wika
Już dawno zrozumiałam, że Egipcjanie byli takimi samymi ludźmi jak my ze swoimi namiętnościami i ułomnościami. To akurat nie zmieniło się od wieków. Założyłam ten temat dla takich tropicieli jak ja (mam nadzieję, że nie jestem osamotniona :) i znajdą się Ci, którym przyjemność sprawia dowiedzenie się o prawdziwych odczuciach starożytnych Egipcjan. Wbrew tytułowi nie muszą to być tylko oszustwa, ale wszelkie przejawy zachowań ludzkich ujawniających emocje i te dobre i te złe
Zacznę jako pierwsza :) Rzecz będzie o siedemnastej kampanii Totmesa III, w której wyruszył by rozbić antyegipską koalicję książąt Mitanni i Kadesz. Szybkie działanie Totmesa powoduje, że książę Kadesz nie miał czasu na przygotowanie się do starcia. Zamyka się w twierdzy, ale jest w złym położeniu - nie ma szans na długie utrzymanie się. Jedyna nadzieja to wymknąć się z twierdzy i wywołać rozruchy na tyłach armii faraona. Pomaga mu podstęp.
Pod miastem stoi armia Totmesa. Morze rydwanów. Konie jak malowanie. Książe Kadesz otwiera bramę twierdzy i ... wypuszcza za mury klacz w rui. :) Uważa, że w zamieszaniu jakie klacz wywoła wśród zaprzężonych do egipskich rydwanów ogierów zdąży się wymknąć z twierdzy.
Co prawda nie udało mu się, bo żołnierze faraona dopadają i zabijają klacz, ale przyznajcie sam pomysł - prosty, a genialny. Sprytne świństewko!
Jeśli wytropicie podczas czytania, nauki bądź szperania w necie coś co potwierdza tezę tego tematu "Egipcjanie ludźmi takimi jak my" to nie omieszkajcie się tym podzielić.
Pozdrawiam innych detektywów :)
Ja jak zwykle bez podawania szczegółów, bo nic nie pamiętam i jakoś nie mogę znaleźć konkretów w wielkiej skarbnicy wiedzy. Słyszałam jednak taką historię:
Pewien architekt pracujący przy budowie królewskich grobowców adoptował bezdomnego chłopca i wyuczył go zawodu. Młodzieniec okazał się także wziętym architektem, i wkrótce op śmierci przybranego ojca został zwierzchnikiem budowy - ku wściekłości swojego wuja, który uważał, że to on powinien był odziedziczyć "interes" brata. Wuj poprzysiągł zemstę, i okazało się, że słusznie postanowił śledzić bratanka i zapamiętywać każde jego potkniecie - okazało sie bowiem, że mimo starannego wychowania w dziecku ulicy odezwał się złodziejski instynkt - dysponując planami grobowców został szefem szajki złodziei plądrujących miejsca spoczynku faraonów. Wpadł dzięki obserwacji wuja, który nie omieszkał na niego donieść. Złodzieja skazano na śmierć, jego ciało rzucono na pożarcie pustynnym zwierzętom, a jego imię skuto ze wszystkich napisów.
Tak więc Egipcjanom nie obce były takie uczucia jak zazdrość i chciwość, można też było spotkać cały wachlarz zasad moralnych, zależnie od wychowania.
Przez całe stulecia faraonowie chwalili się swoimi armiami, dzielnością ich żołnierzy, walecznością, odpornością na trudy.....
Tymczasem jeden z pisarzy z okresu Nowego Państwa przedstawia taki oto opis losów egipskiego żołnierza tamtych czasów:
"Chodź, opowiem ci o losie piechura, bardzo uciążliwym.
W dzieciństwie oddają go do koszar. Bolesne ciosy
spadają na jego ciało, okrutne ciosy na oczy, ostre ciosy
na czoło. Leżącego na ziemi bije się jak kawałek papirusu. Chodź, opowiem ci
o jego wyprawie do ziemi Charu i jego marszu poprzez góry. Chleb i wodę dźwiga
na własnych ramionach jak objuczony osioł. Pije cuchnącą wodę i czuwa w czacie
pokoju. Gdy spotka wroga, jest jak związany ptak, bez sił w członkach.
Jeśli uda mu się wrócić do Egiptu, jest jak kij zżerany przez robactwo - cały jest chory.
Sparaliżowanego odwożą na grzbiecie osła".
Jest to jakby część zapisanej "chwały" żołnierzy armii faraona.
Dziś zresztą jest podobnie - żołnierze walczą, giną, znoszą największe trudy, a ich dowódcy zbierają za nich niemal wszystko to co najlepsze.
Pozdrawiam.