wika
Książki są tak samo ważnym składnikiem kultury jak chociażby film czy muzyka. Bez książek nie byłoby wielu wspaniałych filmów. Co lubicie czytać? Jaki jest wasz ulubiony autor?
Ja najczęściej czytam fantastyke i horror. Bardzo lubię "Wiedźmina" Sapkowskiego, "Władce Pierścieni" Tolkiena, czy "Lśnienie" Kinga. Obecnie czytam "Drogę do Szaleństwa" Lovecrafta.
A ja bardzo lubie przygody Jakuba Wędrowycza. Andrzej Pilipiuk świetnie miesza klimaty fantasy, sci-fi, komediowe, z ludowymi zabobonami z tej wybuchowej mieszanki wychodzi Jakub Wędrowycz - egzorcysta amator, ktory walczy z wampirami, duchami, demonami, czarnoksieznikami, policją, pędzi bimber i chodzi cały czas zalany. Do tego ma prawie 90 lat a radzi sobie z niejednym osiłkiem. Zapraszam do lektury bo to naprawde ciekawe i prześmieszne przygody.
A poza tym czytuje sobie cały czas Hagakure. Świetna książka z zestawem praw, prawd, zakazów i nakazów dla samuraja ale i nie tylko...
"Limes inferior" Janusza A. Zajdla über alles!
Jaki jest wasz ulubiony aktor?
Skoro to temat o książkach to nie chodzi Ci przypadkiem o autora? No bo cóż aktor nie ma zbyt wiele wspólnego z książkami poza tym, że gra w ich ekranizacjach .
Sadze ze to pomylka spowodowana ulokowaniem K niedaleko U
W takim razie ok .
Więc moim ulubionym pisarzem jest J.R.R Tolkien. Napisał on moją ulubioną książkę, "Władcę Pierścieni", oraz stworzył i zmodyfikował wiele ras występujących w powieściach fantasy. Poza tym nie ulega wątpliwości, że ma świetny styl pisania . W swoich książkach stworzył wiele języków i świat, do którego niejeden czytelnik chce wracać.
Przepadam za dreszczowcami, horrorami w stylu S. Kinga. Obecnie czytam "Buick 8" w/w autora.
Seal Stephenson: Zamieć , Cryptonomicon, Zodiac
to są fajne ksiązki, techno i eko thrillery , z jajem i z z niesłychaną erudycją napisane.
"Limes inferior" Janusza A. Zajdla über alles!
"Paradyzja" lepsza Zakończenie bardziej mi się podobało...
W ksiażkach to gustuję w s-f i horrorze, a moim ulubionym autorem jest Philip K. Dick - przeczytałem wszystko, co było w bibliotece, i jeszcze mi mało Stephena Kinga też lubię, ale czytam go tylko wtedy, gdy mam ochotę na rozbudowane postacie i "nicniedzianiesię" przez 3/4 książki
Teraz dorwałem "Czas Zabijania" Johna Grishama i jak na razie (po 80 stronach), to nie widzę w tej ksiażce nic specjalnego, chociaż ponoć "Klient" i "Raport Pelikana" są lepsze... No cóż, zobaczy się w swoim czasie.
"Wiedźmin" to dopiero coś. Uwielbiam jak czytając ksiażki, nie wiem co się dzieje w realnym świecie a dzięki sadze Sapkowskiego przez kilka dni była całkowicie oderwana od świata Cudna rzecz!!!
Uwielbiam powieści Dick'a [praktycznie wszystkie opowiadania i książki, które przeczytałam są conajmniej świetne], jego styl całkowicie mi odpowiada i jak dla mnie jest jednym z najlepszych pisarzy.
Oprucz tego lubie twórczość Marka Hłaski [szczególnie opowiadania], Kingiem też niepogardze, choć jak dla mnie za dużo niepotrzebnych opisów.
Lubie też Kafke, jego styl przypomina mi troche filmy Lyncha
Jedną z pewnościom znanych, ale mniej ambitnych pozycji. jest "Saga o Ludziach Lodu". Ponoć seksuolodzy polecają ją kobietom, które mają problemy z orgazmem
Zadie Smith- "Białe zęby"
Bym zapomniał wspomnieć o jednym z najlepszych cyklów powieści SF. Chodzi mi o Kroniki Diuny Franka Herberta. Wspaniała książka o niepowtarzalnym klimacie. Fabuła jest wspaniała odnosi się do wielu zjawisk w świecie rzeczywistym jak chociażby brudna polityka czy ekologia, albo religia. Wszystkim gorąco polecam.
Nie ukrywam- jestem miłośnikiem książek co na 100% odziedziczyłem po mamie- bibliotekarce. Na I miejscu kocham czytać ksiażki z gatunku horror, głównie autorstwa Kinga (Miasteczko Salem, To, Zielona Mila, Christine), Mastertona ( Manitou, Dziecko Ciemności, Kostnica, Ziwerciadło Piekieł), Herberta ( Szczury, Kryjówka, Dom Czarów, Mgła) i innych mistrzów powieści grozy. Z fantasy uwielbiam tak jak i Blade przygody Jakuba Wędrowycza, który jest jednocześnie: kłusownikiem, bimbrownikiem, alkoholikiem, a zarazem najlepszym egzorcystą. Utopce, wampiry, wilkołaki, policja, dresy oraz plugawy klan Bardaków ( menele z dziada pradziada) nie mają łatwego żywota. :twisted:Inne ulubione książki to: Katedra Marii Panny w Paryżu, Mechanizna Pomarańcza , Rozmowy z Katem, Imię Róży, Blaszany Bębenek, 1984, Folwark Zwierzęcy i inne.
Mechanizna Pomarańcza
TA Mechaniczna Pomarańcza, jeśli tak to nawet nie wiedziałem, że film jest na podstawie książki.
W takim razie jeśli ci się podobało to zapraszam do lekturki. Anthony Burgess odwalił kawał dobrej, solidnej roboty choć jemu samemu film się nie podobał. Pewnie dlatego, że nie dostał za to ani grosza.
No to muszę nadrobić zaległości
Ja teraz czytam "Christine". Nie ma to, jak takie niepozorne czytadła. Beznadziejna (na pierwszy rzut oka) fabuła, a jednak King sprawnie przerobił to na niesamowicie wciagające i klimatyczne dzieło. Najgorszą sprawa pozostaje wstawanie nastepnego dnia, ale to juz z innej beczki .
Ja teraz czytam "Christine". Nie ma to, jak takie niepozorne czytadła. Beznadziejna (na pierwszy rzut oka) fabuła, a jednak King sprawnie przerobił to na niesamowicie wciagające i klimatyczne dzieło. Najgorszą sprawa pozostaje wstawanie nastepnego dnia, ale to juz z innej beczki .
To prawda, ja również nie mogłem się oderwać od tej książki kilka lat temu i czytałem ją do póżnych godzin. Tak właściwie to sam nie wiem dlaczego zacząłem ją czytać, pomysł wydawał mi się na tyle głupi i beznadziejny, że była to ostatnia książka Kinga jaką z wtedy obecnych w bibliotece wypożyczyłem. Postanowiłem jednak dać jej szanse i niezwykle miło się zdziwiłem ile King potrafił wycisnąć z tego tematu. Niestety film był już jak dla mnie tragiczny.
moj ulubiony autor to dean r. koontz a na poczatek, a oto moja trojka:
1. szepty
2. zle miejsce
3. nocne dreszcze
Co mi wpadnie w ręce to czytam.Jednak najbardziej podoba mi się "Lśnienie", trylogia Thomasa Harrisa, "Mechaniczna pomarańcza" i wszelka poezja Williama Blake'a.
A ja lubię czytać Grishama i aktualnie czytam "Rainmakera". Po nim pewnie się zajmę Clancy'm, zacznę od "Polowania na Czerwony Październik".
"Rainmakera".
Adi cię zabije .
Ja teraz zacząłem Tożsamość Burne'a i pewnie przeczytam kolejne części. Mam takie pytanie: Czy ktoś czytał "Dziedzictwo Burne'a"? Zastanawiam się, czy umieszczać ją w moich planach, czy nie.
Mam pytanko do ludzi, którzy są obeznani ze światem książek. Czy książka Roberta Mayera "The Dreams of Ada" została wydana po polsku? Będę wdzięczny za info,
Dziedzictwo nie jest juz autorstwa Ludluma, ani nawet opartne na jego notatkach. Jednak autorowi poprzez usunięciu paru postaci, udało się stworzyć przyzowitą książkę, ale to nie to samo co wczęsniejsze książki.
to ja polece przede wszytskim "Nędzników" Wiktora Hugo moja ulbiona chyba książka
po za tym Dostojewskiego polecam zarówno "Zbrodnie i Karę" jak i "Biesy" i "Idiotę"
oczywiście też "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa
"Rok 1984" Orwella
co by tu jeszcze
a i "12 opowiadań tułaczych" Marqueza
Ostatni z wymienionych jest człowiekiem, którego literatury nie rozumiem i co chwilę popadam z tego powodu w kompleksy...
heh mam to samo z filmami triera mimo że mi sie strasznie podobają...
teraz maturki sie skończą zaczną sie wakacje to czytanie znów sie zacznie... aaa już sie nie moge doczekać tych tomów książek do przeczytania
ach przypomnialem sobie jeszcze patrick suskind i wspaniałę "pachnidło"
Tylko że mi się Marquez nie podoba. Może dlatego, że przygodę z nim zakończyłam na "Stu latach samotności" i "Generale w labiryncie".
Wiem, że "Dziedzictwo" nie jest Ludluma, ale zastanaiwam się, czy warto po nie sięgać.
To ja też wtrącę swoje trzy grosze...kurcze, fajnei, że komuś się podoba Dostojewski. przeważnie ludzie reagują mało przychylnie na jego dorobek. A szkoda...
Jedną z tych kompletnie "zaczytanych" książek jest u mnie "Lolita" Nabokova...właśnie teraz brnę przez oryginalną jej wersję...
Ze względu na specyficzne hobby, męczę też ostatnio "Słowiańszczyznę wczesnośredniowieczną" Hensla
Ostatnia zaś lektura w czasie wolnym (którego oczywiście mam jak na lekarstwo) to "The Tenant" Topora.
'mistrz i małgorzata' i 'paragraf 22'. jestem beznadziejnie i nieodwołalnie zakochana w yossarianie, co nie powinno być takie złe, biorąc pod uwagę fakt, że yossarian zakochuje się we wszystkich. mam nadzieję, że nigdy nie obejrzę ekranizacji.
a na dostojewskiego też reaguję prawidłowo.
Prośba: zmniejsz ten awatar.
ja na ekranizacji "Paragrafu 22" zasnęłam...ale książka jest przednia.
Ostatnio czytałem "Z zimną krwią" Trumana Capote. Świetna książka. Polecam.
A tak poza tym to mój pierwszy post. Witam Was wszystkich i pozdrawiam serdecznie.
Witamy, witamy .
Zgadzam się - "Z zimną krwią" to kawał dobrej literatury (dokumentalnej ).
Ciekawe, do jakiego stopnia...
Ludzie, czytajcie Michaela Cunninghama Tego od "Godzin" Artemis, powiedz im, jaka to świetna literatura. The Hours wymiatają, ale "Z ciała i z duszy" również kapitalne, "Dom na krańcu świata"- coś w tym jest! A za nowość- "Wyjątkowe czasy"- właśnie się zabieram :-> yeah...
maciej--> Hugo, aaaa, próbowałem kilka razy, ale jakoś zawsze coś się znajdowało ciekawszego do robienia To nie dla mnie Ale, ale, szacuneczek oczywiście dla tego mistrza.
Kowal, zanim ktos zwroci Ci uwage i znowu sie obrazisz - EDYTUJ posty, zamiast dopisywac cos jeden post pod drugim.
Mam pytanie: Słyszałem, że "Ojciec Chrzestny" to pierwsza część trlogii autorstwa Mario Puzo. Pozostałe dwa to chyba "Sycylijczyk" i "Omerta". Chodzi mi o to, czy ta trylogia, to ta sama, którą nakręcił Coppola?
Nie, "Omerty" nie czytałem ale "Ojciec chrzestny" i " Sycylijczyk" opowiadają dwie różne historie. Powiązane są ze sobą wyłącznie osobą Michaela Corleone przebywającego na Sycylii gdzie dzieje się akcja drugiej części owej trylogii.
Tolkiena "Wladca Piercieni" jest b. dobry ale juz "Silmariollion" to ciezka sprawa. Zanim przeczytalam zabieralam sie do tego trzy razy i nie polecam specjalnie tej lektury. Zbyt duze skupienie na nazwach, imionach i funkcjach niz na konkretnej akcji (przynajmniej z poczatku, pozniej sie troche rozkreca).
Lubie czytac horrory. Pomimo ze za kazdym razem gdy koncze jeden horror obiecuje sobie ze nie przeczytam juz wiecej zadnego (za bardzo sie wczuwam w akcje), to po krotkim czasie zabieram sie za nastepny dreszczowiec. King i Masterton - nie bedzie odkryciem stulecia gdy powiem ze to b. dobrzy autorzy.
A. Dumas napisal swietne ksiazki. "Hrabia Monte Christo" jest jedna z moich ulubionych ksiazek. Na marginesie powiem ze filmu nie znosze.
"Mistrz i Malgorzata" super kniga ale dluzyly mi sie te rozdzialy, ktorych akcja toczyla sie za zycia Pilata (moze sie nie znam ale co mi tam).
Wiersze Norwida - po wnikliwym przeczytaniu przestaja draznic i naprawde moga sie podobac.
"Souad - spalona żywcem", "Wyznania gejszy", "Kwiat Sniegu i sekretny wachlarz" - lubie powiesci o Bliskim i Dalekim Wschodzie
Tolkiena "Wladca Piercieni" jest b. dobry ale juz "Silmariollion" to ciezka sprawa. Zanim przeczytalam zabieralam sie do tego trzy razy i nie polecam specjalnie tej lektury. Zbyt duze skupienie na nazwach, imionach i funkcjach niz na konkretnej akcji (przynajmniej z poczatku, pozniej sie troche rozkreca).
"Silmarillion" jest koszmarnie ciężki, ale to znakomita książka. Warto ją przeczytać przynajmniej z dwóch powodów:
a) bo klasyka
b) bo wyobraźnia Tolkiena i kreacja świata MIAŻDŻY.
King i Masterton - nie bedzie odkryciem stulecia gdy powiem ze to b. dobrzy autorzy.
Każdy w swoim gatunku, niewątpliwie - tak :).
Artemis; dlaczego uważasz, że King jest bardzo dobrym autorem tylko w swoim gatunku? Dowodów, że jego talent ma większy zasięg w jego dorobku jest aż nadto.
Artemis; dlaczego uważasz, że King jest bardzo dobrym autorem tylko w swoim gatunku? Dowodów, że jego talent ma większy zasięg w jego dorobku jest aż nadto.
Właśnie! Ja posunę się nawet do stwierdzenia, że King jest najlepszy wtedy, gdy odchodzi daleko od konwencji horroru. Wtedy to dopiero przeistacza się w pakera. A tak w ogóle to książki są do dupy i tylko debile je czytają... :)
lepiej byc debilem niz 'idiota' w sredniowiecznym tego slowa znaczeniu
Niekoniecznie, moja droga. W średniowieczu słowo "debil" było synonimem słowa "geniusz" :)))
w takim razie dobrze napisalam
(ciekawa jestem czy te synonimy byly w jez. polskim)
Kurna, dowcip mi nie wyszedł :)
"Silmarillion" jest koszmarnie ciężki, ale to znakomita książka. Warto ją przeczytać przynajmniej z dwóch powodów:
a) bo klasyka
Dlaczego powinno sie cokolwiek czytac tylko dlatego ze jest klasyka? Mickiewicza tez mam lubic bo to klasyka polskiej literatury?
A Silmariollion to bylo chyba apogeum Tolkienowskiej wyobrazni i kreatywnosci wyimaginowanych swiatow (to komplement z mojej strony a nie ironia - zeby nie bylo) ale i tak trudna do przebrniecia
Artemis; dlaczego uważasz, że King jest bardzo dobrym autorem tylko w swoim gatunku? Dowodów, że jego talent ma większy zasięg w jego dorobku jest aż nadto.
Jaaaaak to? Przecież on samą chałę pisze!!! Widzę że nie czytacie PRAWDZIWEJ literatury!!! Aaaa!!!
A tak na serio: nie zrozumiałeś mnie ;). Ja uwielbiam Kinga, chociaż moim zdaniem jego najlepsze książki pochodzą właśnie z okresu, gdy zajmował się prawie tylko czymś, co potocznie nazywamy horrorami (czyli rozpoczęcie kariery w latach 70. i lata 80.); proszę nie mylić "horroru" z czymś bezużytecznym i pustym, bo to jeden z najciekawszych gatunków wymyślonych przez człowieka (niby przez kogo? Przez Marsjan? ;). Odezwałam się z powodu zestawienia geniusza stylu, jakim jest King, z masowym wyrobnikiem, jakim jest Masterton. Pisząc, że każdy w swoim gatunku jest bardzo dobry, miałam na myśli, że King jest rewelacyjny jako pisarz w ogóle, bo jego książki daleko wykraczają poza ramy przylepionej mu etykietki "króla horroru" (i nie mam na myśli tylko prób np. w quasi-fantasy reprezentowanej przez chociażby "Talizman" czy powieści obyczajowej jak "Dolores Claiborne" czy opko "Ostatni szczebel w drabinie"). Moja styczność z Mastertonem z kolei objęła 3 książki, ale, nie urażając nikogo - książki tego faceta nadają się tylko do pociągu. Ma czasami fajne wizje (pierwszy rozdział "Czarnego anioła"), ale braknie mu... no właśnie, stylu, języka, lekkiego pióra. Przynajmniej w moim odczuciu. Może się źle wyraziłam z tym "gatunkiem", ale teraz rozumiecie już o co mi chodziło: zestawienie Kinga i Mastertona jest jak zestawienie Ursuli K. Le Guin z Christopherem Paolinim. Nie ta bajka ;).
juz przebrnelam.
Kolezanka powiedziala mi kiedys ze Masterton pisze wciaz o tym samym tylko w innej otoczce (ze zawsze jakies czarne, szatanskie moce itd). Nie wiem czy mozna jej przyznac racje. Ja tam lubie jego ksiazki. A Kinga i Mastertona nie zestawialam razem (przynajmniej nie mialam takiego zamiaru).
Napisałaś w jednym zdaniu, że King i Masterton to b. dobry autorzy. Jako kingowiec nie mogłam tego przegapić. Nie przejmuj się, takie zboczenie, po iluś tam książkach Króla albo dochodzisz do wniosku, że już więcej ci nie potrzeba, albo popadasz w fanatyzm i zaczynasz dreptać drogą Promienia ;)
Za przeproszeniem, ale Masterton nie jest godny szorować kibla pierwszemu lepszemu grafomanowi, bo to gigagrafoman i arcybeztalencie. Już Guy N. Smith lepiej pisał...
piszesz tak aby pochwalic sie swoja elokwencja czy jak?
Masterton podobac sie nie musi ale to lekka przesada co napisales.
Gdyby Masterton był arcybeztalenciem, to by nie pisał . Facet jest dobry w swojej klasie, tzn. klasie pociągowej, i jak do niego podejdzie się w odpowiedni sposób, to wszystko jest ok.
A King niedługo zostanie zrzucony z piedestału i nowym Królem Horroru zostanie Łukasz Orbitowski
Military tak już ma od czasu do czasu.
Fabuła na poziomie Mastertona to np. byłaby historia o nawiedzonym przez Demona typowym Amerykaninie - nazwijny go Carl - który popada w obsesję. Popada, popada i zaczyna mordować ofiary, wyciągać ich jelita, oplatać je dookoła pokoju, mózg rozsmarowywać po suficie, zaś żyły rozwieszać na żyrandolu (opisy mordów zajmowalyby 40% książki). Carl oczywiście gwałciłby swoje ofiary, co też byłoby dokładnie opisane. Ścigałby go zblazowany detektyw, którego wprowadzenie do powieści miałoby miejsce podczas sceny seksu z żoną. Seksu nieudanego, po którym poszedłby na ostry wieczorek do jakiejś dziwki. A potem zająłby się Carlem, nabijając go na hak, który powiózłby go do ogromnej szatkownicy.
Ogólnie rzecz biorąc - Mastertona nie lubię i uważam stawianie go na równi z Kingiem za.. ehm.. nietakt.
A ja go lubie (a co mi tam) ale nie stawiam na rowni z Kingiem. Czy postawienie ich w jednym zdaniu to zbrodnia? Moge ich rozdzielic jesli Ci to ulzy...
Zdecydowanie brak ci poczucia humoru i wyczucia czegoś takiego jak ironia.
Te żyły na żyrandolu zabrzmiały nawet nieźle...
A czytaliście taką książkę Mastertona, w której Demon pożerający całe amerykańskie miasta został pokonany pustą butelką po ketchupie? To był przedostatni horror, jaki przeczytałem; po wielu latach spróbowałem jeszcze raz z 'Desperacją' Kinga, o rozterkach pumy i o bożymchłopczyku. Nie mogę się więc zgodzić z Militarym i obu autorów stawiam na jednym miejscu - są siebie warci. Ale fajnie by było z tego zrobić jakąś krzyżówkę: Demon od zjadania miast mógły walczyć z pumą, a bożychłopczyk z butelką po ketchupie. A co.
Landers, przybij piątkę! (:
Dzieciaczki moje, a co sądzicie o Koontzu? Zdaje się, że to ta sama liga...
Nie mogę się więc zgodzić z Militarym i obu autorów stawiam na jednym miejscu - są siebie warci
Landers, porównaj Kinga i Mastertona chociażby pod względem WARSZTATOWYM. A powołując się na "Desperację", pokazujesz, że na temat Stefka nic nie wiesz - bo to, nie tylko w mojej, ale i wielu innych czytelników opinii, jedna z najgorszych książek, jakie wyszły spod ręki Króla. Ale nawet najgorsze jego dzieła (więc głównie lata 90., "Bezsenność", "Desperacja", "Regulatorzy", "Łowca snów"...) są dopracowane przynajmniej ze strony czysto technicznej.
Masterton tworzy typowe czytadła, mniej lub bardziej strawne. Takie lektury na podróż, idealne do pociągu. Miewa dobre pomysły, gorzej z ich realizacją. I zazwyczaj niemiłosiernie chrzani zakończenia, co rujnuje niestety nawet jego literacko lepsze pozycje. Z serii Amber Horror to zdecydowanie bardziej w mój gust trafia F.Paul Wilson:)
Zdecydowanie brak ci poczucia humoru i wyczucia czegoś takiego jak ironia.
i musze z tym zyc 24/7
Nie no Masterton nie jest gorszy od Guya N. Smitha Nie przepadam za Mastim, ale nikt nie jest od Smitha gorszy. Masterton jest świetnym kolesiem prywatnie co widać po jego wypowiedziach i co potwierdzali wszyscy, którzy mieli z nim styczność.
Co się tyczy Kinga to ja wolę jego późniejsze dokonania. Moje ulubione książki to właśnie te niehorrorowe - Serca Atlantydów, Bezsenność, Czarny Dom, Mroczna Wieża. Choć te bardziej horrorowate – To, Gra Geralda, Worek kości - też lubię. W sumie to ja nie wiem co ja bredzę. Ja wszystko co Kinga lubię :D:D Ale np. tych ponoć największych jego dzieł –Podpalaczka, Christine, Lśnienie, itd. – mianowicie książek z początku kariery, to już w zasadzie nie pamiętam. Czytałem raz i dawno.
Co do Tolkiena, to Hobbita, Władcę i Sillmarilion przeczytałem dwa razy w ciągu jednego roku. Bardzo lubię Sillmarilion choć to faktycznie nieco cięższa książka.
EDIT
Jedyne książki, które moim zdaniem dorównują Kingowi (choć to zupełnie inna bajka) to cykl o Harrym Potterze. Mogę czytać codziennie od nowa do konca zycia i się nie nudzic
Raczej bym Harrego Pottera nie porównywał z Kingiem I na pewno Rowling nie dorównuje mistrzowi. Z horrorów to jedynie Lovecraft jest lepszy od Kinga.
To, kto jaki jest prywatnie nie ma nic do tego, jak pisze ksiazki. Prywatnie moze byc super, fajny, inteligentny czlowiek a ksiazki miec do kitu.
To porownanie Kinga i Rowling rzeczywiscie jakies dziwne jest. Tak jakby porownywac spaghetti bolognese do lodów czekoladowych...
To porownanie Kinga i Rowling rzeczywiscie jakies dziwne jest. Tak jakby porownywac spaghetti bolognese do lodów czekoladowych...
bardzo dobrze to ujełaś. przeczytałem jedną książke kinga "lśnienie" i w sumie tak sobie mi sie podobała. zreszta nie znosze horrorów kryminałów i fantastyki. mają one płytkie przesłania albo w ogole takowego nie mają. książki czytam żeby "zmądrzeć" dlatego wole klasyke.
Landers, porównaj Kinga i Mastertona chociażby pod względem WARSZTATOWYM. A powołując się na "Desperację", pokazujesz, że na temat Stefka nic nie wiesz.
Nigdy nie twierdziłem, że wiem. Ale o co Ci chodzi z tym WARSZTATEM? O styl Kinga, unikającego zdań dłuższych niż pięciowyrazowe czy o identyczny od kilkudziesięciu lat sposób budowania napięcia i podwalin pod przyszłą opowieść, który w nieszczęsnej 'Desperacji' urósł wręcz do rozmiarów karykaturalnych?
Jest jedna taka jego książka, świadcząca o jego wielkości jako pisarza, a której to tytułu nie pamiętam i choć jego znalezienie zajęłoby mi pewnie mniej czasu niż napisanie tych słów, to tego nie zrobię, bo jeszcze ktoś pomyśli, że mi zależy (;
'Opiekunowie'?
Już wiem dlaczego książkowe horrory zawsze wydawały mi się stratą czasu...
z cyklu "barwne narracje Landersa";) Ty sam powinienes pisać, wiesz:)
z horrorem książkowym jest jak i z filmem - z jednej strony fontanny wybuchających flaków, obdzieranie ze skóry i strumienie posoki, z ekstatycznym aktem seksualnym w tle, z drugiej - budowanie klimatu grozy. W tym celowali dawni twórcy, skądinąd już niemodni, jak Robert Bloch, Daphne de Maurier, Wilkie Collins, Nathaniel Hawthorne, Edgar Allan Poe, J.S Le Fanu i tak dalej. Żaden King czy inny Koontz nie jest w stanie im w tym dorównać.
Daphne du Maurier to ten klimat grozy budowała (MOIM ZDANIEM) dość nieudolnie (Makabreski - po prostu makabra!), a znana jest głównie z tego, że Hitchcock zekranizował jej Ptaki. Robert Bloch... ehm, podobnie.:) Choć tutaj książka wydała mi się lepsza niż film (mowa o Psychozie oczywiście), bo film wybitnie mnie nie poruszył (może jakby był w nim Bogart...:P ). Poe... Cóż, miał to "coś", ale za dużo ględził, jeśli mogę tak powiedzieć. Kojarzy mi się z płaczliwym typkiem. To już wolę Lovecrafta i jego tajemnicze bóśtwa.:D On - choć naprawdę dobrym pisarzem nigdy nie był - nie patyczkował się, tylko od razu zalewał czytelnika szaleńcami, maniakami, opętanymi, potworami, bóstwami... Klimat to to miało, ale na takiej zasadzie jak Władca Pierścieni - po prostu trzeba mieć nastrój na wkręcenie się w wymyślony świat.
tak jak Du Maurier to nie tylko Ptaki (względnie Rebeka, względnie Nie oglądaj się teraz...) tak i Bloch to nie tylko Psychoza. Eleganckie makabreski du Maurier to groza która może się objawić w zwyczajności i ma swoje źródło w zwykłych ludzkich przywarach, na tej samej zasadzie Poe czerpał z ludzkich lęków. Przez niego do tej pory obawiam się pogrzebania żywcem:) Klasyczna literatura grozy udowadnia, że nie trzeba się zagłębiać w drobiazgowy opis wybuchania napęczniałych jelit, by uzyskać efekt niepokoju. Wystarczy człowiek sam w sobie, nie trzeba dodawać niczego.
Moim faworytem pozostaje jednak Hawthorne.
Mne najbardziej dreszcze po karku przechodzą nie kiedy czytam jakiegoś Kinga, tylko kiedy przeglądam niektóre... miejskie legendy. Dla przykładu, coby nie rzucać słów na wiatr, fragment z http://www.warphead.com/urbanlegends/lunatics.htm :
A young girl was babysitting some children in a large old house, the children were in bed and she was watching TV when the phone rang. All the voice on the other end did was laugh, she listened for a minute then hung up. A few minutes later it happened again, she was very upset and called the police who told her there was really nothing they could do, but they'd trace the call if it happened again. After she got another call from the laughing voice, she hung up and the police immediately called her and told her to get out of the house immediately, the calls were coming from the upstairs extension, where he'd already murdered the children.
Tu nawet nie chodzi o dokładność opisu, tylko o przedstawioną sytuację...
z horrorem książkowym jest jak i z filmem - z jednej strony fontanny wybuchających flaków, obdzieranie ze skóry i strumienie posoki, z ekstatycznym aktem seksualnym w tle, z drugiej - budowanie klimatu grozy. W tym celowali dawni twórcy, skądinąd już niemodni, jak Robert Bloch, Daphne de Maurier, Wilkie Collins, Nathaniel Hawthorne, Edgar Allan Poe, J.S Le Fanu i tak dalej. Żaden King czy inny Koontz nie jest w stanie im w tym dorównać.
Święte słowa, pod którymi mogę się podpisać rękami i nogami...
przeczytałem jedną książke kinga "lśnienie" i w sumie tak sobie mi sie podobała. zreszta nie znosze horrorów kryminałów i fantastyki. mają one płytkie przesłania albo w ogole takowego nie mają. książki czytam żeby "zmądrzeć" dlatego wole klasyke.
Nie ma to jak myśleć stereotypami.
A powiedz mi, co z takimi pisarzami jka np. LeGuin, Philip K. Dick, Bradbury...? To, że fantastyka uważana jest za podlejszy gatunek, nie znaczy wcale, że tak jest. Np. ostatnimi laty w Polsce prawie wszystkie DOBRE książki należą do tego właśnie gatunku (chociaż, rzecz jasna, na liczbę nominacji do Nike to się nie przekłada).
King wsadził grozę w codzienność i zwyczajność, połączył walkę z potwornością z szarym, nudnym żywotem przeciętnego Amerykańca. (...) King pokazał, że diabły, potwory piwne i klowny znakomicie wpisują się w szarą rzeczywistość.
A nie jest to przypadkiem podstawowy wyznacznik horroru?
A jaka jest definicja horroru?
King wyciągnął horror z zapuszonych zamków, opuszczonych lasów itd. Pewno nie on pierwszy - ale napewno pierwszy na taką skalę. Z resztą, on się nie skupia na straszeniu. King straszy jakby mimochodem. Przynajmniej wg. mnie.
A jaka jest definicja horroru?
Niezłe pytanie, jak na kogoś, kto przed chwilą mianował Kinga horrorzastym rewolucjonistą...
No nie, to znów się dzieje...
Już przerabiałem i miałem wątpliwą przyjemność obserwować takie niekończące się dysputy, szkoda na to czasu (pozdro Arrakin! ).
Oto sama esencja: King tworzy swe historie na bazie najprostszych, pierwotnych założeń. Jak drzewiej skrzaty i utopce straszyły w okolicach jak i w samych słowiańskich wsiach, tak teraz nawiedzone samochody budzą grozę w amerykańskich miasteczkach. Zmiana proporcji? Owszem, w zestawieniu choćby z gotycką powieścią grozy, czy literaturą pulp z początku wieku... Tam kreacja ,zakrojona na szerszą skalę, zbliżała czasem całość do fantasy (np. u Lovecrafta).
Tyle z mojej strony, EOT.
Taaa, Arrakin potrafi dać w kość.
Kończymy dyskusję. Poraz kolejny okazało się, że rozmowa z tobą prędzej czy później okaże się zawiłym tłumaczeniem tego, że dwa razy dwa jest cztery, przy czym obie strony mówią o tym samym, nie zdając sobie z tego sprawy. Ale się porobiło. Bywa.
Artemis, Artemis, myślałem, że chociaż Ciebie stać na więcej niż bzdurne insynuacje. Myliłem się. Bywa.
Źle sformułowałaś myśl, ja niepotrzebnie się przyczepiłem. Ok.
Swoją drogą, jak na tak ogromną ilość adaptacji, to proza Kinga nieczęsto jest przenoszona na duży ekran z dobrym skutkiem. Czego (czyja?) to wina?
Artemis, Artemis, myślałem, że chociaż Ciebie stać na więcej niż bzdurne insynuacje. Myliłem się. Bywa.
Ależ ja cię o nic nie podejrzewam, tylko stwierdzam fakt, bez żadnych złośliwości :D
Swoją drogą, jak na tak ogromną ilość adaptacji, to proza Kinga nieczęsto jest przenoszona na duży ekran z dobrym skutkiem. Czego (czyja?) to wina?
Aż tak źle nie jest. De Palma nakręcił na podstawie "Carrie" film wybitny. I jest to najlepsza adaptacja Kinga ever ("Lśnienia" Kubricka nie traktuję teraz jako adaptację, tylko raczej coś w rodzaju wariacji). "Misery" to znakomity film, podobnie jak "Skazani na Shawshank", "Stand by me" i "Kraina wiecznego szczęścia". Mi średnio podobała się "Zielona mila" (ale z książką było to samo), ale w końcu przez lwią część publiczności została uznana za bardzo dobry, wzruszający film. Za udane można też uznać "Dolores Claiborne" (Bates!) i "Ucznia szatana" (chociaż tutaj całość, naiwną także w oryginale literackim, na przyzwoitym poziomie stawia przede wszystkim aktorstwo, Ian McKellen i świetny Brad Renfro). "Podpalaczka" i "Sekretne okno" były z kolei takie se. Potężne wpady to "Christine" Carpentera, "Smętaż dla zwierzaków" Lambert (w obu wypaczono wydźwięk książki), "Łowca snów" (to już zupełna kupa, ale książka też była kupą, nie doczytałam do końca) oraz trzy filmidła bazujące na rewelacyjnych (z wyjątkiem ostatniego, bo to było 'jedynie' bardzo dobre) opowiadaniach ze zbioru "Nocna zmiana": "Dzieci kukurydzy", "Cmentarna sztycha" i "Maglownica". Co do seriali, to całego "Miasteczka Salem" nie widziałam, ale wydawało mi się przeciętne. "To" okazało się ciosem conajmniej bolesnym, a "Lśnienie" Garrisa ma u mnie taryfę ulgową tylko dlatego, że dzięki niemu dostałam się do KMF ;).
Dlaczego "mało" jest adaptacji dobrych? Adaptacja może być na tyle dobra, na ile pozwala jej oryginał (jeżeli zakładamy, że mamy do czynienia z normalnym reżyserem, a nie wielkim wizjonerem). Taki "Uczeń szatana" po prostu NIE MÓGŁ być lepszy. Z bzdur typu "Łowca snów" nie da się zrobić nic ponad bzdurę. Ale np. z "Dzieci kukurydzy", jednego z najlepszych kingów ever, możnaby zrobić film rewelacyjny. Pomysł "Cmentarnej sztychy" w oryginale też był niebyle jaki, ale krótka forma to jednak krótka forma - tu stanowiła podstawę sukcesu opka. To samo ma się z nieodżałowaną "Christine", którą w wersji książkowej uwielbiam. "Smętaż", potwornie smutna książka o śmierci została bezlitośnie potraktowana na ekranie jako typowy straszak.
Ale nie można powiedzieć, by King został przez kino źle potraktowany. Każdy pisarz chciałby, aby na jego podstawie nakręcono aż tyle znakomitych filmów (i aż jedno/dwa arcydzieła, w zależności, jak traktować "Lśnienie" z 1980)...
W przyszłości czekałabym na zapowiadaną z dawna, wciąż niedochodzącą do skutku adaptację "Talizmanu". Mimo wielu wad (Terytoria, koszmarne przegadanie, kombinatorstwo) to świetna coming-of-age-story i jedna z lepszych książek Kinga, które nie zostały jeszcze przełożone na taśmę.
Taki "Uczeń szatana" po prostu NIE MÓGŁ być lepszy.
Dlaczego? Wezmy chociazby za przyklad "Skazanych na Shawshank": tu udalo sie stworzyc film znacznie lepszy niz ponoc przecienty literacki oryginal (nie czytalem, kieruje sie opinia ogolu). Moim zdaniem kluczowe znaczenie ma osoba rezysera/scenarzysty. Niektorzy w tworach kinga widza ciekawy horrorek i chca na celuloid taki ciekawy horrorek przeniesc. Inni, jak Darabont czy Kubrick, patrza na powiesc Kinga z szerszej perspektywy, chca potraktowac ja jako punkt wyjscia do czegos 'wiekszego', polaczyc z jakas osobista refleksja, pomyslem. I wychodza dziela.
Teoretycznie może i mógł - ale moim zdaniem fabuła makropowieści i jej główne założenia były zbyt naiwne. King pisał o holocauście, chyba nie do końca zdając sobie sprawę jak to wyglądało - czuć tu trochę amerykańskiej naiwności, hitlerowcy w "Zdolnym uczniu" są jak kawałek legendy, II WŚ, która dawno dawno dawno temu odeszła w przeszłość. Jasne, sama historia, chłopiec zafascynowany faszyzmem etc. miały potencjał, ale jeżeli mówimy o wiernej adaptacji, o czymś lepszym nie mogłoby być mowy.
Sorry że się wtrącę, ale mam coś do powiedzenia na temat ekranizacji.;) Otóż bardzo psują je dwie rzeczy. Pierwsza to źli reżyserzy i łatka przypięta Kingowi (to jako jedno). Otóż opowieści Stifena to powolne snuje, w których strach nie jest najważniejszy, ale z racji tego że to przecież KRÓL HORRORU, nikt nie odważy się skupić na czymś innym niż na strachach. A to błąd, bo z dzieła Kinga możnaby zrobić oskarowy film na miarę, powiedzmy, Adaptacji (w końcu też o pisarzu, który walczy nie tylko z wrogami, ale i z własną niemocą). Zamiast dobrego dramatu Cujo mamy kiepski horror z demonicznym niemal psem.
Druga rzecz, która szkodzi adaptacjom ksiażek Kinga to... King we własnej osobie. Dobrym scenarzystą to on niestety nie jest, a często woli sam pisać scenariusze niż zdać się na innych...
No i ta przyjaźń z fanem nr. 1 czyli Mickiem Garrisem
Słyszałem kiedyś o książce, w której terroryści wbijają się samolotem w Kapitol, w którym są najważniejsze osobistości Ameryki. Zna ktoś tytuł i autora książki?
Ja wlacznie czytam "On Beauty" Zadie Smith i jestem zachwycona. Po swietnych "Bialych Zebach" i slabszym "Lowca Autografow", Smith znowu jest na szczycie
Jestem świezo po lekturze "Świat według Clarksona". Książkę popełnił prowadzacy kultowego programu motoryzacyjnego "Top Gear" Jeremy Clarkson. Nie jest to co prawda wielka literatura, ale ... Książka to zbiór felietonów, które autor zamieszczał w "Sunday Times". W tych krótkich tekstach Clarkson poruszył tematy takie jak Unia Europejska, wojna w Iraku, turystyka, samolot Concorde, ogrodnictwo i wiele innych, opisanych w charakterystyczny dla autora sposób (cięty język, szczerośc do bólu i anglielski humor). Warto ją przeczytac i zapoznac się z wizją świata tego nietuzinkowego faceta, no i oczywiście troche sie pośmiac.
Uwaga, uwaga, już jutro nowa kniga Łukasza Orbitowskiego - "Horror Show". Zamawiać, czytać i zacierać ręce na przyszłoroczne "Tracę ciepło"...
http://www.merlin.com.pl/frontend/towar/476458
Czyżby Ha!art postanowił wreszcie wydać książkę dla ludzi...?
A u mnie na warsztacie Ian R. MacLeod i jego "Wieki światła". Tą książką Mag otwiera serię Uczta Wyobraźni i trzeba przyznać, że otwiera z impetem. To niby fantastyka, ale podejmująca m.in. problemy społeczne (choć bez nachalności), napisana pięknym językiem, z ciekawymi bohaterami i świetnym, gęstym klimatem. Patronat zaś obejmuje sam Dickens we własnej osobie...
Ja jestem w trakcie czytania "Marchii Cienia" Tada Williamsa. Bardzo fajna fantastyka z ciekawie wykreowanym światem.
Wracam do domu i dowiaduję się, że Merlin wyśle "Horror show" dopiero w następnym tygodniu, bo coś tam coś tam :(
Więc przeczytałam pożyczony "Domofon" Miłoszewskiego, absolutnie lajtowy i średnio napisany, takie tam bla, bla, bla. A dzisiaj chyba Murakami pójdzie na pierwszy ogień.
Więc przeczytałam pożyczony "Domofon" Miłoszewskiego, absolutnie lajtowy i średnio napisany, takie tam bla, bla, bla.
A będzie film na podstawie tego 'bla, bla, bla'
Wiem... Bla, bla, bla ;)
Ciekawe, jak zrobią scene, gdy facetowi winda urywa głowę.
Tak samo jak to zrobili w "Oszukac przeznaczenie 2"
Oszukać przeznaczenie nie robili Polacy ;p
no fakt, tego nie wzielam pod uwage
Skonczylam ostatnio "Pania Bovary" - jezu jak ta glowna bohaterka mnie irytowala. Zdradzala meza na lewo i prawo - ok (choc nie do konca), lubila luksusy na ktore jej nie bylo stac - ok, byla chorobliwie ambitna - ok, ale byla tez cholernie niewdzeczna, pusta, bardzo egoistyczna i co najwazniejsze - dwulicowa. Zreszta ten jej maz sam zasluzyl sobie na los zdradzonego faceta - byl naiwny, glupi, bez zadnych ambicji i zainteresowan - ile mozna z takim wytrzymac??
A ja czytam... tzn. wczoraj czytałam... uwaga, fanfary: "Baśnie" Andersena.
Śmiejcie się, śmiejcie, ale to jest naprawdę świetne... Niektóre wręcz proszą się o iście "dorosłą" interpretację. Nie bez powodu Andersen oburzał się na swój pomnik,gdzie przedstawiono go z dziećmi.
A w tym miejscu to już zwyczajnie dreszcze człowiekowi po plecach przechodzą:
Zrobiła się cudna wiosna i dzieci poznały wysokie wieże; to było miasto, w którym mieszkały; poszły przez ulice aż do drzwi babci i znalazły się w pokoju, ale przechodząc przez drzwi, spostrzegły, że były już dorosłymi ludźmi..."
Szkoda tylko, że czytam z Kolekcji "Wybiórczej", bo wydanie z ilustracjami Szancera gdzieś przepadło...
"Niehalo" Ignacego Karpowicza - melancholijny i wkurwiony na codzienność młodzian włóczy się po ulicach Białegostoku. Językowo zgrabne, przemyślenia niebanalne. i łatwo weszło do głowy, jeszcze łatwiej z niej wychodzi. jeśli ktoś polubił "Zwał" Shutego [imho prawie fightclubowa rewelacja], warto sięgnąć po Niehalo.
i tak jeszcze sobie przeczytałem "Śnieg" noblisty tegorocznego, Orhana Pamuka - piękna opowieść z polityczno-społecznym tłem o zetknięciu dwóch nierozumiejących siebie kultur - europejskiej [załóżmy, tej liberalnej] i tureckiej [konserwatywnej, islamistycznej]. jesli tkoś lubi podobną tematykę komentującą świat w bardzo wyrafinowany sposób - polecam
A to ja też coś polecę, a co się będę szczypał
Problem w tym, że nie wiem czy tego już nie było
Jakby co, to zjebki proszę kierować na maila
A o czym mowa?
"The Prestige" Christopher Priest, czyli pierwowzór filmu Nolana, który już jutro ma premierę na USA, a na który czekam z utęsknieniem
Co do samej książki, to jest dość nietypowa, pełna magii i iluzji, obsesji i kłamstwa. Napisana z perspektywy kilku osób (przypomina się Rashomon). Nie da się przewidzieć co się stanie, a zakończenie, jak i wiele elementów środka, pozostawia swobodę interpretacji, czego tak próżno ostatnio szukać. Polecam wszystki i życzę Nolanowi że by zrobił film tak dobry jak książka i zaczarował nas swoją iluzją.
Lars Saabye Christensen - "Jubel", zaczęłam czytać jakiś miesiąc temu, a potem się kniga gdzieś zawieruszyła, dzisiaj znalazłam pod stosem papierów i wzięłam do szkoły . Bohaterami Christensena, podobnie jak w "Półbracie", są ludzie okaleczeni, niespełnieni, niepełni, żyjący w świecie iluzji i niespełnionych nadziei. "Jubel" nie jest tak epicką książką jak "Półbrat", ale w wielu kwestiach bardzo podobny: wspomnienia mieszają się z teraźniejszością, bohaterem jest rozczarowany życiem "artysta", który przebywa w środowisku dziwacznych, również naznaczonych różnymi piętnami osobników. Przy czym styl Christensena jest wręcz namacalny - niebagatelna to rzecz, jako że za przekład "Półbrata" odpowiadała Iwona Zimnicka, a "Jubel" został przetłumaczony przez niejaką Marię Gołębiewską-Bijak. Chyba będę musiała obejrzeć się za "Hermanem", niestety, niedostępnym nawet w sklepie ŚL .
Cień Poego - kolejna książka 'konspiracyjna', która powstała na fali popularności Browna. Kompletny gniot - sztuczny, nudny i wlekący się jak flaki woleju przez 500 stron... Nie ma w tym nic co mogłoby zainteresować, a sama 'kontrowersyjna' teoria autora o E.A. Poem, sprawiła, że śmiałem się z zażenowania...
Czekając na film: "Przez ciemne zwierciadło" Philipa K. Dicka. Nie jest do tego stopnia paranoiczny co "Ubik", ale chyba się rozkręci ;).
Swoja droga to az dziwne, ze nikt jeszcze nie podjal sie ekranizacji "Ubika", a "Przez ciemne zwierciadlo" dopiero tak pozno.
Dicka nie można czytać slowo w słowo, więc chyba naprawdę duży reżyser musiałby się tego podjąć. A takich brakuje - a jak już jakiś jest, to mu się nie chce, bo robi co innego ;).
Swoja droga to az dziwne, ze nikt jeszcze nie podjal sie ekranizacji "Ubika".
Jest adaptacja - gra komputerowa .
Oczywiscie nie twierdze, ze wymienione wyzej powiesci naleza do literatury latwej i przyjemnej do zrealizowania. Ale na pewno znalazlo by sie kilku rezyserow: sam widze na przyklad Cronenberga kilkanascie lat temu, krecacego "A Scanner Darkly".
Dla fanów Grishama: Parę dni temu miała miejsce premiera jego nowej książki "Niewinny". Wydawnictwu Amber gratuluje głupoty, gdyż o premierze książki NIC NIGDZIE NIE BYŁO NAPISANE. Gdyby nie fakt, że po drodze ze szkoły mijam księgarnie, to nawet bym o tym nie wiedział. Info o książce tutaj: http://johngrisham.blog.onet.pl/
A ja dziś przechodziłem obok bilbordu reklamującego tą książkę, więc wcale nie nigdzie
Właśnie skończyłem czytać "Wiedźmina". Było to moje pierwsze spotkanie z prozą Sapkowskiego, którego wcześniej permanentnie omijałem. Dopiero kumpel na konwencie powiedział mi, że bez tego nie mam się co pokazywać. Teraz myślę, że miał rację . Opowiadania bardzo mi się podobały, a filmu nie widziałem. Muszę nadrobić tą zaległość, chociaż po miażdżącej krytyce wiem czego się spodziewać. Jest w ogóle ktoś na tym bożym świecie, komu się choć trochę filmowy "Wiedźmin" podobał?
nie ma. bylem na tyle szalony ze przebrnalem przez caly serial nawet i musze powiedziec ze wlasnie pierwsze dwa odcinki jeszcze byly do przelkniecia dzieki jako takiemu klimatowi.... reszte przemilcze.
a czytales tylko opowiadania czy cala sage?
Jest w ogóle ktoś na tym bożym świecie, komu się choć trochę filmowy "Wiedźmin" podobał?
Hmmm... Reżyser? :]
a czytales tylko opowiadania czy cala sage?
Na razie tylko opowiadania, ale z chęcią zabieram się za całą sagę.
A ja dziś przechodziłem obok bilbordu reklamującego tą książkę, więc wcale nie nigdzie
Dziś po raz pierwszy zobaczyłem bilbord reklamujący tą książkę. A wcześniej nic, nawet recenzji w Wyborczej, czy choćby takim Metropolu.
Ludzie, wiecie, gdzie mogę dostać VII tom "Mrocznej Wieży" Kinga? Chodzi mi o wydanie w twardej oprawie - to podstawa. Mam już 6 części cyklu i nie chce sobie deformować kolekcji jakimś tanim miękkim shitem :)
Allegro
ewentualnie księgarnie i antykwariaty.
Ale VII tom jeszcze się w Swiecie Książki nie ukazał...
No właśnie... "Wydanie mientkie" jest stosunkowo łatwo dostępne. Twardego jak nie ma tak nie ma.
Wydanie MW w Świecie Książki jest już dostępne od jakiegoś tygodnia, jak nie więcej:
LINK
A opóźnienie wynika z powodu umowy między Albatrosem a ŚW, gdzie ten drugi może przedrukować książki dopiero 9 miesięcy po premierze wydania z Albatrosa. I tak dobrze wyszło, bo na początku była mowa, że ŚK wyda 7 tom w 2 częściach.
Pozdrawiam
patrzyłem, w świecie książki jeszcze nie ma, może bedzie po świętach.
Z informacji jakie posiadam, książka dostępna jest na 100% w księgarniach firmowych. A żeby zamówić przez stronę internetową, może warto zadzwonić i się zapytać
Pavel, zapodaj no link do takiej księgarni, ok? Coś ten biblijny slogan o szukaniu to pic na wodę.
Nie zrozumieliśmy się. MW VII ze Świata Książki dostępny jest w księgarniach firmowych, inaczej mówiąc klubowych. Tutaj jest ich spis, w jakich miastach są:
LINK
Jeżeli ktoś należy do Klubu Świata Książki to w nowym katalogu, który przyjdzie w styczniu (szkoda że nie było w świątecznym:() znajdzie się ta pozycja. Zamówienia moża również składać przez stronę internetową Klubu, ale pozycji tej nie ma jeszcze w spisie, więc trzeba dzwonić i się pytać. Klubowicze płacą 10zł mniej.
A żeby być w temacie, to czytam NO LOGO - Naomi Klein i jest to bardzo interesująca pozycja jak na razie. Ciekawe podejście do tematu marki i wszechogarniającej nas reklamy. Człowiek zaczyna nawet inaczej patrzeć na zwykłe masło w lodówce
thx
O właśnie, Pavel, a co z okładką? Nawet na waszej stronie nie ma :(
A ja ostatnio czytam "Życie Pi" Yann Martel'a, zajebiste polecam
Byliśmy dziś z Karolem na pokazie "Sztandaru chwały" i dostaliśmy książki Jamesa Bradleya. Tomidło za 45 zeta, w twardej oprawie i obwolucie, cool ;). I zapowiada się nieźle, tak, jak kartkowałam.
A ja ostatnio czytam "Życie Pi" Yann Martel'a, zajebiste polecam
Kosmiczna książka, połowa akcji dzieje się na łodzi ratunkowej. A jak zgrabnie napisane.
BTW. Mental, jak Mroczna Wieża? Osobiście kocham tą serię, King ciułał te 7 tomów przez około 30 lat. Zajebisty klimat (zwłaszcza w 1 tomie), ogólna epika opowiadanej historii, opowieść Rolanda z 4 tomu, która jest wręcz stworzona do ekranizacji. Jak się nie ma bezdennych kieszenie to czytanie i zakup wszystkich części jest rozrywką na ok. 3 miesiące.
Pierwsza część mi nie podpasiła, prawdę mówiąc jakoś nie mogłem przebrnąć, ale się udało. Zdecydowanie odczuwa się to, że King pisał ją 12 lat (albo więcej - nie pamiętam).
Ale za to im dalej tym lepiej, ale nadal najlepsza część wg mnie to część druga - mistrzostwo!
BTW czytam teraz "Komórkę" Stephena Kinga i jestem w połowie. Książka jest porażająco świetna jak na razie, przyjemnie się czyta no i kurde z tego może być naprawdę rzeźnicki film No, ale inny być nie może skoro za ekranizację zabiera się Eli Roth..
3 pierwsze strony i jeden pies ma oderwane ucho a drugi rozjechany przez samochód. Początek ogólnie hardkorowy Bomba!
Pierwsza część mi nie podpasiła, prawdę mówiąc jakoś nie mogłem przebrnąć
Ja się pare razy spotkałem z opinią że 1 tom to ten najlepszy ; ]. Zdecydowanie jednak czuć że Roland to powieść mocno 'oderwana' od dalszego ciągu, 2 tom rzeczywiście świetny, ale dopiero 4 uważam za najlepszy.
BTW czytam teraz "Komórkę" Stephena Kinga i jestem w połowie.
Cholera, też jestem w trakcie .
Jak się nie ma bezdennych kieszenie to czytanie i zakup wszystkich części jest rozrywką na ok. 3 miesiące.
bez przesady jeszcze nie czytałem, za duże zaległości w ważniejszych lekturach, ale mam na półce wszystkie części (i kieszenie z dnem:) i nie wyglądają one na kontynuację "W poszukiwaniu straconego czasu". Jeśli ktoś ma więcej czasu, to spokojnie jedna dziennie można strawić.
Słyszałem kiedyś o książce, w której terroryści wbijają się samolotem w Kapitol, w którym są najważniejsze osobistości Ameryki. Zna ktoś tytuł i autora książki?
Trochę późno na odpowiedź, ale skoro nikt nie odpowiedział, to może ja wspomnę o takiej jednej książce:
"Dekret" - Toma Clancy'ego.
Jest tam taki motyw (z tym, że to nie do końca "terroryści", ale reszta się zgadza) - i to nie o tym jest ta książka. Samo to wydarzenie jest zaledwie wstępem do tej świetnej powieści.
Nie wiem, czy to o tę książkę chodziło. Bo może chodzić o jedną z wielu książek klasy B i niższych, które podrzędni autorzy zapewne masowo płodzili po 11 września. Ale fakt faktem, że Clancy już wcześniej jakby przewidział co może się stać opisując taki sposób zamachu.
Swoją drogą - powstał film "Polowanie na Czerwony Październik", była "Suma Wszystkich Strachów" (spaprana i z koszmarnym Affleckiem, ale jednak), był "Czas Patriotów", był też zekranizowany "Stan Zagrożenia".
Do dzisiaj się zastanawiam dlaczego nikt nie zekranizował dwóch, moim zdaniem, najlepszych książek z tej serii. "Dekretu" jako thriller polityczny oraz "Kardynała z Kremla" jako thriller szpiegowski.
"Dekret" - Toma Clancy'ego.
Jest tam taki motyw (z tym, że to nie do końca "terroryści", ale reszta się zgadza) - i to nie o tym jest ta książka. Samo to wydarzenie jest zaledwie wstępem do tej świetnej powieści.
Żeby była całkowita jasność: samolot nie wpieprza się w Kapitol w "Dekrecie", lecz w "Długu honorowym". Tam też przez całą książkę przewija się wątek motywacji kapitana samolotu. Właśnie "Dług..." kończy się totalną rozpierduchą (połowa aparatu rządzącego USA przenosi się do krainy wiecznych łowów), a tuż po tym zaczyna się "Dekret".
Swoją drogą - powstał film "Polowanie na Czerwony Październik", była "Suma Wszystkich Strachów" (spaprana i z koszmarnym Affleckiem, ale jednak), był "Czas Patriotów", był też zekranizowany "Stan Zagrożenia".
Oglądałem wszystkie, Polowanie to jeden z moich ulubionych filmów
Nie wiem, czy to o tę książkę chodziło. Bo może chodzić o jedną z wielu książek klasy B i niższych, które podrzędni autorzy zapewne masowo płodzili po 11 września. Ale fakt faktem, że Clancy już wcześniej jakby przewidział co może się stać opisując taki sposób zamachu
Chyba o tą. Pamiętam, że w 2001 po zamachach ktoś powiązał te zamachy z książką Clancy'ego, stąd moje pytanie
P.D. James - Ludzkie dzieci
Równia pochyła, która dobrze zaczyna, ale w końcu osiąga dno i tak już zostaje. Po pierwszych pięćdziesięciu stronach miałem wrażenie, że oto pojawił się następca 1984 i Brave New World - dystopia, która jest naprawdę straszna, bo w przeciwieństwie do poprzednich, nie daje ŻADNYCH nadziei. Pomysł wyjściowy to czysta rewelacja. ALE.
Ale szybko autorka zaczyna bawić się w przypominanie, tzn. co dwa zdania pokreśla jak jest szaro, buro i ponuro. Tu szaro, tam szaro. I tam też. Szarość szarości. Szaroszaroszaro. Dobra, psze pani, już zdążyłem zauwazyć! Szaroszaroszaroszaro. A główny bohater ma problemy. Żeby czytelnik nie zapomniał, co dwie strony trzeba przypomnieć ich charakter i podłoże. No ale okej, jakoś przeżyjemy, bo oto coś zaczyna się dziać...
...i przerwa na długą retrospekcję. Wizyta bohatera na wsi, kiedy dzieckiem był. Miły powrót do angielskiej flemgy, następnie wyjście z retrospekcji, wracamy do tego co zaczyna się dziać iiii... Retrospekcja, w której bohater, znów dzieckiem będąc, uczestniczy w rodzinnym obiedzie. Powrót do akcji iii... zgadnijcie co.
Po natłoku retrospekcji akcja rusza z kopyta, tzn. zaczynają mnożyć się kretynizmy. Bohaterowie zachowują się jak ostatni idioci - nic dziwnego, ze ludzkości grozi wymarcie! Motywacje person dramatu są nieprzekonywające, a jakby tego było mało, pojawiają się Zbiegi Okoliczności, co łącznie daje fest śmierdzącą mieszankę.
Przykładowy Zbieg Okoliczności podszyty idiotycznym zachowaniem: główny bohater, szczęśliwym trafem kuzyn Zarządcy Anglii i jedyna osoba, do której tamten żywi sympatię, zwraca uwagę na uczestniczkę swojego wykładu. Okazuje się ona członkinią pięcioosobowej (!) grupy terrorystycznej, która tegoż dyktatora chce obalić w imię dość wątpliwych wartości (np. po to, by z narażeniem życia pomóc przestępcom jakoś opanować burdel w więzieniu). Terroryści proszą, aby bohater spróbował na początek namówić dyktatora do spełnienia ich postulatów. Aby pokazać, że problem istnieje, proponują mu obejrzenie "wyciszenia" - zbiorowego samobójstwa organizowanego przez władze dla wszystkich chętnych. Przypadkowo akurat ten spektakl, w którym uczestniczy heros, okazuje się źle przygotowany, następują komplikacje - w przypływie paniki jedna z "uczestniczek" (chora zresztą psychicznie) chce uciec. Zbiegiem okoliczności okazuje się, że to żona starego przyjaciela bohatera. Bohater jest zszokowany, zgadza się podsunąć dykatorowi projekt zmian. Ten odmawia, co normalne, ale bohater łatwo się nie podda, bo z setek kobiet na Ziemi zakochał się akurat w rzeczonej terrorystce. Co za niesamowity splot wydarzeń.
Przejdźmy do większych wad. Irytujący jest fakt, że bohaterów jest dokładnie tylu, aby każdy z nich odegrał jakąś rolę - nie ma ludzi, którzy po prostu są; jakiegoś tła. Wkurza, że jeśli autorka nie ma pomysłu, jak się ich pozbyć, to wprowadza nagle jakieś dziwne rozwiązanie, np. z dupy wyjęte plemię, które zabija faceta niewygodnego dla rozwoju fabuły. Deus ex machina to zresztą rozwiązanie częste w tej powieści - jeśli o czymś autorka zapomniała wcześniej, zostaje to wprowadzone po 30 stronach z dopiskiem "bohater zdziwił się, że o tym wcześniej nie pomyślał".
Najgorsze jest jednak zachowanie każdego człowieka obecnego na kartach powieści; zachowanie godne lemingów. W wyniku "walki" podjętej przez herosów giną cztery osoby, a osiągnięte z trudem Wielkie Zwycięstwo jest zwieńczone otrzymaniem tego, co i tak ci ludzie by dostali bez całego zamieszania. Nie chcę spojlerować, ale okazuje się, że pięcioosobowa grupa włożyła masę trudu aby osiągnąć niesamowicie banalną rzecz. Okazuje się zresztą, że jedyna siła napędowa terrorystów - prawdziwa motywacja ich przywódcy - jest tak słaba, że w pewnym momencie facet stwierdza "wystarczy mi tylko ochłap" i... zdradza własnych ludzi, rezygnując z tego, o co zaciekle walczył. Nie potrafię zrozumieć, co poeta miał na myśli. To jest po prostu durne.
Jeśli Cuaron rzeczywiście zrealizował z takiego materiału dobry film, to gigantyczne brawa dla niego, bo wymagało to wielkiego talentu. Chyba, że zmienił praktycznie całą fabułę, bo wtedy - ze świetnym pomysłem wyjściowym - sukces to żadna sztuka.
Zmienil bo to co opisales nie ma zadnego zwiazku z Ludzkimi Dziecmi Cuarona
No ale w tym wypadku to akurat dobrze, bo film jest rewelacyjny a to co przytoczyles to jakies niewiadomoco
Jeśli Cuaron rzeczywiście zrealizował z takiego materiału dobry film, to gigantyczne brawa dla niego, bo wymagało to wielkiego talentu. Chyba, że zmienił praktycznie całą fabułę, bo wtedy - ze świetnym pomysłem wyjściowym - sukces to żadna sztuka.
Mu FABUŁA wystarczyła.
SPOILERY
Swoją drogą: coś mi po lekturze "Ludzkich dzieci" do głowy przyszło. Otóż, jak wiemy (nie no, ok, Military, ja wiem, że ty masz inne poglądy na ten temat ;), przenoszenie historii z książki na ekran powinno polegać na inteligentnym przetworzeniu materiału na potrzeby innego medium. Takim "przetworzeniem" może być też swoiste uzupełnienie tego, co znamy z oryginału, urozmaicenie tzw. świata przedstawionego etc. Przyszło mi więc do głowy, że Cuarón mógł zachować daty z książki (litości - ten rok 2025 czy 2021 i tak kiedyś nadejdzie!), za to zmienić imiona; zachować historię ustroju i generalnie NIE DOTYKAĆ świata z książki, przenieść go wiernie, nawet niekoniecznie rozwijając jego temat - w książce, dosyć łopatologicznie napisanej z resztą, mieliśmy opisów pod dostatek. Ale gdyby filmowy Theo nie był odpowiednikiem książkowego Theo - a kompletnie NOWĄ postacią? Nie wiem, czy mi się coś nie pomyliło, ale w książce rodzi się chłopczyk, prawda? W filmie jest to dziewczynka. A gdyby te dwie historie toczyły się oddzielnie i równolegle? Ile popisu dla interpretacji...
Jerzy Kosiński - Malowany ptak.
Wojenna makabra oczami dziecka. Jestem autentycznie zszokowany tą książką. Opowiada historię dziecka (w połowie nakładającymi się na historię dzieciństwa Kosińskiego) wyglądającego jak cygan/żyd. Rozpoczyna się druga wojna światowa i nasz szczyl zostaje oddany przez rodziców na wieś. Opiekunka umiera on ucieka. Kolejne rozdziały to opisu pobytów u kolejnych gospodarzy. Polscy chłopi nie są zbyt przychylni 'cygańskiemu podrzutkowi', znęcają się nad nim itd. itp. Niektóre opisy pobić, masakr są tak szokujące że naprawdę, nie polecam powieści ludziom o słabszych nerwach. Opis pobicia 'Głupiej Ludmiły' (nie śmiać się :)), albo najazdu 'tatarów' na wioskę są naładowane taką dawką naturalistycznej przemocy że ja sobie filmu o podobnej sile nie przypominam. Książki też nie. Wszystko to jest opisane oczyma dziecka, które niektórych rzeczy nie rozumie, jego naiwne komentarze (powieść jest pisana w pierwszej osobie) w połączeniu z brutalnością świata dają dziwny misz masz, coś na kształt bardzo czarnego humoru. Kosiński w 1991 popełnił samobójstwo. Jeżeli chociaż jedna druga jego wspomnień była zgodna z książkową historią chłopca to wcale mu się nie dziwię. Polecam, polecam i polecam. Mnie ta 250 stronicowa powieść zeszła w dwie noce.
Rzeczywiście, to powieść wyśmienita, ale na mocne nerwy. Zdecydowania jedna z najlepszych lektur szkolnych.
Lektur? O.O Malowany Ptak to lektura?
nie wiem jak teraz, ale za moich licealnych czasów była omawiana
Wtedy Giertych nie byl ministrem Teraz nawet Gombrowicz jest zagrozony (:
[Skoro tak zachwalacie ta ksiazke to sie skusze]
Jeżeli to Giertych wyrzucił 'Malowanego ...' ze spisu lektur dla licealistów to ja mu się akurat nie dziwię. Ta książka się, no, nie nadaje na lekturę. Sam znam klika osób, które by do końca mogły nie wytrwać.
on raczej nie...
Wczesniej o tej ksiazce nie slyszlam wiec sie zdziwilam, ze byla wsrod lektur. Desjudi, kiedy Ty chodziles do liceum?
Desjudi pewnie uciekał z mamutami przed lodowcem. :) (wiem, stare)
Semi, naprawdę uważaj. Tym naprawdę się można zdołować. Książką tą. Jak nie jesteś pewna, poproś. Rzucę jakiś bardziej 'soczysty' fragment a Ty będziesz mogła sprawdzić swoją wytrzymałość. ;)
O_o
Jezu... az sie zastanawiam
Ale poprosze - sprobowac mozna - podaj jak bedziesz mial czas na PM
Malowanego bym usunął ze spisu lektur, mimo że bardzo lubię tę książkę. Usunąłbym nie ze względu na przemoc - po prostu moim zdaniem są lepsze ksiązki, którym warto poświęcić czas na lekcjach. Takie studium przemocy psychicznej i fizycznej jest bardzo ciekawe, ale czemu ma się omawiać powieść (rzekomo) Kosińskiego, a nie wspomni się słowem choćby o Paragrafie 22?
Semi, sprawdź PM.
liceum skończyłem 10 lat temu, nawet nie wiem kto był wtedy ministrem [AWS?] "Malowany ptak" to rzeczywiście trudna lektura, ale czy za trudna? Nie wiem, pamietam, że w klasie wywołała gorąca dyskusję [ale to była klasa wybitnie humanistyczna z mniej wybitnymi uczniami].
Popieram "Paragraf 22". Książka przegenialna i nietrudna w czytaniu. Kiedyś na zajęciach z ekonomii omawialiśmy dziki talent Milo, który rozkręcił niezły syndykat Inspirujące cholera!
Wątek Milo świetny, ale cholernie naciągany, bo jego sukces opiera się na zwyczajach innych nabywców, którzy nie kupują taniej "bo nie" i już, bo lubią kupować drożej, ale na Malcie. Chciałbym mieć kiedyś mozliwość zekranizowania sceny przesłuchania Havermeyera, to najzabawniejsze strony z jakimi kiedykolwiek spotkałem się w książce.
liceum skończyłem 10 lat temu
no to zajebisty jesteś :) ja ciągle kibluje w trzeciej klasie :)
Dorwałam się ostatnio do świetnej powieści: "gdybym Ci kiedyś powiedziała" autorstwa bardzo utalentowanej acz młodej pisarki Judy Budnitz. Magiczna, piękna opowieśc o kobietach, matkach, córkach, miłości, zabobonnej magii i ameryce w oczach imigrantów. Do ksiązki przekonała mnie recenzja w której porównywano ją do "Sto lat samotności" oraz fragmetn znaleziony na interii:
http://kobieta.interia.pl...ent,882446,4024
Teraz zabieram się do powieści "Wiek żelaza" J.M Coetzee'a. Po świetnej "hańbie" spodziewam się małego arcydzieła. Książka, o ironio, też jest o relacji matka-córka. Dzieje się w RPA. Autor w bardzo wierny sposób oddaje współczesną sytuacje w tym kraju, w dodatku kreśli świetne portrety bohaterów bez zbednych pseudo psychologicznych wynurzeń. Naprawde świetna rzecz, zwłaszcza jak ktoś interesuje się Południową Afryką.
Korzystając ze wskrzeszenia tematu, chciałbym odradzić każdemu powieść "Czwarty K" autorstwa Mario Puzo. Nie wiem jak ten świetny pisarz mógł popełnić taką banalną, tandetną, wydumaną opowiastkę. W skrócie: dzielny prezydent Francis Kennedy (z TYCH Kennedych) walczy z ultrazłym terrorystą który zabił papieża i porwał jego córkę. Znaczy Kennedy'ego, nie papieża.
Przesadzona, głupiutka, naiwna bajeczka.
Malowanego bym usunął ze spisu lektur, mimo że bardzo lubię tę książkę. Usunąłbym nie ze względu na przemoc - po prostu moim zdaniem są lepsze ksiązki, którym warto poświęcić czas na lekcjach.
Żeby popełnić taką książkę jak Malowany Ptak trzeba być po prostu idiotą. Żeby umieszczać ją na liście lektur trzeba być maksymalnym idiotą.
Przecież to taka chała, że głowa boli. Kosiński epatuje tylko brutalnością, seksem i intelektualną pustką, a raczej pustotą. Co chciał przekazać tym swoim nieustającym bazgroleniem o zwięrzęcym kopulowaniu, bo tylko tak można to nazwać? Jak chciał szokować wystarczyło się roznegliżować w Central Parku. Głupia, monotematyczna, wyuzdana i bezużyteczna szmira.
To co byś powiedział po lekturze Houellebecqa, Bukowskiego bądź Jelinek?
Ale Ptak (lol) nie miał być wydumany i mądry. Miał kopać. I to robi.
Korzystając ze wskrzeszenia tematu, chciałbym odradzić każdemu powieść "Czwarty K" autorstwa Mario Puzo.
Miałem okazję zapoznać się z Mroczną Areną i jeszcze jedną jego książką, której tytuł wyleciał mi z głowy. Obydwie były opisywane jako książki autora Ojca chrzestnego, na podstawie której nakręcono bardzo głośny film. I to był ich jedyny plus.
To co byś powiedziała po lekturze Houellebecqa, Bukowskiego bądź Jelinek?
grafomani
Ale Ptak (lol) nie miał być wydumany i mądry. Miał kopać. I to robi.
ale to nie jest prawdziwy kop, który ma tobą potrząsnać, tylko chamska naparzanka bez celu
ale to nie jest prawdziwy kop, który ma tobą potrząsnać, tylko chamska naparzanka bez celu
To nie tak. Ponieważ ta książka jak dla mnie na nowo definiuje kopanie. :) TO nie jest popchnięcie, uderzenie czy też duża ilość bezładnych ciosów. To jest wielki glan, prosto w krocze (czy kto co tam ma).
Skończyłam "wiek żelaza" biore się zatem za tego "malowanego ptaka". Obaczymy co to za cudo jest...
Ale Ptak (lol) nie miał być wydumany i mądry.
Ptak miał być mądry. Owszem, jak najbardziej - miał ukazać okrucieństwo wojny i nietolerancji dla odmienności (może właśnie z naciskiem na to drugie) w brutalnej, szokującej formie. Dlaczego akurat tak, tak drastycznie i naturalistycznie? Bo jest to świat widziany oczyma dziecka, dziecka, które zostaje wyrwane ze swojego bezpiecznego środowiska, traci bliskich, ma pięć czy sześć lat i zostaje nagle, bez żadnego przygotowania "wrzucone" w realia, których nie rozumie - tylko patrzy i doświadcza. Bólu, brutalności, okrucieństwa, ksenofobii - bo jest inne, ma wielkie czarne oczy i czarną, zbyt kędzierzawą czuprynę. Jest malowanym ptakiem, które otoczenie bezlitośnie chce zadziobać za jego inność. My patrzymy jego oczyma, narracja prowadzona jest w pierwszej osobie - widzimy to, co on, dlatego jest tak brutalnie i naturalistycznie, bez żadnych komentarzy, żadnych złagodzeń. Mamy po prostu doświadczyć tego, czego doświadcza to dziecko. Czemu to wszystko służy? W dobitny, "kopiący" sposób pokazuje bezsens nietolerancji, okrucieństwo świata, absurd wojny i wplyw tego wszystkiego na psychikę małego człowieka, który niepostrzeżenie okrutnieje, zamyka się w swoim własnym świecie i taką właśnie rzeczywistość przyjmuje za normę. Widzi tylko "chamską naparzankę bez celu" i "brutalne kopulowanie", bo tego nauczyło go życie, taką lekcję otrzymał od ludzi, taki się stał. Dzięki temu powieść staje się parabolą, szokującym uświadomieniem wpływu wojny i ludzkiego okrucieństwa na czysty, niezapisany umysł. To musiało szokować, nie ma tu miejsca na estetyzm, opisy przyrody, itd. To musiało być wyprane z uczuć, bo taki stał się (był ?) świat i to dziecko i nie można było tego ukazać inaczej jak właśnie naturalistycznie i brutalnie...
Jestem w trakcie czytania " Sklepik z marzeniami " Kinga. Jak narazie idzie mi dość opornie ale przedemną cały wolny wieczór więc zobaczymy , może połknę to książkę jednym tchem tak jak "christine" ;]
Ja wczoraj skonczylem czytac Wieszać Każdy Może autorstwa Andrzeja Pilipiuka.
Ksiazka nie jest moje wyzyną artystyczna ale jest bardzo lekka i strasznie smieszna. Najbardziej spodobal mi sie rozdzial Pola Trzcin, w ktorym stezenie absurdu siegnelo zenitu i jest to wrecz gotowy scenarisuz do zajebistej komedii.
Samo zlaozenie fabularne wywoluje usmiech:
Lenin po smeirci trafia do...egipskich zaswiatow (jako ze jest ateistą, a wszyscy niezrzeszeni, ktorzy zakonserwowali sie w jakis sposob, trafiaja pod wladanie egipskich bóstw). Tak samo Feliks Dierżyński i setki tysiecy Rosjan, ktorzy zmumifikowali sie pod lodami Syberii. Na chwile pojawia sie tez Stalin...
To poczatek bardziej skomplikowanej i absurdalnej historii, gdzie wioskowy egzorcysta amator (a przy okazji hiena cmentarna, pasożyt spoleczny, bimbrownik i alkoholik) razem ze swoim prawnuczkiem Piotrusiem, przyjacielem Semenem (ktory jest tak stary ze pamieta zeslanie...Adama Mickiewicza), wyruszaja w wielka podroz do Egiptu, (po drodze walczac z wampirami z Węgier i Transylwanii, arabskimi przemytnikami i porąbanym szejkiem-seksoholikiem) by zdjac klatwe z grobowca, ktory zostanie niebawem odkryty przez wnuka Semena i grozi owemu wnukowi śmierc.
Ja nie przestawalem sie smiac czytajac ta ksiazke. Goraco polecam jako chwilowy niezobowiazujacy relaks :)
Dzięki za info Hitch.
Owszem, jak najbardziej - miał ukazać okrucieństwo wojny i nietolerancji dla odmienności (może właśnie z naciskiem na to drugie) w brutalnej, szokującej formie.
To podpada pod mądre? Tzn. nie jest to głupie, po prostu szokujące. Kosiński rzuca takimi motywami i scenami że ja się nie zastanawiam 'co autor chciał ... ?' tylko chłonę i jestem zszokowany. Ale ja jestem subiektywny. ;o
Pod mądre podpada założenie, zamysł i wykonanie - to wszystko jest przemyślaną konstrukcją-parabolą, nie chodzi przecież o szok dla samego szoku i brutalność dla samej brutalności - takie a nie inne środki mają w wyrazisty sposób ukazać prawdziwość pewnej - banalnej, bo wyeksploatowanej - tezy. Wojna jest zła. Nietolerancja jest zła. Wiemy, ale nie odczuwamy. Po lekturze Malowanego ptaka jesteśmy zszokowani, wstrząśnięci - w pewnym (mniejszym lub większym stopniu) zaczynamy czuć.
A w dodatku tezę tę Kosiński pokazuje - właśnie - nie moralizatorsko, nie dydaktycznie, tylko empirycznie - na przykładzie dziecka, które pod wpływem okrucieństwa/wojny/nietolerancji zmienia się w istotę okaleczoną emocjonalnie, która ten wynaturzony, koszmarnie groteskowy świat przyjmuje za normę. A my, czytelnicy, siedzimy w jego umyśle i patrzymy jego oczyma - widzimy świat niezrozumiały, przerażający, potworny. Dziecko nie rozumie polityki, nie rozumie wojny, nie pojmuje antysemityzmu, to wszystko nie mieści się w jego postrzeganiu świata. Nie widzi przyczyn, tylko skutki, nagie, wyabstrahowane. To jest mądre, oryginalne i nowatorskie - nikt wcześniej tak - akurat tak - tych rzeczy nie pokazał...
I nie trzeba się zastanawiać "co autor chciał...", bo przecież widać. Też zobaczyłeś.
żonglowanie seksem i bryzgającą krwią nie jest świadectwem talentu tylko pójściem na łatwiznę
Pójściem na łatwiznę jest stawianie papierowych bohaterów w oklepanych sytuacjach celem wyciśnięcia łez z widza\czytelnika. Kosiński przynajmniej nie korzysta z tanich chwytów. Jest odważny. A poza tym...
Poza tym Malowany ptak to taki przekrój przez ludzkie okrucieństwo, przez to do czego zdolny jest posunąć się człowiek. Takie rzeczy się naprawdę działy i zapewne wciąż mają miejsce - oczywiście nie w takim natężeniu w stosunku do jednej osoby. Nie należy tej książki brać dosłownie. To przewodnik po ciemnej stronie duszy ludzkości, a nie pojedynczego człowieka.
Nie chce mi się pisać. Zgadzam się z Militarym i poniekąd z Cziczo.
Pójściem na łatwiznę jest stawianie papierowych bohaterów w oklepanych sytuacjach celem wyciśnięcia łez z widza\czytelnika.
to jest tylko kolejna opcja, a nie jedyny, prawidłowy przepis
Kosiński przynajmniej nie korzysta z tanich chwytów.
cała jego książka, to jeden tani chwyt
sorry, Military, ale najwidoczniej przeczytałeś za mało dobrych książek
Niemożebnie mnie wkurzają takie wypowiedzi. A może ty za mało przeczytałaś? Po czym wnosisz, że jednak ja? Bo podoba mi się Malowany ptak? To cię chyba teraz własne poczucie sprawiedliwości wobec dobrych pozycji (literackich) wgniecie w ziemię, bo podoba mi się także - uwaga - Pilipiuk Andrzej, a raczej jego opowiadania, które przecież są prostackie, napisane z błędami i zwyczajnie głupie.
Jeszcze o Malowanym ptaku:
jak bardzo słusznie napisał military, tej książki nie należy brać dosłownie, to jest powieść parabola, czyli poprzez rzeczy mniejsze (jednostkowy los) ukazuje rzeczy większe (czyli właśnie ludzkie okrucieństwo, nawet nie chodzi już o tę wojnę, tylko o wymiar bardzo ogólny, jak na parabolę przystało - uniwersalny właśnie). Ten seks, brutalność itd. byłby tanim chwytem, gdyby chodziło tylko i wyłacznie o to, o jakieś epatowanie, szok dla samego szoku i gdyby nic się pod tym nie kryło. Tu kryje się bardzo wiele i na bardzo rozległej płaszczyźnie, poczynając od psychologii (dziecko jako istota bezbrona, psychika dziecka, psychologia stada, itd.), poprzez kwestie społeczne (antysemityzm) na filozoficznych kończąc (zło i okrucieństwo jako nieodłączny składnik ludzkiej natury). Czegoś nie rozumiem, Sana - dlaczego po prostu nie stwierdzisz, że Malowany ptak Ci się nie podoba (masz prawo), tylko autorytarnie twierdzisz, że jest do niczego i nic sobą nie reprezentuje?
Czegoś nie rozumiem, Sana - dlaczego po prostu nie stwierdzisz, że Malowany ptak Ci się nie podoba (masz prawo), tylko autorytarnie twierdzisz, że jest do niczego i nic sobą nie reprezentuje?
przecież muszę uzasadnić dlaczego ta książka mi się nie podoba, prawda?
Nie o to chodzi. Uzasadnianie jest ok. Nie-ok jest autorytarne twierdzenie, iż Malowany jest zły i nie można mieć innego zdania, bo to świadczy źle o wypowiadającym je (że np. za mało książek przeczytał). To kto czytał w końcu mniej? Ja czy ty?
nie napisałam, że przeczytałeś za mało książek, tylko że moim zdaniem przeczytałeś za mało dobrych [:
możecie mi powiedzieć, co takiego robią w malowanym ptaku, że sie tak wiara podnieca? dziewiętnastu spoconych drabów posuwa małą dziewczynkę przez 50 stron czy co?
Mental, blisko.
MP jest esencją masakrowania emocji czytelnika za pomocą skrajnych obrazów. Spodoba ci się.
Przykład bez cytatu, który to cytat wysłałem kiedyś Semi PM, jak się jej będzie chciało to zarzuci całością:
Wpadają źli panowie na koniach, biją, palą, gwałcą. I nagle pojawia się chłop - koks i jednemu panu głowę rozbija czymśtam, bo ten pan chciał mu zgwałcić córkę. Panowie ucinają Chłopu sisorka i wkładają go do ust żony. No comments.
nie napisałam, że przeczytałeś za mało książek, tylko że moim zdaniem przeczytałeś za mało dobrych [:
Hm, a skąd wiesz ile książek czytałem i jakie? A ja twierdzę, że przeczytałem więcej dobrych niż ty. Bo tak. Bo tobie nie podoba się MP, nie potrafisz go docenić. Ale to głupie. Dobra, kończmy, po prostu podsumuję się w paru słowach: ludzie, nie wydawajcie autorytarnych sądów o kimś po przeczytaniu postu, że temu komuś się jedna czy dwie książki podobają lub nie. Bo to głupie.
cytat wysłałem kiedyś Semi PM, jak się jej będzie chciało to zarzuci całością
As you wish (:
'W progu jednej z chałup kilku półnagich żołnierzy walczyło z potężnie zbudowanym chłopem. Stał w drzwiach, z wściekłą furią wywijając siekierą. Kiedy go wreszcie obezwładnili, wyciągnęli z chaty za włosy zdrętwiałą ze strachu kobietę. Trzech żołnierzy usiadło na mężu, a reszta wyżywała się na jego żonie.
Po chwili wywlekli dwie nieletnie córki wieśniaka. (...) Żołnierz padł na ziemię, z czaszką zmiażdżoną jak jaskółcze jajo. Krew i białe grudy mózgu, podobne do miąższu rozbitego orzecha wyciekły mu na włosy. Rozwścieczeni żołnierze otoczyli wieśniaka, ponownie obezwładnili i zaczęli gwałcić. Później wykastrowali go na oczach żony i córek. Oszalała kobieta rzuciła się na pomoc mężowi drapiąc i gryząc oprawców. Wyjąc z radości, Kałmucy pochwycili ją, siłą otworzyli jej usta i wepchnęli do gardła krwawe ochłapy mięsa.'
dziękuję, nie skorzystam:)
To jedna z mocniejszych i bardziej obrzydliwych scen. Zresztą fragment najazdu Kałmuków na wioskę jest najgorszy w całej opowieści. Jakbyś miał czas i wolę, to przeczytaj - książka nie jest zła, a czyta się też szybko
dzisiaj Nobla nie dostał ani Amos Oz, ani Llosa, ani Kundera, ani Fuentes... Tylko Doris Lessing.
czytał ktoś to, co owa Angielka napisała?
kurde, nikt nie czytał!
czy jest sens nagradzania najważniejszą nagrodą literacką osób, które, mniej niż inne, zasługuję na tę nagrodę? Pamuk - rozumiem. rok temu kupiłem tydzień przed Noblem "Śnieg" [r-eee-welacja], pisarz znany, choć niezbyt popularny. ale Lessing? wtf?
Teraz poczytuję przed snem "Morderstwa między nożem a widelcem" pod redakcją Andrei C Busch - opowiadanka kryminalne takie sobie, ale przepisy świetne
przepisy na mord?
przepisy na mord?
Mniej więcej, historie, w których ktoś ginie, często zjadając truciznę w przygotowanym daniu, a po tym apetycznym wstępie przepis na to danie Może jakiś wykorzystam, kto wpada na obiad?
jeśli tylko będą pieczone ziemniaki - bedę pierwsyzm gościem
Mogą być Z różnymi przyprawami i sosami do polewania plus jakiś krwiożerczy przepis z książki
imbir! musi być imbir!
imbir! musi być imbir!
Imbir to jest gdzie się tylko da, więc na pewno
i czosnek!
czosnek + imbir = żydowski afrodyzjak. a jako żem żyd i nie boję się imbiru i czosnku - to jak afrodyzjak
i czosnek!
czosnek + imbir = żydowski afrodyzjak. a jako żem żyd i nie boję się imbiru i czosnku - to jak afrodyzjak
A ja nie żydówka, ale czosnek i imbir lubię i dodaję w dużych ilościach
Przez Was zrobilem sie glodny.
a curry?
romek znaczy sie lubi imbir i czosnek?:)
Przez Was zrobilem sie glodny.
Polecam oglądanie Kuchnia TV - uodparnia
a curry?
nabijam se posty
A spójrz sobie wyżej
Curry i sosu sojowego dodałam ostatnio do sosu do spaghetti i wyszło dobre
Curry jest dobre do wszyćkiego A imbir ponoć jest świetnym afrodyzjakiem. Osobiście uwielbiam piwo z sokiem imbirowym ewentualnie sokiem korzennym .
powtarzam "zbrodnie i kare" do klasowki. az galy mnie bola, bo znowu jawi mi sie owe tomidlo jako 500-stronicowy potwor; od pierwszego rodzialu probuje ze mnie dostojewski wykrzesac wspolczucie dla pyszalkowatego lenia i faszysty, uwiklanego w jakas sentymentalnie bzdurna intryge z siekierka i krzyzem panskim. towarzyszy mu godnie tlum postaci jak z kartonu, a tzw. psychologiczne tlo zostaje wylozone od a do zet przez niejakiego porfirego. polonistka grzmi, ze to wiarygodne i przejmujace dzielo. a mnie ono nie przejmuje, chociaz to juz chyba moja prywatna sprawa. jak widac, nie jestem inteligentna.
W pociągu przeczytałam "Dobry omen" - tak w ramach wspominek i uprzyjemniania sobie podróży
Kuszą mnie te książki: Sędzia Di, ale czas oszczędzać
własnie, tez mam na nie wielką ochotę. o Sędzim Di w samych superlatywach wszyscy się wypowiadają. dobry kryminał zawsze w cenie! a czytał ktoś coś Mankella, Henninga czy Marininę? Wszystko kryminały, jedno wydawnictwo i podobno zacna literatura.
własnie, tez mam na nie wielką ochotę. o Sędzim Di w samych superlatywach wszyscy się wypowiadają. dobry kryminał zawsze w cenie! a czytał ktoś coś Mankella, Henninga czy Marininę? Wszystko kryminały, jedno wydawnictwo i podobno zacna literatura.
Mam jedną książkę o Sędzim Di i fajne toto, Merlin od czasu do czasu ma jakieś mega promocje tych książek
Mankella czytałam i lubię, z Henningiem jakoś się nie zetknęłam, a Marininę bardzo lubię - zacna literatura.
http://www.alagaesia.com/kvetha/
TAK!!! BĘDĄ 4 TOMY "DZIEDZICTWA"!!! ("ERAGONA" ZNACZY)
JUPI!!!
klikajcie szybciutko, jezeli chcecie ujrzec mego ulubionego pisarza przy stanowisku pracy:). bubek sie nic nie zmienil. kocham was, siostry i bracia, bracia i siostry...
Tak, pamiętam Twoją największą miłość
daniel radcliffe czy christopher paolini? :)
Christopher
A ja czytam obecnie kodeks spółek handlowych i ustawe o KRS, a w ramach rozrywki "Le crime de l'Orient Express" (w celach rozwoju językowego)
no wlasnie sie zastanawiam, ktorego nie znosze bardziej...
hm, christopher dziala w branzy pisanej, wiec chyba jednak alergie mam wieksza na radcliffe'a. christopher bardziej smieszy, dan-o obrzydza.
Na fali wspomnień z dzieciństwa - tak, zaliczam się do tych dziewczynek, które czytały z zapałem książki Karola Maya, Szklarskich czy Dumas - czytam "Trzech Muszkieterów" i "W 20 lat później" i co? I mi się podoba, fajnym językiem toto napisane, postaci nakreślone ostro, różnorodne i pewnie przeczytam jeszcze nie raz.
Karola Maya, Szklarskich czy Dumas
Tajemnicza Wyprawa Tomka była dla mnie kiedyś szczytem mroku i niepokojącego klimatu, w samej dupie świata Tomek ze swoim starym i znajomymi ratuje sam nie pamiętam kogo. Jak teraz wspominam to myślę że powieść ta aż się prosi o przyzwoitą ekranizację.
A tak w ogóle to wszystkie Tomki kozackie były.
Eorath, a gdzie "Wicehrabia de Bragelonne"?
Tomki to ikona mojego dzieciństwa, czytałem je niezliczoną ilość razy. Wyjątkiem jest ostatni tom ("Tomek w grobowcach faraonów"), gdyż wydany był dużo później i trafił na czas, gdy interesowałem się innymi rzeczami, no a potem już go nie przeczytałem, zwłaszcza, że to Szklarski już tylko w części - nie dokończył tego tomu sam - zmarł wcześniej, a poskładał i dokończył to za niego jego przyjaciel - ksiądz Adam Zelga. Tajemnicą poliszynela jest to, że Zelga właściwie napisał ten tom sam, na podstawie opowieści i dyskusji ze Szklarskim.
Zawsze mnie jeszcze wkurzała późniejsza zmiana tytułu drugiego tomu. Nie wiem czemu i po co.
Czytałem jeszcze trylogię "Złoto Gór Czarnych" Szklarskich (przy okazji fascynacji Karolem Mayem), oraz "Sobowtóra Profesora Rawy" - jak byłem szczylem, to wydawało mi się to świetne, potem już mi nie wpadło w łapki.
Tomki to ikona mojego dzieciństwa
I dzieciństwa mojego ojca, który mi te fajowe powieści potem czytał, jak mały byłem. :)
A czy ktoś zna to:
Maxymalnie poryta, dziwna, niezwykła i fascynująca historia. Naprawdę, czytałem cały wieki temu, nie potrafię dokładnie powiedzieć o czym była ale klimat żyje we mnie do dziś. Najbardziej jednak rozbrajają ilustracje, rzeczy wszelakie (np. wielka maszyna, wyjście z tunelu, jakiś zamek w środku dżungli) w kształcie liter. Niezwykle oddziaływująca na wyobraźnie powieść, dajcie dzieciom do czytania jak chcecie trochę spokoju. :)
Eorath, a gdzie "Wicehrabia de Bragelonne"?
Odkryłam jakieś 10 lat po poprzednich i nie robi na mnie takiego wrażenia
Ostatniego tomu "Tomka" nie wspominam z sympatią, aczkolwiek posiadam i może jeszcze wrócę, ja sobie szczególnie ukochałam "Tomka na wojennej ścieżce", "Tomka w Gran Chaco" i "Tomka u źródeł Amazonki"
Eorath, Ty znowu przeszukujesz fora!
To straszne
Po prostu masakra. Myślisz że to zabawne? Natychmiast przestań! :)
http://esensja.pl/ksiazka...st.html?id=4654
Ten fragment to największy syf jaki ostatnio czytałem, i tego są trzy tomy... Chyba wystarczy napisać cokolwiek, żeby to wydawnictwo puściło to na rynek.
Question - czy 'mechaniczną pomarańczę' lepiej miec w oryginale czy w tłumaczeniu? Nie jestem jakimś kozakiem, ale niektóre książki lepiej czytac tak jak je autor napisał, a nie przetłumaczone. A może znacie jakieś dobre polskie wydanie? Nie chce sobie książki skopac
Wracałam dzisiaj z Białegostoku, gdzie - przy okazji wizyty - pożyczyłam książki Ibero, przeczytałam w pociągu:
Rosario Tijeras Jorge Franco - film był, akcja dzieje się w Kolumbii w latach osiemdziesiątych, wojny gangów, narkotyki i historia Rosario - pięknej płatnej morderczyni i jej przyjaciół....
Esperanza i jej święci Marii Amparo Escandon - młoda wdowa straciła córkę i wtedy ukazuje jej się święty informując ją, że córka żyje i ma ją odnaleźć, Esperanza więc wyrusza w podróż po Meksyku i dociera do Stanów Zjednoczonych, głęboko wierząca kobieta trafia do burdeli, spotyka różnych ludzi i szuka córki, świętych i aniołów. Bardzo dobrze się to czyta.Zaczęłam też Utajoną harmonię Mariny Mayoral i zobaczymy, jakie toto będzie
Question - czy 'mechaniczną pomarańczę' lepiej miec w oryginale czy w tłumaczeniu? Nie jestem jakimś kozakiem, ale niektóre książki lepiej czytac tak jak je autor napisał, a nie przetłumaczone. A może znacie jakieś dobre polskie wydanie? Nie chce sobie książki skopac
warto chyba na wszystkie sposoby; pytanie, czy dasz sobie rade w oryginale, bo nie jest to jezyk gladki... a co do tlumaczenia, no to stiller dal nam dwie wersje - R, z rusycyzmami (siedzielismy w barze krowa, zastanawiajac sie co zrobic z tak pieknie rozpoczetym, a wieczor byl mrok ziab zima sukin kot choc suchy), lub A, z anglikanizmami (siedzielismy w mleczarni cow bar zastanawiajac sie, co zrobic z tak pieknie rozpoczetym, a iwning byl na dziob i mrok ziab synowe bycz zima choc suchy); to drugie chyba bardziej aktualne, ale pierwsza wersja bardziej znana i kojarzona - warto znac obie...
język w Mechanicznej w ogóle jest połączeniem języka angielskiego z rosyjskimi wtrętami i ma nawet nazwę - Nadsat
http://en.wikipedia.org/wiki/Nadsat także myślę, że warto zaopatrzyć się w obie wersje
Z ciekawości zaczęłam "Złoty kompas"
Ja bym poszedł do kina, ale co? Dubbing :/
http://www.empik.com/produkt?productId=prod190054
i jak tu żyć (i grzeszyć) w spokoju, ja się pytam
Stephen King - Komórka
A teraz wam opowiem, czemu się bardzo zdenerwowałem, przeczytawszy właśnie tę ciekawą książkę. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Zaczęło się ciekawie, tzn. jak kalka Resident Evil 2, widać Stefan grał. Co może być ciekawego w kalce? Ano - lubię zombi, a przez pierwsze sto stron mamy wzięty z gatunku schemat leżący na kolejnym schemacie. Powiedzmy, że to solidna rzemieślnicza robota - King odrobił pracę domową, oprócz grania w RE2 obejrzał jeszcze filmy Romero i przeczytał własny Bastion (w którego kalkę - choć nie stuprocentową - Cell się w pewnym momencie przekształca). Dodajmy jeszcze Mathesona z I am legend i mamy obraz całości - początek RE2 i Romera, przedzierzgnięcie w Bastion i I am legend. Zresztą książka jest zadedykowana Romerowi i Mathesonowi właśnie. Wiadomo było, czego oczekiwać.
No i oczekiwania zostają spełnione, przynajmniej na początku. King bowiem w pewnym momencie do standardowej opowiastki o żywych trupach dodaje coś od siebie. A mianowicie - element, który sprawia że powieść staje się nieprzewidywalna (taa, dopóki nie zerknie się jeszcze raz na dedykację). I ledwo, ale to ledwo Stefanowi udaje się wybrnać z sytuacji, gdy jego "innowacje" prowadzą do przekształcenia książki w niezamierzoną parodię samej siebie. Potem jest nieco lepiej - jak zwykle King kreuje świetnego bohatera negatywnego, który w swej przeciętności jest uosobieniem całego zła. Ale na końcu czytelnika czeka wkurw, rozczarowanie, wkurw, wkurw i wkurw. Więc teraz uwaga, bo będą
!!!SPOJLERY!!!
Otóż osią fabuły całej dość grubej książki są starania głównego bohatera, które podejmuje w celu uratowania syna. To wręcz odyseja prowadząca do ostatecznego rozwiązania - uratuje czy nie uratuje. Przez pięćset stron czytam więc o drodze do zakończenia, aby nagle... stwierdzić że zakończenia nie ma. Jest jedno, gigantyczne niedopowiedzenie.
Nie zrozumcie mnie źle - niedopowiedzenia są fajne, ale trzeba je umiejętnie stosować. Gdyby akcja zawisła w momencie, gdy bohaterowie się rozdzielają, a większa grupa idzie w nieznane, szukać schronienia, byłoby fajnie. Nie wiadomo, co ich czeka, wiadomo tylko że nowe, ciężkie życie. Dobre zakończenie dobrej lektury. Ale, kurewcia, żeby cały czas głównym wątkiem było ratowanie syna, a zawieszenie akcji nastąpiło w krytycznym momencie? No to po ch... cała ta opowieść, skoro i tak nie wiadomo co się stało? To też byłby dobry moment na zakończenie historii Claya, ale tylko wtedy, gdy nie byłby on głównym bohaterem. Gdyby King snuł opowieść z punktu widzenia, powiedzmy, Toma albo Jordana, wtedy pozostawienie pytania "czy Clay w końcu odzyskał syna? czy pomysł Jordana, o którym była mowa przez pół książki, wypalił?" miałoby sens, bo nie byłoby kluczowe. Obecnie sprawy mają się tak jak w kryminale, w którym przy samym końcu urywa się taśma i widz nie wie, kto zabił, nie ma też pojęcia czy główny bohater zginął, czy odnaleziono statutetkę, po co ją skradziono - no po prostu nie wiadomo nic. Ostatnia próba Claya - przywrócenie synowi normalności - zaważyłaby na losach świata. Jeśli byłoby powiedziane, czy mu się udało, wtedy można sobie dopowiadać - czy udałoby mu się uratować resztę ludzi, czy znalazłby starych przyjaciół. Ale teraz, kur...de, nie wiadomo nic. Debilizm. Weźcie Noc żywych trupów i utnijcie ją w momencie, gdy facet z wycelowaną strzelbą zbliża się do domu, w którym kryje się Ben. Bezsens i już.
Ufff, wkurzyłem się nieźle. Mimo wszystko czytało się fajnie, choć to już nie ten sam King co dawniej. Książka napisana na odwal się. Językowo mocno przeciętna, mało urozmaicona, bez ciekawszego pomysłu i kingowej werwy. 7/10
zauważyliście, że King obrał tendencję spadkową, od kiedy przestał ćpać i pić? :)
w kwestii komórki mam podobne odczucia co military. ale tego, że powieść jest średnio napisana nie poprę. jeśli chodzi o tego pisarza, to jeden z tych, którzy mają świetny język, płynny i zgrabny, wiedzą, jak posłużyć się piórem. prawda - raz pisze lepiej, raz gorzej ("bastion" i "to" to, moim skromnym zdaniem, szczyt jego możliwości językowych), ale w przypadku "komórki" nie zauważyłem, żeby język był przeciętny. kwestia subiektywna :)
"Regulatorzy" byli fajni, choć specyficzni, a wtedy King już nie ćpał chyba.
nie twierdzę, że po tym, jak skończył z nałogami nie pisze dobrze. przecież "komórka" to jedna z jego najnowszych książek. chodzi o to, że, jak to military ujął "to już nie ten King, co kiedyś". :) i oczywiście to, że to przez rzucenie picia i ćpania, to mówiłem pół żartem, ale kurde, niech mnie ktoś jebnie, jeśli czegoś w tym nie ma :)
Zgadzam się z tym. Ja też preferuję Kinga z czasów "Nocnej Zmiany", "Martwej Strefy" czy "Misery". On sam kiedyś mówił, że smutne i wspniałe jest dla niego rzucenie narkotyków i picia. Smutne, bo bez tego już nie potrafi pisać jak kiedyś.
EDIT : A ja będę miał "Człowieka z wysokiego zamku" ! Tylko "Rozbitka" Palahniuka muszę skończyć.
kumpel wlasnie zakonczyl czytac Pachnidlo i wyslal mi maila z przemyśleniami. ostrzegam: język jest rynsztokowy, niemerytoryczny, krańcowo wulgarny i obrażający ludzi. :)
Twój kolega ma racje. Absolutną. Podziwiam go, że dokończył czytać, bo ja poddałam się mniej więcej w połowie... 'Pachnidło' to strata czasu.
a zatem nie czytam, książka idzie do pieca, nazistowskie pozdrowienie, nara :)
Mnie ta opinia pachnie (nomen omen) onetem. :)
Skad te "podnastolatkowe" interpretacje? Nie wiem.
Powiesc przeczytac warto.
nie warto czytać, bo to jeden wielki absurd
w dodatku napisany porażająco nudnym językiem.
Gdyby ktoś chciał uzupełnić kolekcję książek Pratchetta, to może to zrobić w Merlinie, wystarczy klik.
Harry Potter i Insygnia Śmierci - dobre zakończenie serii, wszystkie wątki zamknięte, finał satysfakcjonujący. Szkoda, że film wyjdzie co najwyżej średni, bo książka ma potencjał na świetny film rozrywkowy.
Zniknął bo zreflektowałem się że ma sens, aczkolwiek na pirwszy rzut oka to taka pokraka mała
James Jones - Stad do wiecznosci - "druga wojna swiatowa widziana oczami wariata" to moj ulubiony gatunek powiesciowy. Paragraf 22, Rzeznia nr 5, Ptasiek - to niektore ze swietnych tytulow, jakie go reprezentuja. Stad do wiecznosci w zasadzie mogloby do nich dolaczyc, gdyby nie to, ze dzielu Jonesa wiele brakuje do wysokiego poziomu prezentowanego przez reszte.
Ksiazka jest bardzo nierowna. Co w niej swietne, to opis wojskowej rutyny. Codziennego zycia, obowiazkow, uchylania sie od nich, sposoow spedzania wolnego czasu - to rzecz absolutnie wiarygodna, swietnie napisana, wciagajaca. Autor nakreslil takze kilka fascynujacych postaci, ale... Zaskakuje, jak lekko Jones zmienia charakterystyke swoich bohaterow. W jednym rozdziale szeregowiec jest prostackim miechem armatnim, chodzacym na kurwy i rzygajacym na innych, a w kolejnym ten sam czlowiek formuluje teorie filozoficzne, ktorych nie powstydzilby sie Sokrates. Z kolei ludzie od poczatku madrzy czesto podejmuja decyzje tak absurdalne i nieuzasadnione, ze zupelnie niewiarygodne. Bywa tez, ze postaci znajduja sie w miejscu czy w sytuacji, ktora zupelnie do nich nie pasuje. Na ten przyklad: w najgorszym miejscu obozu karnego siedza najwspanialsi ludzie na swiecie, pelni glebokiej madrosci, wrazliwi artysci. No po prostu nikt nie zasluzyl, zeby tam byc, bo ci najgorsi tym obozem zarzadzaja. Ja rozumiem przerysowania, ale przeciez do tej pory powiesc starala sie byc realistyczna...
Jones nie za bardzo potrafi tez pisac dialogi. Albo sa to wymiany zlotych mysli, dlugie dywagacje na temat istoty bytu i podobnych, jakze wojskowych spraw, albo sa to krotkie wymiany banalow. Kuleja zwlaszcza milosne wyznania - nikt na swiecie nie mowie w sposob, w jaki mowia bohaterowie Stad do wiecznosci. Oni nawet najprostsza kwestie potrafia naszpikowac wewnetrznymi znaczeniami i subtelnosciami, tak ze gdy ktos mowi "zjadlbym jajko", to tak naprawde ma na mysli, ze konsumuje zycie osoby z ktora rozmawia, bedac jednoczesnie jej skorupa, ktora ja chroni, ale jest zarazem bardzo wrazliwa. Oczywiscie tego typu wymiany zdan sa calkowicie, jakoby, spontaniczne.
Denerwuje takze, ze wiele postaci o waznej roli do odegrania, to wlasciwie tylko pojemniki dla Tresci Filozoficznych, ktore maja sie zetrzec podczas dialogu. Maja jakiestam tlo, ale ono nie ma znaczenia, bo nawet jesli mamy do czynienia z kurwiarzem i pijakiem, to w odpowiedniej chwili zmieni sie on w mistrza dialektyki obeznanego w dzielach Nietzchego, Schopenhauera i Freuda. A po odbytej dyskusji znow pojdzie sklepac twarz koledze za to, ze nadepnal mu na buty.
Powiesc jednak wciaga - i to niesamowicie. Atmosfera jednostki wojskowej w przededniu inwazji Japonczykow jest wrecz uzalezniajaca. I gdyby nie nieadekwatne do sytuacji zachowanie bohaterow, ich nagle przemiany, no i gdyby nie banalna i przewidywalna koncowka, uznalbym Stad do wiecznosci za arcydzielo. A tak - to tylko niezla ksiazka. W skali 1-10 dalbym jakies 7.
jako ze powyzsze wywody sa niezbyt merytoryczne, mam pytanie: warto czytac czy lepiej nie czytac?
Pewnie, że warto, niektóre zarzuty znajomego są zupełnie z dupy, świadcząc o niezrozumieniu fundamentalnych spraw w tej powieści, a czyta się ja dobrze, nawet znając już całą historię z filmu(który jest dosyć wierną ekranizacją), czarny humor i ciekawe pomysły skutecznie zachęcają do lektury. No ale jak widać opinie są różne(aż się zdziwiłem, przed powstaniem filmu spotykałem się z samymi pochwałami w odniesieniu do tej książki) więc w sumie czytasz na własne ryzyko
Jesli chodzi o Pachnidlo - ksiazka lepsza od filmu, ale film tylko sredniacki, wiec to zadna sztuka. Pamietam, ze w ksiazce bardzo podobal mi sie motyw nieobecny w filmie - a mianowicie kariera jakiegos goscia, ktory zaopiekowal sie Grenouille'em tuz po tym, jak ten wypelzl z jaskini. Smieszne to, ale czy ja wiem czy warto nudzic sie przez 200 stron dla fajnych 15...?
Pachnidło to w sumie czytadło. Nadaje sie do pociągu, czy gdzie tam, ale na pewno nie jako mega inspirujące dzieło służące wytężaniu mózgownicy. A zarzuty o 'młodzieżowość' są imo. zupełnie z dupy.
Pewnie, że nie jest to arcydzieło literatury, co nie oznacza, że to szmelc czy też debilna opowiastka. Przyjemna lektura, idealna gdy mamy ochotę na coś lekkiego, napisanego w przystępny sposób ale nie rażącego przy tym topornością czy też nielogicznością.
Przepraszam wszystkich, ale muszę się wreszcie przyznać : nigdy nie doczytałem do końca, ani jednej części "Władcy Pierścieni". Pierwszą część próbowałem zmęczyć 3 razy.. bez skutku. Drugą 2 razy, a trzecią odpuściłem sobie po pierwszym razie. Tolkien to dla mnie Żeromski fantasy, który zamiast pchać akcję do przodu rozwadza się nad pięknem okolicznych dębów i opisuje sytuacje kompletnie nic nie wnoszące do fabuły. Uff..
Probowałeś czytać trójkę, bez znajomości poprzednich części? ;)
A Tolkien jest mistrzem pchania akcji do przodu. Inna sprawa że nad światem, jego mitologią itd. spędził szmat czasu. Żeby to było widać, takie 'rozwodzenie się' jest potrzebne.
Przepraszam wszystkich, ale muszę się wreszcie przyznać : nigdy nie doczytałem do końca, ani jednej części "Władcy Pierścieni".
ja też nie lubię twórczości Tolkiena. pisarz rzeczywiście utalentowany, ale jego świat wykreowany zupełnie do mnie nie trafia.
to moze ja zareklamuje kryminały Krajewskiego:
Festung Breslau
Koniec świata w Breslau
Widma w mieście w Breslau
no i arcydzieło:
Dżuma w Breslau
ostatnia pozycja rozwala mega hardkorowym klimatem i podskórną ironią, która działa na czytelnika niczym korzenna przyprawa. główny bohater - cuchnący jak destylator detektyw Mock - prowadzi śledztwo (wbrew woli przełożonego) w sprawie zamordowania dwóch prostytutek. kobiety zostały uduszone i pozbawione zębów. intryga jest fenomenalna - w miarę rozwoju akcji wpadamy na trop podziemnej organizacji, "oczyszczającej" miasto z ludzkiego syfu. członkowie bractwa noszą długie prochowce, na głowach mają skórzane kapelusze na modłę Dust Devila albo Kingowskiego Rolanda, a na twarzach maski przeciwgazowe zaopatrzone w zakrzywione ptasie dzioby.
oto próbka stylu Krajewskiego. podobnie jak u Kinga, tak i u niego mamy do czynienia z silnie spersonalizowaną narracją trzecioosobową:
Mock podszedł do zwłok. Nachylił się nad nimi i wzdrygnął z obrzydzeniem. Nie lubił owłosionych pach i nóg. I wtedy ogarnął go wstręt do samego siebie. Patrzysz na nie jak ich klient, głupi skurwysynu. Dwie kobiety zostały uduszone, może zostawiły jakieś dzieci, a ty zastanawiasz się nad depilacją ich pach? Ty pierdolony zwyrodnialcu, burdele cię zniszczyły, wymuszona miłość cię zdegenerowała, krętki blade są w twoim mózgu. Czy jest jakiś arsen lub bizmut na mózgowy syfilis? Zamknął oczy, aby powstrzymać piekące łzy.
a teraz dialog. morderca zostawia na miejscu zbrodni liścik adresowany do Mocka. chce, aby detektyw przyznał się do winy (Mock nie ma pojęcia, o co chodzi). w dochodzeniówce trwa narada:
Komisarz (do Mocka): Mord musi być spektakularny, bo tylko w ten sposób morderca zwróci ludziom uwagę na pańską rzekomą winę. A co może być bardziej spektakularnego niż wykucie oczu pedałom w skórzanych gaciach?
Mock (na kacu): Wie pan co? Mam straszne przeczucie... Ponieważ nie wiem, do czego mam się przyznać, będę milczał.... Niczego nie powiem... A on...
Lasarius (lekarz-patolog): A wtedy w nim będzie narastała frustracja. Będzie czekał i czekał na pańskie przyznanie się do winy. Aż... (szuka odpowiedniego słowa)
Smolorz (partner Mocka): Aż się ostro wkurwi.
Mock do zgromadzonych w celi alfonsów: Posłuchajcie mnie uważnie, skurwysyny, bo jest za duży upał, aby dwa razy cokolwiek powtarzać. Mam tutaj zdjęcia zamordowanych prostytutek. Macie je zidentyfikować. (zapala papierosa i dmucha dymem w głąb celi). Jestem pewien, że nikt z was ich nie rozpozna. Umywacie ręce, wiem. Trudno, mówicie sobie, zdechł jeszcze jeden wół roboczy. Zmuszę inną kurwę do pracy. Tak sobie myślicie. Może moją dziwkę zabił jakiś ostry urka. Po co mu się narażać? Jakaś kurwa śmiała się z jego ptaszka, to ją zaciukał. Sama sobie winna! Tak myślicie, skurwysyny? Jesteście twardzi, kiedy trzeba przyłożyć dziewczynie pięścią w twarz, bo zachciało jej się pić i kupiła sobie lemoniadę za grosze, zamiast wam je oddać (przeciąga grzebieniem po włosach, wypluwa niedopałek na posadzkę celi i unosi w górę ręce z fotografiami) Nie rozpoznacie tych dziewczyn. Wiem o tym.
inna perełka: Panie komisarzu, z całym szacunkiem, ale pierdole Kleinfelda i jego teorie. Na tym świecie zabijało się w imię Boga i cesarza. Morduje się ludzi, mając na ustach imię władcy. W ciągu ostatnich trzech dni w tym mieście mordowano w moje imię. Nazwisko Eberhard Mock stało się znakiem firmowym skurwiela. Zamordował czterech pedałów i być może osierocił małe dziecko, które płakało wczoraj w moich ramionach. Proszę wybaczyć, ale nie chce dziś spisywać alfonsów i sprawdzać dziwkom książeczek zdrowia. Będę tu siedział z wami i myślał nad zniszczeniem skurwysyna, który zabija w imię moje.
krótko: polecam. Polacy piszą genialne kryminały - wcale nie gorsze niż ich amerykańscy, szwedzcy czy angielscy odpowiednicy. pytanie: Dlaczego nikt tego nie ekranizuje? Dialogi rodem z najlepszych amerykańskich filmów sensacyjnych (o westernach nie wspominając) mamy na wyciągniecie ręki, a zamiast tego do pisania scenariuszy zaprzęga się bande cieciów na rope.
Te dialogi to gowienka. Zwlaszcza rozmowa detektywa z patologiem i kimśtam. Taki pseudorealistyczny styl, ale ni to wyszukany, ni realistyczny. Z dupy w motyla noga kurwa skurwysyński, rzekłbym stylem autora. Nieźle zareklamowałeś te książki - na razie wyglądają na takie miniaturowe wydania z serii "Czytaj w pociągu za 1.50". Guy N. Smith miał podobny, wulgarny styl i podobne, brutalno-wulgarne historie. Pewnie by ci się spodobał.
O, jak miło, że ktoś wspomniał o "Dżumie". To pierwsza książka, którą przesłuchałem w audiobooku, czytaną przez samego autora. Świetne przeżycie, a sama książka naprawdę świetna - mocna, brutalna i... brudna.
Mental - to się pewnie ucieszysz na wieść, że planowane są filmowe adaptacje?
zależy, kto reżyseruje. jeśli Fincher, to się uciesze. :)
Ten gosctek pisal rzeczy tak kuriozalne, ze z ciekawosci zaznajomilem sie ze sporym wycinkiem jego bibliografii (choc pewnie to jakies kilka procent, bo facet trzaskal 10 ksiazek rocznie). Piecioczesciowy cykl o krabach ma swoje wzloty i upadki, ale zawsze smieszy. Bestia jest przepelniona seksem i przemoca, czesto w jednym momencie. Dzwon smierci probowal epatowac klimatem, a Sabat - caly cykl - mial byc jakby komiksowa seria na kartach powiesci. Co tam jeszcze bylo...? O, Szatanski pierwiosnek - tytul zabojczy. Polecam kazda jedna powiesc Smitha - ubaw po pachy.
Podobnie fajne ksiazki maja Harry Adam Knight i jakistam jeszcze gosciu, ktorego nazwiska nie chcialo mi sie pamietac, a napisal cos o inwazji grzybow na Ameryke. Wbrew pozorom te horrory inwazyjne zapamietalem jako cos bardzo fajnego. Zwlaszcza ten wlasnie "Fungus" i "Macki" Knighta.
Ech, kiedys to sie czytalo...
Mnie się ze stylem Krajewskiego kojarzy np. Marinina, mnie się najbardziej podobały chyba Ukradziony sen i Gra na cudzym boisku. Z podobnych polecam książkę Konrada T.Lewandowskiego Magnetyzer, ale kontynuacji już na przykład polecić nie mogę
Military, twardziel z Ciebie. Kiedyś wpadł mi w ręce któryś tom cyklu o krabach i nie byłem w stanie zdzierżyć więcej niż połowy. Nawet traktując to jak kuriozum.
Bah, wciąż mam "Fungusa", zostawiłem go sobie jako jedynego z całej serii tych kieszonkowych horrorów (resztę opchnąłem na Allegro), bo czego jak czego, ale tego właśnie inwazyjnego klimatu nie można temu dziełku odmówić. Aha, i ostał mi się jeszcze "Gen" H.A. Knighta, książeczka cieniutka jak znaczek pocztowy, napisana kuriozalnie nieudolnym językiem i w ogóle pełna głupot, no ale ten klimat, panowie – grupa rozbitków na opuszczonej platformie wiertniczej, a tajemnicze "coś" dopada ich jedno po drugim, przejmując ich ciała, osobowości i co tam jeszcze. Ma to swój styl, takiego właśnie horroru s-f klasy B, który... a, tak, został nakręcony – "Proteus" z 1995.
W Genie najlepsza byla scena (z ksiazki, nie odwazyli sie tego zekranizowac), w ktorej maniak seksualny zostal pochloniety przez rekina-mutanta ( bo tym potwor byl) i jego cechy zostaly, ehm, wyolbrzymione. A przejawszy osobowosc gostka, mutant sie napalil i dorwal kobitke. Pamietam rozpaczliwy dialog, przy ktorym spadlem z krzesla:
- Ssij.
- Nie moge! Och! Nie moge, on jest za duzy!
Te tanie horrory to byl jednak fenomen.
- Ssij.
- Nie moge! Och! Nie moge, on jest za duzy! Przyłączam się do klubu spadających z krzeseł. Boskie!
Smutne wieści: zmarł Arthur C. Clarke, autor "2001: Odysei kosmicznej", "Spotkania z Ramą" i "Końca dzieciństwa". [']
W ramach niechęci do pracy w dniu dzisiejszym czytam sobie na kompie ostatni tom Lemony'ego Snicketta , a w autobusach w między czasie "Sędziego Di, Małpa i Tygrys" Roberta van Gulik.
dwie ksiazeczki chcialbym w tym miejscu polecic: dwa kryminaly, bardzo, ale to bardzo nietypowe, wypelnione niespotykanym jak na gatunek poczuciem humoru:
Zatrute czekoladki Anthony’ego Berkeleya.
członek klubu miłosnikow powiesci kryminalnej zostaje otruty czekoladowym cukierkiem. wszyscy koledzy zmarlego, dysponujac identycznym materialem wyjsciowym, przeprowadzaja niezalezne od siebie sledztwa. kazdy z nich ustala – w sposob niezbity – wine innego podejrzanego. malo tego, jeden uczestnik zapedza sie tak daleko w swojej analizie, ze udowadnia ponad wszelka watpliwosc, iz sam popełnil morderstwo :] normalnie jak to czytalem, to myslalem, ze padne.
Czlowiek, ktory byl Czwartkiem Chestertona
detektywowi udaje sie przeniknac do centralnych wladz swiatowego zwiazku anarchistow. ten najwyzszy organ terroru i zniszczenia sklada sie z siedmiu czlonkow, ktorzy znaja sie wzajemnie tylko pod pseudonimami dni tygodnia. zeby bylo ciekawiej, wraz z rozwojem akcji okazuje sie stopniowo, ze wszyscy sa policjantami - wszyscy z wyjatkiem najwyszego wodza, szefa szefow - Niedzieli. kiedy trzeba podac jego rysopis, kazdy opisuje go inaczej...
OSTRZEZENIE
nie czytajcie Agaty Christie - jej babskie rozwleczone gadulstwo, psychologia z trzeciej reki i horrendalna absurdalnosc intrygi potrafia wpedzic kazdego w szczytowa irytacje. powiesci kryminalne tej pani to jedyny znany mi gatunek, w ktorym nieprawdopodobienstwa nie sa z automatu kwalifikowane jako mankamenty wykonania. juz tworczosc tandety fantastyczno-naukowej jawi sie pod tym wzgledem bardziej restrykcyjnie – jej prog tolerancji na wszelkiego rodzaju nonsensy jest nieporownywalnie bardziej obnizony niz ma to miejsce w przypadku kryminalnej szarady "krolowej" kryminalu. pobiezna lektura jej opowiadan wystarczy, by stwierdzic, ze realia zaprezentowane w znakomitej wiekszosci utworow ostentacyjnie przecza potocznemu doswiadczeniu. przedstawione w nich przestepstwa to kpina w zywe oczy i jaskrawe zaprzeczenie wszystkich statystycznych i innych prawd kryminologii. karkolomnosc metodyki zabijania bywa u Christie po prostu zatrwazajaca.
w jednej z powiesci logika zagadkowej zbrodni sprowadza sie do tego, ze jezeli zamkniemy kogos w dzwonnicy i wydobedziemy z dzwonow najwyzsza intensywnosc dzwieku, to drgania przez nie wywolane okaza sie zabojcze dla uwiezionego w srodku delikwenta. no wypisz wymaluj scena zywcem wyjeta z jakiejs kreskowki, a to ledwie wierzchowego gory lodowej kryminalnego absurdu. tresc innego opowiadania jest daleko bardziej naciagana. kaze wierzyc, ze mozna popelnic morderstwo przez wmontowanie broni krotkiej w pianino w taki sposob, aby ofiara zastrzelila sie sama, naciskajac pedal. smiech na sali.
kolejna nowelka: oto morderca, stworzywszy sobie dogodne alibi pod postacia partyjki pokera, majac do dyspozycji kilka minut, dokonuje zbrodni doskonalej: wymyka sie niepostrzezenie przez okno, pedzi schodami przeciwpozarowymi na pietro, dopada ofiare, morduje ja, przebiera nieboszczyka w smoking, uklada zwloki, pozorujac samobojstwo, po czym obmywa dlonie z krwi, zaczesuje wlosy pod gore i zasiada z powrotem do zielonego stolika, kontynuujac przerwane rozdanie.
nie musze chyba podkreslac, ze tej doskonalosci nic w swiecie rzeczywistym nie moze odpowiadac. mordowanie ze stoperem w reku jest bzdura, a zaden, nawet najbardziej wykwalifikowany majster, nie zainstaluje rewolweru z tlumikiem w trzewiach fortepianu. pomijam w tym miejscu fakt, ze konstrukcja: rewolwer plus tlumik to plod kobiecej fantazji. takie cos nie ma szans zadzialac, poniewaz w broni z magazynkiem bebenkowym lufa i komora nie sa ze soba polaczone.
slowem, Agata Christie to jedna wielka szmira i niekonczaca sie eskalacja absurdu. tego sie nie da normalnie czytac.
Cmętarz Zwieżąt Kinga.
Poprostu genialna książka, jedna z najlepszych Kinga, a czytałem wiele. Facet jest mistrzem w pisaniu książek przerażających. Ale prawdziwie przerażających, nie jak niektóre "dzieła" Mastertona (który mi do gustu zupełnie nie przypadł).
Trudno napisać coś więcej, o książkach średnio umiem pisać. Scena śmierci wiadomo kogo jest tak świetnie napisana że mam tą scenę przed oczami. Ściągam właśnie filmową adaptację, zobaczymy na ile moje wyobrażenie pokryło się z tym twórców.
Eee tam, straszne w Smętarzu dla zwierzaków (pod takim tytułem czytałem) były dwie sceny, w tym jedna z kotem. Książka mi się nie dłużyła, ale końcówka była jak oglądanie filmu w przyspieszonym tempie. To już wolę Miasteczko Salem. A najbardziej Bastion, który właśnie czytam - i jestem z grubsza zachwycony.
Jeśli Bastion nie dłuży się mimo ilośći stron, to jutro idę kupić : )
Więc jaki jest? Pasjonujący?
pierwsze 400 stron - niesamowity kawal p(g)rozy. reszta - powolne staczanie sie w strone kingowskich bzdetow, snow, duchow, diablow i ogolnej durnoty.
potwierdzam. choć ja wysiadłam wcześniej niż po 400 stronach (:
Snuffer, jeśli chcesz coś mocno zakręconego, to przeczytaj sobie Cuja.
A najlepiej sięgnij po Lovecrafta
Snuffer, jeśli chcesz coś mocno zakręconego, to przeczytaj sobie Cuja.
Snuffer, wez to sobie do serca.
Lovecrafta czytałem i to bardzo dużo. Chyba nie muszę mówić że to geniusz? ; > W takim razie zabieram się za Cujo.
Jeśli King, to "TO". Jeśli kryminał, to Mankell
Cujo lepszy od Bastionu...? No coz, sa rozne opinie, ale to tak, jakby gapienie sie w horyzont bylo lepsze od gapienia sie na naga modelke. Jak dla mnie Cujo to niezly pomysl na 30-stronicowe opowiadanie rozciagniety do gigantycznych rozmiarow.
Czytam ostatnio cykl o Nicolasie Eymerichu, generalnym inkwizytorze Aragonii. Żadna to ambitna literatura, ale bardzo przyjemny zabijacz czasu. Główny bohater, choć działa (teoretycznie) w służbie Światła i Opatrzności, tak naprawdę jest wyjątkowo obmierzłym i niesympatycznym, zimnym i pozbawionym poczucia humoru typem. Gardzi kobietami i kalekami, nienawidzi Żydów a dążąc do celu często ucieka do raczej niepoprawnych politycznie metod z torturami na czele. Mimo to polubiłem tego dominikanina, choć nie do końca jestem pewien czy taki był zamysł autora. Na pewno jednak w czasach inteligentnych, przystojnych i mdłych jak tygodniowy budyń bohaterów, to miła odmiana.
A same książki (do tej pory wyszły bodaj 4 tomy, każdy można czytać oddzielnie) to zgrabna mieszanina horroru, powieści historycznej i sf. Autorowi, Valerio Evangelistiemu, całkiem zgrabnie wychodzi tworzenie odpowiednio ponurego i mrocznego, choć niekoniecznie strasznego nastroju. Owszem czasem zdarza mu się problem z utrzymaniem odpowiedniego tempa narracji, czasem - chyba na siłę - wprowadza zbyt wielu bohaterów i zbyt wiele wątków, przez co pod koniec powieści wynika problem z sensownym rozplątaniem tego supła. Ale ogólnie warto poczytać. Z pozycji stricte rozrywkowych to na pewno jedna z lepszych rzeczy z jakimi w ostatnich miesiącach miałem do czynienia.