wika
Pora chyba porozmawiać o tym, co znajduje się w naszych spiżarniach. Cały okres letni to czas, gdy wiele gospodyń spędza bardzo pracowicie. Robienie przetworów na zimę jest moim zdaniem bardzo ważne, bo nie ma jak to własne konfitury, dżemy, soki, marynowane grzyby, papryka, ogórki etc. Oczywiście półki sklepowe oferują nam całą masę produktów z pięknymi etykietami, ale po przeczytaniu składu na wieczku często odkrywamy, że zawarte tam składniki przypominają tablicę Mendelejewa, czyli lepiej chyba troszkę się napracować, ale zjeść smacznie i zdrowo.
Czy w waszych domach przygotowuje się przetwory na zimę, a jeśli to, jakie?
Zapraszam
No, moja spiżarnia już się znacznie zapełniła.
Obecnie dominują głównie różnego rodzaju kompoty i sałatki.
Te ostatnie są w najróżniejszym asortymencie.
W jednych słoikach dominuje marynowana papryka, w innych pomidory, kapusta i ogórki, a jeszcze w innych warzywne sałatki składające się z całej gamy warzyw które pachną nawet przez zamknięty szczelnie słoik.
Brakuje jeszcze marynowanych i suszonych grzybów oraz moich ulubionych ogórków w musztardzie.
Magda ma całkowitą rację - własna spiżarnia z oryginalnymi marynatami, to niepodważalne bogactwo które pozwala przetrwać zimę.
Ponadto nic naszym zaprawionym "swojakom" nie dorówna...no i nie musimy się zastanawiać - "co właściwie jemy?", a to pytanie samo nasuwa się niemal za każdym razem gdy czytamy na etykietach rzeczy zakupionych w sklepach - benzoesan sodu, przeciwutleniacze, polepszacze smaku.....oj!...już mnie zgaga piecze.
Pozdrawiam.
U mnie w domu zawsze sierpień i wrzesień to czas na zapełnianie spiżarni na zimę.
Ogórki, papryka, gruszki w occie i na słodko, pomidory w kawałkach, dżemy, powidła, sałatki, grzybki etc. etc. to wszystko jest peklowane, wysmażane, konserwowane, kiszone, mrożone, marynowane, peklowane ażeby godnie służyło mojej rodzinie przy stole w trakcie zimy.
Sam jeszcze nie znam się na wszelkich tajnikach tej sztuki kucharzowania smakołyków ale mogę się pochwalić umiejętnością przyrządzenia sfermentowanych owoców które po jakimś czasie przemieniają się w wino.
W tym roku przez moje ręce przeszło 20 kg papryki ( 10 kg do sałatki i 10 kg do marynowania), 5 kg cukinii, i jakieś 40 kg ogórków ( większość poszła do kiszenia, a reszta do trzech rodzajów sałatek). Przez dwa dni miałam ręce pomarańczowe z papryki. A to jeszcze nie koniec. Czekają na mnie dżemy i marmolady: jabłkowa, śliwkowa, i dyniowa ( zwykle jest jeszcze wiśniowa ale w tym roku wiśni nie było więc mam roboty mniej). No i jeszcze będę pewnie asystowała tacie przy robocie wina. Podejrzewam, że przypadnie mi najgorsza robota- obrywanie winogron z gałązek.
Ale przyznam, że bardzo lubię marynowanie i robienie wszelkiego rodzaju weków. To chyba ta świadomość, że w środku zimy będę jadła to co sama przygotowałam.
Jak byłam mała to pomagałam mamie w przygotowywaniu przetworów - dżemów, kompotów, marynat etc, ale w miarę jak w sklepach coraz częściej można było dostać gotowe rzeczy, zrezygnowałyśmy z tego procederu. Całkowicie słusznie, bo marynata z zielonej fasolii i marchewki była moim dziecięcym koszmarem
Pewnie, że gotowe produkty są niezdrowe, więc z nich nie korzystam - zima na szczęście jest dość krótka, poza tym jest masa warzyw i owoców z importu, są mrożonki, więc sobie jakoś radzę i bez własnej spiżarnii