wika
Walka papieża z cesarzem to jeden z chyba najbardziej znanych konfliktów średniowiecza, ale nie ma się co dziwić, bo stawka była wysoka - bito się już nie tylko o władzę, ale też o panowanie nad światem, słynne dominium mundi. Szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, a raz na drugą stronę, kto jednak okazał się wygranym? Zapraszam do dyskusji.
Ostatecznie wygrał chyba jednak cesarz. Spójrzmy na XIIIw. Fryderyk II Hohenstauf miał swoją wizję polityki w Jerozolimie, papież jednak wciąż ponaglał go do wyruszenia na zbrojną krucjatę. Cesarz w końcu został obłożony ekskomuniką. Sam fakt wyruszenia na krucjatę można interpretować dwojako - być może był to punkt dla papieża, bo mimo wszystko cesarz się ugiął, a być może punkt dla cesarza, bo mimo wykluczenia z Kościoła miał przy sobie wielu wiernych wasali, którzy nie musieli służyć ekskomunikowanemu władcy.
Późniejsze działania cesarza świadczą jednak o tym, że zdanie papieża miał głęboko w ... poważaniu, bowiem kontynuował politykę paktowania z niewiernymi, której tak mocno sprzeciwiała się głowa Kościoła.
Kilka wieków później, podczas konfliktu Polski z Krzyżakami stanowisko papieża Bonifacego było jasne, ale już zupełnie nikt się nim nie przejął. Po kilku latach, gdy konflikt się zaognił, arbitrem mającym rozstrzygać spór został cesarz - Zygmunt Luksemburski.
Jeśli już szukać zwycięzcy w tym sporze, to z konfliktu dwóch uniwersalizmów zwycięsko wyszedł uniwersalizm papieski. Niemcy po śmierci Fryderyka II w 1250 przeszły w stan Wielkiego Bezkrólewia, ponad 20 lat, kiedy o żadnym uniwersalizmie nie mogło być mowy. Co do samego Fryderyka, warto wspomnieć, że on też zaczynał jako pupil papieski, oddany przez matkę pod opiekę Innocentego III. Z kolei o sile tego ostatniego świadczy fakt, że za jego pontyfikatu szereg władców uznało się lennikami papieża, w tym takie państwa jak Polska, Anglia (Jan bez Ziemi) i kilka innych, chyba Portugalia. Na Wielkim Bezkrólewiu kończą się też uniwersalistyczne zapędy władców niemieckich. Późniejsze działania były tylko demonstracjami niepopartymi żadną realną siłą polityczną. Brało się to także z upadku władzy cesarza w Rzeszy, który nastąpił właśnie szczególnie w czasie Wielkiego Bezkrólewia, Rzesza stawała się już wtedy coraz bardziej konglomeratem niezależnych państw, a władza cesarza stawała się coraz bardziej tytularna. Zygmunta Luksemburskiego nie ma co powoływać, bo był on jednym z najgorszych władców swoich czasów. Lubiał przy tym swoim sojusznikom dużo obiecywać, np. Krzyżakom w przededniu Wielkiej wojny z Polską i Grunwaldu obiecywał, że wkroczy do Polski z armią liczącą kilkadziesiąt tysięcy ludzi, co było wówczas po prostu mrzonką.
Przyczyną wydarzeń, o których piszesz być może była większa tradycja utrzymywania jedności i ciągłości papiestwa. Mimo wszystko był to "tron" na którym rzadko kiedy zasiadło więcej, niż dwie osoby, a "bezpapieże" nigdy nie trwało zbyt długo. Być może powodem takiej sytuacji była niedziedziczność tytułu, nie dochodziło więc do jakże częstych w świecie królów sporów między braćmi, ojcem a synem itp. To, że sytuacja polityczna w Rzeszy po śmierci Fryderyka się załamała a papiestwo trwało nie świadczy więc o słabości pierwszego i sile drugiego, po prostu charakter władzy był inny i spotykał się z innymi problemami.
Zgadza się, charakter władzy był inny, z tym, że brał się z tego, że cesarz miał wewnątrz Rzeszy zawsze jakąś opozycję, poza nim występowali przecież książęta, plemienni i terytorialni. Papież natomiast takiej opozycji u siebie, co do zasady jednak nie miał. Natomiast nie masz zupełnie racji, że na tronie papieskim nie zasiadało po dwóch nominatów, bo byli przecież antypapieże, nieraz zdarzało się, że jedna ze stron miała swego nominata, a druga swego.
Naturalnie, zwróć uwagę, że napisałam
Mimo wszystko był to "tron" na którym rzadko kiedy zasiadło więcej, niż dwie osoby, , miało to po części charakter ironiczny, ale generalnie chodzi mi o to, że wybór papieża z reguły wprowadzał mniej zamętu niż sukcesja w momencie, gdy król nie pozostawił jednego umocnionego na swej pozycji syna, najlepiej dorosłego w momencie śmierci ojca.