wika
Mam nadzieję, że tym razem dobrze wykorzystałem przeglądarkę i temat NAPRAWDĘ nie istnieje
Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=_WV__sjCf64
To, co dobre szybko się kończy, tak też jest ze świetnym serialem "My name is Earl" (chociaż podobno inne stacje są "zainteresowane" sfinansowaniem piątego sezonu, a w sieci pojawiają się petycje...), więc znowu przyszło mi szukać czegoś nowego.
Tym razem padło na kolejną produkcję Showtime, której to stacji chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Mowa o "United States Of Tara". Przemówiły do mnie trzy rzeczy: pierwsza, to rekomendacja ludzi, którzy serial oglądali i porównali go do "Weeds". Druga to fakt, że serial tworzy niejaka Diablo Cody, scenarzystka "Juno". Po trzecie: pomysł wyjściowy...
Tara to przykładna matka i kochająca żona (albo odwrotnie). Dba o dzieci, przejmuje się ich problemami: córka nastolatka wkracza w wiek, w którym popęd bieże górę nad rozsądkiem a syn... cóż, syn jest trochę dziwny. Nie znaczy to, że zły, ale po prostu nazbyt uładzony, jak na dziecko w jego wieku...
Prawdziwym problemem jest jednak co innego: otóż Tara cierpi na wielokrotną osobowość, multi-jaźnię, czy jak to nazwać. Po prostu jej ciało - w różnych mniej lub bardziej odpowiednich momentach - "przejmują" inne osobowości. W pierwszym odcinku poznajemy dwie z nich: zbuntowaną nastolatkę T. i rednecka Bucka. Podejrzewam, że czasem poznamy resztę menażerii
Moje wrażenia po pierwszym odcinku:
1. Czuć ten słodko - gorzki klimat "Weeds", czy "Juno". Serial wydaje się być zabawny, a jednocześnie śmiejąc się z tego, co wyprawia Tara trudno nie pozbyć się dziwnego uczucia, że śmiać się nie ma z czego, w sensie: nie powinno.
2. Toni Collette świetnie radzi sobie z odtwarzaniem kolejnych wcieleń. Ona naprawdę zmienia Tarę w inną osobę (gesty, mimika) a nie tylko zmienia ciuchy. Momentami zdaje się trochę nazbyt szarżować - zwłaszcza we wcieleniu T. , ale może to tylko takie odczucie, kiedy widzi się kobietę w tym wieku, paradującą w wyłażących spod spodni stringach i paplającą głupoty
3. Rodzinka - mąż trochę safandułowaty, acz sympatyczny i najwyraźniej pogodzony z losem. Córka, cóż, chyba najsłabszy element, jak na razie. Synek za to... cóż, czuję, że niedługo dowiemy się o jego gejostwie Może być ciekawie.
Serial mnie zainteresował, ale z opinią wstrzymam się do czasu obejrzenia kilku odcinków. Pilot był bardzo pozytywny, ale mimo wszystko liczę na większą ilość humoru w przyszłości. I mało Bucka, bo nie lubię go tak samo, jak rodzinka Tary
oglądałem 3 odcinki na TVN i jestem mile zaskoczony, lecz po pewnym czasie konwencja dramatu-komedii może wydać się lekko mdła, co przytrafiło się mi, lecz nie spowodowało zbyt wielkiego zniesmaczenia serialem. w zasadzie jedyną wadą jest chyba to że odcinek trwa niespełna 30 minut
Bardzo dobry serial. Bardzo zaskakujący, o ile ktoś nie do końca czai, czego się spodziewać, bo sie nie natknął na strzępy informacji gdzieś kiedyś. Przenikliwy i inteligentny - o rolach społecznych, o odpowiedzialności za rodzinę. Że o tożsamości - to jasne, bo rzecz przecież o stanach zjednoczonych Tary. Ważne 1: scenariusz pisała Diablo Cody i udowadnia tym samym, że Oscar nie był na wyrost. Ważne 2: produkuje Steven Spielberg i niby nic to nie znaczy, ale przecież taka persona nie może podpisywać się swym nazwiskiem pod czymś, czego nie jest pewien, że jest wysokiej jakości. Najważniejsze: absolutnie genialna Toni Collette. Zjada na sniadanie wiekszość kobiecych ról serialowych ostatnich lat. Mistrzostwo aktorstwa i to nie tylko ze względu na częste zmiany garderoby. Bo najautentyczniejsza jest wtedy, gdy jest sobą. Czyli Tarą. Czyli... kim?
ósemeczka!
produkuje Steven Spielberg i niby nic to nie znaczy, ale przecież taka persona nie może podpisywać się swym nazwiskiem pod czymś, czego nie jest pewien, że jest wysokiej jakości.
Tak bylo kiedys, teraz Spielberg wyklada kase na kolejne czesci Transformers.
Sam serial....juz zamowiony przez pobliskiego Blockbustera - czeka mnie weekend na kanapie