wika
Wbrew pozorom w naszym kraju jeszcze dość mocno zakorzenione są różnego rodzaju wierzenia i przesądy.
Pewnie wielu z was było niejednokrotnie świadkami różnych dziwnych zachowań ludzkich spowodowanych właśnie przesądami.
I tak dla przykładu:
Są ludzie którzy przywiązują olbrzymie znaczenie do feralnych lub szczęśliwych dat i liczb.
Owe przekonania są w niejednym przypadku tak dalece zakorzenione w naszej psychice że dość mocno tu i ówdzie utrudniają nam życie.
Bywa tak że niektórzy w dniu 13-go każdego miesiąca bywają nieufni, ostrożni, a nawet przerażeni – zaś jeśli ów 13-ty wypadnie w piątek, wielu nie wychodzi nawet z domów, wietrząc kłopoty, a nawet nieszczęście.
Prawdziwą „zgagą” są dla niektórych z nas czarne koty – na ich widok zachowujemy się niekiedy zarówno żałośnie jak i komicznie.
Bywa że gdy czarny kot przebiegnie nam drogę, zatrzymujemy się i czekamy aż ktoś przejdzie to miejsce przed nami, albo jadąc samochodem, zjeżdżamy na bok, czekając aż ktoś nas wyminie i przejedzie tam jako pierwszy.
Wielu Ludzi przywiązuje też olbrzymią wagę do swoich snów.
Podobno widziana we śnie krew, zapowiada czekające na nas duże pieniądze (podobnie jak swędzenie lewej dłoni).
Łzawiące prawe oko to zapowiedź radości, zaś lewe – smutku.
Cieszymy się też gdy znajdujemy monetę leżącą na ziemi, odwróconą orzełkiem do góry….itd…itp.
Oczywiście powyższe „odczytywanie” różnego rodzaju znaków, przedmiotów, czy zjawisk ma wiele interpretacji często sprzecznych ze sobą, jednak owe przesądy drzemią wśród nas, i chociaż z zasady oficjalnie wielu do tego się nie przyznaje, to jednak fakty w tej materii są faktami których nierzadko nie da się ukryć.
A jak jest z powyższymi sprawami u was?....
Prawdziwą „zgagą” są dla niektórych z nas czarne koty – na ich widok zachowujemy się niekiedy zarówno żałośnie jak i komicznie.
Skąd ja to znam Muszę przyznać , że kilka razy próbowałem "obejść" takiego kota. Nie zawsze się udawało, ale może lepiej nie kusić losu :smile: W każdym razie wiara w przesądy jest czasami świetną zabawą. Należy jednak unikać zbyt dużego przywiązania do różnego rodzaju znaków i symboli.
13ty w piątek nie robi na mnie wrażenia, gdyż często nie wiem, jaki to dokładnie mamy dzień.
Czarny kot o to bardziej coś dla mnie, choć zdarzyło się, iż moja równie przesądna koleżanka
ma zwyczaj spluwania przez lewe ramię na widok tego zwierzęcia niestety ja byłam akurat po jej lewej stronie a ona zwyczajnie mnie opluła przyjemne to nie było, musze koniecznie jej powiedzieć, ze są inne sposoby,czyli odczekanie.
Jeśli natomiast zobaczę kominiarza, to szukam guzika, za który mogę się złapać.
Czyli podsumowując jestem średnio przesądna.
Pozdrawiam
Dla mnie piątek 13 - ego również nie jest niczym szczególnym.
Przesądy traktuję raczej obojętnie, chociaż...wczoraj na moim oknie przez dobrą godzinę siedział kruk, choć żadnego jedzenia ani niczego nie było. Wpatrywał się w mieszkanie. Może to nie jest dziwne, ale trochę mnie to zaniepokoiło...
Nie przejmuj się, bardzo często mi się zdarza widzieć lecące blisko mnie kruki i wrony, a dotychczas nic mi się poważnego nie stało.
Co do innych przesądów to mam nastawienie nijakie. Znaczy się, sam raczej nie wierzę ( w piątek 13 przestałem wierzyć po tym, jak dokładnie tego dnia zaliczyłem w szkole jedną szóstkę, trzy piątki i czwórkę, ale mam "swoje" szczęsliwe liczby - 3, 4, 7 i 12 i 27 ), ale staram się akceptować i tolerować przesądy innych, bo każdy ma jakąś słabostkę tego typu.
