wika
Ostatnimi czasy zacząłem się zastanawiać czy czasem kupowanie książek nie jest nałogiem. Przynajmniej w moim przypadku Podam proste przykłady: w promocji empiku nabyłem trzy książki. W szczecińskim antykwariacie zamówiłem "tylko" cztery książki. Do tego u dziewczyny i rodziny zamówiłem sobie książki na urodziny, a ostatnio przez przypadek wstąpiłem do "Taniej Książki" i nabyłem kolejną pozycję... Że nie wspomnę o tym, że skorzystałem też o jednej fajnej promocji w na merlin.pl Teraz zaś słyszę coś o kolejnych promocjach, to staram się jakoś im oprzeć. Jako tako mi wychodzi, ale jakbym chciał, to bez problemu znalazłbym sporo książek do kupienia. A lista lektur się wydłuża...
Jak myślicie, czy ta zdolność do wyłapywania i korzystania z okazji "bo jest taniej, a i tak chciałbym kiedyś kupić" świadczy o pasji, uzależnieniu czy może jakimś zdziwaczałymm zwariowaniu? Jak jest w Waszym przypadku?
Jak myślicie, czy ta zdolność do wyłapywania i korzystania z okazji "bo jest taniej, a i tak chciałbym kiedyś kupić" świadczy o pasji, uzależnieniu czy może jakimś zdziwaczałymm zwariowaniu? Jak jest w Waszym przypadku?
nawet jeśli w twoim przypadku jest to ''zdziwaczałe zwariowanie'' , to wypływają z tego ogromne korzyści, tak dla samego Ciebie, jak również dla Twoich najbliższych. Czytając , bo przecież nawet jeśli nałogowo kupujesz książki sadzę, że również je czytasz więc cały czas ''karmisz'' swój umysł, a korzyść dla Twoich najbliższych to fakt, że łatwo cię uszczęśliwić
Jeśli kiedyś dopadnie mnie nałóg, to niech właśnie książki będą..
nawet jeśli w twoim przypadku jest to ''zdziwaczałe zwariowanie'' , to wypływają z tego ogromne korzyści, tak dla samego Ciebie, jak również dla Twoich najbliższych. Śmiem wątpić, bo ciężko zarobione pieniądze przeznaczam na nic nie znaczące książki, zamiast zainwestować w coś, co może przynieść mi korzyść w postaci np. poprawy mojej sytuacji na rynku pracy lub poprawy bytu materialnego.
Jachu widzę, że masz tam "Aleksandra Wielkiego". Ostatnio mało nie wydałam ostatniego grosza na tę książkę bo w "Taniej Książce" kosztowała 19 zł. Jednak oparłam sie nałogowi (tak przyznaję, i ja jestem książkoholikiem... ) i widzę, że dobrze zrobiłam. Powiedz mi czy książka faktycznie warta swojej ceny i przede wszystkim jak się czyta?
Wracając do głównego tematu muszę przyznać, że jeszcze w liceum kupowałam książki masowo. Zaczęło się życie studenckie, a razem z nim wielka katorga kiedy wchodząc do księgarni i biorąc do ręki książkę stajesz przed takim oto wyborem: kupić książkę czy jeść przez tydzień. W takim przypadku przed moimi oczyma niemal materializuje sie bułka z sałatą, szynką, serem i z czym tam jeszcze zechcecie, a mój żołądek oddycha z ulgą kiedy jednak odkładam książkę na półkę przygnieciona wizją niechcianej głodówki.
Śmiem wątpić, bo ciężko zarobione pieniądze przeznaczam na nic nie znaczące książki, zamiast zainwestować w coś, co może przynieść mi korzyść w postaci np. poprawy mojej sytuacji na rynku pracy lub poprawy bytu materialnego.
A właśnie... po części sam wyjaśniłeś co też Cię trapi. Na Twoim miejscu wybierałabym książki które stymulują kreatywność
Tak prezentuje się książkoholizm w początkowym stadium
Biblioteczka, że ''mucha nie siada'' no i godna pochwały! Nie martw się zakładam, że Twoje problemy egzystencjalne szybko się rozwiążą , radość z posiadana tylu wybornych książek pozostanie.
tak, już przeszedłem przez ten etap, kiedy kupowałem, żeby przeczytać. Dziś owszem, czytam, ale niekoniecznie kupuję. Chociaż są takie książki, których szukam i kiedy znajdę, potrafię kupić. Wynika to z prostego faktu, że nie mam już gdzie ich mieścić. Dużo książek już przekazałem do bibliotek. Ale mimo wszystko uważam, że czytanie to bardzo dobry nałóg.
Jachu widzę, że masz tam "Aleksandra Wielkiego". Ostatnio mało nie wydałam ostatniego grosza na tę książkę bo w "Taniej Książce" kosztowała 19 zł. Jednak oparłam sie nałogowi (tak przyznaję, i ja jestem książkoholikiem... ) i widzę, że dobrze zrobiłam. Powiedz mi czy książka faktycznie warta swojej ceny i przede wszystkim jak się czyta? Ale o która książkę ci chodzi? Bo ja mam dwie biografie Aleksandra Wielkiego - Grahama Philipsa i Paula Cartledge'a.
Chodziło mi o Grahama Philipsa, rzucił mi się od razu w oczy i na nim sie zatrzymałam.
Co jak co ale jestem mistrzem w gospodarowaniu pieniędzmi. (...) I chyba mnie nie zrozumiałeś: tu nie chodzi o dodatkową bułkę, tu chodzi o zjedzenie swojej normalniej porcji dziennej (czasem o zjedzenie czegokolwiek), o jakichś bonusowych bułkach nie ma mowy w życiu przeciętnego studenta. Widzisz, ja w czasie studiów żyłem za ok. 500 zł miesięcznie. Z tego 240 zł płaciłem za stancje, na których mieszkałem. Zostawało mi 260 zł na rękę, z czego umiałem przeżyć miesiąc, najeść się, przeżyć kilka pijackich imprez i jeszcze sobie kupić co jakiś czas kilka książek lub filmów DVD. Jak człowiek umie, to sobie poradzi. W tym momencie pracuję i zarabiam ok. 900 zł, więc żyję jak król, bo nagle mam prawie 100% więcej na rękę
Żadnych nałogów nie mam więc nie mam z czego rezygnować na rzecz książek. Co do bycia na "Ty": u mnie to nie działa ponieważ właśnie mam zinformatyzowaną bibliotekę (pewnie nie uwierzysz ale nie tylko w Szczecinie jest taki cud techniki), która informuje mnie ile osób przede mną zamówiło daną książkę, a jeżeli ktoś czeka w kolejce pozycji nie można sobie przedłużyć. Ja zaś nie należę do osób, które wykopują z kolejki innych, uczciwie czekających. Oczywiście doktoranci i wykładowcy są na specjalnych prawach (rekordzista 10 lat trzymał jedną pozycję...).
Potrafię zrezygnować z większości przyjemności dla książki, którą potrzebuję.
Jest różnica w kupowaniu książek, których sie potrzebuje, a w kupowaniu jakichś przypadkowo napotkanych i pozornie atrakcyjnych pozycji. Jeżeli czegoś potrzebuję to nie ma wyboru i trzeba kupić, w pozostałych przypadkach staram sie postępować racjonalnie.
No więc jak z tym "Aleksandrem"?
O Aleksandrze mam w domu wszystkie polskojęzyczne książki (bez powieści, bo tych nie cierpię), więc mogę powiedzieć
Jachu się pomylił, bo książka Phillipsa nie jest biografią Aleksa, tylko pracą nt. jego śmierci i poszukiwaniach jego mordercy, bowiem autor założył, że Aleksander został zamordowany, a w kręgu podejrzanych postawił uczestników uczty u Mediosa i stopniowo ich eliminiował. Książka czybko wciąga, przypomina trochę kryminiał, zwłaszcza, że zakończenie zaskakuje, bo mordercą wg Phillipsa okazuje się być ktoś, kogo w ogóle zdawałoby się nie brać pod uwagę, ale cóż, najciemniej pod latarnią Polecam z czystym sumieniem
Nie polecam natomiast książki Cartledge'a. W pełni zgadzam się z tą recenzją: http://www.literatura.gil...wielki/recenzja i od siebie dodam jeszcze, że książka wykańcza wzrok, bo jest wydrukowana tłustym drukiem i czyta się ją przez to topornie, choć już sama praca autora wykańcza. W życiu bym tej książki nie kupiła, no ale ona akurat o Aleksie jest, a ja muszę mieć o nim wszystkie książki
Właśnie, muszę - bo lepiej się czuję, jak mam książkę na półce, jak mogę do niej sięgnąć w każdej chwili, jak wiem, że ona po prostu jest. Większość mojej wypłaty przeznaczam na książki, które kupuję gdzie tylko się da - w necie, w księgarni, w antykwariacie (w Łodzi są dwa takie fajne). Książki dotyczące Aleksa kupuję bez zastanowienia, nad innymi się zastanawiam - szukam recenzji, przeglądam je w sklepie czy w bibliotece etc. Mój księgozbiór cały czas się rozrasta, obecnie mam ok. 250 pozycji przede wszystkim ze starożytności wraz z przyzwoitą liczbą źródeł z tego okresu, to wszystko już mi się na półkach nie mieści, więc część trzymam w łóżku w pojemniku na pościel, a pościel na wierzchu Kompletnie nie rozumiem dlaczego moja mama przewraca oczami jak znowu przynoszę jakieś książki