wika
cyt. z Interii:
Wchodzącą w maju na ekrany kin ekranizację "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Browna skrytykował sam papież. Lepszej reklamy twórcy filmu nie mogli sobie wymarzyć. Kto nie zwróciłby uwagi na tę premierę, teraz zainteresuje się nią na pewno.
W ostatnią niedzielę Benedykt XVI skrytykował próby negowania zmartwychwstania Chrystusa. Nie wymienił konkretnego tytułu, aluzja była jednak wyraźna. Dwa dni wcześniej sekretarz Kongregacji Nauki Wiary, abp Angelo Amato, wezwał do bojkotu filmu.
Książka Browna została dotychczas sprzedana na całym świecie w nakładzie 50 mln egzemplarzy. Jej ekranizację obejrzy zapewne znacznie więcej ludzi. Nic więc dziwnego, że Watykan coraz głośniej krytykuje "pewien film", który forsuje nie całkiem zresztą oryginalną teorię, że Chrystus wziął ślub z Marią Magdaleną, a Kościół stara się to ukryć przed wiernymi, aby utrzymać władzę i wpływy.
Oczywiście jedna książka i jeden film - nawet bardzo popularne - nie są wielkim zagrożeniem dla nauki Kościoła. Znacznie bardziej szkodliwy jest klimat zainteresowania wszelkimi "alternatywnymi" historiami ewangelicznymi, jaki wytworzyła poczytność książki Browna i medialny rozgłos wokół niej. Można zaryzykować twierdzenie, że gdyby nie popularność "Kodu", niedawna premiera niezbyt przecież sensacyjnej Ewangelii Judasza nie byłaby w stanie zwrócić na siebie takiej uwagi.
Te próby podważania historii zbawienia zostały przez Kościół skrytykowane w czasie najbardziej do tego odpowiednim - podczas prowadzonej przez Benedykta XVI drogi krzyżowej w Koloseum w ostatni Wielki Piątek. W swoim kazaniu kapucyn, o. Raniero Cantalamessa, z niezwykłą surowością potępił wtedy zarówno "tak zwaną ewangelię Judasza", jaki i "opowieści o rzekomej ucieczce Jezusa z Marią Magdaleną", czyniąc wyraźną aluzję do bestselleru Browna.
- Chrystus nadal jest sprzedawany, ale nie za 30 srebrników, lecz za miliony dolarów, które płacą wydawcy za tę literaturę pseudoapokryficzną - powiedział ojciec Cantalamessa. I rzeczywiście - dzięki sukcesowi Browna wydawcy i producenci filmowi przekonali się, że na religii też da się zarobić. Ale musi to być religia podana w odpowiednio sensacyjnej oprawie. Wtedy zawsze można liczyć na zainteresowanie mediów. I za to właśnie mediom też się dostało od ojca Cantalamessy. - Żyjemy w epoce mediów, a mediów nie interesuje prawda, ale nowość - mówił kapucyn.
Watykan ma oczywiście nie tylko prawo, ale i obowiązek bronić ewangelii i sprzeciwiać się wszelkim próbom podważania historii zbawienia. Jednak wydaje się, że dla Kościoła wciąż znacznie większym zagrożeniem jest to, że ktoś straci wiarę przez własnego proboszcza, niż po obejrzeniu filmu czy przeczytaniu książki. A na krytyczną reakcję Watykanu zapewne z niecierpliwością czekali twórcy ekranizacji "Kodu", bo przecież nikt nie zapewni im lepszej reklamy niż sam papież.
Paweł Jurek
(INTERIA.PL)
Co o tym sądzicie?
Jednak wydaje się, że dla Kościoła wciąż znacznie większym zagrożeniem jest to, że ktoś straci wiarę przez własnego proboszcza, niż po obejrzeniu filmu czy przeczytaniu książki
.Kod przeczytałam a i owszem, jednak nie wywarl on na mnie druzgocącego wrażenia .Moja wiara nie została zachwiana a fantazji autorowi tylko pogratulować Apropos proboszcza sama miałam dość przykre doświadczenie co przyznaję nie rokowało na przyszłość dobrym nastawieniem (w moim przypadku) do spraw duchowych ale teraz jest już dobrze.
Ja też Kod przeczytałem, i szczerze mówiąc - mam bardzo podobne odczucia jak Magda. Samą książką się zainteresowałem z powodu szumu medialnego jaki jej towarzyszył, a którego przyczyną w dużej mierze był sam kościół... Odnoszę wrażenie, że waga jaką kościół tej powieści przywiązuje jest nieproporcjonalnie duża do jej faktycznego znaczenia i oddziaływania. Że wbrew swojej woli, nadaje je rozgłos i tym samym czyni najlepszą z możliwych reklamę. Ja osobiście, gdyby nie ten rozgłos, w ogóle bym o niej nie usłyszał, nie mówiąc już o przeczytaniu. I podobnie jest zapewne ze znakomitą większością jej czytelników.
De Villarsie temat jest o filmie czy książce?
Temat o książce poruszany jest tutaj: http://forum.historicus.pl/viewtopic.php?t=101
Temat jest o medialnym kontekście, zarówno ksiażki jak i filmu.
Odnoszę wrażenie, że waga jaką kościół tej powieści przywiązuje jest nieproporcjonalnie duża do jej faktycznego znaczenia i oddziaływania. Że wbrew swojej woli, nadaje je rozgłos i tym samym czyni najlepszą z możliwych reklamę.
Wydaje się, że problem tkwi w czym innym: Kościół musi bronić prawdy o Jezusie Chrystusie, która w tej głupawej książce jest straszliwie... zmodernizowana. Wiem, że można powiedzieć: powieść rzadzi się swoimi prawami, prawami fikcji czy licentia poetica. Ale problem jest bardziej skomplikowany: fabuła utworu tak jest skonstruowana, by utwierdzić odbiorcę, iż Kościół (oczywiście zachodni!) ukrywa prawdę o Chrystusie. Więc mamy tam skrzyżowanie gatunków dokumentalnych: reportażu, dochodzenia, nieco faktograficznej sensacji. I morze błędów i przekłamań zarówno historycznych, teologicznych i artstycznych (Brown wyciąga z lamusa dawno obaloną teorię nt. Ostatniej wieczerzy da Vinci).
Nie trzeba specjalnie tłumaczyć, że nastolatek czytajacy tę książkę szybciej zgodzi się na małżeństwo Chrystusa z Marią Magdaleną niż nudne gadanie kościoła o ukrzyżowaniu. Co jest zresztą winą szkolnej katechizacji i statusu religii w szkole. Ale to odrębny problem.
Jak pisał mój mistrz: Jest to kwestia smaku...
Nie trzeba specjalnie tłumaczyć, że nastolatek czytajacy tę książkę szybciej zgodzi się na małżeństwo Chrystusa z Marią Magdaleną niż nudne gadanie kościoła o ukrzyżowaniu. Co jest zresztą winą szkolnej katechizacji i statusu religii w szkole
Może więc lepiej byłoby zastanowić się nad kształtem nauczania religii, niż bić larum z powodu jednej książki? Przecież widać jak na dłoni, że kościół sam narobił Brownowi solidnej reklamy swoją reakcją... A bez tamtej historii nie byłoby dziś w ogóle problemu ewengelii Judasza itp.
tak, dla wielu najlepszym wyjściem dla Kościoła byloby to, by się zamknął w kościele, najlepiej w ogóle nie podejmował drażliwych tematów (wszak zawsze można mu przyłożyć jaką ciemną kartą historii), bo po co drażnić innych. W końcu Kościół to największe zło i największe zagrożenie dla świata, aż dziw bierze, że jeszcze istnieje.
franafta napisał/a:
Kościół musi bronić prawdy o Jezusie Chrystusie
Właśnie, czy musi? Nie sądzę
Musi, de Villars, przede wszystkim. Z tego zda w swoim czasie raport. I my też.
Podchodzę bardzo sceptycznie do różnego rodzaju "Kodów", a i nie zajmuje sobie nimi głowy, tak więc nie jestem za bardzo w temacie. Pytanie czy Kościół musi bronic prawdy o Chrystusie?
Pewnie, ze tak do tego został poniekąd powołany.
Jednak pytanie w jaki sposób powinien to robić to juz inna kwestia. Z tego co rozumiem kod wywołał burzę i oburzenie środowisk kościelnych. A dobrym narzędziem w takiej obronie byłoby poprostu wyśmianie tez nie majacych zupełnie nic wspólnego z prawdą. Problem w tym, że Kościołowi nie wypada też stosować niektórych środków takich jak powyższy przykład.
Z tego zda w swoim czasie raport. I my też.
Niemniej jednak, jak na razie tylko na całej tej sprawie stracił... Jeśliby "Kod..." zbyto milczeniem, nie cieszyłby się nawet w przybliżeniu takim zainteresowaniem, jak to jest w rzeczywistości. W końcu, mało to zostało wydanycjh obrazoburczych książek? Mało filmów nakręcono? A ile z nich ma miliony odbiorców? Prawie żadne... To powinno hierarchom kościelnym dać do myślenia, żeby więcej nie popełnić takiego błedu jak w wypadku "Kodu...".
To jest droga do nikąd. Przecież to de facto uczyniono (tyle że w elegentszej formie), i co? Efekt jest przeciwny do zamierzonego...
Jak pisałem wyżej nie znam dobrze sprawy. Wydawało mi się jednak, że o podejściu do tematu z humorem nie było mowy. Być może zignorowanie byłoby najlepszym z możliwych wyjść, co jednak nie znaczy, ze Kościół ma nie bronić prawdy. Poprostu czasami nie ma dobrego wyjścia.
Akurat z "Kodem" było tak, że zanim Kosciół zabrał głos (a wcale się nie kwapił, bo jednak Roma nie działa "reakcyjnie") większość dzienników opiniotwórczych świata (tzn. ich literackie działy lub dodatki) "Le Monde" "NYT" i inne obwieściły, że oto nadchodzi pisarz, który odkrywa prawdziwe oblicze kościoła. Ciekawe, że sam Brown w ogóle temu nie przeszkadzał...
Oczywiście, że nie przeszkadzał, była to dla niego wszak reklama. Ale dodatkową reklamą była reakcja kościoła. I tu pewnie Brown też się nie zmartwił, a wręcz przeciwnie - raczej zacierał ręce, wiedząc że każdy dodatkowy rozgłos pracuje tylko na jego korzyść... Cóż, takie są dzisiejsze realia...
[ Dodano: Czw Cze 01, 2006 10:54 pm ]
Książka dużo lepsza niż film...To niestety smutna prawda...Praktycznie wszystkie adaptacje filmowe są dużo gorsze od ich książkowej wersji.Podobnie jest z "Kodem da Vinci".