Natomiast jeśli chodzi o horoskopy, to właściwie nie wierzę i wyznaję zasadę, że spełnić się mają realną szansę tylko wtedy, gdy przeczytam je i będę starała się robić wszystko, by się spełniły. Choć horoskop "Dziennika Polskiego" ( a dokładniej "korzystne dni" ) czasem pokrywa się z dniowo z wszechogarniającym mnie uczuciem radości, pewności siebie i wrażenia, że wszystko pójdzie tak jak sobie zaplanowałem.
Dzięki za uspokojenie Greenpeace .
Pewną formą wiary w przesądy może być chodzenie do wróżki (wróżbity). To czasem przynosi złe skutki - pewien facet dowiedział się, że tego, a tego dnia spadnie z okna. Nie wytrzymał psychicznie i wyskoczył...
Moim zdaniem przesądy to ciekawy element kultury i tradycji, dla tego należy je znać i czasami im ulegać, miło jest mieć szczęśliwego misia, siódmego dnia miesiąca pomyśleć, że dzisiaj wszystko musi się udać, czy powygłupiać się z kolegami, wypychając kogoś do przodu, żeby ierwszy przeszedł po śladzie czarnego kota. Jednak stuprocentowa wiara w magiczną moc przedmiotów, gestów czy liczb może być męcząca. Ja sama mam taką przesądną matkę, która nie przejdzie przez drogę czarnego kota, choćby miała spóżnić się na pociąg, musi chwycić się za guzik po zobaczeniu kominiarza, choćby to oznaczało macanie się w dziwnych miejscach przy jej dyrektorze czy przy znajomych, będzie biegać pół godziny w poszukiwaniu kawałka niemalowanego drewna... Ma też szczęśliwą dwuzłotówkę od paru dobrych lat, i kiedy raz wydawało jej się, że przez pomyłkę ją wydała, wpadła w histerię i przewróciła cały dom do góry nogami w poszukiawniu tego amuletu.
:) Co do czarnych kotów... kilka lat temu jednego przejechałem, chyba któryś widział i powiedział reszcie, bo o tamtej pory żaden nie wchodzi mi w drogę. U mnie tylko mama chodzi do wróżek i czasami to co przynosi bardzo nas zaskakuje, a często się sprawdza, pare lat temu owe wróżki uknuły, że będzie mieć wielką pociechę ze swojego syna (!). Nie wiem jak mama na to patrzy czy jako na pocieche czy może utrapienie, bo bardzo długo byłem "czarną owcą" w rodzinie... kota przejechałem nie mając prawa jazdy...
Mam wrażenie, że mój anioł stróż robi sobie nadgodziny w pracy, babcia uważa, że jestem w czepku urodzony... to chyba już nie przesąd :)
Orzełek... kiedyś zgubiłem 200 zł, ale nie wiem czy były odwrócone orzełkiem, gdy potem je znalazłem (leżało na dnie szafy), mimo, że 200 zł nie w monecie, była jednak radość i nowy twardy dysk...
Ja tam nie wierze w takie przesądy, moja matka urodziła sie 13 i też w to nie wierzy myśle ze to kwestia tradycji wyciągniętych z domu rodzinnego, bo jeśli tam się w takie coś wierzy to później ciężko to zmienić. I osobiście jeszcze nigdy nie widziałem np czarnego kota przechodzącego pod drabiną. :razz:
Jeśli natomiast zobaczę kominiarza, to szukam guzika, za który mogę się złapać.
Ja również, już nie pamiętam po co szukam tego guzika, ale jest przynajmniej zabawnie :smile:
Co do piątku 13-stego to nie mam uprzedzeń, tak samo jak do czarnego kota.
Niestety czytałam jeszcze do niedawna horoskopy, teraz jeśli mi się to zdarzy to raczej dla śmiechu. Znam także kilka parodii horoskopów, a nawet sama takowe wymyślałam, więc podchodzę do tematu bez szczególnych emocji i wiary.
Szczęśliwe liczby... mam swoje ulubione liczby, ale szczęścia jeszcze nigdy mi nie przyniosły, więc też odpada
Muszę jednak przyznać iż w mojej rodzinie jest aż za dużo wierzeń, tarota, porad wróżek i tej całej błazenady, próbuję do tego nie przywiązywać wagi, bo nie mogłabym podjąć ważnej decyzji bez zgody np. wróżki Romualdy. A co za dużo to niezdrowo.
Raczej śmieję się z przepowiedni cyganek, bo są niedorzeczne, ale humor mi czasem poprawiają, szczególnie w momencie, gdy po jednym spojrzeniu w twarz muszą się domyślać, czego od nich oczekuję;)
Ja raczj nie wierze w przesądy. Mam na działce czarne koty, które kilka razy dziennie potrafia przejśc mi droge i jeszcze zyje:P Piatek 13nastego to dla mnie normalny dzien tak jak każdy inny. A w szkole miałam 13 numer w dzienniku i jakoś pecha mi nie przynosił. Jedynie czasem dla smiechu poczytam sobie horoskopy i tez lubie ten przesąd z kominiarzem:P
I jesli chodzi o piątek 13 to niedługo okaże sie czy to jest dla mnie pechowy czy szczęsliwy dzien, bo wtedy bede zdawac prawojazdy :P
I jesli chodzi o piątek 13 to niedługo okaże sie czy to jest dla mnie pechowy czy szczęsliwy dzien, bo wtedy bede zdawac prawojazdy :P
Życzę powodzenia!
Ja również nie jestem zbyt przesądna, choć niektórych rzeczy nie robię z zasady i na wszelki wypadek ;)
Np. gdy czarny kot przebiega drogę, robię obrót i pluję, gdy idzie kominiarz, łapię się za guzik, a przez cały piątek 13 myślę, że to właśnie ten dzień :P
Tak jak wspomniałam jestem średnio przesądna, ale po 13-tym w tym miesiącu dochodzę do wniosku, że musze bardziej przyglądać się tej dacie.
To,co mnie spotkało w tym dniu było trudnym przeżyciem, ale najdziwniejsze było chyba to, że dopiero po dwóch dniach zdałam sobie sprawę, iż za to ogromne niepowodzenie, które miało miejsce owego dnia jestem w stanie obwinić tę trzynastkę. Teraz z lekkim przerażeniem czekam na kolejny dzień z tą cyfrą.
Jednak zawsze to trochę lżej jak jest, na co zrzucić.
Pozdrawiam
No i jednak ten piątek 13nastego byl dla mnie pechowy, bo nie zdalam Moze 28 listopada bedzie lepszy
A dziś w radiu słyszałam to, że przekonania, iż piątek 13nastego jest pechowy wzieło sie z tego że w dawnych czasach tego dnia wykonywano egzekujce śmierci (chyba krzyzowanie to było)
No i jednak ten piątek 13nastego byl dla mnie pechowy, bo nie zdalam
Ach znowu 13tego i do tego w piątek. Jak widzę Seleno czeka cię powtórny stres – współczuję.
Osobiście czekam na zakończenie tego dnia i chciałabym, aby niczym mnie nie zaskoczył.
Komu jeszcze coś dziś nie wyszło?
Cóż, ten dzień w pewnych chwilach był trudny również dla mnie. Na szczęście zakończenie było całkiem pozytywne (właśnie wróciłem z koncertu, było przyjemnie :smile: )
Staram się jednak nie przywiązywać większej wagi do przesądów i dlatego nie patrzę nerwowo na wskazówki zegara, oczekując godziny dwunastej, zwiastującej nadejście kolejnego dnia.
Ja nie wierze w przesądy.
Jak mi sie zdarza coś złego to NIGDY nie dzieje sie to 13:).
A moją szczęśliwą liczbą jest 21, bo od tego wieku można sie ubiegać o pozwolenie na broń:).
Ja tam tego piątku trzynastego źle nie wspominam... wszystko, co wtedy robiłem wyszło ładnie ;D
No cóż, ja wczoraj odzyskałam dokumenty ze skradzionego portfela - wielkie dzięki dla pana złodzieja, że pofatygował się podrzucić je dobrym ludziom...
Ale pozatym był to dzień jak codzień...
Co do przesądów - powygłupiam się troszkę. Oto moje przemyślenia:
Znacie teorię równoległych rzeczywistości? Wg. niej każdy człowiek ma własny świat, który styka się ze światami innych osób, ale dla każdej osoby wydarzenia mają inny przebieg. Prawo Murphy'ego może poniekąd potwierdzać tę teorię. Prawo tego wielkiego proroka pesymizmu głosi, że jeśli tylko coś może się nie udać, nie uda się na pewno. Spójrzmy: czasami pech jednej osoby jest warunkowany szczęściem drugiej - tzn: żebym ja mogła przegrać zakład, ktoś musi go wygrać, kiedy ja gubię monetę, ktoś inny ją znajduje, jeśli moja kolejka w sklepie jest wolniejsza, to sąsiednia musi być szybsza. Wg. prawa Murphy'ego sytuacja taka nie jest możliwa, bo to niemożliwe, by wygrać zakład, znaleźć coś cennego, szybciej dojść do kasy itd... Jeśli połączyć to prawo z teorią równoległych rzeczywistości, wszystko staje się proste. W mojej rzeczywistości moja kolejka jest powolniejsza, ale w rzeczywistości osób z sąsiedniej kolejki, to ich kolejka jest tą powolniejszą, itd...
To jest mój wielki przesąd, i chociaż z natury jestem raczej sceptyczna wobec wszystkich niewyjaśnialnyh racjonalnie zjawisk, z każdym pechowym zdarzeniem coraz mocniej przychylam się do wiary w powyższe.
Piątek 13 najpiękniejszy dzień w tym miesiącu... zdałem egzamin z WSP! Przesądy nie dziękuje!
Ja właśnie w piatek poszedłem do dziewczyny na wyznania:P.
Pozniej w domu patrze a tu piątek 13 :D
Ja nie jestem przesądna. Znam przesądy i jeśli pamiętam lub jestem z kimś przesądnym to robię na przekór. Ale zwykle w ogóle nie przywiązuję do tego wagi.
Ale dla wielu jest to bardzo wygodne, bo jak napisała Magda - lepiej jest zwalić winę na kogoś/coś niż mieć świadomość, że to nasz błąd :)
Abstrahując od strasznej głupoty jaką jest uzależnianie się od przesądów, chciałbym powiedzieć, że każdy mieniący się katolikiem nie powinien im ulegać, a tłumaczenie, że to niewinna zabawa jest cokolwiek dziecinne.
Wielu ludzi przypisuje zabobonom iście boską moc, a żeby było śmieszniej nie widzą w tym żadnej sprzeczności z wiarą, którą wyznają.
Pozdrawiam
I kolejny raz, Szanowny Hubercie, nadajemy na tych samych falach :) Całkowicie się zgadzam z Twoim poglądem, że wiara chrześcijańska (pozwolę sobie poszerzyć) wyklucza zabobony. Nie mam tu na myśli żartów i zabaw, ale kiedy zabawa przekłada się na czyjąś wiarę w przesądy, wtedy należy się głęboko zastanowić.
O ile pamiętam, 13tego nic nie spotkało mnie złego (ale ze mnie poeta psia kośc ).
Jeżeli akurat mam zamiar się tego dnia poruszac samochodem to staram się jechac ostrożniej niż zwykle. Jednak trochę przesądny jestem.
Jeżeli akurat mam zamiar się tego dnia poruszac samochodem to staram się jechac ostrożniej niż zwykle. Jednak trochę przesądny jestem.
No właśnie podobnie jest ze mną. W tym dniu ( o ile pamiętam, że to 13ty) automatycznie choćbym nie chciała ciągle wyczekuję, co też może mnie spotkać.
To silniejsze ode mnie zupełnie jak jakieś natręctwo porównywalne do tego, gdy czasem usłyszę jakiś utwór, który akurat bardzo mi się podoba wtedy przez cały dzień nie mogę się już od niego uwolnić nucę i nucę do znudzenia.
Wniosek? Nie jestem przesadna wówczas, gdy nie zdaję sobie sprawy z aktualnej daty.
Pozdrawiam
Staram się jak tylko mogę przesądnym nie być...wynika to zmoich poglądów i wiary chrześcijańskiej, która mówi by przesądów się wystrzegać... :) Często spotykam jednak ludzi, którzy mimo wszystko wierzą, że 13-stego spotka ich nieszczeście...:) Dla mnie to jakieś bzdury wyssane z palca...
Ja również nie jestem przesądny. Nie wierze w zabobony i gusła. Uważam, że ludzie tłumaczą się jakimś pechem ażeby często zwalić winę na los a nie przyznać się do błędu.
Tak więc jak czarny kot przebiegnie mi drogę, czy potłukę lustro albo przejdę pod słupem wysokiego napięcia.. to potem nie zachowuje się irracjonalnie i nie rzucam solą przez lewe ramię, nie wracam się do punktu wyjścia i nie zatrzymuje się na środku ulicy odmawiając jakieś formułki odganiające pecha.
Jak dla mnie wszystkie te przesądy związane z lustrem zbitym czy rzekomo przeklętym dniem 13 w piątek są po prostu śmieszne. Nie wierze w pech, który może prześladować człowieka. Jest to pewnego rodzaju szukanie usprawiedliwienia własnych niepowodzeń. Zawsze mam świetny ubaw w duszy ze wszystkich tych przesądnych ludzi, dla których przebiegnięcie czarnego kota jest nieszczęściem - jak dla mnie to powód do radości, gdyż kocham koty wszelkiej maści, a czarnego mam na własność i nieraz mi przebiegł drogę ale świetnie mi się powodzi
Mam wrażenie, że przesądni są ludzie mało wykształceni. Raczej ludzie mający szerokie horyzonty nie wierzą we wszystkie te zabobony.
Mam wrażenie, że przesądni są ludzie mało wykształceni.
Teraz to się trochę zmieniło. Przesądy i zabobony zaczęły być modne. W związku z tym wielu ludzi zaczęło się przyznawać do nich, choć kiedyś skrywali to ze wstydem. A teraz wróżki reklamują się w telewizji, a przeciez w telewizji "to prawda" No i się zaczęło...
Przesądy i zabobony zaczęły być modne.
Tak, to może być trend...
No dobrze, po części przyznam rację moim przedmówcom,,łatwiej jest móc zrzucić winę na coś za jakieś niepowodzenie..’’ (wspominałam o tym wyżej). Zastanawiam się jednak nad drugą stroną medalu bo rozgadaliśmy się tylko o smutnych przesadach, w takim razie skoro nie wierzycie w pecha to czy zdarzyło się wam wierzyć, że coś przyniosło Wam szczęście? Choćby czterolistna koniczynka jako jeden z symboli, lub jakiś drobiazg, z którym się nie rozstajecie, bo traktujecie to jako swój talizman?.
Przykład przesądów, które mają pomóc szczęściu? A strój panny młodej, która w dniu ślubu powinna mieć na sobie coś nowego, coś starego, coś pożyczonego i chyba coś niebieskiego jak nie pomyliłam...
w takim razie skoro nie wierzycie w pecha to czy zdarzyło się wam wierzyć, że coś przyniosło Wam szczęście?
Moja odpowiedź znowu brzmi - nie! Jestem konsekwentna i w żadne maskotki, koniczynki, słoniki nie wierzę. Owszem, czasem mam szczęśliwy dzień, ale w znaczeniu - radosny, w którym mi się powiodło
A ja lubię mieć przy sobie coś na szczęście jestem spokojniejsza i w chwilach trudnych wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze, bo przecież mój opiekun jest przy mnie. Może to zbyt naiwne podejście, ale dobrze mi z tym.
Magda.,
A ja lubię mieć przy sobie coś na szczęście jestem spokojniejsza i w chwilach trudnych wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze, bo przecież mój opiekun jest przy mnie.
Zemną jest chyba bardzo podobnie.
Otóż ja nie odprawiam żadnych "egzorcyzmów" na widok czarnego kota, a to m.in. dlatego że mam w domu dwa czarne koty (kotki) z których jedna o imieniu "Bambi" jest niemal idealnie czarna.
Gdybym więc chciał w tym przypadku zwracać uwagę na owe zabobonne czynności (spluwanie przez ramie lub czekanie aż ktoś przejdzie przede mną), w momencie kiedy jeden z moich czarnych kotów przebiegnie mi przez drogę lub miejsce do którego właśnie podążam, to pewnie umarłbym z głodu we własnym domu idąc np. do stołu czy lodówki.
Ale nie mam nic przeciw owym umownym znakom czy symbolom szczęścia takim jak: czterolistna koniczynka, maleńki różowy słonik na łańcuszku, wisiorek .....
Od paru lat noszę w swoim portfelu łuskę z wigilijnej ryby która ma mi podobno zapewnić dostatek finansowy przez cały rok .
No, wygląda na to, że za każdym razem (jak do tej pory), to nie jest niestety łuska z "tej" ryby, ale zawsze gdy sięgam do portfela widok powyższej bawi mnie niezmiernie i przypomina o mojej zwykłej rzeczywistości na którą się raczej nie obrażam.
A że to takie staroświeckie, niedouczone, może i niepoważne?.....cóż wart jest człowiek kierujący się w życiu jedynie racjami naukowo - edukacyjnymi?....
Odrobina wierzeń opartych na starodawnych zabobonach to jakby pewien sposób wracania do naszych ludzkich korzeni, i nie obraża to chyba naszych przekonań czy nszej inteligencji, ani nam jakoś widocznie też chyba nie szkodzi?.
Mam wiele innych problemów które mogą mi zaszkodzić i skompromitować mnie o wiele bardziej niż owa rybia łuska noszona przeze mnie w portfelu.
Słowem mówiąc - lubię?...to mam.
Pozdrawiam.
cóż wart jest człowiek kierujący się w życiu jedynie racjami naukowo - edukacyjnymi?
Tu nie chodzi o "szkiełko i oko". Już prędzej o przekonania. Bo jeśli pech to przesąd przeciwny wierze, to podobnie jest ze wiarą w szczęście. Choć zgadzam się, że jest to przyjemniejszy zabobon
Wipsania,
Tu nie chodzi o "szkiełko i oko". Już prędzej o przekonania.
Uważam że czasami (co trzeba przyznać), różne zabobonne zwyczaje wyzwalają u niektórych ludzi różne dziwne zachowania np;
- bieganie wkoło czegoś trzy razy
- spluwanie przez lewe lub prawie ranię
- szeptanie lub wręcz wypowiadanie na głos przeróżnych dziwnych formułek ...
To już raczej nie są przekonania, tylko albo jakaś paranoiczna przesada, albo zapowiedź co najmniej depresji psychicznej - i chyba w tym miejscu przestajemy mieć do czynienia z wiarą, czy jakimikolwiek przekonaniami.
Cała rzecz polega chyba na tym, że owe zabobony w minionych epokach przyczyniły się w przerażającej ilości przypadków do nieszczęść, a nawet tragedii ludzkich.
Przecież niejeden z naszych przodków przypłacił nawet życiem nieprzestrzeganie jakowyś modnych wówczas rytuałów....
My współcześni mamy natomiast możliwość i okazję pokazać m.in. to, że owe dawne wierzenia w zabobony są dziś pewnego rodzaju kawałkiem minionych epok i ich kultury z którymi można żyć bawiąc się nimi bez większej przesady.
Jeśli będziemy patrzeć na wszystko tylko i wyłącznie okiem współczesności, nowoczesności, wyedukowania......to w końcu niechcący sami się wyjałowimy zarówno edukacyjne, jak i kulturowo.
Może nam się też przydarzyć - że np. dla nas wierzących, ksiądz polewający z kropidła wodą święconą swoich wiernych, może stać się z biegiem czasu tylko zwykłym szamanem...a chyba nie o to chodzi?...
Może nam się też przydarzyć - że np. dla nas wierzących, ksiądz polewający z kropidła wodą święconą swoich wiernych, może stać się z biegiem czasu tylko zwykłym szamanem...a chyba nie o to chodzi?...
No właśnie! Mnie chodzi o to, żeby tradycje związane z wiarą nie stały na tym samym poziomie co zabobony. Zresztą i wiara może się przekształcić w przesąd i zwyczaj. To pierwsze to np. "odgananie muchy" czyli pośpiesznie przeżegnywanie się "na wszelki wypadek". A to drugie to koniecznie ślub w kościele, nawet jeśli żadna ze stron nie jest wierząca, no ale tak wypada no i ten marsz przez główną nawę w białej sukni...
I tu zgadzam się z Tobą Wipsanio w całej rozciągłości.
Wipsania,
A to drugie to koniecznie ślub w kościele, nawet jeśli żadna ze stron nie jest wierząca, no ale tak wypada no i ten marsz przez główną nawę w białej sukni...
No właśnie!.
Zwróć uwagę na to, że o owe obrzędy i rytuały rodem co najmniej z epoki średniowiecznej starają się bardzo często ci ludzie, którzy powyższy sposób zawierania związku małżeńskiego uważają za jeden z zabobonów minionych epok...
A czyż to, co napisałaś powyższej Szanowna Wipsanio nie brzmi trochę jak jakowyś "śmiech" z przeszłości przed którym wielu z nas w niejednym przypadku bezskutecznie ucieka?...
Przecież nasze korzenie sięgają dokładnie tego, co my dziś nazywamy prymitywizmem, ciemnotą, niededukowaniem....
Tylko że to, do czego człowiek doszedł dziś w swoim rozwoju nie zawsze niestety napawa optymizmem.
A jednak warto czasami odwrócić się i spojrzeć za siebie...i nawet gdy zobaczymy tam jakieś małe zacofanie idące za nami, to myślę że będzie to mniejsza dla nas kompromitacja (a nawet wstyd), niż owo udawanie przez ateistę (ateistkę), osoby wierzącej i "odbywających" (jak to napisałaś) - ten marsz przez główną nawę w białej sukni......właśnie coś takiego jest dla mnie całkowicie zbędnym zabobonem.
Bo co innego zabobon, a co innego tradycja. Niestety, jak wspomniałeś, niektórzy utożsamiają jedno z drugim próbując na siłę być "nowoczesnym"... Dawne magiczne rytuały, kiedy przestaje się do nich podchodzić z nabożeństwem stają się tylko tradycją po przodkach. Gorzej jeśli ktoś je kultywuje z całą powagą.
Podzielam zdanie Serenity...ja nigdy nie wierzyłem w przesądy i nie mam zamiaru przejmować się piątkiem 13-stego...jak się nauczę to klasówkę napiszę dobrze...jak się nie nauczyłem to mogę jedynie zrzucić winę na "piątek 13-stego" :D
Prawdziwą „zgagą” są dla niektórych z nas czarne koty – na ich widok zachowujemy się niekiedy zarówno żałośnie jak i komicznie.
Bywa że gdy czarny kot przebiegnie nam drogę, zatrzymujemy się i czekamy aż ktoś przejdzie to miejsce przed nami, albo jadąc samochodem, zjeżdżamy na bok, czekając aż ktoś nas wyminie i przejedzie tam jako pierwszy.
No to w moim przypadku czarny kot nie skutkuje. Mam w domu idealnie czarną kotkę. Wiadomo że przecina mi drogę niezliczoną ilość razy. I nic.
Ale gdy widzę zakonnicę na wszelki wypadek pokazuję sobie "figę". Ma to podobno odegnać nieszczęścia. I sprawdza się !!
widiowy63,
No to w moim przypadku czarny kot nie skutkuje. Mam w domu idealnie czarną kotkę.
A to mamy ze sobą coś wspólnego jako domowi gospodarze.
Ja mam w domu 2 czarne kotki, w tym jedną idealnie czarną i trzeba mi się przyznać do tego, że to właśnie te czarne kotki przynoszą mi swego rodzaju szczęście.
A jednak nadal twierdzę, że w tych starych przesądach które czasem wyglądają, albo zabawnie, albo wręcz żałośnie , jednak coś jest - i myślę, że chyba nie wolno tego nam ignorować tak do końca.
Jeśli się mylę w tym miejscu, to tylko z korzyścią dla tych którzy w żadne przesądy nie wierzą.
Pozdrawiam.
Moja przesądność jest wybiórcza Jeżeli widzę kominiarza łapię się za guzik czy za kolczyk ale nie mam oporów przed czarnymi kotami, piątkiem 13 i przechodzeniem pod drabiną, cieszę się natomiast z czterolistnej koniczyny. Praktykuję wiec tylko te przesądy, które mają przynieść mi szczęście ( a i to ukradkiem).
Ostatnio, w ramach moich studiów, poznaję ciekawe przesądy dawnych kultur. Otóż jeżeli jakaś kobieta zajmowała się zielarstwem albo była nieczysta ( zarówno w sensie prostytucji jak i posądzenia o nieczyste praktyki) ludność jej wioski po jej śmierci często chowała ją w pośpiechu, nie zmieniając nawet szt i nie myjąc zwłok. Często nie czekano nawet jednego dnia ale kopano szybko grób lub używano do pochowania jej jakichś jam, które niejednokrotnie były swym rozmiarami za małe dla dorosłej nieboszczki. O podkładaniu sierpa na szyję już gdzieś na forum było pisane. Najbardziej oryginalny, moim zdaniem, przesąd to chowanie nieboszczyka głową w dół ( jeżeli biedak miałby zamiar powstać z martwych w postaci upiora i odgrzebać się, będąc głową w dół kopałby jeszcze głębiej w ziemię, nie mając szans na wydostanie się na powierzchnię).
Ja wcale nie jestem przesądna w związku z czym nie uciekam na widok czarnych kotów, nie unikam 13, nie skaczę z radości na widok kominarza, nie zwracam uwagi którą nogą wstaję (złośliwi twierdzą, że zawsze lewą ), nie przejmuję się rozsypaną solą ani potłuczonym lusterkiem i bez przeszkód przechodzę pod słupami i drabinami
nie przejmuję się rozsypaną solą :
Nie znam tego przesądu?Nazo co w nim chodzi?Nie znałam przyczyny moich nieszczęść ale teraz widzę, że to może być to! Sól rozsypuję regularnie
Raleen ma rację, ale efekt rozsypanej soli w przeciwieństwie do potłuczonego lustra można odwrócić - wystarczy szczyptę rozsypanej soli rzucić przez lewe ramię
Jakby ktoś był ciekawy, skąd to wiem, to mam babcię czarownicę Przesądy, zioła, medycyna naturalna i inne cuda to jej hobby. Wyrazy współczucia dla dziadka jak najbardziej na miejscu, bo babcia ostatnio akupunkturą się zajęła Poprzednio ekperymentowała z pijawkami
A, przesąd z rozsypywaniem soli wziął się z czasów, gdy sól była droga, bo i wydobycie było drogie, zatem jej wysypanie było prawdziwym nieszczęściem
Staram się nie być przesądna , ale 13 zawsze uważam , nie lubię jak czarny kot przebiegnie przed moim skuterem , za nic nie przejdę pod drabiną , nigdy nie kończę czytać książki na stronie 13 , 313 , 413 , itd. Ojej , jestem przesądna
Jakby ktoś był ciekawy, skąd to wiem, to mam babcię czarownicę Przesądy, zioła, medycyna naturalna i inne cuda to jej hobby. Wyrazy współczucia dla dziadka jak najbardziej na miejscu, bo babcia ostatnio akupunkturą się zajęła Poprzednio ekperymentowała z pijawkami
No tak, to teraz wszystko jasne . Ja bym się na miejscu elahgabala zastanowił zanim cokolwiek jeszcze tutaj napisze
Raleen, a co to za paskudna aluzja? Jeśli już mam jakieś czary na elahgabala stosować to tylko i wyłącznie te z wykorzystaniem lubczyka i podobnych roślin, więc nie ma się co przejmować
elahgabal Moi Drodzy posiada w swoim podręcznym bagażu sporo ingrediencji antymagicznych. Dzięki Taumaturgii i jej jakże sympatycznym rytuałom, wiedźmy, ich uroki i magia ofensywna jakoś się ode mnie odbijają. Rzucać uroki to my na innych, a nie inni na nas
Zresztą. nazaa tylko się droczy. Lubczykami truje kogo innego. O siebie jestem spokojny
Rzucać uroki to my na innych, a nie inni na nas
Potwierdzam
Elahgabal, niby się znasz na tej magii, a głupoty wypisujesz - toż przecież lubczyk wcale nie truje!
nazaa: ja wiem, że Ty wiesz. Ty powinnaś wiedzieć, że ja wiem. Zatem uznajmy, że oboje wiemy, że to ironia była
Inna sprawa: jeśli ktoś jest nim odurzany wbrew swej woli (a skoro zioła są w robocie, to tej woli raczej nie ma ), a cel odurzającego jest sprzeczny z celami odurzanego (bo inaczej po co zadawać zioła), to de facto można uznać, że lubczyk jednak truje. Tyle, że nie zabija