wika
Hefajstion, syn Amyntora - najlepszy przyjaciel Aleksandra Wielkiego, a nawet, jak twierdzą niektóre źródła, ktoś więcej niż tylko przyjaciel. Wspólnie wychowywali się i pobierali nauki u Arystotelesa, praktycznie się nie rozstając. U boku Aleksandra Hefajstion doszedł niemalże na sam szczyt, stając się po swoim przyjacielu i królu drugą osobą w imperium. To oczywiste, że bez Aleksa nigdy by tego nie dokonał, szczególnych talentów bowiem nie przejawiał, sam Aleksander miał nawet zauważyć kiedyś, że bez niego Hefajstion byłby nikim, z drugiej zaś jednak strony utożsamiał go ze sobą - matkę Dariusza, która omyłkowo rzuciła się do stóp Hefajstiona biorąc go za króla poinformował, że on też jest Aleksandrem (jednak autentyczność tej ostatniej sceny zaczęto ostatnio podważać przypisując ją tradycji romantycznej).
Jak wyglądały ich relacje? Czy, parafrazując Mickiewicza, była to przyjaźń, czy może kochanie? Czy Aleksander naprawdę potrzebował Hefajstiona?
Hmm... a jakie ma to znaczenie? Bez Hefajstiona byłoby inny Klejtos, albo Kassander czy Demetrios.
W sumie znaczenia może i nie ma żadnego, zastanawiam się po prostu, czy Aleksander usilnie potrzebował mieć u swego boku takiego Patroklesa
A czy nieustannie go miał? Były przecie przypadku, kiedy Hejastiona nie było po kilka miesiacy przy Olku.
Jeśli dane wikipedyjne nie kłamią, mężczyźni byli w tym samym wieku, co mocno nie odpowiada antycznej wizji miłości między mężczyznami. O ile związki pomiędzy mężczyzną a chłopcem były akceptowane, przynajmniej w helleńskiej tradycji, o tyle pozostawanie pasywnym (za Platonem: "oblubieńcem") po osiągnięciu dorosłości było uważane za hańbę. (Z tego powodu chociażby miał być nielubiany sam Platon).
Nie wiadomo, czy zachowały się jakieś materiały dające powód do podejrzeń, że Hefajstion był w oczach swych towarzyszy broni kimś gorszym, czy uważano go za "nałożnicę króla". Być może tradycja macedońska była inna (choć w to wątpię), być może Aleksander miał na tyle silną pozycję, by ukrócić wszelkie insynuacje na temat swojego związku z Hefajstionem, a może rzeczywiście byli oni po prostu przyjaciółmi.
Podajże z Perdikasem się nienawidzili (nie mam teraz czasu tego sprawdzać). W każdym bądź razie Aleksander rozdizelał chyba właśnie ich aby się nie pozabijali (a może to był Kassander?)
Mogli się pokłócić o wygraną w kości... Silne negatywne emocje między dwojgiem ludzi mogą się brać właściwie z dowolnego źródła - może po prostu jeden drugiemu nie pasował i jeśli przez dłuższy czas musieli przebywać blisko siebie, nic dziwnego, że dochodziło do rękoczynów. Czasami u podstaw konfliktu leży jedno fałszywe słowo, złe wrażenie albo po prostu nie taki akcent, wystarczy, że zaiskrzy i po roku mamy ludzi gotowych oddać życie, byle tylko zaszkodzić drugiej osobie.
Chodziło mi raczej o jakąś złą famę ciągnącą się za Hefajstionem, powszechną pogardę, żarty za plecami, podśmiechujki...
Choć z drugiej strony kariera Hefajstiona była nadspodziewanie szybka i spektakularna. Jeśli nie był w istocie genialnym strategiem i dyplomatą to tak skwapliwe uhonorowanie go przez Aleksandra może świadczyć o tym, że wódz pozostawał pod szczególnym urokiem młodzieńca. Nie znam przypadku, by zwykła przyjaźń zmusiła człowieka do czynów nierozsądnych.
Był dobrym i odważnym dowódcą. Ze 3 razy w ciągu anabazy był ranny. Porównując do dokonań innych pośledniejszych wodzów macedońskich nie był na pewno gorszy, ale w wielu przypadkach lepszy.