wika
Była niesamowicie popularna na początku XX wieku, zwłaszcza w Niemczech, a jej istota polegała nie tyle na wychowywaniu, co przede wszystkim na tresowaniu dzieci. Bicie na najmiejsze przewinienie, jedzenie o ściśle określonych porach, okazywanie uczuć ograniczone do minimum, bo niewłaściwe. Nietrudno sobie wyobrazić jak niszczący ma wpływ na psychikę dziecka.
Tak mi przyszło do głowy, że taka pedagogika dziś to wcale nie jest wyjątek, że nadal dzieci są w ten sposób krzywdzone, a ślady na psychice gorsze są od tych na ciele, bo goją się znacznie dłużej. Co można zrobić by ochronić dzieci przed zgubym wpływem takiego właśnie wychowania i czy w ogóle można to zrobić? Czy takie właśnie wychowanie może tłumaczyć późniejsze błędy skrzywdzonych dzieci? Zapraszam do dyskusji.
dzisiaj ta pedagogika raczej nie funkcjonuje, więc nie wiem skąd takie wnioski wyciągasz, że jest. Dziś mamy raczej do czynienia z drugą skrajnością - bezstresowym wychowaniem, kiedy to dzieciom wszystko wolno. Doświadczam w szkole, że rodzice boją się własnych dzieci i najchętniej by chcieli, by to szkoła stawiała wymagania, bo oni nic nie mogą. Żadna skrajność nie jest dobra.
Jednak problem braku okazywania zainteresowania i okazywania uczuć przez rodziców chyba często nadal występuje. Powód? Myślę że taki jak podaje Edward - rodzice pozostawiają wychoewanie swoich dzieci nianiom, przedszkolu, szkole, a sami poświęcają sie przedewszystkim pracy. Mam wrażenie że więzi rodzinne w dzisiejszych czasach są niestety bardzo kruche.
Edwardzie, znam parę takich przypadków, gdzie dzieciom nawet płakać się zabrania żeby mazgaje z nich nie wyrosły, więc stąd wyciągam wnioski, poza tym nie napisałam nigdzie, że tak jest wszędzie Ostatecznie jednak sprzeczać się nie będę, bo Ty się jednak lepiej znasz.
Dochu, absolutnie masz rację, że więzi rodzinne są teraz bardzo kruche, ale jest to chyba wynik dokonanego postępu cywilizacyjnego. To już nie te czasy kiedy wszyscy z rodziny musieli razem spędzać całe dnie, bo razem mieszkali i pracowali. Teraz każdy ma swoje życie.
no cóż, postęp cywilizacyjny, którzy niszczy więzi trudno nazywać postępem. Jest raczej chorobą cywilizacyjną. Rozwój techniczny i każdy inny, który nie służy człowiekowi, jest dla człowieka zgubny. Rozwój cywilizacyjny nie może być celem samym w sobie. Komórki rakowe obiektywnie rzecz biorąc też się rozwijają, ale jednocześnie niszczą organizm, dzięki któremu ich rozwój jest możliwy - rozwój w tym wypadku prowadzi do unicestwienia.
Dobrze, to ujęłaś naazo „na początku XX wieku”, obecnie mamy do czynienia z tym o czym mówi Edward, teraz w zasadzie nie wychowuje się dzieci, a raczej wychowuje się je „bezstresowo” co oznacza całkowity brak kontroli nad tym co robią nasze pociechy i, oraz to że włażą nam na głowę. W imię tego, by nie zostać odsądzonym od czci i wiary daje się pełen luz dzieciom, które – w moim przekonaniu – w okresie dojrzewania muszą wiedzieć ze nie wolno im wszystkiego, i są jakieś granice. Nie jestem zwolennikiem metod pałki, aczkolwiek to co obecnie panuje wśród dzieciaków - - czyli słynne już – róbta co chceta, napawa mnie strachem.