ďťż

wika

Tyle razy spotykam się ze śmiercią w swojej pracy, a jednak nie potrafię jednoznacznie powiedzieć - czym ona jest?...

A czym ona jest dla Was?

Zechcecie coś na ten temat powiedzieć?.....


Życie na ziemi to tylko jeden z etapów prawdziwego życia. Zostało nam ono dane, by zobaczyć, jakimi jesteśmy ludźmi i na co zasługujemy po śmierci. Człowiek został stworzony przez Boga i to on dał mu rozum i władzę na ziemi. Tylko od nas zależy w jakim kierunku ją wykorzystamy.
Tak to już jest, że ludzie umierają.. Jedni wcześniej, drudzy później.
Bo u niektórych wszystko jest już przesądzone.. i nie muszę dalej udowadniać, na co zasługują..
Niektórym ludziom zostaje powierzona specjalna misja na ziemi i rodzą się po to, by ją wykonać.
Ja, do wczoraj, nigdy nie doświadczyłam straty bliskiej memu sercu osoby i nigdy nie wiedziałam jak to przeżyje.
Gdy wczoraj zadzwonił do mnie tata z wiadomością, że nie pojedziemy do Poznania bo.. bo dziadek nie żyje, rozpłakałam się w słuchawkę i już nic nie byłam w stanie z siebie wydusić. Mój brat wyszedł ze swojego pokoju zaniepokojony moim płaczem, a gdy dowiedział się, co się stało, wrócił szybko do siebie, by po 5 minutach wyjść z domu pod pretekstem, że idzie do pracy..
I zostałam sama.
Sama z tą okrutną myślą.
Lena przytuliła się do mnie i chciała wyciągnąć mnie na dwór. Stwierdziłam, że to wcale nie jest zły pomysł i zaprowadziła mnie do lasu. Tam przysiadłam nad strumykiem i się powoli uspokoiłam. Zaczął padać deszcz, a ja zadzwoniłam do przyjaciółki. Ona przybiegła do mnie szybko(co poznałam po jej dyszeniu) i mnie przytuliła. Pomogła mi dojść do siebie.
Gdy wróciłam do domu, wszyscy już w nim byli.
Stwierdziłam, że nie mogę się załamywać, płakać i nie odzywać do końca życia.
Muszę działać dalej.
Tak, by dziadek był ze mnie dumny.
Bo on jest teraz blisko mnie. Być może bliżej niż wcześniej, gdy jeszcze żył na ziemi i był chory, na alcheimera..
Teraz modlę się za niego i staram żyć tak, by utwierdzał się w przekonaniu, że ma wymarzoną wnuczkę.
To jest mój cel.
I do tego będę dąrzyć.
Dla niego.
I dla siebie.
[*]

~Bo prawdziwa miłość nigdy nie umiera,
ani z jednej, ani z drugiej strony~


Niektórym ludziom zostaje powierzona specjalna misja na ziemi i rodzą się po to, by ją wykonać.

Mogłabyś rozwinąć swoją myśl? Kojarzy mi się ona z poglądami choćby niektórych dyktatorów i mistyków chcących postrzegać swoje działania jako wypełnienie zewnętrznego "przeznaczenia", a takie przypadki zawsze wiązałem z wyimaginowanymi ambicjami i pychą.

Czym dla mnie jest śmierć.. czymś normalnym - pomijając związki uczuciowe to zwykły zanik czynności życiowych, tak samo dla mikroorganizmów jak i naczelnych stanowiący koniec istnienia. Z punktu widzenia historycznego setki tysiące umarłych podczas wojen i chorób nie robią na mnie większego znaczenia, przeciwnie indywidualne przykłady heroizmu dla idei - tych `dobrych` i `złych`.

Pzdr.
mnie jako sceptykowi pozostaje wierzyć, że to koniec wszystkiego. Inaczej może być niedobrze - nie wyobrażam sobie dalszego, wiecznego życia, w oderwaniu od podstawowych punktów odniesienia określających naszą świadomość i zakres naszych działań. Wieczne życie wyobrażam sobie jako najgorsze cierpienie, jakiego można doświadczyć.


Moje szczere kondolencje Droga ballerino.
I jestem pod wrażeniem Twojej postawy.
Nasza umowa jest wiążąca. Zaraz zamierzam ją wypełnić lecz nie traktuj tego tylko jako zwykłą umowę.

Złomiarz napisała:

mnie jako sceptykowi pozostaje wierzyć, że to koniec wszystkiego.

Po "drugiej stronie" jest coś innego niż pustka nieświadomości.
Jest i stwierdzam to z całą pewnością. Wiara jest możliwością, mamy wszak wolną wolę...
A kto nie wierzy, no cóż pozostaje nam tylko litość dla takich jednostek. Przecież "tam", oprócz tego co "na górze" jest coś "na dole", a wiara nie ma tu nic wspólnego wobec faktów. Nie zmieni tego ani nihilizm, ani żadna płytka ideologia, tylko potem to będzie już "po ptokach"... :cool:

Wieczne życie wyobrażam sobie jako najgorsze cierpienie, jakiego można doświadczyć.
Ja również. Idee duszy nieśmiertelnej, nawet pozbawione nawiązań do bodźców fizycznych, choćby w kontekście wiecznej świadomości są dla mnie koszmarnym pomysłem. Istnieć i nie móc się nigdy uwolnić od tego `przywileju` nazwałbym raczej surową karą.

Śmierć jest bardzo tajemniczym zjawiskiem - dla jednych jest to ukojenie ( osoby cięzko chore) , dla innych zabranie z "ziemskiego raju"
A co jest po smierci??? hmm.. nie dowiemy sie tego wczesniej az nas samych nie spotka
Najbardziej sie boje tego o czym pisał Aszurbanipal, ze potem nic nie ma, gasnie swiatło i koniec...brrr... straszne to jest
A z dugiej strony skąd mamy wiedzieć że akurat nasza wiara jest prawdziwa, w koncu isnieje tyle wierzeń.
A co z niewierzącymi, samobójcami ?? Może to oni beda wynagordzeni am y potempieni

Mówiąc o wierze chodziło mi o szerszy kontekst zaangażowania ludzkości w życie religijne. Od zarania dziejów miliony wyznawców różnych bogów zabijało się w imię najwyższego oczekując nagrody, dziesięcioleciami budowali piramidy, zmordowali swoje dzieci, praktykowali samobójcze formy ascezy.. jeśli więc litością objąć można niewiernych prowadzących `zwierzęce` życie to jak się odnieść to postępujących identycznie teistów?

Pzdr.
Chyba zbaczamy z tematu, Aszurbanipalu, każda wiara mówi nam o tym co będzie nas czekać po śmierci. Ale przecież śmierć jest uwieńczeniem życia, jaka by nie była nie wszyscy podchodzą do niej w sposób godny prawdziwego wyznawcy (mam na myśli pokorę i akceptacje), chociaż mędrcem ani ideałem nie jestem. Skąd mam wiedzeć czym jest śmierć? Mówię tylko to co sam przypuszczam i to co udało mi się wyłowić w tym poplątanym świecie. Najbardziej bym się cieszył, gdyby udało się przeżyć życie w sposób dość godny i dość spokojny, zakończyć je we wczesmej starości i na kilka minut przed "wezwaniem do raportu" pomyśleć, że udało się zrobić coś wartościowego, dla siebie dla innych. Choć przyjmuje też do wiadomości, że ten raport może być już jutro...

Drogi RA! Temat jest bardzo dobry, mnie pomógł zastanowić się nad istotą śmierci i popatrzeć na tę drogę którą musze przejeść - pewnie nie boso, ale z pewnościa pieszo.


A co jest po smierci??? hmm.. nie dowiemy sie tego wczesniej az nas samych nie spotka
Najbardziej sie boje tego o czym pisał Aszurbanipal, ze potem nic nie ma, gasnie swiatło i koniec...brrr... straszne to jest
A z dugiej strony skąd mamy wiedzieć że akurat nasza wiara jest prawdziwa, w koncu isnieje tyle wierzeń.

Zgadzam się w zupełności, tak powinien wyglądać kompromis w sporach na tle religijnym.
Spory w tym temacie są chyba nie na miejscu, przecież RA poprosił o wyjawienie naszych subiektywnych odczuć i opinii, a nie nawracanie forumowiczów na Katolicyzm czy ateizm.
Racja, ale skoro "Wszyscy bogowie pogan to demony" (Psalm 95), to warto nawracać, nie dla siebie, ale właśnie dla pogan.

Dla jednych to koniec wszystkiego, dla innych dopiero początek. No, ale to już nie mój problem.

Kompromis zawsze jest słabościa i przegraną.
Złomiarz,


przecież RA poprosił o wyjawienie naszych subiektywnych odczuć i opinii, a nie nawracanie forumowiczów na Katolicyzm czy ateizm.

To prawda co powiedziałaś Złomiarzu .
Ani ten temat, ani to forum nie zamierza nikogo nawracać na żadną drogę, gdyż każdy swoją drogę musi znaleźć sam.

Zresztą jakiekolwiek nawracanie ludzi na tą czy ową wiarę lub przekonania daje zazwyczaj skutki odwrotne, a w tym przypadku błądzą wg mnie bardziej ci którzy nawracają lub chcą nawracać.

Jednak dobrze jest czasem porozmawiać o tym z innymi, przynajmniej zawsze to jakiś „kamyk” do naszej „piramidy” wiedzy i to nie koniecznie o historii.

Śmierć jest tematem bardzo trudnym (o ile nie najtrudniejszym).

Jeśli ma się naście czy dwadzieścia kilka to raczej nie myśli się o niej, choć ona pewnie wbrew pozorom zawsze nam towarzyszy.
Młodość ma swoje prawa i rządzi się nimi po swojemu, ale lata biegną szybko i zanim się człek obejrzy ten temat wraca i to dość często.

Miarą śmierci jest strach przed nią samą i pewnie niejeden z nas ów strach odczuwa.
Jednak z drugiej strony trzeba zastanawiać się nad tym:
- dokąd owa śmierć prowadzi?...
- czy nasza śmierć jest początkiem?...czy końcem tego wszystkiego?...

Z doświadczeń wiem że śmierć nie lubi samotności, dlatego człowiek nie powinien pozostawać z nią sam na sam tak długo, jak to tylko będzie możliwe.

A kiedy przyjdzie czas zmierzyć się z nią , wówczas pójdziemy na tę drugą stronę z takimi przekonaniami jakie sobie za życia będziemy w stanie ugruntować.

Na wiele rzeczy w tym temacie sami już sobie odpowiedzieliście i bez względu na wasze poglądy cieszy mnie to niezmiernie Szanowni rozmówcy.

Może tu i ówdzie robi się trochę nerwowo – ale czy na taki temat można rozmawiać spokojnie?....

Dla mnie liczy się każde wasze zdanie, bez względu na jego treść która jak dotychczas nie obraża nikogo – zaś dla naszego forum jest to kolejny zaszczyt że ma ono tak mądrych userów jak Wy.

Dziękuję i życzę dalszej rozumnej dyskusji.
Co do tego kompromisu...
Jeżeli w coś naprawdę wierzę(bo chyba na tym prawdziwa wiara polega) to jak mogę powiedzieć "i tak niewiadomo, która wiara jest prawdziwa, skoro jest ich tak dużo"?
:?
To brzmi tak samo jak popularne niegdyś stwierdzenie "w coś trzeba wierzyć".

btw, a'propos smierci, jak wiadomo, niektórzy ludzie, kiedyś niewierzący w Boga, Jezusa, bądź w ogóle w nic nie wierzący nawracali się po kryzysowym momencie, w którym to byli już o krok od śmierci i twierdzili, że zobaczyli tunel z jasnym światłem oraz Chrystusa.
Przez moją wypowiedz nie chciałam nikogo nawracac ani zachęcac do niczego.
Poprostu mysle że wiele osób czesto przed smięrcą ma chwile zwątpienia czy ta droga która podązał i w co wierzył było prawidłowe. I specjalnie nie napisałam Katolicym czy iinej religii żeby ktoś tu nie stwierdził że cos propaguje.

Ale po smierci coś chyba musi być bo osoby które przeżyły smierc kliniczna chyba nie opowiadały od tak sobie o tunalach, światełkach etc.

A tak poza żayciem wiecznym, to tez reinkarnacja by była dobrą sprawa jak dla mnie :)

Ps jesli coś nie tak jest napisane to wybaczcie ale po pracy już nie kontaktuje :P
Reinkarnacja to chyba najlepsze wyjście :) Bo z jednej strony głupio tak definitywnie zakończyć swoje istnienie, pełne planów i nadziei, a z drugiej wieczna świadomość to coś nie do zniesienia dla człowieka przystosowanego do życia w określonym czasie i do mierzenia tego czasu.
Czasami mam wrażenie, że coś pamiętam, że kogoś szukam...
Ale to mogą być omamy i nadinterpretacja niektórych odczuć...

Reinkarnacja to chyba najlepsze wyjście :) Bo z jednej strony głupio tak definitywnie zakończyć swoje istnienie, pełne planów i nadziei, a z drugiej wieczna świadomość to coś nie do zniesienia dla człowieka przystosowanego do życia w określonym czasie i do mierzenia tego czasu.
Czasami mam wrażenie, że coś pamiętam, że kogoś szukam...
Ale to mogą być omamy i nadinterpretacja niektórych odczuć...


Świetnie Złomiarzu, ciekawe czy pomyślisz to samo mając za sobą bagaż doświadczeń życiowych, czy będziesz uważała, że chcesz doświadczać tego bólu życiowego jaki dotyka większości jednostek. Prozy i szarości codziennego życia. I skąd wiesz, że nie narodzisz się w jakiejś wiosce za Kim Dzon Gila IV, i że nie będziesz jeść trawy jak Twoi rówieśnicy...
Przepracowujesz się niustanie, pewnie to deja vu...
Widać, że nie masz określonej religii z którą mogłabyś się identyfikować, więc piszesz własne zasady? Bravo tak trzymać!

Jeśli ma się naście czy dwadzieścia kilka to raczej nie myśli się o niej, choć ona pewnie wbrew pozorom zawsze nam towarzyszy.
Młodość ma swoje prawa i rządzi się nimi po swojemu, ale lata biegną szybko i zanim się człek obejrzy ten temat wraca i to dość często.

Będąc w wieku nastoletniej dziewczyny również straciłam kogoś bliskiego
i wtedy ból, który odczuwałam był nie do zniesienia, jednak mijający czas pozwolił
znacznie go złagodzić.
Jeśli chodzi zaś o bardzo dojrzały wiek, w którym to myślenie o śmierci znacznie częściej
się pojawia zaobserwowałam, iż osoby w starszym wieku szczególnie
potrafią zwracać się ku Bogu przypuszczam, że jedną z przyczyn jest właśnie nieuchronnie zbliżający się kres egzystencji na tej ziemi i choć w młodych latach nieszczególnie do Kościoła było im ,,po drodze’’ to przychodzi opamiętanie i czas na pewnego rodzaju przygotowanie się do być może podróży na tę druga stronę.
Wiara jest tym czynnikiem który ułatwia człowiekowi zaakceptować ten stan rzeczy i prawdopodobnie znacznie pomaga uświadomić sobie, iż nic nie jest wieczne.
Jedna z naszych koleżanek na forum Floria ma w swoim podpisie zdanie, które pozwalam sobie tu zacytować, gdyż dokładnie oddaje to, co mam na myśli.
"Jest czas rodzenia i czas umierania (...)
czas płaczu i czas śmiechu"
Kohelet

Pozdrawiam
Śmierć... To koniec a zarazem lekarstwo na cierpienie! Tym jest dla mnie śmierć. Dlatego życze wszystkim nagłej śmierci bo wtedy cierpienie jest krótsze, a człowiek nie ma czasu się jej bać!
Nie do końca się z tobą zgadzam. Ja życzę, by każdy umierał na tyle wolno, by zdąrzyć dokonać wszystkiego, czego chce-ostatni raz spotkać się rodziną, księdzem, zdąrzyć podsumować swoje życie.
Ja bym nie chciała nagle umrzeć.
No, chyba że mówimy tu o bardziej tragicznych przypadkach, takich jak postrzał itd, ale kto by tego życzył drugiej osobie?

Ja życzę, by każdy umierał na tyle wolno, by zdąrzyć dokonać wszystkiego, czego chce-ostatni raz spotkać się rodziną, księdzem, zdąrzyć podsumować swoje życie.

Lepsze jest życie według zasady, że to może być twój ostatni dzień i wtedy ksiądz nie jest potrzebny, życia nie trzeba podsumowywać a rodzina hm... Rodzina zawsze jest w sercu!


Dlatego życze wszystkim nagłej śmierci bo wtedy cierpienie jest krótsze, a człowiek nie ma czasu się jej bać!

A dawniej modlono się - "Od nagłej a niespodziewanej śmierci - zachowaj nas, Panie!"

Rozumiem Cię, że śmierć, która spotkała Twoich bliskich, jest bardzo trudna. W takim momencie również trudno być przy chorych. Oni chcą często konkretnych odpowiedzi na swoje pytania... Ale trzeba wytrwać.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •