wika
Oceńcie sami..
Pamiętacie film z Arnoldem Szwarcenegerem, który miał urodzić jako pierwszy facet dziecko ?? jeśli tak to jesteśmy w domu. W USA, w stanie Oregon okazało się, że mężczyzna może urodzić dziecko.. przyjrzymy się jednak jaki jest ten mężczyzna.. Otóż owy mężczyzna był kiedyś kobietą, zawsze jednak czuł się mężczyzną, toteż przeszedł operację, która pozbawiła go piersi, zaczął brać hormony i wszystko pozornie było dobrze. Owy mężczyzna, Thomas Beatie, od 10 lat jest nawet żonaty. Wraz z żoną postanowili mieć dzieci, tyle że okazało się, że żona nie jest zdolna do tego. Wówczas to właśnie bohater tej opowieści postanowił urodzić dziecko, biorąc nasienie od anonimowego dawcy..
Cała rodzina jest oczywiście szczęśliwa, że jest taka możliwość aby dziecko przyszło na świat..
Oto i przyszła mamusia, a raczej tatuś :
Mnie w tym zastanawia tylko kilka rzeczy. Po pierwszy, jeżeli żona jego nie mogła mieć dzieci, to czy nie lepiej adoptować, a nie robić czegoś tak dziwnego ?? jeżeli raz zdecydował się na zmianę płci, to winien się tego trzymać..
Druga sprawa, to taka jak powiedzą dziecku, że tym kto go urodził był tatuś.. a nie mamusia..
Po trzeci zastanawia mnie, czy w takim mężczyźnie, który urodzi owe dziecko nie obudzi się nagle instynkt macierzyński typowy dla kobiety po urodzeniu pociechy ??
Mnie tam bardziej interesuje kwestia biologiczna - gdzie ów tatuś miałby tego dzieciaka nosić. Pamiętam jakąś audycję w PR1 własnie po filmie z Arnim, gdzie wypowiadano sie na ten temat. Ostateczna konkluzja była taka, że najlepszym miejscem byłby worek mosznowy, ale na pewno nie brzuch.
Jeśli chodzi o tej konkretny przypadek, to owy tatuś zmieniając płeć nie dokonał wycięcia tego, co kobiecie potrzebne by urodzić dziecko. To też mnie zadziwiło, zwłaszcza w kontekście takim oto, że ma przecież żonę.. W zasadzie to nie wiem co mam o tym sądzić, bowiem jeżeli ktoś już decyduje się na zmianę płci bo czuje się czy to kobietą czy mężczyzną to chyba winien usunąć wszystko co łączyło go z poprzednią płcią, którą obdarzyła go natura.
Tutaj natomiast w zasadzie człowiek jest pół kobietą, pół mężczyzną.. ludzie, nie róbmy trzeciej płci !!
Z przekąsem aż chce mi się powiedzieć iż należy akceptować takie przypadki i traktować je jako coś normalnego, a nawet wskazanego. Przecież każdy ma prawo do macierzyństwa!
Swoją drogą ciekawe kiedy powstaną i takie pomysły obrońców wszelkiej wolności ludzkiego żywota.
Niestety, ale prawda jest taka, iż w tym temacie także nie będę potrafił przełamać swojej małości, a co za tym idzie nie zdobędę się na wyrażenie swojej głębokiej akceptacji względem tego przypadku. Faktycznie Serenity, świat stanął na głowie i jest pełen dziwolągów które przyzwalają na takie wynaturzenia.
Kompletnie sobie tego nie wyobrażam. Jakie będą konsekwencje dla takiego dziecka którego zrodzi męskie łono? Nie znam się na medycynie, ale zastanawia mnie jaki wpływ na płód mają męskie hormony, które są przecież obecne w organizmie tego człowieka…
'Trzecia plec' istnieje od zawsze. To plci obojga ludzie o seksualnej tozsamosci niezgodnej z ich cialem.
Wlasnie probowalem, bezskutecznie, odszukac artykul Wikipedii na temat szesnasto- czy siedemnastowiecznej Hiszpanki, ktora po dlugich latach spedzonych na zolnierce wyprosila od krola (papieza zgola?) przywilej bycia oficjalnie mezczyzna. Byla skora do pojedynkow i je wygrywala. Wdowa; chyba z dzieckiem.
Bez kuracji hormonalnej byla bardziej macho niz wiekszosc samcow jej czasu. Wiekszosc zywota przepedzila w Argentynie bodaj, zabijajac za krola i wiare.
Wybaczcie, czytalem to na pewnym forum rok ponad temu. Nie potrafie sobie przypomniec wiecej szczegolow. A! Zachowaly sie jej memuary.
Moze kto sprytniejszy ode mnie bedzie cos w stanie wydlubac z Sieci. Na pewno jest na anglojezycznej Wiki.
Operacja zmiany plci dotyka (brrr... ) tylko zewnetrznych organow plciowych. Chirurgia plastyczna modeluje sie to i owo, ale gonady pozostaja nienaruszone.
Najpewniej potrzebna bedzie wymienionej parze kolejna interwencja chirurgiczna, aby odtworzyc droznosc drog rodnych, ale to sa szczegoly.
Hormony. Ten czlowiek musi stale przyjmowac hormony, by jego cialo bylo 'meskie'. Kwestia przygotowania do zaplodnienia, ciazy i porodu to tylko odstawienie obecnej kuracji i krotka wyrownawcza. Potem ciaza sama zacznie dominowac gospodarke hormonalna.
Dziwactwo? Wynaturzenie? Na pewno nie jest to cos, na co sie moze kazdy z nas latwo natknac. Dla mnie gorszym wynaturzeniem jest narodowiec czy wzorowy obywatel katujacy swoja zone i dzieci.
Moi przyjaciele dorobili sie 4 miesiace temu pary dorodnych blizniakow. Po 10 latach staran. I intensywnej kuracji hormonalnej. To tez wynaturzenie? Zgodnie z natura, ta kobieta jest bezplodna.
Moja byla i najwieksza milosc dwa tygodnie temu urodzila sliczna coreczke. Dzieki hormonalnej kuracji sie to udalo. Osiem lat temu zabilo by to albo ja, albo dziecko.
Wynaturzenie?
Adopcja. Calkowicie sie zgadzam, ze jest TYLE niechcianych dziatek, ze KAZDY chetny rodzic powinien sie zastanowic, czy warto produkowac nowe, kolejne, zamiast otoczyc opieka i miloscia ktores z tych juz zyjacych i potrzebujacych.
Jednak.... Ja sam nie chce sie rozmnazac, z roznych wzgledow, o ktorych tu zmilcze. Wiekszosc z Was jest mloda, przed czasem decyzji. W gre wchodza instynkty, silne i potezne. A u ludzi z handicapem tym bardziej.
Mam przyjaciolke, ktora byla mezczyzna. Potrafie sobie wyobrazic sytuacje opisanego przez Serenity faceta. On JEST facetem, to z mozgu sie bierze. On chce miec dziecko moze bardziej, niz wiekszosc ojcow, bo a. tego pragnie jego samcza tozsamosc; b. tego pragnie jego samicze cialo. Jedno pewne. Jesli bogi pozwola, bedzie naprawde dobrym ojcem.
Tbbnt.
Trzecia plec' istnieje od zawsze. To plci obojga ludzie o seksualnej tozsamosci niezgodnej z ich cialem.
Oczywiście, że tak. Mówiąc o 3 płci rzeczywiście popełniłam błąd, aczkolwiek chodziło mi o to by nie robić takich dziwactw jak to przeze mnie wyżej opisane, bo w tym momencie z człowieka robi się cyborga.
Daleka jestem od tych koncepcji, które mówią o tym, że nie wolno ingerować w ludzkie ciało, czyli zakaz stosowania hormonów, kwestie in vitro etc, przykładów można mnożyć. Jednak takie "coś" budzi już, może nie obrzydzenie, ale coś mówi mi że to za daleko już poszło, to po prostu nie jest do przyjęcia. Jeżeli ten człowiek uważał się zawsze za mężczyznę to nie bronie mu prawa do zmiany płci, ponieważ to nie jest zwykłe "widzimisię", lecz rzeczywista potrzeba. Jeżeli jednak zdecydował się już na taki krok, to w moim przekonaniu nie powinien cofać się do tyłu, przypominając sobie nagle że może urodzić dziecko, bo był kiedyś kobietą, a w zasadzie ciągle nią jest - pod względem biologicznym - skoro nie zoperował się - rzec można- do "końca".
Czy po pierwszym dziecku, który ma być dziewczynką, przyjdzie czas na kolejne…??
Jestem ciekawa co na to Kościół katolicki, gdyby chciano tak ochrzcić to dziecko, czy miałby jakieś przeciwwskazania, wiedząc kto urodził dziecko, czy nie ma to najmniejszego znaczenia ??
Stanowisko KK nic mnie nie obchodzi.
Pomijajac religijne poglady: co Cie tak 'rusza' w calej sprawie?
Jestem ciekawa co na to Kościół katolicki, gdyby chciano tak ochrzcić to dziecko, czy miałby jakieś przeciwwskazania, wiedząc kto urodził dziecko, czy nie ma to najmniejszego znaczenia ??
na pewno Kościół nie wini za żadną sytuację dziecka, więc najprawdopodobniej chrzest byłby udzielony. Możliwość odmówienia chrztu wypływa z natury religijnej, a nie biologicznej (również dzieci, które przychodzą na świat w wyniku zapłodnienia in vitro, chociaż Kościół tej metodzie jest przeciwny, otrzymują chrzest). Wymogiem formalnym można powiedzieć jest to, by rodzice dawali nadzieję na chrześcijańskie wychowanie dziecka. Chrzest bowiem jest włączeniem do wspólnoty Kościoła, któregoś z wyznań i każde nakłada na swoją wspólnotę zobowiązanie wiary.
Pomijajac religijne poglady: co Cie tak 'rusza' w calej sprawie?
Widzisz Korybutowiczu, poglądy religijne mi nie przeszkadzają w tej sprawie, lecz raczej chodzi o przekraczanie jakieś granicy w przypadku tego człowieka. Jak już wcześniej wspomniałam, a chyba to przeoczyłeś tocząc piane że „stanowisko KK Cię nie interesuje”, pisałam o tym że jeżeli raz człowiek wybiera płeć to powinien przy tym pozostać. Proponuje przejrzeć ostatnie posty, a zrozumiesz co mnie tak „rusza” w tej sprawie. Nie godzę się na robienie z człowieka cyborga, jeżeli to Ci nie przeszkadza to proszę, nie bronie Ci tego akceptować.
Tocze piane?
Ja tylko stwierdzilem fakt.
Jaka to granice sie przekracza? Kto te granice wyznacza? Na jakich podstawach? To trzeba sprecyzowac.
Cyborg zas, to czlowiek o organach zastapionych mechanizmami. Czy jestes przeciwna nowoczesnej protetyce ?
Jaka to granice sie przekracza? Kto te granice wyznacza? Na jakich podstawach? To trzeba sprecyzowac.
Można to nazwać przekroczeniem granic moralnych, kulturowych czy też cywilizacyjnych. Jest to swojego rodzaju zakpienie z człowieczeństwa które w tej materii od wieków nie ulegało zmianie. Takie jest moje zdanie z konserwatywnego punktu widzenia. Oczywiście ty szanowny Korybutowiczu masz prawo do swoich przemyśleń, światopoglądu, postępowości czy jakby tego nie ująć.
Cześć ludzkości nie jest jednak zdolna zaakceptować takich nowinek pseudonaukowych rodem z gabinetu Frankensteina. Nie mówię tutaj o terapiach hormonalnych gdzie sugerowałeś ze ktoś to uważa za wynaturzenie. Nie można mieszać tych dwóch tematów. Terapie tego typu, jak zresztą wspomniałeś są często zbawienne dla ludzi i chwała im za to. Możemy tylko dziękować Opatrzności za medycynę. Co innego jednak kiedy człowiek zaczyna w ten sposób eksperymentować.
Problem ze zmianą płci jest faktycznie tragiczny. Rozumiem to, że niektórzy ludzie czują się zupełnie kimś innym niż się urodzili. Na pewno jest to dla nich spora krzywda. Nie za bardzo jednak jestem w stanie zrozumieć takie stanie po środku. Z jednej strony ów wymieniony powyżej mężczyzna czuje się 100% facetem, ale mimo to godzi się na urodzenie dziecka. Wynikać z tego może więc to że jego tożsamość w tej materii jest mocno zachwiana.
Można to nazwać przekroczeniem granic moralnych, kulturowych czy też cywilizacyjnych. OK. Jaka to moralnosc, kultura, cywilizacja?
Zadajesz nam ciągle te same pytania i chyba nie przeczytałeś tego co napisałem zbyt dokładnie. Ja natomiast jestem ciekaw twojego poglądu na ten temat. Twój powyższy post nie wnosi za wiele do tej rozmowy, wiec miło by nam było gdybyś go „trochę” rozbudował. Jakie są twoje poglądy które pozwalają ci na takie, a nie inne postrzeganie tej sprawy?
Uparłeś się chyba na to ażebym udzielił ci jakiegoś filozoficznego wykładu dotyczącego systemów normatywnych które osobiście wyznaję, nie dając nam jednak od siebie nic w zamian. Nie za bardzo jednak wiem co jest twoim celem czy motywem takiego stawianie tej sprawy.
Może więc warto byłoby samemu się określić i opisać swoje emocje, przekonania, reguły czy zasady które powodują iż myślisz w ten sposób?
A znacie tę wzruszającą historię o miłości? Nie tak dawno temu, gdzieś w Australii żyło sobie pewne małżeństwo. Na świat przyszła ich ukochana córeczka, żyli szczęśliwie, jak wzorcowa rodzina. Pewnego dnia coś się jednak w ich życiu popsuło i rodzice dziewczynki postanowili się rozwieść. Ojciec opuścił matkę i córkę i zaczął prowadzić osobne życie z dala od nich. Po wielu latach, gdy dziewczynka była już dorosłą kobietą, spotkała swojego ojca. Oboje początkowo nie poznali, że są rodziną, zaczęli się spotykać, nie wiedząc jakie więzy ich łączą. Zakochali się w sobie. Ich uczucie i namiętność były tak wielkie, że nie była ich w stanie zniszczyć nawet świadomość tego, że są dla siebie ojcem i córką (bo miłość nie zna granic). Ich życie stało się piękne, postanowili się pobrać i założyć rodzinę(?). Urodziła im się córeczka, którą otoczyli bezgraniczną miłością, będąc dla niej jednocześnie ojcem i dziadkiem, matką i siostrą (?). Dziewczynka jest zdrowa, nie wykryto u niej żadnych chorób genetycznych. Jest szczęśliwa, tak jak jej rodzice są szczęśliwi. Czy ktokolwiek ma prawo odbierać im prawo do szczęścia? Czy ktokolwiek może stanąć na drodze ich miłości? Czy Kościół Katolicki ma prawo ich potępiać , skoro się kochają, a Bóg jest miłością? Czy Brandon Fay nie powinien stanąć po stronie tej kochającej się rodziny i solidaryzować się z nią, gdyż tak jak on, jest ta rodzina wyszydzana i potępiana? Dlaczego ludzkość jest tak nietolerancyjna dla tych, którzy mają inny pomysł na życie? Apeluję do niewyedukowanego społeczeństwa o opamiętanie! Bądźmy tolerancyjni, nie odbierajmy ludziom prawa do szczęścia i do miłości! Gejom, lesbijkom, zoofilom i miłośnikom związków kazirodczych. Oni są tacy sami jak my, tylko trochę inni.
Faktycznie historia niczym z taniego dramatu z happy end’em i żyli długo i szczęśliwie. Takie sprawy rzeczywiście winny być ukazane i potępione…Nie rozumiem tylko jednego – po co zaraz zestawiać takie historie z gejami i lesbijkami ?? rozumiem, że to dobry moment żeby „dowalić” i im za to, że są…? Takie pastwienie się chyba zaspokaja jakąś potrzebę potępiania wszystkiego i wszystkich. Zrównując „zoofitów” i homoseksualistów nie wiem co chcesz w zasadzie osiągnąć, chyba tylko wyżycie się własne, na tych którzy w odczuciu Twoim są źli i niegodni... Głodne kawałki jakie przeczytałam w poincie przypominają mi hasła, jakie skandowała nie raz Młodzież wiadomo jaka..
Jakoś mimowolnie zestawiłem tę historię zasłyszaną w mojej ulubionej stacji TVN z gejami, chcąc zwrócić uwagę na problem dezawuowania ostatnimi czasy pojęcia tolerancji, którą niektórzy coraz częściej wymuszają na innych, aby narzucić im uznanie tego, co dla nich jest poprostu nie do przyjęcia. Czyli swego rodzaju przymus tolerancji. Pomijając poglądy na tematy obyczajowe, czy sfery moralnej, można zapytać, czy tamto kazirodcze małżeństwo nie ma prawa domagać się tolerancji, w przeciwieństwie do gejów i lesbijek? Abstrahując od poglądów teoretycznie niczym się przecież od Brandona Faya owa para nie różni. Czemu więc obrońcy gejów i lesbijek nie stają w obronie dyskryminowanego małżeństwa? Przecież ono chce tylko miłości, szczęścia, wolności. Nikomu nie wadzi, nikomu nie przeszkadza, ma takie upodobania, tak sobie ułożyło życie, chce żyć szczęśliwie. A mimo to niektórzy ich prześladują, wyszydzają, tak jak prześladują gejów i lesbijki, próbując odebrać im prawo do szczęścia, odbierając im wolność. Czemu geje i lesbijki nie stają w ich obronie, nie domagają się tolerancji dla tej pary?
Bo uważają że to nie moralne? Że tak nie wolno? Że to jest złe? Jeżeli tak uważają, to chyba też sami nie są zbyt tolerancyjni. Tak samo jak ktoś, komu nie podoba się, że dwóch facetów chce sobie adoptować dziecko, albo domaga się od katolickiego księdza, aby udzielił im ślubu w kościele.
A może poza ślepą i prymitywną tolerancją, człowiek powinien kierować się też rozumem, własną moralnością. Czy w imię prześwietnej tolerancji, mam bezmyślnie uznawać wszystko, co stoi w sprzeczności z moim światopoglądem? Pytam się więc, dlaczego organizacje homoseksualne, które wszem i wobec domagają się tolerancji i są jej największymi orędownikami, nie stanęły jak dotąd w obronie wspomnianego przeze mnie "małżeństwa". Czy ograniczają pojęcie tolerancji wyłącznie do własnych potrzeb, czy uznają, że postawa tych ludzi (czyli kazirodztwo w ogóle) na tolerancję nie zasługuje? Jeżeli to drugie, to jakim prawem żądają ode mnie tolerancji wobec siebie? Przecież ja też mam prawo uznawać, że zachowania gejowskie, czy lesbijskie na tolerancję nie zasługują, tak samo jak uznaję, że nie zasługują na to wynaturzeńcy z przytoczonej przeze mnie historyjki.