wika
Jestem świeżo po przeczytaniu wypowiedzi p. Giertycha, któremu nie wystarcza jak widać zmienianie i nauczanie historii po swojemu, wprowadzanie do lektur książek które jemu pasuje - jak dzieła JPII czy usuwanie tych, które uważa za szkodliwe. Teraz wyskoczył ze wspaniałym pomysłem nauczania na biologii, że aborcja to zabijanie dzieci nienarodzonych. Tylko czekam na wprowadzenie do szkół teorii kreacjonizmu i obalenie w Polsce w końcu teorii Darwina..
Od pewnego czasu jak wszyscy chyba widzimy, Giertych chce stworzyć rzesze ludzi ślepo oddanej jakiejś sprawie. Nie wyobrażam sobie, by uczyć dzieci że aborcja to zabijanie dzieci, choć może one wówczas nawet nie będą wiedziały co to jest, ale w umysłach będą mieć już zakodowane, że trzeba oddać za tę sprawę wszystko – będą ślepo podporządkowani ideologii skrajnej prawicy, jaka panoszy się w naszym życiu politycznym od jakiegoś czasu.
Mi pozostaje tylko nadzieja, że ta Przenajświętsza Rzeczpospolita szybko się skończy i nie zdąży namącić młodym ludziom w głowach, by sami mogli oceniać co jest dobre a co złe, a nie mieli podane na tacy „tą właściwą racje”.
Pozostaje mi też nadzieja, że gdy moje dzieci pójdą kiedyś do szkół będą one wolne od tego typu nacisków i wsadzania ideologii do szkoły.
Nauczanie biologii rozpoczyna się nie w przedszkolu, tylko w gimnazjum. Mamy zatem do czynienia z młodzieżą, a nie z dziećmi. Często z młodzieżą, która rozpoczyna współżycie. Więc może nie warto mówić, że jest to ideologizacja, bo za taką samą można uznać twierdzenie, że aborcja to zwykły zabieg, podobny do wyrwania zęba lub środek antykoncepcyjny.
Nie uważam, że należy zmieniać podręczniki, bo i tak wszystko w dużej mierze zależy od tego, jak sprawę przedstawi nauczyciel, czy rodzic. I tak każdy sam podejmuje decyzje, która wcale łatwa dla większości nie jest. Ale uważam, że mówienie o początku ludzkiego życia, bez względu na to, czy ktoś nazywa je embrionem, czy dzieckiem jest ważne - uczy odpowiedzialności także za drugą osobę. I może warto w taki sposób też na to popatrzeć.
Odnosząc się jakby ogólnie do tego, co Szanowna Serenity napisała powyżej, chciałbym na wstępie podkreślić, że:
- za to, co obecnie wyprawia Roman Giertych jest moim zdaniem bezpośrednio odpowiedzialne środowisko nauczycielskie i to chyba wszystkich szczebli naszego nauczania!...
Błędem który teraz bardzo trudno będzie naprawić, było niemal całkowite zignorowanie przez powyższych jego osoby głównie jako Ministra Edukacji Narodowej z uprawnieniami wicepremiera które to uprawnienia " długi Romek" wykorzystuje obecnie bezlitośnie dla różnych przedziwnych interesów.
Myślę również, że owo wykorzystanie dzieci i młodzieży szkolnej w strajkach w których chodziło o natychmiastowe odwołanie R. Giertycha z zajmowanego przez niego stanowiska w rządzie wywołało jakby u p. Romana pewnego rodzaju agresywny upór który demonstruje nam do dziś z tym swoim obłędem w oczach.
Jeśli więc niemal całe grono pedagogiczne przegrywa właściwie tylko z jednym, (chociaż faktem jest, że wysoko postawionym człowiekiem) który zakończył już dawno swoje "reformy" w szkolnictwie, a zaczyna nieznaną nam jeszcze bliżej szamotaninę i to na skalę całego kraju, to chyba najwyższy czas zacząć zastanawiać się nad tym - jak dalece w Polsce zaawansowana jest anarchia?.
Powiadają że: "niedaleko pada jabłko od jabłoni"?... to proszę sobie przypomnieć, co wyprawia p. Maciej Giertych w Brukseli i porównać to z "wyczynami" Giertycha-juniora w kraju, a pewne odpowiedzi nasuną się wam same.
A trzeba było całą rzecz załatwić na odpowiednim poziomie godnym naszego środowiska nauczycielskiego, ale nie...!.
Zaczęło się od zupełnie niepotrzebnych obelg pod adresem wicepremiera Romana G., potem było: "precz z tym warchołem!", "Giertych do domu!".....no i?....
No i nic!...pan Roman czuje się świetnie w kraju, pan Maciej w Brukseli, a nauczycielom jakby mowę chwyciło.
W tym miejscu przypominają mi się słowa starego Czereśniaka z serialu "Czterej pancerni i pies" które powiedział do swojego syna Tomusia - "i po coś się rwał!!!"...to ostatnie zdanie dedykuję naszym nauczycielom.
Pozdrawiam.
Myślę, że kolejny spektakularny pomysł naszego ministra edukacji ma na celu przypomnienie o sobie jeszcze przed zbliżającymi się wakacjami. Nie od dzisiaj wiadomo, że popularność LPR balansuje na granicy progu wyborczego, a "Romek" wykorzystując swój fotel próbuje za wszelką cenę zbić kapitał polityczny, jako obrońca polskości, postaw patriotycznych i chrześcijańskich. Wierzę jednak, że rządy te nie potrwają już długo, a większość nauczycieli będzie przyjmowało kolejne reformy z przymrużeniem oka.
Przede wszystkim do tej sprawy trzeba podejść na spokojnie. Pomysł wicepremiera to wywołanie wyłącznie burzy w szklance wody ażeby, jak to powiedział Deviler, przypomnieć się społeczeństwu przed wakacjami. Premier Roman przecież nie tak dawno urządził w Łodzi nie lada pokaz mody szkolnych mundurków… Po co?? A no właśnie dla rozgłosu i dla chełpienia swojego autorytetu i poczucia dumy, siły i znakomitości.
Cały pomysł z tą biologią to typowa burza w szklance wody. Cóż jednak my, biedni obywatele, mamy zrobić w takiej sytuacji kiedy docierają do nas jakieś wydumane polityczne mądrości, jak to mówi Premier, ssane z palca? A no właśnie powinniśmy nabrać więcej dystansu do życia politycznego, gdyż polityk top taki gatunek człowieka który zawsze musi szokować ażeby w ogóle istnieć.
W tym wszystkim jest jedno pocieszenie Serenity. Otóż zbliżający się tzw. sezon ogórkowy da nam wytchnienie od owych przepychanek, awantur i różnych innych gierek politycznych którymi jest już chyba każdy zmęczony.
I nastanie pokój na tej ziemi.
Nauczanie biologii rozpoczyna się nie w przedszkolu, tylko w gimnazjum. Mamy zatem do czynienia z młodzieżą, a nie z dziećmi. Często z młodzieżą, która rozpoczyna współżycie. Więc może nie warto mówić, że jest to ideologizacja, bo za taką samą można uznać twierdzenie, że aborcja to zwykły zabieg, podobny do wyrwania zęba lub środek antykoncepcyjny.
Owszem nie rozpoczyna się w przedszkolu, ale nie wiem czy taka prawicowa, ostra indokrynizacja jest potrzebna tym jakże młodym ludziom.
Jeśli chodzi o sprawę współżycia między nimi to raczej powinno się wprowadzić w końcu to wychowanie seksualne, na które prawica wciąż nie wyraża zgody, a nie od razu napycha dziekom do głów swoje racje o zabijaniu dzieci..
Dobrze pamiętam kiedy w mojej szkole były prowadzone takowe zajęcia przygotowujące do życia w rodzinie. Po ich przebyciu jestem przeciwnikiem ich przeprowadzania. Jest to bowiem typowe tzw. przez uczniów „odbębnienie” niechcianych zajęć. Takie zajęcia naprawdę nic nie wnoszą do rozumków uczniów którzy i tak wiedzą swoje. Bo Ci „jakże młodzi ludzie” jak nazywa ich Serenity są tak naprawdę starzy duchem. Po za tym dlaczego mają się uczyć w szkole o seksie skoro nie mogą być poddawani „ostrej indoktrynacji prawicowej”??
W „tych” sprawach uważam, że największą rolę powinni odgrywać tu rodzice lub bliscy, a nie żaden oświecony czy średniowieczny pogląd na sprawy współżycia czy aborcji.
Ja również miałam w szkole zajęcia dodatkowe z tego zakresu wiedzy. W podstawówce nazywało się to "Wychowanie do życia w rodzinie", a w gimnazjum " Wychowanie seksualne". Zajęcia w podstawówce były tylko dla chętnych ale były tak ciekawe, że większość uczniów chodziła na nie. Rozmawiało się tam o problemach typu "mieć" czy "być" ale również o seksualności człowieka. Oczywiście wszystko na poziomie podstawówki. Uważam, że takie zajęcia są potrzebne.
Natomiast lekcje w gimnazjum również nie dały mi absolutnie nic. Pani puszczała nam jakieś filmy wychowawcze. Nikt nie miał ochoty ich oglądać bo faktycznie nie wnosiły niczego nowego. Prawdę mówiąc nawet wprost nie nazywały spraw o których miały nas nauczać. Nie wiem, może to kwestia prowadzenia takich zajęć? Uważam, że jeżeli takie mają być to właśnie w podstawówce, na zasadzie nauki przez zabawę.
Wracając do głównego tematu. Na lekcjach biologii mówi się o środkach antykoncepcyjnych bo tak trzeba. Jednocześnie podkreśla się ich szkodliwość zarówno psychiczną jak i fizyczną. Uważam, że w taki sam sposób należy mówić o aborcji. Wytłumaczyć co to jest, powiedzieć jasno, że to niemoralne i zabronione( oczywiście pozostają te 3 wypadki w których aborcja jest dozwolona), powiedzieć o skutkach aborcji. Ale nie wpajać niczego. Nie mówić, że jest ona tylko zła albo tylko dobra. Niech każdy rozważy to sam.
Nauczanie biologii rozpoczyna się nie w przedszkolu, tylko w gimnazjum. Mamy zatem do czynienia z młodzieżą, a nie z dziećmi. Często z młodzieżą, która rozpoczyna współżycie. Więc może nie warto mówić, że jest to ideologizacja, bo za taką samą można uznać twierdzenie, że aborcja to zwykły zabieg, podobny do wyrwania zęba lub środek antykoncepcyjny. (...) I tak każdy sam podejmuje decyzje, która wcale łatwa dla większości nie jest. Ale uważam, że mówienie o początku ludzkiego życia, bez względu na to, czy ktoś nazywa je embrionem, czy dzieckiem jest ważne - uczy odpowiedzialności także za drugą osobę. I może warto w taki sposób też na to popatrzeć.
Wydaje mi sie, ze cala sprawa uchodzi za tak "kontrowersyjna", poniewaz jej autorem jest akurat pan Roman G. stojacy na czele wiadomego ugrupowania. Fakt, pomysly tegoz bywaja oryginalne, dochodzi tez zjawisko maniakalnego zapisywania sie na kartach historii przez ministrow, ktorzy nie maja zadnych konstruktywnych pomyslow (do tego moim zdaniem nalezy zaliczyc powstanie gimnazjow). Sprobujmy jednak przyjrzec sie problemowi swiezym okiem. Ja w tym momencie nie widze zadnej indoktrynacji, a w kazdym razie indoktrynacji wiekszej nad te, z ktora od zawsze mamy do czynienia w srodowisku oswiaty. Szkola ma nie tylko uczyc, ale i wychowywac - takie haslo pojawia sie od czasu do czasu. Dlaczego wiec nie mozna delikatnie zasygnalizowac problemu? Nie mowimy przeciez o robieniu mlodziezy wody z mozgu. A jesli juz zalozyc, ze niesmiala sugestia, iz aborcja rozni sie czyms od wyciecia wyrostka, jest niedopuszczalna, tym bardziej skonczmy z propaganda antyalkoholowa i antynikotynowa. Przeciez uczen i tak wkrotce bedzie dorosly i zrobi co zechce, wlacznie z zapiciem sie na smierc.
Pomysly LPR generalnie nie wzbudzaja mojego entuzjazmu. Z tym jednak sie zgadzam i osobiste sympatie badz antypatie nie maja nic do rzeczy.
Uważam, że w taki sam sposób należy mówić o aborcji. Wytłumaczyć co to jest, powiedzieć jasno, że to niemoralne i zabronione( oczywiście pozostają te 3 wypadki w których aborcja jest dozwolona), powiedzieć o skutkach aborcji. Ale nie wpajać niczego. Nie mówić, że jest ona tylko zła albo tylko dobra. Niech każdy rozważy to sam.
Powiedzenie komuś, że to "niemoralne i zabronione" jest właśnie wtłaczaniem do głów ideologii. Nie porównuje tu aborcji do kwestii wyrywania zęba jak uczynił to Edward, ale jest to kwestia indywidualna. Mówienie komuś, ze jest to takie czy takie jest wciskanie komuś swojej wizji świata...
W takim razie ja rozumiem indoktrynację inaczej niż Ty, Serenity. Przecież aborcja jest zabroniona, czyż nie? To suchy fakt, a nie wbijanie czegoś na siłę. A, że niemoralna? No wydaje mi się, że nie można mówić o moralności w przypadku zabicia nowego istnienia. Owszem, zaraz można napisać, że to jeszcze nie dziecko tylko zlepek komórek itp. Ale ten człowiek powstaje właśnie z tego "zlepka komórek".
Jest zakazana obecnie w naszym kraju. Kiedyś niemoralnością byłoby odmówienie kobiecie usunięcia ciąży, w dzisiejszych realiach jest to oczywiste i zabronione. Nie na darmo pan Jurek a także Piłka, oraz innych pseudo-moralnych ludzi wpędzili nas w to jak dla mnie zacofanie..
Kwestię aborcji omawialiśmy już w innym temacie temu poświęconym i doszliśmy wówczas do wniosku, że każdy ma swoje poglądy a wykłócanie się o swoje racje nie zmieni ani Twojego ani mojego stanowiska w tej sprawie, toteż nie widzę konieczności kontynuowania tej kwestii.
Wygląda na to, że tylko Ty, Serenity, widzisz w nowym pomyśle indoktrynację. Nie chodzi mi tutaj o szacunek do czyjegoś własnego zdania czy próbę nawracania na siłę. Ale fakty są takie, jak przedstawione przez horus. A jak dodała Haletha, szkoła również wychowuje. Nie trzeba może pisać, że to niemoralne, ale można, że jest to uznawane przez prawo jako zabicie. A wnioski z tego już moga wypłynąć same. Porównanie Edwarda czy Halethy do małej opracji nie jest tak odelgłe. Jeśli nie będzie zaznaczone w nauczaniu, na czym polega ta operacja, że jest to tak naprawdę ingerencja w DWA organizmy, komu.ś może się to potem kojarzyć z operacją wyrostka. I myślę, że może tak być zwłaszcza w przypadku mężczyzn, choć może się mylę...
Poglady na dokonywanie aborcji moga byc rozmaite - wykazuje to chociazby wiadoma dyskusja na tym forum. Rozne sa tez poglady dotyczace np. wykonywania kary smierci. Jedno wszakze jest pewne: niezaleznie od przyczyn i konsekwencji w obu przypadkach mamy do czynienia z przerwaniem czyjegos procesu zyciowego (nie wnikajmy czy zarodek jest czlowiekiem, bo i tak nie dojdziemy do zadnych wnioskow).
Jesli wiec mamy poruszyc kwestie na lekcji biologii, jak zrobic to bez przytoczenia konkretnej definicji? Zas kwestia moralna, przynajmniej moim zdaniem, narzuca sie sama. Faktycznie zle jest uciekac sie do indoktrynacji, ale wychowywac - owszem. Mowiac w szkole o alkoholu zawsze podkresla sie negatywne aspekty jego naduzywania i nikt nie protestuje. Dlaczego wiec aborcja mialaby stac na innych prawach? Zwlaszcza, ze prawo polskie ma do niej dosc konkretny stosunek?
Niezależnie od poglądów na aborcję, nawet, jeśli powszechnie uznamy, że to najgorsze zło, i nawet, jeśli będzie ona zakazana przez prawo bez okoliczności dopuszczających ją, to absolutnie nie jest temat do poruszania na lekcjach biologii. Na wychowaniu seksualnym, owszem, można powiedzieć o tym, jaki ma ona przebieg i wpływ na psychikę matki, na WOSie można powiedzieć, jak odnosi się do niej prawo, na religii można powiedzieć, że za to idzie się do piekła, ale na biologii jedyne, co można powiedzieć, to jak przebiega ciąża, jak nazywają się poszczególne fazy, kiedy zarodek zaczyna być płodem, i kiedy nabywa zdolności do poszczególnych czynności życiowych. I myślę, że tutaj jest zasadniczy problem - z nauki nie można czynić narzędzia do obalania czy potwierdzania różnych poglądów i prądów filozoficznych. Konflikt między Kościołem a środowiskami biologów i fizyków to nie nowinka, i moim zdaniem sprowadza się do faktu, że ludzie nie mogą pojąć, że przyjęcie pewnych prawd nie wyklucza wiary - fizyka odpowiada na pytanie, jak powstał świat, natomiast filozofia i religia pytają, dlaczego. Biologia mówi, jak rozwijało się życie, filozofia pyta, czy ktoś tego chciał, czy to po prostu był nieszczęśliwy wypadek. Póki wszyscy tego nie zrozumiemy, czekają nas z jednej strony kpiny z "ciemnej masy", z drugiej strony ekskomuniki i grożenie piekłem.