wika
Feminizm, to prąd którego początek datuje się na okres oświecenia. Wówczas kobiety zaczęły domagać się wstępu na uczelnie, i w ogóle dostępu do edukacji takiej jaką mieli przedstawiciele płci męskiej.
Współczesny feminizm wiąże się z książką Betty Friedman Pt. Mistyka kobiecości z 1963 roku. Feministki walczyły o wszelkie prawa przysługujące mężczyznom, takie jak prawo do nauki, prawa wyborcze, a także generalnie rzecz biorąc równouprawnienie.
Feminizm w swych założeniach nie neguje roli jaką w życiu ma mężczyzna i kobieta, nie chce zamieniania tych ról, nie dąży także do matriarchatu.
Obecnie, w moim przekonaniu ruch feministyczny osiągnął wszelkie zakładane cele, przynajmniej w państwach tzw. Pierwszego świata, czyli mam tu na myśli Europę Zachodnią i Środkową i Stany Zjednoczone. Pojawia się pytanie co dalej, o co walczyć. Moim zdaniem walczyć można z np. ze zwalnianiem kobiet, gdy wracają z urlopu macierzyńskiego, z problemem nie zatrudniania młodych kobiet ze względu na to, że może mieć dziecko, a jeśli już je ma to z problemem nie zatrudniania ich ze względu na to, że zawsze musi iść na zwolnienie, gdy dziecko jest chore. O to w moim przekonaniu feministki mogą walczyć.
Obecnie ruch feministyczny, także przeze mnie jest odbierany jako banda oszołomów, które chcą ustanowić matriarchat. Wykrzykują one hasła godzące we wszelkie założenia feminizmu, tak jakby teraz chciały się niejako odegrać na mężczyznach za wieki ich niejako zniewolenia.
Co sądzicie o całym ruchu feministycznym w XXI wieku, czy feministki maja o co w ogóle jeszcze walczyć ?? czy może jest to martwa ideologia, pod którą podczepiają się pseudo-feministki które żądne są krwi ?
Zapraszam do wyrażenia swojego zdania.
Co sądzicie o całym ruchu feministycznym w XXI wieku, czy feministki maja o co w ogóle jeszcze walczyć ?? czy może jest to martwa ideologia, pod którą podczepiają się pseudo-feministki które żądne są krwi ?
Prawnie nie, natomiast jest dużo do zmian w psychice mężczyzn.
Powiedzcie szczerze, czy nie istnieje nadal w biurach etat "sekretarki" która tak naprawdę oprócz parzenia kawki powinna swojemu szefowi ... "pomagać w rozliczeniach" po pracy?
Niedawno wiele szumu wywołała swoimi wyczynami Martyna Wojciechowska. Kiedy słyszałam takie dania jak "słuchajcie, ona jest niesamowita, przejechała jeepem przez rzekę, a przecież to kobieta... Kobieta!" zastanawiałam się, w jakich czasach żyjemy. Oczywiście pewne dokonania wymagające siły fizycznej i wytrzymałości w wykonaniu kobiety faktycznie mogą dziwić bardziej niż w wykonaniu mężczyzny, ale przecież przejechanie jeepem przez rzekę nie jest ani czymś, co wymaga nadludzkiej siły, ani jakichś szczególnych zdolności przydanych przez naturę jedynie mężczyznom...
Tak więc feminizm osiągnął sukces pod tym względem, że kobiety mają prawo robić, co chcą i cieszą się pełnią praw obywatelskich. Cieszą się natomiast także (niestety) opinią słabych, słodkich idiotek nadających się tylko do jednego.
Sadzę, że nieco przesadzasz z tą opinią na nasz temat wśród mężczyzn. Raczej nie wydaje mi się, że postrzegają nas jako słodkie idiotki nie nadające się do niczego innego poza jednym. Na pewno nie, i nie mogę się tu zgodzić z Tobą.
Kobiety z natury rzeczy, w moim przekonaniu, nie wybierają w życiu rzeczy czy też zawodów które wymagają używania siły, której jednak mamy mniej niż mężczyźni, co jednak obecnie nie jest zabronione. Kobieta jeśli chce może być żołnierzem, górnikiem czy też operatorem dźwigu jeśli ją to pociąga, ale jest mało takich kobiet. Większość z nas wybiera lżejsze prace, które raczej wymagają więcej wysiłku intelektualnego niż fizycznego.
Odnosząc się do Wojciechowskiej, i tego jak skomentowano jej wyczyn to powiem to co przed chwilą – nie ma aż tak wielu kobiet, które pociąga jeżdżenie jeepem do rzekach, czy inne te rzeczy które robi pani Martyna. Na pewno zasługuje to na szacunek i podziw, raczej nie widzę tutaj pogardy.
Sądzę, że status jaki obecnie ma kobieta jest zadowalający. Kobiety maja takie same prawa jak mężczyźni, nie są dyskryminowane ze względu na cokolwiek. Zmiany, o których mówisz w swoim poście Złomiarz sądzę, że muszą zajść w psychice co po niektórych osób, dla których praca jest okazją do uzyskanie dodatkowych profitów. Nie sądzę jednak, że jest to tylko domena facetów, którzy jednakowoż stanowią większość takich przypadków. Myślę też, że muszą zajść w psychice drugiej strony, dla których ciało jest przedmiotem dzięki któremu mogą osiągnąć znaczne korzyści.
Co do pozycji tak zwanych "sekretarek" masz rację z tym, że problem nie dotyczy samego podejścia mężczyzn. W końcu nikt nie bierze, kiedy nikt nie daje. Panie nie potrafiące nic poza parzeniem kawy i opisaną czynnością w nadgodzinach lub sądzące, że nie potrafią nic innego także powinny przejść małe przeszkolenie.
Co do nieszczęsnej Wojciechowskiej nie twierdzę, że każda z nas powinna biegać po Everestach i ujeżdżać monster trucki. Może wyjaśnię, że osobie, którą cytuję chodziło o to, że to niezwykłe, iż kobieta potrafi prowadzić coś poza łagodnym miejskim hatchbackiem z silnikiem 1.0. O ile faktycznie rzucanie kamieniami i żonglowanie pniami sosen to nie zajęcie dla pań z oczywistych przyczyn, o tyle do prowadzenia samochodu, nawet w terenie, nie są potrzebne żadne umiejętności, których nie posiada każdy człowiek. A tych właśnie umiejętności często się kobietom odmawia, twierdząc, że nie są w stanie opanować emocji, logicznie myśleć czy skupiać się na kilku sprawach na raz.
I nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nie ma już seksistów. Może miałaś szczęście, by niewielu takich spotkać, a może przy kobiecie nie ujawniają swoich poglądów. Zapewniam Cię jednak że nie trzeba ich szukać daleko, nawet środowiska wykształconych i otwartych młodych ludzi pełne są mężczyzn, którzy nie widzą dla kobiety miejsca poza kuchnią.
Martynie dostało się ostatnio za to, że pojechała zdobywać Mount Vinson i omal nie zginęła, a w domu zostawiła małe dziecko
Nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że kobiety nie są dyskryminowane. Są dyskryminowane i to na każdym kroku, przy czym trudno to zauważyć, bo to tak zwana dyskryminacja ukryta. Wystarczy przejrzeć orzeczenia ETS-u na przykład by zobaczyć jakie formy dyskryminacja może przybierać. Mnie najbardziej położyło na łopatki orzeczenie dotyczące dyskryminacji ze względu na zarobki. Facet miał firmę w której na stanowisku menagera zatrudniał mężczyznę. Słono mu płacił, ale po pewnym czasie jego pracownik zdecydował się zmienić pracę. Na jego stanowisku zatrudniono kobietę z tym, że nie poinformowano jej o tym ile zarabiał jej poprzednik na tym samym stanowisku. A nie, przepraszam - poinformowano ją, ale wartość wynagrodzenia zaniżono. Facet, aby mieć pewność, że kobieta nie dowie się prawdy, wypłacał co miesiąc pozostałym pracownikom specjalne dodatki żeby prawda nie wyszła na jaw. Absurd, ale i rzeczywistość
Wydaje mi się, że takie przypadki jeśli nie są odosobnione to są niezwykle rzadkie. W moim przekonaniu mogą zdarzać się w firmach prywatnych, gdzie pracodawca ma pełną dowolność, ale i tutaj raczej ustala się stawkę jedną dla wszystkich. Chyba, że mamy pecha i trafimy na kogoś pokroju Korwina Mikke, bo taką „znamienitą” osobowością mi zalatuje z Twojej opowieści. W firmach państwowych i ludzi „normalnych” nie ma takowej segregacji, bowiem wykształciły się już mechanizmy w ramach których pracownicy otrzymują takie same wynagrodzenie.
Oczywiście, że zawsze słyszymy o takich przypadkach no bo jakże inaczej, przecież media tylko to podchwycą. Żadna kobieta przecież nie będzie latać i chwalić się, że zarabia tyle samo co jej kolega na tym samym stanowisku.
Problem może istnieje ale raczej w niewielkim procencie.
Żadna kobieta przecież nie będzie latać i chwalić się, że zarabia tyle samo co jej kolega na tym samym stanowisku.
Problem może istnieje ale raczej w niewielkim procencie.
Nie bardzo rozumiem. Czyli jeśli to mały procent, to można bagatelizować? Za tym małym procentem jest dyskryminowana kobieta , to nic nie znaczy?
Dyskryminacja ma różne postacie, nie zawsze musi oznaczać niższe zarobki. Prawda jest taka, że pracodawcy wolą zatrudniać facetów, bo ci nie rodzą dzieci i nie przechodzą na macierzyński czy wychowawczy. To kobiety korzystają z tych urlopów, a dla ich pracodawców to naprawdę jest problem, bo pracownika nie ma, a pieniądze trzeba przecież wypłacać, bo to urlop płatny Przykład, który podałam pewnie, że jest jaskrawy, ale to nie znaczy, że problemu dyskryminacji nie ma.
PS> Dodam taki łódzki akcent - ostatnio głośna była sprawa jakiegoś kolesia z Łodzi, który w swojej firmie nie zatrudniał osób z Bałut argumentując, że... są one nieuczciwe. Wyroku póki co nie ma, bo się apelowali.
Czyli jeśli to mały procent, to można bagatelizować? Za tym małym procentem jest dyskryminowana kobieta , to nic nie znaczy?
Ależ nigdzie nie napisałam, że należy na to pozwalać. Podkreślam jedynie, że taka sprawa zdarza się niezwykle rzadko, ale oczywiscie należy walczyć z wszelkimi przejawami dyskryminacji, nawet z takimi jakie podała naaza powyzej.
i ludzi „normalnych” nie ma takowej segregacji, bowiem wykształciły się już mechanizmy w ramach których pracownicy otrzymują takie same wynagrodzenie.
Z opowieści moich znajomych wynika, że niemal podstawą zatrudnienia jest podpisanie lojalki, zgodnie z którą zatrudniony zobowiązuje się do ukrycia wysokości swoich zarobków, choćby zeń pasy darto. Nie wiem, o jakich mechanizmach wyrównywania wynagrodzenia mówisz, bo w wielu korporacjach pochwalenie się kolegom stanem konta jest powodem do zwolnienia.
O takim, w ramach którego jest ustalana stawka dla pracowników danego szczebla. Jest ona równa, oczywiście mogą wchodzić w to różne premie za nadgodziny etc, niemniej jednak stawka podstawowa jest dla pracowników tego samego szczebla taka sama.
No muszę zapytać.
O ile się nie mylę, jest (a przynajmniej chyba był) w naszym kodeksie prawnym taki przepis wyraźnie zakazujący ukrywania faktycznych zarobków poszczególnych pracowników we wszystkich firmach, spółkach, potencjalnych zakładach pracy...itp.
Miało to bodaj związek z wprowadzoną wówczas ustawą antykorupcyjną.
Tymczasem wygląda na to, że chyba wszędzie jest dokładnie odwrotnie - z moim zakładem pracy włącznie.
Sam jakieś ponad dwa lata temu byłem świadkiem prawie, że bijatyki pomiędzy dwiema paniami z naszego biurowca, które pokłóciły się o daną im premię przez dyrektora, który właśnie z pomocą swoich anonimowych kolesi salwował się ucieczką do innego zakładu pracy po tym, jak mój zakład położył dosłownie na łopatkach.
Owa premia o której nikt poza nagrodzonymi pracownikami administracji nie wiedział, była czymś w rodzaju "łabędziego śpiewu" powyższego w stosunku do swoich wiernych podwładnych, którzy za jego czasów nie tylko robili co chcieli, ale też byli po prostu bezkarni.
W owej kłótni chodziło dokładnie o to, że jedna z tych pań dostała 1.200PLN, a druga "tylko" 1.000PLN i ta ostatnia koniecznie chciała wiedzieć - dlaczego tylko tyle?..
Oczywiście pomimo naszych prób wyjaśnienia tego łajdackiego procederu ( niedługo później zaczęły się problemy w wypłacaniem pensji dla szeregowych, liniowych pracowników), nie udało nam się niczego więcej dowiedzieć.
No to jak to jest w końcu z tymi ukrytymi dochodami poszczególnych pracowników?...wolno tak oszukiwać pozostałych?...czy nie?...
Prawda jest taka, że pracodawcy wolą zatrudniać facetów, bo ci nie rodzą dzieci i nie przechodzą na macierzyński czy wychowawczy. To kobiety korzystają z tych urlopów, a dla ich pracodawców to naprawdę jest problem, bo pracownika nie ma, a pieniądze trzeba przecież wypłacać, bo to urlop płatny
Z tymi urlopami macierzyńskimi to chyba największy skandal. Mamy jednak z nimi do czynienia przede wszystkim w prywatnych firmach. Tak to się już ułożyło że prywaciarze wolą nie narażać się na dodatkowe koszty wynikłe z macierzyństwa swojej pracownicy. Liczy się bowiem tylko kasa i zysk! Jest to jednak problem powszechny, który de facto przyszedł do Polski z szeroko rozumianego zachodu.
Dla mnie ruch feministyczny zajmuje się obecnie niestety strasznymi pierdołami które często maja odmienne cele aniżeli poprawa statusu kobiet.
Bierze się to głównie z tego, że nie ma tak naprawdę czegoś, co można by nazwać "organizacją ruchu feministycznego", jakiejś jednej zdecydowanie dominującej grupy ludzi, partii, klubu, stowarzyszenia czy czegokolwiek. Jest mnóstwo działających niezależnie jednosteczek, z których część faktycznie promuje pogląd, że gdyby nie wychowanie i imprinting tak zwanego "gender" kobietom rosłyby brody a mężczyźni mieliby piersi. (albo odwrotnie, nikt by nic nie miał, pogubiłam się), inne zaś organizują wspólne przemarsze feministek, anarchistów i lesbijek pod różowym transparentem z symbolem walki z rakiem piersi. Nie ma kogoś, kto mógłby zebrać ludzi, rzetelnie przedstawić najważniejsze problemy i zorganizować akcje mogące rzeczywiście wprowadzić faktyczne zmiany.
No to jak to jest w końcu z tymi ukrytymi dochodami poszczególnych pracowników?...wolno tak oszukiwać pozostałych?...czy nie?...
Nie znalazłam jeszcze fachowej odpowiedzi na to pytanie, bo siedzę teraz w zupełnie innej gałęzi prawa, ale jak tylko skończy się sesja to nawet z ciekawości się tym zajmę. Na dzień dziesiejszy wydaje mi się, tak na zdrowy rozsądek, że jest to niedopuszczalne, bo dyskryminujące.