wika
Moja przygoda, to była istna droga przez mękę.
Mama załamywała ręce, Tata z politowaniem kiwał głową jedynie moja Babcia cierpliwie wdrażała mnie do tej sztuki za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
W wieku 15- tu lat potrafiłam jedynie zagotować wodę na herbatę, lecz już tego samego czasu będąc na wakacjach u moich dziadków poznałam pierwsze tajniki kulinarne.
Wyczynem godnym mistrza patelni były pierogi z jagodami co prawda część dania podczas obróbki termicznej rozleciała się ale to co pozostało według domowników z powodzeniem nadawała się do spożycia.
Chciałabym dowiedzieć się czy i Wy Drogie Panie również miałyście podobne początki, a może talenty z was nieprzeciętne i czegoś ciekawego nauczę się od Was
Zapraszam
Moja przygoda z kuchnią to była droga przez mąkę :mrgreen: najpierw zaczęłam "piec" babki na oleju. Moją rolą było mieszanie, a mama dodawała wszystkie składniki i rozgrzewała piecyk (pierwsze pięć babek miało zakalce). Później smażyłam jajecznice, których zapominałam solić. Mama miała mnie już dość i jak chciałam zrobić ciasto drożdżowe to musiałam przez 10minut trzymać dużą świece (taką jak z caritasu) w wyciągniętej dłoni, i próbować nią nie trząść. Miałam wtedy jakieś 12 lat i niestety próby nie przeszłam. Jednak po roku udzielono mi zgody na doprawienie kotletów schabowych na obiad niedzielny, wszystkim smakowały, a dalej jakoś poszło. Teraz piekę torty i różne ciasta, ale do dziś nie zrobiłam samodzielnie drożdżowych bułeczek
Gotowanie przyszło mi dość szybko bo mama i ciocia były kucharkami :mrgreen: dzięki temu znam różne "sztuczki", którymi się pewnie niedługo z wami podzielę
Przepraszam, ta wypowiedź powyżej to moja była tylko tak jakoś mi nie poszło
Jednak po roku udzielono mi zgody na doprawienie kotletów schabowych na obiad niedzielny
Hm to osiągnęłaś zawrotną prędkość mnie do dziś kotlety schabowe na obiad niedzielny z udziałem rodziców przyprawiają o palpitację serca mianowicie tata zasiadając do stołu i kosztując owego dania na koniec kwituje krótko
,, oby mąż naszej Magdy miał więcej talentów w tej dziedzinie ,inaczej pomrą nam dzieci z głodu''
Gotowania ciąg dalszy!
Uparłam się, że nauczę się piec pączki. Przygotowywałam wszystko starannie,odmierzałam składniki precyzyjnie, ciasto wyrobiłam z nie lada trudem (to się strasznie przyklejało do rąk)Potem czekałam aż urośnie. Ale jak ono strasznie powoli rosło! Nie mogłam się doczekać podglądała, co chwila. W końcu ( moim zdaniem) ciasto urosło.
Ulepiłam kulki napełniając je nadzieniem z wiśni, nagrzałam tłuszcz i piekłam. Coś dziwnego działo się z tymi pączkami one podczas tego smażenia pękać zaczęły. Tłuszcz pryskał a ja urządzałam kombinacje alpejskie by się nie poparzyć wreszcie dotrwałam jakoś do końca.
Dumna ze swego dzieła musiałam poszukać kogoś, kto zechce zdegustować te no nazwę je po imieniu,,kuleczki’’, bo wyglądały jak piłeczki od tenisa. Tak, więc znalazłam sąsiada niestety pożałowałam tego wyboru. Wystarczyło kilka jego słów krytyki bym więcej już nie wspomniała o pieczeniu. Poradził mi bym zrobiła procę i te pączki zostawiła na swoich wrogów, bo z takich kulek nie ma innej możliwości zawsze trafię w zamierzony cel.
Po rozmowie z sąsiadką (doświadczona kucharka) dowiedziałam się, że ciasto drożdżowe winno rosnąć dwukrotnie, czyli po wypełnieniu je nadzieniem też musi rosnąć. Niestety moje na to czasu nie miało,, rosło’’ w oleju. Jednym słowem gnioty upiekłam – porażka.
A wy? Gotujecie, pieczecie? Też tak trudno wam to przychodzi?
Mm... z kuchni mogłabym nie wychodzić. I właściwie nie wiadomo, po kim to mam, bo cała rodzina od kuchni stroni. Uwielbiam wymyślać, improwizować, zmieniać, próbować... A na święta zamiast ja pomocnikiem mamy, to mama staje się moim pomocnikiem:)
Ja uwielbiam zwłaszcza pieczenie. Jestem mistrzem kremówek i moim skromnym zdaniem moje kremówki są najlepsze na świecie. Te z cukierni chowają się przy nich. Mam jeszcze kilka popisowych numerów, a moje najlepsze to bananowiec i "pijany Izydor". Moja mama nie ma serca do pieczenia więc gdy mam ochotę na coś słodkiego sama piekę. Natomiast za gotowaniem jakoś nie przepadam. Jak muszę to coś tam ugotuję ale niechętnie. Od jakiegoś czasu regularnie gotuję chińszczyznę i jestem nią niezmiennie zachwycona.
Tak...gotowanie to bardzo ciekawa sprawa. Jednych to pasjonuje, inni podchodzą do tego z wielkim dystansem, jeszcze inni traktują to jako coś "po prostu".
Należe do osób, dla których gotowanie nie jest pasją życiową i póki co jakoś nie potrafią sie odnaleźć w tym
Moze kiedyś, jeśli zajdzie taka potrzeba to rozwinę mój ukryty talent, by moja rodzina nie przymarła z głodu
Gotowanie to podstawa . Nie na darmo przecież, dawno, dawno temu powstała dewiza „przez żołądek do serca”.
A tak na poważnie to może i rzeczywiście nie przybieram dużej roli do gotowania… ale fakt jest taki ze lubię to robić. Szczególnie jest mi miło kiedy wszystkim smakuje to co ja.. ugotuję. Nie jestem może wybitnym kucharzem ale to tylko kwestia czasu no bo przecież to mężczyźni są najlepszymi „kuchtami” na świecie.
Moją firmową potrawą jest jajecznica… ale potrafię praktycznie zrobić wszystko (oczywiście z książki kucharskiej). Oczywiście jestem dopiero na samym początku drogi kulinarnej i co za tym idzie wiąże się to często z niepowodzeniami a nawet pewnymi wypadkami (np. krwawiąca dłoń). Bywa, że przepieprzy się sos do spaghetti, zdarzy się przypalony garnek, etc. Chyba moim mistrzostwem świata było przypalenie ..wody w garnku. Woda tak długo się gotowała.. ze aż się wygotowała i przypaliła. Można by powiedzieć że „ugotowałem” ją na twardo. No ale to było już dość dawno i teraz mi się takie coś nie przydarza.. chyba ze zapomnę o wstawionych na najwyższy ogień ziemniakach...
Witam.
Moja przygoda z gotowaniem była krótka. Pochorowały się wszystkie Panie w moim domu. Musiałem zrobić kotlety mielone. Robiłem wszystko według podpowiedzi, zapomniałem tylko odsączyć bułkę tartą. Jakoś nie chciały mi się formować kulki, tylko to wszystko tak się rozpływało. Następnego dnia kazały mi usmażyć rybę. No cóż, kolejny niewypał, spanierowałem ja kaszą manną. To były chyba jedyne próby jakie podjąłem. Dziewczyny szybko wyzdrowiały. Chyba z głodu?
Pozdrawiam
No cóż, kolejny niewypał, spanierowałem ja kaszą manną.
Witaj w klubie:> Moje debiutanckie bodaj kotlety spanierowałam czymś, co być może było manną, a może nawet jakimś klejem, gdyż zachowywało się podobnie;) Substancja rozmazała się i kurczowo przywarła do patelni, nie chcąc od niej odejść za żadne skarby. Oczywiście nie muszę wspominać, że tak powstałe kotlety trzeba było potem pieczołowicie odrapać.
Gotować niespecjalnie potrafię, choć czuję w tym kierunku inklinacje i czasem nawet poświęcam inne rozrywki na rzecz przygotowania jakiejś prostej eksperymentalnej potrawy. Moją specjalnością są racuszki. Potrafią wyjść całkiem sympatycznie, ale droga, jaką przeszłam... Dwa razy spaliłam na amen, oczywiście w ekstremalnych sytuacjach związanych z częstowaniem kolegów. Przypalanie, wygotowywanie, zbyt krótkie smażenie, czy podstępne eksplozje to zresztą mój chleb powszedni, związany zazwyczaj z zaczytaniem się, włączonym w drugim pokoju komputerem, zapomnieniem że coś się grzeje, lub faktem, że lubię pilnować garnka jednym okiem, grając w tym czasie na flecie:)
Czytałam kiedyś wywiad z Maciejem Kuroniem, w którym tenże przyznał się do spalenia przeznaczonych dla gości flaczków. Nie stracił jednak głowy (Kuroń, nie flaczki): zapowiedział wszem i wobec danie specjalne pod tytułem "flaki palone". Potrawa bardzo wszystkim smakowała, a zapalone kucharki pytały jak długo należy przypalać, żeby uzyskać ten wspaniały aromat:)
Moją kulinarną tragedią jest fakt, że wprost ubóstwiam naleśniki... Niestety, jest to jedna z niewielu potraw, jakich nie jestem w stanie zrobić. Za każdym razem kończy się na przypalonym produkcie który przypomina płytę winylową, jajecznicokształtnej babrze albo grudkowatym od mąki glucie rodem z horrorów SF. Niezrażona tym, zawsze zjadam swoje dzieła, i chyba pobiłam już rekord uporu i wytrwałości w tej materii. Nie przestaję wierzyć, że pewnego dnia uda mi się zrobić smaczne naleśniki i je zjeść...
A moje kulinarne popisy to gotowanie makaronu przez 1 godzinę( wyszedł cudownie miękki i rozpływał sie na widelcu). Kolejną moją specjalnością są zwęglone jaja , sposób ich przygotowania jest bajecznie prosty nastawiacie jajka w wodzie na około 4-5 godzin,wody nie dolewacie a efekt jest piorunujący! Polecam.
Ja z kolei mam problemy z mlekiem. Niby siedzę przy nim i nie spuszczam go z oka. Ale jakimś cudem zawsze mi wykipi! No może to wina tego, że szkoda mi marnować czasu i zawsze coś czytam czekając na zagotowanie. A dziś robię ananasy z cukinii. Trzymajcie kciuki, mam nadzieję, że wyjdą tak dobre jak obiecuje przepis. No i jeszcze szukam jakiegoś dobrego przepisu na marmoladę z dyni. Coś mnie wzięło na kulinarne eksperymenty
Ananasy z cukinii? Brzmi zaiste intrygująco:)
Ja również uwielbiam naleśniki, które - o dziwo - w smaku zawsze wychodzą mi dobrze. Jeśli jednak idzie o ich kształt i konsystencję, za każdym razem gram w rosyjską ruletkę. Przy pierwszym podejściu wyszła mi pomarszczona półpłynna substancja, którą odklejałam od patelni pasemkami. Na koncie mam też płaty podobne starym ścierkom, okruchy, przypalone omlety, oraz prawdziwe naleśniki, które udały się zupełnie przypadkiem. Wszystkie jednakoż te twory były pyszne:)
A na mleko mam sposób. Mądre gospodynie nakazują mieszać je w momencie kipienia na zmniejszonym ogniu, ja zaś - o ile nie jestem zajęta graniem bądź czytaniem - w panice całkowicie wyłączam gaz i ewakuuję garnek w bezpieczne miejsce. Zwykle działa;)
O tak! Ewakuowanie garnka mam wyćwiczone do granic perfekcji! Tylko nawet jeżeli zmniejszę gaz i dmucham na to mleko, ono i tak robi swoje! Nie wiem, może ja jestem po prostu upośledzona pod tym względem?
Z naleśnikami nigdy nie miałam problemów! Nawet mój debiut naleśnikowy wypadł idealnie. Chyba sprawdza się zasada, że jak się nie starasz to wychodzi, a jak się starasz to jak na złość będzie cos nie tak. Nigdy nie robię naleśników z przepisu, wszystko sypię "na oko", a mimo to wychodzą normalne.
Kolejną moją specjalnością są zwęglone jaja , sposób ich przygotowania jest bajecznie prosty nastawiacie jajka w wodzie na około 4-5 godzin,wody nie dolewacie a efekt jest piorunujący!
Widać drogi Dido, że to my mężczyźni jesteśmy najlepszymi kucharzami no świecie. Moja specjalnością jest przypalenie… wody.
Często wlewam wodę w garnek i pozostawiam go na płycie w celu zagotowania.. i nie wiadomo dlaczego.. po jakimś czasie, woda nagle całkowicie mi się wygotowuje…
Nie jestem już w stanie zliczyć ile załatwiłem w ten sposób garnków.
Podobnie jak Horus przy gotowaniu często się czymś zajmuje i to niesie za sobą właśnie takie konsekwencje w postaci wielkiego smrodu w całym domu.. gdy już wyczuje ten zapaszek rzucam się jak Robinson do tratwy i staram się opanować kryzys.
Na kipiącą wodę w garnku, a i to się zdarza, zawsze działa dolanie odrobiny zimnej wody - wszystko cichnie jak impreza po przyjeździe policji. Może i na mleko to zadziała?
Ja co prawda nigdy nie miałam tego problemu, bo od dawna żywię się mlekiem UHT.
W niedzielę zrobiłem dla wszystkich jajecznicę i uwaga!!!!!!!!! wszyscy zjedli i nikt się nie zmarszczył. Z chęcią przyjmę gratulacje.
W niedzielę zrobiłem dla wszystkich jajecznicę
Przyjmij moje gratulacje, jajecznica to spore osiągnięcie
Oczywiście nie żartuję sobie z Twoich kulinarnych umiejętności, ponieważ sam nie jestem wirtuozem kuchni. Staram się jednak rozwijać swoje zdolności i zdobywać cenne doświadczenie.
Byłem niedawno u znajomych. Pani domu podała chłodnik. Znakomity w smaku.
Ale co się okazało. Nie był on robione z gotowanych buraczków, tylko z barszczu czerwonego "instant". Zmieszany z kefirem plus zielsko. Znakomite i szybkie do zrobienia.
Znakomite i szybkie do zrobienia.
Poważnie takie znakomite?
Ja od najmłodszych lat omijałam kuchnię szerokim łukiem i dopiero całkiem niedawno odkryłam, że przygotowywanie potraw nie jest takie strasze, więc teraz ku radości rodziny i znajomych nadrabiam stracony czas i naprawdę nieźle mi idzie
Wpadek sobie nie przypominam, bo w sumie ich nie było, co najwyżej trafiały się jadalne i mniej jadalne potrawy, ale pamiętam jak kiedyś mój brat usmażył jajecznicę na suchej patelni