ďťż

wika

Witam!

Chciałbym się dowiedzieć ilu z Was lubi "Gwiezdne Wojny", a także ilu z Was jest na tyle zagorzałymi fanami, by wstąpić do klubu fanów tejże sagi.

Pozdrawiam,


Ostatnio obejrzałem sobie Stars Wars III – „Zemsta Sithów”.
Co muszę przyznać – świetna animacja komputerowa, dobre sceny walk, niezła obsada aktorska….

Co martwi i psuje oglądanie tego filmu?.....polski dubbing – fatalne podkłady głosowe.

Zaś od „roli” zagorzałego fanatyka jestem dość daleki i do powyższego klubu raczej bym się nie wpisał.

Salve!.
"Wojny Gwiezdne" bardzo mi się podobały za dziecka. Gdy po latach poszedłem do kina na nową cyfrową wersję, to umierałem z nudów. Przepraszam wszystkich fanów "Wojen Gwiezdnych za mój post.
Nie ma za co przepraszać, każdy ma prawo do swojej opinii ( przynajmniej do czasu, gdy nie obraża jej wyrażaniem innych, a w przypadku Twojej, Marcyś, nie ma o co ).

Szczerze mówiąc sam wolę pierwszą Trylogię, niż filmy ją poprzedzające.



"Wojny Gwiezdne" bardzo mi się podobały za dziecka. Gdy po latach poszedłem do kina na nową cyfrową wersję, to umierałem z nudów. Przepraszam wszystkich fanów "Wojen Gwiezdnych za mój post.
Mam bardzo podobne odczucia... W wieku ok. 10 lat miałem fioła na punkcie Star Wars. Teraz już nie budzą we mnie żadnych emocji niestety.

Witam!

Chciałbym się dowiedzieć ilu z Was lubi "Gwiezdne Wojny", a także ilu z Was jest na tyle zagorzałymi fanami, by wstąpić do klubu fanów tejże sagi.

Pozdrawiam,


Szczerze, to uważam się za zagorzałego fana tej serii. Zawsze byłem, jestem i będę zwolennikiem tego filmu. Co prawda szczególnie epizod I wystawił mnie na ciężką próbę, ale zwyciężyło przywiązanie do sagi. Epizody II i III wcale nie uważam za nudne czy słabe, ale fakt że do IV-VI nie umywają się. Jednakże STAR WARS Rulezzz
24 lutego była premiera nowej gry strategicznej Star Wars: Empire at war.
Oczywiście przez tydzień zarywałem wieczory i noce aby poczuć klimat walk maszyn kroczacych na powierzchni planet i starć X-wingów z TIE fighterami oraz rebeliańskich fregat z imperialnymi niszczycielami w kosmosie... Na szczęcie ta gra opiera się na "starych" epizodach.
Mroczne widmo było dla mnie taką porażką, że siedziałem w kinie do końca napisów i dopiero jak już wszyscy widzowie wyszli i obsługa rozpoczęła sprzątanie sali jakoś się pozbierałem i udałem do najbliższej knajpy na piwo aby dojść do siebie... Po II było jeszcze gorzej i praktycznie tylko walka w kosmosie na początku epizodu III w minimalnym stopniu zaspokoiła moje oczekiwania.

24 lutego była premiera nowej gry strategicznej Star Wars: Empire at war.
Oczywiście przez tydzień zarywałem wieczory i noce aby poczuć klimat walk maszyn kroczacych na powierzchni planet i starć X-wingów z TIE fighterami oraz rebeliańskich fregat z imperialnymi niszczycielami w kosmosie... Na szczęcie ta gra opiera się na "starych" epizodach.


Mówisz moim językiem Tyle, że ja się w to jeszcze nie bawiłem i na razie nie sądzę, że będę się bawić bo czasu mało. Ale dawniej to się grywało w mnóstwo gier z kuźni Lucasa.


Mroczne widmo było dla mnie taką porażką, że siedziałem w kinie do końca napisów i dopiero jak już wszyscy widzowie wyszli i obsługa rozpoczęła sprzątanie sali jakoś się pozbierałem i udałem do najbliższej knajpy na piwo aby dojść do siebie... Po II było jeszcze gorzej i praktycznie tylko walka w kosmosie na początku epizodu III w minimalnym stopniu zaspokoiła moje oczekiwania.

Jestem trochę mniej krytyczny. Porażka I części to przede wszystkim Jar-Jar. II i III epizod nie był już taki zły. Fakt, że postawiono na efekty, ale całość przyjemnie się oglądało. III Epizod był świetny, mroczny i klimatyczny. Może tylko innego aktora dałbym za Anakina.
Byłam fanką Gwiezdnych Wojen. Ale I epizod tak mnie zniechęcił, że przestałam lubić nawet starą trylogię... Ale po jakimś czasie doszłam do siebie. Jednak tylko pierwsza część mi odpowiada. No i ten oddech Vadera :)

Każdy fan Gwiezdnych Wojen powinien zagrać w Star Wars Knights of the Old Republic

Gra Star Wars Knights of the Old Republic otrzymała ponad 100 prestiżowych nagród
No! KotOR to jest klasyka... Historia jest dość pokręcona, ale właśnie przez to bardzo ciekawa :)

Masz oryginalną czy polską wersję? Po w tej drugiej dobija mnie głos Vadera...
Na płycie są przecież obie opcje - polska i oryginalna do wyboru podczas instalacji.

Najbardziej wkurzające są automatyczne aktualizacje z netu - człowiek przyzwyczaja się do ustawień, a tu nagle ściąga się update i niektóre jednostki mają inną siłę ognia i szybkość...

Jak mam wolną godzinkę to zawsze chętnie odpalam jakiś mały epizodzik i pogrążam się w świecie Gwiezdnych Wojen (czasami taka godzinka zamienia się w całą noc :twisted: ).
Ostatnio natknęłam się na taką stronkę:

http://www.outlander.pl/o...%C5%82%C3%B3wna

Zagorzali fani tworzą własną gwiezdną wikipedię, w której rozbudowane artykuły opisują żywoty wyimaginowanych postaci, poszczególne wydarzenia przypisuje się do dat, tworząc całą fikcyjną historię.

Co sądzicie o takich ludziach? Sama bardzo (BARDZO) lubię GW, ale wydaje mi się, że coś takiego to już przesada. Tak samo jak pisanie setek prequeli i sequeli ma niewiele wspólnego z gwiezdną sagą, i na pewno nic wspólnego z George'm Lucas'em.
Choć z drugiej strony jeśli ktoś chce wypełnić sobie czas gwiezdnymi wojnami, to 6 filmów może nie wystarczyć.
Przeczytałem ową biografię Kyle'a Katarna i mniej więcej pasuje do tego co wiem o nim. Wydaje mi się, że takie uporządkowanie wiedzy o Universum Star Wars ma sens, zwłaszcza, że jest w języku polskim.
Ja ich rozumiem :) Chociaż dla mnie najważniejsze są filmy i tej całej otoczki nie lubię. Podobnie jest z Tolkienem. Powstają nie tylko encyklopedie, ale i słowniki...
Mapy, słowniki - to jeszcze nic. Widziałam kiedyś atlas z rysunkami technicznymi statków kosmicznych z GW O_o...

Chodzi mi o to, że niektórzy ludzie daliby się zabić za prawdy o wydarzeniach opisanych w "epizodzie MDCCCXXIII" czi "-XIV", uważając całą otoczkę za jakiś kanon, choć tak naprawdę poza epizodami 1-9 każdy ma takie same prawo do pisania najrozmaitszych opowieści związanych z GW...
Wiesz, części "Gwiezdnych Wojen" jest kilkadziesiąt, jeśli ktoś zna wszystkie no to się czepia. Są i tacy maniacy.
Natomiast faktycznie, czasami trzymanie się wszystkich detali to przesada. W końcu również oficjalne książki różnią się szczegółami.

Widziałam kiedyś atlas z rysunkami technicznymi statków kosmicznych z GW

A, coś kojarzę ;) Ale muszę przyznać, że to książek nie mogłam się przekonać i zapewniam, że nie wynika to z mojej niechęci do czytania ;) Po prostu pewne sceny, które w filmie są dramatyczne, w książce wypadły dla mnie blado.
W filmie łatwiej jest ukazać takie sceny. A książka traci na znaczeniu podwójnie, gdy oglądało się film wcześniej. Natomiast reszta Sagi ( poza oboma Trylogiami filmowymi ) jest raczej dobra, sugerując się moim dorobkiem czytelniczym w tej kwestii i opiniami innych osób. Aczkolwiek są coraz bardziej zamotane Aczkolwiek i tak nie umywają się pod tym kątem do "Fundacji" Asimova, "Wiedźmina" Sapkowskiego i "Gry Endera" Carda.
Nie dyskredytuję tych książek, ale wyrażam swoją opinię. Natomiast doskonale rozumiem zapaleńców, bo mnie czasem też napadają takie stany. Pamiętam, jak nie mogłam się doczekać, kiedy kupię muzykę z każdej straej części - 2h godziny słuchania...
Ja też stwierdziłem tylko, że obie Trylogie tracą wiele na tym, że najpierw były filmy. A co do napadów chęci - ja mam takie nieprzerwanie od ponad trzech lat, w końcu do międzynarodowego klubu fanów należę :smile:
Czy to jest ten od Ciemnej Strony? Podobno jedyny, do którego należy Lucas. A może jednak Jasna Strona Mocy jest Ci bliższa? :)
Zależy o który klub chodzi, chociaż wiedziałbym gdyby Lucas był również członkiem Sam fanclub składa się z kilku podgrup, ja aktualnie należę do Mrocznych Rycerzy Jedi czyli "Dark Brotherhood" ( Imperium rządzi! ). :mrgreen:
You've done well, Lord Vader ;)

Ten, o którym słyszałam zrzesza tylko zwolenników Ciemnej Strony. Trzeba też mieć odpowiedni ubiór. Swoją drogą, ciekawe, ilu jest Vaderów :P
No właśnie, zastanawiam się, jak działają takie kluby (kiedyś próbowałam przejrzeć BoTS, ale ilość informacji do przeczytania dla początkujących skutecznie mnie zniechęciła)
O ile wszystko dzieje się w sieci, na zasadzie wirtualnego miasta, dość łatwo jest sobie wyobrazić organizację, gratyfikację za aktywność i stopnie wtajemniczenia. Ale odniosłam wrażenie, że członkowie niektórych klubów nie kojarzą "rang" z zasługami dla swojej organizacji, ale uparcie udają, że wiążą się one z rzeczywistymi umiejętnościami korzystania z mocy. O ile w sieci łatwo jest sobie pofantazjować, i łatwo też zabawić się w uległego padawana, o tyle jeśli dochodzi do spotkań w rzeczywistości - no właśnie, co? Członkowie spotykają się przy piwku i rozmawiają o najnowszej wersji gry w klimatach GW? Czy też przebierają się w kosmiczne stroje i udają, że usiłują podnieść szklankę mocą? Rozmawiają jak równi czy też "uczniowie" nie mają prawa odezwać się do "mistrza" nie pytani?
Nigdy nie dane mi było spotkać się na zlocie z innymi członkami "Emperor's Hammer" natomiast wśród moich znajomych jest były członek tego wspaniałego klubu, który brał udział w jednym z pięciu zlotów polskich członków EH ( jesteśmy najbardziej aktywni pod tym kątem - po nas są Anglicy, którzy mają na koncie tylko dwa zloty ). Co prawda koleś był pilotem w "Tie Corps", a nie Mrocznym Jedi, ale zlot wyglądał mniej więcej tak, że "zlatywali" się w umówionym terminie do umówionego miasta i popijając sobie piwko gadali o klubie, "Gwiezdnych Wojnach" jako całości i grali w gry będące w kręgu zainteresowań klubu. Atmosfera, według zapewnień kumpla, bardzo przyjemna i koleżeńska. Stroje z realiów oczywiście mile widziane, ale niekonieczne. Ot, takie spotkanie przy piwie :smile:
Co do przyznawania rang i odznaczeń w "Emperor's Hammer" są oczywiście związane z zasługami dla klubu, a te w telegraficznym skrócie można określić tak:
- Ogólna aktywność
- Uczestnictwo we wszelkiego rodzaju zawodach ( od zaliczania poszczególnych misji w grach i walk multiplayer'owych, przez tworzenie grafik i tworzenie nowych misji do gier, skoczywszy na pisaniu wierszu, opowiadań i uczestnictwo w tzw. Run-Ons, czyli wspólne tworzenie historii danych zawodów przez wszystkich chętnych )
- Promowanie klubu w prasie i internecie ( w tym osobiste rekrutowanie nowych członków )
- Bycie wzorem dla innych ( ogólne zachowanie )
- Pomoc innym
- Podejmowanie zadań wykraczających poza bezpośrednie rozkazy przełożonych.
Dziękuję za wyjaśnienie, rozjaśniło mi ono pojęcie o takich klubach :)

Hmm... mam coraz większą ochotę stać się członkiem jednego z nich
Pozwolę sobie ułatwić Ci to, jeśli zechcesz wstapić do "Emperor's Hammer"
Oto strona główna EH, gdzie znajdziesz wiadomości o wszystkich częściach składowych klubu oraz przydatne linki i ciekawostki na temat klubu

Podejmowanie zadań wykraczających poza bezpośrednie rozkazy przełożonych.

Muszę przyznać, że to dość oryginalny punkt, ponieważ zwykle przełożeni nie chcą, żeby ich rozkazy były rozszerzane ;) Ale w zabawie jest trochę inaczej. Moja fascynacja GW już przyblakła, więc choć chętnie posłucham i poczytam o takim klubie, to jednak sama się nie zapisuję.
Widzisz, z tym wykraczaniem to jest tak, że dana osoba zrobi coś, czego nie dotyczyły dotychczasowe polecenia, zajmie się czymś czym nie musi, bo nie przewidują tego zadania przydzielone przez dowódcę ( oczywiście nie może to kolidować z obowiązkami żadnej innej osoby :smile: ). Niedługo być może zmoblizuję się do ukończenia i publicznego przedstawienia mojej przygody z tym klubem :smile:
Rozumiem. Mobilizacja jest mile widziana. Chętnie poznamy Twoją historię klubową :)
Trochę to zajęło, ale mam zaszczyt przedstawić Wam moją historię w międzynarodowym klubie fanów "Gwiezdnych Wojen" - "Hammer's Fist". Mam nadzieję, że choć niektórzy spróbują poznać tą stronę internetu

Gwiazdy zawsze mnie pociągały. Zawsze lubiłem się im przyglądać i marzyć o tym, że nadejdzie dzień, w którym znajdę się pomiędzy nimi, jako wolny strzelec i najemnik. Tak jak wielu najsławniejszych Rathorian z mojej ojczystej planety, Amireth. Po kilkunastu latach moje marzenia spełniły się. Wyruszałem w drogę ku gwiazdom, nie po to tylko jednak, by cieszyć się wolnością w bezkresnej Galaktyce, lecz po to także, by dopełnić rytuału zemsty. Zemsty na dziwnych istotach, które wymordowały moich najbliższych – całą rodzinę wraz większością mieszkańców mojej rodzinnej wioski. Po kilku latach polowania, w czasie którego byłem także najemnikiem, mój dobry przyjaciel i zleceniodawca zarazem, powiedział, że Imperium ma kłopoty z dziwnymi istotami na Zewnętrznych Rubieżach. Jak się okazało, opis wskazywał na rasę morderców moich bliskich. Szukając więc zemsty, zdecydowałem się wstąpić w szeregi Szturmowców Imperialnych. Po ukończeniu Carridańskiej Akademii Imperialnej z bardzo wysokimi wynikami zostałem przydzielony do elitarnego legionu Szturmowców „Hammer’s Fist”, cieszącego się najlepszą opinią w całym Imperium i największą sławą poza nim. Na całe szczęście, całkiem nieźle posługiwałem się Basicem, będącym uniwersalnym językiem Galaktyki, gdyż bez tego nie mógłbym nawet marzyć o wstąpieniu do Akademii.

Od zawsze uważałem, że Internet to bardzo dobra rzecz. Komunikowanie się z ludźmi poprzez sieć, korzystanie z poczt elektronicznych i serwisów internetowych było dla mnie przyjemnością. Czerpanie aktualnych informacji z serwisów informacyjnych wypełniło lukę w postaci nieoczytanych gazet. Strony tematyczne pomagały w odrabianiu ( hehehe ) zadań, gry internetowe pozwalały na lepszą organizację czasu :P Z czasem zaczęło mi jednak czegoś brakować. W końcu dowiedziałem się czego – widząc brata, który zapisywał się do międzynarodowego klubu fanów „Gwiezdnych Wojen” „Hammer’s Fist” ( części składowej klubu „Emperor’s Hammer” ) wiedziałem, że to jest to. Zapisałem się w trzy dni po nim, po części również dlatego, że chciałem pokazać mu, że i w tego typu działalności jestem lepszy od niego. „Hammer’s Fist” to nie tylko jeden z największych, ale i najlepiej zorganizowanych fan clubów, gdzie wszyscy posługują się, rzecz jasna, językiem angielskim. Wszyscy, którzy zdali podstawowy kurs na Szturmowca przydzielani są do odpowiednich oddziałów, zwykle można było prosić o konkretny przydział. Aczkolwiek dzisiaj sprawa może mieć się trochę inaczej. Nie wiem, bo od… dobra, nie uprzedzajmy faktów, bo dobrnę do końca historii nim na dobrą sprawę ją zacznę :P

Spodziewałem się znacznie trudniejszych początków, lecz okazało się, że w oddziale Vengeance, będący w kompani Vindictive który na dwa kolejne lata stał się moją nową rodziną, znajdował się jeden z moich ziomków, Rathorian. Bardzo szybko się z nim porozumiałem, co pomogło mi w dalszej służbie, gdyż obaj świetnie się rozumieliśmy w czasie wykonywanych przez nasz oddział misji. Nasze współdziałanie wielokrotnie ocaliło nas i naszych współtowarzyszy od pewnej śmierci. Miało znaczenie również doskonałe wyszkolenie i zgraneu zespołu. Każdy z nas posiadał po kilka specjalizacji, umożliwiających wymianę ról. Ja przebyłem pierwszy stopień szkolenia na kierowcę pojazdów naziemnych i powietrznych, dwa stopnie kursu broni snajperskiej i turbolaserów, kurs na polowego oficera komunikacyjnego i specjalne szkolenie śnieżnego Szturmowca. Dzięki temu, byłem przydatny we niemal każdej sytuacji, gdyż moje wrodzone i nabyte umiejętności pozwalały mi na zastąpienie tych, którzy potrzebni byli gdzie indziej.

Oddział, w którym znalazłem się, miał tą zaletę, że jednym z jego członków był Polak. Bardzo szybko nawiązaliśmy znajomość i od tego czasu w każdym niemal opowiadaniu współdziałaliśmy razem. Nie muszę wspominać chyba, jaki komfort.dla mnie stanowiła dla mnie jego obecność. Opowiadając o mojej działalności w klubie, należy wspomnieć o różnego typu kursach. Najważniejsze z nich to kursy na zwykłego Szturmowca i oficera Imperium, strzelca / snajpera, kierowcę / pilota, zwiadowcę oraz specjalizacje środowiskowe Szturmowców, przygotowujące do działania w tak ekstremalnych warunkach, jak wieczna zima na Hoth, silne promieniowanie czy nawet przestrzeń kosmiczna. Niektóre z nich składają się z kilku stopni zaawansowania i podjęcie kolejnego stopnia wymaga posiadania certyfikatu niższego szczebla, inne przeznaczone są tylko dla osób, które mają odpowiednią rangę. Jeśli ktoś ma dużo czasu i chęci, mógłby pewnie przejść przez większość kursów w ciągu dwóch, może trzech dni, i zdobyć za to kolejną gwiazdkę. Ale o tym za później.

Czas mijał, aż w końcu dostałem pierwszy medal. Potem, dalsze nagrody przychodziły same. Liczne medale i promocje za męstwo, odwagę, poświęceni, wsparcie udzielane innym i ogólną służbę w siłach zbrojnych Imperium. Wielu doceniało to, że staram się przekazywać towarzyszom broni wiedzę posiadaną przez Rathorian, która dotyczy sposobów walki, szukania i wykorzystywania słabych stron przeciwnika, a także korzystania z udogodnień terenów. Wspólne treningi przekładały się na wzrost skuteczności żołnierzy Imperium. Po dwóch latach zdobyłem z trudem rangę porucznika.

„Hammer’s Fist” to klub, którego działalność skupia się nie tylko na samej grze w trybie single lub multi. Choć istnieje kilka gier, takich jak “Dark Forces”, “Jedi Knight”, “Star Wars Galactic Battlegrounds”, “Jedi Knight 2”, “Force Commander”, “Star Wars Battlefront” i “Jedi Knight 3: Jedi Academy”, będących głównymi platformami do gry punktowanej jako aktywność w klubie, to osoby, które wolą tworzyć niż grać nie są dyskryminowane. W większych zawodach istnieje spore pole do popisu. Można nie tylko grać, ale tworzyć mapy do tych gier, pisać opowiadania własne, tworzyć wspólną opowieść ( tzw. Run-On ) i tworzyć grafikę tematycznie związaną z danymi zawodami. Ponadto, istnieją inne możliwości zdobycia gwiazdki czy promocji. Można je uzyskać dzięki częstemu uczestnictwu w zawodach, nadsyłaniu własnych pomysłów, rekrutowaniu nowych członków, godnemu reprezentowaniu klubu na zewnątrz i pomocy udzielaną zarówno przełożonym i podwładnym, jak i osobom równym w hierarchii.
Dzięki wytężonej pracy przez dwa lata zdobyłem piętnaście medali i rangę porucznika. Pierwszą promocję, do rangi starszego szeregowego ( może nie do końca, bo według tłumaczenia, polskiemu „starszemu szeregowemu” odpowiada „lance corporal” a nie „private first class”, ale lepszego nic nie wymyśliłem ), zdobyłem po mniej więcej czterech miesiącach służby. Poprzedzona była napisaniem kilku ( kilkunastu, nie pamiętam w tej chwili ) opowiadań i zdobyciem pierwszego medalu. Wdawać się w szczegóły zdobywania kolejnych medali i promocji nie będę, bo, choć nie wszystko pamiętam dokładnie, to i tak zajęłoby opisanie tego bardzo wiele miejsca i jest to mało interesujące.

Umiejętności i doświadczenie, nie wiem nawet jak wielkie, to nie wszystko. W czasie jednej z misji brakło nam szczęścia. Wybito lub raniono większość żołnierzy naszej formacji. Niektórzy z rannych nie przeżyli, inni byli zbyt okaleczeni by wrócić do służby natychmiast, a część w ogóle nie była do tego zdolna. Inni odeszli z powodu różnych konfliktów ze sztabem lub innymi żołnierzami, którzy kwestionowali wartość swoich przełożonych.Dlatego też mój ówczesny dowódca zaufał mi i dał mi stanowisko dowódcy drużyny. Miesiąc czy dwa później, okazało się, że potrzebny jest dowódca oddziału „Vendetta”, gdyż dowódca uznany został za zabitego w czasie misji. Przez kilka miesięcy oddział radził sobie bez niego, a sztab główny wierzył, że tak dobry żołnierz i dowódca jak major Torres wróci, choć oficjalnie uznany został za zaginionego w akcji. W końcu jednak zmuszeni zostali zmuszeni do znalezienia zastępstwa. Pomimo niewielkiego doświadczenia, postanowiłem się zgłosić i zostałem przyjęty na to stanowisko. Pierwszy raz od dwóch lat przeprowadzałem się do kwatery na innym okręcie. Spodziewałem się, że będzie większa niż kwatera zwykłego Szturmowca, ale nie sądziłem, że aż tak. Przez pewien czas tęskniłem za moimi byłymi kolegami z oddziału, ale w końcu się przyzwyczaiłem, wiedząc, że w ten sposób lepiej przysłużę się Imperium. Moje podejście do podwładnych było nieco odmienne niż pozostałych dowódców. Inni dowodzili pozostając na tyłach, ja zaś byłem urodzonym wojownikiem. Ani honor, ani doświadczenie zdobyte w walkach jako zwykły Szturmowiec nie pozwoliłyby mi trzymanie się na bezpieczną odległość. Walczyłem razem z moimi ludźmi tam, gdzie działo się najwięcej.

Niektórzy członkowie klubu odchodzili. Z różnych przyczyn. Niektórzy mieli kłopoty w prawdziwym życiu, brakowało im czasu, inni z czasem stwierdzali, że wstąpienie do takiego klubu jak „Hammer’s Fist” był jednak błędem. Niektórzy popadali w konflikt ze sztabem bądź innymi członkami i odchodzili z własnej woli. Większość takich była jednak wyrzucana bez możliwości powrotu. Dlatego też potrzebowaliśmy dowódców. Po krótkim stażu jako dowódca drużyny pierwszej oddziału „Vengeance” złożyłem podanie o przydzielenie mi stanowiska dowódcy tegoż oddziału. Niestety, Prefekt Legionu uznał, że najlepiej będzie, jeśli obejmę oddział „Vendetta”, ze względu na to, iż nie mieli bezpośredniego dowódcy przez kilka miesięcy, gdyż ich poprzedni, major Torres, odszedł z braku czasu. Właściwie ucieszyło mnie to, bo choć musiałem poznać się z nowymi ludźmi, to było to dla mnie kolejnym wyzwaniem.

Kilka miesięcy później spotkało nas kolejne nieszczęście. Stacja kosmiczna Nemesis 314 została zaatakowana przez dziwne istoty. Na nieszczęście znajdowała się tam większość najważniejszych przywódców Imperium, którzy przeprowadzali tam inspekcję. Łączność została zerwana, lecz zdążyli wcześniej nadać wezwanie alarmowe. W tym czasie mój oddział stacjonował na korwecie „Solar Flare”. Dzięki kilku, niekoniecznie legalnym, modyfikacjom mój komunikator odebrał wiadomość z Nemesis 314. Biorąc na siebie całą odpowiedzialność, nakazałem kapitanowi „Solar Flare” zmienić kurs. Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze, ale dzięki wsparciu pozostałych Szturmowców i obecności Mrocznych Jedi obcy ponieśli klęskę. Niestety, zwycięstwo kosztowało życie wielu wspaniałych żołnierzy. Osiemdziesiąt procent ludzi stanowiących wcześniej „Hammer’s Fista” zginęło lub musiała odejść z powodu ran. Znów konieczna była reorganizacja.

Przez kilka miesięcy dowodziłem oddziałem „Vendetta”, lecz większość członków całego klubu była nieaktywna. Ze względu na to, szef klubu zarządził tzw. „AWOL ( Absence With-Out Leave ) check” polegający na tym, że wszyscy mieli potwierdzić swoją aktywność oraz chęć lub niechęć dalszego współtworzenia „Hammer’s Fista”. Zakończyło się tym, że z czterech pełnych oddziałów pozostał tylko jeden pełny i dwa inne działające. Mnie trafił się oddział składający się z…jednego człowieka nie licząc mnie. Po pewnym czasie miał już siedmiu członków.

Włożyłem dużo wysiłku w służbę Imperium. Z czasem byłem coraz bardziej zmęczony. Postanowiłem, że przy najbliższej okazji odejdę z aktywnej służby, by za przykładem generała Dante spożytkować na jakiejś przyjemnej planecie kredyty, które nagromadziły się na moim koncie. Mój oddział rozrósł się i łącznie było nas ośmioro. W takiej sytuacji wyznaczyłem mojego zastępcę. W końcu, nadarzyła się wspaniała okazja do odejścia. Wysłałem Prefektowi Legionu rezygnację z dowództwa i poleciłem mojego zastępcę, który świetnie radził sobie podczas moich urlopów. Na moją decyzję miało wpływ również to, że jeden z Mrocznych Jedi zauważył we mnie ogromny potencjał do użycia Mocy i zaproponował, żebym wstąpił do Dark Brotherhood, zrzeszającego istoty, które mają talent do użycia Mocy i gardzą ograniczeniami, jakie nadają sobie Jaśni Jedi. Przypuszczam, że to dlatego postanowiłem pozostać dalej jednym z obrońców Imperium

Do „Hammer’s Fista” wstąpiłem na początku września 2003 roku. Przerwałem aktywną działalność w połowie sierpnia 2006 roku, korzystając ze zbliżającej się trzeciej rocznicy mojego wstąpienia do klubu „Emperor’s Hammer”, którego składową jest „Hammer’s Fist”. Nie potrafiłem jednak zrezygnować całkowicie z obecności w nim. Teraz należę do grupy „Dark Brotherhood”, lecz jest to zupełnie inna historia, która nie ma swego końca. Będę ją jednak zapewne równie dobrze wspominał, jak moją działalność w „Hammer’s Fiście”, w którym spotkałem bardzo wielu ludzi, których cenię pomimo upływu czasu

Na chwałę Imperium!
Porucznik Tomasz Ciesielski,
Armia Obronna Planety Carrida ( Rezerwy )

Zaprosiłbym teraz na oficjalną stronę „Hammer’s Fista, lecz aktualnie jest ona niedostępna, ze względu na kłopoty z zakupem nowej domeny i problemami technicznymi. W zamian proponuję wejście na stronę głównego klubu.
Bardzo ciekawie napisana historia. JA jednak nie umiałabym się znaleźć w tej zabawie. Trzeba jej poświęcić zdecydowanie więcej czasu niż mam. Kilka razy próbowałam rzeczy tego typu i nie wypalało... Powodzenia w dalszej zabawie! Ale używaj mocy rozumnie
Kontynuując wątek, przedstawiam Wam prześwietny filmik rekrutacyjny zrobiony przez Jaorrusa Morrausa ( Pin #1847 ). Znajdziecie go tutaj Niestety, w wersji angielskiej
Filmik nie chce się wyświetlić, tylko pojawia się informacja
The url contained a malformed video id.
Poprawny link Dziwne, wcześniej użyłem takiego samego linka.
Filmik ciekawy, choć czasem napisy za szybko znikają (raz chyba pojawia się na 0,5 s...). Ale klimat robi przede wszystkim muzyczka. Choć na koniec wątek Mocy trochę mnie zaskoczył, ale wiem, że pasuje. Tylko że to jest też wątek Obi-Wana...
Mnie na pogrzebie będą grać Marsz Imperialny
A ja Gwiezdnych Wojen nie lubię i nie wiem czym można się tak zachwycać Elahgabal możesz mi wytłumaczyć co takiego wspaniałego jest w tej niby telenoweli?
Twoje kpiny mnie nie wzruszają
Co w tym jest takiego to albo chwytasz od razu albo dożywasz starości i umierasz w nieświadomości
Wychodzi na to, że czeka Cię ta druga (jakże smutna) perspektywa.
Niech Szmoc będzie z Tobą
Bez komentarza, demot mówi sam za siebie
Widać autor demota nie bardzo umie odróżnić tysiąc od sześciu
Wcale nie - od czegoś trzeba zacząć, a Moda na sukces wg założenia wcale nie miała mieć paru tysięcy odcinków

Wcale nie - od czegoś trzeba zacząć, a Moda na sukces wg założenia wcale nie miała mieć paru tysięcy odcinków

Doprawdy ?
Wyszło im tysiąc z sześciu, bo taka ciekawa fabuła była ?

Wyszło im tysiąc z sześciu, bo taka ciekawa fabuła była ?

No to nie? Do tego jeszcze doszedł niesamowity popyt i tak to się kręci od tylu lat

Wracając jednak to meritum sprawy i świecąc przykładem - GW są nawet zabawne Te wszystkie stworki, potworki, święcące miecze i inne cuda niebezpiecznie zbliżające się do granicy kiczu. Muszę przyznać, że coś w tym jest

Te wszystkie stworki, potworki, święcące miecze i inne cuda niebezpiecznie zbliżające się do granicy kiczu. Muszę przyznać, że coś w tym jest

To jest oczywiście Twoje święte prawo do własnego - choćby nie wiem jak dziwnego - gustu
A nawet do złośliwości i ironii Żyjemy w wolnym kraju i nikt nikogo nie zmusza do wyznawania tak katolicyzmu, jak i Jedi
To nie jest złośliwość i ironia, naprawdę uważam, że GW wojny są zabawne


Nie no, zaraz padnę - jest w ogóle coś takiego jak kult Jedi?

Nie jestem pewien, zatem będzie 2 razy "chyba":
Chyba w USA (a może w Australii), chyba 5% respondentów w trakcie narodowego spisu, czy czegoś takiego jako deklarowaną religię podało Jedi

Nie jestem pewien, zatem będzie 2 razy "chyba":

Można było więcej upchnąć tych "chyba", byłoby zabawniej

Znalazłam stosownego linka - przy okazji gratuluję pamięci Tak jak myślałam cała sprawa była grubymi nićmi szyta, skoro poprzedzono ją odpowiednią kampanią Myślałam, że może ten cały kult Jedi został gdzieś zalegalizowany i oficjalnie uznany, ale nie, to tylko taki głupi żart był i dobrze, bo już chciałam po raz kolejny zwątpić w ludzi

przy okazji gratuluję pamięci

Nie masz czego. Przy danych procentowych powiększyłem liczbę "wyznawców" ośmiokrotnie


Moda na sukces wg założenia wcale nie miała mieć paru tysięcy odcinków hehe, tak im wyszło w praniu ? odkąd sięgam pamięcią, Moda na Sukces jest od zawsze. Chyba istniała jeszcze na długo przed Chrystusem, a pierwszy jej odcinek był wyryty w skale.

a kult jedi istnieje i ma się dobrze szczególnie na Wyspach Brytyjskich i USA.
http://jediorganization.addr.com/jedi/

Niech szMoc bedzie z Wami
Szymek muszę Ci powiedzieć, że w takim razie bardzo daleko sięgasz pamięcią, skoro jeszcze pierwszy odcinek pamiętasz


Elahgabal zapisz się koniecznie
Albo nie, poczekaj, znajdę Ci jakieś Dark Jedi i wtedy się dopiero zapiszesz


Ja poproszę formularz rekrutacyjny do imperialnej piechoty. Natnie się rebelizantów, że hej
Chociaż przyznaję, że Sithowie mieli fajne oczka


Vader: "Apology accepted Captain Needa"

To znam, po nocach mnie straszy i nie jest fajne


Zabił mnie ten cytat

Taki sobie. To już wolę Jej Kultowość:
- Tym przylecieliście ? Jesteś odważniejszy, niż myślałam.

Ogólnie najlepsze teksty są chyba w "Imperium kontratakuje".

- Tym przylecieliście ? Jesteś odważniejszy, niż myślałam.

To można powiedzieć osobom wysiadającym z PKS-u albo ze starego taboru PKP, tylko trzeba zamienić "przylecieliście" na "przyjechaliście"

Zapomnieliście o najbardziej kultowym:

"I have a bad feeling about this..."
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •