wika
Witam
W 1985 roku PKP przewiozło około miliarda ludzi, a gęstość sieci kolejowej w naszym kraju wynosiła 8,5 km/100 km2. Jeszcze w połowie lat 90. rocznie polska kolej przewoziła 500 mln osób, a gęstość sieci wynosiła 7,6 km/100 km2. Obecnie te wskaźniki wynoszą odpowiednio: nieco ponad 200 mln i ok. 6 km/100 km2...
Co sprawiło, że polska kolej w ostatnich latach tak szybko traci klientów i likwiduje własną sieć? Rozwój motoryzacji indywidualnej...no pewnie też, ale w bardziej zmotoryzowanych Czechach koleją podróżuje tyle samo pasażerów co w czterokrotnie większej Polsce.
Czy to wina PKP? Niedoinwestowanego taboru?
Jaka jest Wasza opinia na temat naszych kolei?
Pozdrawiam
PS W wielu miejscach w Polsce tory są w tak złym stanie, że prędkość szlakowa jest ograniczana do...50/60 km/h! Nie mówiąc już o bocznych liniach, gdzie pociąg mknie 20, lub najczęściej wcale.
Ja często podróżuję koleją! Ostatnio więcej niż samochodem ponieważ jest taniej podróżując samotnie koleją niż samochodem. Plus jazdy koleją to również czas na naukę lub na pisanie pracy. Za kierownicą człowiek raczej nie poczyta książki…
Dlatego, że często podróżuję widzę jej nie dociągnięcia! Do najpoważniejszych zaliczam:
1.Niedostosowanie odjazdu pociągu do trybu pracy/nauki podróżnych.
2.Nie dbanie o klientów krótkich tras (do 50 km.).
3.Mała ilość połączeń w danym kierunku (co z tego, że pojadę gdzieś koleją jak później będą kłopoty z powrotem).
4.Zatłoczenie na najbardziej popularnych trasach (czasem jest tak tłoczno, że stać nie ma gdzie a co dopiero usiąść).
5.Stosunek pracowników PKP do pasażerów (choć ostatnio się to zmienia).
6.Opóźnienia (mimo zgłoszenia przesiadki zdarzało mi na nią nie zdążyć i pozostawało mi oczekiwanie nawet parę godzin za następnym pociągiem).
7.Totalne zamieszanie na dworcach (Ma odjechać z toru 2 peronu 3 a odjeżdża z toru 2 peronu 2 – choć ostatnio to również się zmienia).
8.Wycofywanie połączeń (jak nie ma pociągu to i nie ma klienta).
Mimo wszystko lubię jeździć koleją… aczkolwiek te punkty zniechęcają do jazdy koleją prawda?
Ja także ostatnio często jeżdżę koleją, bo aż wieje od niej uczucie taniości. Wiadomo, że studenta nie będzie stać na inny środek transportu np. z Krakowa pod Grunwald, ale do tego dodać muszę, że lubię pociągi. Są powolne, nie dojeżdżają tam, gdzie by się chciało, i jeżdżą rzadko, ale są też wygodne i w miarę bezpieczne. Jeszcze nigdy nie miałam problemów z opóźnieniem pociągu ani podstawieniem go na zły tor.
Ostatnio odnoszę też wrażenie, że kolej mimo wszystko się zbiera. Powstają nowe, podmiejskie połączenia, do użytku wprowadza się nowy tabor (tak! jakkolwiek nieprawdopodobne może się to wydawać, widziałam nowe pociągi. I nie były to zabłąkane intercity z Niemiec, ale najprawdziwsze stojące na bocznicy w rządku nowe śliczne pociągi.)
W dalekobieżnych liniach zwiększa się też komfort jazdy. Ostatnio wsiadłszy do ekspresu szukałam gorączkowo przedziałów 2 klasy, bo pomimo napisów na drzwiach nie chciało mi się wierzyć, że te przytulne czyste przedziały są dla zwykłych śmiertelników, i dopiero konduktor na dobre mnie uspokoił.)
Jeszcze nigdy nie miałam problemów z opóźnieniem pociągu ani podstawieniem go na zły tor.
Szczęściara... ale tak na poważnie, nie wiem ile ty spędzasz czasu na podróży koleją ale opóźnienia (częste) to normalka i nie spóźniają się pociągi dopiero startujące czyli takie które rozpoczynają trasę od danej stacji.
nie spóźniają się pociągi dopiero startujące czyli takie które rozpoczynają trasę od danej stacji.
Ciągnąc na zachód przeważnie dosiadam się w Krakowie do pociągu ciągnącego od Rzeszowa czy gdzieś tam od granicy - i jeśli były spóźnione, to minutkę - dwie. Może to jakaś magiczna trasa?
pasażer wsiadający do pociągu jest własnością PKP, niestety, ta zasada wciąż nie uległa zmianie.
pasażer wsiadający do pociągu jest własnością PKP, niestety, ta zasada wciąż nie uległa zmianie.
Tak! Brawo - nie wiedziałem, że można to tak krótko zdefiniować! Jedno zdanie Szanownego Edwarda jest równe całemu mojemu wywodowi... Zgadzam się z Tobą w 100%!
to nie jest moje zdanie, aczkolwiek w 100% się z nim zgadzam. Jego autorem jest jeden z ulubionych moich satyryków. Zresztą na temat kolei wypowiedział się kilka razy. Omawiając nieistniejący już festiwal w Kołobrzegu, mówił o repertuarze. Wspomniał o różnych dziełach, a między innymi o balladzie o kapralu, który padł na piątym torze i pociągu nie doczekał. I skomentował: Proszę Państwa, kiedy patrzę, jak jeżdżą te nasze pociągi, to mam wrażenie, że ten kapral tam dalej leży.
Jadę właśnie pociągiem i jest jedna sprawa która mnie denerwuje... Po co w wagonie gniazdka skoro i tak w nich nie ma prądu? Człowiek ma nadzieję, że podłączy laptopa a tu... zonk! Rozumiałbym gdyby to była 2 klasa ale to jest pierwsza! PKP nie umie dbać o klientów... I potem się dziwić, że ludzie narzekają na PKP!
No ale co - jest modernizacja? Jest!
co prawda to nie kolej, ale też tabor szynowy. Granice absurdu zostały już przekroczone:
Dlaczego, pasażer Waszego tramwaju nie może przesiąść się z wagonu do wagonu?
Janusz Rajces, rzecznik wrocławskiego MPK:
- Może, tylko musi skasować drugi bilet.
-Jak to? Przecież nadal jedzie tym samym tramwajem i ma bilet.
- Regulamin przewozowy mówi wyraźnie: bilet jest ważny w tym wagonie, w którym został skasowany.
- Przepis przepisem, ale staram się zrozumieć jego sens. Tak naprawdę, dlaczego nie mogę zmienić wagonu?
- Przebiec na czerwonym też pani może, tyle że ryzykuje pani wypadkiem albo mandatem. A tutaj ryzykuje pani, że złapie ją kontroler.
- Ale przechodzenie na czerwonym świetle jest niezgodne z prawem, a przesiadanie się z wagonu do wagonu nie.
- Jakby się ludzie tak przesiadali, to kontrolerom byłoby trudno pracować.
- Czyli wygoda kontrolerów ma być argumentem?
- Argumentem jest przepis. A poza tym, jeśli kupuje pani bilet na pociąg, to, chociaż do Gdańska jedzie i 15.30, io 18.15, topani ma bilet tylko na ten o 15.30.
- Przepraszam, ale tylko, jeśli to miejscówka, a u nas jakoś w tramwajach ich nie ma.
- A po co w ogóle się przesiadać?
- Przecież są sytuacje, kiedy trzeba się przesiąść, na przykład, gdy w naszym wagonie jadą pijani, agresywni ludzie.
- O tak, uciec jest najprościej, a przecież trzeba zainterweniować.
- Szczególnie, gdy się jedzie na przykład z małym dzieckiem?
- Nie ma powodu, by zmieniać wagon. Można, podejść do motorniczego, a on już wie, co robić.
- Ale przecież w drugim wagonie nie ma motorniczego...
- No właśnie, on przestrzega przepisu. Nie ma go w drugim wagonie, bo nie może przejść, gdyż też musiałby skasować bilet.
- To jak interweniować, jeśli jest się w drugim wagonie, w którym nie ma motorniczego?
- Przejść do pierwszego i skasować bilet...
- Skasować bilet?!
- Oczywiście. Przepis jest wyraźny.
- Czy motorniczy przejdzie do drugiego wagonu i interweniuje?
- Jeśli skasuje mu Pani bilet, to tak.-
- Ja mam kasować bilet za motorniczego?!
- Oczywiście, przecież mówiłem Pani, że motorniczy nie przechodzi, bo musiałby kasować bilet. Jeśli chce Pani interwencji, to musi Pani mieć dodatkowy bilet dla motorniczego, a najlepiej dwa, żeby mógł wrócić do pierwszego wagonu.
- A po co będzie jeszcze przechodził?
- Jak to po co? Ktoś musi kierować tramwajem!
- To nie może po prostu przejść jak człowiek?!
- Proszę Pani, przecież przepis wyraźnie mówi, że bez skasowania dodatkowego biletu nie można przechodzić... Poza tym motorniczy to nie jakiś człowiek, a motorniczy. To zasadnicza różnica!
- Wie Pan, to ja wolę zostać w tym pierwszym wagonie i nie interweniować...
- No widzi Pani, od razu mówiłem: po co przechodzić i robić zamieszanie...
Wywiad jest autentyczny, choć ciężko w to uwierzyć.
choć ciężko w to uwierzyć
Rzeczywiście trudno jest uwierzyć w autentyczność tego wywiadu, ale znając polskie realia chyba jednak trzeba wyzbyć się wszelkich wątpliwości.
Kolejny przykład absurdalnych przepisów, jakich doświadczamy żyjąc w naszym kraju.
To straszne! To mi brzmi, jak kabaret z czasów komunizmu. Ja rozumiem przestrzeganie przepisów, ale ten jest przecież bezsensowny!
I jeszcze z jakim przekonaniem ten człowiek rozmawia z reporterem! Jakby nie widział absurdalności całej tej sytuacji i tego jak groteskowe są jego argumenty! W ogóle groteska to chyba nalepsze określenie na cały ten wywiad... Ale przyznam, że w życiu nie słyszałam o takim przepisie!
Ja akurat czytałem już ten wywiad. Nie ma miasta Londyn, jest Lądek - Zdrój .
Ten wywiad to chyba z kabaretu
Moim zdaniem pojazdy szynowe są już anachronizmem. Jedynym krajem gdzie koleje nie są deficytowe jest Japonia. Podczas gdy Europejczycy zachwycają się superszybkim pociągiem, który z pasażerami i tak będzie jeździł połowe wolniej, w USA, Chinach buduje się autostrady. Transport kołowy jest szybszy i wygodniejszy. Tyczy się to nie tylko pociągów ale i tramwajów. Jedyną formą transportu szynowego który ma rację bytu jest metro bo nie zajmuje miejsca, jest szybkie i można je rozbudowywać bez zakłócania życia w mieście. Wystarczy spojrzeć na to co się właśnie dzieje w Krakowie - przez budowę około 2 km nowej linii tramwajowej w korkach stanęło pół miasta. Jeśli takie miasta jak Warszawa (bez dalszej rozbudowy metra) Kraków Łódź, Wrocław, Poznać itd będą się dynamicznie rozwijać, zagęszczać zabudowę i zwiększac liczbe mieszkańców to bez metra po prostu dosłownie staną w korkach. prosze sobie wyobrazic jaby nagle znikło metro w Londynie czy NY - Sodoma i Gomora