wika
Dzwoniłam już pod podany numer. Ja zamierzam pomóc. Przesłałam linka do Gminy gdzie mama jest radną. Chce wysyłac paczki jakimś biednym staruszkom którzy nie mają szans na pracę. Pomożecie? macie jakieś pomysły?
ps. Podobno w Uzbekistanie jest jeszcze gorzej. A to przeciez Polacy!!
http://wiadomosci.onet.pl...8,kioskart.html
Z Kazachstanu do Polski
Z Jasnej Polany w północnym Kazachstanie do Polski jedzie się pociągiem około pięciu dni. Trzy lub cztery doby zabiera przejazd do Moskwy, a potem jeszcze dwadzieścia godzin podróży do naszego kraju. Czasem taki dystans może dzielić ludzi od normalności.
Tak mozolną wyprawę podjęli Halina i Siergiej Lisowscy, by wraz z dziećmi przez dwa tygodnie uczyć się języka polskiego w ramach Szkoły Letniej Języka i Kultury Polskiej w Poznaniu (organizowanej już po raz 10. przez Uniwersytet im. A. Mickiewicza). Jest to kolejny krok tej polskiej rodziny, by zamieszkać w Polsce. Dlaczego się na niego zdecydowali? Postanowili zrobić wszystko, by dać w ten sposób szansę swoim dzieciom na normalne życie. Dotąd żyli w nieprzyjaznym naszym rodakom Kazachstanie. Tam jednak nie mają żadnej przyszłości. Teraz ich los zależy od życzliwości strony polskiej. Bowiem, aby otrzymać polskie obywatelstwo, muszą znaleźć gminę, która zapewni im mieszkanie i pracę dla jednego z rodziców. – My się pracy nie boimy, byleby tylko była – zapewnia 33-letni Siergiej.
Polskie korzenie
Dziadkowie Haliny, zarówno ze strony matki, jak i ojca – Polacy z Ukrainy, zostali wywiezieni do Kazachstanu przez władze radzieckie w 1936 r. Jej pradziadek (ojciec babci ze strony matki) w 1917 r. wyjechał do Kanady i pragnął tam ściągnąć żonę z córką. Niestety, po rewolucji było to już zupełnie niemożliwe. Nigdy więcej nie zobaczył swojej rodziny ani nie udało mu się nawiązać z nią kontaktu. Polska rodzina, zesłana do wsi Zielony Gaj w Kazachstanie, bała się go szukać, ponieważ groziły za to represje. Również dziadkowie Siergieja ze strony ojca to Polacy zesłani w 1936 r. z Ukrainy do wsi Jasna Polana w Kazachstanie. W czasie II wojny światowej obydwaj jego dziadkowie walczyli w Armii Czerwonej. Dziadek Lisowski był w oddziale wyzwalającym Warszawę. Tu raniony, został odesłany do Rosji, więc nie dotarł do Berlina. Choć matka Siergieja jest Rosjanką, on czuje się Polakiem i w Polsce chciałby zacząć nowe życie.
Brak perspektyw
O wyjeździe do Polski marzą ze względu na dzieci: 13-letnią Joasię i 11-letniego Włodka. – W Kazachstanie nie mają żadnej przyszłości – mówi z troską w głosie Siergiej. Nawet gdyby zdobyły wykształcenie, pierwszeństwo w przyjęciu do pracy mają Kazachowie. I choć w liczącej ok. 1,5 tysiąca mieszkańców wsi Jasna Polana Polacy stanowią 50 proc. (reszta to m.in. Białorusini, Ukraińcy, Rosjanie, Uzbecy i Kazachowie), to im najtrudniej znaleźć pracę, w dodatku za najniższą płacę. Bezrobocie jest tak duże, że w kołchozie pracują wyłącznie mężczyźni. Siergiej, z zawodu ślusarz-monter, a także elektryk (tę specjalność zdobył w wojsku), pracuje obecnie jako kierowca w sprywatyzowanym kołchozie, ale tylko od wiosny do jesieni, czyli w okresie nasilenia prac polowych. Wtedy haruje od rana do nocy. Zarabia w kazachskiej walucie tenge ok. 7 tys. (80-100 dolarów) miesięcznie, z czego za prąd, wodę itp. płacą ok. 3 tys., a na sam chleb wydają 1,5 tys. Dla porównania kilogram kiełbasy kosztuje tysiąc tenge. A muszą jeszcze coś odłożyć na zimę. Halina pracowała niegdyś jako krawcowa w kołchozie, a po jego rozpadzie przez ostatnie cztery lata jako gospodyni u ks. Roberta Zasady w parafii polskiej w Jasnej Polanie. Teraz, kiedy ksiądz wrócił już do Polski, dorabia tylko, służąc umiejętnościami krawieckimi rodzinie. Ratuje ich przydomowy ogród i to, co w nim wyhodują. To daje im minimum poczucia bezpieczeństwa, pewność, że nie będą głodować. Dlatego w Polsce także bardzo chcieliby mieć kawałek ziemi przy domu, najlepiej na wsi.
Od rozpadu ZSRR w Kazachstanie odrodziły się silne tendencje nacjonalistyczne, toteż wszyscy „obcy” są traktowani jak intruzi. Ze szkół i urzędów usuwa się wspólny dla wszystkich imigrantów język rosyjski i wprowadza jako obowiązkowy kazachski. Kazachowie, w większości muzułmanie, narzucają też swoje tradycje kulturalne i obyczaje. Wprawdzie dzieci od trzeciej klasy mogą uczyć się także polskiego, ale poziom nauczania jest niski, bo najczęściej uczą go miejscowi Polacy. A oni w efekcie wieloletnich prześladowań porozumiewają się po rosyjsku i język polski znają już bardzo słabo.
Polska parafia
W Jasnej Polanie i tak jest nienajgorzej, bo od siedmiu lat działa tam Dom Polski, założony przez ks. Piotra, poprzednika ks. Roberta. Dorośli mogą dwa razy w tygodniu chodzić na wieczorne lekcje polskiego, spotykają się tu także towarzysko. Co roku latem kolejni księża organizowali też miesięczne zajęcia wakacyjne dla dzieci: wyjazdy nad jezioro, na karuzelę itp. Polacy mogą się osłuchać z polskim także podczas Mszy św., bowiem co drugi dzień jest odprawiana po polsku, a co drugi po rosyjsku (do polskiego kościoła chodzą również prawosławni). Halina i Siergiej chodzili dodatkowo do ks. Roberta (ich rówieśnika) oglądać polskie programy telewizyjne (sami mieli zbyt słabą antenę satelitarną). Cztery lata temu ks. Robert zatrudnił Halinę jako swoją gospodynię. Gotowała jednak obiady nie tylko dla niego, ale także dla trzynaściorga dzieci alkoholików lub z rodzin rozbitych. Bowiem kiedy na początku swego pobytu w Jasnej Polanie ks. Robert wybrał się do sklepu i zobaczył dzieciaki wyszukujące resztki jedzenia ze śmietnika, postanowił je dożywiać – i tak już zostało. Ale to oddzielna historia...
Do Polski...
To również ks. Robert Zasada, widząc jak trudno żyje się Polakom w Kazachstanie, zachęcił Halinę i Siergieja do podjęcia próby rozpoczęcia nowego życia w Polsce. Dwa lata temu złożyli stosowny wniosek w Ambasadzie RP w Ałma Acie. W maju ubiegłego roku otrzymali oficjalny status Polaków (mimo prześladowań narodowość polską zachowują z dziada pradziada), a w maju tego roku – wizę repatriacyjną. Udział w kursie językowym w Poznaniu załatwił im także ks. Robert za pośrednictwem Wspólnoty Polskiej w Warszawie. Do Polski przyjechali na wizę turystyczną. Niestety, nie mogli nawet zostać do końca kursu, bo Siergiej musiał wrócić do pracy. Zdążyli jednak odwiedzić ks. Roberta w jego rodzinnym Stargardzie Szczecińskim oraz wujka Haliny, który od ubiegłego roku mieszka w Czechowie pod Wrocławiem (do Polski „ściągnęły” go wraz z resztą rodziny dwie córki, które studiowały we Wrocławiu i zostały tu już na stałe).
Teraz pozostaje im douczać się języka polskiego i czekać na sygnał z Polski, że znalazła się życzliwa gmina, która da im dach nad głową i pracę choć jednemu z nich. Wtedy natychmiast mogą przyjeżdżać. Od razu otrzymają też obywatelstwo polskie. Gościnnej gminy szuka im ks. Robert Zasada oraz pani Bożena Zięba, dyrektor wielkopolskiego oddziału Stowarzyszenia Wspólnota Polska (tel. 061-8527121 lub 061-8531961), ale także osoby prywatne, które poruszył los Polaków z Kazachstanu. Liczymy także na pomoc naszych Czytelników.
Powiem tak ściąganie Polaków do ojczyzny to najłatwiejszy sposób pomocy... Tak ściągneliśmy (moi rodzice) dalekich krewnych. Gorzej pomagać tym co nadal tam są. Aby dojechać do Kazachstanu na samą łapówkę dla celników i policjantów na posterunkach regularnie ztrzymujących wszystkie pojazdy trzeba mieć ok. 750$. Paczka pocztą ? Kiepski pomysł dochodzą 1 na 6 więc... XXI wiek a pomagać innym nadal jest ciężko.
Ada dzięki za poruszenie tego tematu!
Więc jak pomóc? Jak wysłać rzeczy? Wiem że nie warto dawać pieniezy polskim fundacjom ponieważ rzeczy/pieniądze nie są dzielone sprawiedliwie.
Jak pomóc? macie jakies pomysły???