ďťż

wika

Niedawno zakończyłem swoją „kryzysową” lekturę, książki jaka mi się trafiła pod choinkę, autorstwa prof. Grzegorza Kołodki, i pora na parę słów o niej, tym bardziej, że ogólnie sądzę, iż jeśli chodzi o kryzysowe lektury, to bardzo dobra pozycja.

Książka jest o tak wielu rzeczach, że w zasadzie można powiedzieć, iż o wszystkim, chociaż oczywiście głównie o ekonomii. Napisana trochę w stylu autora z czasów, gdy sprawował wysokie funkcje państwowe, będąc wicepremierem i ministrem finansów (barwne konferencje prasowe z krojeniem chleba itp.). Ten styl daje o sobie znać głównie na początku, który jest ewidentnie przegadany, i na końcu. W środku, a zwłaszcza w drugiej połówce, jest mniej efekciarstwa, a więcej merytoryki. Zdarza się, że autor pisze nieco rozwlekle – mi to nie przeszkadza, a wręcz odpowiada.

Jak wspomniałem, jest w niej o wielu rzeczach. I o historii gospodarczej, i o ekologii, dalej wątki podróżnicze, wreszcie rozważania o ekonomii i neoliberalizmie, potem wątki międzynarodowe i futurologiczne, bo końcówkę książki chyba tak najlepiej wypadałoby zakwalifikować. Naczelny wątek to rozwój gospodarczy, wskazanie czynników, które mu sprzyjają i tych które go ograniczają. Pod koniec autor formułuje własną teorię, niby naukową, ale na tyle ogólnie przedstawioną, że robi zgoła nienaukowe wrażenie.

Książka jest lekko napisana i dobrze się ją czyta. Znaleźć w niej można sporo ciekawostek i „wybuchów” erudycji, co znowu, jednym może się podobać, innym nie. Z początku, po pierwszych rozdziałach, sądziłem, że pan profesor skupi się wyłącznie na krytyce neoliberalizmu i Balcerowicza. Ten ostatni nie jest jednak po nazwisku ani razu wspomniany, za to krytyka teorii neoliberalizmu jest gruntowna, z tym, że bardziej na płaszczyźnie stosunków międzynarodowych. Jak wejdziemy w książkę dalej, autor odkrywa swoje kolejne oblicza. Jak pisze o ekologii i jej znaczeniu dla rozwoju gospodarczego, to można odnieść wrażenie jakby chciał zostać drugim Allem Gorem. Jak opisuje swoją eskapadę do Afryki i inne praktyczne doświadczenia, wygląda to trochę tak, jakby chciał zostać drugim Wojciechem Cejrowskim.

Dużo miejsca poświęcone zostało Chinom. Autor bardzo pozytywnie ocenia ich strategię rozwoju gospodarczego. Z kolei najwięcej krytykuje USA. Pozytywnie ocenia za to Unię Europejską. Jeśli chodzi o wątek ekonomiczny, sporo miejsca poświęcone zostało alternatywnym w stosunku do poziomu wzrostu PKB sposobom mierzenia rozwoju poszczególnych krajów. Szeroko omówione zostały wprowadzone nie tak dawno temu w naukach ekonomicznych parametry, takie jak współczynnik Giniego i współczynnik zasobów ludzkich (HDI). Nowe parametry różnią się od miary PKB tym, że uwzględniają czynniki społeczne: poziom życia mieszkańców, zdrowie, oświatę, edukację, czynniki polityczne (demokracja, wolność słowa). Dziś coraz częściej zwraca się uwagę, że te „miękkie” czynniki w znacznym stopniu determinują rozwój gospodarczy. Okazuje się, że jeśli mierzyć poziom rozwoju, poziom gospodarczy, czy jak to nazwiemy, z uwzględnieniem tych elementów, można uzyskać zgoła odmienne wyniki i powstaje zupełnie inna hierarchia poziomu rozwoju państw niż przy uwzględnianiu wyłącznie samego wzrostu PKB. Oczywiście, na powyższych dwóch wskaźnikach się nie kończy. Jak na utytułowanego profesora przystało, autor proponuje w podsumowaniu tych kwestii, swój własny współczynnik „szczęścia”.

Inny, szeroko eksploatowany temat to sprawy międzynarodowe i globalizacja. Autor sporo pisze o działalności różnych organizacji międzynarodowych, w tym tych mniej związanych ze sprawami ekonomicznymi, jak np. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Początkowo odnosiłem wrażenie, że cała książka została napisana wręcz dla osób, które działają w tego rodzaju organizacjach czy też w pewnej sferze wokół nich, ale w dalszej części pan profesor głosi miejscami opinie dość niepopularne dla członków i władz tych organizacji, głównie ekonomicznych. Stąd, biorąc pod uwagę to co w tej książce napisał, jeśli planował sobie karierę międzynarodową w tym kierunku, okazana tutaj bezkompromisowość raczej mu w niej nie pomoże. Ale dla czytelników to dobrze, jeśli autor nie owija pewnych rzeczy w bawełnę.

Na koniec fragment z mojego ulubionego rozdziału pt. „Upadający neoliberalizm i jego marna spuścizna” o prywatyzacji. Szkoda, że autor nie napisał więcej o prywatyzacji made in Poland.

G.W. Kołodko, Wędrujący świat, Warszawa 2008, s. 236-237:

„Po pierwsze, neoliberalizm to ideologia i program gospodarczy, który ma swoją konkretną agendę. W istocie pod przykrywką pięknych haseł – od wolności poprzez demokrację do przedsiębiorczości – jest to instrument służący nie tylko wymuszaniu efektywności gospodarowania, ale redystrybucji dochodów na rzecz elit kosztem ogółu. Po drugie, neoliberalizm wykorzystywany jest jako sposób grabieży na gigantyczną skalę. Takie bowiem przetrzebienie majątku narodowego, jakie miało miejsce w Rosji, rzadko zdarza się w dziejach. Oczywiście, nikt rozsądny nie będzie insynuował, że neoliberalizm ze swej istoty jest instrumentem grabieży i kradzieży. Rzecz w tym, że w warunkach słabości instytucji gospodarczych on to umożliwia. Tak właśnie było w Rosji. I tak właśnie nie mogło być w Chinach.

Tak więc przy okazji neoliberalnej polityki w Rosji niektórzy robili na boku niezłe interesy. Przyznaje to nawet Zbigniew Brzeziński, wpływowy politolog, a kiedyś doradca prezydenta USA Jimmy’ego Cartera. Zauważa on – wkładając stosowne określenia w cudzysłowy – że zgraja (ang. swarm) zachodnich, głównie amerykańskich „konsultantów”, którzy często konspirowali z rosyjskimi „reformatorami”, szybko wzbogaciła się w trakcie „prywatyzacji” rosyjskiego przemysłu, zwłaszcza aktywów energetyki. Skądinąd wiem, że ostrzeżenia o tym docierały do szczytów politycznego establishmentu w Waszyngtonie, ale były lekceważone. Nie tylko w analitycznych opracowaniach i naukowych pracach pisano o „złodziejskiej” prywatyzacji, a także o udziale w tym przedsięwzięciu amerykańskich partnerów oraz o tolerancji dla tego niecnego procederu okazywanej przez władze USA. Jednakże kakofonia neoliberalnej propagandy, a jeszcze bardziej naciski robiących krocie grup interesu skutecznie zagłuszały te głosy. O patologiach rosyjsko-amerykańskiego neoliberalizmu, przestrzegając przed jego fatalnymi następstwami, donoszono najwyższej rangi urzędnikom amerykańskiej administracji, Białego Domu nie wyłączając. Fritz M. Earmath, emerytowany wysokiej rangi oficer CIA, opowiadał mi przy okazji konferencji zorganizowanej w Waszyngtonie w 1999 roku przez Jamestown Foundation, że jeden z ważnych raportów ostrzegawczych powrócił z adnotacją wiceprezydenta: Bullshit! Notabene, w konferencji tej uczestniczył także Zbigniew Brzeziński (oraz Jan Nowak-Jeziorański), który również krytykował dyskrecjonalne sympatyzowanie części amerykańskiego establishmentu ze skorumpowanymi rosyjskimi politykami.

Dlaczego niegodziwe ekscesy na tak ogromną skalę miały miejsce w Rosji, a nie doszło do tego na przykład w Polsce? Nie tylko z tej przyczyny, że w tym drugim przypadku polityka reform strukturalnych była dużo lepiej realizowana, zwłaszcza w środkowych latach minionej dekady. Głównie dlatego, że w Rosji było – i jest – zdecydowanie więcej zasobów do rozgrabienia i zawładnięcia. Neoliberalny kurs połączony z ogólnym rozgardiaszem znakomicie to ułatwiał. Jedyne w swoim rodzaju rosyjsko-amerykańskie „partnerstwo publiczno-prywatne” było w swoim żywiole. Fritz M. Eartmath pisał do mnie jesienią 1999 roku: „Majątek, jaki można zrobić w Rosji i z niej wywieźć jest tak olbrzymi, że przyciąga – podobnie jak siły grawitacji przyciągają wielkie ciała – potężnych zachodnich graczy. Być może Polska wyszła korzystniej nie tylko ze względu na lepsze warunki startu i lepszą politykę, ale i dlatego, że nie jest tak zasobna w bogactwa dające się rozgrabić”. Przy tej sposobności nie miał i nie ma (no bo trudno mieć, czyż nie?) wątpliwości, że prawda o rosyjskiej transformacji była znana tym, którzy w USA znać ją powinni. Twierdził, że „...cała góra naszej administracji bardzo dobrze znała prawdziwy obraz sytuacji w Rosji. Musieli wiedzieć – co najmniej od 1997 roku – że rynek GKO (krótkookresowe obligacje rosyjskie) był wykorzystywany przez rosyjskich oficjeli i wszystkich innych spekulantów jako instrument rozgrabiania budżetu Rosji i pieniędzy MFW. A jak sądzisz, o czym Talbott, Summers, Lipton, Czubajs i Berezowski gaworzyli, gdy spotkali się w lipcu 1998 roku?”.

Zgodzić się trzeba w pełni, że mieliśmy do czynienia nie tylko z neoliberalną głupotą, ale po prostu z przestępczością. Dodać trzeba, że superzorganizowaną.”

Książka wydana została w miękkiej okładce tak, żeby dużo nie kosztowała i w założeniu miała szansę trafić pod strzechy. Napisana jest w miarę prosto, to znaczy tak, żeby była zrozumiała nie tylko dla ludzi z wykształceniem ekonomicznym. Ogólnie polecam, zwłaszcza jako odtrutkę na wpajane nam przez lata w mediach poglądy na gospodarkę firmowane przez Balcerowicza.


Wybacz Raleen, ale nie idzie się powstrzymać: tak mi się widzi, że leczenie Balcerowicza Kołodką to jak leczenie dżumy gruźlicą... sam nie wiem, który jest bardziej szkodliwy. Żeby nie być gołosłownym, po jednym przykładzie:
Pamiętasz może, jak Balcerowicz sprzedał polskie rezerwy złota w samym dołku cenowym ? A jak Kołodko proponował abolicję dla wszystkich oszustów podatkowych (którzy "zapomnieli" albo "czegoś niedopatrzyli"), po opłaceniu bodaj 7,5% od ukrywanych dochodów ?
Ja obu panom serdecznie dziękuję.
Ja bym nie oceniał tej książki wyłącznie na podstawie tego co Kołodko robił jak był kiedyś ministrem. Bo oceniamy jednak książkę, a nie jego postawę jako całość.

Przy okazji, czytałeś w ogóle?

Ja bym nie oceniał tej książki wyłącznie na podstawie tego co Kołodko robił jak był kiedyś ministrem. Bo oceniamy jednak książkę, a nie jego postawę jako całość.

Przy okazji, czytałeś w ogóle?


Nie, książki nie czytałem.
I z tego też powodu moja wypowiedź nie dotyczyła tego tytułu, tylko Kołodki - to była wycieczka ad personam. Stąd też taka, a nie inna pierwsza część pierwszego zdania tamtej wypowiedzi.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •