ďťż

wika

Jest to serial o rodzinie mafijnej. Glownym jego bohaterem jest Tony Soprano. Serial opowiada o problemach glownego bohatera w srednim wieku, ktory jest jednoczesnie glowa swojej rodziny, oraz szefem mafii.
Serial godny polecania, ktory dostal juz kilka nagrod, ciekawa obsada, oraz pomysl. Pokazuje on nietylko gangsterskie porachunki i rozboje, ale takze role ojca, ktory wychowuje dzieci i zajmuje sie rodzina. Z jednej strony jest to cieply, opiekunczy czlowiek o golebim sercu, natomiast z drugiej strony zimny, wyrachowany i bezwzgledny dran.
Ogladam ten serial juz 5 rok. Co roku powstaje 1 seria (kazda z nich ma po 13 odcinkow), czyli razem jest juz ich 5. Kazda z serii to 1 rok z zycia gangstera. Teraz szykuje sie 6 i przypuszczalnie ostatnia seria, caly czas jestem ciekaw jak zamknie cala historie Tony'ego Soprano.
Naprawde serial jest wspanialy choc czasami zdarzaja sie nudnawe momenty, ale ogolnie jest spoko.




Serial godny polecania, ktory dostal juz kilka oskarow, ciekawa obsada, oraz pomysl.

Ooo, to dają już Oscary za seriale ? No proszę, kto by przypuszczał.
Już za tydzień od 15 grudnia 2005 (czyli praktycznie rok od zakończenia pierwszej emisji na polskim HBO) na TVN o dość barbarzyńskiej porze - 23.30 (jeden plus że nie koliguje z "Gotowymi Na wszystko") Można będzie ogladać 5 sezon Rodziny Soprano, a na prawdę warto, życie szefa mafii nie jest usłane różami, a jedna z bohaterek zostnie usunięta z grona rodziny.
Chodziło mi o nagrody emmy tak dla sprostowania. Przepraszam za blad.


No właśnie, jeśli ktoś oglądał tę serię wzmiankowaną w poście powyżej, co sądzicie? bo ja jakoś, cholera, znudzona troche byłam...nie wiem, jakoś już bez entuzjazmu to oglądałam. Mam dziwne (może mylne) wrażenie, że brak pomysłu na ciekawą fabułę byla maskowany większą ilością rynsztokowego słownictwa i nagich kobiet. A może demonizuję? Muszę jeszcze raz obejrzeć pierwsze sezony dla porównania )
Właśnie kończę oglądać pierwszy sezon. Na poczatku nie szczegolnie mnie ruszyło ale potem zauważyłem, że mnie wciąga. Michael Chiklis w "Henry Rollins Show" powiedział, że z Vikiem Mackey'em (postacią, którą odgrywa Chiklis w "The Shield" aka "Świat Glin" aka "Świat Gliniarzy" aka "Najlepszy Serial na Świecie") pod względem "badassowości" może się równać jedynie Tony Soprano. Tej bad-assowości Tony'ego w pierwszym sezonie póki co nie było wiele ale mogę powiedzieć tylko, że chciałbym zobaczyć film w stylu "Heat" z Jamesem Gandolfini i Michaelem Chiklisem po przeciwnych stronach barykady (albo crossover "The Shield" z "The Sopranos").
Wczoraj obejrzałem ostatni odcinek. Znakomite zakończenie, dowolna interpretacja - Don't Stop Believing . Najlepszy serial jaki widziałem reszta dla mnie nie istnieje. Żegnaj Tony...
Ja zakończenie oglądałem w wakacje i wydaje mi się, że podobnie interpretujemy. Odcinek kończy się gdy w piosence pojawiają się słowa "don't stop", co byłoby całkiem logiczny wskazaniem na to, że życie Tony'ego trwa dalej, tylko nie będziemy mieli w nie wglądu. Za to warto poczytać niektóre interpretacje w necie, choć później krótką opowieścią o tym jak obejrzał pierwszy raz "Planet of Apes" Chase chciał chyba pokazać, że ta pierwsza to raczej nadinterpretacja.

SPOILERY oczywiście

http://www.bobharris.com/content/view/1406/1/
http://hearthehurd.typepa..._tony_died.html

ja mam przed sobą jeszcze cały ostatni sezon i jakoś nie za bardzo mi się do niego śpieszy, bo nie chcę jeszcze kończyć z Sopranosami (:

Jakbym mógł cofnąć czas, to postąpiłbym tak samo
Ja też. W ogóle jak czytam to forum to mi banan rośnie na twarzy i ślinka z niego cieknie na myśl o tych wszyystkich filmach, które już większość z was oglądała a ja jeszcze nie i ile mnie jeszcze przyjemności z tego powodu czeka
zazdroszczę wam
niniejszym przyznaje stacji HBO "Złote HBO" - nagrodę za to, że mam co oglądać.



zrobiłem sobie krótką przerwę w pochłanianiu czwartego sezonu The Wire. muszę wygrzebać z sieci jakieś dobre angielskie napisy. niestety trudno do takowych dotrzeć. ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - pojawiła się rodzina Soprano. płytka z serialem wpadła w moje ręce zupełnie przypadkiem. w końcu uznałem, ze warto rzucić okiem.

po skonsumowaniu dwóch pierwszych epizodów nie byłem jakoś specjalnie zaszokowany. zdążyłem się już przyzwyczaić do - sorry za pretensjonalność - stratosferycznego poziomu produkcji pochodzących ze stajni HBO. wyborny serial o mafii, nieco za lekki jak na mój gust, ale i tak wyborny. no cóż... tak było kilka dni temu, kiedy "rzucałem okiem". dzisiaj, po dotarciu do siódmego odcinka pierwszego sezonu, stwierdzam, ze historia wcale nie była "zbyt lekka jak na mój gust". po prostu twórcy podeszli do materiału asekuracyjnie, wypuszczając na starcie dwa "lajtowe" epizody, żeby zachęcić publikę, która mogłaby nie kupić cięższego tematu. tymczasem historia piekielnie angażuje. relacje na linii Soprano - pani psycholog... znacie zapewne to uczucie, rodzące się wyniku dłuższego kontaktu z serialem, kiedy wyczekujecie w napięciu na konkretne sceny. tak było w przypadku X-Files i bardziej osobistych dialogów Muldera ze Scully. to samo w Sopranos. sceny "na kozetce" prowadzone są po mistrzowsku. a pani psycholog to swoją drogą niezła laska. ma klase Claudii Cardinale albo Faye Dunaway. nie dziwie się, że Tony marzy o niej za każdym razem, gdy przyciśnie głowę do poduszki. Lorraine Bracco - takie nazwisko nosi. zagrała u Scorsese w Godfellas, gdzie dostąpiła zaszczytu prowadzenia narracji z offu. w snuciu opowieści wspierał ją wówczas Ray Liotta. ale nie w tym rzecz. chodzi o to, że nie jest to piękność z paryskiego żurnala, wyretuszowana w photoshopie na wysoki połysk. prawdopodobnie minęlibyście ją w markecie, nawet o tym nie wiedząc. jeśli chcecie się dowiedzieć, dlaczego dobra rola kobieca warta jest dla reżysera więcej niż tysiąc żyć, obejrzyjcie The Sopranos.

Tony Soprano. jakby nie patrzeć to całkiem sympatyczny gość: mąż, ojciec, morderca. w dodatku kantuje na potęgę, zwłaszcza żonę. ale to jeszcze nic: obwożąc córkę po uczelniach, wyskakuje na moment "po zegarek", by w międzyczasie udusić jednego gościa linką od skakanki. nie zrozumcie mnie źle: facet nie jest "czystym złem". on po prostu zabija jak rasowy skurwysyński mafioso. uwielbiam ten aspekt jego życiorysu - rozdarcia na dwie strony. Scorsese, De Palma - oni unikali prozaicznych sytuacji, nigdy nie ustawiali swoich bohaterów na zwykłym tle, nie wrzucali ich w środek typowej kłótni rodzinnej, nie wzywali do szkół, żeby musieli się tłumaczyć przed dyrektorem, dlaczego ich synowie okradli w nocy kościół. Postacie Scorsese to ikony, symbole gangsterstwa. analogicznie u De Palmy - wszystko monumentalne, przesadzone: basen w salonie, kurwy na skinienie, limuzyny, zwały koki zlizywane z blatu. świat nie do ogarnięcia spojrzeniem. The Sopranos to zupełnie inny kaliber, inny pułap życia: mafioso budzi się u boku żony, która nawiasem zdradza z ukraińskimi dziwkami, wyjmuje mleko z lodówki, wieczorem natomiast zjawia się w chacie i robi synowi deser lodowy, posypując całość drażetkami. nigdy czegoś takiego nie widziałem, tj. takiego podejścia do "bycia gangsterem". niby kasa ta sama, mnóstwo krwi i trupów, a życie jakby bardziej przyziemne.

rola rodziny. dla przykładu: jeśli w Kasynie Pesci przygotowywał synowi tosty, od razu dało się wyczuć w tym fałsz. tej sceny mogłoby równie dobrze nie być. w ogólnej ekonomice fabuły nie spełniała ona żadnej funkcji. fajnie, ma syna, ale co z tego, skoro w następnym ujęciu widzimy go, jak w przypływie maniackiej agresji rozgniata kolesiowi łeb w imadle albo drwi z zakazu FBI, który zabrania mu przekraczać próg jakiegokolwiek kasyna w Vegas. fakt posiadania dziecka czy w ogóle rodziny nie wpływa zasadniczo na postępowania bohatera. z dzieckiem czy bez - Pesci i tak będzie zachowywał się jak ktoś, kto nie ma nic do stracenia. W Soprano odwrotnie: posiadanie rodziny determinuje. nie można o niej zapomnieć, usunąć na margines, zignorować. córka niucha kokę - masz problem. żona nie daje, co dawać powinna - masz problem, fiut nie staje na baczność - masz problem. kłopoty w domu odbijają się czkawką w robocie.

oglądam dalej i wiem jedno: nie skończy się na pierwszym sezonie. nie ma takiej opcji.
Też ostatnio zabrałem się za pierwszy sezon tego serialu-został mi jeszcze jeden odcinek (dużo jednak pamiętałem z tego,co puszczał TVN).
Akurat to, jak zachowuje się ta psycholog za bardzo mi nie odpowiada-faszeruje Tony'ego lekami, nie dając rad,jak postępować w życiu.Choć same sceny ich rozmów są rzeczywiście nieźle nakręcone i wkomponowane w całość.

fiut nie staje na baczność - masz problem. kłopoty w domu odbijają się czkawką w robocie
Podobnie było np. w Depresji Gangstera z de Niro- w pewnym momencie postać grana przez de Niro skarży się psychiatrze,że ma problemy z erekcją i musi je rozwiązać, bo inaczej inni mafiosi od razu to zauważą.
Siła The Sopranos to bardzo dobre aktorstwo-zarówno pierwszy,jak i drugi plan;np. Junior i Christopher są świetni-ja właśnie zawsze czekam na sceny z ich udziałem.

Akurat to, jak zachowuje się ta psycholog za bardzo mi nie odpowiada-faszeruje Tony'ego lekami, nie dając rad,jak postępować w życiu.

właśnie, ze daje. sporo kłopotów rozwiązał albo przynajmniej "zaleczył" tylko dzięki temu, ze skorzystał z jej rad.
Może rzeczywiście naprowadza go na jakieś rozwiązania jego problemów,ale musisz przyznać, że jest zwolenniczką stosowania leków; ja natomiast jestem ogólnie przewrażliwiony na leczenie problemów psychicznych farmaceutykami- przecież to jest choroba duszy,tutaj chemia na długą metę nie pomoże.
Wczoraj skończyłem pierwszy sezon; ciekawe, że wiele problemów pozostało otwartych- tak jakby byli pewni, że będzie drugi sezon. Ale ogólnie bardzo mi sie podobało;tak jak napisalem wyżej-świetne aktorstwo.
genialny serial. genialny w trzy dupy. 9 odcinek jak na razie najlepszy ze wszystkich. jestem tak zachwycony, ze nie umiem sie poprawnie wysłowić. i pomyśleć, ze przez lata leciał w telewizji, a ja go olewałem sikiem prostym. ale człowiek bywa głupi.

obwożąc córkę po uczelniach, wyskakuje na moment "po zegarek", by w międzyczasie udusić jednego gościa linką od skakanki.

