceptowac (zwlaszcza Scully nowego patnera).
Oprocz nowego duetu warto tez tu zwrocic uwage na muzyke Snowa i nie mam na mysli tylko tego fenomenalnego kawalka z teasera.
Podobalo mi sie tez zakonczenie - niby sie skonczylo dobrze, ale jest w tej koncowce jakis taki smutek.
Invocation to kolejna bardzo dobra robota w 8 serii. 8/10
"Redrum to takie polaczenie w jedno pomyslow z odcinkow Monday i Hungry.
Oczywiscie zepchniecie na dalszy plan agentow FBI jest pomyslem mocno ryzykownym. W serialach (obok scenariuszy)najwazniejsi sa glowni bohaterowie, to oni przyciagaja przed ekran telewizora widzow. Wiec w tym przypadku bardzo duzo zalezalo wlasnie od scenariusza i musze przyznac, ze S. Maeda napisal wciagajaca historie. Scenariusz scenariuszem, ale gdyby zle obsadzono glowna role moglo by byc kiepsko. Swietna robote wykonal Joe Morton (kolejny aktor z "Terminatora 2"). Jest to jeden z najlepszych goscinnych wystepow w Archiwum. Byl tak dobry w roli Martina Wellsa, ze zupelnie nie przeszkadza mi to, iz S i D pojawiaja sie raptem w kilku scenach.
Na uwage zasluguje tez pojawienie sie w roli czlowieka z tatuazem (sorry, ale wylecialo mi jak sie nazywal), najwiekszego zakapiora w Hollywood i jednego z ulubionych aktorow Roberta Rodrigueza, czyli Danny'ego Trejo. Moze to nie gwiazda, ale dosyc znane nazwisko.
"Owtsredrom" to kolejny eksperyment w serialu, co wiecej bardzo udany.
Ocena: 8.
Via Negativa, to jeden z najlepszych standalonow, w calej 9-letniej karierze serialu. Dla mnie i chyba dla sporej wiekszosci fanow, zawsze byli (i nadal sa) najwazniejsi w serialu DD i GA (choc po obejrzeniu 8 i 9 moge tu tez z czystym sercem, bez zadnych oporow, dodac tez Patricka). M i S przycmiewali inne rewelacyjne rzeczy tego serialu i wlasnie m.in. ten odcinek te walory ukazuje.
Archiwum X, to nie tylko M i S, ale i rewelacyjne scenariusze (choc w tym przypadku to Ameryki chyba nie odkrylem). GA pojawia sie na pare minut, ale za to tym razem to S ratuje zycie Doggetowi (nareszcie).
VN pokazuje wszystkim niedowiarkom, ze wprowadzenie RP/D do serialu, to byl strzal w 10 i do tego po raz kolejny moglismy sie przekonac, jak dobrym jest aktorem RP.
Milo bylo zobaczyc tez Skinnera, ktory razem z Doggetem tworzyli ciekawy duet, choc to zupelnie co innego niz M-S czy S-D.
Super byla scena spotkania D ze Strzelcami. Wniosla troche oddechu i lekkosci do atmosfery "VN".
Oprocz aktorow warto zwrocic uwage na genialny scenariusz Spotnitza, ktory przypomina troche cykl filmow o Freddym Kruegerze.
Mamy w VN sporo scen gore, drastycznych (w 8 s. to normalne), ale swietnie wspoltworza one klimat odcinka.
Mamy tu tez kapitalne sekwencje sennych wizji D: sceny w iscie surrrealistycznym twinpeaksowym stylu. Ale na glowe caly odcinek bije ostatni sen D - cos niesamowitego. Duzy wklad do sukcesu tego dziela wniosl tez Snow swoja muzyka, az czlowieka ciarki przechodza.
Bledem byloby nie wpomniec o rezyserze, ktory chyba nie mogl sobie wymarzyc lepszego debiutu w serialu.
Tony Wharmby to obok Bowmana, Mannersa i Cartera najlepszy rezyser w Archiwum.
Nie przypominam sobie, aby w jakims innym serialu, wprowadzenie nowej postaci tak odswiezylo serial jak wprowadzenie RP do XF. To oczywiscie nie oznacza, ze Archiwum przed pojawieniem sie RP, to bylo cos kiepskiego.
Wiecej, przez te 7 poprzednich sezonow radzilo sobie z bardzo dobrym skutkiem, praktycznie w ogole nie schodzilo ponizej pewnego dobrego poziomu (to oczywiscie jest moja opinia, z ktora nikt nie musi sie zgadzac).
VN to szczytowe osiagniecie. W moim odczuciu ekipa 1013 tym epizodem doszla do muru - lepszego juz się nie da zrobic (mam na mysli tylko standalony, nie komedie, eksperymenty czy mytharcy, tylko typowe archiwowe sledztwo).
Tu moze byc tylko 10/10.
Teaser Surekil moze nie nalezy do najlepszych, ale poczatek jest na tyle ciekawy, ze zacheca do ogladania.
Niestety pozniej juz nie jest tak ciekawie.
Do Via Negativa sezon trzymal wysoki poziom, ale w koncu stalo sie to co musialo nastapic.
Nawet w najlepszych serialach trafiaja sie gorsze epizody. Jednak nie jest on az tak beznadziejny jak sadzilem. Choc rzeczywiscie Surekill bedzie chyba najgorszym odcinkiem 8 serii. Mozna sie w nim dopatrzyc paru plusow, ale sa to plusy, ktore mamy w pawie kazdym odcinku. Jak zwykle dobra gre aktorow (ale i bez przesady, graja na tyle na ile pozwala im scenariusz), niezla muzyka, nadal tez z ciekawoscia obserwuje sie nowy duet, kilka ciekawie zrealizowanych scen (fajna byla ta scena z okiem Scully, a niby nic takiego) i to chyba wszystko. Ale nawet te elementy, nie pomoga gdy scenariusz jest slaby.
Jak na razie, nie liczac Surekill, 8 jest na bardzo dobrym poziomie. Epizody sa na tyle dobre, a relacje nowego duetu na tyle ciekawym watkiem, ze glupota byloby nie docenic tego jak ekipa Ten Thirteen stara sie zrekompensowac brak DD, co im sie udaje z zaskakujaco dobrym skutkiem (ale tez musze w tym miejscu zaznaczyc, ze czekam na powot Muldera).
A co do Surekill, to zasluguje na 3/10.
Salvage - Nie lubie J.Bella, ale w tym przypadku nawet mile mnie zaskoczyl.
W moim odczuciu jednak ten przyzwoity poziom odcinka, to glownie zasluga reszty ekipy pracujacej przy Salvage.
Niezle wypadl aktor w roli metal-mana, jest tu sporo ciekawie zrealizowanych scen z efektami specjalnymi.
Ale to chyba glownie dzieki rezyserowi nie skonczylo sie porazka, jak w przypadku poprzedniego odcinka.
Udalo mu sie wykreowac z pomoca zdjec i muzyki niezly klimat.
Moze to nie taka atmosfera jak w Roadrunners, ale jak na epizod oparty na pomysle pana Bella, to wyszlo zaskakujaco ciekawie. 4/10
Badlaa - John Shiban, to najbardziej nierowny scenarzysta w Archiwum X. Raz potrafi napisac cos wspanialego, jak np.Elegy, ale ma tez na swoim koncie takie dziadostwa jak np. Walk, Teso dos Bichos i wiele innych. Trudno zgadnac, czy kolejny jego indywidualny odcinek to bedzie sukces czy porazka.
Na szczescie tym razem sie udalo. Badlaa to jedno z lepszych samodzielnych dziel Shibana.
Dobra robote wykonal tez rezyser, widac ze jego udany debiut (Via Negativa), nie byl przypadkowy.
Badlaa, to kolejny udany powrot do korzeni i kolejny epizod poswiecony Scully. Mocnym punktem jest tu zakonczenie, zreszta mozna to powiedziec o prawie kazdym odcinku (przynajmniej do tej pory)8 serii. Koncowka w ciekawy sposob spina w calosc dotychczasowe standalony, chodzi mi o zmiane pogladow S w kwestii zjawisk paranormalnych. Postac grana przez GA nie tyle wierzy, co pelnic zaczela role M (co chyba nikogo nie zaszkoczylo). Probuje tez tak jak M rozwiazywac sprawy otwartym umyslem i pomimo tej swojej wiary, to i tak nie potrafi wszystkiego zobaczyc. Ma wyrazne watpliwosci, ktorych M z pewnoscia by nie mial, a Anderson te rozterki agentki FBI pokazala tak jak tylko ona to potrafi.
Nadal tez z przyjemnoscia obserwuje sie nowy duet, pomimo wyraznej poprawy w ich relacjach.
A wydawalo mi sie, ze jak tylko polepszy sie wspolpraca nowego duetu, to ten watek zrobi sie malo ciekawy - nic bardziej mylnego. Poprzedni standalone byl calkiem dobry, jednak to nie bylo to samo, co prezentowala soba 8 do Via Negativa. Moze Badlaa nie dorownuje VN, Redrum i Roadrunners, ale tez nie mam nic przeciwko, by nie postawic tego odcinka zaraz za tak udanymi epizodami jak Patience czy Invocation.
Ocena 7/10.
The Gift to niby odc. mitologiczny. Wiadomo, fabula dotyczy choroby M, ale watek ten jest tylko jednym z elementow fabuly i wcale nie najwazniejszy. Gdyby tak nie bylo tych wszystkich scen z DD, to odc. nie bylby przez to gorszy.
Chociaz oczywiscie to dobrze, ze ekipa serialu przypomina o zaginionym agencie, ale to RP gra tu pierwsze skrzypce.
Po genialnym Via Negativa, to kolejny odc. Spotnitza skupiajacy sie wokol nowej postaci i podobnie jak w VN tak i tu pomagaja mu Skinner i Strzelcy, a D pokazal, ze swietnie radzi sobie sam w serialu.
Mamy znowu kilka dosc mocnych obrzydliwych scen, ale uwielbiam filmy gore, wiec mnie to nie przeszkadza. A to co wymyslil scenarzysta w The Gift moze byc dla nie których widzow zbyt trudne do przelkniecia.
Wielu uzna to za gruba przesade.
Jednak to co sie wydarzylo w The Gift mialo swoj cel, na pewno nie mozna tu mowic o konczeniu sie pomyslow. Spotnitz postanowil postawic Doggetta w sytuacji, w ktorej byl Mulder, i teraz tez D wie jak to jest, gdy nikt nie chce uwierzyc. Najlepiej obrazuje to scena ostatnia, gdy D ma napisac raport. Oczywiscie nikt oprocz Doggetta i Skinnera nie wie o tym co sie stalo, ale tez sam Doggett nie moze w to uwierzyc, a z drugiej strony wie pzeciez dobrze co sie wydarzylo. Wyrazna przyjemnosc sprawia scenarzystom wystawianie sceptycyzmu D na ciezka probe w tej serii.
Takie rzeczy to nawet, jesli mnie pamiec nie myli, S sie nie przytrafialy (a przy okazji wychodzi na to, ze D to chyba jeszcze wiekszy sceptyk i uparciuch niz Scully).
Ocena: 8/10.
Medusa - Nie po raz pierwszy mamy w serialu standalone o nieznanym blizej organizmie, najlepszym przykladem moze tu byc F.Emasculata. Ale za to swietnym pomyslem, bo jeszcze nigdy wczesniej nie wykorzystanym, bylo to aby akcja toczyla sie w tunelu, w metrze.
Dzieki temu mamy tu niezly klimat z elementami klaustrofobii. Na uwage zasluguje tez fakt, ze jest to odc., w ktorym element fiction nie dominuje nad science (oczywiscie przy zachowaniu odpowiednich propocji, w koncu to Archiwum X). Serial juz dawno stracil jakiekolwiek oznaki realnosci prezentowanych wydarzen (moj ulubiony przyklad, to Leonard Betts, uwielbiam scene samoodrodzenia), ale czasami sa wyjatki takie jak np.. Medusa.
Kto by sie spodziewal, ze w serii, gdzie mamy takie odcinki jak np The Gift jest miejsce na tego typu odcinek.
Juz nawet nie potrafie sobie przypomniec, kiedy ostatnio mielismy taki standalone i nie chodzi mi tylko o 8 serie (ale musze tez zaznaczyc, ze to wcale mi nie przeszkadza). Kolejnym plusem i to duzym jest nowy duet, bez nich ta Medusa nie była by az tak dobra. S i D tworza juz rownie zgrany duet co M i S, swietnie sie uzupelniaja.
Kolejna rzecz warta uwagi to oczywiscie dialogi. Jak zwykle sie nie zawiodlem, jest w czym wybierac, poczynajac od rozmowy na poczatku z Karrasem a konczac na scenie w szpitalu (a co do tej sceny w szpitalu, to wreszcie S się usmiechnela i jestem tez ciekaw, co takiego D chcial jej powiedziec na koncu odcinka; fajna byla tez reakcja obojga nim D zaczal sie przebierac).
Z jednej strony ciesze sie, ze serial wraca do klimatow UFO + konspiracja, ale z drugiej strony troche szkoda, ze to juz ostatni standalone tego typu w 8 serii. Chodzi mi o nowy duet, który stanowi na tyle interesujacy watek, ze moglby pociagnac 8 sezon do samego konca (i np. jako final 8 sezonu This is Not Happening). A wracajac do odcinka, to kolejny dobry epizod w 8 serii.
7/10
Per Manum
Dla jednych dobra wiadomosc, dla innych zla. XF wraca do swojego glownego nurtu. Jednak uwazam, ze nie tylko wielbiciele mytharcow powinni byc zadowoleni z PM (jak i 3 nastepnych), ale i widzowie rozkochani w standalonach.
I to nie tylko dlatego, ze od PM do serialu wraca DD. Po prostu czekaja nas przynajmniej bardzo dobre odcinki.
Ale jesli ktos spodziewal sie po PM epizodu w stylu Within/Without, to pewnie poczuje zawod.
Akcja toczy sie w slimaczym tempie (niektorzy uznaja ze jest nudno), ale moim skromnym zdaniem powstal jeden z lepszych mytharcow w calym serialu. CC i FS umiejetnie zawarli w scenariuszu obawy kobiety zwiazane z ciaza, a GA oczywiscie te wszystkie leki odegrala w swoim niepowtarzalnym stylu. Zreszta wszyscy graja tu wspaniale, nie tylko Anderson.
Dobra robote wykonal tez weteran serialu Manners. Atmosfera jest tu niesamowita, czuje sie narastajace z minuty na minute zagrozenie wokół Scully. Trust No One - te slowa chyba najlepiej oddaja klimat PM.
To motto mozna odniesc do kazdego tego typu odcinka, ale w malo ktorym atmosfera jest tak przytlaczajaca jak tutaj.
Dobrze jest tez widziec Muldera, chocby tylko w retrospekcjach. A co do retrospekcji, to mamy tu jedyna rzecz, ktorej brakowalo mi w 8 serii, czyli sceny z M i S. Jak juz jestem przy tych wywolujacych emocje scenach z M i S, to nalezy powiedziec, ze scenarzystom naleza się brawa za odwage (nie zaleznie od tego jakie się ma poglady na temat ich wzajemnych relacji). Jestem pewien, ze to co sie stalo w PM (a raczej poza ekranem) wywolalo wsród widzow bardzo skrajne emocje. Sam jak ogladalem kilka lat temu PM nie moglem uwierzyc w to co sie wydarzylo w retrospekcjach.
Ale musze zaznaczyc, ze dobrze sie stalo, iz nie pokazano jak S prosi M aby zostal dawca, jakos trudno wyobrazic sobie taka scene (moze po prostu CC i FS nie wiedzieli jak to pokazac?).
Rownie interesujace, choc z innych powodow, sa sceny z udzialem nowej pary. Genialny jest moment, gdy S odkrywa, iz jej nowy partner oprocz spraw archiwum niezle orientuje sie tez w jej zyciu, co oczywiscie sie jej nie podoba.
Niezla byla tez scena jak Scully powiedziala Doggettowi, ze Parenti to jej lekarz czy ta, w ktorej nie chciala mu powiedziec dlaczego wyjezdza. Musze sie przyznac, ze nie spodziewalem sie, iz az tak bardzo polubie nowego agenta. Nie przypuszczalem, ze bedzie mi go az tak szkoda, ze jego partnerka nie chce mu nic powiedziec.
Trzeba przyznac facet jest niesamowicie cierpliwy, ja bym juz dawno nie wytrzymal.
A na koniec mamy genialna scene, w ktorej oboje ( a zwlaszcza nasza ulubiona agentka) dostaja cenna lekcje, komu mozna i trzeba zaufac. I chyba w koncu wytworzyla sie miedzy nimi nic prawdziwego zaufania.
Jak widac w PM relacje agentow wcale az tak bardzo sie nie poprawily, jakby moglo sie wydawac po obejrzeniu poprzednich odcinkach (dopiero w ostatniej scenie PM widac zmiane).
W PM wrocilo to napiecie miedzy S i D, ktore mialo miejsce w serialu do Via Negativa. PM to odcinek, ktoremu bez zadnych obaw moge postawic 9/10.
This is Not Happening
Moim skromnym zdaniem Carter i spolka powinni dostac Emmy lub Zlotego Globa za 8 sezon.
A jeli juz nawet nie za caly sezon, to powinni krytycy nagrodzic 8, chocby za This Is Not Happening (no moze oprocz DD, ktorego rola ogranicza sie do lezenia trupem).
Jest wiele niezapomnianych odcinkow, ale 14 epizod 8 sezonu, to absolutnie wyjatkowe dzielo. Pamietam jak ogladalem w marcu 1998 roku Redux/Redux 2 i uswiadomilem sobie wtedy, ze wlasnie mialem ta przyjemnosc zobaczyc dwa najlepsze odcinki, nie tyle glownonurtowe, co ogolnie w calym serialu (jak sie pozniej okazalo nie tylko w 5 ale i nastepnych seriach nie byly to jedyne tak genialne perelki). Oczywiscie przed i po Reduxach byly mytharcy na wysokim poziomie, ale zaden im nie dorownal, az w koncu nadeszla pora na TINH.
Zaryzykuje stwierdzenie, ze w tym sezonie mamy najlepsza mitologie (oczywiscie w pozostalych seriach mitologii tez niczego nie brakuje), a przynajniej chyba nigdy w serialu nie bylo takich emocji jak np. w Within/Without czy TINH.
Epizod ten od pierwszych do ostatnich minut zachwyca kazdym elementem. Wiadomo swietny scenariusz i dobre dialogi napisane przez Cartera i Spotnitza .
Pieknie calosc wyrezyserowal najlepszy dla mnie rezyser w Archiwum, obok Cartera, czyli K.Manners. Swietnie tez pracuje tu kamera, w podobnym stylu zrealizowano Within/Without.
Oddzielny rozdzial w historii TINH zajmuje muzyka. Nie mam na mysli wylacznie tej z ostatnich minut, ale praktycznie w calym odcinku jest genialna. To jest jeden z tych epizodow, ktore najlepiej oglada sie bez lektora; wtedy mozna sie calkowicie wsluchac w kazdy podklad dzwiekowy stworzony przez Snowa na potrzeby odcinka.
Jest to tez kolejny odcinek, w ktorym liczy sie przede wszystkim Scully. Przez 43 minuty obserwujemy agentke w ciaglym niepokoju o los zaginionego partnera. Tak bardzo chce znalesc Muldera, ale tez dobrze wie jak poszukiwania moga sie zakonczyc. A gdy wydaje sie, ze wszystkie sily (tzn. scenarzysci) sprzysiegly sie przeciwko Scully, gdy jedyna osoba mogaca pomoc, znany nam z Talitha Cumi/Herrenvolk, Jeremiah Smith zostaje porwany, mamy okazje zobaczyc jeden z najbardziej dramatycznych cliffhangerow w serialu.
Bledem było by nie wspomniec o najwazniejszym elemencie, czyli aktorach. Wszyscy, w tym drugoplanowi, spisali sie na medal. Ale oczywiscie glowna gwiazda jest tu GA, po tym co pokazala rece same skladaja sie do oklaskow. Zreszta co tu pisac o jednym odcinku, to co ekipa Ten Thirteen i aktorka wyciskaja przez caly serial z tej postaci jest trudne do uwierzenia. W kadej serii znajdzie sie epizod, w ktorym GA pokazuje aktorstwo jak z
najlepszej strony. Ale jesli np. w Milagro jej gre okresla sie jako rewelacyjna, to co mozna powiedziec o tym co pokazala w TINH (to oczywiscie jest pytanie retoryczne)?
Anderson w TINH osiagnela szczyt mozliwosci aktorskich. Nie wiem, czy mozna zagrac jeszcze lepiej (rownie wspaniale zagala w filmie House of Mirth, odcinku William i mini serialu Bleak House).
Nie chodzi mi tylko o ten niesamowity koniec, ale o caly epizod (zakonczenie TINH jest dla mnie rownie genialne, co ostatnie sceny finalu 2 serii serialu Millennium). Moze i zakonczenie jest mocno przesadzone, ale ale jak sie to oglada. Interesujacy jest tez w TINH fakt z przeszlosci Doggetta, z ktorym wiele wspolnego ma nowa postac w serialu, agentka Monica Reyes. Nie zrobila na mnie az takiego wrazenia jak Doggett, ale jest na tyle ciekawa postacia, ze z przyjemnoscia zobacze ja w kolejnych odcinkach. Jak na drugoplanowa postac, to w zupelnosci wystarczy.
Pomimo dosyc powaznej i ciezkiej atmosfery, to jednak znalazlo sie miejsce na kilka scen, ktore dodaja odcinkowi troche lekkosci i humoru. Jest ich niewiele, ale dobre i tyle. Chodzi mi o reakcje Doggetta, gdy zobaczyl siebie na ekranie monitora w miejscu gdzie go nie bylo, kapitalna scena. Swietna byla tez reakcja Reyes gdy zobaczyla UFO.
TINH ogladalem juz tyle razy, wiec nie ma mowy, abym przesadzal z pochwalami, co innego gdybym widzial go pierwszy raz. Odcinek ten plasuje sie w scislej czolowce moich ulubionych odcinkow. 10/10
DeadAlive
W porownaniu z TINH DeadAlive wypada gorzej, ale gorszy nie musi oznaczac tego, ze odcinek jest kiepski. Po prostu, chyba niemozliwe bylo nakrecenie 2 takich arcydziel jak TINH, wiec DA jest "tylko" swietny. Tym razem nie skupiono sie wylacznie na Scully, GA juz tak nie dominuje jak w poprzednim odcinku nad reszta obsady. Oczywiscie gra wspaniale, ma kilka swietnych aktorsko scen, ale rownie wazna role odgrywaja tu Pileggi i Patrick, ktorzy tez pokazali sie jak z najlepszej strony, tak jak i reszta obsady.
DA zaczyna sie od mocnego uderzenia, bo od pogrzebu Foxa (a tak na marginesie, ktory to juz raz niby zginal Mulder?). Choc oczywiscie wiemy wszyscy dobrze, ze smierc Muldera to lipa, cos tu jest nie tak (z przebiegu wydarzen w odcinku bardziej pasuje okreslenie stan przejsciowy), zwlaszcza ze nastepuje nagly przeskok w czasie o 3 miesiace i jest to troche nie najlepszy pomysl. Na pewno lepiej było by, gdyby pokazano co sie dzialo w tym czasie z pozostalymi bohaterami, chyba nie tylko ja jestem tego ciekaw.
Ale trzeba przyznac, ze na poziom odcinka nie ma to zbytniego wplywu.
Podobnie jak Within/Without, Per Manum i This Is Not Happening odcinek 15 8 sezonu oglada na jednym oddechu, serce doslownie podchodzilo mi do gardla.
Milo bylo zobaczyc tez Kryceka (moja ulubiona postac, wole go nawet od CSM), ktory jak zwykle sporo namieszal. Dobrze tez, ze scenarzysci nie zapomnieli o przyjazni Skinnera i Kryceka, ktora rozpoczela sie w 6 serii. Swietnie wypadla konfrontacja Kryceka (jak na jednorekiego niezle obracal kierownica) i Doggetta; rownie dobra scena, co bijatyka M i K w Anasazi.
Swoje 5 minut ma tez Mulder. Dobrze go widziec takiego jak zawsze, ze swoim typowym poczuciem humorem.
A co do scen z DD i GA, to naleza one do najlepszych w serialu.
Pieknie tez zrealizowana i zagrana byla scena, gdy S rozmawia ze Skinnerem i Doggettem o tym w jakim stanie jest Mulder. Podobie jak w poprzednich odcinkach tak i w DA mamy niesamowita muzyke.
Polecam szczegolnie kawalek ze sceny o ktorej przed chwila wspomnialem, czy tytulowy utwor pojawiajacy się w pierwszej scenie z M i S oraz ten piekny kawalek pod koniec DeadAlive.
A co do Doggetta, to bardzo podobala mi sie jego postawa w TINH/DA. Caly czas imponowal lojalnoscia i troska o Scully. Najpierw na poczatku DA odrzucil propozycje Kersha, tylko dlatego aby biuro nie zostalo zamkniete po odejsciu Scully na urlop. Zreszta D coraz bardziej przypomina S z poczatku serialu. Rowniez jest niedowiarkiem, ktory nie chce uwierzyc nawet w to co widzi na wlasne oczy. Jest uparty, ale szanuje tez zdanie Scully jak kiedys
robila to Dana wzgledem Foxa. No i poswieca swoja kariere dla Archiwum X, wiec idzie rowniez w slady Scully.
Bardzo podobal mi sie tez, tak jak i w poprzednich odcinkach, nasz wicedyrektor. Zawsze go lubialem, ale w 8 serii Skinner jest jak inny czlowiek. Zreszta uwazam, ze dyrektor i Doggett z bardzo dobrym skutkiem zastepuja Scully Muldera. Lysy jest przyjacielem, a Doggett pelni role opiekuna, ochroniarza, mozna nawet powiedziec aniola stroza.
O DeadAlive, jak i o poprzednich mytharcach tej serii, mozna jeszcze dlugo pisac i pisac, a wszystko sie i tak sprowadza do jednego, ze jest to jeden z najlepszych mytharcow w serialu.
Ocena: 9/10.
Three Words, to zupelnie inny odcinek niz TINH i DA. Oczywiscie, to jest final trylogii, ale widac, ze jest troche doczepiony na sile do poprzednich epizodow. W sumie tak gdzies do skadinad niezlej sceny, w ktorej M dowiaduje sie o nowym agencie w Archiwum X i odzyskuje nagle ochote do pracy, mamy kontynuacje DA, a pozniej to juz typowa konspiracja. Ale musze przyznac, ze powrot Muldera do pracy odbyl sie troche za szybko. Dopiero co "nie mogl sie odnalesc", a juz pracuje. Jest jeszcze sprawa zakonczenia watku choroby Foxa, ktora ciagla sie w serialu od 6 serii, a w TW wystarczylo kilka zdan i dowiadujemy sie, ze juz nie ma sladu po chorobie Muldera. W podobnym stylu Carter konczyl wiele watkow w serialu, raz z lepszym (np. Sein Und Zeit/Closue), innym razem z gorszym skutkiem (Two Fathers/One Son). Widocznie CC lubi najbardziej proste rozwiazania. Moze tez irytowac w odcinku zachowanie Muldera, ale z drugiej strony wydaje mi sie, ze po tym co przeszedl, to chyba calkiem normalne, ze sie dziwnie zachowywal. Chociaz musze przyznac, ze okropnie wkurzal mnie w TW Mulder (zreszta nie pierwszy raz).
Tak bardzo, ze tylko czekalem kiedy pojawi sie Doggett i nawet nie bylbym zaskoczony gdyby widzowie uznaliby po tym odcinku, ze wola Doggetta od Muldera (najlepiej okresli to moj brat: co ten Mulder taki jakis nabuzowany?).
A co do zachowania Muldera. Chyba kazdy go lubi, ale to jest chyba jedyny przypadek w serialach, gdy glowny bohater potrafi czasem tak niezle wkurzyc (ciekawe jest tez to, jakiego robia z Foxa nieudacznika i kretyna, zwlaszcza w odcinkach komediowych). Zwlaszcza denerwuje mnie to jak on traktuje Scully w odcinkach typu Revelations, All Souls. Oprocz TW bardzo dziwnie zachowywal sie tez np. w One Son i jest to jeden z wielu przykladow. Mozna zadac pytanie: skad to dziwne zachowanie? Moze dlatego, ze M jak wiadomo jest niezbyt lubianym agentem, uznawany jest za odludka i wlasnie takimi odcinkami jak np. Three Words ekipa 1013 chce nam pokazac, dlaczego spooky nie nalezy do szczegolnie lubianych osob w FBI. Na szczescie w kolejnych odcinkach bedziemy mieli Muldera takiego jakiego lubimy. Chyba za bardzo sie przyczepilem, bo w sumie wszystkich plusow jest wiecej niz minusow. CC i FS napisali dobry scenariusz, a rezyserowi udalo sie do konca utrzymac napiecie, w czym pomogla mu tez muzyka.
Jedyna rzecz, ktorej brakowalo mi w 8 serii, to scen z M i S, i moze dlatego bardzo przypadla mi do gustu pierwsza rozmowa agentow w domu Muldera.
Interesujaco wypadly tez sceny z DD i RP. Przez ponad polowe sezonu mielismy bardzo ciekawa pare Scully-Doggett, a teraz tworzy nam sie kolejny rownie ciekawy, choc dosyc nietypowy duet jak na ten serial, Mulder-Doggett. Poczatek ich znajomosci nie wypadl moze najlepiej (rozbawilo mnie w tej scenie zachowanie Skinnera, to jak zaczal bronic Muldera, zupelnie jak w szkole), ale pewnie tez dlatego bardzo podobala mi sie ich wspolpraca w koncowce odcinka.
O aktorach tez nie mozna nic zlego powiedziec. Wszyscy graja tak jak powinni, w tym tez DD (choc przy paru scenach mogl sie bardziej postarac).
W sumie Three Words to bardzo dobry odcinek.
Ocena 8/10.
Empedocles
Gdy na poczatku 8 serii wprowadzono do serialu Doggetta, a pozniej w TINH pojawila sie kolejna nowa twarz Monika Reyes, to chyba kazdy sie domyslil, ze jesli powstanie kolejny sezon, to moga nastapic powazne zmiany w serialu.
I wlasnie Empedocles mozna nazwac poczatkiem tych zmian (oczywiscie kolejnymi takimi odcinkami sa 18, 19 i 20/21), czyli pozegnaniem ze starym, dobrym Archiwum X .
Empedocles, to kolejny odcinek skupiajacy sie wokol Doggetta. Odcinek ten rzuca tez troche swiatla na sprawe smierci Luke'a Doggetta.Wiele nowego dowiadujemy sie o postaci granej jak zwykle swietnie przez Patricka poprzez sprawe zwiazana z jego synem, ktora prowadzi agentka Reyes.
A co ze starym pokoleniem XF?
Scully jest malo, wiadomo jest w zaawansowanej ciazy, wiec nie powinno dziwic nikogo, ze rola GA jest dosyc ograniczona. Ale za to Muldera jest duzo, wiecej pomaga nawet Reyes, a Doggettowi to sie oczywiscie nie podoba.
Mamy tu kilka niezlych scen jak z horroru, np. facet zdrapujacy sobie twarz. Bardzo ciekawie wypadly tez reminiscencje, choc klimatem wydaja sie bardziej pasowac do serialu Millennium. Ale Empedocles to nie tylko trzymajaca w napieciu historia na pograniczu horroru i thrillera. Jest tez kilka wspanialych scen z M i S, ktore wypadly zaskakujaco prawdziwie.
Interesujaco wypadlo tez pierwsze spotkanie M i R (to tradycja tej serii, kazda tego typu scena jest wspaniala). A co do Reyes podobala mi sie jeszcze bardziej niz w TINH, choc i tak wole Doggetta.
Bardo podobaly mi sie tez sceny z D i R, to moze byc naprawde dobry duet (i pewnie takie same zdanie mieli w wytworni FOX, ze zdecydowali sie na 9 sezon). Zreszta podobala mi sie kazda scena ukazujaca relacje wszystkich glownych bohaterow. Ale oprocz scen z M i S oraz z D i R najbardziej przypadly mi do gustu sceny z Mulderem i Doggettem. Zreszta Mulder mial tu bardzo ciekawa role - obserwowal nowy duet i komentowal. Jest tu tez sporo dobrych dialogow i to nie tylko w wykonaniu M. Chociaz na teraz pamietam tylko zdanie o Presleyu i to ze wierzy prawie we wszystko' (ciekawe, co to jest to 'prawie'?).
Trzeba tez przyznac, ze DD zagral naprawde dobrze. Nie widze w odcinku zadnych oznak zmeczenia rola. Zreszta uwazam, ze gdyby nie bylo w Empedocles Muldera, to mimo wszystko odcinek nie bylby az tak dobry jak jest. Jego poczucie humoru bardzo tu dominowalo.
Mamy tu tez wspanialy podklad dzwiekowy, ktory swietnie wspoltworzy klimat odcinka.
Trudno uwierzyc, ze taki epizod jak Empedocles wyszedl od autora Surekill, najgorszego epizodu 8 sezonu,
Empedocles to przeciez dobra archiwowa robota.
Ocena:7/10
W Vienen wraca czarny olej, ale epizod ten nie wnosi nic w sumie nowego do tego co juz wiemy o czarnym raku. Gdyby nie zakonczenie to bylby jeden z mniej waznych odcinkow glownonurtowych.
Bardzo lubie klaustrofobiczne klimaty, gdy bohaterowie siedza w jednym miejscu, sa odcieci od swiata i oczywiscie sa w niebezpieczenstwie, i tak jest wlasnie w Vienen. S.Maeda wpadl na dobry pomysl, nigdy wczesniej nie wykorzystany w serialu, by akcja toczyla sie na platformie wiertniczej a rezyser odwalil kawal dobrej roboty, do konca epizod trzyma w napieciu.
W Three Words i Empedocles bylo kilka scen z DD i RP, z ktorych można bylo wywnioskowac, ze dobrze im sie wspolpracuje razem, a Vienen tylko to potwierdzil. Duet M-D byl tak swietny, ze zupelnie nie brakowalo mi
pary znanej z poprzednich sezonow (a trzeba zaznaczyc, ze od powrotu DD do 8 serii M i S spedzaja ze soba dosyc malo czasu na ekranie). Gdyby nie ten nowy, choc troche nietypowy jak na ten serial duet to Vienen moglby nie byc tak dobry jak jest.
Kolejna sprawa, gdy M mowi o wyrzuceniu z FBI to nawet dla osoby, ktora wiedziala o tym, oglada sie koniec z niedowierzaniem. Wspaniala scena.
A co do Kersha - zastanawia mnie, za co on tak nienawidzi Muldera. Od pierwszego spotkania jeszcze w 6 serii ciagle sie go o cos czepial. Podobalo mi sie tez, ze M specjalnie gral dyrektorowi na nerwach, gdy ten mu cos zabronil, to M i tak to zrobil na przekor, i bardzo dobrze.
W sumie Vienen to kolejne dobre 43 minuty 8 serii. 7/10
Alone - 8 seria nalezy do Franka Spotnitza (oczywiscie miedzy innymi), któremu bardzo musiala przypasc do gustu postac grana przez Patricka. Po Via Negativa, The Gift i czesciowo Medusa to kolejny odcinek specjalisty od mitologii skupiajacy sie na nowym agencie. Spotnitz napisal ciekawa historie, a do tego uwielbiam wszelkiego rodzaju mutanty, potwory i gdy akcja dzieje sie w zamknietych pomieszczeniach, w tym przypadku podziemny tunel, wiec nie pozostaje nic innego jak tylko ogladac. Trzeba zaznaczyc tez, ze Spotnitz sprawdzil sie w roli rezysera.
Doggett jak zwykle swietny, ale podobala mi sie tez jego nowa partnerka Leyla Harrison. Zreszta to byl swietny pomysl, by fanka prowadzila sledztwo razem z Doggettem. A tak sie wlasnie zachowywala, jak prawdziwa fanka serialu (znala sprawy jakie prowadzili M i S, nawet przyczepila sie do jednej z wiekszych wpadek w serialu).
Byc może dosyc narwana i naiwna, ale bardzo sympatyczna (czyzby ludzie z 1013 mieli o nas, fanach, takie zdanie).Podoba mi sie tez to w jaki sposob zlozono hold zmarlej fance, czyli Leyli Harrison.
Scully znowu malo, ale za to duzo bylo Muldera, ktory jak zwykle draznil sie z Kershem, choc juz nawet dla niego nie pracuje (szkoda, ze nie bylo w Alone dyrektora, chcialbym zobaczyc jego mine). Slyszalem opinie, ze DD jest "zmeczony w 8 serii", "nie che mu sie grac", itp. Sa to przesadone opinie. Duchovny gra dobrze i to nie tylko w debiucie rezyserskim Spotnitza, ale i w pozostalych odcinkach zagral tak jak powinien.
Alone to nie tylko kolejny udany powrot do klasyki, ale przede wszystkim kolejny po Empedocles i Vienen odcinek zamykajacy pewien rozdzial w historii serialu (panuje tu taki troche nostalgiczny pozegnalny nastroj). Bledem bylo by gdybym zapomnial o wspanialej scenie ze S i D na poczatku odcinka. Swietna tez jest scena jak Scully znajduje w swoim biurku monete z Dreamland, bryloczek z Tempus Fugit, nie zapomnieli nawet o Queequegu. A na koncu odcinka jeszcze ten wspanialy gest z bryloczkiem i dla mnie najlepszy fragment Alone, gdy M i S maja odpowiedziec na pytanie dobrze nam wszystkim znane. Genialna scena, tez dzeki DD i GA (a S oczywiscie zaprzeczyla, ze widziala UFO).
Alone pokazuje tez w jak bliskich stosunkach sa S i D (jak mu było przykro, gdy odchodzila). Zreszta stosunek Scully do Doggetta jest odzwierciedleniem tego jak widza go widzowie. Na poczatku tak jak ona mu nie ufalismy (Scully troche dluzej), z gory nie lubilismy (nawet go jeszcze nie znajac), a teraz uwielbiamy Doggetta na rowni z Mulderem i Scully (moze nie wszyscy, ale spora czesc widzow).
Alone to swietny debiut Spotnitza i chocby za te 2 sceny o których przed chwila wspomnialem z agentami (+ jeden bezrobotny) zasluguje na 9 punktow, a co dopiero za caly odcinek.
Essence zaczyna sie od jednego z najlepszych teaserow w serialu. Zreszta bardzo lubie tego typu teasery (np. poczatek Biogenesis, Trust No 1 czy Providence i wiele, wiele innych). A pozniej jest jeszcze lepiej - nie ma sie do czego przyczepic. Dobry scenariusz i dialogi, swietne zdjecia i muzyka (zwlaszcza w tych kapitalnie zrealizowanych scenach akcji), znakomita rezyseria i dobra gra aktorow (wszystkich trzeba dodac).
Akcja rozwija sie powoli, ale oglada sie bardzo dobrze. a gdy tylko pojawia sie Krycek akcja nabiera takiego tempa, ze nawet nie zauwazylem, kiedy pojawil sie napis 'ciag dalszy nastapi'.
Jak zwykle swietny byl duet M-D (tylko co Doggett tak sie slucha we wszystkim Muldera).
Milo tez bylo zobaczyc matke Scully. Ostatni raz, nie liczac teasea DeadAlive, pojawila sie w odcinku Emily.
Essence nie schodzi ponizej poziomu typoewgo dla mitologii 8 serii - jest swietny. 9/10
Essence jest swietny, ale Existence to juz totalny odjazd. Nie powiem, zeby za wiele sie wyjasnilo, w sumie jeszcze bardziej zagmatwalo, ale dzialo sie naprawde duzo. Praktycznie kazda scena jest genialna: porod Scully+ Billy Miles i jego "kumple", gonitwa superzolnierzy za agentami w budynku FBI czy morderstwo Kryceka...az mam ochote go znowu zobaczyc.
Jesli chodzi o egzekucje Alexa, to po prostu szok. Od czasow smierci informatora w Herrenvolk nie widzialem tak dramatycznej sceny zabojstwa. Przy okazji w swoim stylu CC zakonczyl jedna scena watek, ktory ciagnal sie od 6 serii (chodzi mi o spawe rozpoczęta w S.R.819).
A co do aktorow, to wszyscy grali wspaniale. Podobnie jak w poprzednich podobal mi sie tez duet M-D, ciekawie wypadly tez relaje S-R.
W Existence jest mniej Scully niz w czesci pierwszej, ale dzieki montazowi, szybko nastepujacym po sobie wydarzeniach i umiejetnosciach aktorskich Anderson wydaje sie, ze S jest tyle ile powinno byc w kazdym odcinku. Zwlaszcza nie zapomne tej sceny, gdy S krzyczy (jesli dobrze
pamietam) "to dziecko jest moje". Chociaz trzeba przyznac, ze zagranie ciezarnej kobiety chyba nie sprawilo zbyt duzo problemow aktorce.
Nie da sie ukryc, ze Existence to przede wszytskim pozegnanie ze starym XF (i poczatek czegos innego, nowego). Najlepiej to widac w scenie ostatniej z DD i GA (ten odjazd kamery na samym koncu), ktora wszystko wyjasnila.
Przesadzilem może troche, pozostalo sporo nowych pytan, w 9 serii dojda kolejne, ale z tej sceny chyba kazdy sie domyslil, ze William jest wynikiem zwiazku agentow (zreszta w swoich wypowiedziach Carter i Spotnitz wielokrotnie to potwierdzili).
Tak czy inaczej ekipa 1013 zafundowala nam zakonczenie serialu, a pzynajmniej pewnej jego czesci (roli M i S w Archiwum X) jakiego kazdy inny serial moze tylko pozazdroscic. I nie mam na mysli, choc moze sie tak wydawac, tylko i wylacznie spraw, ktore interesuja glownie shipperow).
Ocena: 10/10.
Po jednej z lepszych 8 serii przyszla pora, by przypomniec sobie ostatni sezon, ktorego nikt nie chcial (nawet ci, ktorzy doceniaja .
Nie winie Cartera i ekipy 1013 za to, ze jednak powstala 9. W koncu to nie od nich ostatecznie zalezalo czy serial bedzie kontynuowany, tylko od decydentow z telewizji FOX. Moze sie nam to nie podobac (w koncu to Carter walczyl o serial, dzieki niemu FOX zarobil miliony dolarow), ale taka jest prawda. Nie jestem tez specjalnie zly na Duchovnyego - w koncu o tym, ze odejdzie bylo wiadome, ale niestety decydenci z Foxa sie przeliczyli.
Pamietam jak po zakonczeniu 7 serii pojawil sie wywiad ze Spotnitzem, ktory powiedzial cos takiego, ze "on i Carter nie byli zbytnio zadowoleni, gdy sie dowiedzieli, ze jednak powstanie 8 sezon, ale to nie od nich zalezy ta decyzja".
Rownie dobrze mozna odniesc te slowa do 9 serii.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze XF zniknelo z anteny z powodu zbyt niskiej ogladalnosci. Oczywiscie nigdy XF nie mialo tylu widzow co np. Przyjaciele czy ER, ale mialo swoja stala widownie (pewnym pocieszeniem jest fakt, ze final mial ogladalnosc zblizona do 8 serii). Inna sprawa jest wyrazne obnizenie poziomu serialu w 9 serii, zwlaszcza dotyczy to standalonow, chociaz trzeba tez przyznac, ze gdzies tak od polowy serii jest o wiele lepiej.
Ale widocznie tak musi byc - nawet w najlepszych serialach trafiaja sie gorsze lata (najlepszym przykladem moze byc serial 24, gdzie po jednej z najlepszych 5 serii niedawno lecial wedlug sporej czesci widzow najgorszy sezon).
Pomimo tego, ze tez uwazam, iz serial powinien zakonczyc się na 8 serii (po prostu widac po ostatnich pieciu epizodach ze planowali zakonczyc serial), to trzeba jednak zaznaczyc, ze 9 nie jest jednak az tak beznadziejna jak sie o niej mowi. Po prostu XF nawet na slabszym poziomie to nadal dobry serial.
W poprzednich latach tez sie trafialo sporo odcinkow o ktorych chcielibysmy jak najszybciej zapomniec, zaryzykuje stwierdzenie, ze było kilka nawet gorszych od tych z 9 serii.
Dobrze sie stało, iz Carter nie odszedl z serialu po 8 serii. Mial takie plany, ale jak wiadomo zostal w XF glownie ze wzgledu na GA (na 9 serie podpisala umowe za nim bylo wiadomo, iz jednak bedzie 9, w okolicach pierwszych odcinkow . Nawet nie potrafie sobie wyobrazic jak byłaby slaba 9, gdyby odszedl CC po 8 serii. To dopiero byłaby katastrofa.
Troche trudno oceniac 9 biorac pod uwage poprzednie lata, bo to jest juz inny serial (nawet z 8 nie próbuje porównywać). Zreszta tworca serialu wielokrotnie powtarzal, ze 9 to bedzie zupelnie nowy serial, cos na ksztalt XF: Nowe Pokolenie (i moze byłoby lepiej, gdyby w 9 s. zmienili na wlasnie taki tytul serial). Ja patrzę na 9 jako na cos zupełnie nowego. Nowe postaci, brak Muldera i Scully, nowa mitologia. Jak na tak drastyczne zmiany serial sobie niezle poradzil i dlatego jestem pelen uznania dla ekipy 1013. Troszeczke zawiodl w 9 serii Snow, bo jego muzyka byla jakby mniej "widoczna" (a moze po prostu zbyt nas rozpiescił w poprzedniej serii). DD wystapil w finale i spisal sie dobrze, chociaz jeszcze lepiej popisał sie jako scenarzysta, a zwłaszcza jako rezyser. Poza tym troche dobrej gry aktorskiej pokazala Gish, a przede wszystkim Patrick.
GA było mało, ale jak już sie pojawiła na dluzej (epizody Cartera), to aż było miło patrzeć jak gra (gdzies tak od 4, 5 serii wypiekniala, ale to w ostanich trzech sezonach zrobila sie z niej niezla laska).
Moze przejde w koncu do odcinkow.
NIHT niestety nie dorownuje season-openerom z poprzednich lat, ale nie jest tez az tak zly jak sie o nim mowi. Po prostu powstal epizod na przyzwoitym poziomie. Jak na poczatek serii, to troche za malo.
A co do znikniecia Muldera, to sie zgodze, ze pomysl jest troche naciagany, ale jakby sie tak zastanowic to obojetne czego by nie wymyslil Carter to i tak jest to sytuacja bez wyjscia (a poza tym i tak bylby krytykowany).
NIHT pokazuje cala zmiane jaka zaszla w serialu - glownymi bohaterami sa Doggett i Reyes.
Widzowie nie zaakceptowali tak drastycznej zmiany w serialu i poczatek nowego okazal się definitywnym koncem serialu (i to wydarzenie jest dla mnie archiwowym jump the shark). Oczywiscie nie powinien nikt byc zaskoczony (oprocz telewizji FOX); jesli ktos nie ogladal serialu przez 8 lat, to nie zacznie ogladac z nowym duetem.
GA tak jak sie mozna bylo tego spodziewac istnieje tylko w odcinkach o Williamie. Niby sprawa jest wyjasniona, wiadomo kto jest ojcem, ale ze aktorka podpisala umowe na 9 rok produkcji musieli znalesc miejsce dla niej w serialu. Wiec polaczyli 2 watki: efekt zwiazku M i S oraz (ujmujac to jak najkrocej) na ciaze mialy wplyw eksperymenty przeprowadzane na agentce.
W NIHT w przeciwienstwie do np. finalu 8 serii akcja toczy sie bardzo wolno (niektorzy uznaja ze jest nudno).
Bylo kilka fajnych scen jak. np. ta z olowkami czy atak Doggetta na Kersha i Follmera.
Zdecydowanie Doggett zachowaniem przypomina Muldera, a nawet jest nieco bardziej porywczy.
W sumie Doggett bardzo przypomina i gra role Scully, a Monica, Foxa.
W tych pierwszych odcinkach wyraznie widac brak Muldera. Patrick jest swietny, ale nie tak intrygujacy jak w 8 sezonie (przynajmniej w niht).
A co do Reyes to lubie ja, ale powiem tak: gdyby nagle jej zabraklo, za bardzo by sie tego w serialu nie odczulo.
Podsumowujac dam NIHT mocna srednia, czyli 6/10.

Daemonicus
Uwielbiam tego typu odcinku. Oczywiscie nie ma co porownywac epizodu Spotnitza z takimi dzielami jak np. Die Hand Die Verletzt ale i tak specjalista od mitologii odwalil kawal dobrej, archiwowej roboty.
RP i AG swietnie sie uzupelniaja, niezle wypadl tez aktor grajacy Kobolda, jak zwykle nie zawiodl Snow (choc trudno mowic tu o muzyce, bardziej pasuje tu slowo sciezka dzwiekowa). O GA nie ma sensu wspominac w przypadku standalonow - jest, a tak jakby jej nie bylo. Chociaz jest jedna swietna scena z GA, na Akademii FBI (ciekawe jak wygladaja u doktor Scully egzaminy, pewnie wielu oblewa).
Odcinek ten tez oprocz ciekawej trzymajacej w napieciu historii jest tez poswiecony Doggettowi, tzn. jego charakterowi. Mamy tutaj idealne odzwierciedlenie Scully z 1 serii, ktora rownie sceptyczna jak teraz John pozostala w Archiwum X, gdyz mimo wszystko fascynowaly ja sprawy oraz Mulder.
Dogget tez ma podobne powody, badzo zalezy mu na obu agentkach, ale z drugiej strony obawia sie ze czuja do niego litosc i dlatego zachowuje sie tak jak sie zachowuje. Chociaz akurat w przypadku Daemonicus on mial wiecej racji niz S i R. W sumie mogloby sie wydawac, ze w 9 serii postac Doggetta juz tak nie fascynuje jak w 8 serii, a jednak.
Okazuje sie, ze nie jest on tak "prosty" jak np. Monica, ktora blednie gdy nie ma przy niej Doggetta. O nim mozna pisac rownie duzo co o Mulderze i Scully, odkrywajac co odcinek cos nowego na jego temat.
Duzym plusem odcinka sa tez sceny z Doggettem i Koboldem (wyraznie inspirowane filmami wedlug powiesci Thomasa Harrisa).
Jedyne zastrzezenie mam do zakonczenia - chyba kazdy sie domyslil, ze to zginal straznik, a nie Kobold.
Szkoda, bo byla szansa na bardzo dobry odcinek, a tak musze dac Daemoncus 7/10.

4-D
Lubie Reyes, uwielbiam Doggetta na rowni z M i S, ale niestety para D-R nie jest tak ciekawa (pomimo tego ze swietnie sie uzupelniaja) jak ich poprzednicy czy chocby duet S-D. Prawde powiedziawszy, to zupelnie nie interesuje mnie jakie sa relacje miedzy D i R (a w przypadku M i S nie mozna bylo tak powiedziec, niezaleznie od tego jakie mialo się poglady na temat ich wzajemnych relacji)i dlatego 4-D oglada sie dobrze, ale na zimno, bez emocji.
Pomysl naprawde ciekawy (szkoda, ze nie wpadli na cos takiego za M i S), aktorzy w wiekszosci graja tak jak trzeba (ciekawa nowa postacia jest Follmer), mamy tez troche pieknej muzyki, ale jak juz napisalem 4-D oglada sie bez emocji. Oczywiscie doceniam robote jaka wykonala w tym odcinku ekipa Cartera i dlatego oceniam epizod na 7/10.

Lord of the flies
Do tej pory byly w 9 serii epizody, ktore nawet jesli mialy jakies minusy, to nie ocenialem ich az tak krytycznie jak 99% fanow. Ale w koncu musial nadejsc ten moment, w koncu musial powstac taki epizod, ktory moglbym zjechac od A do Z, i taka "perelka" jest wlasnie Lord of the Flies (a juz zaczalem podejrzewac, ze cos z moim gustem jest nie tak).
Lotf to epizod, ktory nigdy nie powinien powstac. Moim zdaniem nie ma w tym odcinku nic, co by moglo zainteresowac fana serialu.
W serialach oprocz glownych bohaterow najwaznieszy jest dobry scenariusz. Niestety, scenariusz pana Schnauza to po prostu beznadzieja (moze nie powinienem byc zaskoczony, bo Schnauz jest odpowiedzialny za jeden z najgorszych odcinkow Lone Gunmen Tango de los Pistoleros). Oczywiscie zdarzaja sie tez filmy czy seriale tak zle ze az dobre, ale to nie ten przypadek. Nawet weteran serialu Kim Manners nie mogl tu zbyt wiele zdzialac.
W czasie ogladania lotf odnioslem wrazenie (moze mylne, nie wiem), ze autorowi odcinka marzylo się dzielo w stylu np. Post-Modern Prometheus czy Hollywood A.D. Niestety Schnauz, to nie Carter czy Duchovny (nawet taki odcinek jak Fight Club, wyraznie odstajacy na tle innych dziel Cartera, jest 100 razy lepszy od lotf). Ciekawe, ze w przypadku tak specyficznych odcinkow jak PMP, Hollywood A.D., Fight Club i wiele innych ocierajacych sie o kicz powstaja epizody tylko wybitne albo takie o ktorych chcemy jak najszybciej zapomniec. Lotf zalicza sie do tej drugiej kategorii.
Jedyny odcinek, ktoremu dalem najnizsza ocene, to byl Travellers i niestety drugi raz musze postawic mojemu ulubionemu serialowi 1/10. W przypadku najgorszych odinkow serialiu (a jest ich troche) pocieszajace jest to, ze w wiekszosci sa to epizody nowych scnarzystow w ekipie albo takich, ktorzy napisali dwa, gora 3 odcinki, a nie stalej ekipy 1013 (mam na mysli Cartera, Gilligana, Spotnitza i braci Morgan).

Trust No One
Najwazniejsze nie ma zadnych nudow, caly czas cos sie dzieje. Chociaz nie ma w odcinku Muldera, caly czas czuje sie jego obecnosc. Dobry scenariusz, jeszcze lepsza rezyseria, swietna muza (i nie tylko ten pieknie przerobiony klasyczny utwor Czajkowskiego).
Odcinek poswiecony Scully, wiec wiadomo czego mozemy sie spodziewac po Anderson. Nie dziwie sie opiniom tych, ktorzy twierdza, ze GA to jeden z najlepszych wyborow Cartera oraz ze Scully to jedna z niewielu tak dobrze granych i wyrazistych rol kobiecych w TV. Ale zeby nie bylo az tak pieknie, to musze dodac, ze zaczyna mnie troche denerwowac w tej serii(az nie moge uwierzyc w to co pisze), to zbolale oblicze Scully. Wiadomo, ze GA jest niezla aktorka, zwlaszcza niezle wypada w scenach dramatycznych, ale scenarzysci troche przesadzaja - wystarczy ze padnie slowo Mulder, a Scully juz sie lamie glos, zaczyna plakac. Na szczescie w kolejnym odcinku z GA w roli glownej bedziemy mieli okazje zobaczyc tez bardziej waleczne oblicze naszej ulubionej agentki.
Niezle wypadl tez T. O'Quinn. Ze wszystkich rol jakie zagral u Cartera, ta z TNO uwazam za najlepsza. Musze sie przyznac, ze nigdy nie przepadalem za tym aktorem (nawet w Milenium, przekonal mnie dopiero w Lost).
TNO przypomina troche En Ami. W obu odcinkach Scully nagle gdzies sie pozbywa tego zimnego racjonalizmu i zamast rozumem, kieruje sie sercem. Najpierw obdarowuje zaufaniem jednego z najwiekszych wrogow, gdyz szansa na zdobycie leku na wszystkie choroby ludzkosci jest zbyt wielka by ja zmarnowac. W TNO natomiast otrzymuje szanse na powrot Muldera i w tym przypadku rzadzi serce, a nie rozum. Woli zaufac nieznajomemu niz Doggettowi i tylko dlatego, ze ten pierwszy oferuje jej cos o czym marzy najbardziej. Niby bardzo podobne odcinki do siebie, a z drugiej strony jakze rozne
W przypadku TNO nie mozna tez zapomniec o teaserze, jednym z najlepszych.
Muzyka, tresc listu, wszystko przepieknie komponuje sie z pokazywanymi scenami. Niby Scully czyta list do syna, ale w prawie kazdym zdaniu mozna znalesc analogie do sceny, zdjecia, ktore akurat pokazuje sie na ekranie.
Niby w teaserze pokazuja nam zdjecia, z ktorych wynika ze przez te lata ktos ich caly czas obserwowal, ale pomiedzy tymi zdjeciami widzimy sceny, ktore w bardzo subtelny, delikatny sposob sugeruja nam cos.
Ktos moglby zarzucic , ze brakuje scen z all tchings czy finalu 8 serii, ale to wlasnie mi sie podoba, ze jest to subtelne jak caly serial a nie jawne. Wyskoczyli tylko z tym Milenium, chociaz dla mnie byl to czysto przyjacielski pocalunek (musieli przeciez jakos przywitac nowy rok), najdelikatniejsza z pewnoscia scena ze wszystkich tego typu.
Jak na razie najlepszy odcinek 9 serii. 8/10

John Doe to pierwszy odcinek jednego z moich ulubionych scenarzystow, Vince'a Gilligana, od czasu swietnego Roadrunners z 8 serii.
Roadrunners skupial sie na Scully, tym razem Gilligan napisal skrypt poswiecony Doggettowi.
I trzeba przyznac, ze etatowy scenarzysta serialu odwalil kawal dobrej roboty (dziwne, ze nie wpadli na podobny pomysl za czasow Muldera), ale mozna tez dodac, ze tylko dobry (w koncu to Gilligan, stac go na wiecej).
Dobra robote odwalila tez debiutujaca w roli rezysera M. McLaren (obok GA jedyna kobieta, ktora rezyserowa w XF).
Ale najwiekszym plusem odcinka jest znakomita gra Patricka.
Podsumowujac John Doe to odcinek na dobrym poziomie (7/10), ale tez bez specjalnych rewelacji.

Hellbound
Po odcinkach poswieconych Scully i Doggettowi przyszla pora na epizod poswiecony agentce Reyes.
Annabeth Gish gra dobrze, potrafi samodzielnie udzwignac odcinek, ale pomimo wszystko Reyes, to nie to samo co M, S czy D.
W sumie bardziej przypadla mi do gustu w 8 serii. A wlasnie, jesli mnie pamiec nie myli, to palila w poprzednim sezonie papierosy, a w 9 serii jest na pierwszym planie, wiec nie wypada aby glowny bohater palil (ta polityczna poprawnosc). Szkoda, wyroznialo ja to.
Hellbound jest epizodem w sumie na przyzwoitym poziomie. Niby nie ma sie za bardzo do czego przyczepic (moze poza jednym z najnudniejszych teaserow, pozniej jest lepiej), rezyser wycisnal ze scenariusza wszystko co sie dalo, muzyka Snowa taka jak zwykle, ale Hellbound plasuje się odrobine powyzej sredniej. Niesamowite wrazenie robi za to w Hellbound scenografia, zwlaszcza chodzi mi o sceny w kopalni.
A wracajac do muzyki, to troche sobie odpuscil ta serie Snow (jesli sie nie myle w tym samym czasie co leciala 9 seria Snow zostal tez kompozytorem serialu Smalville). Nie wybija sie tak jak w poprzednich seriach, zwlaszcza w porownaniu z 8 seria. Jesli jest jakis niezly kawalek, to tylko jeden na caly odcinek (np. w ostatniej scenie Hellbound czy w zakonczeniu 4-D). Podsumowujac epizod oceniam na 6./10

Provenance/Providence udowadnia, ze niht byl tylko wypadkiem przy pracy.
Wypadkiem, bo jak na mitologiczny epizod tak bardzo nie zachwycal, zwlaszcza ze ostatnie mitologie byly przynajmniej znakomite. Provenace/Providence rowniez do takich sie zalicza.
Caly czas cos sie dzialo, mnostwo zwrotow akcji, zadziwiajace i szokujace sceny jak te ze statkiem czy z Williamem.
A do tego Anderson znowu o sobie przypomniala. Zwlaszcza niesamowita byla w scenie przesluchiwania agenta FBI u siebie w domu. Muzyki znowu malo, ale kawalek w teaserze Providence czy na koncu, gdy Scully znalazla syna genialny.
Oprocz wzorowej gry GA warto zwrocic uwage na rezyserie obu odcinkow (zwlaszcza Cartera w czesci 2).
Bardzo podobal mi sie tez nietypowy duet, jak na ten serial, czyli Scully i Reyes.
Jedyna uwage jaka mam do odcinka, to taka ze podobno mial sporo spraw wyjasnic. I niby wyjasnil, ale ja po obejrzeniu P/P mam jeszcze wiekszy metlik w głowie niz wczesniej. Oczywiscie P/P to kolejny odcinek, w ktorym mamy potwierdzenie, ze ojcem Williama jest Fox. I dobrze, ale w pozostalych kwestiach zwiazanych z synem Muldera troche sie pogubilem (cos mi sie wydaje, ze scenarzysci chyba tez).
Kolejna sprawa - ktory to juz raz niby Mulder zginal? Wiadomo, ze scenarzysci musza jakos utrzymac postac Foxa w serialu, ale zaczyna to troche irytowac.
Ale juz przestane sie czepiac, bo w sumie P/P to jak na razie obok TNO najlepszy odcinek 9 serii.
Oba epizody oceniam tak samo, na 8.
Audrey Pauley przypomina troche 4-D, ale jest od tego odcinka też lepsze. Pomimo tego, ze epizod jest dosyc ponury, to mamy tutaj taka specyficzna ciepla atmosfere, co jest tez zasluga Snowa. Muzyka w AP jest niesamowita i w koncu nie tylko pojedynczy utwor na caly odcinek, ale praktycznie kazdy motyw muzyczny jest genialny (a tak przy okazji muzyka w AP bardzo przypominala muzyke z serialu Millennium).
Odcinek poswiecony relacjom nowego duetu i po raz pierwszy w 9 serii Reyes nie jest w cieniu Doggetta, chociaz Patrick zagral tak jak zwykle, dal popis. Po tym odcinku jeszcze bardziej polubilem Reyes, moze jeszcze nie tak jak Doggetta, ale juz jest blisko.
Rownie dobrze opocz RP i AG wypadla aktorka grajaca tytulowa role (zagrala tez w Oubliette).
Poza tym sama fabula byla niesamowita, bardzo lubie takie epizody. Chociaz brakuje mi wytlumaczenia dlaczego ten lekarz zabijal. Nie chodzilo mu chyba o handel organami, gdyz poprzednie ofiary zmarly bez ich pobrania.
Jedynie do czego sie przyczepie, to do zachowania Scully. Takie zachowanie naszej ulubionej agentki pasowalo by raczej do Scully z lat poprzednich, a nie w 9 serii. Sama nie raz przeszla podobnie niesamowite wydarzenia, no i zamiast pocieszac Doggetta, to jeszcze bardziej go dolowala. Ale poza tym dosc dziwnym zachowaniem Scully nie mam zadnych zastrzezen do odcinka. AP to najlepszy standalone 9 serii, przynajmniej na razie.
Ocena: 8/10

Underneath
W przeciwienstwie do Cartera, Gilligana czy Spotnitza nie moze Shiban zaliczyc swojego debiutu rezyserskiego do udanych. Odcinek kompletnie mnie nie ciekawil, nawet dobra gra Patricka go nie ratuje.
Underneath przypomnial, ze Shiban to najbardziej nierowny scenarzysta ekipy 1013. Daleko Underneath do chocby Badlaa, nie wspominajac juz o takim odcinku jak Elegy. Najblizej jest temu odcinkowi do Walk czy Travellers. Ocena 3/10

Improbable to kolejny do kolekcji nadzwyczajnych dziel Cartera. Moga sobie wszyscy mowic co chca o 9 serii, ale tym odcinkiem Carter udowadnia, ze pomysly mu sie nie skonczyly. Ogladajac 9 rok Xf mozna powiedziec: "tego jeszcze nie bylo". Moze nie jest tak dobry jak np. PMP czy Triangle, ale ma to cos w sobie co nie pozwala o nim szybko zapomniec.
A co do tych piosenek, to wydaje mi sie, ze Carter dal je do odcinka, by podkeslic ta specyficzna atmosfere jaka tu mamy. Wpowadzaja one widza w odpowiedni klimat.
Swietna fabula, kapitalne dialogi, jeszcze lepsza rezyseria, Burt Reynolds, konfrontacja S i R (swietny duet). Wszystko to razem polaczone daje niesamowity efekt. A juz najlepsza jest druga czesc, gdy cala trojka zostaje zamknieta - cos wspanialego.
Seial ma mnostwo genialnych epizodow mitologicznych i standalonow, ale wlasnie takie odcinki, jak na przyklad te Cartera pokazuja prawdziwa klase serialu. Zaden inny serial (tak mysle), choc moze miec tez wiele swietnych odcinkow, to takich jakie robi m.in CC nie ma.
I uwazam, ze taki epizod w ostatnej serii, bez Muldera, gdy wszyscy go krytykuja, jest najlepsza rzecza jaka mogla sie przydarzyc serialowi, bo udowadnia, ze nadal moze byc najlepszy.
Ocena 9/10

Scay Monsters
Milo zaskoczyl mnie autor Lord of the Flies. Jak na niego to calkiem niezla robota. Najwiekszym plusem sa tutaj akcenty komediowe, Leyla Harison, jej kolega oraz dialogi (zwlaszcza te w wykonaniu jak zwykle swietnego Patricka).
W SM udowodnili, ze w Archiwum X jest potrzebny tez ktos pozbawiony wyobrazni, jak powiedziala na koncu Leyla.
Wiec mozna zaryzykowac swierdzenie, ze w tej scenie Doggett zostal zaakceptowany przez fanow, ktorych w SM w pewnym sensie reprezentuje Leyla Harrison.
A poza tym to nic specjalnego, wiec dam 5/10.

Jump the shark to jedyny odcinek 9 serii o ktorym calkowicie zmienilem zdanie.
Odcinek oglada sie dobrze, ale nic poza tym. W sumie jest na poziomie ponizej ktorego serial nie powinien schodzic. Przyzwoita archiwowa robota. Chociaz trudno nazwac JtS odcinkiem Archiwum X, raczej jest to final serialu Lone Gunmen. I w sumie jest na podobnym poziomie co ten serial - nie byl zly, ale tez nie bylo to nic specjalnego.
Trudno nie lubic Strzelcow, ale wydaje mi sie, ze nie sa na tyle ciekawymi postaciami, aby mogli zostac glownymi bohaterami serialu. O wiele lepiej radza sobie w "Archiwum X" (sa zabawniejsi) niz w "LG".
A co do zakonczenia JTS, to chyba nikt sie nie spodziewal takiego finalu; tym bardziej, ze jest to odcinek komediowy, lekki. Chociaz wydaje mi sie, ze taki wlasnie powinien byc z nimi ostatni odcinek. Trzeba tez zaznaczyc, ze bez zadnych zgrzytow JTS przechodzi z lekkiego klimatu do powaznej koncowki.
Fani Strzelcow pewnie nie moga do tej pory uwierzyc w to co zafundowali nam scenarzysci w JtS, ale przeciez wiadomo, ze nie ma w "Archiwum X" swietych krow, kazdy moze tu zginac (oprocz M i S). W kazdej serii usmiercono przynajmniej jedna postac, wiec bylbym troche zaskoczony gdyby nikt nie zginal w 9 serii (pomimo tego, ze zostalo malo postaci). Ale czemu akurat oni? Trudno zgadnac, choc slyszalem taka teorie, ze wszystkie dramatyczne wydarzenia z koncowki 9 serii sa zemsta Cartera na fanach za odwocenie sie od serialu, a zwlaszcza za to jak fani jechali po nim w internecie (niezle mu sie dostalo, jak dobrze pamietam od fanow). Pomimo wszystko jakos trudno mi w to uwierzyc.
Moze usmiercanie glownych postaci teraz, w czasach takich seriali jak Lost, Prison Break czy 24, to nic specjalnie nowego (szczegolnie w tym ostatnim bija rekordy w usmiercaniu ulubiencow publicznosci i nikt nie narzeka),ale jak na czasy, w ktorych w telewizji krolowalo m.in XF, to bylo istotne nowatorstwo. Chyba w zadnym innym serialu z tamtych lat nie pozbywano sie tylu postaci co w "Achiwum X" (jak przystalo na klasyka, XF wyprzedzilo czasy).
Swoistym paradoksem jest to, iz Lone Gunmen, serial lekki, komediowy konczy sie crossoverem, w ktorym gina glowni bohaterowie (zaden inny serial Cartera tak sie nie zakonczyl, nawet Millennium).
Podsumowujac JtS oceniam na 5/10.

William
Pamietam, ze jak sie tylko okazalo, ze jednak bedzie 9 seria, to przyszla mi do glowy mysl taka, ze pewnie cos sie stanie z Williamem. I wykrakalem, Carter postanowil się go pozbyc z serialu. A czym dalej od zakonczenia serialu, to coraz bardzej sie utwierdzam w przekonaniu, ze syn agentow byl tylko po to, abysmy sie dowiedzieli, ze zmienily sie ich relacje.
A co do odcinka, to DD swietnie poprowadzil aktorow na czele z GA (moze powinien tak jak wielu aktorow np. Gibson pomyslec o zmianie zawodu i zostac rezyserem).
Oprocz aktorow, rezyserii warto tez zwrocic uwage na muzyke (piekny kawalek, gdy Spender trzyma Williama) i ciekawy scenariusz. A wracajac jeszcze do GA, to w przypadku tego odcinka sprawdza sie to co sie pisze i mowi o jej aktorstwie. Gdy ona sie smieje, to my (widzowie) tez sie smiejemy; gdy placze, to my tez jej w tym towarzyszymy (a przynajmniej się wzuszamy).
Caly czas mam mieszane uczucia czy konieczne bylo "likwidowanie" Williama na koniec serialu, ale calkowicie rozumiem i szanuje decyzje agentki. A zakonczenie to jeden z nasmutniejszych, najbardziej przejmujacych momentow w calej historii serialu, ale tez i jedna z najpiekniejszych scen w XF. Ostatnie minuty sa tak doskonale wyrezyserowane przez DD i zagrane przez GA, iz praktycznie wierzy sie scenarzystom, a zwlaszcza aktorce, ze Scully nie miala innego wybory. Praktycznie zapomina sie o wszystkich watpliwosciach jakie ma sie co do decyzji Scully. Jak to ktos kiedys pieknie okreslil: poswiecila swoje macierzynstwo, swoje marzenia dla bezpieczenstwa syna.
Oczywiscie mozna sie przyczepic i powiedziec, ze przeciez jesli znalezli kosmici Scully w Existence, to moga i znalesc Williama (i moze taka fabule planuje CC na jeden z kolejnych filmow; parokrotnie wspominal, ze chcialby nakecic kilka filmow - oby mu sie to udalo). Niby racja, pewnie by go znalezli, ale trzeba pamietac o jednym, przeciez to tylko serial. A w kazdym serialu nawet najlepszym wymagane sa pewne uproszczenia.
Praktycznie nie mam sie do czego przyczepic i grzechem byloby nie postawic "Williamowi" najwyzszej noty.
Odcinek DD to jeden z najlepszych epizodow mitologicznych w calym serialu.
Ocena: 10.

Release, to kolejny odcinek 9 serii (po JTS i Williamie) zamykajacy pewien etap serialu.
Tym razem zakonczono sprawe syna Doggetta, watek ktory tak na dobra sprawe w ogole sie nie rozkrecil.
Zakonczono go w sposob typowy dla tego serialu, ale nie jest tez tak, ze zupelnie nic nie wyjaniono. Owszem, nie poznalismy nazwiska mordercy, ale wiadomo jak doszlo do porwania Luke'a i kto był w to zamieszany, no i co najwazniejsze dlaczego i jak chlopiec zginal. Ciekaw jestem tylko, co sie stalo z Follmerem.
W koncu zamordowal Regaliego z zimna krwia. I tak sobie mysle, ze moze Doggett w raporcie nie napisal, ze Follmer go zabil "bez powodu", gdyz facet, jakby nie patrzec byl zamieszany w smierc Luke'a.
A Follmer w pewien sposob wyreczyl Doggetta, ktory sam mial ochote go zabic. Ale za to co zrobil dyrektor moze np. stracil stolek zastepcy i przeniesiono go do innego biura, innego miasta.
Bardzo ciekawa postac mial do grania w serialu Cary Elwes i wywiazal się z zadania zaskakujaco dobrze. Zaskakujaco dobrze, bo nie uwazam go za zbyt dobrego aktora. Follmer byl zamieszany w korupcje, ale poza tym nie byl zlym czlowiekiem. Moze powiem tak: nie dzialal ani po stronie Doggetta, ani Kersha, ale FBI. Jestem tez przekonany, ze nie mial nic wspolnego ze smiercia syna Doggetta. Moim zdaniem, Regali zabil albo byl tym biznesmenem co zlecil zabojstwo.
Wszystko w odcinku jest w najlepszym archiwowym stylu: swietny scenariusz (kto by pomyslal, ze Amann i Shiban napisza tak dobry skrypt), swietnie zrealizowane, Patrick znowu pokazal klase, a muzyka to po prostu cud - miod.
I nie mam na mysli tylko przerobionej przez Snowa "Sonaty Ksieżycowej", ale i jego oryginalne kompozycje,jak np. "Doggett Theme", który pojawia sie na koncu odcinka (ciekawe ze tylko S i D maja swoj utwor muzyczny, a co z Mulderem?).
Niezle wypadl tez aktor, ktory gral kadeta. Dobrze go okreslila Reyes, byl okropnie irytujacy.
Jak dla mnie Release, to obok AP najlepszy standalone 9 serii.
Ocena:8/10

Sunshine Days przypominal mi toche klimatem poprzednie dzielo Gilligana- rezysera, czyli swietnego Je Souhaite.
Moze SD nie jest az tak dobre jak tamten odcinek, ale i tak nie ma co narzekac. Odcinek dosyc luzny, wesoly. Prawda, ze mamy tutaj nawiazanie do serialu nieznanego u nas, ale to zupelnie nie przeszkadza w ogladaniu. Rownie dobrze SD moglby dotyczyc kazdego innego serialu (filmu, ksiazki, itd).
SD to kolejny juz epizod podsumowujacy w pewien sposob serial (to ciagle poszukiwanie dowodu na zjawiska paranormalne, ale moze nie o to tak na prawde chodzilo...).
A co do Patricka to trzeba zaznaczyc, ze sprawdzil sie i w odcinkach lekkich, komediowych, a wczesniej(w 8 serii) trudno było go sobie wyobrazic w takich odcinkach.
Warto zwocic tez uwage na aktora, ktory gral Anthoniego(jakze inna rola od tej w serialu LOST)oraz na muzyke w koncowce (piekny fortepianowy kawalek).
Ogolnie mowiac SD to odcinek na 7/10.

The Truth
Z Truth jest troche podobny problem co z filmem pelnometrazowym. Oczekiwania byly duze (zwlaszcza ze poczatkowo film mial zakonczyc serial), a okazalo sie ze powstal "tylko" dobry film. Podobnie sprawa wyglada z ostatnim odcinkiem - oczekiwania byly duze (zwlaszcza po tym jak ekipa 1013 udowodnila odcinkiem William, ze mozna po 9 latach zrobic odcinek na miare najlepszych)i tez mozna powiedziec ze powstal "tylko" dobry odcinek, a praktycznie wiekszosc sezonow konczyla się przynajmniej swietnym odcinkiem. Final serialu jest troche "pechowy", bo praktycznie wszystkie poprzednie epizody, ktore mialy konczyc serial byly odcinkami idealnymi,, nic im nie mozna zarzucic. Zarowno dotyczy to The End (choc tu finalem serialu mial byc Fight the Future, ktory tez nie zaspokoil apetytu fanow, wielu nawet przestalo ogladac serial po filmie kinowym), jak i Requiem (choc nie wyobrazam sobie aby XF zakonczylo sie w takim momencie, no chyba zeby tak jak w przypadku 5 serii, powstalby ciag dalszy w postaci filmu), a przede wszystkim Existence.
Chociaz wydaje mi sie, ze najwazniejsze jest to, ze powstal wlasnie dobry epizod, a nie kiepski (a tak na marginesie, czasem odnosze wrazenie ze my, fani, traktujemy swoj obiekt kultu bardziej powaznie niz sami tworcy serialu, a przeciez to tylko rozrywka, serial komercyjny).
Kim Manners odwalil kawal dobrej rezyserskiej roboty, zwlaszcza ze akcja toczy sie dosyc wolno, praktycznie przez godzine nie opuszczamy sali sadowej, odcinek opiera sie glownie na dialogach(autorstwa Cartera, wiec jest sporo do zapamietania), ale nie jest nudno, caly czas epizod trzyma w napieciu (cos mi się wydaje, ze FOX wyraznie zaoszczedzil na kasie, jesli chodzi o ten odcinek). Wszyscy sie spodziewali wielkich odpowiedzi i narzekaja, ze ich nie uslyszeli. Ale czy naprawde o to chodzilo?
Truth to ostatni epizod, 200 odcinkow, film, 9 lat. Trzeba bylo to jakos podsumowac i w tym odcinku Carter wlasnie to zrobil. Mozna sie czepiac, ze wiele spraw zostalo pominietych, wiele zostalo tylko zasygnalizowanych, ale przeciez to nie mozliwe, aby w epizodzie trwajacym 90 minut pojawily sie wszystkie watki, ktore byly w mitologii.
Mozna sie tez czepiac pomyslu z oskarzeniami Muldera i calego procesu, ale tak naprawde sadzono go za te wszystkie lata (przyznam sie, ze w niektorych momentach w czasie zeznan przyszla mi do glowy mysl: "co oni za glupoty opowiadaja?", ale przeciez przez 9 lat ogladalem te "glupoty"). Chcieli sie dobrac do Muldera i wreszcie to zrobili. Sad byl idealnym miejscem, gdzie cala historia konspiracji ujrzala swiatlo dzienne. Bylo to potrzebne, np. takim ludziom jak Kersh, ktory wreszcie przejrzal na oczy (choc jakos ta zmiana tej postaci, ktora nastepowala od poczatku 9 serii nie do konca mnie przekonuje). A czemu dopiero teraz dopadli Muldera? Gdyby tak calkowicie powaznie podchodzic do serialu to Muldera powinni juz dawno zlapac(i moze nawet zabic), ale wtedy 9 lat skurczyłoby sie do kilku odcinkow, a tego bysmy przeciez nie chcieli. Niektorzy tez narzekaja, ze poznalismy tylko date inwazji. Wielu fanow chcialoby sie dowiedziec wiecej. Fani serialu, ktory nigdy nie wykladal kawy na lawe. A co takiego jeszcze niby mieli wyjasniac? Jakby sie tak zastanowic, wszystko juz zostalo wczesniej wyjasnione.
A co do glownych bohaterow - moze zaczne od pary Doggett-Reyes. RP i AG graja dobrze, choc paradoksalnie to Reyes wypadla lepiej w finale niz Doggett, a to on raczej do tej pory gral pierwsze skrzypce w 9 serii.
Swietnie wypadla zwlaszcza w scenie przesluchania. Bardzo podobalo mi sie jej przemowienie. Przemowienie Muldera tez bylo dobre, ale to jej bede pamietal.
A co do duetu Mulder - Scully, to trzeba powiedziec jedno.
Lubie Reyes, uwielbiam Doggetta na rowni z M i S, ale nic nie moze sie rownac, nic nie zastapi pary DD-GA.
Trzeba tez przyznac, ze pomimo zmiany w ich relacjach ten duet nie stracil nic ze swej wyjatkowosci, sa tam samo wspaniali jak w poprzednich latach. A bylo wiele seriali, ktore padly, gdy tylko zmieniono relacje glownych bohaterow (np. Na wariackich papierach). XF zakonczono nie z powodu zmiany w relacjach glownych postaci, tylko z powodu zbyt drastycznych zmian jakie zaszly w 8, a zwlaszcza w 9 serii.
GA gra tak jak nas zdarzyla do tego przyzwyczaic, ale co wazniejsze DD tez pokazal co potrafi. Nie wypada gorzej od swojej partnerki(odpoczynek wyraznie mu pomogl). Kapitalnym pomyslem sa objawienia Muldera, pojawiajace sie duchy. Chociaz mozna sie zastanawiac czemu nie bylo Deep Throata, np w teaserze zamiast Kryceka, to on moglby pomoc Mulderowi (ale juz obecnosc Alexa przy przesluchaniu Marity ma sens, byli przeciez w dosc bliskich stosunkach). Jak wszyscy, to wszyscy (choc nie bylo tez Fowley, ale fani by chyba tego nie przezyli).
A co do ostatnich 10-15 minut, to sa po postu doskonale. CSM pojawia sie tylko na pare minut, ale Davis rob tak dobre wrazenie, tak gra, ze wydaje sie, jakby byl w calym odcinku. A na koniec podarowal nam Carter wspaniala scene z M i S, ktora chyba moge pozostawic bez komentarza (ta niesamowita muzyka). To chyba najlepsza scena w calym serialu, bije wszystkie dotychczasowe sceny z agentami jakie byly w XF. Pieknie podumowuje watek zwiazku M i S, nic nie popsul Carter.
Jedyne zastrzezenie mam do sceny smierci Rohrera. Nie mam nic przeciwko temu jak zginal, ciekawy pomysl,ale to jak zostalo to pokazane, jak zostala ta scena zrealizowana od strony technicznej - dziwnie to wygladalo (podobnie kiepsko wypadla scena smierci superzolnierza w TNO, a Archiwum X raczej slynie z dobrych efektow specjalnych).
Truth poczatkowo mial byc wprowadzeniem do filmu i pomimo wyciecia kilku scen to widac (chyba jedyny przypadek gdyby nie bylo zadnych pytan po zakonczeniu serialu, to gdyby usmiercili w finale wszystkie postacie albo gdyby serial zakonczyl sie calkowita zaglada).
Odcinki z glownego nurtu sa to epizody, których konwencje jedni fani akceptuja bardziej powaznie, inni (tak jak ja)z przymrużeniem oka(m.in.USA to kraj, w którym rozwija się spisek agent rzadowych, nie mozna nikomu ufac...itd.). I moze dlatego nie przeszkadzaja mi wszystkie te uproszczenia w finale. Zwlaszcza ze jak sie porowna Truth z pozostalymi odcinkami mitologicznymi, to nie wypada od nich wcale gorzej. Praktycznie w kazdym epizodzie glownonurtowym mozna sie do czegos przyczepic (moze poza tymi absolutnie najlepszymi perelkami serialu) i dlatego stawiam Truth 5-/6 (7.5/10).
Z minusem, bo inne piatkowe epizody 9 (Trust No One, Provenace, Providence) podobaly mi sie bardziej. Minimalnie, ale jednak byly odrobine lepsze.
Achtung, post zawiera spoilery!

Wszystko dobrze co się dobrze kończy. Taka myśl nasunęła mi się po lekturze ostatniego odcinka. W sumie trudno napisać cokolwiek oryginalnego, ale po paromiesięcznym oglądaniu czuję się zobligowany do krótkiego podsumowania

Nie będzie oczywiście nic odkrywczego w stwierdzeniu, że fundamentem magnetyzmu Archiwum jest para głównych bohaterów. No i oczywiście ta "chemia" między nimi, ewolucja wzajemnej relacji znakomicie sprawdziła się jako jedna z sił napędowych serii, i wcale nie przeszkadza mi fakt, że pod koniec znikło te wieloznaczne napięcie, wszystko wyszło bardzo naturalnie. I nikt nie kroi martwych ciał w tak seksowny sposób jak Scully:)

Lubię główną konspiracyjno-mitologiczną linię fabularną, sama historia całkiem mi spasowała, choć oczywiście pojawiły się, zwłaszcza pod koniec drażniące motywy. W sumie jedyne czego nie jestem w stanie przeboleć to motyw zmartwychwstania Muldera, motyw syna Scully też mnie drażnił ale jeszcze można to wytrzymać. Całą naiwność całości, tony pseudonaukowego bełkotu o DNA, klonach, hybrydach, inteligentnych wirusach (prawie jak inteligentne molekuły w proszku OMO;) łykam o dziwo bez większego bólu. Nawet totalnie kuriozalne "odradzanie" się super-żołnierza z paru centymetrowego fragmentu nie wywołało odruchu sprzeciwu, który pojawił by się u mnie gdyby taki motyw pojawił się w większości innych produkcji.

Co do "samodzielnych" odcinków, to długo można by wymieniać te dobre, bardzo dobre, czy wręcz prawdziwe perełki. Chyba najbardziej pozostają w pamięci te, w których twórcy luźniej podeszli do założeń serialu pozwalając sobie na eksperymenty z formą niejednokrotnie nadając epizodom lżejszy, często wręcz humorystyczny wydźwięk. Z drugiej strony są te bardziej mroczne w stylu "Chingi", operujące często naprawdę gęstym klimatem i stawiających bohaterów w najtrudniejszych położeniach.

Co do dwóch ostatnich sezonów to ósemka wyszła IMHO całkiem nieźle, niestety dziewiąty po krótkim czasie stał się już męczący, postać Reyes nadaje się co najwyżej do zapełnienia drugiego planu i w znacznym stopniu położyła ostatnią serię odcinków. Motyw Williama też nie nadawał się na zbytnio "ciągnik" akcji ale jak napisałem byłem go jeszcze w stanie zaakceptować.

Na szczęście całość doczekała się godnego zamknięcia, finał choć naciągany nawet bardziej niż reszta części mitologicznej jest znakomitym podsumowaniem, trzymającym klimat najlepszych odcinków "konspiracyjnych". Pozostaje uzbroić się w cierpliwość do premiery drugiego filmu kinowego i wypatrywać 22 grudnia 2012 roku:)
Uff, jestem po pierwszym sezonie i powiem tak: zaczal z wielkim wykopem, a skonczyl tak, ze prawie powybijal mi zeby. Pilot, E.B.E. oraz ostatni odcinek to arcydziela klimatu i wciagajacego scenariusza. Formujaca sie konspiracja po prostu przykuwa do monitora. Z odcinkow odrebnych zdecydowanie kroluje Beyond the Sea, ktory spokojnie moglby sie doczekac dystrybucji kinowej. Slabuja za to straszliwie Ghost in the Machine - naiwne toto i glupie, oraz Space - nuda nie z tej ziemi oraz, o dziwo, najdrozszy odcinek sezonu. Nawet Carter go nienawidzi.
Uważasz ten serial za najlepszy serial wszech czasów?
Ba.
Tak jak i ja. Kiedyś jak nazbieram to też się szarpnę na ten Box wszystkich sezonów.
A tymczasem, widze ze nikt jeszcze nie wspomniał, już za chwileczkę, juz za momencik premiera "I want to belive", drugiego filmu kinowego "Z archiwum X". Czy tylko ja czekam z niecierpliwością i pewna obawa na ten film?
No właśnie, bilety już zamówione, a wstępne recenzje delkikatnie mówiąc są nieprzychylne, żeby nie powiedzieć druzgocące dla X-Files. Ktoś może się wypowiedzieć jeżeli już widział jakiś pokaz przedpremierowy?
Polecam moje podejscie: dla mnie będzie to jeszcze jeden odcinek "Z archiwum X", a ze do serialu podchodzę niemal bezkrytycznie, to z pewnoscia mi sie spodoba. Najwyżej bedzie to taki ze słabszych epizodów i juz!

Moje obawy dotycza tylko jednego, ze nie spełni sie moja nadzieja na reaktywacje serialu na fali popularnosci nowego filmu kinowego. Bo gdyby ow byl naprawde dobry, wbil się na wysokie miejsca w boxoffice`ach i zdobyl popularnosc nie tylko w gronie fanow, to na bank dokręciliby co najmniej jedna serie. A jesli będzie tylko przeciętny (czyt. tylko dla fanów) to... zegnaj Genia, swiat sie zmienia.

Moje obawy dotycza tylko jednego, ze nie spełni sie moja nadzieja na reaktywacje serialu na fali popularnosci nowego filmu kinowego. Reaktywacja (sic!) serialu? Litości...

Gillian Anderson od dawna mówiła że woli co ileś tam lat kręcić film aniżeli spędzać tyle czasu na planie serialu. Wątpliwe też, by Duchovny zgodził się na coś takiego.

Film zapowiada się wyjątkowo nieszczególnie, para Mulder-Scully to za mało, przydałoby się coś więcej co zachęciłoby mnie do pójścia do kina. Według recenzji film spoczywa wyłącznie na barkach znakomitej Anderson.
Po co dorabiac kolejne serie opowiesci, ktora jest we wspanialy sposob zamknieta? To tak jakby robic Rocky'ego 7. I 8 i 9 i 10.
Drugi sezon serialu za mna. Przede wszystkim widac wiekszy budzet - techniczne wykonanie takich odcinkow jak Aubrey czy Host powala. Zdjecia, muzyka - po prostu perfekcja. Co do scenariuszy, w sezonie drugim nie ma slabego odcinka - najgorszy i tak jest 100 razy lepszy niz Space czy Ghost in the Machine. Pojedyncze historie stoja na wysokim poziomie, z kultowym Hostem i groteskowym Die Hand Die Verletz na czele. Epizody mitologiczne - fascynujace, przede wszystkim dla nich ogladam ten serial. Najlepszy ponownie ostatni odcinek sezonu.

Zobaczymy co dalej.
Wróciłem właśnie z X-Files: I want to belive. Generelanie wyszedł z tego kolejny odcinek raczej serialu niż filmu. Skręcony przyzwoicie, jest Scully, jest Mulder, na chwilę wpada też Skinner. Hmm... jest to co w X-Files zawsze widzieliśmy. Wątpiąca Scully, wierzący Mulder, FBI, tajemnica do odkrycia. Dla fanów serii jak znalazł, dla reszty - przyzwoity thriller, lecz bez rewelacji. Gdybym miał wymienić wade to film był zbyt długi w stosunku do zaoferowanej złożoności intrygi. Brak też dobrego podkładu muzycznego, często wogóle nie istniejącego. Czasem dialogi były zbyt długie, przerywane trwającą ciszą (jak wspomniałem brak podkładu muzycznego). Takie fanaberie mogą stosować bracia Cohen, no ale tutaj jest to lekko nieprofesjonalne. Podsumuwując, do kina powinni wybrać się fani serii, reszta spokojnie może sobie film odpuścić. Ocena końcowa 5/10.
Czy to prawda że w trakcie napisów końcowych jest dodatkowa scenka?

Gdy przeczytałem jej opis, nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Nie mogę uwierzyć, że można nakręcić coś takiego i do tego odważyć się, by pokazywać w kinach.
Nic o tym nie wiem. Jeżeli jest to ja jej nie widziałem. Być może jest po napisach, bo z wychodzeniem nie spieszyłem się tak bardzo, i trochę napisów już śmignęło na ekranie. A co to za scenka?
Ponoć:

Kamera leci nad oceanem aż dochodzi do łodzi, na której płyną sobie Mulder i Scully (w stroju kąpielowym); zatrzymuje się nad nimi, a oni patrzą w górę i zaczynają machać

A po Planet Terror byla scena, w ktorej martwe dziecko ozylo i bylo zdrowe - ot, taki zart rezysera, pewnie ujecie nakrecone przy okazji, niemajace nic wspolnego z fabula (czy nie majace?).
W Planet Terror ta scena trochę rozwaliła dla mnie film, no ale to inna historia. Co do opisu rzekomej sceny w X-Files, cóż... hmm... biorąc pod uwagę zakończenie filmu, taka scena jest mało prawdopodobna Jeżeli była by to prawda to bym zdębiał To raczej żart.
No dobra ale Planet Terror to jest jeden wielki żart, a to do jasnej cholery X Files, kultowy, poważny serial. Nie rozumiem intencji twórców jeśli ten paszkwil rzeczywiście ma miejsce.

Szkoda mi tylko aktorów, podpisali kontrakty lata temu, pewnie liczyli że zagrają w czymś lepszym.
Blisko 50letnia gina Anderson w kostiumie kąpielowym? To nie może być prawda Cały film był raczej utrzymany w mrocznej tonacji, bez cienia żarcików dla rozładowania atmosfery. I don't belive
GILLIAN ma 40 lat

Trochę jej pojechałeś...
http://pl.youtube.com/wat...feature=related - piosenka z odcinka z Giovannim Ribisim i Jackiem Blackiem. Troche mnie zszokowalo jak ich zobaczylem w X-files. Swietna muza.
No tak. to Mulder ma blisko 50tkę

Brak też dobrego podkładu muzycznego, często wogóle nie istniejącego. Czasem dialogi były zbyt długie, przerywane trwającą ciszą (jak wspomniałem brak podkładu muzycznego). Takie fanaberie mogą stosować bracia Cohen, no ale tutaj jest to lekko nieprofesjonalne. Podsumuwując, do kina powinni wybrać się fani serii, reszta spokojnie może sobie film odpuścić. Ocena końcowa 5/10.

To jednak była taka scenka? Jej opis nadal wydaje mi się... idiotyczny. Wow. Szkoda że to przegapiłem Co do muzy, sam stwierdzasz że w niektórych momentach muzy praktycznie nie słychać, czy taką rolę powinna ona spełniać w filmie? Na mnie nie zrobiła ona takiego wrażenia jak na tobie, lecz oczywiście jest to kwestia gustu więc nie ma sensu się nad tym rozwodzić.
Sezon 3 - mroczny, ponury i brutalny. Ogolnie to ten serial jest wrecz kosmicznie brutalny, ogladajac go dzis nie mam pojecia w jaki sposob tyle ostrych scen moglo przejsc cenzure - to nie do pomyslenia we wspolczesnych serialach. Tworcy ze szczegolami pokazuja poparzenia (zwlaszcza to lubia), deformacje, wyrwane czesci ciala, bryzgajaca krew, rozplatane zwloki, sekcje. Jest scena, w ktorej facet wskakuje do kadzi z wrzaca woda, a potem strazacy wyciagaja wciaz zywego, jeczacego, zagotowanego czlowieka. Wszystko widac ze szczegolami. Masakra.

A jednak z dodatkow wynika, ze MPAA jednak wymogla ograniczenia. Pokazywanie tych wszystkich brutalnych obrazow jest OK, ale nie-OK jest... pokazywanie efektow wystrzalow. Dlatego zawsze podczas strzelanin prawie nic nie widac, a dziury po kuli maja tylko podstarzale juz zwloki. I co prawda mozna pokazac rozpryskujaca sie na scianach krew, ba, mozna nawet pokazac czolgajacego sie postrzelonego czlowieka, ktory zostawia za soba czerwony slad - ale pokazywanie pojawiajacych sie dziur po kulach jest "be". Jesli ktos to rozumie, niech mi wyjasni, bo ja tej logiki nie pojmuje.

Krotkie podsumowanie S3 - najmroczniejszy dotad sezon, ale o dziwo, majacy tez najzabawniejsze odcinki.

Najlepszy epizod: Jose Chung's From Outer Space (Lord Kinbote rzadzi)
Najgorszy: Revelations (nudne do zwymiotowania)

to nie do pomyslenia we wspolczesnych serialach.

we współczesnych serialach (HBO) pokazuje się rzeczy, których nie zobaczysz w pełnometrażowych filmach z kategoria R. prawda jest bowiem taka, ze z HBO serialami nic nie może dzisiaj konkurować. żadna hollywoodzka czy niehollywoodzka produkcja.


Ogolnie to ten serial jest wrecz kosmicznie brutalny

bardzo rzadko ekstremalna brutalność idzie w parze z maksymalna zajebistoscia filmu, ale w przypadku x-files tak sie akurat fajnie złożyło, że moim ulubionym epizodem jest ten najbardziej sadystyczny - sezon 4, tytuł: 'Home'. jako ciekawostkę dodam, ze przed wyemitowaniem tego odcinka w publicznej tv po raz pierwszy w dziejach serialu pojawiła sie plansza z napisem "tylko dla widzów dorosłych". w gazetach natomiast każda mini-recka zaczynała sie od słów: "wyjątkowo brutalny". na żaden inny epizod nie czekałem z takim napięciem jak na 'Home" właśnie. pod wieloma względami przypomina 'Teksańska masakrę' Hoopera (merytorycznie i stylistycznie). bezdyskusyjnie jeden z najbardziej mrocznych, najbardziej brudnych i najbardziej niewygodnych w odbiorze odcinków. ma również najlepszą muze (Johnny Mathis - Wonderful, wonderful) i mega sugestywny klimat "ginącego świata". co się zaś tyczy dialogów, to stanowią one kwintesencję "xfilesowości", zwłaszcza sarkazm Muldera oraz te bardziej intymne rozmowy miedzy agentami.
HBO to akurat wyjatkowy przypadek - oni moga sobie robic co chca, bo sa niezalezni. Sami produkuja wlasne seriale, ktore nastepnie pokazuja we wlasnej telewizji. I sa skoncentrowani tylko na telewizji, nie maja oddzialow odpowiedzialnych za gry, kino, zabawki i 150 innych rzeczy - nie to co taki Fox. Zaloze sie, ze to oszczedza HBO drabinki wladzy, w ktorej 50 osob moze sobie zazyczyc zmian w filmie. Wiadomo, ze seriale tej stacji beda inne.

Ale jednak X-files przebija brutalnoscia prawie wszystko, tylko ze sie tego nie zauwaza, bo to nie brutalnosc decyduje o atrakcyjnosci tej serii. Wczoraj ogladalem odcinek, w ktorym siedmiolatka oblazl roj pszczol i zaklul na smierc - wszystko w kadrze, lacznie z bablami po ukluciach; na sciezce dzwiekowej wrzaski. Jak dotad w HBO nie widzialem brutalnego zabijania dzieci.


ale w przypadku x-files tak sie akurat fajnie złożyło, że moim ulubionym epizodem jest ten najbardziej sadystyczny - sezon 4, tytuł: 'Home'. jako ciekawostkę dodam, ze przed wyemitowaniem tego odcinka w publicznej tv po raz pierwszy w dziejach serialu pojawiła sie plansza z napisem "tylko dla widzów dorosłych".

Nieprawda, pamiętam, że taką planszą przed odcinkami zaczęto wyświetlać jeszcze w pierwszej połowie drugiego sezonu. Przypominam sobie, że zaczęło się od odcinka, który ówcześnie określano mianem "najstraszniejszego" ze wszystkich nakręconych(a przynajmniej tak twierdził Arek Wróblewski, który to rozreklamował serial na łamach komiksów Tm-Semic).
Kończę właśnie drugi sezon i w sumie mam tyle do powiedzenia na ten temat co military (choć było parę nudniejszych odcinków). Postanowiłem wspomnieć o dwóch.

"Red museum" wyłapał dużego plusa za to, że zaczął się jako coś innego niż to, czym się zakończył:
Spoiler:


tj. zapowiadał się na okultystyczny samodzielny odcinek, a okazał się być powiązany z ufo i wątkiem mitologicznym.



Drugi to "Humbug", który przy całej swojej dziwaczności i stosunkowej krwistości, jest całkiem zabawny. Mulder częściej niż zwykle rzuca dowcipne teksty (najbardziej rozbawił mnie ten, którym skwitował zamieszanie na pogrzebie), a do tego mamy też szalonego magika, który sam w sobie jest śmieszny. Na osobny plus zasługuje motyw zastosowany w rozmowie Scully z mężczyzną ze zdeformowaną twarzą, którego oglądamy jedynie dzięki odbiciom w przedmiotach. Dopiero, kiedy rozmowa dobiega końca widzimy jego twarz w zwykłym ujęciu. Świetne!

Swoją drogą jestem ciekaw skąd to (zapostowane tutaj dwa lata temu) uwielbienie dla Alexa Kryceka, którego gra aktor, który wcześniej pojawił się jako ofiara w odcinku "Genderbender". W pierwszym odcinku w którym się pojawił też go bardzo polubiłem, choć odrazu był cholernie podejrzany. Potem, w odcinku z kolejką linową, już przestawałem go lubić.

Aha, i Mental się nie zna, wątki mitologiczne są ekstra! :) Boję się tylko, że wszystko pierdyknie w ostatnich dwóch sezonach. Nigdy wcześniej nie miałem z nimi doczynienia (w ogóle patrząc na pierwszy i drugi sezon to cholernie wyrywkowo dawniej to oglądałem).

Ogladam sezon 8, czyli przedostatni, i nic nie pierdyka. Robert Patrick idealnie wpasowuje sie w realia X-files. Poza tym odcinki z sezonu osmego sa swietne - taki Roadrunners czy Invocation, ktory przyprawia o dreszcze jak najlepszy horror. Rozmach tych epizodow tez robi wrazenie. Ogolnie wydaje mi sie, ze ten sezon jest krytykowany za to, ze nie ma Muldera (a dupa, jest - w polowie odcinkow).

Poza tym odcinki mitologiczne tworza jedno z najwiekszych dziel s-f w historii. Nie ma tu belkotu czy jakichs wpadek, wszystko ladnie sie uklada. Ale rozumiem, czemu mozna bylo uwazac inaczej. Co innego ogladac serial metoda jednego odcinka co tydzien, gdy zapomni sie o szczegolach w przypadku opowiesci mitologicznego rozciagajacej sie czasem na trzyodcinkowy zestaw, a co innego lykac to pod rzad z dvd, gdy pamiec wciaz swieza.
Jestem w polowie 9 sezonu i mnie po prostu strzela. Na 10 odcinkow ledwo 3 na wysokim (bardzo) poziomie. Nie dosc, ze na sam koniec serialu zmieniono czolowke na cos wrecz nieogladalnego (tak jakby CGI-wersja klasycznej czolowki, z dziwnie zmodulowana muzyka), to jeszcze tworcy probuja udawac ze Duchovny nie odszedl z serialu. Nie wiem czemu, bo w sezonie 8 nie udawano i bylo swietnie, Doggett znakomicie sie wpasowal i odcinki z nim w roli glownej spokojnie zaliczam do najlepszych epizodow w ogole (odcinek Roadrunners rzadzi!). A w sezonie 9 nazwisko Muldera pada czesciej niz jakiekolwiek inne slowo, mimo ze Mulder w ogole sie nie pojawia. Wszyscy za nim placza, wszyscy o nim mowia, atmosfera jakby utracono bohatera narodowego. Szkoda, bo na tym wkurzajacym jojczeniu traci nowy, ciekawy watek niezniszczalnych zolnierzy. Coz, czekam na zakonczenie serialu - przyznam, ze nawet po 9 latach Carter potrafi zaskoczyc pomyslowoscia.
ja jestem w trakcie 4 sezonu, i chyba odpuszczę sobie 8 i 9

ostatnio zainteresowałem się innym tworem chrisa cartera - millennium - jak dla mnie muzyka z czołówki zabija nawet x-files
Kultowy serial, najlepszy w swojej kategorii zaraz za 'Twin Peaks'. X-Files w niewyjaśniowych sprawach poszło jednak dużo dalej. O ile 'Twin Peaks' orbituje cały czas wokół tych samych wątków, o tylu w X-ach mamy często odcinki samodzielne - te które lubię o wie bardziej niż te mitologiczne, o spiskach, kosmitach... Nawet po odsunięciu Muldera od serialu, o dziwo, udało się nakręcić kilka świtnych odcinków. W pamięci najbardziej mi zostaje 'Via Negativa', gęsty, mroczny klimat. Może po nim być ciężko zasnąć:) A na przykład 'Bad Blood' był rozbrajający Po za tym pomysł na serial był rewelacyjny, nawiedzony Mulder i sceptyczna Sculy:) Wyszło piorunująco.

Natomiast wątki palacza, w pewnym momencie zaczynały już wkurzać. Chyba rzeczywiście, gość jest odpowiedzialny za wszystko... już nawet te wszystkie spiski były dość, dość. Lecz postaci, jakoś mnie nie przekonywały, jedynie Deep Throat, Marita Covarubias(ha! do niedawna nawet nie wiedziałem, że ta aktorka tam grała - 'Mgła', 'Silent Hill') czy Krycek.

hm, a łącząc X-Files z Lost, wiemy też, że pan Widmore jest też super-żołnieżem;)
Umarłam. Kobieto, wróć i zrób mi kanapkę!

***

- Myślę, że on nie żyje, Scully.
- LAURA.
- Win Shroeder?
- Może on tylko sprząta.
- Sprząta, ale po kim? Mulder, jeśli już jesteśmy przy sprzątaniu, kto nauczył cię tak wyciskać pastę?
- Hej, co wiemy o tej substancji?
- Jutro jadę do San Diego zrobić analizę. Trzecie upomnienie! Klapa od sedesu.

Mulder rzuca się na łóżko, wchodzi Scully:



- Dlaczego zabito Wielkiego Mike'a?
- Wow! (Na widok Scully)
- Brakuje tu intencji. Masz jakiś motyw?
- Chorobliwa schludność lub jej brak. Zauważyłaś, jak wszyscy mieszkańcy tutaj przestrzegają tego regulaminu. Wiesz co? Ty tutaj świetnie pasujesz.
- (Dobitnie): A ty NIE.
- (Klepiąc miejsce obok siebie na łóżku): No chodź, Lauro, jesteśmy teraz małżeństwem...
- SCULLY, Mulder. Dobranoc.
Odcinek Arcadia, o ile się nie mylę - małe arcydzieło.:) Ten z Burtem Reynoldsem też wymiatał (i choćby dla niego warto sięgnąć po sezon 9, nie mówiąc już o tym, że T1000 stworzył bardzo fajną postać, a w jednym z odcinków są fajne pasożyty:)).
Arcadia rozczarowuje przy końcu intrygą kryminalną, jednak sama wizja idealnego amerykańskiego osiedla wybudowanego na gigantycznym wysypisku śmieci jest antropologicznie strasznie zajmująca:). No i to całe mizianie, zabawa w dom (jak to zgrabnie ujął Mulder:), myślałam, że umrę ze śmiechu:)

Ten z Burtem Reynoldsem też wymiatał

"Improbable", 9x13. Genialny odcinek! Chociaż oglądałem go ze 3 razy, to wciąż nie rozumiem, o co w nim chodzi
Zabawne nawiązanie do "Szklanej Pułapki" w 6 odcinku 3 serii:
Zamordowana prostytutka nazywa się... Holly McLane :)

Sam serial zacząłem oglądać parę tygodni temu od pierwszego odcinka. Zaskoczyło mnie jak dziadowkie były pierwsze epizody, jednak w drugim sezonie już jakość produkcji weszła na wysoki poziom i z niego nie schodzi. Obawiałem się, że czar dzieciństwa pryśnie przy odświeżaniu sobie początków "X-Files", ale ostatecznie tak nie było :)
Dziadowskie? Wypluj to.:) Jasne, serial wyglądał jak kręcony na początku lat 90., zwłaszcza przejawiało się to w przekomicznych ubraniach niektórych bohaterów - ale to już historia, którą trzeba szanować.:) Natomiast reżyseria i scenariusze nadal zasługują na szereg pochwał.
Pierwsze 2 i ostatnie 2 sezony były najsłabsze (szczególnie ostatni), te pośrodku to wręcz kopalnia rewelacyjnych odcinków, które po 15 latach nic nie straciły. Wystarczy wspomnieć chociażby Clyde Bruckan's Final Repose (z mojego ulubionego 3 sezonu), czy Bad Blood. Genialny serial.
Military, akurat ubiór bohaterów mi lata koło dupy. Miałem na myśli tanioche produkcji, bzdury wypowiadane przez Muldera, idiotyczne rozwiązania (laserowy płot rodem z bajek Solo, what the fuck?) i masę innych potknięć. Oczywiście w tym natłoku słabizny zdarzały się odcinki rewelacyjne (np. ten z duchem opiekunem), jednak "X-Files" koloru konkretnego nabiera w trzecim sezonie.
Dla mnie konkretnie w dwudziestym odcinku drugiej serii. To Humbug napisany przez Darina Morgana, człowieka-pluskwę z The Host, późniejszego laureata Emmy za Clyde Bruckman's Finale Repose, a także autora dwóch prześmiewczych odcinków War of Coprophages i Joe Chung's "From outer space" i głównego złego ze Small potatoes. Dopiero tutaj (2x22, jeśli ktoś stracił wątek) poczułam, że Scully i Mulder nie są jedynym nietuzinkowym elementem tej gigantycznej konstrukcji.

No, i trzeci sezon ma bardzo dobre odcinki mitologiczne - olbrzymi plus, tym bardziej, iż mnie generalnie mitologia nudzi.

Aha, jeśli jeszcze chodzi o plusy drugiego sezonu, to Scully ma tam jeszcze w miarę długie włosy; lubię ją w krótkich jak w czwartym, ale jednak wolę w wersji

- prostowanie parę lat później jakoś mi średnio pasuje. No.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •