wika
Jest to niewielkie miasto nad Wisłą, znajdujące się w województwie lubelskim w powiecie puławskim. Historia miasta zaczyna się już w XI wieku, wtedy była to osada zwana Wietrzną Górą i należała do zakonu benedyktynów, w XII wieku Kazimierz Sprawiedliwy przekazał osadę norbertankom, które zmieniły jej nazwę na Kazimierz, na cześć ofiarodawcy.
Z Kazimierzem Dolnym była związana m.in. Maria Kuncewicz (aktualnie znajduje się tam muzeum jej imienia). Aktualnie odbywa się tam coroczny festiwal "Dwa Brzegi", zdecydowanie warty polecenia.
A co warto zobaczyć?
Na pewno ruiny zamku, basztę i przepiękne kamienice. Ale także synagogę, wspaniałe kościoły, Górę Trzech Krzyży,spichlerze i wspaniałe, przeurocze drewniane domy. Polecam też spacer okrężną drogą nad kamieniołomy. Czyli przez las i zdecydowanie nie po drodze, jeśli chce się ułatwić sobie sprawę, można iść promenadą wzdłuż Wisły :)
Ostatnio trafiliśmy akurat z przyjacielem na wystawę narzędzi tortur. (Fajnie sobie licealiści dorabiali na rzecz szkoły).
Z Kazimierzem kojarzy się przede wszystkim kogut. (zawsze do kupienia pyszne bułki w kształcie koguta - oczywiście na każdym stoisku są te właściwe i oryginalne ze stemplem i na każdym stoisku dowiecie się, że inne do zwykłe podróby ;) )Wracając do legendy. Najbardziej popularną jest ta, że w mieście wybuchł pożar, ludzie uratowali się z niego tylko dzięki kogutowi, który w nocy zaczął piać.
Kazimierz latem to także wylęgarnia wręcz rzemiosła i sztuki wszelakiej. Od ręcznie robionych kolczyków, przez przepiękne obrazy po wspaniałe rzeźby. Widok człowieka stojącego przy sztalugach, szkicującego gdzieś koło studni czy w innym miejscu rynku głównego to normalka.
Ale Kazimierz zimą także zachwyca swoim urokiem. I polecam specjalnie tym, którzy nie lubią tłoków. Bo latem, a szczególnie w okolicach festiwalu ciężko czasami gdziekolwiek wetknąć zapałkę. Na tegorocznym festiwalu, ku uciesze turystów największą chyba atrakcją festiwalu był Daniel Olbrychski, który przejechał (?) się na koniu przez Rynek Główny ;)
Się rozpisałam. I pewnie napisze jeszcze nie jedno. Każdy, lub prawie każdy z nas ma swoje miejsce na ziemi. Moim miejscem na ziemi jest właśnie Kazimierz Dolny. Kocham to miejsce i tęsknię za nim, gdy nie ma mnie tam za długo. ostatnio byłam w sierpniu właśnie na festiwalu i już mnie bardzo kłuje, żeby znowu tam pojechać...:)
W Kazimierzu Dolnym byłem w październiku. Tłumów nie było, na uliczkach panował wielki spokój i cisza. Można było spokojnie pozwiedzać, zatrzymać się na ryneczku, pod starą bożnicą, w której dziś odbywa się handel. A kiedyś jednak było to miasteczko, którego ludność w 80% zamieszkiwana była przez ludność żydowską. Wspaniałe kamienice Przybyłów.
Można też udać się do pobliskiego Janowca, by popatrzeć na wspaniałe ruiny zamku Firlejów, Tarłów, Lubomirskich. Osobiście nie mogłem nie odwiedzić także Opola Lubelskiego, gdzie kiedyś istniała szkoła pijarów, na warunki polskie niesłychany eksperyment, gdyż była to szkoła przygotowująca do zawodu - szkoła rzemieślnicza. Fundacja ta była możliwa dzięki bp. Janowi Tarło, do którego Opole należało. Szkołę pijarzy zaczęli budować w 1740 roku, a została ona uruchomiona w 1750. Była to pierwsza w Polsce i jedna z pierwszych w Europie szkoła rzemieślnicza. W kościele pijarskim w Opolu działał także pijar Piotr Ściegienny. Szkoła pijarska została zamknięta po upadku powstania listopadowego.
Myślę, że warto wspomnieć też o Nałęczowie położonym stosunkowo niedaleko Kazimierza, w obszarze Kazimierskiego Parku Krajobrazowego. Przepiękna dolina rzeki Bochotniczanki, Park Zdrojowy ( a w nim sanatorium), Pałac Małachowskich, ale chyba przede wszystkim Nałęczów słynie z pijalni wód i palmiarni. Nie pamiętam kiedy byłam tam ostatni raz, chyba w podstawówce, ale jest to też wspaniałe, spokojne miejsce, w którym można odpocząć.
Ja mam też sentyment do Puław. Może ze względu na Przegląd Piosenki Amatorskiej, który się tam odbywa. Poza tym zawsze przejeżdżam przez Puławy w drodze do Kazimierza. Puławy słyną m.in. z Pałacu Czartoryskich. Naprawdę przepiękne miejsce.
Sama moja Biała Podlaska związana jest z Radziwiłłami. Aktualnie w dawnym pałacu Radziwiłłów (niewiele z niego zostało) znajduje się Muzeum, Biblioteka, Szkoła Muzyczna , ośrodek francuski a także część kapliczki. Niestety sam park jest zaniedbany nad czym ubolewam. Ale za to na temat rzekomych podziemi krążą wręcz legendy.
Przez ulicę Brzeską przebiega dawna granica getta, za to nie zachowała się wspaniała synagoga. Aktualnie jest tam parking. Niegdyś działało u nas wojskowe lotnisko, a szkoła im. I. Kraszewskiego ma całkiem niezłą renomę.
Poza Radziwiłłami Biała słynie też z bardziej współczesnych postaci, m.in. Roman Kłosowski, czy Bogusław Kaczyński. Niedaleko, bo w Gnojnie urodził się sławny Pawlak z "Samych Swoich" Wacław Kowalski.
Ale miało być o Kazimierzu, a ja taka lokalna patriotka ;)
A ja mam na temat tego miasta zdanie jak najgorsze. Cóż, gdy się mieszka w gminie Kazimierz dolny, to się ma nieco inne podejście niż ktoś, kto wpada na dzień.
Po pierwsze: totalny bajzel jeżeli chodzi o władze i jakikolwiek plan działania. Do ostatnich wyborów burmistrzem był p. Andrzej Szczypa, trzeci jeżeli chodzi o czas sprawowania władzy samorządowej w Polsce (coś ponad 20 lat, łącznie z PRL oczywiście). Jako że był członkiem PSL przeciwnicy mogli mu naskoczyć. W gminie poza PSL nie funkcjonowały żadne struktury partyjne a tylko grupy nacisku związane z ta czy inna kliką. Ot choćby ekipa związana z pewnymi artystami kazimierskimi-wyskoczyła z pomysłem przekazania co lepszych kamienic będących w gestii miasta własnie im za symboliczna złotówkę, a oni, to hoho, dopiero pokażą jak trzeba rozwijac miasto. Panu Sarzyńskiemu (ten od kogutów) też mozna by sporo w tej kwestii zarzucić, ale o zmarłych nie będę się źle wypowiadał. Degrengoladę lokalnych radnych potwierdza fakt, iz jeden z nich (z samego Kazimierza zresztą) po pijaku załatwiał potrzeby fizjologiczne na Rynku.
Bynajmniej nie zamierzam usprawiedliwiać pana Szczypy. Facet tak się przyssał do tego stołka, że nie przeszkadzało mu zamienianie kolejnych zabytkowych kamieniczek na knajpy (oczywiscie, tylko w stosunku do niektórych posiadaczy), żadnego planu zagospodarowania nie było, bo wielu było to na rękę. Samowolki jak sie patrzy, zwłaszcza, że zliwkidowano stanowisko gminnego konserwatora zabytków. Szczytem aberracji były plany postawienia hali sportowej w kształcie walca, na szczęście o ile noramlnie samorząd do takiej inwestycji gromadzi 90 % środków, a o resztę sępi, to tu było odwrotnie. Na szczęście nikt nie był na tyle głupi, aby wejść w taka "inwestycję".
Kres działań burmistrza nadszedł podczas ostatnich wyborów. Oczywiście przeciwnikami byli znów przedstawiciele lokalnych grup nacisku. Uaktywnił się nawet PiS. Z PiSem chistoria była o tyle ciekawa, że kandydatem został jeden z kazimierskich lekarzy (to co sobie chciał w ten sposób załatwić to inna sprawa i nie bedę tu tego poruszał), zas motywem przewodnim jego kampanii była ogromna korupcja i układy, które zapanowały za rzadów Szczypy (nie mówię, że tu akurat nie miał racji), jednak jakoś to nie trafiło do elektoratu (powiedzmy sobie szczerze, akurat mieszkańcy wsi, takich jak moja, gdzie na odcinku 3 km jest różnica poziomów 100 metrów, a droga biegnie przez las), którego bardziej interesowały drogi asfaltowe a mnie układy. tak więc kandydat PiSu poniósł klęskę, a do drugiej rundy poza Szczypą przeszedł p. Dunia, z komitetu lokalnego, kojarzony (raczej niesłusznie) z LiD. W ponieziałek po 1 rundzie w jednej ze wsi pojawił sie kandydat PiSu ze Szczypą i zachwalał go jako sprawnego burmistrza, który może zrobic wiele dobrego. To tez nie pomogło i wybory wygrał Dunia. W pejzazu politycznym niewiele sie zmieniło, bo nie złozył w terminie oświadczeń (tych od Waltz), ale solidarnie poparli go wszyscy radni. Parę tygodni potem zresztą zapisał się do PSL . Nie powiem, trochę się zmnieniło, do nas kilka rzazy dziennie kursuje autobus PKS, poprawiono droge itp. Dunia wie, co trzeba robic, bo właśnie okoliczne wsie miały dość Szczypy i poparły jego.
Generalnie to biznesmeni lokalni starają się, aby mieszkańcy Warszawy czuli sie jak w domu i temu min. służą ceny np. piwa, niewiele rózniące się od warszawskich (ale dla znajomych obowiązuje tez cena "miejscowa"), bajzel jak był, tak jest, miasteczko w sezonie jest totalnie zadeptane (nie polecam wizyty w weekend) i zapchane samochodami (parkingi na pdwórkach przynosza mieszkańcom spore zyski), w piątek i niedzielę po południu raczej ciężko jest przejść tradę z Kazimierza do Puław, kazimierscy artyści i biznesmeni nadal ryją i próbują kręcić własne lody przy oporze burmistrza etc.
Generalnie polecam bardziej wizytę w Janowcu a zwłaszcza Nałęczowie. Bo Kazimierz to juz nie to sympatyczne miasteczko, co jeszcze 10 lat temu.