ďťż

wika


dobre!

zacznijmy od ciekawostki biograficznej, niezwykle istotnej w kontekście postrzegania The Keep. otóż film ów nie jest debiutem Manna na stołku reżyserskim. facet wystartował do wielkiej kariery znakomitym sensacyjnym Thiefem, który ustawiony obok największych czadów tegoż gatunku wcale nie wygląda jak dzieło debiutanta. przeciwnie: Złodziei ukazuje kunszt Manna w pełnym blasku i eksponuje kluczowy dla twórczości reżysera arcymęski motyw wierności zasadom w sytuacjach ekstremalnych. tymczasem The Keep, drugie w kolejności poważne filmowe przedsięwzięcie Manna, tak radykalnie odbiega od jego uniwersum, że bez jaj musiałem dwukrotnie przewijać napisy początkowe, żeby się upewnić, czy przypadkiem nie nakręcił tego jakiś inny Mann z nazwiska. okazało się, że nie - Twierdza faktycznie wyszła spod ręki Manna Michaela, reżysera Heat oraz producenta Crime Story.

czy film mi się podobał? odpowiem wymijająco: napisanie obiektywnej mini-recki horroru, w którym głównym przeciwnikiem w miarę pozytywnych bohaterów jest zjawa z gorejącymi na czerwono ślepiami, podpada pod niemożliwość. gdzie trzeźwe spojrzenie na scenariusz, gdy na ekranie toczy się nierówna walka żołnierzy z zaświatowym demonem zamieszkującym wschodnioeuropejskie zamczysko? jak tu pisać o aktorstwie czy dialogach, gdy w tle Czyste Zło szturmuje bunkry tudzież inne schrony, gdy przy dźwiękach wystrzeliwanych ostatnich nabojów rozbebeszani są kolejni bohaterowie? definitywnie, diabli biorą wszelki obiektywizm.

fabuła (będąca przeróbką książki Francisa Paula Wilsona) trąci ponadczasowym kultem i kojarzy się z opowieściami o living dead nazi. oto grupa niemieckich wojaków dostaje rozkaz obrony niewielkiej twierdzy gdzieś na rumuńskim zadupiu. owa twierdza ma ponoć dla nazioli znaczenie strategiczne i musi pozostać we władaniu oficera Woermanna do czasu przybycia posiłków. w tym momencie wchodzi lovecraftowski motyw, który normalnie zjeżył mi kłaki na rękach. jak wynika z ustaleń naszych bohaterów, fort, w którym przyszło im przenocować, zaprojektowany został w celu zatrzymania wroga wewnątrz, a nie odpierania ataków z zewnątrz. jakieś pytania? nie? w takim razie idziemy dalej. kiedy zapada zmrok, przytwierdzone do zamkowych murów krucyfiksy zaczynają emanować srebrną poświatą. wbrew ostrzeżeniom wieśniaków i w tajemnicy przed przełożonymi, paru pazernych niemieckich żołdaków postanawia wyciągnąć ze ściany krzyżyki. następnego ranka ich ciała zostają odnalezione w stanie kompletnie zmasakrowanym. wkrótce trupem padają inni wojacy, a twardziel Woermann mięknie nam w oczach. niestety im dalej w las, tym filmik traci moc i zaczyna solidnie wkurzać. ale jako że miałem dzisiaj dobry dzień, a w pokoju ustawiłem sobie ołtarzyk ze św. obrazkiem reżysera, nie będę kopał Manna po jajach i znęcał się nad jego młodzieńczym dziełem.

zapytacie, ile Manna w The Keep. już odpowiadam: film jest w ciul mroczny, ciężki i bardzo zasadniczy. w tym sensie wypisz wymaluj Michael Mann: ani grama poczucia humoru, żadnego wentyla bezpieczeństwa. z niezamierzonym komizmem mamy do czynienia dopiero wówczas, gdy pojawia sie szef demonów. jego gumowy uniform to chyba ukłon w stronę Czarnej Laguny. w ogóle efekty specjalne są mocno do dupy. osoby wychowane na vhs-ach poczują się jak w domu. młodsza widownia natomiast wychowana na youtube będzie kręcić nosem. z innych rzeczy typowych dla Manna: klimatyczna muzyka precyzyjnie dopasowana do rytmu danej sceny, permanentna noc, świetlne ornamenty, sadysta w obsadzie (Gabriel Byrne) i to by było na tyle. minusów jest oczywiście od groma, ale jak się rzekło nie będę ich punktował, ponieważ film jako taki był ogólnie fajny w oglądaniu, raz nawet porządnie wystraszył, no i przede wszystkim wstydu reżyserowi nie przyniósł.


Film praktycznie na którym się wychowałem, ponieważ w odległych czasach królował w marnej jakości na nie istniejącej już Poloni 1. Niestety gdy go oglądałem miałem jakieś 7 czy 8 lat tak więc postanowiłem sobie go odświeżyć. Niestety The Keep okazał się pierwszym filmem Manna, którego nie skończyłem. Zapowiada sie przednio i mrocznie, ujęcia zbliżających sie niemieckich ciężarówek, zbliżenie na oczy głównego bohatera i bajecznych krajobrazów Rumuni strasznie mnie wkręciły w klimat filmu. Niestety czym dalej tym gorzej, pojawia się ksiądz mieszkający w pobliskiej wiosce, który wzywa odwiecznych strażników twierdzy i w tym momencie fabuła robi się strasznie ciężka i nie do zniesienia. Czuć w niej tematykę cienkich horrorów z tamtych lat . Mann starał się jak mógł aby fabułę tego prostego wręcz horroru trochę naciągnąć - urzeczywistnić, jednak chcąc nie chcąc musiał w końcu powrócić do sedna sprawy. Nie wytrzymałem, wyłączyłem film mniej więcej w połowie... ;/
Film jest do dupy! Dlaczego?? Kto czytał książkę na podstawie której film nakręcono ten wie. Tyle na ten temat. Książka jest świetna, film miałki i bez klimatu. Mann jest wielkim reżyserem, ale adaptacja książki mu nie wyszła. Obejrzałem ten film jeden raz dawno temu na Polonii 1 i nie chcę więcej.
Nie będę oryginalny - pierwsze 15-20 minut The Keep to 10/10. Arcypoważny klimat, podsycony ciekawymi patentami (m.in wspomniane przez Mentala mury zamczyska pogrubione od wewnątrz, srebrne krucyfiksy, fosa, kładka, kapitalne oświetlenie) i kilkoma fajnymi - przynajmniej w tej części filmu - postaciami: twardzielskim Woarmannem, psycholem Kaempferrem czy nawet starcem opowiadającym bez cienia dowcipu o przeszłości twierdzy. Niestety później poziom epy i emocji spada do rangi kupsztala, który trzeba obejrzeć na gazie, aby pewne rzeczy przyjąć bez grama krytyki. Chodzi głównie o fatalną postać graną przez Glenna (tartakowa postawa...) i kiczowaty, nonsensowny wręcz wątek romansu z córką profesora. Nie ulega również wątpliwości, że ta cała atmosfera fantasy-horroru gdzieś się rozpływa, mam wrażenie, że Mann za dużo eksperymentował z wizual-audio orgią. Początek filmu, kiedy do rumuńskiej wiochy wjeżdża konwój udał mu się perfekcyjnie. Za to sekwencja ze strażnikami na patrolu ginącymi z rąk demona nie robi szału. Wniosek? Niech Mann już nigdy nie próbuje kręcić innego gatunku niż dramat sensacyjny. Tu jest królem, mistrzem, wirtuozem. Prawda jest, że za młodu każdy popełnia błędy. Mann też

3/10



Niech Mann już nigdy nie próbuje kręcić innego gatunku niż dramat sensacyjny. Tu jest królem, mistrzem, wirtuozem.

Eee tam. "Ostatni Mohikanin" jest jednym z najlepszych filmów Manna, a "Miami Vice" jednym z najsłabszych. Choć rzeczywiście, w tym gatunku Michael czuje się najpewniej, a niepowodzenie "The Keep" z pewnością ma coś z tym wspólnego.

Co do "Twierdzy" (to chyba polski tytuł, przynajmniej taki ma książka) - nuda straszliwa. Pomijam fakt, że z filmu chyba dużo wycięto, dziur logicznych jest pełno (w przeciwieństwie do książkowego oryginału), no i nie jest straszny. Najgorsze jest to, że nic się tam nie dzieje. A nawet jak się dzieje, to tak jakby się nie działo. Świetna muzyka, znakomite zdjęcia, wątek z Prochnowem i Byrnem wygrany, bardzo ładna dziewczyna w roli głównej. Jeszcze tytułowa twierdza robi wrażenie. I tyle plusów. Scott Glenn koszmarny. W książce jest to tajemnicza postać, która intryguje, do której ciężko się ustosunkować. Glenn tymczasem jest drewniany, jeden wyraz twarzy przez cały film. Jego aż nie chce się lubić.
Kompletnie nie udane są relacje między McKellenem, a Mordarem, czy jak on tam się nazywał. W filmie sprowadza się to tylko do uzdrowienia tego pierwszego. Prowadzone dyskusje między jednym, a drugim - tak ważne w powieści - u Manna przepadły. Spłycił M.M. materiał, stawiając na grozę (której nie ma) i nieco oniryczny klimat (to się udało).
Co ciekawe, F.Paul Wilson napisał jeszcze dwie kontynuacje "The Keep" - "Odrodzonego" i "Odwet" - które, rzecz jasna, nie doczekały się filmowych wersji. Być może więc, ktoś jeszcze raz sięgnie za pierwszą część trylogii i naprawi błędy Manna.
Ja jak oglądałem filmografię Manna to po prostu ominąłem The Keep - tego filmu nie ma Nie chcę tego oglądać i niszczyć sobie wizerunku M.M. jako mistrza realistycznych, ostrych dramatów sensacyjnych z wyrazistymi postaciami. Keep tak totalnie nie pasuje do tego klimatu, że M.M musiał po prostu w te lata zostać opętany przez jakieś rumuńskie demony. Nie oglądam, e-e. Jak to możliwe, że on to w ogóle zrobił?
Thief to debiut Manna, a Manhunter to jego drugi film ;]

"Ostatni Mohikanin" jest jednym z najlepszych filmów Manna, a "Miami Vice" jednym z najsłabszych.

No, uważaj Crash pamiętaj, gdzie jesteś
Odpowiedziałbym do rymu, ale Mefisto wtedy napisze, że jest na forum

No, gdzie? Proszę, powiedz, gdzie??

W Spaaaaaaarcie!!!!
Wczoraj obejrzałem na TVN i muszę stwierdzić że film jest fabularnym dnem. Tak niespójnego filmu, w którym kolejne sceny nijak wynikają z poprzednich nie widziałem od czasu "Diuny" Lyncha. Mam nadzieje że to wina jakiegoś nawiedzonego producenta, który pociął wizję Manna nożyczkami. Albo Michael Mann miał jakieś problemy z głową w czasie kręcenia.
Film jest do obejrzenia, choć z dużym zażenowaniem, tylko dzięki klimatycznym, ciekawie oświetlonym kadrom oraz muzyce, która dodaje charakteru. O aktorach nie warto wspominać bo nie mogli niczego pokazać, a obsada miała potencjał. Ten film to bardzo dobra oprawa, fatalnej historii. daje 2/10.

Ciekawy opis no i jak się okazuje film powinien być 2 x dłuższy...
http://www.the-keep.ath.cx/film_en.htm
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •