ďťż

wika

Do napisania tego tematu skłoniły mnie dziwne i drażniące zachowania tzw. „Wiernych” jakich niejednokrotnie sami jesteście świadkami podczas mszy świętej.

Moją uwagę podczas mszy zwróciła kiedyś pewna mała grupka ludzi mniemająca ze sobą właściwie nic wspólnego oprócz swoich zachowań które sprowadzały się jakby do wspólnego mianownika.
Jedną z osób była młoda (nastoletnia) dziewczyna która przyszła do Kościoła niczym na rewię mody.
Dosyć żałosnym i żenującym było to iż, właśnie w Kościele dotarło do niej, że jej kusa spódniczka jest jednak chyba za krótka.
Niemal przez cały czas trwania mszy „starała” się usilnie jakby wydłużyć ową część swojej garderoby, ciągnąc ją co chwilę w dół tak, że w niektórych momentach prawie przykucała.

Początkowo wyglądało to dosyć śmiesznie, ale po jakimś czasie zaczęło to być dość drażniące – tak więc owej dziewczynie msza św. zeszła jedynie na "walce" ze swoją garderobą…i to było chyba wszystko.

Drugą osobą która mimochodem przykuła moją uwagą była kobieta w podeszłym już wieku która jakby machinalnie obracała paciorki różańca w palcach szepcąc prawie głośno teksty modlitwy różańcowej.
Całej tej „pikanterii” modlitewnej towarzyszyło notoryczne rozglądanie się owej babci chyba po wszystkich których tylko można było dojrzeć w Kościele.
Trudno więc było owe głośnie szepty uznawać za modlitwę, skoro podczas jej odmawiania babcia zlustrowała prawdopodobnie większość uczestników powyższej mszy, wykonując przy tym przedziwne ruchy.

Wreszcie kolejną grupką ludzi na których zwróciłem mimowolnie uwagę, była mała grupka chłopców „pstrykających” palcami po uszach jeden drugiego, ciągnących się za ubrania, a momentami uprawiających jakiś dziwny „boks” pomiędzy sobą.
Wszystkiemu temu towarzyszyły śmiechy, parskania i jakieś inne nieartykułowane dźwięki.

Zjawiska które opisałem powyżej są kpiną ze mszy św. jak i samego Boga – a jednak takie zachowania się niektórych ludzi w Kościele nie są niczym nowym, a wręcz przeciwnie.

Dlatego chciałem zapytać Szanowne grono rozmówców:

- a po co WY chodzicie do Kościoła?


Chodzę do kościoła w każdą niedziele. Do niedawna nie lubiłam tego robić ale odkąd ostatnio Bóg wysłuchał mojej prośby przyrzekłam sobie, że nie opuszczę żadnej mszy świętej. Wolę jednak chodzić do koscioła w ciągu tygodnia kiedy jest mało ludzi i mogę pomodlić się w ciszy, spokoju i skupieniu. Wielokrotnie przechodąc obok kościołów wchodze do nich choćby na chwile. A wracając do pytania- do koscioła chodzę aby móc pomodlić sie w prawdziwym domu Bożym, bo wiem, że nikt mi nie przeszkodzi. Mówi się że Bóg jest wszedzie, ale nigdzie tak jak w kościołach nie odczuwam jesgo obecności i bliskości. Na co dzień wydaje mi się on odległy ale gdy wchodzę do tonącej w pólmroku światyni wyraźniej odczuwam jego obecność obok- to pomaga mi w modlitwie. W ogóle chodzenie do kościoła umacnia moją wiarę.

A młodzież, którą opisałes drogi RA, chodzi do kościoła tylko dlatego, bo tak wypada i rodzice im nakazują to robią. Co do staruszek- widać nie są w stanie do końca skrywać swojego prawdziwego oblicza, są poprostu dewotkami, które muszą wyłapac najnowsze plotki nawet w kościele.
ja nie chodzę do koscioła..... Jedynie na jakieś większe święta (Wielkanoc, Boże narodzenie). To, zen ie uczęszczam na msze św. wiąże się z moimi przekonaniami... Wierzę w Boga, ale nie uznaje instytucji kościoła.

Tak jak już horus powiedziała, tez uważam, że młodzież chodzi do kościoła tylko dlatego, ze rodzice tak mówią. jednak u mnie w kościele zbyt często nie ma takich przypadków, przynajmniej na mszy dla dzieci, gdzie ksiądz po przeczytaniu Ewangelii rozmawia o niej z dziećmi, zadaje pytania, biorą one czynny udział we mszy, czasem można się pośmiać z ich odpowiedzi, ale przynajmniej masz nie jest taka "szablonowa" i bardziej ciekawa
Ja do kościoła chodzę w każdą niedzielę i święta obowiązkowe, bo jestem wierzącym ( na pewno nie szczególnie mocno, ale dość mocno by czuć się w kościele jak w przyjaznym porcie po, w tym wypadku, tygodniowej, trudnej żegludze jaką jest życie ) i praktykującym katolikiem. W mojej parafii są dwie msze, na które uczęszczam ( w zależności od tego, kiedy mam czas pójść do kościoła )
- młodzieżowa - ze względu na oprawę ( schola oazowa, śpiew z muzyką nie tylko organową, poza tym procesja przez środek kościoła )
- studencka - ksiądz ma niesamowite poczucie humoru ( studenci zresztą też ), które uskutecznia w czasie mszy, poza tym oprawa i ogólna atmosfera jest bardzo przyjemna.

Ja właściwie nie spotkałem się z konkretnymi tego typu zachowaniami, natomiast na mszy młodzieżowej przez kilka miesięcy nie otwierano chóru, bo dochodziło tam do niestosownych sytuacji podczas mszy ( jak to mój były ksiądz-katecheta mawia - z ambony widać bardzo dużo )



A młodzież, którą opisałes drogi RA, chodzi do kościoła tylko dlatego, bo tak wypada i rodzice im nakazują to robią.
W mojej parafii wielu młodych ludzi chodzi do kościoła dlatego, że zbierają podpisy (msza co niedziela o ustalonej porze, różaniec i roraty dwa, trzy razy w tygodniu (jak są)...) do bierzmowania. Za uchybienia grożą konsekwencje.

Wielu przyszłych bierzmowanych stoi w czasie mszy poza kościołem - no, ale do podpisów do zakrystii to są pierwsi...

Ja chodzę do Kościoła co niedziela, na 11:00. Również w święta. Staram się, aby moje uczestnictwo nie wynikało tylko z tradycji. Trudno powiedzieć, czy mi się to udaje.

Pozdrawiam

PS: Do Kościoła chodzę dopiero gdzieś od siódmego roku życia. Wcześniej za nic nie chciałem do niego chodzić (choć byłem przekupywany mambą przez rodziców i dziadków ).
Najpierw napiszę to, co mi się nasunęło po przeczytaniu Waszych postów.
Tu gdzie ja mieszkam jest bardzo duzo sredniowiecznych ladnych kosciolkow ale do nich nikt nie chodzi. to co jest lepsze? pusty koscol czy kosciol z elementami ktore nie wiedza jak sie zachowac?
Poruszyłeś ciekawy problem, Sławku. Puste kościoły są bardzo przykrą sprawą. Ale według mnie, gdybym miała do wyboru tylko te, jak nazwałeś elementy, to może skłoniłabym się w stronę pustego. Nie chodzi mi o przekreślenie tych ludzi, ale powinni oni zrozumieć, czym jest msza św. Należy przeprowadzić jakąś akcję edukacyjną. Na szczęście oprócz takich osób są jeszcze inni, którzy starają się zachować godnie. Nie o to mi chodzi, że wszystko rozumieją w mszy, bo to jest rzeczywiście trudne. Podejrzewam, że nawet ksiądz miewa kłopoty ze skupieniem się wyłącznie na mszy przez cały czas. Ale nawet jeśli się nie rozumie, pewien szacunek powinien być.
Kościół jest wspólnotą naszą , czyli nas ludzi. Można też go nazwać inaczej domem bożym. Każdy kto wierzy w Boga powinien przebywać w kościele jak najczęściej, powinien umacniać swoją wiarę na wiele sposobów. Bóg oddał za nasze grzechy swe życie, dlatego też powinniśmy to w szczególności docenić. Gdyby nie on , nie było by świata, wody, ognia, roślin, zwięrzat, nie było by nas ludzi. . .dlatego jak wcześniej wspomniałam powinniśmy mu za to dziękować m.in. poprzez chodzenie na codziedzielną mszę świętą. Ale niestety niektórzy ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, co jest przygnębiające. :( Każdy kto chodzi na coniedzielną mszę św. jest według mnie wzorem do naśladowania. Nie mówię tu o sobie, bo tu nie o to chodzi. Ale bynajmniej ja wierzę w Boga i go kocham, dlatego wzmacniam swoją wiarę w niego jak i zarówno w Kościół.
Ja osobiście raczej nie chodzę do kościoła. Jednak jak już się wybiorę nie lubię jak mi ktoś przeszkadza w modlitwie! Wiara polega na życiu nie na chodzeniu do kościoła!

GRABON >>Czy według Ciebie niechodzenie do kościoła jest dobrym postępowaniem? Według mnie świadczy to tylko o tej osobie , ale rozumiem brak czasu może być usprawiedliwieniem na to. "Wiara polega na życiu , a nie na chodzeniu do kościoła" te słowa napisałeś powyżej i sądzę, że jest w nich trochę racji , ale nie chodzenie do kościoła prędzej czy pózniej da nam do zrozumienia, że postępujemy źle. Chciałabym znać Twoją opinię na ten temat. Pozdro

GRABON >>Czy według Ciebie niechodzenie do kościoła jest dobrym postępowaniem?

Nie twierdze, że nie chodzenie do kościoła jest dobre. Twierdze natomiast, że nasza wiara polega na świadczeniu o niej naszym życiem (czyli tym jak odnosimy się do bliźnich)... A to jak żyjemy jest ważniejsze od udawania pobożności w kościele!
Masz wielką rację, ale mimo wszystko, okazywania swojej wiary poprzez modlitwy "Niekiedy wizytę w kościele", jest też pewnym elementem, który należy wykonywać dla wzmacniania swojej wiary. Odnoszenie się do bliźnich też tu ma ogromne znaczenia i słusznie je tu podsunąłeś.
Ale czy chodzenie do kościoła nie jest również uczynkiem? W niektórych kręgach niechodzenie jest w modzie i pójście oznacza pewną odwagę. Zgadzam się, że wiara bez uczynków martwa jest, ale msza św. jest źródłem dla uczynków.
oczywiście zgadzam się z Wami. również zaobserwowałem ten problem ze ludzi czesto przychodząc do kościoła zapominają po co tak naprawde do niego przychodzą.. najbardziej drażnia mnie dzwoniące komórki .. i to najgorsze że nie tylko u szczeniaków ale rónież u osób starszych.. od taki daja przykład. często wydaje mi się też że gdyby ksiądz podczas mszy zapytałsie kogoś z wiernych o czym mówił albo o czym było 1 czytanie... to oczywiście nie uzłyszałby odpowiedzi.. dużo osób przychozdi do kościoła bo tak nakazuje tradycja.. a nie po to żeby się pomodlić czy pokomtemplowac z Bogiem. ludzie w koście le czesto robią wszystko odruchowo tak jest np . z modlitwami czy klęczeniem.. ostatnio zauważyłem ze pewien człowiek przed czytaniem Ewangelji zamiast nakreślenia znaków krzyża kolejno na czole ustach sercu.. "pomylił się " i uczynił znak krzyża... a już najlepsza jest cisza panująca w momencie chrztu danego dziecka kiedy to ksiądz pyta się rodziców o co przyszli prosic Kościoł Swięty... wtedy zawsze ktoś z tyłów szepcze "o chrzest!!" żałosne... a co gorsza smutne

Ale czy chodzenie do kościoła nie jest również uczynkiem?

Nie jest jeżeli Msza i modlitwa nie wnosi nic do życia wiernego. Chodzenie dla ideii chodzenia... To nie jest źródło dobrych uczynków!

WIPSANIA >>uważam, że masz całkowitą rację w tym co powyżej napisałaś, chodzenie do kościoła świadczy o nas i jest głównym źródłem uczynków , a także odnoszenia się do bliźnich. Wiara w Boga, a niechodzenie do kościoła jest jak woda bez pustyni. Większość młodzieży tego nie przestrzega, niestety :(
to lepiej jest chodzić do koscioła, przez ta godzine być grzecznym i wielce miłującym Boga chrzescijaninem, a po wyjściu z budynku, zapomina o tym co było na kazaniu i żyć tak.... niemoralnie??

Czy lepiej nie chodzić do kosciała, a spełniac dobre uczynki i zachowywac sie jak ... dobry człowiek??
@ Selene:

Myślę, że nie można tutaj odwoływać się do ogólnych zasad etycznych, a tym bardziej nie należy przeprowadzać takich ostrych podziałów.
Wydaje mi się jednak, że rozmowa dotyczy podstaw przynależności do Kościoła, a uczestnictwo w Mszach św. jest jej koniecznym warunkiem. Dla osób wierzących powinno być ono źródłem siły do poprawy swojego życia, co już zostało wielorotnie wspomniane.
Nawet, jeśli ktoś czerpie tę siłę z innych przeżyć, nie powinien krytykować tych, którzy czynią inaczej.
Potępienia godna jest oczywiście wszelka bezmyślność, ale to chyba na tyle oczywiste, że nie ma sensu o tym tutaj dyskutować.
To nie jest uogólnienie, tylko poprostu pytanie. Ja moge nalezec do Kościoła, ale nie do kościoła. W końcu Bóg jest wszędzie, otacza nas wszędzie, jak mam potrzebe to z Nim rozmawiam i nie musze chodzić po to do kościoła. Wole z Nim rozmawiac bezpośrednio a nie przez kogoś.... Ale tutaj w tej rozmowuie nie dojdzie do kompromisu, bo w końcu jak ktoś ma takie zasady a nie inne to tego nie zmieni..ale wazniejsze jest zaaceptowanie tego innego wyboru niz naskakiwać i udowadniac na siłe że 'mój wybór jest najlepszy"
po pierwsze, kościół pisany z małej litery oznacza budynek, i zasadniczo należą do niego cegły, a ostatnio także szkło hartowane i żelbeton.

Wydaje mi się, że Twoje podejście jest klasycznym przykładem niezrozumienia założeń oranizacji, jaką jest Kościół. Według swojego "statutu" nie rości on sobie praw do decydowania o sumieniach ludzi, ale stawia wyraźne wymagania ludziom chcącym do niego należeć. Jedną z wytycznych przynależności do Kościoła Katolickiego jest akceptowanie sensu mszy świętej i uczestnictwo w niej. Nikt nikomu nie każe chodzć do kościoła, ale zasady mówią wyraźnie - nie chodzisz na katolickie msze (nie z braku możliwośc, ale z braku przekonania o ich sensowności) = nie jesteś Katolikiem.
Wiem co to znaczy kościół z małej litery, ale dziekuje za tą uwage:)
Rozumiem założenia kościoła, uczęszczałam do niego, uczyłam sie na ten temat na religi itp itd. I ja sie nawet nie nazywam katolikiem, jestem chrześcijaninem
Ja też się w takim razie w tym temacie wypowiem. Moim zdaniem, będąc osobą wierzącą ("i praktykującą") trzeba, należy i powinno się czuć potrzebę chodzenia do kościoła - jest to wyraz przynależności do tej religijnej organizacji jaką jest Kościół. Winniśmy też wziąć pod uwagę to, że w czasie Mszy św., obok interpretacji Pisma Świętego (które chyba też każdy w domu posiada) przyjemy sakrament Eucharystii (od niego się w ogóle wzięła nazwa tej całej uroczystości). Jako chrześcijanie powinniśmy czuć wewnętrzną potrzebę przyjmowania tego sakramentu - poza tym, zgodnie z przykazaniami kościelnymi, musimy "raz w roku, w okresie wielkanocnym, Komunię Świętą przyjąć".

Zdaje mi się, że w tym temacie Msza św. nie była jeszcze "rozpatrywana" pod tym kątem, więc chyba oświetliłem go z innej strony :) - zobaczymy, co z tego wyjdzie

PS

tą uwage:)
Tę uwagę ;)

PPS
Czemu ten temat jest w subforum "Papież - Jan Paweł II"?
Msza Święta w katolicyzmie jest podstawowym obrzędem liturgicznym.Słusznie SZCZYPEK , że poruszyłeś ten temat w oparciu o Mszę Świętą, każdy chrześcijanin powinien wiedzieć jak ważną rolę pełni w jego życiu Msza Św.Katolicy wierzą, że podczas mszy uobecniana jest w sposób sakramentalny ofiara krzyżowa Jezusa Chrystusa. I tu mają rację:)
A kto stworzył przykazania kościelne - człowiek, nie Bóg. A jeśli jesteście tak praktykującymi chrześcijanami, to we WSZYSTKICH kwestiach jesteście wierni nauką koscioła, bo jesli nie to tak troche dziwnie z tym co tu deklarujecie
A czy tu nie chodzi czasem o to ze ludzie wybieraja sobie to co im w Kosciele pasuje i to akceptuja a to co im nie pasuje to sobie odtracaja i jakby tworza taki maly wlasny kosciolek i poprostu wierza w to co chca . Jedni sadza ze nalezy chodzic do kosciola codziennie inni ze raz na tydzien jeszcze komus nie pasuje spowiedz a ktos moze powiedziec jestem chrzescijaninem a nie katolikiem albo odwrotnie. Tak jakby kazdy chcialby stworzyc sobie taka wlasna filozofie wiary nie wiem dlaczego moze dlatego zeby odroznic sie od ogolu wiernych, czyms sie wyrozniac? wiecie co? ja tez w zasadach Kosciola sobie wybieram i nie wszystko akceptuje i nie wszystkich zasad przestrzegam ale czy robie dobrze czy zle? sam nie wiem. Pozdrawiam i katolikow i chrzescijan :>

Cóż, powiem tylko, że pod względem poprawności pisowni i stosowania znaków interpunkcyjnych Twój post to dno + metr mułu. Za skandaliczną ilość błędów i brak znaków interpunkcyjnych dostajesz pierwsze ostrzeżenie.

pozdrawiam,
Greenpeace
Termin "przykazanie Boże" oznacza, że zostały, według wiary katolickiej, dane człowiekowi przez samego Boga ( co zresztą opisane jest w Piśmie Świętym ), nawet jeśli zostały spisane przez człowieka ( choć w Piśmie Świętym napisane jest inaczej ). Te przykazania stoją ponad kościelnymi, są też niezmienne. Przykazania kościelne można natomiast zmienić, gdyż, jak sama nazwa wskazuje, zostały dane przez Kościół, czyli przez ludzi. Nie mogą zmieniać czy obalać przykazań Bożych, ich przestrzeganie to minimum, które ma pomagać katolikowi w zachowaniu dobra w swoim życiu i w dążeniu do nieba
( zachowywanie przykazań Bożych jest dużym wyzwaniem ). Mogę być zmienione ( dane są przez człowieka, więc uprawniony do tego człowiek może to zmienić ).

Msza Święta w katolicyzmie jest podstawowym obrzędem liturgicznym.Słusznie SZCZYPEK , że poruszyłeś ten temat w oparciu o Mszę Świętą, każdy chrześcijanin powinien wiedzieć jak ważną rolę pełni w jego życiu Msza Św.Katolicy wierzą, że podczas mszy uobecniana jest w sposób sakramentalny ofiara krzyżowa Jezusa Chrystusa. I tu mają rację:)

Tylko, że Msze prowadzą ludzie a na kazaniu padają różne słowa... Czasem nawet sprzeczne z ogólną nauką kościoła!

Własnie, katolik (a nie Katolik) należy pisac Szanowny Złomiarzu.
Do kościoła chodzi się po to, by przyjmować Jezusa, uczestnicyć w ofierze, powierzać Panu Bogu wszystkie problemy i dziekować za wszystko z czego możemy sie w życiu cieszyć, wysluchać słów z Pisma Swiętego i tego, co chce nam przekazać ksiądz w kazaniu.
Gdy byłem bardzo młodym człowiekiem każda Msza św. wydawala mi się bardzo długa, takłe, gdy usługiwałem przy Ołtarzu, ale odkąd zacząłem uczestniczyć i wsłuchiwac sie w każdż Mszę św., stała się dla mnie źrodłem radości. Bardzo dobrze rozumiem osoby codziennie uczestniczące we Mszy św. ... może dlatego, że wiem jaką radościa jest spotkanie z Chrystusem Królem...

Kościół co jakiś czas zmienia te przykazania... Człowiek nie jest nieomylny!!! A w przykazaniach Bożych nie jest napisane jak dzień święty święcić! Więc chodzenie do kościoła może być zbędne...
akurat w tym zakresie Kościół nauczania nie zmienia. I nie można zapominać, że Kościół został ustanowiony przez Chrystusa. Dlatego próba przeciwstawiania Chrystusa Kościołowi, wybiórcze traktowanie wiary świadczy jedynie o niewłaściwym rozumieniu wiary.
Patronem, Ojcem każdego kościoła jest Jezus i to należy przyjąć do wiadomości. Nie łatwo jest rozpatrywać dokładnie ten temat, ale powinniśmy chociaż ogólnie omówić według mnie
Trochę bym zmieniła początek, MadziQ93 - Jezus jest Oblubieńcem, Małżonkiem całego Kościoła, tak więc i kościołów. Jeśli chodzi o chodzenie na msze, a nie przestrzeganie przykazań, to oczywiście, że jest to niesłuszne. Ale zależy też, czy chodzi o nagminne grzechy, czy nieudolność ludzką. Jesteśmy słabi, więc nie jest tak, iż po wyjściu z kościoła nie będziemy już grzeszyć. Ale jeśli chodzi się do kościoła na pokaz, to co innego. Wspomniałam o tym na początku tematu. Msza św. daje nam siły do odpierania pokus, jest źródłem naszej siły. Bóg stworzył cały swiat, można się modlić w górach czy nad morzem, ale kościól to Jego dom. Warto Go odwiedzać.

Tylko, że Msze prowadzą ludzie a na kazaniu padają różne słowa... Czasem nawet sprzeczne z ogólną nauką kościoła!


Od tego jest Urząd Nauczycielski Kościoła - to jemu zostało nadane prawo czuwania nad przekazywaniem prawdy.


A w przykazaniach Bożych nie jest napisane jak dzień święty święcić! Więc chodzenie do kościoła może być zbędne...


Więcej na ten temat jest w encyklice Jana Pawła II "Dies Domini" - nie chodząc do kościoła, a będą mimo wszystko "katolikiem" nie odrzuca się chyba nauczania papieża. Bo jak się odrzuca, to to już chyba nie jest katolicyzm jednak...

Uwaga: Nie neguje autorytetu papieża Jana Pawła II (jest On dla mnie wielkim człowiekiem) ale chce wskazać, że papież też jest człowiekiem weźmy takiego Grzegorza XVI i wydaną 7 VI 1832 r Bulle "Cum primum". Papież krytykuje tam sprawy o których nie ma pojęcia (mam na myśli powstanie Listopadowe)!

Nauczanie papieży się zmienia tak jak się zmienia świat... No może troszke wolniej niż zmieniający się świat ale jednak się zmienia!

Szanowny Edwardzie moim zdaniem wiara jest sprawą którą każdy powinien pojąć na swój sposób... Ponieważ miłość do Boga powinna być głęboko w sercu a nie na dłoni człowieka siedzącego w kościele udającego gorliwego katolika.
miłość zakorzeniona w sercu przejawi się na zewnątrz, także w kulcie oddawanym Bogu. Ale pewnie wg Twojej definicji każdy, kto chodzi do koscioła, to robi to na pokaz, a prawdziwą wiarę wyznają ci, którzy do niego nie chodzą. W tym wypadku należę do tej pierwszej grupy.

Już kiedyś tłumaczyłem sprawę nauczania dogmatycznego i zwyczajnego. Dogmaty zmianie nie ulegają.
Chciałam uniknąć sporów, które mogłyby się w tym miejscu pojawić :)

Zgadzam się z Edwardem, że chodzenie do kościoła, tak samo jak, np. przeżegnanie się przed jedzeniem jest obajwem naszej wiary. Zdarzają się tacy, którzy robią to machinalnie, ale nie wolno uważać, że każdy kto tak robi jest hipokrytą.
Według mnie , do kościoła się chodzi by pogłębić swoją wiare i przeżyć nowe doznania religijne.
Sądzę , że każdy sobie powinien również uświadomić jaką rolę pełni w kościele, jakie kroki musi podjąć by stać się kimś lepszym. Myślę , że to jest warte zastanowienia
niektorzy chodza do kosciola by poglebic swoja wiare a niektorzy bo im mama kazala swiat jest tak rozny inaczej bylby nudny a Bog i tak kocha wszystkich. :lol:
Bóg kocha wszystkich, ale właśnie dlatego powinniśmy tę miłość odzwajemniać. Czyż nie jest to wyraz miłości - przyjść na spotkanie z Bogiem w Jego domu? To, że komuś mama kazała świadzczy tylko o tym, że dziecko jeszcze nie odkryło cudowności Ofiary. Ale mama ma rację - może kiedyś odkryje.
Wipsania,


To, że komuś mama kazała świadczy tylko o tym, że dziecko jeszcze nie odkryło cudowności Ofiary. Ale mama ma rację - może kiedyś odkryje.

Uważam że, mama zamiast nakazywać chodzić dziecku do kościoła powinna sama się pofatygować i pójść ze swoim dzieckiem na mszę św. choćby po to, żeby zobaczyć co jej dziecko robi podczas mszy i co z owej mszy czerpie dla siebie?....

Pamiętam jeszcze z młodych czasów kiedy to wychodząc z kościoła otaczały nas grupki tych dzieci które mszę św. spędziły biegając wokół parkanu lub przy cherbatce w okolicznej kawiarence.

Interesowało ich tylko: jaki ksiądz odprawiał mszę?.... o czym było kazanie?...i który ksiądz owo kazanie wygłosił?.....

Jeśli więc z powodu lenistwa rodziców dzieci tak "uczestniczą" we mszy św. - to to wszelkie zabiegi poznania tych dzieci z Bogiem są w powyższych przypadkach nadaremne.

Jak widzisz Wipsanio są tego przykłady nawet na forum pt. "ale Bóg i tak kocha wszystkich".

Czyli jak widać w pojęciu niektórych można nie tylko do kościoła, ale i do kawiarni, pod parkan, do kolegi (podczas mszy św.) - Bóg jest wszędzie to i pewnie wszędzie nas kocha....smutne to spojrzenie na naszą wiarę, ale jak widać tu i ówdzie niestety praktykowane.

Pozdrawiam.
Owszem, rodzice powinni dawać swiadectwo i tutaj całkowicie się z Tobą, Drogi RA, zgodzę. Ale często dzieci i młodzież lubią chodzić we własnym towarzystwie, nie tylko, by się na Mszy św. "nie nudzić", ale żeby po prostu wspólnie przeżywać. W pewnym momencie kończy się prowadzenie za rączkę. Nie zaprzeczam jednak, że rodzice też powinni chodzić do kościoła - na tę samą lub inną Mszę, ale dzieci powinny o tym wiedzieć.
Skutkiem tego, że rodzice każą na siłę chodzić swoim pociechom do kościoła jest to, że młodzież celowo nie chodzi do niego chcąc zrobić na złość rodzicom- i zazwyczaj udaje im się to. Owszem, jest to zachowanie dziecinne ale w ten sposób coraz więcej osób oddala się od kościoła. Po to tylko żeby pokazać kto tu rządzi… Rodzice nie mogą zmuszać do chodzenia do kościoła. W pewnym momencie ich dzieci są na tyle dorosłe że same powinny zdecydować. Bo zmuszanie przynosi skutki odwrotne niż te zamierzone.
Dlatego też napisałam, że rpowadzenie za rękę musi się skończyć w pewnym momencie. A jesli dzieci będą widzieć, że rodzice tez chodzą i nie dlatego, że MUSZĄ, wtedy też łatwiej się przekonają. Ale tutaj dochodzimy już do odpowiedzialności dorosłych za młodzież.

Każdy w zyciu przezywa bunty. Oczywiście, jest taki czas, że nie chce się chodzić do kościoła. Rodzice nie powinni w tym miejscu sciągnąć na siłe, ale porozmawiać z dziećmi. Ale jeśli za tym nie pójdzie przykład, to nic z tego.
Dokładnie. Ale zniechęca dzieci też to, że rodzice nie są konsekwentni w swoich działaniach. Idą oni na msze ale w domu wciąż się kłócą itd. a tym samym zaprzeczają temu, że msza święta ulepsza ludzi. Dzieci, a czasem i młodzież przestają widzieć sens w takim chodzeniu do kościoła na pokaz. W ogóle ja nie wiem co muszą zrobić rodzice aby ich pociechy chodziły do kościoła, a nie na spacery w czasie mszy. Zmusić nie można ale wszczepić dobry przykład też jest trudno jeśli nie przestrzega się pewnych zasad... Jak np. świecenie dobrym przykładem też poza kościołem.
Poruszyłaś tu bardzo ważną kwestię - umiejętność świecenia przykładem. To bardzo trudne, zgadzam się. Dlatego taka odpowiedzialność ciąży na rodzicach. W końcu bycie rodzicami to nie wakacje.
Bóg nas na pewno kocha, bo gdyby tak nie było nie oddał by życia za nasze grzechy. Każdy jak wyżej jest napisane powinien Mu to odwzajemniać przynajmniej w pewnym stopniu
MadziQ93 - to nie o to chodzi, czy nas kocha, ale o to, że nie powinniśmy tego lekceważyć. Posatwa "Pan Bóg i tak mnie kocha i zawsze mi przebaczy" jest poważnym grzechem.

Uczestnictwo w Mszy św. powinno być naturalnym odruchem, a nie tylko poczuciem obowiązku.
@Wipsania: jednak MadziQ93 nie napisala, ze Bog nas kocha, wiec i tak na przebaczy - tylko, ze gdyby Bog nas nie kochal to nie zmarl by za nasze grzechy, dlatego musimy mu sie odwdzieczac. Taka postawa na pewno nie jest grzechem :P.

Poza tym - uczestnictwo we Mszy nie moze byc odruchem, bo kazda rzecz "wyzszej wagi" jak staje sie odruchowa, to jest przezywana byle ...
Tu nie tylko chodzi o świecenie przykladem. Trzeba zrozumieć że dzieci i młodzież inaczej niż dorośli rozumieją potrzebę chodzenia do świątyni. Uważam że oprócz coniedzielnej Mszy Św. należy dać im szeroką palete możliwości spotkania z Panem Bogiem, zainteresować ich na różny sposób wiarą tak aby każde z nich mogło znalezć coś dla siebie nawet wtedy a może szczególnie wtedy gdy coniedzielna Msza Sw. ich poprostu nudzi. Prosze zauważyć że jeśli jakiegoś młodzieńca nie interesuje chodzenie do kościola natomiast interesuje go gra w bilard to może i ksiądz powinien postawić stół bilardowy na plebanii zorganizować wieczory bilardowe dla młodzieży i tam przez zabawe zainteresowac ich wiarą. Trzeba pamietać że każdy nacisk powoduje bunt. Nie możemy kazać dzieciakom chodzić do kościoła bo się będą przed tym bronić na wszelkie możliwe sposoby. Mnie naprawde martwi nie tyle młodzież która nie chodzi do kościola co ksieża niepotrafiacy poradzić sobie z problemem nie chodzenia dzieciaków do kościoła bo jeżeli dzieciaki zyja dzisiaj w świecie konsumpcyjnym atrakcyjnym pociagajacym często zabawnym kolorowym i beztroskim to przedstawmy im wiare pismo świete przykazania wlasnie w sposób atrakcyjny taki poprostu fajny żeby ksiadz nie kojarzył im sie z nudziarzem, bo to co jest nudne dzieciaki odrzucają. Ja wiem , że kościół to poważne miejsce ale wiem też, że pietnastolatek nie mysli tak jak sześcdziesieciolatek. I uważam, że duchowni nie staja na wysokości zadania, liczba młodzieży w kosciele sie zmniejsza i teraz odpowiedzmy sobie na pytanie dlaczego ??? i na drugie? jak to zmienic???
Postawa "Bóg mnie kocha więc i tak mi przebaczy" jest grzechem pychy (człowiek robi co chce bo i tak jest pewien, że Bóg mu przebaczy). I ponoć także grzechem przeciwko duchowi świętemu. Trwanie w czymś takim i liczenie na Boże miłosierdzie jest grzechem. Więc jeśli ktoś nie chodzi do kościoła tylko i wyłącznie dlatego, że uważa, że skoro Bóg kocha wszystkich to i tak mu wybaczy, powinien się z tego wyspowiadać.

Prosze zauważyć że jeśli jakiegoś młodzieńca nie interesuje chodzenie do kościola natomiast interesuje go gra w bilard to może i ksiądz powinien postawić stół bilardowy na plebanii zorganizować wieczory bilardowe dla młodzieży i tam przez zabawe zainteresowac ich wiarą.

Znałem takiego księdza... Grało się z nim w bilard, noge, chodziło się z nim na mecze Lecha a po zwycięskim meczu na piwo, wygłaszał świetne kazania (nigdy nie mówił o polityce ani o pieniądzach mówił o wierze)... Przyciągał tłumy do kościoła. Po śmierci Jana Pawła II On wyjechał na Litwe a ja i wielu moich znajomych przestało chodzić do kościoła (moim zdaniem jestem teraz bardziej utwierdzony w wierze niż wtedy gdy chodziłem regularnie do kościoła)!
Utwierdzony może i się czujesz, ale na jak długo to wystarczy? Ksiądz jest tylko narzędziem w rękach Boga. Może być dobrym lub złym. Pierwszy przyciąga ludzi, drugi odpycha. Ale celem zawsze jest Pan Bóg. Wiara dla wiary, to nie całkiem to, o co zapewne chodziło Twojemu kapłanowi.

Wiara dla wiary, to nie całkiem to, o co zapewne chodziło Twojemu kapłanowi.

Tu nie chodzi o wiare dla wiary tylko o miłość do Boga poprzez wiare!


Niestety po śmierci Jana Pawła II natrafiam tylko na kiepskich księży (zamało dajecie na składke, nie mam pieniędzy, cała lewica to złodzieje- fragmenty "kazania")

Współczuję. To jest przykład takiego odpychającego księdza. Ale jeden ksiądz to nie od razu Kościół. Zgadzam się z Tobą, że
Widzę, że tylko ja tu jestem wierzącym nie uczestniczącym we mszy świętej. Dlatego opowiem całą historię jak to się stało, że nie chodzę na msze choć kiedyś chodziłem bardzo często.

Zapewne każdy z nas pamięta dzień śmierci Jana Pawła II... Mieszkam na wsi (niedaleko Wrześni), więc gdy zaczęły bić dzwony kościelne i wyć syrena OSP wyszedłem przed dom. Dowiedziałem się, że zmarł papież. Wraz z moimi przyjaciółmi zebraliśmy się w kościele. Zebrało się tam ok. 200 osób z czego ponad 150 to byli ludzie w wieku 15-25 lat. Następnego dnia na mszy w kościele usłyszeliśmy słowa proboszcza: "Młodzi ludzie z naszej wsi są nie czuli nikt z nich nie zjawił się wczoraj w kościele gdy zabiły dzwony obwieszczające śmierć Jana Pawła II." na te słowa 70% wiernych wstała i wyszła modlić się pod krzyżem 100 m od kościoła. W tym czasie ksiądz który uczył mnie religii postanowił wyjechać na Litwe (pisałem o nim wcześniej). Od tej pory w kościele u mnie we wsi młodzież nie uczestniczy w eucharysti... Niestety to nie koniec... rozpocząłem poszukiwania innego kościoła ale tam słyszałem ciągle te same słowa: zamało dajecie na składke, nie mam pieniędzy, cała lewica to złodzieje... Ja do kościoła chciałem chodzić by porozmawiać z Bogiem a nie słyszeć, że proboszcz nie ma pieniędzy! Od tej pory kościół odwiedzam podczas świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocnych oraz gdy jest jakiś pogżeby lub ślub.

Od tamtej pory ugruntowało się we mnie przekonanie, że najważniejsze jest serce i to jak w nim wygląda kwestia wiary!
Twoja historia jest rzeczywiście smutna. Rozumiem więc Twoją drogę, ale jak się domyślam, i Ty rozumiesz mnie. Wiem, że ksiądz potrafi bardzo denerowować. Sama miałam nieprzyjemne przejścia. Doceniam również Twoje wysiłki w znalezieniu innej parafii. Pozostaje mi więc życzyć Ci szybkiej zmiany proboszcza, na kapłana z prawdziwego zdarzenia.

Przyciągał tłumy do kościoła. Po śmierci Jana Pawła II On wyjechał na Litwe a ja i wielu moich znajomych przestało chodzić do kościoła (moim zdaniem jestem teraz bardziej utwierdzony w wierze niż wtedy gdy chodziłem regularnie do kościoła)!

można jednak zapytać: przyciągał ludzi do Chrystusa, do Kościoła, czy przyciągał do siebie? Chodziliście do kościoła dla księdza, bo było fajnie, czy dlatego, że tam był Bóg?
Nie mówię, że oddziaływanie poprzez zabawe nie jest ważne. Ale zawsze powinno prowadzić do Jezusa...
U mnie w parafii jest przykład świetnego księdza, który prowadzi duszpasterstwo akademickie ( w pobliżu jest Uniwersytecki Szpital Dziecięcy i akademiki Wydziału Farmacji UJ ) i jest prezesem Stowarzyszenia "Wiosna" ( on też był pomysłodawcą i założycielem ). Ów ksiądz prowadzi bardzo luźne Msze, oczywiście przy zachowaniu wszystkich kanonów. Zawsze są śpiewy, w czasie kazań interesujące i, często, zabawne opowiadania bądź historie z życia jego, jego znajomych lub osób, których spotkał, świetnie ilustrujące daną Ewangelię. Jak już wspomniałem, Msze odchodzą trochę od takiej typowej Mszy - na przykład, po słowach "Przekażmy sobie znak pokoju", on przekazuje go lektorom, którzy przekazują go do ministrantów i wiernych, po czym idzie to ławkami ( uczył nas nawet jak ułożyć ręce do tego ). Podczas innej Mszy, wychodząc wraz z lektorami i ministrantami szedł i klaskał do taktu muzyki ( grała schola studencka ).
Jak widać, ma bardzo ciekawy sposób prowadzenia Mszy, ale to właśnie pokazuje to, że można mówić o Bogu w bardzo wesoły sposób
Ten kto nie chce chodzić do kościoła niech nie chodzi, ale chociaż trzeba go poinformować, że nie dostanie nagrody w niebie.
Ja chodzę, jestem praktykantem, katolikiem. Co niedziela i w święta można mnie zobaczyć w kościele. A chodzę, bo chcę poszerzać swoją wiarę przez modlitwę i słuchania księdza na mszy, bo często mówi ciekawe rzeczy, trzeba tylko umieć wysłuchać...
W mojej parafii do której uczęszczam jest dwóch księży: ksiądz probosz i ksiądz wikary. Uważam, że jest to proporcjonalne, ponieważ mogę jednocześnie umacniać swoją wiarę poprzez słuchanie dwóch księży na jednej mszy. I to na pewno by mi pomogło w tej kwestii. Nieprawdą by było, że kościół nam nie pomaga w różnych sytuacjach, a zwłaszcza w życiu codziennym. Tu na pewno już wielokrotnie padały słowa: "Kościół uczy nas jak stać się lepszym człowiekiem" jeśli mam okazję to również się do tego dołącze, ponieważ myślę , że jest to istniejącą prawdą.

Ja do kościoła chciałem chodzić by porozmawiać z Bogiem a nie słyszeć, że proboszcz nie ma pieniędzy! Od tej pory kościół odwiedzam podczas świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocnych oraz gdy jest jakiś pogżeby lub ślub.

Od tamtej pory ugruntowało się we mnie przekonanie, że najważniejsze jest serce i to jak w nim wygląda kwestia wiary!


na pewno, jeżeli tak wyglądała sytuacja, jak opisałeś, miałeś prawo się zrazić. Na szczęscie jest tak, że Pan Bóg potrafi docierać do czlowieka różnymi drogami. Jeżeli będzie Ci zależało na szukaniu prawdy, to wcześniej czy później odkryjesz wartość Eucharystii, modlitwy we wspólnocie.
Może takie doświadczenie, jakie jest obecnie twoim udziałem, pozwoli Ci bardziej świadomie wybrać. Sam kiedyś przez to przechodziłem, trzeba było czasu, bym pewne rzeczy odkrył. I do tego potrzebne jest serce.
Ja też miałem ogromny kryzys wiary.Kiedyś byłem ministrantem,później lektorem aż w końcu ksiądz proboszcz zaczął wiązać nadzieje że zostanę księdzem(w mojej parafii nie było powołania kapłańskiego od 20 lat!).Chciał mnie wysłać na 2 dni do seminarium żebym zobaczył jak żyją klerycy, kazał mi śpiewać psalmy i jak była wizyta biskupa to zaczął mówić że ja chce zostać księdzem itd! Od tamtej pory zacząłem chodzić coraz rzadziej do Kościoła aż w pewnym okresie całkowicie przestałem uczęszczać na msze świętą.
Tylko po to żeby pokazać że wcale nie chcę zostać księdzem. Jednak po okresie około roku zrozumiałem że to nie ma sensu i że Bóg jest mi potrzebny! Dziś nie zawsze chodzę co niedzielę do kościoła ale jak idę to idę żeby się naprawdę modlić a nie stać pod kościołem i wymieniać się plotkami jak to robi młodzież z mojej parafii. Ja idąc do kościoła chcę też odnaleźć bądź odkryć na nowo Boga.

PS.Sweet_She nasz proboszcz kazał dzieciom oddać 1/10 z pieniędzy które dostały
na komunię oddać na misje .Ale my nie chodzimy dla księży do kościoła oni są narzędziami w rękach Stwórcy, ale też są ludźmi grzesznymi jak my pamiętaj o tym pozdrawiam !
Ciekawa jest Twoja historia, dida88. To prawda, że stawianie kogoś w takiej sytuacji często wzbudza przekorę i w związku z tym, efekt jest odwrotny od oczekiwanego. Ale dobrze, że udało Ci się na nowo odkryć sens Mszy św.
tak, dobrze, że stało się tak, jak się stało. Zawsze mnie zastanawia takie działanie człowieka, które probuje wymusić powołanie. Przecież gdyby stało się tak, że pod naciskiem proboszcza nawet byś trafił do seminarium, a nie byłaby to Twoja droga, to byłoby tylko rozczarowanie, a może nawet rozgoryczenie.
Nacisk bliskich, a zwłaszcza w przypadku osób pochodzących z małych środowisk, także presja środowiska lokalnego mogą być tak duże, że ktoś nawet może przejść czas seminarium, bo nie ma dokąd wracać - a później zaczynają się problemy, osobiste tragedie...
Masz rację Edwardzie. A potem cierpią parafianie. I często taki ksiądz odpycha ich od Kościoła. Kryzysy się zdarzają, ale pomyłka w powołaniu, to ogromny błąd.
cierpią parafianie, cierpi też sam ksiądz. Bo rozdarcie, które w nim jest nie może być niczym wypełnione. Gorycz jest coraz większa. Czasem dochodzi do porzucenia kapłaństwa - i to jest bardzo często najrozsądniejsze wyjście...
To bardzo trudna decyzja. Bo przecież księdzem jest się na całe życie. Bardzo trudno jest podjąć taką decyzję i pozostać na łonie Kościoła.
Chyba jednak trudno jednoznacznie określić owe trudności w podejmowaniu decyzji - "być nadal księdzem?...czy wystąpić?..."

Znam przypadek jednego z kapłanów w parafii w której do niedawna mieszkałem który wystąpił z kapłaństwa na rzecz kobiety z którą przydarzyło mu się dziecko.
Początkowo było widać że nie radzi sobie on w nowej roli ojca i męża, ale po jakimś czasie doszedł chyba do siebie, znalazł pracę jako organista (i to bardzo bobry) w pobliskiej parafii, gdzie pracuje do dziś.

No, może tylko w pewien sposób drażnią go jeszcze tu i ówdzie te głośnie szepty..."to ten co był księdzem" od których pewnie jeszcze długo się nie uwolni.

A jednak ważnym jest podjąć odpowiednią decyzję w podobnych sytuacjach, gdyż upieranie się w kontynuowaniu kapłaństwa do którego straciło się jakby przekonanie może tylko zaszkodzić zarówno samemu kapłanowi, jak i niemal całej parafii.

Znam przypadek jednego z kapłanów w parafii w której do niedawna mieszkałem który wystąpił z kapłaństwa na rzecz kobiety z którą przydarzyło mu się dziecko.
takich przypadków jest pewnie wiele, różnie się kończą. Nie o takiej sytuacji mówiłem jednak. Nie zawsze bowiem porzuca się kapłaństwo dla kogoś (kobiety). Często ludzie, którzy przyjęli ten sakrament pod presją środowiska (rodzinnego, lokalnego) porzucają kapłaństwo z poczucia pustki, a wówczas też nie potrafią zbudować życia rodzinnego. Kobieta może się jawić jako swoiste koło ratunkowe dla samotności, ale nie zawsze takiemu człowiekowi udaje się zbudować dojrzałą relację.
Edward,


takich przypadków jest pewnie wiele, różnie się kończą. Nie o takiej sytuacji mówiłem jednak. Nie zawsze bowiem porzuca się kapłaństwo dla kogoś (kobiety).

Ależ ja podałem tylko jedną z przyczyn porzucania kapłaństwa (w tym przypadku dla kobiety), gdyż ta przyczyna chyba najbardziej rzuca się ludziom w oczy, ale bynajmniej nie twierdzę że kobiety są tego głównymi przyczynami.
problem polega na tym, że zbyt często posługujemy się stereotypem - jak kapłan odchodzi, to przez kobietę. To są bardziej złożone problemy. Często kobieta jawi się jako swoiste koło ratunkowe dla kogoś, kto nie potrafił poradzić sobie z samotnością, z trudami takiego życia. Kaplaństwo jest jednak tym sakramentem, ktorego nie można się pozbawić, nawet je porzucając. I to rozdarcie wewnętrzne przypomina o sobie.
A mnie się wydaje, że kapłani odchodzą, bo nie potrafią sobie poradzić z samotnością i monotonnością. Uważam, że ich życie cały czas toczy się wokół tego samego. Każdy dzień jest taki sam. Może im brakować wielu rzeczy takich jak wypad z kupmlami w nocy itd. Choć to i tak nie do końca, ponieważ do seminarium w większości idą ludzie, którzy są inni niż zwykli:D Ja należę do OAZY i znam kilku księży bardzo dobrze, powiem tyle, że są oni super:)
Księża przecież już w seminarium są przygotowywani do swojego niezwykłego posłannictwa. A co do monotonności ich życia… według ciebie ksiądz nie może się spotkać z kolegami na piwo? Poza tym można powiedzieć, że małżeństwo tez jest monotonne po pewnym czasie. Praca, dom, dzieci i znów to samo. Każda beztroska się kiedyś kończy. Ja powiedziałabym nawet, że księża mają bardziej urozmaicone życie niż niejeden człowiek stanu wolnego. Nigdy przecież nie wiedza jaka będzie kolejna parafia do której trafią. Sama znam księdza, który na stagnacje nie narzeka. Chodzi na basen, gra z młodzieżą w hokeja i koszykówkę.
A ja znam księdza który zrezygnował z życia duchownego, ma 2 dzieci i ,,żonę".Wybrał monotonne życie? Czy może pomylił się ze swoim powołaniem? Seminarium nie zawsze dokona odpowiedniej ,,selekcji", dopiero życie pokaże dalsze powołanie. Ale trzeba zaznaczyć
jak ważną role gra modlitwa w intencji księży, ponieważ każdy człowiek a szczególnie ksiądz potrzebuje naszego wsparcia poprzez modlitwę.Nasza modlitwa dodaje księżom wiary w swoje posłannictwo, trzeba im mówić że się za nich modli żeby czuli potrzebę i skuteczności działania swojego posłannictwa.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •