wika
Po odwilży w krajach demoludów, wiosną 1956 roku uaktywniło się środowisko robotnicze, któremu przewodziła załoga żerańskiej Fabryki samochodów Osobowych z Lechosławem Gożdzikiem na czele. Wysuwano wówczas postulaty demokratyzacji życia publicznego w Polsce, powołania w fabrykach rad robotniczych i rozwoju samorządności w państwie.
Zradykalizowały się wyraźnie środowiska młodzieżowe. Powstawały liczne organizacje domagające się wolności i swobód obywatelskich. Pojawiły się postulaty odbudowy ruchów: socjalistycznego (PPS) i chrześcijańsko demokratycznego (stronnictwo Pracy). Pojawiały się głosy o wystąpieniu Polski z Układu Warszawskiego, oraz żądano wycofania się wojsk sowieckich z Polski. Mówiono także o zmianie kursu gospodarki socjalistycznej na wolnorynkową. Taki postulat zgłaszał ekonomista Oskar Lange. Wiosną 1956 rozwiązano Biuro Informacyjne Partii Komunistycznych i Robotniczych co było także impulsem wzmagającym żądania reform demokratycznych w kraju.
Aparat polityczny opieszale reagował na proponowane zmiany. Narastał niezadowolenie i napięcie społeczne, szczególnie w Poznaniu. Jeszcze w kwietniu i maju załoga Zakładu Przemysłu Metalowego im. Józefa Stalina (ZISPO) żądała obniżenia norm, podwyżek płac i zmniejszenia opodatkowania. Obietnic nie dotrzymywała ani dyrekcja zakładu a tym bardziej władza. Robotnicy byli niezadowoleni ze swojej ciężkiej sytuacji materialnej a przysłowiowej oliwy do ognia dolewał dygnitarski styl życia dyrekcji i aktywu partyjnego.
8 czerwca odbyło się zebranie robotników w fabryce wagonów W-3. Celem było wystosowanie żądań do Ministerstwa Przemysłu Maszynowego. Dwa tygodnie załoga czekała na odpowiedź władzy. Nie doczekali się niestety reakcji i dlatego podjęli strajk, do którego dołączyli się pracownicy Zakładu Naprawy Taboru Kolejowego i MPK.
25 czerwca 1956 r. załogo i dyrekcja ZISPO wysłała do ministerstwa przedstawicieli którzy dostali obietnice realizacji postulatów i kontynuowanie rozmów w Poznaniu. Przedstawiciel władzy, Roman Fidelski pojawił się w Poznaniu, jednak wycofał dane wcześniej obietnice. Nonszalancja, lekceważenie i arogancja przepełniły czarę goryczy robotników. 27 czerwca ogłoszono ponownie strajk oraz podjęto decyzje o zorganizowaniu ogólnego strajku i wielkiej manifestacji ulicznej.
W dniu 28 czerwca 1956 r. o 6:30 rano 80% załogi ZISPO rozpoczęło pochód ulica Dzierżyńskiego w stronę centrum Poznania. Do manifestacji zaczęły dołączać inne załogi np. ZNTK, Dębca, Grunwaldu etc. Tłum ok. 100 tysięcy ludzi udał się pod Komitet Wojewódzki partii i prezydium MRN na Placu Stalina (obecnie Mickiewicza). Żądano przybycia premiera Cyrankiewicza. W tłumie poszła plotka o uwięzieniu części delegatów robotniczych. To spowodowało że część manifestujących udała się pod więzienie przy ul. Młyńskiej i zdobyło je ok. 11. Dokonano rozbrojenia strażników i uwolniono 257 więźniów. Ok. 11:30 zwarty tłum udał się pod siedzibę Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (UBP). Ludzie zaczęli rzucać w kierunku gmachu kawałkami bruku i kamieniami. Wówczas z siedziby UBP padły pierwsze strzały. Padli pierwsi ranni i zabici. Uzbrojeni cywile zaczęli oddawać strzały w kierunku urzędu. Około 12 pojawiły się pierwsze ciężarówki Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmotoryzowanych oraz kilka czołgów. Wobec zakazu użycia broni, oddziały te zostały szybko rozbrojone. Dopiero kolejna dostawa żołnierzy z 10 pułku KBW miała rozkaz strzelania do demonstrantów. Bitwa stawała się coraz bardziej zacięta bowiem coraz więcej broni dostawało się w ręce manifestantów w skład których wchodziły również dzieci. Nadciągały nowe oddziały i czołgi a z okien sąsiednich budynków spadały na nie butelki z benzyną.
Gdy do Warszawy doszły wiadomości o strzelaninie, podjęto w Biurze Politycznym decyzję o wysłaniu do Poznania wojska celem stłumienia buntu. Decyzję aprobował marszałek Konstanty Rokossowskij. O godzinie 14 na lotnisku Ławica wylądował Cyrankiewicz, Gierek, i gen. Siergiej Popławski-Grochow, który objął dowództwo nad akcją. Do Poznania wprowadzono wojska Dywizji Pancernej IV Korpusu Armijnego Śląskiego Okręgu Wojskowego, a wieczorem Sudecką 10 Dywizję Pancerną. Żołnierzom tłumaczono, ze musze stłumić proniemieckie rozruchy wywołane przez agentów imperializmu. Strzelanina trwałą cały wieczór aż do 4 rano następnego dnia (29 czerwca). Jeszcze tego dnia wyłapywano walczących robotników. Ogółem uzbrojonych manifestantów było ok. 200. Wojsko przybyłe do stłumienia powstania wynosiło ok. 10 tysięcy, a Milicji Obywatelskiej ok. 2 300. Według oficjalnych danych zginęło 75 osób, a około 800 było rannych. Zrewoltowany Poznań był sceną gwałtów UB-ków oraz samosądów ze strony ludności miasta. Żołnierze buntowali się przeciw rozkazom, a dowódcy strzelali do nich dla zastraszenia. Wiele osób aresztowano (ok. tysiąca) a co czwartego poddano torturom po stłumieniu oporu.
29 czerwca w przemówieniu radiowym premier Cyrankiewicz określił wypadki poznańskie jako rezultat prowokacji inspirowanej przez agentów imperializmu i krajowe podziemie. Wówczas to padły sławne słowa: „każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie”. Nazajutrz na poznańskiej Cytadeli odbyły się pogrzeby niektórych ofiar, głównie żołnierzy i Ubeków, podczas którego w podobnym tonie przemawiał Gierek. Innych poległych chowano pokątnie pod nadzorem milicji.
Wypadki poznańskie odbiły się w świecie szerokim echem, a krwawe ich stłumienie wywołało wszędzie wzburzenie, tym bardziej, że rozruchy miały miejsce na oczach zagranicznych gości przybyłych na Międzynarodowe Targi Poznańskie, a w Polsce gościł wówczas sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjold. Przeciw brutalności władz PRL protestowali zachodni intelektualiści tj. Albert Camus czy Francis Mauriac. Prezydent USA Dwight Eisenhower powiedział że „sytuacja polska nie może być rozwiązana ostatecznie, jak długo narodowi polskiemu nie będzie dana możliwość swobodnego wyboru własnego rządu w wolnych i niesfałszowanych wyborach”.
Wydarzenia te są moim zdaniem ważne, gdyż wtedy po raz pierwszy wystąpił konflikt obywateli państwa z samym Państwem, czyli Partią. Z początku robotnicy nie chcieli wystąpić przeciwko ustrojowi, chcieli zmian na lepsze w ramach obowiązującego ustroju, wierzyli, że Polska nie jest w niewoli, że na drodze negocjacji uda się im poprawić własną sytuację. Użycie wojska przeciwko demonstrantom z pewnością otwarło oczy większości Polaków, uświadomiło społeczeństwu, że naród i władza są po dwóch stronach barykady. Wydaje mi się zasadne stwierdzenie, że od tego momentu rozpoczęła się, trwająca z różnym natężeniem aż do roku 1989, wojna domowa w Polsce.