wika
Część imprez rekonstruktorskich ma bardzo krótki przebieg (np. kilkugodzinna inscenizacja z Powstania Listopadowego na Zamku Królewskim w Warszawie), inne zaś trawają kilka dni (np. rekonstrukcja oblężenia Malborka z 1410 roku).
Dla przygotowania obozowiska potrzebny jest zatem obóz. I tutaj pojawiają się "schody" - czy skorzystać ze współczesnej infrastruktury, czy może jednak zachować realia epoki i zamieszkać w takich samych realiach jak odtwarzana epoka?
Znalazłem np. ofertę producenta namiotów, który na zlecenie może wykonać namiot z grubego lnu szyty ręcznie lnianą nicią.
Opiszcie jakie macie doświadczenia w tym względzie i poradźcie, jak sobie z obozowaniem podczas takiej imprezy poradzić.
Hmmmmmm obozy to jest to ......... można poczuć epokę.
Namioty szyjemy sobie sami zresztą. Jest u nas osoba która szyje namioty jak i stroje.
Zresztą się z tego utrzymuje. Ostatnio szyła mundury Królestwa dla Muzeum Archeologiczneo z Warszawy. Jeśli byłby ktoś chętny do jakiś zamówień kontakt przezemnie.
Przykład obozu warownego z 70 namiotami z epoki będzie można obejrzeć podczas spokania w Chudowie w dniach 12-15 sierpnia.
Po szczegóły odsyłam do tematu http://forum.historicus.pl/viewtopic.php?t=908
Przeniosłem temat w nowe miejsce i spróbuję troszkę go odświeżyć.
Obozowisko budowane przez rekonstruktorów będzie wyglądać nieco inaczej, jeśli ma być to obóz wojskowy a inaczej, gdy odtwarza się "Panów Szlachtę" na pikniku czy polowaniu. W obozie wojskowym będzie porządek, będzie palisada, namioty równo rozbite, osobno kadra dowódcza osobno szeregowi wojacy (przy dużych obozach będzie podział na regimenty lub chorągwie) wytyczone ścieżki, naniesiony opał, wykopane latryny, wystawione warty itd... Obóz o charakterze rekreacyjno-wypoczynkowym będzie mniej uporządkowany, ale zbudowany funkcjonalnie, namioty ustawione w krąg, na środku ognisko, tak jak to na piknikach bywa. Ważne żeby niedaleko było ujście wody pitnej i drewno na opał. Drzewa lub krzewy są źródłem cienia latem a zimą chronią od wiatru. Na wyposażeniu obozowiska winny się znaleźć: Kotły, patelnie, coś na kształt grilla (czasem trzeba upiec mniejsza sztukę mięsa) i trójnóg do zawieszania tego całego arsenału nad ogniem, jeśli mieszkamy długo to można zbudować piec do pieczenia chleba czy ciast. Potrzebne są naczynia do noszenia wody i do przechowywania jej (chyba, że lubicie łazić po wodę kilkanaście razy dziennie), czyli cebry, dzbany flasze. Potrzebne są pojemniki na półprodukty takie jak sól, mąka, jakieś kasze. Oczywiście na czyś trzeba siedzieć i przy czymś jadać dochodzą więc zydle, krzesełka, ławy, stoły i blaty. W namiocie rycerskim dobrze mieć podłogę żeby zimno nie ciągnęło od ziemi – z drewnianych desek. Do wystroju namiotu dochodzą skóry lub w ostateczności słoma, bo po gołych dechach też nie wypada chodzić, skrzynia na strój i skrzynia na zbroję, stojak na broń, łóżeczko i siennik.
Ha! O oświetleniu też nie należy zapomnieć, bo ognisko daje światło w ograniczonym stopniu, więc wypada zaopatrzyć się w stojaki na pochodnie (i pochodnie), latarenki (świeczki) zawieszane w namiotach i ułatwiające dotarcie do latryny nocą, metalowe kosze ustawiane przed wejściem do namiotu, które pełnią role piecyków.
Do budowy i montażu tego wszystkiego przydają się łopaty, siekiery, młotki, strugi, dłuta, pilniki, gwoździe i fachowcy ;) Można wbijać gwoździe głowicą miecza, ale po co?
Tak to ciekawie opisałeś, że aż chciałoby się to zobaczyć! Czy często robicie takie obozy? I jak jest potem z ich zwijaniem? Szczególnie chodzi mi o te podłogi z desek.
Ostatnio kiedy snułam obozowe opowieści zwrócono mi uwagę, że poruszam problemy zupełnie obce dla ludzi nie zajmujących się reenactingiem, związane właśnie z historycznym życiem. Postanowiłam spróbować zebrać to, co może się okazać ciekawe.
Przede wszystkim życie w namiocie XVwiecznym różni się od spędzania czasu pod namiotem na współczesnym kempingu. Mieszkamy w wysokich, obszernych i wygodnych namiotach, bardziej imponujących nawet od dzisiejszych namiotów willowych. W nich, i pod dodatkowymi zadaszeniami, dzięki meblom i wszelkiego rodzaju sprzętom tworzy się przestrzeń wygodna i wcale nie przypominająca biwakowania na łonie natury. Rozmiary namiotów i ilość sprzętów mają oczywiście swoje wady, a można to przede wszystkim poznać rozbijając i składając cały ten majdan, jak również podczas burz, kiedy to w wielkim płóciennym namiocie o jednym lub kilku masywnych, wysokich masztach można poczuć się jak w bocianim gnieździe podczas sztormu. Wprawdzie wypadki "odlotów" schronień są niezwykle rzadkie, ale zawsze pozostaje ten element niepewności.
Ponadto, cała organizacja obozowiska, jak już zauważył Szanowny Mitrodziej, jest mocno związana z grupami odtwórców i ich funkcjami. Na Chudowie, którą to imprezę należy podawać za przykład obozówek XVwiecznych, wielki namiot organizatorów stoi "u szczytu" obozu, wejściem w stronę wchodzących gości, na końcu długiej alejki wiodącej od głównej bramy i utworzonej przez namioty stojące wejściami do niej. Każda grupa (czasami mieszczą się w jednym namiocie, czasami przyjeżdżają w mocniejszej reprezentacji)ma własne "podwórko" - przeważnie kilka ognisk, stoły, ławy, czasami małe dodatkowe zadaszenie, miejsce na sprzęt i zapasy jedzenia. Takie "oboziki" mogą być otwarte na główną alejkę, lub zamknięte jednym z namiotów, co jest szczególnie częste w dalszej części obozu. Przeważnie też zaprzyjaźnione grupy starają się rozbijać jak najbliżej siebie. Oczywiście najważniejsze namioty są opatrzone proporcami lub tarczami herbowymi bractw lub ich szefów. Na głównej alei, która przed namiotem organizatorów rozszerza się w placyk, skupia się życie obozowiska.
Charakterystyczne jest również to, że jako Ruch Rycerski tworzymy grupę, w której wiele osób spotykających się na cyklicznych imprezach już się zna, a nawet jeśli nie, to byle co może stać się pretekstem do nawiązania pogawędki. Tak więc nie brakuje babskich ploteczek przy "wodopoju", gdy młódki idą pozmywać i nabrać wody do ceberków, mężczyźni zaś plotkują sobie beztrosko przeważnie przy rąbaniu drewna na opał. Wciąż można zaobserwować takie klimatyczne sceny jak panny niosące wodę spragnionym zbrojnym, czy "ciury" poobwijane w derki i śpiące przy ognisku.
Oczywiście nie ma mowy o konserwach i szybkich zupkach dla kosmonautów, a na ognisku przygotowanie każdego historycznego ciepłego dania staje się całodniowym przedsięwzięciem. Nikt się jednak nie spieszy, bo już od pierwszych chwil na turnieju każdy w cudowny sposób zapomina o zegarku (co zmusza konferansjerów na imprezach otwartych dla publiczności do krasomówczej gimnastyki, by zmienić ponadgodzinne spóźnienie grupy w "element tworzący klimat" i przypominający, że w średniowieczu inaczej liczono czas). Gotowanie więc może stać się pretekstem do miłego "posiedzenia" przy ognisku i poplotkowania w dobrym towarzystwie.
Do tego dochodzą troski tak codzienne jak i zupełnie niezwykłe, jak to, czy namiot jest dobrze okopany a podłoga wysłana słomą, czy siennik jest odpowiednio wypchany, jak uniknąć dymu z ogniska mieszając kaszę wielką warząchwią, a także jak przejść w wysokim czepcu z welonem przez plątaninę odciągów, jak sprawić, by długa sukienka się nie ubłociła podczas zmywania, jak zachować suche drewno na podpałkę, czy w ziemnej jamie spełniającej rolę lodówki jest dość zimno, czy już wszystkie osy udało się wyrzucić z dzbana z winem itd...
Ależ to jest ciekawe! Chciałabym kiedyś po prostu przyjść do takiego obozu i pogawędzić. Ale czas zwykle nie pozwala. Zresztą najciekawiej jest, kiedy się samemu w tym uczestniczy.
Spróbuj przy najblizszej okazji, podejdź i zagadaj do takiej grupki jeśli bedziesz miła to nikt Cię nie przepędzi i dowiesz się wielu ciekawych historii :)
W Biskupinie rozmawiałam z Celtami i było bardzo przyjemnie. Co prawda nie było wiele czasu, ale wiem, że jeśli tylko okaże się zainteresowanie, to odtwórcy chętnie rozmawiają. A miła staram się być zawsze
O tak, nawet nie masz pojęcia, jak uwielbiamy się przechwalać swoimi strojami, dodatkami, biżuterią, faceci bronią, kobiety ozdobami... a także wiedzą i doświadczeniami...
Muszę przyznać, że mnie osobiście sprawia sporą przyjemność rozmowa z kimś, kto ma pojęcia na dany temat albo przynajmniej stara się zrozumieć. Wtedy naprawdę czuje się, że to, co robimy, ma sens...
Gorzej, jeśli jakaś mama chce po prostu "dać nas pomacać" dziecku, albo słyszy się odpowiedzi w stylu "acha, acha, czyli wy te stroje bierzecie z filmów? czy sami wymyślacie"
Ale jak się wie trochę więcej, to czasem nie lubicie, bo uważacie, że się mądrzymy ;) Staram się zawsze wyważyć moje informacje, żeby nie udawać, żenic nie wiem, ale nie wyjść i na taką, co pyta, ale sama zna odpowiedź. Bo sama wiem, że to drugie jest najgorsze.
W takiej sytuacji pojawia się w mojej głowie jedno pytanie - na które nigdy nie znajdę zadowalającej odpowiedzi - "dlaczego jeszcze nie jesteś w RR?"
Osobiście nie zauważyłam, by ktoś irytował się rozmawiając z "za mądrą" osobą. Owszem, często pojawiają się chłopcy(niestety, tylko chłopcy... te różnice między płciami to nie legenda), którzy chcą udawać znawców i rzucają trudne słówka i daty, choć tak naprawdę nie mają pojęcia, o czym mówią. Takim czasami ciężko nie okazać zdenerwowania - na szczęście nie mam problemów z tymi paniczami, bo wykazują oni głównie chęć macania mieczy i zbroi (przychodzi taki znawca i mamrocząc pod nosem "uwagi profesjonalisty" chwyta miecz za głownię<ściana>), i lgną jedynie do rycerzy, im zatruwając życie.
Są też istni głupole i ignoranci w RR (niestety), którzy reagują agresją, gdy tylko odkryje się, że nie wiedzą o czym mówią...
Są też istni głupole i ignoranci w RR (niestety), którzy reagują agresją, gdy tylko odkryje się, że nie wiedzą o czym mówią... To także jest problem - jak chyba w większości grup, subkultur, organizacji - każdy "stary wyjadacz" chce być wyrocznią, i nie umie przełknąć tego, że ktoś znalazł u niego słabość.
Jest to czasami powodem niesnasek nawet wewnątrz, między "LARPowcami z trądzikiem" i "Zgrzybiałymi Ultrasami", blokującymi innym drogę do sławy... Każda z tych grup ma własne prawdy i spojrzenie na odtwórstwo... Ale tak to już jest, że w każdej różnorodnej grupie są czarne owce i wojny.