Hm, troche to brzmi jak "mlodziezowy motyw". ;)

genialny serial. genialny w trzy dupy. 9 odcinek jak na razie najlepszy ze wszystkich. jestem tak zachwycony, ze nie umiem sie poprawnie wysłowić. i pomyśleć, ze przez lata leciał w telewizji, a ja go olewałem sikiem prostym. ale człowiek bywa głupi.

Witaj w klubie Mental serial perfekcja oglądanie w go w kratę w Tv to wielki błąd 10/10
najlepiej wypowiedziane przekleństwo, jakie pamiętam. przez 12 epizodow kobieta ani razu nie bluzgała:) ostatni odcinek pierwszego sezonu:

http://pl.youtube.com/watch?v=dnvBlnXTknQ
Dla mnie najlepsze przekleństwo w tym serialu to "(that) motherless fuck"- padło juz z ust Juniora,Richy'ego i Pussy'ego.
Jestem juz po drugim sezonie- siódmy odcinek po prostu miażdzy, na pewno najlepszy od samego początku;świetny tez jest 12-ty. Ogólnie drugi sezon dużo bardziej mi sie podobał- dzieci juz wiedzą, czym zajmuje się ojciec, więc ich relacje z nim są ciekawsze. Jest świetna nowa postać Richy'ego (ten aktor debiutował w Mean Streats), bardzo dużo jest o mojej ulubionej postaci Christopherze, ciekawy wątek z Pussym, świetne ukazana relacja Tony-Junior, Carmela pokazuje pazurki; ogólnie jest idealnie, każdy odcinek ogląda się z zaciekawieniem.
http://pl.youtube.com/watch?v=srZdMGmMuck :)

Jakis czas temu skonczylem ogladac serie. Poki co jeden krotki, plytki, bardzo przyziemny wniosek: osiem lat obserwowania dorastajacej Meadow bylo niesamowita przyjemnoscia. :)
Mnie Meadow strasznie irytowała zachowaniem (najbardziej z wszystkich postaci, ale takie miało być chyba założenie twórców - pokażać ją jakio rozpuszczoną dziewczynjkę) i nie podobała mi się też jej uroda - jest po prostu zbyt koścista i widać po niej, że ma rumuńskie pochodzenie (a wydaje jej się, że jest ładna, co mnie właśnie wkurzało); po prostu dla mnie straszna porażka.
Porównując z The Wire (dwa najlepsze seriale ever i nie piszcie proszę o Twin Peaks) - Sopranos to lepsza rozrywka, ale The Wire ma dużo większe walory poznawcze.
Meadow koscista? Moze jest odrobine za szczupla w drugim i trzecim sezonie, (nie dla mnie wprawdzie, ale zrozumialbym, gdyby ktos tak stwierdzil), ale poza tym to ksztalty ma wspaniale. A przeciez w pierwszym sezonie (i jeszcze ktoryms) to zdziebko nawet paczusia przypominala. ;)

W jaki niby sposob widac jej rumunskie korzenie? Gdyby mi nikt tego nie powiedzial, w zyciu bym nie pomyslal, ze to nie jest z pochodzenia Wloszka.

A co do zachowania, to jasne, aczkolwiek tylko do pewnego momentu zachowala sie jak rozpuszczona nastolatka. Od czasu przekroczenia murow koledzu, zaczyna wyraznie dorastac. A obserwowanie tej metamorfozy w dorosla kobiete jest prawdziwie... inspirujace. :)
Hej, dlaczego nikt nowy nie napisał nic o zakończeniu "The Sopranos"? Przecież chyba dwie czy trzy osoby zdążyły obejrzeć ten serial do końca. :)
Obejrzałem 3x01 i czuję się lekko poirytowany. Serial na bardzo wysokim poziomie, a tu takie coś... Chodzi mi o wątek z polską gosposią i jej mężem. Już nie chodzi mi, o to, że Polacy przedstawiani są w tym serialu w świetle negatywnym (przynajmniej do tej pory) i według zaprzeszłych (mam nadzieję) stereotypów, ale dziwię się, jak to możliwe, że w takim - trzeba przyznać - dobrze zrealizowanym serialu pojawia się tak rażący błąd, nie wiem, jak to nazwać, techniczny?...

Chodzi mi o rozmowę gosposi z jej mężem w parku, kiedy raz mówią między sobą po angielsku (płynną angielszczyzną) a raz po... chyba po polsku. Wymiana zdań po polsku między parą Polaków brzmi mniej więcej tak, jakby skrypt pisał im ten sam gość, który zajmuje się przemówieniami Benedykta XVI.

Jeśli nie chciało im się angażowac polskich aktorów do zagrania tych ról (a może żaden Polak nie chcieł zagrać tak "obelżywej" roli?) to mogli sobie darować z tym wplataniem "polskich" dialogów. W ogóle bez sensu to jest, bo ta para raz rozmawia po angielsku, raz po polsku. W ogóle nielogiczne to jest, bo kto by z własną żoną rozmawiał w obcym języku, nawet w obcym kraju Mogli tą rozmowę w całości dać po angielsku, i darować sobie te śmiesznie brzmiące (może nie dla Amerykanów) wstawki.

[ Dodano: Sob Lip 18, 2009 13:04 ]
obejrzałem do końca the sopranos

długo nie dochodziło do mnie, co tak naprawdę oglądam. momentami nawet miałem zwyczajnie dość. jednak teraz wiem, że powodem nie był słaby poziom kolejnych epizodów, ale po prostu złe podejście. oczywiście można to krytykować, bo film powinien być filmem. jak włącze to oglądam i ok. szczerze mówiąc w tej formie historia tony'ego też się sprawdza, ale jednak nie tak w pełni.

nie będę ukrywał, że serial dotarł do mnie dopiero w 4 sezonie. mam usprawiedliwienie na to, ale nie będę go teraz pokazywał (pytajcie:)).

od momenty, kiedy ogarnąłem to, o co chodzi w zasadzie nie miałem w głowie nic poza historią z serialu.

mamy w życiu na codzień wiadomości, telenowele i inne sprawy. coś się dzieje ludziom takim i innym. w the sopranos wszelkie sprawy się dzieją na dwóch płaszczyznach - albo w rodzinie mafijnej, albo w rodzinie mafioza. ciężko, żeby było coś bardziej odrealnionego?

the sopranos opowiada o życiu. o tragediach, jakie życie ze sobą przynosi. o radościach też, ale bez lukru. to serial, który spowodował, że patrzę na świat inaczej.

anegdotka z planu mojego życia: oglądam the sopranos z dziewczyną. kończy się kolejny odcinek. ona zapodaje następny. ja jednak nie chcę tego oglądać. potrzebuję czasu, żeby zobaczyć następujący epizod. nie mam w głowie miejsca na dwa na raz.

bardzo silnie naładowany emocjami serial. coś wspaniałego
Nie wiem jak inni, ale ja nie kminie 3/4 powyzszego postu.
Bo ludź się chyba z nami wrażeniami swymi ogólnymi dzieli...?
No, skończyłem!

SPOJLERY Z ZAKÓNCZENIA, NIE OZNACZAM TAGIEM "SPOJLER", BO BYM MUSIAŁ CAŁEGO POSTA OZNACZYĆ!

Zakończenie - wiadomo, dziwne... ale dobrze, że pozostało odwarte, bo tak je fajnie zrobili, że na dwoje babka wróżyła. Co do samego sezonu szóstego, to jakiś taki dziwny był w ogóle. Nie umiem tego dokładnie ująć, ale jakiś taki oniryczny mi się momentami wydawał.

Dużo było motywów przepełnionych symboliką - odcinki, kiedy Tony w śpiączce wędruje po "świecie równoległym", to mistrzostwo świata, ale czy naprawdę pasowało do tego serialu? Za Chiny nie rozumiem, o co tam chodziło, może mi ktoś wyjaśni... Sceny z kotem pod koniec i masa różnych takich, ech.

Ogólnie serial genialny - z najświeżych spraw, które mnie poraziły: scena zabójstwa Bobby'ego w sklepie z kolejkami, dla mnie od razu jedna z najlepszych filmowych perełek ever!

Jedynym zgrzytem tej serii był nadto przeciągany wątek pedalstwa Vito. To mógł być temat na jeden, dwa odcinki, a ciągnął się prawie przez pół sezonu.

Poza tym wszystko perfekt!
SPOILERY!!SPOILERY!!SPOILERY!!SPOILERY!!
A napisze ktoś o swoich ulubionych odcinkach? Daję swoje (pozwoliłem też sobie ocenić).

5x12 - Long Term Parking - Najbardziej przełomowy, szokujący i przy okazji mój ulubiony. Genialny kawał aktorstwa (scenarzyści też się popisali nieziemsko!) w wykonaniu Michaela Imperioli i Drea de Matteo (do tego Falco i Gandolfini - standard). Ogląda się niesamowicie i z dreszczami za każdym razem. Tragizm w tym epizodzie osiąga poziom stratosferyczny (Adriana). Do finału 5tej serii The Shield mogę to tylko porównać.
Po finale SFU najlepsza godzina telewizji jaka widziałem.

3x11 - Pine Barrens - czyli Paulie i Chris zgubieni w lesie, po próbie zabójstwa ruska, co to niby był komandosem i zabił 16 nieprzyjaciół, a przy okazji jest dekoratorem wnętrz (mam nadzieję, ze niczego nie przekręciłem). Najśmieszniejszy odcinek całej serii. Coś w stylu Bad Blood i X-Files, tyle że chyba jeszcze lepszy. Płakałem ze śmiechu za każdym razem.

1x05 - College - po pilocie The Sopranos od razu wiadomo, ze mamy do czynienia ze świetnym serialem, po College wiadomo, że to coś wybitnego. Epizod skoncentrowany na Tonym (wyjeżdża z Meadow przy okazji mordując jednego "starego znajomego", podczas gdy Carmela zostaje w domu z księdzem). Rewelacyjne ukazanie 2uch stron T. Niepowtarzalny odcinek. Nie żeby to było ważne, ale TV Guide umieścił go na 2. miejscu listy "najlepszych odcinków w historii telewizji", a Times nazwał go najmocniejszym epizodem całego serialu.

6x20 - The Blue Comet - mistrzostwo, mistrzostwo, mistrzostwo. Oglądałem jak dotąd 2x i za każdym razem aż się spociłem z emocji Niesamowity odcinek- scenariusz i aktorstwo - WOW! Przez całą godzinę wstrzymywałem oddech. Zabójstwo Bobby'ego, scena z dr Melfi i Tonym (koniec terapii), końcówka - Tony idący z bronią w ręce spać, i wiele, wiele innych świetnych scen. M

4x13 - Whitecaps - to co wyrabiają tam Edie Falco i James Gandolfini - brak słow. Najlepsze aktorstwo, jakie kiedykolwiek widziałem.

I pozostałe:
2x12 - Knight In White Satin Armor
1x13 - I Dream Of Jeannie Cusamano
2x13 - Funhouse
2x07 - D-Girl
5x05 - Irregular Around The Margins
6x19 - The Second Coming
3x04 - Employee of the Month
4x09 - Whoever Did This
1x01 - Pilot
Fajny montaż/trailer (spoileruje serialu troche z późniejszych sezonów):

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •