wika
Twórca takich filmów jak Terminator, T2 czy Aliens, a następnie obsypanego oscarami Titanica (który nawiasem mówiąc też mi się podobał) od lat nie zrobił nic ciekawego, koncentrując się na jakichś podwodnych dokumentach. Czyżby poszedł na dno wraz z Titaniciem?
Moze po prostu mu sie nie chce już. Po tylu sukcesach tez by mi sie nie chcialo pewnie
Gdybym był na jego miejscu i chciałbym zrobić sobie wolne, albo robić co mi się podoba, to też bym tak zrobił . Ale Cameron nareszcie zabrał się do roboty - za rok zobaczymy "Avatar" a za dwa lata "Battle Angel" - oba wypasione aktorsko-CGI SF 3D. A podwodne dokumenty, oprócz jego podmorskiej szajby, były mu potrzebne do przetestowania każdego kamerowego cacka 3D. Pewnie, że też chciałbym szybciej obejrzeć jego fabułę, ale na Camerona zawsze warto poczekać, tym bardziej, że szykują się dwa dzieła - przynajmniej technicznie - wiekopomne.
Poczekaj na AVATARa, Gieferg.
http://en.wikipedia.org/wiki/Avatar_(film)
To będzie powrót na miarę mistrza.
Po takich filmach Cameron nie musi już nic udowadniać (w końcu jest królem świata). Niech robi co chce. Nic na siłę, ważne żeby miał pomysł i natchnienie i zrobił coś super, niż zmuszał się tylko dlatego że fani tego od niego oczekują.
Wywiad z Cameronem na temat AVATARa:
http://www.aintitcool.com/node/31191
Zakończenie tego wywiadu wymiata, ale jest trochę niepokojące :)
Zadam teraz naiwne pytanie: czy te bajeranckie filmy w 7D (sorry, 3D), czy te filmy będzie można obejrzeć normalnie, bez okularów i czujników zainstalowanych w mózgu?
Można, ale równie dobrze możesz gapić się w akwarium.
Heil Cameron. Kinoturi te salutant.
Czekam na ten nowy film Camerona, ale coś mi mówi, że nowy film Camerona będzie fajny, bo będzie w 3D.
Akurat miałem na myśli "Chłopców...", ale i takiego filmu jak "Kasyno" Cameron też nie nakręcił
Coś mi się widzi że w "Avatarze" znajdą się jakieś sekwencje podwodne; po 8 latach siedzenia na dnie oceanu Cameron chyba wykorzysta te inspiracje
Dla zainteresowanych: studencki film Camerona - Xenogenesis:
http://youtube.com/watch?v=KrIU6m7NR5w
Takie niedorobione pomysły z Terminatora i Aliens. Udźwiękowienie poraża, dynamika akcji miażdzy. No cóż, każdy od czegoś zaczynał...
hmmm...czyżby wygląd robotów T-1 z T3 był nie przypadkowy?
A sama lokacja, byc moze nie slusznie, przywodzi mi troche na mysl miejsce duelu z Mrocznego Widma.
Wow! Jak na amatorską produkcję debiutującego 24-latka, to jestem pod wrażeniem efektów, których wykonanie w 1978 roku w takiej jakości stanowiło wyczyn. Połączenie animacji poklatkowej z matte-painting i żywą akcją, oczywiscie w ramach swych skromnych kadrów, jest wykonane nad wyraz poprawnie. Dziś można to zrobić za kilka złotych, wówczas trzeba było mieć dostęp do niespotykanych na ulicy technologii. No i widać, skąd Cameron zaczerpnął projekty pojazdów gąsienicowych z "Terminatora" i że pomysł finału "Aliens" miał gotowy wiele lat wcześniej . A główny bohater, William Wisher, 13 lat później pstrykał fotki T-800 wyrzuconemu przez okno Galerii.
Potraficie rozszyfrować napis pojawiający się w końcówce?
Pod wrażeniem efektów też byłem, szczególnie kiedy wjechał "sprzątacz" - udało się Cameronowi pokazać, że jest ogromny. Ogólnie jednak scenografia jest zbyt tronowato-cormanowska. Ale mam sentyment do takich klimatów, więc... Mam nadzieję, że kiedyś gdzieś ten film zostanie umieszczony jako dodatek np. na bonus discu do, powiedzmy, Otchłani.
"James Cameron potwierdził, że w jego najnowszym filmie pt. "Avatar" wystąpi Sigourney Weaver..."- taką informację przed chwilą usłyszałem w "Multikinie" na tefałen dwadzieścia cztery. Dżizus, może faktycznie wyjdzie z tego coś wielkiego? Wie ktoś coś więcej na ten temat?
Owszem - Sigourney wystąpi jak Tom Hanks w "Polar Express" albo Angelina Jolie w "Beowulfie" czyli z markerami na ciele, bo "Avatar" to ma byc fotorealistyczne CG 3D.
Nie przepadam za filmami które się składają w 99-100% z efektów specjalnych, i jakoś mnie ten cały Avatar średnio interesuje
To już nie są efekty, to sposób realizacji .
a o to najnowszy pomył Camerona:
http://film.onet.pl/0,0,1493170,wiadomosci.html
zamiast zajmowac sie takimi rzeczami moglby przyspieszyc premiere Avatara o rok
Wiesz jaki wydźwięk może mieć taki dokument? Żadne "Avatary" nie będą się liczyć.
Trumnę Jezusa... dajcie spokój... Dobrze, że nie krzyż. Jedno jest pewne, Pospieszalski będzie miał o czym nawijać :)
Do "Avatara" podchodzę bardziej niż sceptycznie. Podobnie jak Gieferg uważam, że filmy składające się w 100% z efektów komputerowych są chybionym pomysłem.
Wiesz jaki wydźwięk może mieć taki dokument? Żadne "Avatary" nie będą się liczyć.
no wlasnie, za nie dlugo nie bedzie znany jako tworca swietnych filmow s-f, tylko jako człowiek który "forsuje tezę, iż Chrystus został pochowany, negując tym samym jego zmartwychwstanie"
przy s-f powinien pozostac bo w tym właśnie jest najlepszy,
Avatara z wielka checia obejze i mysle ze pan Cameron mnie nie zawiedzie
Ja powiem tak - jeśli w filmie jest masa efektów komputerowych to mnie to po prostu nei rusza. Bo co z tego w końcu? Na kompach mozna (albo będzie można) pokazać wszystko, co potem za radocha obejrzeć np dokument o realizacji w którym powiedzą:
- wygererowaliśmy na kompie tła, postacie, wybuchy, statki kosmiczne, ziemię, niebo, żabę i wiewiórkę.
A genereujcie se co chcecie a ja i tak bardziej będę cenił tych twórców, którzy zbudują miniatury, 20-30 metrowe dekoracje (patrz Batman Begins) pojazdy które naprawdę działają i istnieją (patrz Batman begins) potwora który faktycznie znajdował się na planie i miał cztery metry wysokości (patrz Aliens, ups, to akurat Cameron) a komputerowych efektów użyją w umiarze i z sensem (patrz: Batman begins - choćby widok centrum Gotham, bardzo realistyczny).
Pierwszy z brzegu przykład Revenge Of Sith - cały film to praktycznie jeden wielki CGI a na tym tle od czasu do czasu aktorzy . Tak podobał mi się, ale efekty mnie specjalnie nie ruszały. Drugi przykład Final Fantasy - Advent Children - półtoragodzinny filmik rodem z konsolowej gierki, który nieszczególnie mi się podobał choć swego czasu byłem wielkim fanem gry. Zupełny przerost formy nad trescią.
Komputerowe efekty mnie po prostu nie bawią, są dobre jako dodatek/przyprawa, i do tego smakują najlepiej kiedy ich nie widać. jeśli są daniem głównym to szybko zaczynam tym rzygać
Gieferg, twoje słowa to słowa mojej modlitwy :)
Gieferg masz oczywiście rację, ale powiedz mi JAK LUcas miał pokazać te wszystkie rzeczy z EIII (i nie tylko) nie używając CGI?!
Pierwszy z brzegu przykład Revenge Of Sith - cały film to praktycznie jeden wielki CGI a na tym tle od czasu do czasu aktorzy . Tak podobał mi się, ale efekty mnie specjalnie nie ruszały.
Oj, walnąłeś kulą w płot. Widziałem dokumenty o realizacji - tam jest MASA miniatur, ale nawet tego nie widzisz, bo są takie dobre.
P.S.
A GIGANTYCZNA miniatura drzewa z Kashyyyk robi niesamowite wrażenie...
Oj, walnąłeś kulą w płot. Widziałem dokumenty o realizacji - tam jest MASA miniatur
Opierałem się na tym co o filmie czytałem widać info nie były do końca ścisłe. whatever. Tu przynajmniej dobrze to wszystko wyglądało w przeciwieństwie do Epizodu II
Gieferg masz oczywiście rację, ale powiedz mi JAK LUcas miał pokazać te wszystkie rzeczy z EIII (i nie tylko) nie używając CGI?!
Ależ ja się nie czepiam, że zrobiono film tak jak zrobiono. Stwierdzam tylko że komputerowe efekty od czasów LOTRa nie robią już na mnie wrażenia, a tym bardziej jestem na NIE jeśli żywi aktorzy mieliby być zastąpieni postaciami wygenerowanymi komputerowo a ich rola ograniczyłaby się do podkładania głosu (a i to pewnie do czasu ).
Aktualnie wolę już oglądać T3.
po 1 - nie jest autoplagiatem, ilośc nawiązań do poprzednich częsci jest tu na rozsądniejszym poziomie niż w T2.
po 2 - widziałem go w całości dopiero 3 razy i nie znam go jeszcze na pamięc
po 3 - ma najlepsze zakończenie z całej trylogii
po 4 - i najlepszą muzykę
Gieferg, niedawno oglądałem Terminatory i masz racje - T2 kopiuje ujęcia z T1, ale tylko do około 30-40 minuty. mało tego, kopiuje w taki sposób, że gdyby nie twoje pionierskie odkrycie, nigdy bym sie nie skapnął, że to kalka. w początkowym etapie działanie maszyn ich zachowanie musiało być zbliżone, analogiczne, oparte na podobnych dyrektywach: znajdź ubranie, zrób to, zrób tamto, wejdź tu, "przepytaj" tego i owego. jak mówie, po upływie dwóch kwadransów fabuła T2 rozwija się już samoistnie we własnym, niezależnym od T1 kierunku.
Nie obrazisz sie ze Cie zacytuje?
ad 1: Autoplagiat? No bez jaj. Musza byc podobienstwa bo w koncu mowimy o maszynach. Ich zachowanie mozna rozpisac na schemacie blokowym, bo jest z gory zalozone.
ad 2:Trzy razy? To przynajmniej o raz za duzo.
ad 3: Zakonczenie jest zalosne przez Stahla, T2 idealnie zamykalo calosc i spieprzenie finalu T2 powstaniem T3 uwazam za bluznierstwo porownywalne z A:R.
ad 4: chyba sie zle czujesz... Sluchales mlodziezowego sweet-popowego soundtracka? Myslalem, ze plyte polamie. W filmie tez nie ma rewelacji. Muzyka Fiedela z pierwszych dwoch czesci jest genialna i niedoprzebicia.
piXi: wybacz. Bad Boys 2 uwazam za szmire gorsza od TF :) "The Rock" mi sie podobalo, ale nie widzialem go z 8 lat, az sie boje odswierzyc.
Gieferg, niedawno oglądałem Terminatory i masz racje - T2 kopiuje ujęcia z T1, ale tylko do około 30-40 minuty. mało tego, kopiuje w taki sposób, że gdyby nie twoje pionierskie odkrycie, nigdy bym sie nie skapnął, że to kalka. w początkowym etapie działanie maszyn ich zachowanie musiało być zbliżone, analogiczne, oparte na podobnych dyrektywach: znajdź ubranie, zrób to, zrób tamto, wejdź tu, "przepytaj"
Ale nie musiało być pokazane z identycznych ujęc kamery, Arnie nie musła wylatywać przez szybę w identyczny sposób itd itp
jak mówie, po upływie dwóch kwadransów fabuła T2 rozwija się już samoistnie we własnym, niezależnym od T1 kierunku.
scena w szpitalu - odpowiednik sceny w komisariacie (jest nawet identyczny motyw z Reesem/Sarą na monitorze)
T1000 wskakujący na samochód i wybijający szybę odpowiednik arnolda wskakującego na samochód i wybijającego szybę
pościg na końcu - niemal identyczny schemat, skopiowana scena z zatrzymującą się ciężarówką, skopiowany motyw zmiany środka transportu podczas pościgu, skopiowany motyw z ciężarówką tyle że zamiast wybuchu płynny azot, skopiowany motyw wychodzenia terminatora z ciężarówki po którym jest niby zniszczony, skopiowany motyw ucieczki do zakładu/huty/fabryki, skopiowany motyw w fabryce gdzie uciekinierzy wchodzą i po paru krokach zawracają [!] i kto na nich czeka? etc itd.
ale przecież "jest super, jest super więc o co mi chodzi?"
Nie jestem ślepym wyznawcą Camerna i takie rzeczy mnie irytują. Ot co.
Deckard - autoplagiat w T2 nie polega na tym że tu i tu jest terminator i się podobni ezachowuje, tylko w tym że tu i tu mamy przez niemal cały film identyczne wydarzenia, zbiegi okoliczności, ujęcia, sceny itd.
Kiedyś zacząłem to spisywać porównanie kolejnych scen w T1 i T2, nie skończyłem bo doszedłem do wniosku że jak zrobię to do konca to już nigdy nie obejrzę T2, a że mam do tego filmu sentyment to nie chciałbym do tego doprowadzić, więc zrobiłem tylko tyle:
T1 Prolog – woja w przyszłości --- T2 Prolog – wojna w przyszłości
T1 Przybycie Arnolda --- T2 Przybycie Arnolda
T1 Arnold zdobywa ciuchy – dostaje nożem, T2 --- Arnold zdobywa ciuchy –nie zabija-Dostaje nożem
T1 - Przejeżdża samochód policyjny --- T2 Podjeżdża samochód policyjny
T1 - pojawia się drugi przybysz --- T2 pojawia się drugi przybysz ( w tym momencie widz może się spodziewać, że to ten dobry.
T1 - po uporaniu się z gliniarzem Drugi przbysz szuka swojego celu (budka telefoniczna) --- T2 Po uporaniu się z gliniarzem drugi przbysz szuka swojego celu (komputer policyjny)
T1 - Słoneczny dzionek – sara na skuterku --- T2 - Słoneczny dzionek – dom Johna, John odjeżdża na motorku
T1 - Zabójca wsiada do samochodu- kupuje broń --- T2 Pescadero po raz pierwszy / zabójca (T1000) przybywa samochodem, wysiada rozgląda się puka do drzwi – potem gada (NIESAMOWITE, przestawili szyk scen!!! ale tylko minimalnie)
T1 - Sara w pracy --- T2 John „ w pracy” obrabia bankomat
T1 - Terminator wysiada z samochodu rozgląda się puka dodrzwi – potem strzela (odpowiednik sceny, którą w T2 przesunięto minimalnie wcześniej)T1 - Sara w pracy --- T2 John gada o matce
T1 - Reese – sen o przyszłosci --- T2 Sara – sen o Reesie
T1 - Sara w domu przy telefonie --- T2 Sara w pescadero opowiada o snach
T1 Policja – gadają o morderstwie --- T2 Cyberdyne – gadają o skynecie
T1 Sara w domu z przyjaciółka rozczarowana, że nie przyjdzie facet --- T2 Sara w Pescadero z Silbermanem Rozczarowana, że nie zobaczy syna
T1 - Reese śledzi Sarę --- T1000 rozgląda się za Johnem
T1 - Zabawiają się w mieszkaniu --- T2 <no sorry, to przecie kino familijne>
T1 - Sara w klubie Tech Noir --- T2 - John gra na automatach
T1 - Przbywają obydwaj zawodnicy --- T2 Przybywają obydwaj zawodnicy
T1 - Arnold wykańcza znajomych Sary --- T2 odpowiednik tej sceny będzie trochę póxniej kiedy T-1000 udupi przybranych rodziców Johna, cóż za karkołomna zmiana szyku
T1 - Konforntacja- mina Sary- zły wyciąga pistolet a dobry Shotguna i powala tego złego T2 -Konfrontacja-mina Johna- zły wyciąga pistolet a dobry Shotguna i powala tego złego
T1 - Ucieczka do samochodu, jazda tyłem przed złym – ściga, potem uczepia się samochodu, wchodzi na niego, niemal chwyta swą ofiarę, ale zostaje zrzucony --- T2 odpowiednik tej sceny będzie (a jakże) tyleże trochę później (ucieczka ze szpitala - również uciekają tyłem) tymczasem mamy zamiennik w postaci ucieczki Johna przed cieżarówką - w końcu to sequel, więc wskazana jest jedna ucieczka więcej
Ale nie, przecież to zupełnie rózne filmy.
ad 3: Zakonczenie jest zalosne przez Stahla, T2 idealnie zamykalo calosc i spieprzenie finalu T2 powstaniem T3 uwazam za bluznierstwo porownywalne z A:R.
T2 NICZEGO nie zamknęło.
Wojna musiała wybuchnąc, żeby John mógł istnieć, dopiero po zakończeniu z T3 całośc trzyma się kupy.
jesli wojna ni wybucha nic co pokazano w częsci 1 i 2 nie miało miejsca. Jeśli wybucha wszystko gra i buczy.
ad 4: chyba sie zle czujesz... Sluchales mlodziezowego sweet-popowego soundtracka? Myslalem, ze plyte polamie. W filmie tez nie ma rewelacji. Muzyka Fiedela z pierwszych dwoch czesci jest genialna i niedoprzebicia.
Nie wiem o czym mówisz. Soundtrack z T3 zawiera score + dwie piosenki. Score Beltramiego wypada swietnie w porównaniu do ubogiej muzyki fiedela która ma tylko dwa naprawdę dobre motywy (Main Theme i Love Theme z T1).
Ale Fiedel "Jest Super jest Super" bo zrobił muzykę do filmów BOSKIEGO JAMESA, nieważne że średnią, no nie fanboju?
Jaka szkoda, ze tylko jedna osoba to widzi. Jak dla mnie T2 to idealny film akcji. I nawet jesli jakies motywy z T1 sie powtarzaja, to stawiam go z nim na rowni (badz wyzej, zaleznie od nastroju). Natrectw majacych na celu zmniejszenie rangi dziela Camerona nie nabawilem sie, wiec za kazdym razem ogladam film z przyjemnoscia i nie odczuwam potrzeby powtarzania caly czas, ze to remake.
A na deser, maly koszmarek z imdb pro:
EDIT: A muzyki Fiedela bede bronil. Jest charakterystyczna, szalenie klimatyczna, poteguje nastroj. W T3 jest nijaka, mozna ja zapomniec zaraz po seansie(sam ja ledwo kojarze). Motywu przewodniego z T nie da sie. Ale jak juz przy soundtracku: to co, powiesz jeszcze, ze te dwie pop-pierdolki sa lepsze od You Could Be Mine?:P
http://film.org.pl/soundt...rminator_3.html
Widze, ze "bardziej kumaci" podzielaja moje zdanie.
Genre
Sci-Fi / Action / Adventure / Drama / Thriller
Plot Summary
After the drastic effects of Terminator 3, the story continues as John Connor and soon to be wife Kate Brewster realize they must create a resistance organization with Earth's remaining survivors against the army of robots slowly being built up by Skynet. As they are building this resistance, one survivor happens to be a traitor in disguise, and has a secret that nobody would ever come to suspect.
IN PRODUCTION
Release Date: 2009
Project Notes: Currently tied up in litigation over distribution rights more »
Production Co: Halcyon Company, The more »
Genre: Sci-Fi / Action / Adventure / Drama / Thriller / more »
Summary: After the drastic effects of Terminator 3, the story continues as John Connor and soon to be wife Kate... more »
News: 16 August 2007: MGM titles face financial test more »
MOVIEmeter™
Current rank: 546
Click graph for more detail
Add to MyMovies
Filmmakers: John D. Brancato - Writer (screenplay), Michael Ferris - Writer (screenplay), David C. Wilson - Writer (screenplay), Derek Anderson - Producer, Moritz Borman - Producer, Victor Kubicek - Producer more »
Cast STARmeter™
Edward Furlong ... John Connor (rumored) 494
Writers
John D. Brancato Screenplay
Michael Ferris Screenplay
David C. Wilson Screenplay
Producers
Derek Anderson ... producer
Moritz Borman ... producer
Peter Graves ... executive producer
Victor Kubicek ... producer
Production Companies
Halcyon Company, The
Jak dla mnie T2 to idealny film akcji
trudno żeby było inczej w końcu jesteś czcicielem BOSKIEGO JAMESA a T1 to idealny film akcji, więc czym innym ma być jego klon? Jest super, jest super, am i right?
BTW Cameron nawet w Aliens potrafił spartoliśc robotę robią takie zakończenie jakie zrobił,przez co jego film jest najsłabszy w trylogii.
Którko mówiąc Cameron jest jednym z bardziej przereklamowanych reżyserów
A muzyki Fiedela bede bronil. Jest charakterystyczna, szalenie klimatyczna, poteguje nastroj. W T3 jest nijaka, mozna ja zapomniec zaraz po seansie(sam ja ledwo kojarze).
Po jednym obejrzeniu T1 czy t2 też ledwo kojarzyłem muzykę.
Teraz ją kojarzysz bo widziałeś film nie wiadomo ile razy, ile razy widziałeś T3?
Ale jak juz przy soundtracku: to co, powiesz jeszcze, ze te dwie pop-pierdolki sa lepsze od You Could Be Mine?:P
to co pan powiesz, panie "eXpert" na to, że:
po 1 - oceniam muzykę z filmu, MUZYKĘ, SCORE, nie piosenki
po 2 - piosenek z płyty z soundtrackiem T3 UWAGA: NIE MA W FILMIE
po 3 - You Could Be Mine ani Bad To The Bone UWAGA: NIE MA NA PŁYCIE Z SOUNDTRACKIEM Z T2
więc z jakiej racji je ze sobą zestawiasz i czego chcesz w ten sposób dowieść to nie mam zielonego pojęcia.
Widze, ze "bardziej kumaci" podzielaja moje zdanie.
widzę że podpierasz się zdaniem fana AVP (i przy okazji kolejnego wielbiciela T2 który też wpiewa "jest super, jest super"
Nieźle
Koncowka Aliens jest kiepska, ale chcialbym, zeby Bay w szczytowej formie byl tak kiepski.
Co do T1 - film sie zestarzal, efekty dzisiaj wygladaja marnie, zewszad bije klimat lat 80. T2 jest uniwersalna rozwalka, perfekcyjna z kazdej strony. Tak, jestem czcicielem boskiego Jamesa, bo nigdy mnie nie rozczarowal. Kazde jego widowisko (lacznie z T2 3D) od czasow T1 spelnilo swoje zalozenia: dostarczylo mi doskonalej rozrywki. Z kazdym kolejnym postem coraz bardziej przywodzisz mi na mysl Gibsona w "Conspiracy Theory" Ciekawe, czy masz tajna baze i publikujesz gazetki z czterema artykulami na zmiane: Cameron dokonuje autoplagiatu! AvP to zlo! A:R to najgorszy film wszechczasow! Transformersy RZONDZOM!
Zaspokoisz moja ciekawosc?
A swoja droga, jesli Avatar okaze sie gniotem, to to przyznam otwarcie, a nie bede wychwalal jak Ty Baya, bo juz przed premiera wiedziales ze Ci sie bedzie podobac.
EDIT: AvP mu wybacze, kazdy bladzi. T3 widzialem lacznie okolo 5 razy i nie jestem w stanie przypomniec sobie muzyki. Po pierwszym obejrzeniu T2 pamietalem muzyke Fiedela, bo nucilem ja przez cale dziecinstwo
Dopisałem co nieco o muzyce w poście powyżej.
Co do T1 - film sie zestarzal, efekty dzisiaj wygladaja marnie,
Co do T2 - film się zestarzał, efekty T-1000 dzisiaj wyglądają żałośnie. Jedynym filmem Camerona w którym nie zestarzały się efekty jest Aliens.
A swoja droga, jesli Avatar okaze sie gniotem, to to przyznam otwarcie, a nie bede wychwalal jak Ty Baya, bo juz przed premiera wiedziales ze Ci sie bedzie podobac.
bo w przeciwieństwie do kilku osób na tym forum, już przed premierą doskonale wiedziałem jaki to bedzie film, poza tym wcześnij nie wychwalałem Baya, natomiast jestem prawie pewien, że czciciele Camerona będą go wychwalać, niezależnei od tego czym się ów mityczny avatar okaże.
T3 widzialem lacznie okolo 5 razy i nie jestem w stanie przypomniec sobie muzyki.
masochista? Nie wiem jak można oglądac tyle razy film, którego się nie lubi....
Jak juz musze tlumaczyc, to niech bedzie:
Raz na kompie.
Dwa razy w kinie (raz sam, raz z kumplami mimo ze odradzalem. Po 8 piwach nawet dalo sie to ogladac)
Raz jak kupilem trylogie na DVD
Raz w TV z rodzina
Po trzecim obejrzeniu przestalem tego filmu nienawidzic, teraz zwyczajnie nielubie, uwazam za przecietniaka psujacego serie.
Moje masochistyczne sklonnosci sa powszechnie znane (vide Miami Vice)
Co sie w T2 zestarzalo? Pytam, bo widzialem niedawno w HD na 64" i wygladal powalajaco.
autoplagiat w T2 nie polega na tym że tu i tu jest terminator i się podobni ezachowuje, tylko w tym że tu i tu mamy przez niemal cały film identyczne wydarzenia, zbiegi okoliczności, ujęcia, sceny itd
osobliwy (by nie powiedzieć kuriozalny) sposób wartościowania scen w filmie. oceniasz je nie po tym, jak są wykonane, lecz po tym, jak bardzo pokrywają się z pierwowzorem. to bezsens. na potrzeby tego posta przyjmuje, że T2 stanowi absolutny autoplagiat T1 (z czym mogę się zgodzić przy mikroskopowej analizie obydwu filmów). teraz weźmy dwa inne filmy: Psychozę Hitchcocka i Psychola Van Santa. i tu, i tam identyczne ujęcia, kamera ustawiona w tym samym miejscu. różnica polega na tym, że Psychol uważany jest powszechnie (np. ja tak uważam:)) za dno totalne. tymczasem T2 uchodzi za arcydzieło kina akcji i kina w ogóle, za wzór w korzystaniu z efektów specjalnych (podejrzewam, że już nigdy nikt nie stworzy lepszych efektów komputerowych, łączących widowiskowość z funkcjonalnością tak perfekcyjnie jak w T2), za wzór w budowaniu klimatu. słowem, T2 jest krokiem naprzód, pójściem dalej, skokiem jakościowym w porównaniu z T1. T2 to ekstrakt przełomu epok - żegna się z latami 80's (w których tkwi T1) i wita się z nową dekadą w najbardziej spektakularny z możliwych sposobów. T2 wnosi do historii kina więcej niż Władca, Transformery i Matrix razem wzięci. chodzi o to, Gieferg, że filmowe sceny powinno się oceniać nie pod kątem ich podobieństwa z innymi scenami w innym filmie, lecz pod względem ich autonomii - jak prezentują się same w sobie. jeśli prezentują się źle, to wtedy bierzesz T1 i mówisz: "T2 jest chujowy, bo...". gdyby w AvP cykl rozrodczy Aliena trwał 5 sekund, ale byłby zajebiście pokazany (sensownie, dużo krwi, rozdzierana klata, trzask łamanych żeber itp), to wali mnie, że w pozostałych częściach trwał X dni. to bez znaczenia dla odbioru filmu.
poza tym plagiat jest naganny tylko wtedy, gdy autor robi wszystko, by zataić przed światem swoje ordynarne poczynania. Cameron niczego nie ukrywa.
jestem prawie pewien, że czciciele Camerona będą go wychwalać, niezależnei od tego czym się ów mityczny avatar okaże. To że Ty zachowujesz się w taki sposób nie znaczy że inni tak robią. Jeśli Cameron nakręci zły film, to dostanie ode mnie 0 albo 1 i nie rozumiem czemu miałbym udawać że jest inaczej. Dorośnij w końcu.
Aha, odnośnie klonowania ujęć scen itp - ja mam to w dupie, bo T2 to arcydzieło. I zabawne, że Tobie nie przeszkadzają w TFach kopie kopii kopii kopii ujęć z jego poprzednich filmów.
będe pierwszym, który wystawi Avatarowi zero, jeśli ten okaże się klonem 300.
Drugim, premiera w UK bedzie wczesniej :)
EDIT: Hitch bedzie pierwszy, oceni zanim obejrzymy ;-)
T2 jest krokiem naprzód, pójściem dalej, skokiem jakościowym w porównaniu z T1
Mozna to był zrobić w bardziej oryginalny sposób.
Co sie w T2 zestarzalo?
efekty "płynnego metalu" wyglądają po prostu biednie, już dawno nie robią na mnie wrażenia, w dodatku oczywiste jest, że w tamtych czasach nie byliby w stanie nic ciekawszego zrobić.
nikt nie stworzy lepszych efektów komputerowych, łączących widowiskowość z funkcjonalnością tak perfekcyjnie jak w T2
LOOOOOOOL
gdyby w AvP cykl rozrodczy Aliena trwał 5 sekund, ale byłby zajebiście pokazany (sensownie, dużo krwi, rozdzierana klata, trzask łamanych żeber itp), to wali mnie, że w pozostałych częściach trwał X dni
A mnie to akurat nei wali.
Po tym stwierdzeniu widać zresztą, że zaliczasz się do takich co sikali by po nogach gdyby tylko w TF pokazano ze szczegółami przynajmniej kilka brutalnych śmierci, wypadające z rozerwanego autobusu ciała i krwawe plamy na ulicy będące pozostałością po rozdeptanych przez Megatrona przechodniach, i nic innego (żadne bullshity fabularne) wtedy by się nie liczyło
Mental: w pewnym stopniu zgadzam sie z Toba. Nie przeszkadzaja mi glupoty w filmie tak dlugo, jak rezyser jest mi je w stanie sprzedac jako prawde. Jesli historia wyglada realistycznie (i czy to sklonowane dinozaury, kosmita wygladajacy jak jamajczyk czy facet z nozyczkami zamiast dloni) a widz nie jest traktowany jak idiota, przyjme to na wiare i nie bede sie czepial, bo ot tak mialo byc. Ani Bay and Anderson zwyczajnie nie potrafia sprzedac najprostszych pomyslow, dlatego wierze w robota bez procesora panujacego nad swoim plynnym cialem, tudziez robota wygladajacego i pocacego sie jak czlowiek, a przypieprzam sie do lejacego robota i doroslych obcych powstajacych nim zdaze zaparzyc chinska zupke.
A tak w ogole, T2 to arcydzielo
wierze w robota bez procesora panującego nad swoim płynnym cialem
Cameron "wyjaśnił" kiedyś to zjawisko. nie pamiętam, o co chodziła, ale fajnie to wszystko brzmiało:)
Tak, wiem, czytalem, gdzies na imdb jest link. Ale to nie sprawia, ze mialbym uwierzyc w cos takiego ;-) Toz to pomysl prawie jak przeszczep twarzy w Face/off
w najnowszej nf jest artykuł o avatarze, a raczej o 3d i czekaniu na avatara :). grzegorzak wyje, ze bedzie rewolucja. a ja sie boje. o :).
Co to nf? ;)
Pewnie nowa fantastyka (wychodzi to jeszcze w ogole?)
Myślę że dzięki Avatarowi studio Weta ma szansę wrócić na szczyt. Postacią King Konga wyszli moim zdaniem na szczyt, ale ILM pobiło ich Davy Jonesem.
widzę, że Gieferg znowu powala swoimi mądrościami, które powinien do własnego pamiętniczka wpisywać, a nie na forum publicznym - tu są dzieci, opanuj się!
widzę, że jak zwykle nie masz nic ciekawego do powiedzenia, po co się więc w ogóle odzywasz?
"nikt nie stworzy lepszych efektów komputerowych, łączących widowiskowość z funkcjonalnością tak perfekcyjnie jak w T2 "
"LOOOOOOOL"
"ten cytat wystarczy mi za całokształt - kolejny super trafny argument Gieferga, normalnie karta przetargowa. Tym przekonałeś mnie o wyższości Tf nad T2 Rolling Eyes"
Też zgadzam się z tym LOL... T2 może miało wybitne efekty komputerowe... Ale jak wchodziło do kin kilkanaście lat temu... W tej chwili są setki filmów w lepszymi efektami (jeśli idzie o widowiskowość to pojęcie względne - ale dla mnie większość wysokobudżetowych nowych dzieł z efektami specjalnymi jest bardziej widowiskowa niż T2 - nie mówiąc już o technicznych aspektach tych efektów... w tej chwili efekty specjalne w T2 mogą budzić co najwyżej uśmiech politowania wśród studentów grafiki komputerowej... wiem o czym mówię, bo trochę się tym interesuję... I nie wiem jakim cudem ktokolwiek może uważać, że efekty specjalne w T2 są lepsze od tych w transformers... Rozumiem, że może Wam się nie podobać fabuła tego filmu, ale akurat efekty specjalne to pierwsza klasa w tej chwili i mało jest dzieł z bardziej skomplikowanym CGI)...
w tej chwili efekty specjalne w T2 mogą budzić co najwyżej uśmiech politowania wśród studentów grafiki komputerowej Kiedy T2 wchodził do kin, ci studenci latali po podwórku z glutami pod nosem.
w tej chwili efekty specjalne w T2 mogą budzić co najwyżej uśmiech politowania wśród studentów grafiki komputerowej..
w końcu ktoś rozsądny komu uwielbienie dla Camerona nie przesłania rzeczywistości Efekty komputerowe w T2 były może i kiedyś dobre, nawet bardzo dobre, ale zestarzały się jak cholera, dużo bardziej niż animatroniczne efekty z Aliens. Aktualnie powstają CGI takiej klasy że szybkie zestarzenie się im ni egrozi ze względu na to, że są już na tyle realistyczne, że po prostu nie sposób zrobić czegoś dużo lepszego oczywiscie tyczy się t tylko niektórych rzeczy, które za pomocą CGI można pokazać, bo o ile w TF mamy już niemal idealnie pokazane roboty, tak do idealnie pokazanego zrobionego w CGI Człowieka, który zastapi żywego aktora i nikt się nei zorientuje (chodzi o całokształt, nie tylko o jakieś scenki kaskaderskie) to raczej jeszcze daleka droga.
Natomiast co do filmów zrobionych całkowicie w CGI to nie będę miał nic przeciwko własnei od chwili kiedy pokażą zrobionego w CGI człowieka tak, że nie poznam że to CGI
Kiedy T2 wchodził do kin, ci studenci latali po podwórku z glutami pod nosem.
Mam się obrazić? ;)
A fajność TFowych efektów polega na sprawnym połączeniu rzeczywistych rekwizytów z tymi komputerowymi. Starship Troopers.
deckard, nf w tym miesiącu obchodzi 25 urodziny! :)
Glut > Exactly.
Właśnie dlatego są dla mnie czymś dużo lepszym niż wszystko co mozna zobaczyć w ostatynch Gwiezdnych wojnach. Uzupełniają prawdziwie wyglądające, realne tło, i nie wyglądają jak filmik z gry komputerowej. I o to własnie chodzi.
ale to jest tak: t2 jara, tf nie. i co?
t2 jarało
tf jara
avatar będzie jarać, może...
Mam się obrazić? Jak chcesz
Dokładnie Artemis, poruszyłaś ciekawą kwestię. Już nie chodzi o to, czy efekty są funkcjonalne czy nie, bo akurat w przypadku TF CGI MUSIAŁO być i to jest oczywiste, pozostaje kwestia jak to zostało wykorzystane. Ale mniejsza o to.
NAWET jeśli efekty w T2 są żałosne, co z tego? Nie, nie co z tego. CO, KURWA, Z TEGO? Film jest arcydziełem i jakość efektów nie ma najmniejszego znaczenia.
Klasyczne Gwiezdne Wojny mają w takim razie jeszcze bardziej żałosne efekty. Jakieś modele? Makiety? A fe! I znowu: tylko co z tego, skoro w filmie jest ta prawdziwa magia kina? To samo jest u Camerona.
Za to w TF co jest poza tymi wspaniałymi, doprowadzonymi do perfekcji efektami? Kupa gówna.
PS. Zajaramy?
ale to jest tak: t2 jara, tf nie. i co? :)
t2 jarało
tf jara
avatar będzie jarać, może...
ciebie jara batman begins. niby dlaczego "avatar" mialby cie nie jarac?
Efekty w T2 sa dokladnie takie jakie maja byc. Jedyne niedopracowanie to fotel pilota w scenie wlewania sie T1000 do helikoptera. Cala reszta nigdy sie nie zestarzeje.
ciebie jara batman begins. niby dlaczego "avatar" mialby cie nie jarac? Co ma piernik do wiatraka?
ale my wlasnie o efektach mowimy Wiem, ale NIEKTÓRZY tutaj zachowują się tak, jakby jakość efektów była nierozerwalnie związana z jakością filmu. Już sam fakt czepiania się efektów w filmie sprzed 16 lat zakrawa na pokaźnych rozmiarów żart. Wyjątkowo mało zabawny, raczej smutny.
Kiedy T2 wchodził do kin, ci studenci latali po podwórku z glutami pod nosem.
Ale co to ma do siebie? Omawiamy efekty specjalne w roku 2007, a nie ileś tam lat temu...
Żeby było jasne, uważam że efekty w TF są świetne i tyle, tylko nie rozumiem tych zachwytów, bo nie zobaczyłem w tym filmie nic nowego, żadna scena nie zmusiła mnie do wypowiedzenia "wow".
I co jest w tym CGI takiego skomplikowanego? Czym te sceny pod względem technicznym różnią się od tych choćby z LOTR albo POTC? Bo według mnie niczym.
Te 2 filmy, które podałeś też są jednymi z najlepszych w tej chwili pod względem skomplikowania CGI - ale w nich efekty te były prostsze do wykonania (mniejsza niż w TF integracja efektów specjalnych z tym co było kręcone w realu).
fukcjonalność.
efekty w t2 są integralną częścią świata przedstawionego, przy czym ani na chwilę nie przesłaniają bohaterów.
w tf efekty stanowią atrakcję samą w sobie. oczywiście, że fabuła tego wymaga. ale to nic nie zmienia. chodzi o samo podejście do fx. o ich rolę. o proporcje. i inne tam bajery. kłócić się nie będę, bo się na tym nie znam, ale to jest tak: t2 jara, tf nie. i co?
To może niech zaczną kręcić filmy bez CGI, skoro proporcje w ilości scen komputerowych do kręconych w realu za duże dla Ciebie?
Efekty w T2 trącą myszką - i jeśli ktoś się z tym nie zgadza - trudno... Polecam jedynie wizytę u okulisty (joke )... Oczywiście nie oznacza to, że film pod względem fabularnym jest zły - ale to akurat nie ma znaczenia oceniając SAME efekty specjalne.
NAWET jeśli efekty w T2 są żałosne, co z tego? Nie, nie co z tego. CO, KURWA, Z TEGO? Film jest arcydziełem i jakość efektów nie ma najmniejszego znaczenia.
To Twoje zdanie... Dla mnie to film dobry, ale tylko tyle (albo aż tyle )... Żebym film określił arcydziełem potrzeba trochę więcej...
Efekty w T2 sa dokladnie takie jakie maja byc. Jedyne niedopracowanie to fotel pilota w scenie wlewania sie T1000 do helikoptera. Cala reszta nigdy sie nie zestarzeje.
Polecam zapytać się jakiegokolwiek grafika zawodowego co sądzi o efektach specjalnych w T2 (w porównaniu do dzisiejszych możliwości, a co za tym idzie dzisiejszych filmów... ).
Wiem, ale NIEKTÓRZY tutaj zachowują się tak, jakby jakość efektów była nierozerwalnie związana z jakością filmu. Już sam fakt czepiania się efektów w filmie sprzed 16 lat zakrawa na pokaźnych rozmiarów żart. Wyjątkowo mało zabawny, raczej smutny.
Ale Ty zacząłeś ten temat...
Mam gdzies zawodowych grafikow. Dla MNIE te efekty nie musza byc lepsze. Wystarczajaco realistycznie oddaja to co maja do oddania.
Ale co to ma do siebie? Omawiamy efekty specjalne w roku 2007, a nie ileś tam lat temu... Ale porównujesz efekty sprzed 16 lat z tymi współczesnymi. Trochę to nieuczciwe, prawda?
Te 2 filmy, które podałeś też są jednymi z najlepszych w tej chwili pod względem skomplikowania CGI - ale w nich efekty te były prostsze do wykonania. Ale to wszystko już było. Obiekty CGI zintegrowane z realnym środowiskiem? To już było w niejednym filmie. Wiem, powiesz: ale nie było to tak perfekcyjne jak w TFach. Może, ale mówimy o technologii, a ja pytam w takim razie po raz kolejny: co w tym takiego skomplikowanego, skoro takie rzeczy już były?
Polecam zapytać się jakiegokolwiek grafika zawodowego co sądzi o efektach specjalnych w T2 (w porównaniu do dzisiejszych możliwości, a co za tym idzie dzisiejszych filmów... ). I co to ma do rzeczy? mówimy o efektach sprzed 16 lat, a grafików mam gdzieś, bo wtedy, na tamtym sprzęcie, nie zrobiliby nic lepszego.
Przestancie chrzanic jakby efekty w T2 byly zle.
Hitch, nie złe, tylko żałosne czy tam żałośnie śmieszne, nie czytałeś tematu?
Kto chrzani ten chrzani. Na następny raz wszystkim paranoikom proponuję zjechanie efektów w "Metropolis" Langa.
fukcjonalność.
efekty w t2 są integralną częścią świata przedstawionego, przy czym ani na chwilę nie przesłaniają bohaterów.
w tf efekty stanowią atrakcję samą w sobie. oczywiście, że fabuła tego wymaga. ale to nic nie zmienia. chodzi o samo podejście do fx. o ich rolę. o proporcje. i inne tam bajery.
Milczałem, ale muszę coś dodać.
Skoro przywołałaś NF, a teraz powtarzasz bzdury za Mentalem, to proszę:
Hasta la vista, baby - woła Terminator i strzela do przeciwnika, który rozpryskuje się na kawałki. Chcę więcej życia, skurwysynu - mówi replikant Roy swemu stwórcy, doktorowi Tyrellowi. Dwa roboty, dwa filmy, dwie koncepcje kina SF.
Kiedy porównać "Terminatora 2" Jamesa Camerona z "Blade Runnerem" Ridleya Scotta, widać jak na dłoni drogę, jaką w ciągu ostatnich dziesięciu lat przebył film fantastyczny - od szczytów po samo dno. I często zadaję sobie pytanie: jak do tego mogło dojść? Kto jest winien temu, że formuła kina, potrafiąca dotknąć Absolutu, tak potwornie zmarniała w wielkich widowiskach pełnych ognia i bluzgającej pod niebo posoki. Sądzę, że winowajców jest conajmniej kilku.
W pierwszym rzędzie kino SF zabili faceci od efektów specjalnych, będący we współczesnej produkcji twórcami równie ważnymi co reżyser, a na pewno ważniejszymi od scenarzysty. Dowodnie wyszło to przy okazji "Terminatora 2", kiedy to w zajawkach satelitarnych funkcjonowali oni jako główne gwiazdy, oczywiście obok Schwarzeneggera. Efekty specjalne stały się tak istotne jak grający główne role aktorzy; opowiadana historia jest elementem podrzędnym, ma jedynie spinać w fabularną całość pracowicie wypichcone przez komputerowych gnomów triki. Nigdy w dziejach kultury forma tak ostentacyjnie nie górowała nad treścią.
Do zgonu ambitnej formuły przyczyniła się oczywiście publiczność, bez zastrzeżeń akceptując film SF jako bezmyślne widowisko-fajerwerk. Świadczą o tym uzyskane wyniki finansowe. Producenci odbierają ten sygnał jednoznacznie: gaz do dechy, czyli więcej, głośniej, jaśniej. Stąd w "Terminatorze 3" przeciwnikiem Arniego będzie pewnie robot złożony z czystej energii jądrowej.
Chciałbym w tym miejscu zapytać komputerowych gnomów: gdzie leży granica waszych możliwości, panowie? Co mi jeszcze pokażecie? Robota w proszku, z gazu, z guana? Nie sądzę, abyście byli zdolni do czegoś naprawdę nowego i odkrywczego, ponieważ granice wyobraźni przekroczyliście już dawno. Zostało wam jedynie potęgowanie grepsów już odkrytych.
To fragment felietonu autorstwa Jacka Inglota, który ukazał się po premierze "Terminatora 2", w NF nr 125 (luty 1993).
Wnioski wyciągnijcie sami, moi drodzy.
Polecam zapytać się jakiegokolwiek grafika zawodowego co sądzi o efektach specjalnych w T2 (w porównaniu do dzisiejszych możliwości, a co za tym idzie dzisiejszych filmów... ).
Chciałbym zobaczyć tego zawodowego grafika jak tworzy te banalne efekty na tym sprzęcie co kolesie od F/X w T2. Zauważmy, że w roku produkcji T2 nie było jescze technologii trackingu ruchu kamery wyłącznie z obrazu (czyli komputer analizuje obraz i odtwarza za pomocą współrzędnych pozycję kamery), nie było map HDR, nie było 3DS Max 7 chociażby, w którym za pomocą wbudowanego pluginu można tworzyć obiekty, które odziałują ze sobą na odległość i odpowiednio kleją się do siebie symulując ciecz. Wszystkie efekty w T2 były prekursorami tych dzisiejszych kolorowych obrazków, to one wyznaczyły kierunek w jakim rozwijała się grafika komputerowa.
Jedyne niedociągnięcia jakie widzę w T2 to właśnie wtedy, gdy potrzebny byl tracking ruchu kamery (np w hucie, gdy T-1000 scala się po "hasta la vista"). Przejście przez kraty, wyjście z podłogi, unicestwienie T1000 i inne sceny są zrobione wręcz fenomenalnie i nie widzę w nich sztuczności. Co najlepsze w T2 umiejętnie posługiwano się CGI i mechanicznymi modelami. Dziś rozszczepienie głowy T1000 wykonanoby w całości w komputerze, a efekt, który uzyskali twórcy za pomocą starych metod jest świetny i realistyczny. Zamrożenie T1000 w dzisiejszym kinie też wykonanoby jako CGI i do tego pewnie w bullet-time. Dla mnie T2 to mistrzostwo świata- to film, który się nie starzeje.
Podobnie sprawa się ma z Predatorem. Osobiście wolałem efekt niewidzialności wykonywany tradycyjną metodą soczewek tak, jak to miało miejsce w P1 i P2. Kiedy przypatrzymy się efektowi niewidzialności w AvP to mamy wrażenie, że Predator jest jakby wodnisty i nie ma tych charakterystycznych, wyraźnych prążków znanych z oryginalnych filmów. I co jest lepsze? Komputerowy pred idealnie pasujący do ruchu kamery, czy realistyczny, wychodzący wręcz z ekranu, tradycyjny, dobry, niewidzialny Predator, który czasem nie zgra się z ruchem obrazu. Ja wybieram klasykę.
A odnośnie felietonu Inglota: co mu przeszkadza? Że twórcy mają wyobraźnię i wymyślają to nowe fantastyczne technologie? Czemu nie śmieje się z Juliusza Verne'a? Przecież on w swoich historiach umieszczał łodzie podwodne (gdzie wtedy ludziom się o takich rzeczach nie śniło) i inne technologiczne cuda, które dziś istnieją i nie wzbudzają zdziwienia. Może przeszkadza mu płynny terminator? Mi nie, bo dziś mamy materiały z pamięcią kształtu, to czemu nie mamy mieć płynnego metalu o inteligentnej budowie, który pod wpływem np. napięcia moze przyjmować dowolne kształty. S-f to czasami przewidywanie przysłości. Może przeszkadza mu rozrywkowy charakter filmu i próbuje jakoś się na nim zemścić? Niech nie ogląda.
Przejście przez kraty, wyjście z podłogi, unicestwienie T1000 i inne sceny są zrobione wręcz fenomenalnie i nie widzę w nich sztuczności. Co najlepsze w T2 umiejętnie posługiwano się CGI i mechanicznymi modelami. Dziś rozszczepienie głowy T1000 wykonanoby w całości w komputerze, a efekt, który uzyskali twórcy za pomocą starych metod jest świetny i realistyczny. Zamrożenie T1000 w dzisiejszym kinie też wykonanoby jako CGI i do tego pewnie w bullet-time. Dla mnie T2 to mistrzostwo świata- to film, który się nie starzeje. Dokładnie.
Zwróć jednak uwagę, że większość jadu pod adresem T2 w tym temacie to kontratak na zarzuty wobec Transformers. To dopiero jest żałośnie śmieszne.
gieferg, nastepnym razem oznacze kazde wlasciwe zdanie emotikona "ironia" wielkosci praiskry. pasuje? :)
a tak na serio, to przeciez ty lubisz komputerowe bajki. to mental moze sie czegos obawiac, twardy, brutalny mental - ze obedzie sie bez "kurwa" i pelnokrwistych bohaterow.
mierzwiak - a jak pixi ma porownywac filmy? wszystko zrzucic na czas? co to, filmowa sprawiedliwosc spoleczna?
Ale porównujesz efekty sprzed 16 lat z tymi współczesnymi. Trochę to nieuczciwe, prawda?
Mamy 2007 rok i wszystkie efekty graficzne porównuje do tego co mamy w tej chwili...
Ford T też był autem marzeniem w latach 20-tych XX wieku... A teraz raczej nikt by się nie odważył im jechać np. z gór nad morze... Tak samo łodzie wikingów też były dziełem techniki kiedy powstawały... Ale czy to oznacza, że w tej chwili zamiast latać boeingami mamy pływać drewnianymi łodziami?
I co to ma do rzeczy? mówimy o efektach sprzed 16 lat, a grafików mam gdzieś, bo wtedy, na tamtym sprzęcie, nie zrobiliby nic lepszego.
To może zaczniemy mówić, że filmy pokroju "Plan 9 from Outer Space" są wybitne pod względem efektów specjalnych bo nikt w tamtych czasach z budżetem jakim Ed Wood dysponował nie zrobiłby tego lepiej? %-]
Chciałbym zobaczyć tego zawodowego grafika jak tworzy te banalne efekty na tym sprzęcie co kolesie od F/X w T2. Zauważmy, że w roku produkcji T2 nie było jescze technologii trackingu ruchu kamery wyłącznie z obrazu (czyli komputer analizuje obraz i odtwarza za pomocą współrzędnych pozycję kamery), nie było map HDR, nie było 3DS Max 7 chociażby, w którym za pomocą wbudowanego pluginu można tworzyć obiekty, które odziałują ze sobą na odległość i odpowiednio kleją się do siebie symulując ciecz. Wszystkie efekty w T2 były prekursorami tych dzisiejszych kolorowych obrazków, to one wyznaczyły kierunek w jakim rozwijała się grafika komputerowa.
Ale ja przecież pisałem, że efekty w T2 były fenomenalne jak on wchodził do kin... Skoro uważasz, że te efekty są lepsze niż w filmach obecnie wychodzących to gratuluję... I co ma do tego, że wtedy było trudniej... Ja nie oceniam trudności w wykonaniu efektów, ilości pracy jaka była potrzebna, ale efekt końcowy... I jeśli postawię obok siebie T2 i TF to pod względem graficznym TF bije o lata świetlne T2... Taka prawda...
d'moon, no akurat ty chyba sobie zdajesz sprawe, ze sf to nie jest waziutka sciezka...? no ale jak wg. ciebie blade runner nie moze egzystowac kolo terminatora - filmu w zupelnie innej konwencji, z zupelnie innymi ambicjami - to ja na to nic nie poradze. to, co jacek wypisywal 15 lat temu, dzisiaj jest juz truizmem. ale oki - "sf i juz! won z ta fantastyka! fantastyka dla mlodziezy! spadac z tym!". jasne, ze fantastyka naukowa (i nie tylko) wyjatkowo pada ofiara komercjalizacji. ale czy to kogos usprawiedliwia?
A ja dodam od siebie tylko jedno. Chwała Najwyższemu i Cameronowi, że nie ma budyniu zamiast mózgu i nie wydaje co 3 lata wersji Special Extended Collectors' Edition jak wujek George Lucas, gdzie usunięte zostają sceny ze starymi efektami CGI i wstawione nowe wymuskane modele T1000, gdzie pięciokrotnie komputerowo zmultiplikowani zostają policjanci chowający się za nasypem, w który Arnie sieje z miniguna, aby efekt zaszczucia bohaterów w siedzibie Cyberdyne był większy, gdzie efekt "kulki czasu" został podmieniony na ten widoczny w T3, twarz Arnolda zastąpiona tą z T1 itd itd. Może wtedy maniacy nowych cool efektów byliby zachwyceni, ale ja przestałbym wierzyć w ten świat, bo jedyny wizjoner i geniusz efektownego kina SF, przy którym zapominam o istniejącym świecie, okazałby się jedynie zakompleksionym materialistą.
d'moon, no akurat ty chyba sobie zdajesz sprawe, ze sf to nie jest waziutka sciezka...? no ale jak wg. ciebie blade runner nie moze egzystowac kolo terminatora - filmu w zupelnie innej konwencji
Konwencji-srencji.
Robot z płynnego metalu był idiotyzmem 15 lat temu, jest idiotyzmem i dzisiaj. Tekst przytoczyłem aby unaocznić pewną rzecz: "Transformers" to taki "Terminator 2" naszych czasów. Debilne widowisko przesycone upchniętymi _na siłę_ efektami specjalnymi.
Robot z płynnego metalu, oh please. Nie chrzańcie mi tu o funkcjonalności, bo śmiechem zabiję.
Różnica jest taka, że T2 to film dobrze wyreżyserowany, znośny (niektórzy powiedzą: świetny). TF leżą na całej linii.
piXi, z tego co piszesz wynika że można porównywać efekty i z filmów które dzieli 60 lat. Gratuluję, nie mam więcej pytań, odechciało mi się dalszej rozmowy. Idę sobie rzygnąć.
ROMECK, ZGAŚ IM ŚWIATŁO!!!
d'moon, przeciez ja nie mowie o "rozrywkowej konwencji tf", tylko o porownaniu br z t2...!
i t2 nie jest debilny. ale jak kto woli. to chyba kwestia slownika.
owszem, t2 mogl 15 lat temu odgrywac taka role jak dzisiaj transformersy - nie wiem, bo 15 lat temu to ja mialam 2 lata. tylko ze "debilne widowisko" z poczatku lat 90. to inna liga niz "debilne widowisko" z 2007.
no patrz, i doszlismy do podobnych wnioskow - ze fantastyka sie stacza. alleluja!
Mierzwiak, zatkało?
Odpowiedź na Twoje (rzekomo nie zadane) pytanie:
Robot morfujący z posadzki w człowieka, robot rozpadający się na kawałki po łyknięciu kilku kulek z shotguna, robot wlewający się w helikopter, robot pięknie połuskujący i kroczący w płomieniach... Bo jest fajny, bo można, bo będzie EFEKTOWNIEJ.
Wiesz, ja jestem w stanie przełknąć różne bzdury w SF...
przynajmniej ten robot, morfujący z posadzki w człowieka, robot rozpadający się na kawałki po łyknięciu kilku kulek z shotguna, robot wlewający się w helikopter, robot pięknie połuskujący i kroczący w płomieniach... przez wiekszosc filmu ma twarz roberta patricka.
i nie jest ciezarowka. o.
piXi, z tego co piszesz wynika że można porównywać efekty i z filmów które dzieli 60 lat. Gratuluję, nie mam więcej pytań, odechciało mi się dalszej rozmowy. Idę sobie rzygnąć.
Przecież to chyba Ty (tak mi się wydaje - ale na pewno ktoś tak napisał, bo po przeczytaniu tego zdania postanowiłem napisać w tym temacie) napisałeś, że efekty w T2 są najlepsze i żaden inny film im nie dorówna... A ja się z tym stwierdzeniem nie zgadzam... I nigdy nie zgodzę...
Poza tym jak oglądam film 60-letni to nie zwracam uwagi na efekty (bo są one kiepskie w stosunku do dzisiejszego kina), ale na treść...
No chyba, że Ty odpalasz sobie "Pancernika Potiomkin" i zachwycasz się efektami specjalnymi, które tam są?
Poza tym najeżdżanie na wszystkie elementy TF (mimo, że niektóre jak efekty specjalne są na najwyższym poziomie) tylko dlatego, że Ci się film nie widział jest trochę gówniarskie (no offence)...
Ktoś może napisać, że T2 to spartolony film dla ćwierćinteligentów bo nie ma tak głębokiego przekazu jak filmy Tarkowskiego... A przecież to jest film dobry, dla niektórych nawet bardzo... Co nie zmienia faktu, że CGI zestarzało się przez te kilkanaście lat...
no patrz, i doszlismy do podobnych wnioskow - ze fantastyka sie stacza. alleluja!
Gdzie tam.
Po prostu z roku na rok ktoś dorzuca swój kamyczek do Ogródka Przesady. Usypała się już całkiem duża górka, a na górze siedzi sobie Optimus i przebiera nóżkami. 15 lat temu granica nie była tak daleko posunięta jak dziś: film nie mógł być jednym wielkim efektem, co wcale nie przeszkadzało efektom się podporządkować.
"sie podporzadkowac" czy "podporzadkowac sobie caly film"?
swoja droga, ciekawe, czy "avatar" wywinie sie od jakosci "filmu-efektu".
Skoro przywołałaś NF, a teraz powtarzasz bzdury za Mentalem, to proszę:
jak mam to rozumieć?
a tekst, który przytoczyłeś... no cóż idealnie pasuje do współczesnego gówna, ale zbieżności z T2 nie widzę. w T2 fabuła jest ważniejsza od efektów, aktorstwo od kompa, a rozpisany na 50 stron charakter postaci od pretekstowej ekspozycji rodem z TF-ów. w T2 efekty to dodatek, na który czekasz. wiadomo, że w chwili premiery był wydarzeniem. w końcu było/jest sie czym chwalić.
aha, efekty w Hardware stawiam wyżej niż efekty w TF-ach. czysta przekora i złośliwość?
Robot morfujący z posadzki w człowieka, robot rozpadający się na kawałki po łyknięciu kilku kulek z shotguna, robot wlewający się w helikopter, robot pięknie połuskujący i kroczący w płomieniach Uwielbiam czepianie się dla samego czepiania. Wszystkie wymienione ujęcia wynikają jasno z tego co się działo w danych scenach. Równie dobrze możesz mi zaserwować monolog o tym że we Władcy Pierścieni większość efektów jest wepchnięta na siłę.
Ja się np zgodzę, że T2 to film podporządkowany efektom, zrodzony z samego faktu MOŻLIWOŚCI wygenerowania obrazków błyszczącego cieczo-ludka, morfingów i innych bzdetów. Ale czy to od razu implikuje, że to jest zły obraz (dla pewności, rozumiem, D', że Ty T2 nie lubisz). Bo dla mnie jest całkowicie przekonywający, każda bzdura jest sprzedana w takim sposób, że ja ją bez problemu kupuję. I nawet jeśli powstawał jako festiwal technik efektownych i efekciarska to dla mnie dalej jest po prostu kapitalnym widowiskiem akcji osadzonym w klimatach SF.
a ten fragment, który przytoczył D'mooN... równie dobrze w miejsce T2 autor mógł wstawić T1. jakby nie patrzeć T1 jest odejściem od Absolutu w postaci Blade Runnera. jakiś cyborg-szkielet, pełno wybuchów, strzelają się. dziecinada.
Nie jest tak, że nie lubię. Hmm... po prostu w sferze,że tak to ujmę dramaturgicznej, jest zdecydowanie udanym widowiskiem. Jako całość jednak prezentuje się już gorzej.
jako całość czyli jako co?
Chodzi chyba o "Debilne widowisko przesycone upchniętymi _na siłę_ efektami specjalnymi"
A może: Chodzi _chyba o_ ...
Patrz: post Gonza.
Wszystkie wymienione ujęcia wynikają jasno z tego co się działo w danych scenach. Równie dobrze możesz mi zaserwować monolog o tym że we Władcy Pierścieni większość efektów jest wepchnięta na siłę.
to co piszesz rownie dobrze mozna odniesc do tf... i do kazdego filmu w ogole.
Tylko, problem w tym skarbie, że ja nie napisałem nigdzie że efekty w TF są upchnięte na siłę.
ja sie akurat nie zgodzę, że T2 to film podporządkowany efektom. nigdy w życiu. jest zbyt przemyślany, T-1000 znika w pewnym momencie z ekranu na 50 minut, tu nie ma nic na siłę. no i postać grana przez Patricka ma niezwykle rozbudowany charakter.
no a stwierdzenie , że TFy to T2 naszych czasów stanowi makabryczne kuriozum.
ja sie akurat nie zgodzę, że T2 to film podporządkowany efektom. nigdy w życiu. jest zbyt przemyślany, T-1000 znika w pewnym momencie z ekranu na 50 minut, tu nie ma nic na siłę. no i postać grana przez Patricka ma niezwykle rozbudowany charakter.
Właśnie o to chodzi, że T2 ma do zaoferowania (IMHO) dużo więcej niż efekty specjalne. Że film posiada zajebisty scenariusz, właściwych aktorów na właściwych rolach itd. Co nie zmienia faktu, że fabuła opiera się na ataku kolesia z płynnego metalu, który powstał ponieważ:
-dzięki komputerom i Pixarowi można go było zrobić
-bo umożliwiał stworzenie hiper efektownych scen z jego udziałem
Też zgadzam się z tym LOL... T2 może miało wybitne efekty komputerowe... Ale jak wchodziło do kin kilkanaście lat temu... W tej chwili są setki filmów w lepszymi efektami (jeśli idzie o widowiskowość to pojęcie względne - ale dla mnie większość wysokobudżetowych nowych dzieł z efektami specjalnymi jest bardziej widowiskowa niż T2 - nie mówiąc już o technicznych aspektach tych efektów... w tej chwili efekty specjalne w T2 mogą budzić co najwyżej uśmiech politowania wśród studentów grafiki komputerowej... wiem o czym mówię, bo trochę się tym interesuję... I nie wiem jakim cudem ktokolwiek może uważać, że efekty specjalne w T2 są lepsze od tych w transformers... Rozumiem, że może Wam się nie podobać fabuła tego filmu, ale akurat efekty specjalne to pierwsza klasa w tej chwili i mało jest dzieł z bardziej skomplikowanym CGI)...
interesujesz się mówisz? a oczy masz? bo ja mam i jedyna scena, która komputerówką wali po oczach, to scena, w której T-1000 leży po pierwszym pojedynku z T-800 i dziury po kulach mu sie zalepiają - ta scena faktycznie się postarzała, ale cała reszta nie. I nie chodzi tu o uwielbienie do Camerona czy też nie. Mówisz, że dzisiaj filmy są lata świetlne za T2? Dobrze, zobaczmy...
- Lotr - nie całość, ale spora część komputerowa dla mnie jak cholera,
- nowe Star Wars - pikseloza do bólu
- Poseidon - no po prostu ręce opadają
- Next - pominę milczeniem
- T3 - no ja cię sorry, może postaci są zrobione dobrze, bo oparte o charakteryzację to wszystko, ale cała reszta to komputer, że hej
- Transformers - more than meets the eye, dosłownie
- POTC - dobra, tu się chłopcy postarali, niemniej jednak wciąż mogę z łatwością wskazać, w której scenie robiono na niebieskim ekranie, w której z miniaturami, etc, itd.
Także sorry, ale pod tym względem T2 wciąż i nadal ma cholernie realistyczne efekty, podobnież i Otchłań. Pewnie zaraz powiesz, że to nie wina komputerów, widać ludziom się nie chce. Owszem - ale Cameronowi się chciało. Nie raz i nie dwa. I to także stanowi o wyższości jego nad choćby TF. Koniec. Kropka.
PS. Widzę, że zamknięto tematy o TF - super Teraz jeszcze przydałoby się Gieferga zamknąć
fabuła opiera się nie na kolesiu z płynnego metalu, ale na zmaganiach z tym kolesiem. to kurewsko gigantyczna różnica, Gonzo:) to różnica, która wpływa na scenariusz i wszystko dookoła.
POTC - dobra, tu się chłopcy postarali, niemniej jednak wciąż mogę z łatwością wskazać, w której scenie robiono na niebieskim ekranie, w której z miniaturami, etc, itd. Ja też mogę z łatwością wskazać, mam tak przy każdym filmie, JEDNAK na serio myślałem że twarz Davy Jonesa to charakteryzacja (z wyjątkiem oczywistych CGI-macek). I to jest mistrzostwo.
A o tym że T1000 pokryty lśniącym metalem się nie zestarzał niech zaświadczy choćby to, że taki Silver Surfer w nowiutkim filmie wygląda - przynajmniej moim zdaniem - bardziej nienaturalnie
Mierzwiaku, powiedz mi: czy idea robota z płynnego metalu nie wydaje Ci się kuriozalna? Tak na chłopski rozum?
Mogłeś zastrzelić mnie różnymi sugestiami. Powiedzmy: T1000 jest zbudowany z nanomaszyn. Wszelkie wątpliwości natury technicznej zostałyby rozwiane w trymiga, takie rozwiązanie kupiłbym. Hurtem.
Nie zrobiłeś tego jednak, wolałeś parabolizować, ironizować, wyolbrzymiać i dowcipkować miast wytężyć mózgownicę. Cóż to za dyskusja?
Teraz uzasadnię: T2 cierpi na przypadłość sequeli. Wszystkiego musiało być więcej, nawet jeśli szkielet fabularny pozostał ten sam. Stąd też pokusa stworzenia niezbyt mądrych rozwiązań, zwielokrotnienia doznań poprzez serwowanie kuriozów.
Chodziło mi również o zobrazowanie pewnej tendencji - wystawiania na piedestał tego co starsze.
Mierzwiaku, powiedz mi: czy idea robota z płynnego metalu nie wydaje Ci się kuriozalna? Tak na chłopski rozum?
Mogłeś zastrzelić mnie różnymi sugestiami. Powiedzmy: T1000 jest zbudowany z nanomaszyn. Wszelkie wątpliwości natury technicznej zostałyby rozwiane w trymiga, takie rozwiązanie kupiłbym. Hurtem.
Nie zrobiłeś tego jednak, wolałeś parabolizować, ironizować, wyolbrzymiać i dowcipkować miast wytężyć mózgownicę. Cóż to za dyskusja? Ale ja ani razu w ciągu tej dyskusji nie poruszyłem kwestii tego czy fabuła T2 jest debilna czy nie. Owszem zacytowałem Twoją wypowiedź z tym słowem ale jedyne co skomentowałem to twierdzenie o efektach wrzuconych na siłę. Kwestii płynnego robota nie poruszam; po prostu to kupuję, niezależnie od tego jak bardzo absurdalny wydaje się ten pomysł, a takowym jest, to fakt.
Chodziło mi również o zobrazowanie pewnej tendencji - wystawiania na piedestał tego co starsze. W ostatnich latach starsze=lepsze jest coraz bardziej zauważalne.
PS. Aha, T1000 pewnie jest zbudowany z nanomaszyn.
Wy to dziwni jacyś jesteście. Efekty z T2 i TF można porównywać tylko pod jednym kątem: które były bardziej przełomowe. W tej kategorii można nawet porównać FX z Metropolis z FX z TF. I w obu porównaniach TF przegrywa - bo to tylko rozwinięcie tego, co było, a nie żadna nowa metoda. Kiedy T2 pojawił się w kinach, było to coś wręcz niewiarygodnego. Kiedy weszły TF, były to tylko fajne efekty specjalne, do których jednak wszyscy zdążyli przywyknąć.
A i tak najważniejsze jest to, czy FX pasują do opowiadanej historii - bo jeśli tak, to nawet badziewne techniki mogą dziś wystarczać (Diuna).
Aha, jeszcze jedno. Efekty lepsze od tych w TF ma choćby Starship Troopers i POTC: Skrzynia umarlaka.
Kwestii płynnego robota nie poruszam; po prostu to kupuję, niezależnie od tego jak bardzo absurdalny wydaje się ten pomysł, a takowym jest, to fakt.
Dziękuję.
Mnie ta kwestia jednak kole, stąd moje zarzuty.
W ostatnich latach starsze=lepsze jest coraz bardziej zauważalne.
To nie tak, powtórzę się: ciągle przekraczane są pewne granice oczojebności i kretyństwa. T2 niestety był małym kroczkiem w tym kierunku.
PS. Aha, T1000 pewnie jest zbudowany z nanomaszyn. :twisted:
LOL:)
Efekty z T2 i TF można porównywać tylko pod jednym kątem: które były bardziej przełomowe. (...) Kiedy T2 pojawił się w kinach, było to coś wręcz niewiarygodnego.
http://www.imdb.com/title/tt0096754/
No widizałem Otchłań, wiem wstęga. Ale tam był jeden taki efekt, w T2 korzystano z niego w dużo większej skali. Zgodzę się więc na wspólną przełomość Abyss i T2.
fabuła opiera się nie na kolesiu z płynnego metalu, ale na zmaganiach z tym kolesiem. to kurewsko gigantyczna różnica, Gonzo:) to różnica, która wpływa na scenariusz i wszystko dookoła.
Fabuła T2 opiera się na fabule T1, z typowo sikłelowymi założeniami więcej, mocniej itd... To co umożliwiło te więcej i mocniej to właśnie cieczo-ludek. A dzięki temu, że ktoś miał łeb nie od parady to zachowane zostały właściwe proporcje i powstał po prostu świetny film.
A co do samej kuriozalności idei:
Nie, oglądając film ani chwili nie mam ochoty nazwać T-1000 poronionym pomysłem i na tym właśnie polega wielkość T2.
A zatem przed Abyss i T2 nie było nic takiego, a przed TF wowów, ochów i achów w kinach mieliśmy tyle, że naprawdę trudno obecnie zrobić na widzu wrażenie. Więc jeśli nie ma scenariusza, połączona moc dwustu procesorów graficznych HyperX-T20ndZ na nic się zdaje.
czy ja wiem, czy to takie kuriozalne?:) jak wezmę meduze to ręki to też sie przelewa przez palce:)
dla mnie nie są kuriozalne ani wizja wielkich robotów, transformujących się w samochody, ani tym bardziej płynnego metalu. to wszystko kwestia pokazania, podejścia, metaforyki.
Cóż - podróżujący w czasie koleś z płynnego metalu czy to nie brzmi debilnie?
D'Moon ma całkowitą rację co do T2.
A dla mnie ten film jest inna formą robienia przez Camerona tego samego co zrobił Lucas z Gwiezdnymi Wojnami. Tutaj mamy niby nowy film ale wiadomo o co chodzi. Pojawiły się nowe możliwości techniczne więc nakręcono jeszcze jeden film o tym samym żeby je wykorzystać nie siląc się przy tym na oryginalność.
I tak samo jak 15 lat temu ludzie narzekali na Alien 3 czy nawet T2, a teraz sa uznawane za klasykę, tak samo za 15 lat ludzie będą uważać za klasykę niektóre z obecnych filmów (niekonieczne transformers ) i narzekać na to co będzie za te 15 lat powstawać.
Chodziło mi również o zobrazowanie pewnej tendencji - wystawiania na piedestał tego co starsze.
zawsze tak było i zawsze tak będzie.
I to nie ja chciałem tu ludzi palić na stosie bo im sie nie podoba TF, tylko mnie okrzyknięto wariatem bo wskazałem na oczywiste wady T2, ale T2 to świetośc, wyszedł spod ręki Boskiego Jamesa, i to ponad 15 lat temu, jak spora częśc tych co po mnie teraz jadą jeszcze nie potrafiła czytać, świetość, jak można mu cokolwiek zarzucać, JEST SUPER, WIĘC O CO CI CHODZI?
Już od jakiegoś czasu mnie to wali czy film jest czy nie jest uznawany powszechnie za klasyke, jest czy nie jest uważany za lepszy/gorszy, czy też ma 30 lat i z tego powodu nie wolno złego słowa o nim powiedzieć.
I tak - uważam że Blade Runner jest nudny, T2 wtórny i niewiele lepszy od T3, a Aliens ma skopane zakończenie i ustępuje trójce - co nie zmienia faktu że uważam je wszystkie pomimo ich wad za dobre filmy. Pseudokoneserzy, którzy uwielbiają wszystko o czym ktoś powiedział im, że można przykleić do tego etykietkę z napisame "KLASYKA" jakich na tym forum wielu na pewno będą chcieli mnie za to ukrzyżować, ale mi to dynda i powiewa.
Efekty lepsze od tych w TF ma choćby Starship Troopers
Cóż - podróżujący w czasie koleś z płynnego metalu Cool czy to nie brzmi debilnie?
wszystko brzmi debilnie. nawet moja ksywka. ale nie chodzi o to, jak brzmi, tylko jak jest wykonane i pokazane.
A dla mnie ten film jest inna formą robienia przez Camerona tego samego co zrobił Lucas z Gwiezdnymi Wojnami. Tutaj mamy niby nowy film ale wiadomo o co chodzi. Pojawiły się nowe możliwości techniczne więc nakręcono jeszcze jeden film o tym samym żeby je wykorzystać nie siląc się przy tym na oryginalność.
Chłopie, my mówimy o SERII filmów, więc siłą rzeczy muszą być powtórzenia. W wątku o DH4 wykazałem bliźniacze podobieństwa między DH3 a DH4, ale nie raczyłeś się w tej sprawie odezwać - widać niewygodne to dla ciebie. Co do T2 - myślę że Cameron podczas pisania scenariusza nie myślał "tutaj nakręcimy identycznie bo nie mam pomysłu na scenę", tylko coś w rodzaju "tutaj damy takie nawiązanie, żeby historia ironicznie przypominała poprzednią, ale z odwróconymi rolami".
A pomysł robota z płynnego metalu nie jest kuriozalny. Sto lat temu nanotechnologia była czymś nie do pomyślenia, czymś kuriozalnym. Naukowcy udowadniali, że nie da się polecieć w kosmos. 20 lat temu Bill Gates mówił, że nigdy nie będzie potrzeby żeby w komputerach było więcej pamięci niż 640 kb.
Pomysł ten to ZAŁOŻENIE S-F. Tak samo jak istnienie rasy kosmitów, która rozmnaża się wyskakując z żołądków, żyje w każdym środowisku, potrafi urosnąć o 10000% bez pożywienia itp.
I to nie ja chciałem tu ludzi palić na stosie bo im sie nie podoba TF
Nie, ty tylko odmawiasz ludziom prawa do oceny tego filmu, bo nie są takimi maniakami jak ty.
EDIT:
Mefisto, w topicu o 5th element podałem masę argumentów, które skontrowałeś tylko i wyłącznie obelgami, więc może nie przytaczaj tu tej sprawy, bo z leksza tracisz wiarygodność.
Dziewczeta majtki w dol, po latach nieobecnosci Bucho wraca do miasta
Co to za bajzel sie porobil w temacie - prosze NIE robic off-topicow.
Cameron sie skonczyl!? Z tego co mi wiadomo ma sie calkiem dobrze i dziala sobie spokojnie przy Avatarze.
Dlaczego nie nakrecil fabuly od czasu Titanica?
Jak sam mowil nie mial zadnego ciekawego scenariusza na oku.
Dlaczego nie krecil Avatara wczesniej skoro pierwsza wersje scenariusza do niego napisal juz ponad 10 lat temu?
Nie bylo technologii umozliwiajacej przeniesienie jego wizji na ekran.
Cameron nie wie czy Avatar bedzie filmem: dobrym, slabym czy swietnym wie jedno i mowi to z cala pewnoscia, ze to co ujrzymy na ekranach kin bedzie rewolucja. Cameron lubi zadzierac nosa, ale poki co nigdy sie nie pomylil. Co do rewolucyjnosci Avatara napisze, ze podczas dni zdjeciowych na planie pojawili sie Spielberg i Lucas, ktorzy przygladali sie pracy Camerona oraz nowej kamery. Kilka miesiecy pozniej Spielberg zjawil sie w Nowej Zelandii i odbyl rozmowe wraz z Cameronem i Jacksonem na temat wizji kina XXI wieku oraz podjal temat prac nad Tintinem (przy uzyciu technologi uzywanej obecnie przy Avatarze) Pisze o tym aby ukazac jakie znaczenie moze miec nowy film J.C. na kino, oraz o tym ze "najwieksi" sa zaintrygowani nowym filmem Camerona co znaczy, ze my nie musimy sie obawiac o jakosc filmu. Miejmy nadzieje, ze fabularnie film takze nie zawiedzie (choc nie powinien - niefortunnie jakis czas temu przeczytalem pierwszy scriptment do Avatara myslac o nim jak o filmie, ktory nigdy nie powstanie i choc mialem kilka zastrzezen, to i tak nie moge doczekac sie premiery )W brak formy u Camerona nie wierze, choc balem sie, ze glebokie nurkowanie uszkodzilo jego mozg kiedy wyskoczyl z Chrystusowymi rewelacjami.
Bedzie dobrze, a przesuniecie premiery na 18 grudnia jest dla mnie wymazonym prezentem urodzinowym
Co do syfu w topicy to jutro tu posprzątam.
Bardzo ciekawy i obszerny wywiad:
http://www.variety.com/VR1117983864.html
Fajny fragment nt. fps. Ciekawy patent ze "spłaszczaniem" obrazu do scen dynamicznych. No i IMO świetny cytat o kinie:
Cinema is not truth 24 times a second, it is lies 24 times a second. Actors are pretending to be people they're not, in situations and settings which are completely illusory. Day for night, dry for wet, Vancouver for New York, potato shavings for snow. The building is a thin-walled set, the sunlight is a xenon, and the traffic noise is supplied by the sound designers. It's all illusion, but the prize goes to those who make the fantasy the most real, the most visceral, the most involving.
Ogólnie wywiad pozwala odnieść wrażenie, że Jamesowi się w główce nie przewróciło, co dobrze rokuje. Pozostają tylko obawy co do fabuły.
Ja wciąż jestem dobrej myśli. Miał tyle lat na dopracowanie tego scenariusza, że wątpię by wyszedł z tego gniot. W najgorszym wypadku będzie to po prostu dobry filmik jak Prawdziwe kłamstwa.
Natomiast jeśli chodzi o stronę techniczną filmu nie mam wątpliwości że będzie to rewolucja.
Przeczytałem część tego wywiadu z Cameronem i utwierdza mnie to w przekonaniu, że ten człowiek to postać wyjątkowa w świecie kina. Co najważniejsze, Cameron nie robi filmów tylko dla kasy. James to wizjoner, który swoje pomysły realizuje dopiero, gdy je dobrze przemyśli, ma cały obraz w głowie, a to, co stworzy, uczciwie sprzedaje.
To co mnie zawsze odpychało od produkcji IMAX czy innych 3D-tworów, to właśnie brak fabuły, która mogłaby konkurować z historiami z klasycznych filmów 2D. Cameron czytał chyba mi w myślach i podkreśla, że głównym atutem filmu nie może być fakt, iż nakręcony został w technologii pozwalającej na cieszenie się obrazem trójwymiarowym- film musi się sprzedać przede wszystkim jako dobra historia, z dobrymi aktorami, a 3D to tylko dodatek. W końcu ktoś, kto myśli w tym przemyśle i nie leci jedynie na worki szmalu. Widzimy, że taki Bay czy Emmerich to tylko "amatorzy" bawiący się w kino, naśladujący mistrza, potrafiący zrobić jedynie kolorowe, jarmarczne widowiska, bez głębi, która pochłonęłaby widza. Cameron, to prawdziwy artysta obrazu, istny bard porywający umysły widzów.
Czy "Avatar" będzie dobry? Sam JC tego nie wie. Ja niezależnie od tego, jak wyjdzie mu ten projekt, szanować będę Camerona za ogrom pracy, zaangażowanie, dogłębne przeanalizowanie problemu i długotrwałe przygotowania do zadania. Bo Cameron to nie rzemieślnik, lecz pionier, człowiek, który sam sobie wyznacza cele i wyzwania. Kłaniam się przed Nim w pas.
Ech, nie jestem pewien czy odpowiednia ze mnie osoba do odświeżenia tego tematu, no ale skoro nikt się nie kwapi...
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Cameron się nie skończył, przeciwnie - zdaje się, że to może być jego nowy początek. Obejrzałem ostatnio wszystkie jego filmy (oprócz Piranii II; nigdy wcześniej jakoś nie miałem okazji się zapoznać z jego twórczością, taki ze mnie prymityw...), no i pomyślałem, że tak sobie wrzucę swoje przemyślenia...
Problem w tym (i dlatego chyba nie jestem odpowiednią osobą, żeby o tym pisać), że jego filmy średnio mi się podobają, tak ogólnie ;] Tym niemniej, w jego twórczości można wyróżnić parę tematów i motywów, które się powtarzają. Chodzi mi zwłaszcza o technologię i jej (zazwyczaj) niszczący wpływ na człowieka. Ironiczne, o tyle, że większość filmów Camerona opiera się właśnie na zastosowaniu zaawansowanej technologii. On w ogóle w swoich filmach bardzo pesymistycznie i ponuro odnosi się do ludzi i ludzkiej natury. Również wielkie korporacje pełnią u niego ważną rolę, praktycznie w każdym jego filmie główne zagrożenie dla bohaterów pochodzi nie od nadnaturalnych zdarzeń (które są u niego częste), ale właśnie ze strony wielkich, chciwych korporacji niszczących wszystko na swojej drodze w dochodzeniu do władzy.
Charakterystyczne są też u niego silne damskie postacie, począwszy już od Terminatora a na Avatarze skończywszy. Może to doświadczenia z jego wielokrotnych małżeństw tak na niego wpłynęły Jego filmy często skupiają się na małej, odseparowanej od zewnętrznych reguł społecznych grupce bohaterów, co niekiedy tworzy bardzo intensywną atmosferę osamotnienia, zaszczucia i pewnej intymności - sam byłem zaskoczony jak bardzo to odczucie we mnie dominowało, gdy oglądałem jego filmy.
Począwszy bodajże od Otchłani każdy obraz Camerona był najdroższym aktualnie tworzonym w historii kina i każdy bił jakieś tam rekordy box office'u - i Jimbo jest w tym tak konsekwentny, że jest to dla mnie aż zastanawiające. Jego obrazy są synonimem czystej, niezobowiązującej rozrywki hollywoodzkiej na najwyższym poziomie, oferującym widzom proste, standardowe historie, jednak podane w iście królewski sposób (właśnie głównie dzięki tym ogromnym budżetom...) co zapewne owocuje takimi, a nie innymi wynikami finansowymi. Chyba też dlatego te jego dzieła nigdy jakoś mnie specjalnie nie poruszyły - poza wypasionymi Terminatorami i Titaniciem, w jego filmach nie znalazłem nic co by mnie wyjątkowo urzekło.
Terminator - No tak to właśnie jest jak się leży z gorączką po kłótni z producentem - pojebane pomysły przychodzą Ci do głowy ;] Niski budżet daje się we znaki, widać to zwłaszcza w dialogach, które były nagrywane w mono. Tym niemniej film przyciąga swoją mroczną, trochę cyberpunkową atmosferą, klimatem nadchodzącej katastrofy i zniszczonej przyszłości, bardzo sugestywnie pokazanej przy użyciu relatywnie skromnych środków. Arnold wymiata, ale to wszyscy wiedzą. Są tutaj wszystkie motywy, które Cameron rozwija w swoich następnych filmach - zgubny wpływ technologii, silna kobieca postać, pesymizm dotyczący losów ludzkości, czyhająca na bohaterów zła maszyna Skynetu i atmosfera zaszczucia i odosobnienia.
8.5/10
Aliens - Ten film przez pierwsze półtorej godziny jest 9/10, po to, żeby Weaver zjebała go w końcówce i leciała ratować dziewczynkę przy rozpadającej się stacji. Sorry, nie kupuję tego. W ogóle to, moim skromnym, sam zaczątek historii jest posrany - Ripley zostaje odnaleziona przez ludzi po 57 latach po czym okazuje się, że AKURAT TERAZ (po 57 latach!) koloniści (którzy są już tam od lat) odnajdują norę z obcymi (która tam jest "od zawsze"), którzy ich atakują (po 57 latach!!!, akurat teraz). No litości... to po prostu wygląda tak jakby obcy się zabrali za kolonistów bo Ripley się obudziła i teraz już mogą, no ja jebię...
Abstrahując od durnego początku i zdałnionej końcówki, Aliens to naprawdę świetny film akcji, z genialnymi efektami, scenografią i całą warstwą techniczną. Do tego dochodzi wątek "twardych" marines, świetna atmosfera zaszczucia, no i oczywiście Królowa na deser. Wyobrażam sobie, że jak na tamte czasy Aliens wymiatało, choć teraz nie robi już takiego wrażenia, a dziury scenariuszowe robią resztę. Znów jest zgubny wpływ technologii (próżność marines'ów), wymiatająca kobieta, pesymizm dotyczący ludzi, zła korporacja, która jak się okazuje wywołała cały ten problem i odosobniona grupka bohaterów bez kontaktów z zewnętrznym światem. Za dziewczynkę chciałem dać 7/10, ale Królowa jest na tyle zajebista, że podwyższam do 8/10
Abyss - przez większość czasu jest to najlepszy film Camerona, aż tu nagle dostajemy z bani wątkiem miłosnym jakby nie z tego filmu. Maksymalnie hollywoodzko-pompatyczna końcówka to już w ogóle śmiech na sali. Na uwagę za to zasługuje bardzo dobrze oddany klimat klaustrofobicznych wnętrz łodzi podwodnych, dodatkowo wzmocniony przez niezłą grę aktorską Richarda Harrisa. Interesujący jest również wątek z obcymi, taki jakby inspirowany Spielbergiem - tyle, że pod wodą. Jest tu potencjał na naprawdę genialny film, ale przekombinowana i "przeepowiona" końcówka dramatycznie obniżają ocenę. I znowu - grupka odosobnionych bohaterów, silna postać kobieca, zła korporacja (tym razem, o ile mnie pamięć nie myli, reprezentowana przez wojsko) i może nie pesymizm (bo jednak do zagłady nie dochodzi), ale sceptycyzm dotyczący ludzkiej natury.
7/10
T2: Dzień Sądu - Zdecydowanie najlepszy do tej pory film Camerona, tutaj wreszcie wszystko zagrało tak jak powinno. Mamy i niepokojącą atmosferę nadchodzącej zagłady, i zabawę motywem podróży w czasie, mamy twardych bohaterów z Arnoldem do pomocy i świetnego villaina wspartego najlepszą jak na tamte czasy technologią. Film nie nudzi, potrafi zaskoczyć, a scenariusz genialnie lawiruje między kolejnymi epizodami. To jeden z tych filmów, za które jestem w stanie wybaczyć Cameronowi banały i głupoty w jego pozostałych dziełach - wiem, że każdy zrobiony przez niego Terminator będzie dziełem sztuki. Pojawiają się te same motywy co w pierwszej części, ale ze zwiększoną mocą.
9/10
True Lies - Boże, co za gówno. Najgorszy film Camerona, oglądanie tego shitu grozi wyciekiem mózgu przez uszy, przestrzegam. I to, że to remake jakiejś nielepszej komedii francuskiej La Totale i że to pastisz kina akcji nie zmienia faktu, że mózg przy obcowaniu z True Lies bolał mnie niemiłosiernie. Wcale się nie dziwię, żę TVN i Polsat lubią to puszczać w jakichś Superkinach czy innych jakże ambitnych seriach filmowych - to jest ten poziom. Cameron zrezygnował tu z wielu motywów charakteryzujących jego twórczość, choć nadal mamy silną rolę kobiecą. Choć powiedzmy sobie szczerze, to była tylko rozgrzewka przed tym co miało nadejść parę lat później.
3/10
Titanic - Nie no, to jest jednak ultimate movie. Wiem, że jest przesłodzony, że jest łzawy i naiwny - nic to, oglądało mi się go wspaniale. To najlepszy film w dorobku Camerona - nie wiem czy zasługuje na wszystkie ochy i achy, na 11 Oscarów i tyle kasy ile zarobił, ale nie zmienia to faktu, że jest to widowisko na najwyższym poziomie. Scena na dziobie statku, przy zachodzie słońca - powód dla którego chodziłem, chodzę i zawsze będę chodzić na filmy. Jest perfekcyjna w każdym calu. Opowiedzenie prostej, uniwersalnej historii tak, aby zrozumieć ją mógł 80-letni Kenijczyk i się jeszcze przy niej wzruszyć wymaga talentu, zdolności i inteligencji. Cameron to potrafi.
Powracają tu też wszystkie wątki, które tak Jimbo lubi, a które zarzucił przy nędznych True Lies. Silna postać kobieca, zgubna technologia, pesymizm, odcięta od świata grupka bohaterów, tym razem uwięziona na tonącym statku i chciwa i arogancka ręka biznesu, tym razem reprezentowanego przez firmę, która zbudowała Titanica.
10/10
Po wykańczającym procesie tworzenia Titanica Cameron zajął się mniej zajmującymi produkcjami, czyli dokumentami. Wyreżyserował z nich trzy - Pancernik Bismarck, Ghosts of the Abyss i Aliens of the Deep. Z tych trzech zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu ten drugi, ewokujący przy pomocy efektów specjalnych wydarzenia na statku (jednak nie wykorzystujący ani klatki z filmu Camerona, za co szacun dla niego), i trzymający w napięciu niemal tak bardzo jak sam obraz z 1997 r. Widać tu oddanie i zaangażowanie z jakim Cameron podchodzi do swojej pracy, a zwłaszcza fascynację jaką jest dla niego ocean. Tylko on potrafi zrobić emocjonujące widowisko z operacji wydobywania z wraku zepsutego robocika badawczego...
9.5/10
Aliens of the Deep nie oferuje już takich emocji, choć jest to uczta pod względem wizualnym. Zakończenie psuje ten film - Cameron każe nam uwierzyć, że na księżycu Jowisza pod oceanem żyją ufoludki? No litości.
7/10
W tych filmach też Jimbo po raz pierwszy eksperymentuje z technologią 3D i kamerami stereoskopowymi po to, aby mogło to w pełni zabłysnąć w...
Avatar - Nie jestem fanem tego filmu. Jest niesamowity wizualnie, ale nie przekonuje mnie to, niestety. Przez pierwszą połowę jestem w stanie nawet przymknąć oko na fabułę - ale potem jestem bombardowany takim nawałem głupot i zdałnionych debilizmów, że ponownie czuję jak mój mózg zaczyna się nieprzyjemnie zamieniać w płynną papkę. Nie ulega wątpliwości, że Cameron otworzył nowy rozdział kina tym filmem, a wizualizacja Pandory nie ma sobie równych. Jego technologia subtelnego, ambitnego 3D, które nie rzuca w widza przedmiotami z ekranu jest strzałem w dziesiątkę. Tym niemniej banał i infantylność opowiadanej historii są tak wielkie, że niestety nie jestem w stanie zachwycać się tym filmem razem z innymi. To dziwne, że naiwność Titanica mi nie przeszkadzała, a naiwność Avatara mnie odrzuca, no ale niestety nic na to nie poradzę
W Avatarze również powracamy do wątków, które Cameron zawsze eksplorował w swojej twórczości - zgubny wpływ technologii, pesymistyczne spojrzenie na ludzką naturę (nawet bardzo pesymistyczne; ostatnia scena filmu nie pozostawia wątpliwości, że Cameron nie tylko potępia ludzi, ale i mówi też, że nawet nie warto być jednym z nich... ) i silna protagonistka. Co ciekawe, nawet tutaj czuć wciąż pewne odosobnienie i pułapkę głównych bohaterów. Nie ma tu co prawda mowy o zaszczuciu rodem z pierwszego Terminatora, jednak wciąż mamy wrażenie, że bohaterowie dramatu rozgrywającego się na Pandorze są sami, bez żadnej pomocy z zewnątrz - ani razu nie pojawia się choćby jedna transmisja z Ziemi.
Mimo, że zdaję sobie sprawę, że nakręcenie filmu opowiadającego prostą, uniwersalną historię pasującą wszystkim było zamiarem Camerona, ja jej po prostu nie kupuję. Jestem pewien, że Avatar zmieni kino - ale na pewno nie pod względem fabularnym.
7/10
No i tak to mniej więcej wygląda. Zapraszam do dyskusji, może wreszcie przerzucicie się z wątku o Avatarze do wątku o Cameronie w ogóle
Aliens - Ten film przez pierwsze półtorej godziny jest 9/10, po to, żeby Weaver zjebała go w końcówce i leciała ratować dziewczynkę przy rozpadającej się stacji. Sorry, nie kupuję tego.
Ja kupuje: instynkt macierzynski, obietnica, wiekszosc obcych wybita - moze jest to ciut naciagane, ale bez przesady. Zeby bylo smiesznie, Cameron trzyma sie ralizmu jak tylko sie da (nie mowie o prozni/otwartym wlazie w finale) np. Ripley, ktora nie ma obycia w giwerach i ogolnie jest ostro wkurzona wywala caly magazynek na raz i pozbywa sie granatow.
To Burke, po uslyszeniu historii Ripley wysyla kolonistow do statku kolonistow. Jorden mial widocznie namiary od niego.
Masz rację, zupełnie o tym zapomniałem - faktycznie jest takie coś. Tym niemniej sam fakt nieodkrycia jaskini Obcych przez kolonistów w ciągu tych wszystkich lat nadal wydaje mi się co najmniej dziwny. Ale masz rację, zapomniałem o tym wątku, a przecież był on nawet dość ważny. Hm, starzeję się
Co do tego czy film robi wrażenie - kwestia gustu. Mi się gonitwa po tej stacji górniczej po prostu podobała, ale nie żebym ją traktował jak arcydzieło.
Dziewczynka to jeden z lepiej zagranych postaci dzieciecych ever, zreszta tez jeden z najmniej przeszkadzajacych dzieciakow na ekranie.
To niech ktoś inny tak powie oprócz Ciebie Genialnie zagrany to jest bohater Haley Joey'a Osmenta w Sixth Sense albo Abigail Breslin w Znakach i Little Miss Sunshine.
genialne sceny akcji, solidne aktorstwo, swietne dialogi, oraz zgrabny i calkiem sensowny scenariusz (z kilkoma potknieciami) takze? W takim razie, co spowodowaloby, ze True Lies, to bylby film dobry? Poplakales, poplakales....teraz argumenty poprosze.
To ja poproszę, bo powiedzieć, że ma genialne sceny akcji albo świetne dialogi to ja mogę i o Transformersach 2, tylko, że nic z tego nie wyniknie. Aktorstwo jest normalne, Arniego nawet da się znieść. O których świetnych dialogach mówisz? "You're fired"? Też mogę taki napisać. Nie widzę w nich ani żadnego potencjału ani czegokolwiek specjalnego. Widzę za to masę durnych i kretyńskich scen, z których składa się cały wątek zdrady Jamie Lee Curtis, a jego apogeum jest jej taniec przy łóżku (nie wie, że Arnie to jej mąż bo cień schował jego głowę, mhm). I o które genialne sceny akcji ci chodzi, walka z ze złym terrorystą na samolocie, wystrzelenie go w helikopter uczepionego do rakiety? Nie wiem co w tym niesamowitego, najnowsze przygody Johna McClane'a mogą mi dać to samo tak samo jak wiele innych filmów akcji. I mogę doceniać te sceny, jednocześnie nie przestając się śmiać z ich głupoty
To niech ktoś inny tak powie oprócz Ciebie
Cos to zmieni...pewnie kilka osob sie zgodzi.
Aliens - Ten film przez pierwsze półtorej godziny jest 9/10, po to, żeby Weaver zjebała go w końcówce i leciała ratować dziewczynkę przy rozpadającej się stacji. Sorry, nie kupuję tego. W ogóle to, moim skromnym, sam zaczątek historii jest posrany - Ripley zostaje odnaleziona przez ludzi po 57 latach po czym okazuje się, że AKURAT TERAZ (po 57 latach!) koloniści (którzy są już tam od lat) odnajdują norę z obcymi (która tam jest "od zawsze"), którzy ich atakują (po 57 latach!!!, akurat teraz). No litości... to po prostu wygląda tak jakby obcy się zabrali za kolonistów bo Ripley się obudziła i teraz już mogą, no ja jebię...
No ja jebię... Przecież pisałeś, że sobie powtarzałeś te filmy. To chyba do kibla wyszedłeś w czasie rozmowy o tym, że rodziców Newt na miejsce statku obcych wysłał Burke. PO raporcie Ripley. LV-426 to spore miejsce, spokojnie mogli przez 57 lat nie znaleźć stateczku obcych.
To niech ktoś inny tak powie oprócz Ciebie
ja też tak twierdzę.
Cameron nigdy nie nakręcił słabego filmu. Nie wiem jak jest z Pirania II<ROTFL>
Każdy jego film jest przynajmniej przeciętny- Hehe
Aliens robi wrażenie do dziś. A o True Lies już chłopaki napisali, a porównanie do najnowszych przygód McClanea a tym bardziej do Transformers 2- wielki LOL:P
W True Lies zawsze rozpieprza mnie scena striptizu żony przed "tajemniczym" Carlosem I do tego te oczy Arnolda w ciemności - lol, bomba. Najlepsza komedia akcji od lat i wciąż trzyma się niesamowicie pod względem realizacyjnym.
Wszystkie jego filmy od czasu Terminatora bardzo mi się podobają, ale uważam, że jednak True Lies jest najsłabszy. Terminator to znakomity thriller z trzymającym w napięciu motywem ucieczki i walki z cyborgiem. Aliens to świetne kino akcji z galerią ciekawych bohaterów, Abyss to uczta dla oka pełna znakomitych pomysłów wizualnych, Terminator 2 to efektowny film science fiction z wyraźnym przesłaniem "Jeśli maszyna nauczyła się cenić ludzkie życie, to my także powinniśmy się tego nauczyć", Titanic to wzruszająca opowieść o miłości, która nie może być szczęśliwa z dwóch powodów (sprzeciwu rodziny i katastrofy Titanika), natomiast Avatar to interesujące przedstawienie dwóch różnych kultur.
Jeśli zaś chodzi o True Lies to jest to udane kino akcji, ale nieudana komedia. Scena striptizu byłaby lepsza, gdyby odegrała ją jakaś bardziej seksowna aktorka, niektóre zaś sceny były mocno przesadzone (np. pistolet spada ze schodów i sam strzela zabijając kilku przestępców).
Ostatecznie oceniam te filmy następująco:
Terminator - 9/10
Aliens - 9/10
Abyss - 9/10
T 2 - 8/10
True Lies - 6/10
Titanic - 7/10
Avatar - 8/10
1. Aliens
2. T2
3. True Lies
4. Abyss
5. Terminator
6. Titanic
Tak to u mnie wygląda. Avatara jeszcze nie potrafię upozycjonować.
Ja nie klasyfikuję filmów Camerona tak jak wszyscy. Większość (Aliens, Terminator, Terminator 2, True Lies, The Abyss, Avatar) ma u mnie pełną dziesiątkę i są numero uno:P Titanik ma tylko 9/10 i jest numero Duo:P
Ciekawe kiedy Cameron zabierze się za kolejny projekt bo już chyba starczy tych wywiadów i liczenia kasy?
Ciekawe kiedy Cameron zabierze się za kolejny projekt bo już chyba starczy tych wywiadów i liczenia kasy?
Jesteś bezlitosny
@Rodia - nieźle pojechałeś z tymi ocenami w kilku miejscach.
1. Avatar - 9+/10
2. T2 - 9/10
3. Aliens - 8+/10
4. Titanic - 8/10
5. Terminator - 8/10
6. Abyss - 7/10
7. True Lies - 3/10
Taka uwaga - zauważyliście coś? Lecę od Terminatora po kolei literami zaczynającymi tytuły filmów Camerona: T A A T T T A. Jak następny film nie będzie zaczynał się na A lub T, to będzie foch ;D.
7. True Lies - 3/10
Ach, True Lies tak nisko? Phil Why?
Taka uwaga - zauważyliście coś? Lecę od Terminatora po kolei literami zaczynającymi tytuły filmów Camerona: T A A T T T A. Jak następny film nie będzie zaczynał się na A lub T, to będzie foch ;D.
A jak myślisz czemu nie powstał Battle Angel?
Ach, True Lies tak nisko? Phil Why?
Bo zgadzam się z Rodią :].
Zgadzasz się z Rodią, a "Die Another Day" wystawiasz 6/10. What the fuck?
No fakt, źle to wygląda. Ale dla mnie DAD, to taki TL dla reszty :]. Nic nie poradzę, że True Lies oglądałem, jak torturę, a na DAD bawię się zawsze równie dobrze. Nic nie poradzę .
Więc w sumie nie zgadzam się z Rodią, a raczej z jej ocena. Cytując Bucho - "Lol".
Jeśli zaś chodzi o True Lies to jest to udane kino akcji, ale nieudana komedia.
Na True Lies smialem sie bardziej niz na niejednej "rasowej" komedii. Wszystkie dialogi pomiedzy Arniem, a Tomem Arnoldem (kumpelskie dogryzanie, masa zyciowych madrosci na temat zwiazkow - bezcenne) to beka na maksa. Arnie pod wplywem narkotykow, Simon (!!!) kurcze, przeciez ten film, to jeden wielki ubaw po pachy.
No fakt, źle to wygląda. Ale dla mnie DAD, to taki TL dla reszty :]. Nic nie poradzę, że True Lies oglądałem, jak torturę, a na DAD bawię się zawsze równie dobrze. Nic nie poradzę .
To ciekawe - fakt. Patrzac zwlaszcza na to, ze TL, to jedna wielka zgrywa z gatunku kina akcji, oraz zabawa bondowska konwencja - wszystko co filmie idiotyczne i przeszarzowane, to wynik pelenej premedytacji Camerona. W DAD, glupota jest niezamierzona, a wszystkie idiotyczne sceny wziete na powaznie.
Rodia napisał/a:
To ja poproszę, bo powiedzieć, że ma genialne sceny akcji albo świetne dialogi to ja mogę i o Transformersach 2
Naprawde mozesz??
No mogę mogę. Ale chodziło mi tutaj o to, że NAPISAĆ to ja mogę wszystko, tylko trzeba podać argumenty, a Ty ich w pierwszym poście swoim poście nie podałeś, tak?
Prosze bardzo, rozpisz lepsze (polot, humor, sens) dialogi niz te panow podanych powyzej.
Piszę takie dość często. Tylko nie na tym forum
W takim razie posluchaj dialogow, a nie sugerujesz sie tlumaczeniem z napisy.pl
Czemu mnie obrażasz?
Watek zdrady jest durny? (w tej konwencji? ze sprzedawca uzywanaych samochodow? pomysl, dlaczego)
Co do pokoju...jest niebiesko-szaro=ciemno. Hollywoodzkie ciemno, czyli my widzimy wszystko, ale bohaterowie juz nie - czy takie rzeczy naprawde trzeba tlumaczyc?
No jest strasznie durny i wydumany. Nie wiem, mnie nawet nie śmieszył, nie moja wina W ogóle nie wiem skąd się biorą te pochwały ze sceną tańczącej Jamie Lee Curtis - dla mnie to było naprawdę brzydkie, żałosne, nieśmieszne i obleśne. Co do twarzy Arniego - czym innym jest mówienie o hollywoodzkich konwencjach, a czym innym o czystej bzdurze, którą, moim skromnym, ta scena prezentuja
Naprawde do czysto komediowo-pastiszowych scen akcji podchodzisz jak do prawdziwych?
Można robić fajne pastisze, takie pastisze, że aż wylewa się z nich nierealistyczność tych scen, a można robić takie, które są po prostu żenującym bełkotem. Można robić takie pastisze jak Tarantino i takie jak Cameron. Niech Cameron ich więcej nie robi A tak w ogóle - naprawdę sądzisz, że ludzie nie wiedzący, że True Lies to remake komedii intuicyjnie załapią, że ten film nie jest na serio? Moim zdaniem nie. Moim zdaniem True Lies jest w tym co pokazuje tak śmiesznie poważne, że pozostaje tylko uczucie zażenowania.
Przeciez na tym polegal dowcip - bierzemy mega naciagne i nieprawdopodobne sceny i krecimy je w sposob jak najbardziej realistyczny (na powaznie)
No no, coś takiego. Tylko właśnie dlatego zamiast czegoś śmiesznego, w moim odczuciu wyszła żenada
A tak w ogóle to gdybym nie wiedział, że Cameron zrobił True Lies, nigdy bym się tego nie domyślił. Ten film wygląda jak wyjęty spod ręki kogoś zupełnie innego i żadnych sygnaturek Camerona w nim nie ma, aż mnie to zdziwiło jak obejrzałem ten film. To tak na marginesie
Craven ->
No ja jebię... Przecież pisałeś, że sobie powtarzałeś te filmy. To chyba do kibla wyszedłeś w czasie rozmowy o tym, że rodziców Newt na miejsce statku obcych wysłał Burke. PO raporcie Ripley. LV-426 to spore miejsce, spokojnie mogli przez 57 lat nie znaleźć stateczku obcych.
Ale ja się już przyznałem i kajałem w błocie, że zapomniałem o tym i że jest to niedopatrzenie z mojej strony, tak?
Nie będę rozpisywał czemu proporcje powinny być odwrotne.
To się rozpisz bo powiedzieć, że jest facepalmem to ja mogę i o Twoim AVATARZE tylko dopóki nie napiszę dlaczego, to nic z tego nie wyniknie
Cameron nigdy nie nakręcił słabego filmu.
Gdyby nie True Lies to bym się zgodził Nie wiem, może ja po prostu nie łapię konwencji tego filmu. Dla mnie to żenująca rozrywka na nudny sobotni wieczór do zapomnienia po minucie
porównanie do najnowszych przygód McClanea a tym bardziej do Transformers 2- wielki LOL:P
No masz rację, Die Hard jest o wiele lepsze ;] Do Transformersów nie było porównania, chodziło mi tylko o wskazanie Buchowi potrzeby użycia argumentów, tak?
wszystko co filmie idiotyczne i przeszarzowane, to wynik pelenej premedytacji Camerona. W DAD, glupota jest niezamierzona, a wszystkie idiotyczne sceny wziete na powaznie.
Co dobrego w szanowaniu ludzi, którzy specjalnie robią coś źle? Odp: Nic. Dlatego uważam za świetną całą twórczość Tarantino poza KB i DP :]. I podobnie z Cameronem - oprócz TL.
Tylko, ze nie widze tego "zla" w True Lies, bo wszystko tutaj miesci sie w konwencji, a nawet mega odjechane akcje sa tak wyrezyserowana, ze wydaja sie byc prawdopodobne. Tutaj moze i jest koles lecacy na rakiecie, ale nie ma przynajmniej niewidzialnych samochodow oraz lodowego palacu
No mogę mogę. Ale chodziło mi tutaj o to, że NAPISAĆ to ja mogę wszystko, tylko trzeba podać argumenty, a Ty ich w pierwszym poście swoim poście nie podałeś, tak?
W takim razie czekam na przyklady, bo ja swoje podalem.
Co dobrego w szanowaniu ludzi, którzy specjalnie robią coś źle?
Jean-Luc Godard, John Waters, Ken Russell, Tim Burton i wielu innych nie zasługują na twój szacunek. Na szczęście ich to wali
Bucho - szacun za to, że chci się dyskutować z taką kupą bzdetnych uwag i spostrzeżeń, bo mi wręcz przeciwnie, ręce opadły
Phil - czy mógłbyś zmienić ten oczojebny podpis? Czy krzykliwy kolor czerwony jest tu jedynym wyjściem?
Poza tym, czerwony kolor zostawmy moderatorom może?
ean-Luc Godard, John Waters, Ken Russell, Tim Burton i wielu innych nie zasługują na twój szacunek. Na szczęście ich to wali
Szczerze? Znam tylko Tima. A co takiego Tim zrobił - nazwijmy to - pastiszowego? Marsjanów? No ok, film całkiem przyjemny, ale mam za co innego, za co szanuje go o wiele bardziej :].
Mefi - mogę .
EDIT:
Czemu nie łączy postów? ;<
od razu lepiej, bejbe :*
Ech, wiedziałem, że jak pojadę na Camerona to się zacznie sajgon
W takim razie czekam na przyklady, bo ja swoje podalem.
No tak, ale Twoje argumenty wyglądały mniej więcej tak, że wymieniłeś wszystkie aspekty True Lies po czym napisałeś, że są świetne Dla mnie ten film w całej swojej powadze jest po prostu żenująco głupi i nic na to nie poradzę, począwszy od gonitwy konnej po ulicach miasta, przez maksymalnie durny i niepotrzebny wątek miłosny a skończywszy na megadurnej strzelaninie z Arnoldem w samolocie. Give me a break. Nie widzę w dialogach tego filmu nic ponad to co jest serwowane w przykładowych Aniołkach Charliego (chodzi mi o relację Arniego z postacią Toma Arnolda), które również rozgrywały się w środowisku supertajnej organizacji i również miały gagi na poziomie psa Pluto.
Ach, wątek Curtis. Możesz mi powiedzieć czy chociaż przez minutę jego poznawania miałeś jakiekolwiek wątpliwości czy ona faktycznie go zdradza? Bo na tym cały ten wątek się zasadza - na możliwości, że ona faktycznie nie jest mu wierna. A przecież od samego początku widać, że o żadnej zdradzie nie ma mowy. A późniejsze chore akcje z tym jak Arnold sprawdza jej wierność są tak durne i przekombinowane, że słów mi brak.
Swoją drogą, skoro już wchodzimy na megapoziom realizmu - każesz mi uwierzyć, że scena w której żona żyjąca od lat ze swoim mężem pod jednym dachem nie jest w stanie go rozpoznać, gdy siedzi prosto przed nią, a twarz ma ukrytą w cieniu i komunikuje się z nią za pomocą odtwarzanych z taśm wypowiedzi jakiegoś kolesia nie jest głupia, durna i denna a jedynie naciągana...? Gdzie tu jest choćby cień realizmu?
Nie ustapie i poprosze link
Ech... http://www.weryfikatorium...opic.php?t=7312
Przeciez to oczywiste, 95% ogladajacych nie zdaje sobie sprawy z istnienia "La Totale!"
No właśnie, that's my point - ja wcale nie jestem pewien czy widzowie oglądający ten film zrozumieli cały joke Camerona, nie znając kontekstu w jakim ten film powstał.
La Totale pewnie nie widziales.
A warto? Bo z tego co wiem to nie...
Bucho - szacun za to, że chci się dyskutować z taką kupą bzdetnych uwag i spostrzeżeń, bo mi wręcz przeciwnie, ręce opadły
Mi też opada jak czytam takie posty jak Twój, ale coś innego
Czasem mam wrażenie, że gdyby nazwisko reżysera True Lies było inne to i zachwycających się tym filmem byłoby o połowę mniej...
Przeciez to oczywiste, 95% ogladajacych nie zdaje sobie sprawy z istnienia "La Totale!"
No właśnie, that's my point - ja wcale nie jestem pewien czy widzowie oglądający ten film zrozumieli cały joke Camerona, nie znając kontekstu w jakim ten film powstał.
Zrozumieli, bo na filmie ten kontekst jest wypisany w każdej scenie. Do dziś nie sądziłem, że do niektórych może to nie dotrzeć i
Co do nazwiska - 16 lat temu nie śledziłem nazwisk twórców i nie zachwycałem się tym filmem "bo nakręcił go Cameron". Wtedy to znałem Spielberga i Hitchcocka. True Lies to był film z Arnoldem a nie film Camerona. Teraz jest na odwrót
Ech, wiedziałem, że jak pojadę na Camerona to się zacznie sajgon
Gdybys uzyl sensownych argumentow, to nie byloby problemu.
A mi podobałyby się "Prawdziwe Kłamstwa", gdyby utrzymane były w klimacie prologu - super agent Arnold rzuca głupimi tekstami, jest klimat Bonda, fajna laska (Tia! - She's a faster bullet now!) i ogólnie dobrze się bawię.
A co mamy później? Okazuje się, że chodząca szafa udaje nudnego informatyka (czy kogo tam...), ma problem z żoną i ma problem z dzieckiem i tak jedyny fajny wątek filmu (terroryści!) ląduje na drugim, trzecim (albo znika w ogóle) planie i niepotrzebnie splata się w finale z życiem prywatnym Arniego (dodać należy życiem nudnym, głupim i nieśmiesznym - taniec żony Arniego? Mimo, że moją mamę to śmieszy, to mnie zupełnie nie ).
Mówię: prolog - wypalcie mi to na blu. Reszta fuck off (poza tekstem o kostkach lodu ).
Właśnie sobie uświadomiłem, że to jeden z chyba ostatnich filmów z których teksty pamiętam z wersji z lektorem. Świetne tłumaczenie momentami tak btw.
Mnie wlasnie to wolne zapoznawanie sie z nudnym zyciem Arnolda zawsze wkreca najbardziej - scen akcji takich jak na poczatku pelno w kazdym filmie. Co robi tajny agent "po pracy"? No wlasnie, zwykly facet po 40, dom, rodzina, problemy i nagle cyrk na kolkach - ja to lykam, Ty nie...alez mi niewiele do szczescia potrzeba
Może się nie skończył, ale trochę sie już zestarzał, wyszły mu dwa dobre filmy (dawno już) a reszta to mniej lub większe gnioty... może nie pod względem wizualnym ale fabularnym.
---
ps. "Prawdziwych kłamstw" jeszcze nie widziałem.
"Wyszły mu" to pojęcie względne. Jeżeli za miarę "wyszły mu" przyjmować sukcesy kasowe oraz docenienie jego twórczości przez widzów i jury wszelakie, to Cameron jest po prostu rekinem X muzy w oceanie rybek i meduz wszelakich. Avatar także tę tezę potwierdza. Tam gdzie czuć krew (czytaj Oscary, miliony, pełne sale) tam pewnie w oddali już widać cameronową płetwę przecinająca lustro wody. Ona ma po postu taki reżyserski zmysł, że potem co by nie mówić i tak kończy się tym, że ludzie walą na jego filmy drzwiami i oknami.
Jeżeli natomiast za wyrocznie "wyszły mu" przyjmować Twoje subiektywne odczucia to pewnie okaże się, że wszystko jest możliwe (nawet wrzucenie do wora z gniotami T2, The Abbys i Aliens).
to mniej lub większe gnioty
Które to filmy Camerona nazywasz gniotami?
Ew. inaczej, które dwa nie są gniotami
Możesz mi proszę wymienić błędy logiczne jakich dopatrzyłeś się w Avatarze? No i jeszcze a propos tego, że pomysł ściągnięty skądś tam... Wskaż mi chociaż jedną oryginalną fabułę? Od czasów Szekspira, ba nawet i na siłę od czasów starożytnych Greków nie wymyślono żadnej oryginalnej fabuły, więc zarzut tzw. "z dupy". Jak już coś krytykujesz to zrób to porządnie .
B2Ka patrzysz na szczegóły, nie ogarniasz ogółu.... tak mi się wydaje, a z takimi osobami trudno polemizować:P Najpierw musisz zobaczyć las a nie tylko drzewa, wtedy da się polemizować. - trąci to z mojej strony protekcjonalizmem ale nie chce mi się tego ubierać w jakąś delikatniejszą formę. Sorki;)
ps. B2Ka fajny masz avatar:)
Oczywiście efekty specjalne były na przyzwoitym poziomie (jak na tamte czasy)
Też w tym momencie uznałem, że polemizowanie nie ma sensu
terminator II - ledwo da się oglądać, fabuła ściągnięta z I'ki tylko "podretuszowana"
PASZCZAKU WŁÓCZYKIJ WRÓCIŁ!!!!!!
Znaczy Gieferg wrócił, tak.
Cóż, z drugą częścią tej wypowiedzi zasadniczo się zgadzam. Ten film to autoremake w wersji bardziej mainstreamowej.
I tam Rycerzyk broniący rozpłakanej kelnerki jest bardziej mainstreamowy niż psychopatka z jajami ze stali.
Ale tak. T2 to remake. Jeno, że lepszy od oryginału.
Dla kogo lepszy, dla tego lepszy Ja akurat preferuję jedynkę, która zresztą zaliczam w poczet moich ulubionych filmów. Nie ze względu na efekty i realizację, które w dzisiejszych czasach momentami trącą myszką. Rozpierdala mnie podczas każdego seansu klimat totalnej beznadziei sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie. W dwójce już tak nie miałem. W ogóle T2 to trochę IMO taki Avatar początku lat 90tych: próba stworzenia blockbustera totalnego przy pomocy najlepszych środków dostępnych filmowcom w tamtym czasie. Założenie się w sumie udało, ale ja akurat tego filmu nie lubię. Raz, że wkurza mnie rozwodnienie klimatu oryginału poprzez wrzucanie scenek cool i/ lub humorystycznych. Po drugie, fabularnie, powiedzmy sobie szczerze, to faktycznie jest kopia poprzednika. Po trzecie - NIENAWIDZĘ przemądrzałych gówniarzy i za każdym razem kiedy widzę młodego Connora mam ochotę zdjąć pasek i mu porządnie przylać. Jak dla mnie jedna z najbardziej irytujących postaci jakie kiedykolwiek zdarzyło mi się widzieć w filmie. Jestem w stanie zrozumieć kult T2, ale podzielać go zdecydowanie nie podzielam. Ale np. kultu Avatara to już za cholerę pojąć nie mogę
"Oczywiście efekty specjalne były na przyzwoitym poziomie " - no trochę przesadziłem, przepraszam, zgoda: były przełomowe. Zresztą w dalszej części mówiłem już trochę dosadniej "niespotykanymi efektami specjalnymi" więc proszę tak się nie czepiać:P, bo na efektach się nie znam tak świetnie jak Wy. Mogę tylko powiedzieć, że moim ulubionym efektem (wg mnie rewelacyjnie zrobionym) jest Golum we Władcy Pierścieni i te z Matrixa I.
jarod: mnie też ten młody connor wkurzał na maksa, on po prostu dobił ten film, słaby aktor. A fenomen T2 jak najbardziej rozumiem: 95% ludzi ogląd film oczami (efekty, bajery, wybuchy, akcja) a nie mózgiem... to dużo tłumaczy.
Wiecie co, nie chce mi sie juz odpisywac i zarzucac prawdami objawionymi, wiec tak: Cameron sie skonczyl
Takie tylko male
A fenomen T2 jak najbardziej rozumiem: 95% ludzi ogląd film oczami (efekty, bajery, wybuchy, akcja)
Mówisz o tych 2-3 eksplozjach w trakcie 2,5 godzinnego seansu? Czy może, gdyby je złączyć w całość, raptem jakichś 10-15 minutach efektów specjalnych?
Wkurza mnie, jak ktoś pisze o tym, że fabuła jest prosta jak drut, nie jest oryginalna i takie tam... Dobra reżyseria polega na tym, aby prostą fabułę opowiedzieć tak, że wciąga i dostarcza emocji. Filmy są do oglądania i stosowanie jakichkolwiek efektów wizualnych jest uzasadnione. Cameron udowodnił, że to nie scenariusz jest najważniejszy, ale sposób opowiedzenia historii.
Mnie irytuje przykładanie różnych miarek. 90% filmów jakie wchodzą do kin ma wtórne fabuły.
Przepraszam, że tak się tu nagle wpycham i może bez należytej wiedzy, ale tak sobie od dłuższego czasu zaglądam tutaj i nie do końca rozumiem jaki jest sens tej dyskusji
Czy celem jej jest udowodnienie, że James Cameron jest złym reżyserem, filmowcem?
W sumie jak ktoś chce to może i nawet człowiekowi udowodnić, że jest kurczakiem, ale przynajmniej ja pozostanę przy swoim i będę dalej twierdził, że Cameron jest wielkim twórcą kina. A po za tym taka dyskusja przy aktualnym triumfalnym pochodzie "Avatara" za bardzo mi się kojarzy odczuwam deja vu, jak to było z "Titaniciem". Ludzie gnali na ten film, kina pękały w szwach, a po jakimś czasie trudno było znaleźć osoby, którym by się ten film podobał i nagle wielkie kino katastroficzne przerodziło się w "kiczowate romansidło".
Czy to nie jest po trochu tak, mogę się oczywiście mylić, że jak coś, ktoś odniesie zbyt duży sukcesów tu już traci w oczach wielu na tzw. "fajności"?
To takie moje przemyślenia, dziękuję za uwagę
Gieferg, zmień już ten głupi tytuł tematu, bo każdy wie że Król się nie skończył.
Dlaczego zawsze powtarza się ten sam schemat?
Osoba X wali "kontrowersyjnego" posta, od razu znajdują się osoby które biorą go w krzyżowy ogień pytań i biedak musi bronić swojego zdania, podnosząc sobie tym samym współczynnik kontrowersyjności.
NUDA!
gnito gniotów to oczywiście tytanik - mydlana opera za miliony dolarów, brrrrr
Świetny melodramat z katastrofą w tle. Relacje miedzy bohaterami bardzo prawdziwe i naturalne, do tego mistrzowsko zrealizowane filmidło?
Naprawdę gniot gniotów?
"Moderator mógłby już zmienić tytuł tematu bo ten co jest- jest mega głupi:\"
wg mnie jak najbardziej uzasadniony i nie mów co moderator ma robić, sam ma swój rozum. Jak zostaniesz modem będziesz mógł się szarogęsić:P
Za to ja jestem modem i radzę zacząć używać w dyskusji argumentów opartych na faktach, a także logice, nie tylko potrzebie posiadania pseudo-kontrowersyjnych poglądów z gatunku "bo tak".
Temat zmieniłem, bo Cameron pobił kolejny rekord dochodów. Abstrahując od tego, czy należycie, nic nie wskazuje na to by się skończył.
Jak zostaniesz modem będziesz mógł się szarogęsić:P
Akurat jestem póki co modem tylko nie w tym temacie. Po drugie w mojej wypowiedzi nie było nic co wskazywałoby, ze się szarogęszę(czy jak to się odmienia:P)
Zacznij naprawdę operować lepszymi argumentami na uwiarygodnienie twoich opinii, bo na dzień dzisiejszy nikt ich na tym forum brać na poważnie nie będzie.
NUDA!
Niby tak, ale lepiej uciac leb sprawie od razu tj. piszesz cos i choc starasz sie o sensowne argumenty, albo nie piszesz wcale. Nie zareagowalem tylko dlatego, ze to Cameron (ok, tak bylo <wstydnis>) ale potem zaczyna sie skakanie z jednego tematu do drugiego i pisanie masy glupot. Co dopiero odpadl Solo. Zastanawialem sie jak to jest mozliwe, ze koles ktory dziennie napieprzal 5000 postow, w tym polowa silaca sie na kontorwersje i wkurzanie innych, utrzymal sie na forum tak dlugo - zawsze znalazl sie ktos kto bronil wolnosci slowa (jak widac Solo mial kolegow) Ja rozumiem, to nie jest kolko samoplaowania sie uwielbieniem jeden do drugiego i kochania tych samych filmow, ale od rozmowcy wymagam odrobiny zaangazowania i szacunku. Nie ukrywam, ze kurwicy dostawalem gdy Solo zarzucal argumentami z cyklu: "Bo tak"i "zbyt kolorowy Avatar, SW piekne, bo konwencja" - z takim czyms sie dyskutowac nie da, a propozycje padajace w stylu: "nacisnij ignoruj" do niczego nie prowadza tylko wprowadzaja syf w temacie. Na nasze szczescie (tak, nie ukrywam, ze sie ciesze - nie znam kolesia, ale na forum zachowywal sie jak 12 letni dzieciak) Solo odpadl. Czy mi sie zdaje czy od tego czasu jest tutaj totalny spokoj?! Zero ostrzezen, walenia sie po ryjach, zrzucania winy na innych i udawania ofiar.
Nie twierdze, ze moje posty sa jakosciowo wybitne, ale staram sie z ekipa forum zyc w zgodzie i zawsze licze na jakies solidne wymiany zdan, ciete riposty, czasem na mala glupawke. Jednak jesli wpada nowy czlonek i zaczyna od pseudo kontrowersji (nie mam nic przeciwko, ale poprosze argumenty) i po chwili zaczyna ustawiac ludzi, to noz mi sie w kieszeni otwiera i reaguje. Zwlaszcza teraz, gdy pozwalalo sie Solo pisac co chcei po chwili byl balagan we wszystkich tematach. Jeszcze raz powtorze: Argument z cyklu: "Bo tak" i czerowna lampka zostaje odpalona
Sorry za offtop - poplakalem, pozalilem sie...mozna usunac