ďťż

wika

Nadchodzi jesień pora roku przez większość uważana za dość uciążliwą, jeśli chodzi o nasze samopoczucie. Chłód, wiatr i często siąpiący deszcz wzmaga poczucie przygnębienia. Można oczywiście dopatrywać się piękna w tym czasie, ale większość dni i tak nie nastrajają optymistycznie. Poważny wpływ na nasze samopoczucie mają coraz krótsze dni w związku, z czym dociera do nas coraz mniej naturalnego światła a wówczas pojawia się melancholia...
Czy,,jesienna depresja’’ również Was dotyka? Macie swoje sposoby na spadek energii, która zakłóca normalne funkcjonowanie?

Zapraszam


Myślę, że "jesienna depresja" dotyka w mniejszym lub większym stopniu każdego z nas. Trzeba jednak jakoś sobie z nią radzić. Oczywiście nie ma jednego, sprawdzonego sposobu. Moim zdaniem ten trudny czas trzeba spędzać razem z najbliższymi osobami. Samotność jest jesienią szczególnie niewskazana. Dlatego też warto odnowić kontakty ze starymi przyjaciółmi i starać się maksymalnie wypełnić swój czas, aby nie mieć nawet okazji popaść w chandrę.
ja bardzo lubię jesień z jej kolorami. Żałuję tylko, że nie mogę być w Beskidzie lub Karkonoszach. Kolory jesieni kojarzą mi się właśnie z czerwienią buków, żółtym kolorem innych liściastych, mgłami. Nie ma już "stonki" wakacyjnej i szlaki są całkiem miłe do chodzenia. No i piękne zachody słońca - te wrześniowe, kiedy jest słonecznie, są wspaniałe.

Dlatego też warto odnowić kontakty ze starymi przyjaciółmi i starać się maksymalnie wypełnić swój czas, aby nie mieć nawet okazji popaść w chandrę.
Towarzystwo najbliższych znajomych może być dobrym sposobem na jesienną chandrę. Czas spędzony wspólnie odciąga nasze myśli od smutków. Z drugiej strony nasze słabe samopoczucie może się udzielać..., bo uczucia nie poddają się kontroli. Przecież ten, kto nas dobrze zna od razu zorientuje się, że coś nas gnębi. Co wtedy? Czy macie w swoim gronie osoby, które potrafią pozytywnie na was działać?



Ja tą jesień wolę zapomnieć na wieki. A wszystko przez to, że dziadek mi zmarł. Wina lekarzy, gdyby zrobili prawidłowo tą operację i miałby staranną opiekę a nie samych mamy i babci, które robiły przy dziadzi za pielęgniarki to dziadzia żył by jeszcze. I nic nie dał nawet przewóz na Banacha do Warszawy, choć po dwóch operacjach było wszystko na dobrej drodze. A gdy przyszedłem 5 września do domu po szkole wszystko się skończyło. Ale miałem ulgę w sercu, że dziadek nie cierpi już i jest razem z aniołami w niebie. Dotąd jakoś się trzymam, ale tęsknota ogarnia me serce każdego dnia. Żałość, ach żałość... Czasami myślę, że to moja wina :( :( :(
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •