wika
Jak wiadomo w rytuale pełnienia urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki uczestniczy nie tylko prezdent, ale także ważną rolę u jego boki stanowi rodzina, zwłaszcza zaś żona, zwana pierwszą damą Ameryki. Oczekuje się od niej spełniania ideału żony i matki. Jacqueline Kennedy wybrnęła z tego elegancją i kokieterią, przewracając zarazem do góry nogami umeblowanie Białego Domu, co przyniosło jej opinię kobiety światowej, o wyrafinowanym guście. Lady Bird Johnson objęła patronat nad akcją sadzenia drzew w handlowym śródmieściu stolicy, ale ponieważ pociągała ją polityka, systematycznie brała udział w roztrząsaniu spraw państwowych i powściągała wybuchowy temperament męża.
Każda małżonka prezydenta, nie tworząc polityki, znajduje się w jej głównym nurcie. Należy do struktury władzy nie mniej niż ministrowie i doradcy prezydenta ,chociaż w odmienny sposób. Co więcej nie można jej zdymisjonować, ani udzielić publicznej nagany
Nad właściwym przekazem wizerunku pani Białego Domu czuwa specjalne biuro prasowe z wyłącznie żeńskim personelem.
To tylko kilka przykładów pierwszych dam Ameryki. Jak sądzicie, która z pań z tego niemal zadania, wybrnęła najlepiej, a która najgorzej ?? która umiała znaleźć się na salonach, a która wyraźnie od nich stroniła ?? Zapraszam do wymiany poglądów.
Myśląc o pierwszych damach Ameryki, kojarzą mi się dwa nazwiska. Jacqueline Kennedy oraz Hilary Clinton. Ta druga pani zrobiła chyba największą karierę spośród wszystkich pierwszych dam. Wszyscy zapamiętali ją z czasów „afery rozporkowej” w którą zamieszany był jej mąż i Monica Lewinisky. Wykazała się wówczas nieprawdopodobnym wytrwaniem przy boku Billa, któremu groził impeachment. Pokazała wówczas wielką klasę mimo tak paskudnej atmosfery jaką zasiano wokół Białego Domu.
Obecnie Hilary Clinton jest bardzo wpływową kobietą amerykańskiej polityki. Do samego końca rywalizowała o nominację z Obamą. Zapewne jeszcze o niej usłyszymy.
1szymek1, napisał/:a
Wszyscy zapamiętali ją z czasów „afery rozporkowej” w którą zamieszany był jej mąż i Monica Lewinisky. Wykazała się wówczas nieprawdopodobnym wytrwaniem przy boku Billa, któremu groził impeachment. Pokazała wówczas wielką klasę mimo tak paskudnej atmosfery jaką zasiano wokół Białego Domu.
A właśnie.
Otóż myślę, że w tej wielkiej klasie pani Hilary Clinton było chyba więcej przebiegłości i twardości politycznej, a niżeli jakiegokolwiek sentymentu małżeńskiego.
Według mnie ta pierwsza dama widząc, że jej niewierny mąż niszczy nie tylko jej rodzinę, ale i cały jej dostojny wizerunek kobiety, matki, żony... na które to uznania przez lata tak ciężko pracowała, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i ratować wszystko, co się tylko w powyższych kwestiach wówczas dało.
Zresztą pani Clinton nie kryła się ze swoimi ambicjami politycznymi nigdy, co dobitnie potwierdza jej start w toczącym się właśnie wyścigu do Białego Domu.
1szymek1,
Obecnie Hilary Clinton jest bardzo wpływową kobietą amerykańskiej polityki. Do samego końca rywalizowała o nominację z Obamą. Zapewne jeszcze o niej usłyszymy.
Powyższy cytat potwierdza jednoznacznie to, co zostało już napisane powyżej.
Wielu obserwatorów politycznych niemal na całym świecie głęboko nurtuje, owo przedziwne zachowanie się państwa Clintonów z panią Hilary na czele w stosunku do niby to murowanego kandydata na prezydenta USA, B. Obamy.
Wiemy już, że skrajne organizacje z żyjącym nadal i mającym się całkiem nieźle Ku Klux Klanem na czele, grożą Obamie nie od dziś .
Są już nawet tacy, którzy przewidują to, że ów prezydent (jeśli oczywiście zostanie wybrany), zbyt długo sobie nie porządzi.
Mam więc nadzieję, że w USA nie szykuje się kolejna tragedia rodem z Dallas jaka miała tam miejsce w dn. 22 listopada 1963 r.
Jeśli miałoby tak być, to panią Hilary Clinton już dziś można by nazwać "aniołem śmierci", ale, że są to tylko pewnie sceptyczne domysły kiepskich sceptyków, tedy trzeba mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze, a pani Clinton zajmie w Białym Domy miejsce blisko nowego prezydenta USA, w zamian za pomoc jakiej mu w ostatnich miesiącach udzieliła podczas jego kampanii wyborczej.
Serenity,
Każda małżonka prezydenta, nie tworząc polityki, znajduje się w jej głównym nurcie. Należy do struktury władzy nie mniej niż ministrowie i doradcy prezydenta ,chociaż w odmienny sposób. Co więcej nie można jej zdymisjonować, ani udzielić publicznej nagany
Nad właściwym przekazem wizerunku pani Białego Domu czuwa specjalne biuro prasowe z wyłącznie żeńskim personelem.
To prawda, ale chyba żadne biuro nie jest w stanie zapanować nad wściekłością i odruchami ugodzonej boleśnie zdradą małżeńską kobiety.
Taka kobieta potrafi w porywach tejże wściekłości zmieść wszystko, co pojawi się na jej drodze i nigdy już owej zdrady nie zapomni.
A przekonał się o powyższym, przerażającym fakcie niejeden niewierny małżonek czy towarzysz życia, niejednej z takich dam...zawodząc do dziś na przyjęciach rodzinnych swoje smętne pieśni o miłości - śpiewane przez takowego "Romea" wysokim falsetem .
Oczywiście nie sugeruję tu tego, że pani Hilary chciałaby zrobić "to" Billowi, ale co ma mu pamiętać, to z pewnością pamiętać mu będzie, a co zaś mu pamięta, to być może jeszcze usłyszymy.
Pozdrawiam.
Jacqueline Kennedy zawsze równała się z wielką klasą i szykiem. W latach prezydentury wyznaczała ona nowe trendy w modzie amerykańskiej. Każda kobieta chciała ubierać się i zachowywać jak pierwsza dama. Niestety los jej nie rozpieszczał a związek małżeńskie z JFK nie należał do najszczęśliwszych. Kennedy zdradzał żonę na jej oczach. Ich małżeństwo wisiało na włosku, aż do wyborów prezydenckich w 1960. Wówczas to obie rodziny poszły na swoisty układ. Społeczeństwo czyli potencjalnie wyborcy w tym czasie nie mogli dowiedzieć się o małżeńskich problemach Kennedych. Dlatego też popularna Jackie postanowiła wytrwać u boku męża znosząc jego ekscesy i nielojalność.
Bardzo ciekawa kobieta, która stała się ważną osobistością w micie rodziny Kennedych.
Jeśli rozmawiamy o pierwszych damach Ameryki to warto zwrócić uwagę na postać Michelle Obamy, nowej pani Białego Domu. Ta znienawidzona już przez radykalne feministki kobieta lansuje nowy typ damy, jej nowej-starej roli u boku mężczyzny. Pomijając całkowicie Laurę Bush, która to nie wniosła nic od siebie, będąc całkowicie w cieniu swojego męża, jak to w rodzinie Bushów już jest, charyzmatyczna Hilary Clinton przyzwyczaiła nas do obrazu kobiety ambitnej w żadnym razie nie stojanej za plecami swojego męża, lecz wychodzącej naprzeciw. Często w samej Ameryce mówiono nie o prezydencie, lecz o tandemie prezydenckim. Krążył swojego czasu nawet taki dowcip o parze prezydenckiej, którego puentą było to, że każdy człowiek którego poślubiłaby Hilary stałby się prezydentem USA. Hilary była i jest bardzo ambitną osobą, a parcie na władze było silniejsze niż zdrady jej męża. Sądzę zresztą, że jej zależało tylko na owej władzy i wiedząc, że robiąc wielką awanture wokół „afery rozporkowej” swojego męża mogłaby za wiele stracić. Nie zgodziłabym się więc tutaj ze stwierdzeniem, ze „wyrwała” – wytrwała tylko dlatego, że zależało jej na władzy i tylko dlatego. Hilary ugruntowała więc typ kobiety mocnej, ambitnej, bynajmniej nie rezygnującej ze swoich celów w życiu.
Michelle Obama, o której wspomniałam na początku lansuje już zgoła „nowy” typ. Słowo nowy pisze celowo w cudzysłowie, gdyż kobieta ta mając świetne wykształcenie – skończyła studia na Harwardzie – kierunek prawo, z którego uzyskała stopień doktora, dobrowolnie rezygnuje ze swojej kariery zawodowej, by w pełni wspierać męża w jego karierze politycznej.
Nowa pani Białego Domu, wyznacza nowy-stary trend, którego feministki nie mogą przełknąć – jest ona żoną swojego męża, włączając się jednak aktywnie w jego prezydenturę – nie w sprawy polityczne, ale swoją obecnością w świecie telewizji, w świecie zwykłych ludzi, dla których już teraz stała się ikoną.