ďťż

wika

Pozwól mi wejść - Nadal, po kilku godiznach od wyjścia z kina ten film to dla mnie jeden wielki WTF. Tylko nie wiem czy pozytywny, czy negatywny. Przez cały senas nie mogłem się przyzwyczaić, bo momentami jest to typowy nudny dramat o ludziach z jakiejś zasypanej śniegiem pipidówy, a w innych dobry horror. Bardzo podobały mi się zdjęcia i, o dziwo tempo filmiu - z chęcią zobaczyłbym coś normalniejszego fabularnie tego reżysera, bo historii to ja tutaj nie łapię. Nie wiem czy w przedstawionym świecie bycie wampirem to coś normalnego, wiele rzeczy wskazuje na to, że tak, ale mi sięw to wierzyć nie chce. Oczywiście nie do pominięcia są kapitalne dziecięce role - dwójka głównych bohaterów gra po prostu jakby to byli mali dorośli. Oklaski. Ciężko mi ocenić ten film, oj ciężko, ale koniec końców mi się podobało, więc tak 7,5/10



Bardzo podobały mi się zdjęcia i, o dziwo tempo filmiu - z chęcią zobaczyłbym coś normalniejszego fabularnie tego reżysera, bo historii to ja tutaj nie łapię. Nie wiem czy w przedstawionym świecie bycie wampirem to coś normalnego, wiele rzeczy wskazuje na to, że tak, ale mi sięw to wierzyć nie chce.
Zupełnie nie rozumiem - czego nie rozumiesz w samej intrydze? I co oznacza, że "bycie wampirem jest czymś normalnym"?
Ano właśnie - po przeczytaniu notki o "Pozwól mi wejść" miałam bardzo podobne spostrzeżenia jak Artemis i też zadałabym te dwa pytania
Co do bycia wampirem to jest chodzi tak podam dwa przykłady: Oskar pyta się swojej wampir-koleżanki czy jest wampirem tak jakby pytał się czy jest wegetarianką, nie jest tym w ogóle zdziwiony, nie zadaje pytań, jest wampirem - ok, niech będzie, mam mase przyjaciół wampirów. Potem ataki Eli na starsze osoby, ktore wszyscy traktują z takim samym zainteresowaniem jakby ktoś je po prostu skopał. Nikt nie rozkminia tego całego gryzienia, tylko traktuje to tak jakby to było na porządku dziennym, że ktoś sobie kogoś zagryzie/pogryzie.

Intrygia - chodzi mi głównie o to, że nie wiem zasadniczo czym i o czym ma być ten film. Raz jakiś delikatny, rzewny dramat o przyjaźni i takich tam, a w innych miejscach tani horror. Jasne, że można mówić, że wampiryzm Eli i pociąg do okrucieństwa u Oskara to taki bardzo dziwny most łączący te dwie osoby, metafora alienacji, samotności, pragnienia bliskości i co kto sobie chce, ale mi po prostu bardzo ciężko zaakceptować takie mieszanie gatunkami, film ewedentnie nie trafia w moje przyzwyczajenia. Chociaż tak im dłużej o tym myślę, to wychodzi mi na to, że to w sumie dobrze.

Jakbyście komuś zupełnie zielonemu opisali ten film? Dramat, czy horror? Historia przyjaźnie wampira z "normalnym" dzieckiem? Taki skandynawskli Zmierzch?



Oskar pyta się swojej wampir-koleżanki czy jest wampirem tak jakby pytał się czy jest wegetarianką,

Bo już to podejrzewał po jej dziwnym zachowaniu. Poza tym to dziecko, któremu łatwiej uwierzyć w coś z góry odrzucane przez dorosłych jak np. istnienie wampirów.


Co do bycia wampirem to jest chodzi tak podam dwa przykłady: Oskar pyta się swojej wampir-koleżanki czy jest wampirem tak jakby pytał się czy jest wegetarianką, nie jest tym w ogóle zdziwiony, nie zadaje pytań, jest wampirem - ok, niech będzie, mam mase przyjaciół wampirów.
To jest dziecko. Wampiryzm Eli jest jak obecność baranka w skrzynce.


Intrygia - chodzi mi głównie o to, że nie wiem zasadniczo czym i o czym ma być ten film. Raz jakiś delikatny, rzewny dramat o przyjaźni i takich tam, a w innych miejscach tani horror.
- Mamy XXI wiek. Myślałam, że nikt już nie wierzy w gatunki. Poza tym horror jako gatunek opisuje zupełnie inną płaszczyznę kategoryzacji niż dramat. Większość horrorów to dramaty.
- Rzewny dramat? Gdzie?
- Tani horror? Gdzie?


po prostu bardzo ciężko zaakceptować takie mieszanie gatunkami, film ewedentnie nie trafia w moje przyzwyczajenia.
Jw. Większość horrorów to dramaty - różnica leży w rozległości portretu psychologicznego postaci
Z tym dramatem to chodziło mi o to, że w tym wypadku wampiryzm można by zamienić na cokolwiek innego powodującego, że człowiek staje się wyizolowany, więc nie on jest motorem fabuły, jest nim relacja rodząca się przyjaźń Oskara i Eli, wampiryzm jest na przyczepkę. Z tego powodu jest to głównie dramat. Chociaż tak sobie myślę, o ile więcej potencjalnych widzów będzie miała wampirza historia przyjaźnia w porównaniu do zwykłej. Rozumiem ten zabieg w sumie.


- Tani horror? Gdzie?
Ujęcie twarzy ojca Eli albo płonący od światła wampir to niezbyt wyszukane chwyty.

Mógłbym się jeszcze czepiać, ale powiedzmy, że już wiem o co chodzi, chociaż dalej film uważam za co najmniej dziwny. Bo wiecie, ja nic do filmu nie mam, tylko tłumaczę wam, czemu go tak w pierwszym odruchu odrzuciłem.

Z tym dramatem to chodziło mi o to, że w tym wypadku wampiryzm można by zamienić na cokolwiek innego powodującego, że człowiek staje się wyizolowany, więc nie on jest motorem fabuły
To samo mógłbyś napisać o, no nie wiem, Nosferatu na przykład


jest nim relacja rodząca się przyjaźń Oskara i Eli, wampiryzm jest na przyczepkę.
No ale motyw wampiryzmu to jest też pewien kod kulturowy, nie tylko chłeptanie krwi


Chociaż tak sobie myślę, o ile więcej potencjalnych widzów będzie miała wampirza historia przyjaźnia w porównaniu do zwykłej. Rozumiem ten zabieg w sumie.
Chyba nie sugerujesz, że wątek wampiryczny to chwyt marketingowy... Czy sugerujesz??



- Tani horror? Gdzie?
Ujęcie twarzy ojca Eli albo płonący od światła wampir to niezbyt wyszukane chwyty.
Jezuniu, pojedynczych ujęć to ja już nie pamiętam...
1. Wiecie, co się stanie wkrótce z tą dyskusją, więc gdzie ją kontynuować?

2. Czy takie przedstawienie sprawy to jeszcze 'tani chwyt'?


i to nie był jej ojciec
No, prawdopodobnie nie był, chociaż być może "grał" rolę ojca

Z tym dramatem to chodziło mi o to, że w tym wypadku wampiryzm można by zamienić na cokolwiek innego powodującego, że człowiek staje się wyizolowany

Dało by się, ale nie przy takim rozwiązaniu całości. Końcówka filmu sprawia, że cały ten interes z rodzącą się przyjaźnią robi się mocno dwuznaczny. Mi opadła szczęka i długo nie mogłem jej znaleźć.
Potwierdzam. Zwiazek Oskara i Eli można interpretować na wiele sposobów, a kontekst wampiryczny (powtarzam: nie o samo picie krwi przecież chodzi!) bardzo rozbudowuje listę możliwości...

Chyba nie sugerujesz, że wątek wampiryczny to chwyt marketingowy... Czy sugerujesz??

Chodziło mi o to, że bez wampira film byłby zwyczajnie mniej ciekawy, pewnie gorszy, pewnie nie trafiłby do polskich kin, ja bym go nie obejrzał i nie gadał teraz o nim z wami bo nie byłoby o czym. Innymi słowy to dobrze, że jest ten wampir.
Równie dobrze mógłbyś napisać, że w Ojcu chrzestnym mogłoby nie być mafii...
Oj, kontekst wampiryczny jest tu niezbędny - bez niego ten film zupełnie nie byłby tym, czym jest. Wampiryzm to nie tylko tanie chwyty typu picie krwi itd., jak pisze Artemis, to także bardzo ważny kod kulturowy. Wampiryzm to:
- inność, odmienność, samotność, alienacja, rodzaj swoistego naznaczenia, który łączy Oscara i Eli, czyni z nich bratnie dusze - fakt, że "zwykłemu" chłopcu dziewczynka-wampir wydaje się bliższa niż rówieśnicy, rodzice, inni "zwykli" ludzie, wiele mówi nam o świecie, w którym żyją oboje - jest metaforą współczesnej alienacji, cywilizacji samotności i obojętności (w co wpisuje się również symbolika śniegu niosąca ze sobą znaczenia takie jak śmierć, pustka, obojętność, samotność, izolacja - warto zauważyć charakterystyczne, znaczące ujęcia, kiedy to oboje bohaterów - lub jedno z nich - stanowi samotne/ą figurki/ę odcinające się od wszechobecnej bieli śniegu;
- wprowadzenie niepokojącego kontekstu zdolności dzieci do okrucieństwa, zabijania itd. (Oscar stanowi przecież potencjalny materiał na szkolnego mściciela swych krzywd, zabójcę w rodzaju tych z Columbine, Niemiec czy Finlandii);
- przekleństwo (także i Oscar jest w pewien sposób "przeklęty", wyrzucony poza nawias społeczeństwa - z przyczyn niejako wrodzonych, takich, które tkwią w nim samym: delikatność, wrażliwość, czyli swoiste nieprzystosowanie do świata rządzącego się regułami przemocy, brutalności i okrucieństwa);
- wreszcie gra z konwencją kulturowych kliszy, schematów i wyobrażeń wpisanych w postać wampira (jakże tu przecież postmodernistyczną);
- i oczywiście klimat, aura niesamowitości, tajemnicy, niepokoju, której film byłby pozbawiony, gdyby chodziło o dwójkę "normalnych", wyobcowanych dzieci.
Trochę więcej (mam nadzieję) tu:
http://www.ofilmie.pl/rec...ratte-komma-in/
Rzadki przypadek na tym forum - przekonaliście mnie.
Hurra, jest temat o Let The Right One In! Jak ja tego filmu nienawidzę.
Jest to ekranizacja zdecydowanie najwybitniejszej powieści grozy ostatnich lat i bodaj najlepszej książki o wampirach. Tak, lepszej nawet od Jestem Legendą. W dodatku scenariusz napisał sam autor. Współczuję facetowi, proces ten musiał przypominać kastrowanie własnego syna. Wszystko przez to, że za ekranizację wziął się pajac, który otwarcie stwierdził, że horrory go nie interesują, a z jego wypowiedzi wynika, że nawet jeśli przeczytał książkę, to niezbyt uważnie (notorycznie myli postacie i wydarzenia).
Film o tyle znakomicie wpasowuje się w nurt wampiryczny, że przypomina bezkrwisty zewłok literackiego pierwowzoru. Wspominany przez was "ojciec", czyli Hakan, jeden z najwspanialszych i najtragiczniejszych (wiem, dużo tych naj, ale w pełni zasłużonych) czarnych charakterów w historii gatunku, zostaje usunięty w środku filmu.Z oczywistych względów z filmu wyleciała więc też postać jego pogromcy i powiązanego z nią policjanta prowadzącego śledztwo w sprawie wampirycznego mordercy. Poszła się przez to j...ć cała drapieżność i intensywność książki.
Co dostajemy w zamian? A jakże, typowe dla kina szwedzkiego bergmanowskie sceny, w których bohaterowie zadumani wpatrują się w niebyt. Albo w milczeniu gapią się na siebie. Tak pewnie banalny horrorek zamienia się w głębokie kino psychologiczne.


Wspominany przez was "ojciec", czyli Hakan, jeden z najwspanialszych i najtragiczniejszych (wiem, dużo tych naj, ale w pełni zasłużonych) czarnych charakterów w historii gatunku, zostaje usunięty w środku filmu.(...) Dlatego waham się przed użyciem słowa przyjaźń - pod koniec samej historii Oskar jest na najlepszej drodze do stania się drugim Hakanem. Bo Eli nie kocha. ona potrzebuje. Potrzebuje dostawcy krwi, uzależnionego od tych krótkich chwil powierzchownej czułości, nie mogącego uzyskać ich z innego źródła.
Piszesz o książce, tymczasem to, co mi osobiście w filmie podobało się najbardziej, to właśnie otwartość na interpretacje: kim był "ojciec"?, kim jest dla Eli Oskar?, kim jest Eli (w sensie wieku, płci...)? W powieści (z resztą nieźle napisanej) jest więcej odpowiedzi, czasami wręcz łopatą między oczy ( Spoiler:

tandetny flashback o tym, jak Eli stał się wampirem

). Minimalizacja wątku Hakena (już nie pamiętam, czy w filmie to imię w ogóle pada) jest łatwo wytłumaczalna: film ma ograniczenia czasowe, i twórcy zdecydowali się skupić na relacjach Oskar-Eli, to raz; no i wspomniana już otwartość interpretacji, to dwa... Mi wręcz film jako dzieło scenarzysty-Lindqvista wydaje się w pewnym sensie reinterpretacją pracy Lindqvista-pisarza, bardzo udaną.

Dlatego waham się przed użyciem słowa przyjaźń - pod koniec samej historii Oskar jest na najlepszej drodze do stania się drugim Hakanem. Bo Eli nie kocha. ona potrzebuje. Potrzebuje dostawcy krwi, uzależnionego od tych krótkich chwil powierzchownej czułości, nie mogącego uzyskać ich z innego źródła.

No właśnie tak nie do końca - jak już napisała Artemis, część uroku tego filmu polega na niejednoznaczności interpretacji i wielości możliwych odczytań, zatem tak samo prawdopodobne jest to, że nie kocha, tylko potrzebuje, jak i to, że w przypadku Oscara mała wampirzyca rzeczywiście zdobyła się na "ludzkie" uczucia. Dlaczego pomaga? dlaczego uczy się Morse'a? czemu je cukierka? Owszem, to może być wyrachowanie, ale może też być coś całkiem innego - przyjaźń? miłość?
Moim zdaniem w książce zdecydowanie za dużo wiadomo na temat tego, kim jest Eli. Dlatego film jest lepszy i cieszę się, że powieść przeczytałam w drugiej kolejności.
Co kto woli, jak dla mnie film zyskuje większą otwartość interpretacji kosztem pewnego niedookreślenia bohaterów. W książce dostajemy kompletne, wyraziste osobowości, tu, jak wskazałyście, o takiej/takim Eli nie wiemy z całkowitą pewnością praktycznie nic.

Jak dobrze, że unikam wywiadów...

No, prawdopodobnie nie był, chociaż być może "grał" rolę ojca

Mnie się wydaje, że Eli swoje 12 lat ma od dawna, i "ojciec" też kiedyś miał 12 lat. Podobnie jak Oskar... Tak mi się skojarzyło, że może historia zatacza koło.
MOŻE zataczać, ale nie MUSI.
Oczywiście, przecież osoba "ojca" nie jest sprecyzowana, tak samo jak pochodzenie Eli. Nie mniej taka wersja wydaje mi się ciekawa:)
Usrael wykonał rimejka. Wiadomo, nazywa się "Let Me In".
Efektem kradzieży szwedzkiego pomysłu na dobry dramat z el. horroru, stał się najlepszy plakat, jaki do tej pory widziałem:



Teraz czekam na sam film. Już spokojniejszy.
Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, filmik leci dziś o 20:10 na ALE KINO!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •