ďťż

wika

Cechy to organizacje rzemieślników danego fachu, których celem jest podnoszenie kwalifikacji oraz obrona praw rzemieślników.
Ich powstanie szacuje się na X-XI wiek. Były ważnym elementem w rozwoju miast, gdyż między innymi wzrost ich siły decydował o wzroście znaczenia i samodzielności miasta, były także ważnym elementem w kształtowaniu się nowej warstwy społecznej - mieszczaństwa.
Głównym założeniem było ujednolicenie jakości usług - stąd terminowanie czeladników, którzy po nauce zawodu musieli wykonać majstersztyk - dzieło, którego jakość miała zadecydować o tym, że dana osoba może już wykonywać zawód. Było to o tyle ważne, że klient nie zgłaszał zamówienia do konkretnego rzemieślnika, ale do całego cechu - tak więc jakość usług poszczególnych wykonawców decydowała o prestiżu całego cechu. Oprócz tego cechy, mając właściwie monopol na wytwórstwo mogły ustalać ceny i w pewnym zakresie walczyć o swoje prawa. Cechy spełniały także funkcję opieki społecznej - min. pomagały wdowom po rzemieślnikach.

Rzemieślnicy nie należący do cechu nazywani byli partaczami, choć ich usługi niekoniecznie musiały być niskiej jakości, z czym dziś kojarzy nam się ta nazwa. Mogli pozwolić sobie na niezależność od cechu bądź to poprzez niską cenę ( i niską jakość) wyrobów, bądź też przeciwnie - ze względu na swoje wybitne umiejętności, których wykorzystanie utrudniałyby prawa cechu. Zgodnie z prawem miejskim mogli być karani, lecz często znajdowali się pod opieką zainteresowanych ich usługami.


Właśnie partacze przyczynili się do upadku cechów. Jako rzemieślnicy nie zrzeszeni nie musieli przestrzegać przepisów cechowych, które określały za jaką cenę ma być sprzedany dany produkt. Dlatego partacze mogli pozwolić sobie na spore zaniżenie cen, ich produkty stały się sporą konkurencją dla cechów. Na spadek cen często też miało wpływ to, że owi partacze zazwyczaj nie mieszkali w murach miasta ale poza nimi. I tak jak wspomniała Złomiarz nazwa wcale nie znaczy, ze ich produkty były złe. Często nie zostawali oni czeladnikami i mistrzami cechowymi przez zwykłą zawiść ludzką, czasem przez to, że w danej chwili rzemieślników w mieście było zbyt wielu.
Gwoździem do trumny cechów było chyba wprowadzenie systemu nakładczego i manufaktur. Być może to właśnie wtedy słowo "partacz" nabrało dzisiejszego znaczenia. Wykonawcy rekrutowali się w tych przypadkach z ludzi niekoniecznie mających pojęcie o tym, co robią, i nisko ceniących swój czas, a owoce takiej produkcji rzeczywiście sprzedawane były po cenach dumpingowych, lecz nie umywały się jakością do wyrobów mistrzów cechowych. Nabywcy automatycznie rozumieli ten podział jako podział na mistrzów i partaczy (czyli cech i nie-cech), i stąd być może ta zmiana znaczenia wspomnianego określenia.

Inną ciekawą kwestią jest to, jak silnymi organizacjami były cechy. Częstokroć zdarzało się (zwłaszcza na południu Europy), że każdy z cechów posiadał własny kościółek w mieście, w którym działał. Organizacje te nie tylko zajmowały się prowadzeniem spraw handlowych i wewnętrzną inspekcją jakości, ale były także rodzajem klubów, bardzo silnie wiążących wszystkich członków. Pogrzeby rzemieślników były wyrazem tej solidarności - oczywiście na każdy musieli przyjść wszyscy pozostali członkowie cechu, odbywając często tzw "służbę światła", czyli paląc wielkie, przechowywane specjalnie na tę okazję, świece. Członkowie cechu byli także zobowiązani do opłacania składek na odpowiednik dzisiejszego ZUSu - fundusz, który miał służyć wspomaganiu rzemieślników niezdolnych do pracy, bądź wdów po nich.

Mogli pozwolić sobie na niezależność od cechu bądź to poprzez niską cenę ( i niską jakość) wyrobów, bądź też przeciwnie - ze względu na swoje wybitne umiejętności, których wykorzystanie utrudniałyby prawa cechu.

Tego zdania nie rozumiem.
Prawa cechowe nie zabraniały wykonywać czegoś dobrze, cech była to organizacja, której celem było także dokształcanie jego członków. Towarzysz po wyzwolinach musiał wędrować po świecie właśnie w celu wymiany doświadczeń i dopiero po odbyciu tej wędrówki mógł starać się o egzamin mistrzowski.
A z drugiej strony to niby gdzie ów partacz miałby się nauczyć swego fachu, jeśli cech monopolizował nauczanie? Partacz musiał być samoukiem a czy samouk mógł być w swoim fachu tak wielkim mistrzem by stanowić konkurencję dla wykwalifikowanych rzemieślników skupionych w cechu? Szczerze wątpię.


Oczywiście, że nie zabraniała, jednakże organizacje te ujednolicały ceny i rozmywały zależność klient-rzemieślnik (zamówienia składano całej organizacji, która później rozdzielała zadania między członków). Osobie posiadającej umiejętności dużo wyższe niż pozostali członkowie cechu opłacało się zaryzykować i uskuteczniać swą działalność pod patronatem jakiegoś wielmoży, oczywiście dostając wyższe ceny za wyroby, i będąc zwolnionym z licznych obowiązków wobec organizacji.
W tej sytuacji naturalnie osoba taka pobierała nauki u mistrza, a czynnikami, które sprawiały, że w końcu prześcigała wszystkich, mogły być talent i większa wytrwałość i dbałość o szczegóły.

W drugim przypadku - produkcji kiepskiej jakości wyrobów i sprzedaży po cenach dumpingowych - oczywiście o terminowaniu u mistrza nie mogło być mowy.
Jako odtwórca mogę powiedzieć, że dla przeciętnego człowieka dziś większość rzemiosła XVwiecznego, jak szewstwo, pasamonictwo czy bednarstwo jest do opanowania w stopniu umożliwiającym tworzenie kiepskich i brzydkich dziełek w przeciągu kilku miesięcy bez specjalnych kursów. Sądzę, że i wtedy było nie inaczej - trochę przypatrywania się pracy rzemieślników, trochę rozbierania ich wyrobów na czynniki pierwsze, i średnio bystry człowiek sam doszedł do tego, jak zrobić gliniany kubek, uszyć but czy wykuć pogrzebacz.

(zamówienia składano całej organizacji, która później rozdzielała zadania między członków)

To jak wytłumaczysz tak wielkie zróżnicowanie majątkowe u poszczególnych mistrzów cechowych, są tacy, którzy posiadają spory majątek (kilka kamienic, browar, parę sklepów) i tacy, których jedynym majątkiem warsztat i dom.
Weź pod uwagę takiego cyrulika, jak to sobie wyobrażasz? Pociętego szablą gościa wloką najpierw do cechu tam musi poczekać aż przydzielą mu, kto ma się tym zająć a potem dopiero przenoszą go do właściwego zakładu by posklejać te rany. Nieszczęśnik wykrwawiłby się na śmierć. To chyba jednak nie najlepsze rozwiązanie.


To jak wytłumaczysz tak wielkie zróżnicowanie majątkowe u poszczególnych mistrzów cechowych, są tacy, którzy posiadają spory majątek (kilka kamienic, browar, parę sklepów) i tacy, których jedynym majątkiem warsztat i dom.

A ot tak, że byli to różni mistrzowie różnych cechów. Chyba nie sądzisz że złotnik zarabiał tyle samo co gość dłubiący łyżki z drewna. W różnych miastach i czasach koniunktura na różne produkty mogła być różna, stąd mniejsze różnice w zamożności kolejnych mistrzów tych samych cechów.


A ot tak, że byli to różni mistrzowie różnych cechów

No i tu mnie trochę nie zrozumiałaś. Pisałem o mistrzach jednej profesji, w jednym mieście, skupionych w jednym cechu, i mniej więcej w tym samym czasie a tego nie wytłumaczysz innymi zawodami.

Cechy niekoniecznie musiały decydować o pojedynczych przypadkach. Miały jednak wpływ na ograniczanie ilości mistrzów danej dziedziny, by w ten sposób nie doprowadzić do obniżenia cen usług i towarów. Występowały także w przypadku zagrożenia zewnętrznego, by bronić swoich interesów. I to była siła cechów. Natomiast podobnie jak dziś, mieszkańcy miasta orientowali się dość dobrze, kto jest dobrym rzemieślnikiem, a kto jedynie dorobkiewiczem, który nie gwarantuje solidnej jakości. Nic zatem dziwnego, że były różnice pomiędzy poszczególnymi zakładami rzemieślniczymi w zakresie zysków. Ponadto nawet w obrębie jednego cechu pojawiała się specjalizacja. Artykuły powszechnego użytku produkowane w większej ilości z zasady były tańsze, ale obrót był większy. Wyrafinowane wyroby, często unikatowe pojedyncze egzemplarze, wymagały wykazania się wielką sztuką w konkretnej dziedzinie, ich produkcja była często żmudna, cena wysoka, a pozwolić mogli sobie tylko nieliczni.
Wsiąkło parę ostatnich postów, więc zapytam jeszcze raz.
Masz jakieś dowody na potwierdzenie swej tezy o większej opłacalności opuszczania cechu przez rzemieślników? Znasz taki przypadek?
Ja znam przeciwny, Mistrzowie zapisujący się do cechu w innym odległym o 300 kilometrów mieście.
Tak, wiele dzieł strzech. Nie podam tutaj nazwisk ale naprawdę nie trzeba daleko szukać i naprawdę nie są to przedmioty wykonane przez ludzi obdarzonych dwoma lewymi rękami i mogących takie rzeczy sprzedać najwyżej za "miseczkę ryżu". Jak ktoś był za dobry zakładał własną firmę - tak jest też dzisiaj, bo jaki pracownik ma ochotę się dawać wykorzystywać szefowi, który nie potrafi zrobić nawet połowy tego, co on?

Tak, wiele dzieł strzech.

A co to ma do rzeczy?


Rzemieślnicy nie należący do cechu nazywani byli partaczami, choć ich usługi niekoniecznie musiały być niskiej jakości, z czym dziś kojarzy nam się ta nazwa. Mogli pozwolić sobie na niezależność od cechu bądź to poprzez niską cenę ( i niską jakość) wyrobów, bądź też przeciwnie - ze względu na swoje wybitne umiejętności, których wykorzystanie utrudniałyby prawa cechu. Zgodnie z prawem miejskim mogli być karani, lecz często znajdowali się pod opieką zainteresowanych ich usługami.
Dodajmy, że słowo "partacz" znaczy mniej więcej "robiący na stronie", gdzieś na boku, co dobrze oddawało o co chodzi.

Zaś co do działania cechów, cóż, kto ma do czynienia z różnymi korporacjami zawodowymi w dzisiejszych czasach, np. prawniczymi, ale także może być aptekarska albo architektów, wie jak to działa w praktyce :) . To takie współczesne cechy :) .
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •  
    .php") ?>