ďťż

wika

Spotkałem się w swoim życiu z poglądami pewnych osób iż Filmy są tylko dobre jak są realistyczne.
Zachwycają się filmami tylko dla tego że dobrze i realistycznie pokazują świat, zaś filmy które mają motywy fantastyczne [Ewdar Nożycoręki, Jasminum] określają jako bzdety dla dzieci i mieszają z błotem nie traktując ich poważnie jak bardzo głębokie by nie były...

Jakie wasze zdanie?

Bo dla mnie to czy film jest realistyczny czy nie, nie ma nic do rzeczy. Film może być fantastyczny, baśniowy, groteskowy i odrealniony a jednocześnie może bardzo głęboki i mieć świetne przesłania oraz metafory... Jak na przykład właśnie taki Edward Nożycoręki który w moim odczuciu jest jednym z najpiękniejszych filmów jakie w historii powstały.
No i czy film jest dobry tylko dlatego że pokazuje w ząb w ząb otaczający nas świat i realia?


Takie poglądy są moim zdaniem głupie, a jak rozwiniesz temat to ja rozwinę odpowiedź.
No to tak jakby powiedzieć że Sin City jest beznadziejne, bo nierealistyczne, a taki np. Zamachowiec z Wesley Snipes świetny Smile
Jeśli ktoś skresla film tylko i wyłącznie dlatego, że ma elementy fantastyczne dużo traci. Swoją drogą nazwanie chociażby "Labiryntu Fauna" bzdetami dla dzieci, tylko i wyłącznie dlatego, że realny świat przeplata się z baśniowym jest pomyłką. Mnie razi tylko i wyłącznie nierealność w stylu Bonda.


dobry temat.

mnie razi gdy ktoś robi film o potworach/kosmitach/robotach tak, jakby z założenia miało to być nierealne gówno. reżyser powinien dołożyć wszelkich starań, żeby wyszła z tego maksymalnie realistyczna, wiarygodna historia. to, że pomysł wyjściowy prezentuje się głupio, nie znaczy, że efekt końcowy ma prezentować się podobnie.

realizm filmowy = wierzę, że takie coś mogłoby się wydarzyć. realizm = prawdopodobieństwo. nie oczekuje realizmu życiowego. po prostu chcę uwierzyć w to, co się dzieje na ekranie.
na wszelki wypadek podam przykłady, bo nie mam zamiaru debatować na temat mimesis.

Terminator, Robocop, Park Jurajski, Predator, Alien, The Thing, Blade Runner - potwory, kosmici, wirusy z kosmosu, roboty, cyborgi, latające samochody i inne pierdoły - dziecinada. łatwo strywializować takie motywy. prawdopodobieństwo polega na tym, że łapiesz dziecinny pomysł i kręcisz z maksymalnym zaangażowaniem przy zachowaniu maksymalnie wąskiej linii oddzielającej widza od wydarzeń. kręcisz tak, jakby dana rzecz/konfrontacja/spotkanie mogło się wydarzyć w rzeczywistości. umieszczasz pozornie durny pomysł w realnej otoczce i badasz reakcje ludzi. scenografia, zachowanie, motywacja, wszystko jak w realnym życiu.

No i czy film jest dobry tylko dlatego że pokazuje w ząb w ząb otaczający nas świat i realia?
Oczywiście, że nie, ale jakieś odniesienia do otaczającego nas świata są wskazane - powiem więcej:filmy kostiumowe muszą mieć jakieś odniesienia do naszej rzeczywistości, bo inaczej nie miały by "racji bytu". Np. Miller's Crossing Coenów (1990),Star Wars czy serial Rzym są tak dobre, bo mówią o walce o władzę, która jest nieśmiertelna i występuje zawsze; właśnie przez te odniesienia fimy kostiumowe nie tracą na czasie.
Mental, nie zostawiasz miejsca na operowanie formą. Do dziupli z takim kinem.
Mental pisze, że każdy pomysł, nawet najgłupszy, powinien być realistycznie pokazany. No to wykreślamy z listy dobrych filmów Sok z żuka. Podobno każdy pomysł można łatwo strywializować, czyli odpada Powrót do przyszłości - bo z poważnego tematu zmiany biegu historii zrobiono komedyjkę o tym, jak nastolatek swatał własnych rodziców. Dobry film robi się biorąc dziecinny pomysł i kręcąc go z zaangażowaniem, realizmem i powagą. Więc Gwiezdne wojny idą w pizdu - to lekki film w którym są śmiesznie wyglądające stworki i dużo humoru. Przy okazji wywalamy w niebyt Gremliny, bo jak krwiożercze potwory mogą bawić? Tam nie ma atmosfery strachu i zaszczucia. Scenografia, zachowanie, motywacja - wszystko jak w normalnym życiu. No więc scenografia w Diunie jest strasznie rozbuchana, stworzona nie z poszanowaniem użyteczności, ale efektowności. Diuna to kiepawy film. I tak dalej, i tak dalej.
Miltonie, umknelo ci chyba ze chodzi w tym temacie o filmy realistyczne. Zaden z ktorych wymieniles nie jest realistyczny :)
Z zalozenia mialy byc z przymrozeniem oka badz odkaldac na bok prawdopodobienstwo.

Od siebie dodam tylko ze nie pojmuje zachwytow nad Gwiezdnymi Wojnami. To wedlug mnie najwieksza ocenowa pomylka w dziejach kina :)
ludzie, wy mówicie o gatunkach. ja nie zabraniam nikomu poruszać się w obrębie gatunku.

odnośnie Back to the Future - rzadko kiedy można spotkać film, który w tak konsekwentny i drobiazgowy sposób zajmuje się rozkładaniem na czynniki pierwsze paradoksów czasowych. 3 odcinki - poczucie humoru ani na sekundę nie opada poniżej wypracowanej na początku formy. dyscyplina i zaangażowanie, uzasadnienie dosłownie wszystkich wynalazków w ramach filmowej fikcji (i gatunku) nic nie jest pozostawione domysłowi widza, dbałość o szczegóły porażająca, dialogi dopracowane do ostatniej kropki, barwne postaci wyposażone w całą paletę indywidualnych cech. czy mam mówić dalej o poważnym podejściu do głupiego tematu?

Gremiliny i Diuna nie należą do moich ulubionych filmów.

Gwiezdne Wojny nie widziałem i NIGDY nie zobaczę.

Soku z Żuka nie widziałem.


Zaden z ktorych wymieniles nie jest realistyczny

a właśnie, że jest. wierzę, że to może/mogło się wydarzyć gdzieś/kiedyś/w przyszłości. uwierzyłem reżyserowi, bo nie potraktował mnie jak debila.
Więc kino realistyczne, sugestywne czy kręcone z zaangażowaniem i przemyślane?
Gubisz się w zeznaniach.
zaangażowanie i myślenie nieuchronnie prowadzą do realizmu albo do wytworzenia spójnego świata, w którym wszystko jest uzasadnione i sfunkcjonalizowane (Batmany Burtona, Apocalypto etc)
Hitch: no ale te filmy są złe, bo nie są realistyczne. Mental mówi jasno - nierealisyczny=zły.

Mental: Aha, czyli film nie musi być realistyczny - wystarczy, żeby był realistyczny w ramach świata który pokazuje? No to Star Wars jest bardzo realistyczne - pokazuje świat z mieczami świetlnymi i one działają bo mają jakieś kryształki. Jest uzasadnienie, jest realizm. Riddick jest realistyczny - są jacyśtam kosmici z czarnej dziury, a są z czarnej dziury bo tak, to ich świat. Jest uzasadnienie, film jest w swoich ramach realistyczny. Oj, Mental, ale się plączesz...[/url]

EDIT:
A z tym nieoglądaniem Star Wars to profesjonalne podejście. Pewnie ma na celu zrobienie wrażenia na ziomkach. Powiesz w towarzystwie "nie widziałem i nie zobaczę SW", a wszyscy wtedy "oooo jaaa, jaki on poważny i dorosły, nie chce zobaczyć SW, lubi tylko prawdziwe kino". To coś jak Kazimierz Kutz, który 300 nie widział i zapowiedział że nie zobaczy, ale i tak wie że to film głupi i dla idiotów, i współczuje tym co chcą go zobaczyć.
nie, to ty usiłujesz za wszelką cenę pokazać, że sie pogubiłem i nie wychodzi ci to najlepiej, o czym świadczy argumentacja.


pokazuje świat z mieczami świetlnymi i one działają bo mają jakieś kryształki

jakie kryształki? "jakieś" to żadne uzasadnienie.


są jacyśtam kosmici z czarnej dziury, a są z czarnej dziury bo tak, to ich świat

no skoro to ich świat to ok. mam tylko nadzieję, że reżyser solidnie wyłoży, w JAKI sposób pokonują osobliwość. jeśli to zrobi - wyjdzie na kretyna, bo pokonanie osobliwości jest głupota i nie da się tego uzasadnić, podobnie jak gasnące słońce stanowi mega głupotę wagi ciężkiej. jeśli natomiast nie wyłoży, to znaczy, że nie pomyślał nad fabuła i nakręcił Transformery.


Pewnie ma na celu zrobienie wrażenia na ziomkach.

wszystkie ziomki wiedzą, że ze mną nie ma żartów:)



jakie kryształki? "jakieś" to żadne uzasadnienie.


Materiał zwie się bodajże Cortosis i pochodzi z jakiejś planety, nie pamiętam jakiej - ten świat jest dokładnie rozpisany.


mam tylko nadzieję, że reżyser solidnie wyłoży, w JAKI sposób pokonują osobliwość. jeśli to zrobi - wyjdzie na kretyna, bo pokonanie osobliwości jest głupota i nie da się tego uzasadnić, podobnie jak gasnące słońce stanowi mega głupotę wagi ciężkiej. jeśli natomiast nie wyłoży, to znaczy, że nie pomyślał nad fabuła i nakręcił Transformery.

Mhm, czyli i tak źle, i tak niedobrze, a twoim argumentem za tym jest "bo tak". Nie podoba ci się pomysł - jest zły BO TAK, choćby go uzasadnił, choćby go nie uzasadnił. W Alienie nie wiadomo skąd na Nostromo jest grawitacja, jak obcy urósł tak bardzo bez żarcia, jak działa statek itp. Durny film. Nierealistyczny nawet w swoim świecie.

Materiał zwie się bodajże Cortosis i pochodzi z jakiejś planety, nie pamiętam jakiej - ten świat jest dokładnie rozpisany.

no to git.


W Alienie nie wiadomo skąd na Nostromo jest grawitacja

za kilka lat się dowiesz. oglądaj uważnie Fakty i kontroluj ramówkę Discovery:)


jak działa statek

w przyszłym roku na gwiazdkę ma się ukazać mega wydanie DVD z bonusową płytą, na której znajdziesz wszystkie szczegóły dotyczące działania statków kosmicznych, które są oczywiście KONIECZNE, by podtrzymać zainteresowanie widza filmem:)


jak obcy urósł tak bardzo bez żarcia

to pytanie nie do mnie tylko do Gieferga. on zna cały cykl rozrodczy Obcego i obudzony w środku nocy potrafi opisać wszystkie fazy rozwojowe łącznie z późną starością:) a na serio: w przyrodzie istnieje spora grupa owadów, która "dorasta" bez przyjmowania pokarmu. nie wiem, jak to się dzieje, musiałbym spytać senatora Niesiołowskiego - ponoć z wykształcenia "owadolog" :)
Po części się z Mentalem zgadzam, po części nie. Jeżeli reżyser tworzy film o otoczce sf/fantasy to wcale nie zwalnia go z obowiązku zachowania podstawowych praw działania filmowej maszynerii. Musi być motywacja a rozwiązania nie mogą się brać ' z dupy', więc oczywistym jest że powinien jakoś wytłumaczyć zasady działania 'rzeczy'. No dobrze. A teraz wyobraźmy sobie Gandalfa tłumaczącego dlaczego przez te kule można porozumiewać się z innymi? Magia. Więc magia jest czymś realistycznym w świecie magicznym. Dlatego dzielę filmy 'nie realistyczne' na 'Magia w magii' (tj. większość fantasy) i 'Magia u nas'. Od drugiego gatunku wymagam w pewnych oczywistych ramach wyjaśnień i 'urealistycznienia' magii. Wspomniany The Thing, świetnie oddaje zamysł zasady 'Najlepsze sf to takie, które wymaga zaakceptowania tylko jednej nie prawdziwości'. Jestem w stanie zaakceptować fakt że w filmie na ziemie spadają kosmici. Całą resztę łykam bez zająknięcia.

Sapkowski kiedyś powiedział że (cytat z pamięci) 'Cała sztuka z fantasy polega na umieszczeniu autentycznych/możliwych sytuacji w wyimaginowanym świecie'.
motywacja magiczna to zupełnie inna sprawa. w bajce można powiedzieć: "te jagody sprawiają, że skaczemy wysoko". i koniec tłumaczenia. takie są prawa gatunku, taka jest poetyka bajki, baśni, cokolwiek. inaczej w przypadku sci-fi.

ale ja nawet nie o tym. chodzi głównie o realistyczne tło. w transformerach bohater trafia na komisariat. detektywi zachowują się jak kretyni, bohater robi głupie miny, żeby rozśmieszyć publikę, słowem, żenada. gdy Linda Hamilton trafia do psychiatryka w T2, wszystko jest na swoim miejscu - prawie tak, jakby był to film nie o cyborgach wysłanych z przyszłości w przeszłość celem uśmiercenia przywódcy ruchu oporu w walce z maszynami (Chrystusie, co za dziecinada!), lecz o pacjentach zakładu dla czubków. Transformery nie dlatego są głupie, bo główne role powierzono robotom (co nie do końca jest prawdą, ale zostawmy już ten zryty w każdej sekundzie film w spokoju:)). Transformery to kpina, ponieważ LUDZIE sprawiają wrażenie bandy małolatów. ciężar realizmu zawsze spoczywa na ludziach, na ludzkich bohaterach i gestach, które wykonują. jeżeli reżyser pokazuje mi grupkę marines, to na Boga niech będzie konsekwentny i pokaże tych ludzi w sposób wiarygodny. nigdy nie wracałem z wojny, nie wiem, o czym rozmawiają ze sobą żołnierze w trakcie powrotu do domu, ale z pewnością nie o "plackach mojej kochanej mamy" i na pewno nie językiem nauczycielki w przedszkolu.
Ale Transformersy to w bardzo dużym stopniu komedia. Śmieszyć to miało pewną grupę wiekową.
i z tym się nie mogę pogodzić. to mnie meczy jak k***a mać:) co wczoraj było poważne, dzisiaj jest komedią. w dodatku komedią kiepskiego gatunku. co wczoraj kręcił specjalista od brutalnego kina, dzisiaj robi Michael Bay. wcale sie nie dziwie, że żaden z pakerów (Fincher, Verhoeven, Scott) nie sięga po gry komputerowe - rzecz się do tego stopnia zdewaluowała, że szkoda wysiłku. 20 lat temu czekałbym na adaptacje Maxa Payne'a z wytęsknieniem. dzisiaj czekam ze zgrozą.
Kurna, Mentol - temat jest o dyskryminacji filmów posiadających jakiekolwiek elementy fantastyczne. Co jest oczywistą głupotą i przejawem skurczenia horyzontów myślowych, ale to tak nawiasem.
wiadomo, że jest, więc po co na ten temat debatować?
Powiedział ten, który najczęściej zabierał tu głos.
D'mooN dyskretnie zwrócił mi uwagę, że rozmijam się z tematem:)

jeżeli reżyser pokazuje mi grupkę marines, to na Boga niech będzie konsekwentny i pokaże tych ludzi w sposób wiarygodny. nigdy nie wracałem z wojny, nie wiem, o czym rozmawiają ze sobą żołnierze w trakcie powrotu do domu, ale z pewnością nie o "plackach mojej kochanej mamy" i na pewno nie językiem nauczycielki w przedszkolu.
Tyle w TF lepszych przykładów na zilustrowanie tego, o czym mówisz, a Ty tak kulą w płot. Otóż zapominasz, że film to bujda. I nie to jest realistyczne, co prawdziwe, a to, co u odbiorcy stwarza pozór realności.
Taka a nie inna rozmowa marines w TF ma za zadanie jedną rzecz: zasugerować odbiorcy schemat "żołnierze tęsknią za domem i o tym rozmawiają". Zasugerować tak, żeby docelowy odbiorca to zrozumiał. A zatem także językiem, który odbiorca zrozumie. I pod tym względem taki dialog się sprawdza, a nawet jest realistyczny. Bo niezależnie od tego, o czym i w jaki sposób faktycznie mogą rozmawiać żołnierze wracający z wojny (a znając życie nie rozmawiają wtedy o niczym), to wszyscy jesteśmy chyba w stanie uwierzyć, że mogą tęsknić za domem i rodziną.

Wniosek: analizując film, pamiętać o adresatach. Bo równie dobrze można włączyć dowolną kreskówkę typu action i narzekać, że żołnierze to przecież wcale nie tak mówią.

I nie to jest realistyczne, co prawdziwe, a to, co u odbiorcy stwarza pozór realności.

a zatem rozmowa żołnierzy w TFach nie stworzyła u mnie pozorów realności.


Zasugerować tak, żeby docelowy odbiorca to zrozumiał.

a jako że docelowym odbiorca są dzieci w wieku od 3 do 6 lat, żołnierze postanowili rozmawiać językiem zrozumiałym dla dzieci w wieku od 3 do 6 lat.

masz jeszcze coś do napisania czy wybierasz milczenie?:) przepraszam, jeśli cie uraziłem:)


Zasugerować tak, żeby docelowy odbiorca to zrozumiał.
a jako że docelowym odbiorca są dzieci w wieku od 3 do 6 lat, żołnierze postanowili rozmawiać językiem zrozumiałym dla dzieci w wieku od 3 do 6 lat.
W dużym skrócie: tak właśnie. Abstrahując od tego, że nie od 3 do 6, tylko od 0 do 3, no nie?

A jest też druga opcja, dla tych co nie mają od dwóch do pięciu miesięcy: zrozumienie konwencji. I to kompletnie abstrahując od jakości filmu.


zrozumienie konwencji

nienawidzę słowa konwencja. wolę słowo gatunek, bo bardziej dyscyplinuje reżysera.

A jest też druga opcja, dla tych co nie mają od dwóch do pięciu miesięcy: zrozumienie konwencji.

Do dupy z taką konwencją. ;)

A tak serio się nie zgadzam. Bay chce robić film w konwencji kina sf/akcji (zagłada itd.) i jednocześnie komedię dla dzieci. Tu tkwi problem.
dwie sprawy: 1) podejrzewam, że Bay nigdy nie słyszał o żadnej konwencji, bo gdyby słyszał, to by kręcił filmy jeszcze gorsze niż kreci; 2) konwencji jest tyle, ile filmów. jak nakręcisz film do dupy, to masz konwencję filmu do dupy. cechy: głupi scenariusz, infantylizm, brak motywacji, haker w roli drugoplanowej, FBI jako synonim nieudolności i inne.

A tak serio się nie zgadzam. Bay chce robić film w konwencji kina sf/akcji (zagłada itd.) i jednocześnie komedię dla dzieci. Tu tkwi problem.
A czy to się kłóci? No bo: dla jakich dzieci? Dla wszystkich? Takiego. Dla chłopców w przedziale 7-13 (umownie). Chyba się zgodzimy, że chłopców w przedziale 7-13 kręci sf/akcja (zagłada itp.), prawda? No więc o czym my tu.

I żeby była jasność: ten wątek nie jest o TF, tylko o realizmie i pochodnych rzeczach. I ja z tą myślą nawiązałem do konkretnego problemu z TF: języka postaci. Więc, Mentalu, zostaw na boku hakerów, FBI i resztę.

Więc wracając do konwencji: można sobie różne słowa lubić albo nie, ale to akurat nieistotne. Grunt że załapanie konwencji jest i będzie kluczowe dla załapania każdego filmu. Dobrego i złego. I żeby nie było: ja tam nie wiem, o czym Bay słyszał. Może i o konwencji nie słyszał, ciort z nim. Są tacy, co o grawitacji nie słyszeli, a i tak się skubani do niej stosują. Rzecz w tym, że TF Baya to film dla dzieciaków i rządzi się prawami filmu dla dzieciaków. Tymi samymi co kreskówki akcji, a których pisałem wcześniej. Dlatego nie można od nich szeregu rzeczy wymagać -- ot na przykład że żołnierze będą rozmawiać jak w "Black Hawk Down".
twoje nawiązanie do języka było chybione. z kilku powodów. wymienię dwa:

1. bohaterowie filmowi nie mówią do widza tylko do siebie. więcej, bohaterowie powinni olewać widza, bo kiedy zaczynają rozmawiać mając na uwadze widownie robi się popisówa pod publiczkę, kto ma większego fiuta i lepsze one-liner w zanadrzu. jeśli słowa bohaterów są niezrozumiałe dla publiczności, z pomocą przychodzi obraz i dźwięk.

2. bohaterowie mówią w sposób wiarygodny. żołnierze gadają o poległych kolegach, ruchaniu, waleniu konia i "tej kurwie, co mnie zdradziła z tym chujem". malarz pokojowy dopytuje się o piwo, a kucharz nawija o przyprawach.

tyle w kwestii dialogów.


Rzecz w tym, że TF Baya to film dla dzieciaków i rządzi się prawami filmu dla dzieciaków.

a zatem nie powinno być w nim żołnierzy ani broni palnej, skoro zołnierze nie przypominają żołnierzy (ja tez mam moro w chacie), a broń palna przypomina czasy pierwszych westernów: strzał i na tym koniec.
Ok, wysiadłem.
najwyższy czas. już chciałem cię powtórnie obrazić:)
Nie krępuj się, przynajmniej będę miał do kolekcji. Tobie natomiast polecam zaliczenie paru godzin Jetixa dla nabrania kontaktu z "kinem" dla dzieciaków.
Nie rozumiem podziału na kino realistyczne i nierealistyczne, tym drugim nie powinno klasyfikować się filmów w których występują elementy fantastyki/baśniowości. Każdy, nawet najbardziej odjechany film można przedstawić realistycznie, zaprezentować nam historie która mogła/może mieć miejsce, mimo że ciężko w nią uwierzyć. Nie można tutaj debatować nad realizmem lub jego brakiem lecz nad granicą którą ludzie 'mierzą' filmy. Dla jednych może być ona ustawiona bardzo nisko i już lekkie skrzywienie rzeczywistości w filmie jest równe z głupim i niewiarygodnym. Drudzy natomiast ustawiają ją wysoko i świetnie się bawią na filmach typu DH 4.0 itp . Ludzie którzy oglądają kino czysto realistyczne czyli negują wszystko co mogło być choć trochę nierealne są wg. mnie bardzo ograniczeni.
pierwsze slysze, ze zolnierze nie sa dla dzieci.... jakos 99% malych chlopcow lata po lasach z plastikowymi gnatami i 'sie zabija' w filmie dla nich zolniarz nie moze przeciez gadac o ruchaniu wietnamskiej dziwki tylko wlasnie o placuszkach mamusi....
Bay chciał zrobić komedię o zagładzie świata.
'Armageddon' uznajemy za niebyły? :)
Bay chciał zrobić komedię o zagładzie świata dla młodej młodzieży i dzieci.

Armageddon widziałem dawno i wtedy mi się podobał. Nie odniosę się do niego. ;) Chodzi mnie o to że humor jaki stosuje Bay nadaje się do młodzieżowych komedii o ruchaniu szarlotki, czy czegokolwiek innego a nie do kina tego typu.

Ludzie którzy oglądają kino czysto realistyczne czyli negują wszystko co mogło być choć trochę nierealne są wg. mnie bardzo ograniczeni.
Amen!
Dla mnie jeden z sensów magii kina jest taki iż pozwala nam uciec w świat inny od tego w którym żyjemy...
Katalogowanie filmów na te dobre-realistyczne i złe-nierealistyczne to zwyczajne ograniczanie horyzontów. Jakbym chciał jak najwiekszy realizm oglądałbym filmy dokumentalne albo Wiadomości.

Bardzo cenię natomiast filmy, które mimo swojej nierealnej tematyki opowiadają o przedstawianych sprawach w sposób realny = mogę uwierzyć, że to co widzę być może będzie w przyszłości realne/stanie się rzeczewistością.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •