wika
Pomyślałem, że przydałby się wątek, w którym możnaby typować (z uzasadnieniem) najgorszych reżyserów. Ale nie totalne niedorajdy w rodzaju Uwe Bolla. Oni są oczywistymi niedołęgami. Myślę raczej o tych sławniejszych, mniej nienawidzonych, a jednocześnie nieporadnych. Przykłady:
Brett Ratner - temu panu wyszedł jeden film (Red Dragon). W pozostałych jego produkcjach jest tylko jedno: spory budżet. Nie ma za to emocji, DOBREGO humoru, ciekawej akcji czy scen godnych zapamiętania. Filmy Ratnera ogląda się zupełnie bez przejęcia, często zerkając na zegarek - a to wielki reżyserski grzech. A zapomina się o nich sekundę po tym, jak zaczną lecieć napisy końcowe.
Paul W.S. Anderson - podobnie jak wyżej - spory budżet i nic więcej. Z tym, że Anderson nie ma na koncie ani jednego dobrego filmu (Ukryty wymiar? Pliiiz, giw mi a brejk...). A na dodatek ten pan ma wielką słabość do zupełnie nie trzymających się kupy fabuł, pełnych niedorzeczności, ewentualnie profanujących jakąś licencję (a bywa, że i jedno i drugie).
Stanley Kubrick - trochę jak u Ratnera - głównie ładne obrazki. Filmy zupełnie pozbawione emocji; może i historie są ciekawe, może i niosą interesujące spostrzeżenia, ale życia w tym ani za grosz. A jak tu się przejmować filmem, jeśli nie przejmujemy się jego bohaterami? Kubrick to mocno przeceniany reżyser, który nawet z brutalnej wojny wietnamskiej potrafi zrobić film nie trzymający w napięciu i pozbawiony energii. Jasne, fajny był wątek Hartmanna i Pyle'a - i nic poza tym. A teraz mnie zabijcie.:)
Marek Koterski - czyli festiwal bluzgów, sztucznie brzmiącej niepoprawnej polszczyzny, złego montażu i ogólnej dodupności i szarości, czyli Standardowe Polskie Filmy nr 18676, 18677 itd. A jakby to powiedzieć językiem Koterskiego: chujnia jest chujnia, chujnia. Jak chujnia jest pokazana jest, to co tu kurwa mówić więcej powiedzieć? Jak Koterski chujnię zrobi to nie ma chuja we wsi, nie?
marszcząc czoło z wysiłku zgodzę się co do Ratnera i Andersona. Koterskiego i KUBRICKA nie skomentuję, bo to prowokacja służb specjalnych, inaczej być nie może
mój typ:
Maciej Ślesicki - szlachetne jest to, ze ten pan lubi kino popularne, z którego czerpie garściami tworząc swe sensacyjne dzieła. Ale to wszystko takie nieporadne, schematyczne, kiepsko wyreżyserowane. Tendencyjne kopie amerykańskiego kina rozrywkowego. Łatwe kino łatwo się ogląda, ale mnie Ślesicki cholernie drażni.
Brett Ratner - temu panu wyszedł jeden film (Red Dragon).
a Godziny szczytu? mi się podobały, choć de facto nie wysokich lotów
Paul W.S. Anderson - podobnie jak wyżej - spory budżet i nic więcej. Z tym, że Anderson nie ma na koncie ani jednego dobrego filmu (Ukryty wymiar? Pliiiz, giw mi a brejk...).
a właśnie, że Event Horizon
Stanley Kubrick - trochę jak u Ratnera - głównie ładne obrazki. Filmy zupełnie pozbawione emocji; może i historie są ciekawe, może i niosą interesujące spostrzeżenia, ale życia w tym ani za grosz. ...A teraz mnie zabijcie.:)
ja poczekam aż Cie Adi zabije, bo głupoty piszesz
Marek Koterski - czyli festiwal bluzgów, sztucznie brzmiącej niepoprawnej polszczyzny, złego montażu i ogólnej dodupności i szarości, czyli Standardowe Polskie Filmy nr 18676, 18677 itd.
dwa słowa: Nic śmiesznego!
Stanley Kubrick - trochę jak u Ratnera - głównie ładne obrazki. Filmy zupełnie pozbawione emocji; może i historie są ciekawe, może i niosą interesujące spostrzeżenia, ale życia w tym ani za grosz. A jak tu się przejmować filmem, jeśli nie przejmujemy się jego bohaterami? Kubrick to mocno przeceniany reżyser, który nawet z brutalnej wojny wietnamskiej potrafi zrobić film nie trzymający w napięciu i pozbawiony energii. Jasne, fajny był wątek Hartmanna i Pyle'a - i nic poza tym. A teraz mnie zabijcie.:)
Ok, możesz mieć swoje zdanie.
(pauza)
(nie, w sprawie Kubricka tak nie wolno!)
ale umieszczanie Kubricka na liście NAJGORSZYCH reżyserów to drobne przegięcie. masz prawo go nie lubić, ale AŻ TAK ZŁY ON CHYBA NIE JEST? Naprawdę nie znasz gorszych 'artystuf'?
Military - nie żyjesz.
military, wg mnie zarzut wobec Kubricka jest bezsensowny. Czemu? Prawie każdy film z lat 60/70, moim zdaniem, przynuża. Wtedy po prostu innaczej się kręciło filmy, zwracało się uwagę na inne rzeczy. Równie dobrze mógłbym wymienić tu prawie wszystkich reżyserów kręcących w tym okresie. Ale po co?
Bezapelacyjnie się zgadzam w kwestii Andersona. "AvP" i "Resident Evil" spieprzył tak, że aż miło popatrzeć.
Szczerze mówiąc niewielu reżyserów przyprawiło mnie o wrzody na żołądku. Jednym z nielicznych jest Brett Piper, twórca "Barbarzyńskiej nimfomanki w piekle dinozaurów". Jean Rollin (twórca "Zombie Lake") i reżyserzy Tromy zasługują na miano najgorszych reżyserów, zaś Kubrick i Koterski zdecydowanie NIE.
Bułecki, Ty tez oszalałeś
Jednym z nielicznych jest Brett Piper, twórca "Barbarzyńskiej nimfomanki w piekle dinozaurów".
lol - nawet nie wiesz, jaki to kultowy tytuł tutaj
pozdrawiamy Jakuzziego
Bułecki - to pseudonim jakiegoś agenta semantycznego układu lata 60. i 70. to okres arcyciekawy, z ogromną ilością dzieł wybitnych. Nie wypada nawet wymieniać tytułów, bo kto filmy z tego okresu oglda, ten wie w czym rzecz.
a może Military chodziło o najgorszych z najlepszych?
Owszem, jest bardzo wiele dzieł wybitnych, ale ktoś wychowany na filmach ze Schwarzeneggerem i Van Dammem musi, że tak poetycko powiem, mocno przysiąść na dupie, aby obejrzeć coś od początku do końca. Dla przykładu: wczoraj zasnąłem na "Taksówkarzu" To, że film jest nudny przez jakieś 50% nie dyskredytuje (ale mądre słowo) go u mnie. Po prostu jest nudny przez 50%
Taka jest moja opinia.
Bułecki - to pseudonim jakiegoś agenta semantycznego układu
Wiem, gdzie mieszkasz
Sami widzicie, że w tym wątku nie chodziło mi o wytypowanie tych oczywiście złych reżyserów. Raczej tych, których wy z jakiegoś powodu uważacie za najgorszych. No a filmy Kubricka mnie niesamowicie nudzą, co ja poradzę... Następny do listy, też kontrowersyjny:
Ridley Scott - i nie dlatego tu jest, bo jest najgorszy, ale dlatego że to przeciętniak, któremu wyszły dwa filmy, a jest wychwalany pod niebiosa. Alien - przyznaję, kunszt reżyserski jest widoczny. Blade Runner - tutaj wszystko jest raczej zasługą dobrego scenariusza. Pozostałe Gladiatory i inne Naciągacze - przeciętniactwo, w dodatku nużące (na Gladiatorze zawsze usypiam w tym samym momencie:) ). Może to nie przypadek, że najlepsze filmy Scotta to filmy sf? Może powinien zająć się właśnie tym gatunkiem? Kino historyczne wybitnie mu nie wychodzi (MOIM ZDANIEM), sensacyjne jest na przeciętnym poziomie - zapomina się o tych produkcjach w dwie minuty po obejrzeniu...
A "Thelma i Luiza" też cię nudizła? A "Wyprawa do raju - 1492"? A "Helikopter w ogniu"? Bo że "Króleswto niebieskie" - to rozumiem. W końcu nie chodzi o reżysera idealnego, próbując tego czy tamtego mozna czasem pobłądzić.
Że też wtrące swoje trzy grosze: "Helikopter w Ogniu" to najnudniejszy film wojenny jaki widziałem. Wiele osób, co zaskakujące, podzieli pewnie moją opinię.
Dla mnie najgorszym reżyserem jest David Lynch. Przekombinowane, fragmentaryczne kino w przyciężkawych klimatach, za którym zupełnie niewiadomo czemu szaleją krytycy. I nie piszcie, że to inteligentne kino dla ludzi inteligentnych. A jeśli już chcecie to powiem jedno: wolę być głupi, a Lyncha nie oglądać. Po prostu nie mogę go zdzierżyć.
Przy okazji, pozdrawiam Desjudiego :P
Że też wtrące swoje trzy grosze: "Helikopter w Ogniu" to najnudniejszy film wojenny jaki widziałem. Wiele osób, co zaskakujące, podzieli pewnie moją opinię.
hOPSik nie rób mi tego
a co by było w temacie...hmm...oprócz Bolla, to najgorszy jest...Lucas
Lubię SW, ale to że są takie dobre to właściwie nie jego zasługa, tylko ekipy, która postanowiła zrobić coś więcej. Poza SW ten pan zresztą wielkich osiągnięć nie ma. Zdecydowanie jest lepszym biznesmanem i producentem.
Poza tym najgorsza jest maniera Spielberga od jakichś 10 lat. Facet nie wie, kiedy przestać, a to na takiego wielkiego reżysera nie jest dobrze.
hOPSik nie rób mi tego :(
Cóż, to nie moja wina, że "Helikopter..." to kawałek śmierdzącej kupy. Nie wiem co jest takiego ciekawego w prawie dwuipółgodzinnej, chaotycznej strzelaninie. LITOŚCI!
Zgadzam się co do "Helikoptera w ogniu" Widziałam tylko początek, dalej nie dałam rady, ztego powodu, który wymieniłeś. A wtrąciłam ten tytuł do obrony Scotta, bo ciągle spotykam sie z pozytywnymi opiniami na jego temat ze strony płci, zwaną brzydką. Więc myślałam, że może niepotrzebnie nacisnęłam guzik "stop".
Co do Lyncha - popieram. Dwa pierwsze filmy jakie zobaczyłam - Blue velvet i Dzikość serca - owszem, porwały mnie jako coś nowego pod wzglęem formy, obrazu, które przewyższają proste treści. Ale później ten pan zaczął mnie nudzić, jest ciągle taki sam, tak samo zagmatwany, nieszczery, ukryty, szkoda mi czasu na rozwiązywanie jego filmowych łamigłówek, niech się sam w nie bawi, tym bardziej, że nie olsniewaja mnie pod względem przekazu. Co prawda spróbował być normalny i czytelny w "prostej historii" ale jak sam mówi, nie lubi tego filmu.
Ale nie odważyłabym się zaliczyć go do najgorszych reżyserów. Nie chce mi sie wierzyć, żeby az tylu ludzi snobowało się na Lyncha. Może on jednak coś w sobie ma, czego ja nie czuję?
Dla mnie najgorszym reżyserem jest David Lynch. Przekombinowane, fragmentaryczne kino w przyciężkawych klimatach, za którym zupełnie niewiadomo czemu szaleją krytycy.
Czyli nie oglądałeś ani "Człowieka Słonia", ani "Prostej Historii".
Ad. "Helikopter..."
Gratuluję zdecydowania w działaniu. Ja niestety postanowiłem obejrzeć go do końca [bardzo rzadko przerywam seans jakiegoś filmu] i ekstremalnie się na nim wynudziłem. Co z tego, że ma super zdjęcia i w miarę realistycznie oddaje przebieg bitwy? Nie dość, że konflikt w filmie przedstawiony jest mało interesujący, to jeszcze sposób w jaki został pokazany jest równie nieciekawy.
Ad. David Lynch
Mnie nie dość, że filmy Lyncha nudzą, to na dodatek nużą i męczą. Nawet sobie nie wyobrażasz jaką drogą krzyżową było dla mnie obejrzenie do końca "Zagubionej Autostrady" [jeden z najgorszych filmów jakie widziałem w życiu - stoi nawet w moim dossier], nie wspominając już o oklaskiwanym przez wszystkich moich znajomych "Blue Velvet", który nie dość, że mi się nie podobał, to dodatkowo zniesmaczył. I nawet argument, że genialnie zagrał Hopper, a MacLachlan udanie mu wturował do mnie nie przemawia. Lynch jest dla mnie reżyserem straconym. A najbliższy jego film, kręcony w dodatku w Polsce, uroczyście zbojkotuje.
Helikopter jest przeciętny. Ale dlatego umieściłem tu Scotta - bo jego filmy są średniackie, a uznaje się go za geniusza. Przegiąłem w drugą stronę. Zaś Thelma i Louise - tak, nudziły mnie straszliwie.:)
Nazywanie reżysera najgorszym, bo zrobił dwa arcydzieła, garść przeciętnych, jak na niego, filmów, plus opinia "bo mi się ten film nie podobał" to jak strzelanie do ryb w beczce. Nie będę komentował głodnych kawałków o Kubricku czy Lynchu. Zdarzają się kwiatki typu Jan De Bont, czy Paul Anderson, którym inwencji starczyło tylko na dwa pierwsze filmy, a reszta to piach. Zostawmy też z boku jednorazowców, jak Brambilla, Longo, Lisberger, A nie widzicie, szanowni opierdalacze, "mistrzów" typu Marek Piestrak? W tym temacie należy wyróżniać ludzi, których CAŁA twórczość to pasmo gniotów.
Kubrick, Lynch, Scott - najgorsi. To ja jeszcze dołożę Scorsese, Hitchcocka, Spielberga, Kieślowskiego, Wajde, Leone, Tarantino, Cronenberga, Burtona i von Triera - kilka arcydzieł, a i owszem, ale nie trzymali równego poziomu przez cały reżyserski okres, więc kij im w dupe i tak trzymać, są NAJGORSI
Scotta wrzuciłem z przekory, jak już napisałem - skoro nazywacie go jednym z najlepszych, to ja nazwę go jednym z najgorszych, bo jest PRZECIĘTNY. Kubrick bardzo, ale to bardzo mi nie wchodzi i naprawdę nie wiem czemu się ludzie zachwycają, ale już dużo o tym pisałem - o NUDZIE i BRAKU jakichkolwiek EMOCJI towarzyszących jego filmom. Które, tak przy okazji, kojarzą mi się z muzyką techno - zimną, bezduszną, matemaczynie wyliczoną.
I napisałem w wątku, że nie chciałbym tu wymieniać Bollów i Piestraków, bo to oczywiste...
Jan de Bont idealnie tu pasuje - z filmu na film coraz bardziej się staczał, a dno osiągnął w okolicach Tomb Raidera. Na początku wyszedł mu świetny Speed, no ale cóż, Scottowi wyszedł Alien. Może i de Bont zaatakuje raz jeszcze, jakimś jego Blade Runnerem.
Peter Jackson- jego filmy w ogóle mi nie leżą. W ostatnich czterech "dziełach" podejmował się tematów, do których żywię wrodzoną nienawiść (chodzi o trylogię LOTR i King Konga). Niestety owe filmy wywołują u mnie tylko znudzenie, a momentami nawet zarzenowanie.
Hm military...Dziwne, że w twoim zestawieniu nie ma Geogre'a Lucasa... O tym kiepskim rzemieślniku może byś coś skrobnął? Bo o ile sie nie zgadzam może z twoimi typami (czemu akurat Ratner?!), to sa one bardzo zabawne.
Zabawne? Hmm, po prostu nie przepadam za hołubionymi tu i ówdzie reżyserami. Np. za Wajdą - który kręci teatry telewizji, a nie filmy. Jego standardy są dobre - jak na lata 50-te ubiegłego wieku...
Peter Jackson- jego filmy w ogóle mi nie leżą. W ostatnich czterech "dziełach" podejmował się tematów, do których żywię wrodzoną nienawiść (chodzi o trylogię LOTR i King Konga). Niestety owe filmy wywołują u mnie tylko znudzenie, a momentami nawet zarzenowanie.
rozumiem - można filmu bądź twórcy nie lubić. ale nienawidzieć? don Vito, to tylko filmy, po co ten dżihad? są przecież obrazy 485 razy gorsze pod wszelkimi względami, a roszczące sobie prawo do bycia wybitnym (np. "najlepsza komedia roku" czyli Francuski Numer).
wracając do tematu, dorzucę kilku najgorszych:
- Woody Allen - od 40 lat wciąż neurotyk. w kaftan go, zakneblować, zamknąć w psychiatryku.
- Tim Burton - pacjent idealny psychologa klinicznego. przestraszone dziecko udające odważnego dorosłego.
- Andrzej Munk - zrobił tylko 3 filmy, po czym zmarł. najgorszy drań - jak on mógł?
- Francis Ford Coppola - brodaty grubas propagujący wartości mafijne. do tego pokazuje mord wołu, bezczelny.
Podstawowy błąd karwa jego mać - nauczcie się jeden z drugim odróżniać reżyserów złych od reżyserów, których nie lubicie!
Military - jeśli w grze Nicholsona w "Lśnieniu", albo Scotta w "Dr Strangelove" nie widziałeś JAKICHKOLWIEK emocji, to idź do lekarza od oczu i nie zatruwaj naszych cennych płynów ustrojowych. Najlepiej cofnij się do pornoli. Tam jest mnóstwo emocji.
Hej, hej, spokojnie! Widzę, że iskrzy, niedobrze. Zdaje się, że temat trzeba będzie zamknąć, bo niechybnie dąży do wzajemnego opluwania. Mod
adminie, nie masz prawa zamknąć, jest ok, do rękoczynów jeszcze nie doszło
Grunt, to trzymać rękę na pulsie i reagować zanim dojdzie...
Zaraz dojdzie, jeśli ten Jasiu Śmietana nie wróci na forum onetu, gdzie może pisać te bzdury.
Adi, prooooszę.
z takim adminem to wszyscy czujemy się tu bezpiecznie jak u babci na obiedzie
kilka typów najgorszych:
-Roman Polański - niegodziwiec zajmujący się ludźmi złymi, gwałtownymi, niepewnymi i perwersyjnymi. gdzie tu wiara w człowieka, gdzie radość życia?
-Ingmar Bergman - pretensjonalna nuuuda, najczęściej w czerni i bieli, więc irytująco monotonna. same niestrawne psychodramy.
-Federico Fellini - chaotyczny, artystowski włoski pożal się Boże twórca. dużo nieporadnych emocji.
to zdecydowanie wątek na poprawę humoru;)
Military - jeśli w grze Nicholsona w "Lśnieniu", albo Scotta w "Dr Strangelove" nie widziałeś JAKICHKOLWIEK emocji, to idź do lekarza od oczu i nie zatruwaj naszych cennych płynów ustrojowych. Najlepiej cofnij się do pornoli. Tam jest mnóstwo emocji.
Przepraszam cię bardzo, ale w takim dennym "Showtime" De Niro też dobrze zagrał. To zasługa reżysera? Bo moim zdaniem to, jak gra aktor, to zasługa aktora. A Nicholson zagrałby dobrze i u Mariusza Pujszo.
Wyraziłem swoje zdanie, przecież nikogo nie przekonuję na siłę, powiedziałem że to moja opinia, a pisałem więcej postów, bo chcieliście wiedzieć DLACZEGO tak sądzę. Nie podoba mi się ANI JEDEN film Kubricka, we wszystkich widzę TE SAME WADY. To chyba daje mi podstawy aby UWAŻAĆ* go za ZŁEGO reżysera?
*uważać - być zdania; sądzić, mniemać, a nie podawać za dowiedziony i obiektywny fakt.
P.S. No chyba, Adi, że za obrazę majestatu grożą dyby albo stryczek, bo przeca milion much nie może się mylić... Ale nie lubię takiego podejścia. Kubrick byłby dobrym dokumentalistą, do filmów fabularnych nie miał ręki - takie moje zdanie, uważam jego reżyserię za złą, koniec dyskusji.
Zastanów się krytykancie i zmień nazewnictwo. Używając Twojej nomenklatury, to Pudzian wcale nie jest najsilniejszym człowiekiem na świecie, bo komuś nie podoba się kształt jego nosa. Jeśli brak Ci odpowiednich właściwości psycho-odbiorczych, nie feruj tak kretyńskich wyroków. Jak widać, Kubrick nie jest dla wszystkich, a Ty chcesz być mądrzejszy od np Spielberga i Camerona, dla których był wielki. Nie znasz się więc zamilknij.
P.S. Romeck, nie interweniuj. Jeśli ten krytykant nadal będzie pisał od rzeczy, sam wywołam wilka z lasu i szybko skasujesz cały wątek .
Siłę można zmierzyć. Wartości filmu się nie zmierzy jakoś obiektywnie. Dziwne masz argumenty.
A poza tym to głupota. Zabraniasz mi wyrażania własnego zdania, grożąc zamknięciem tematu i gdzieś tam pomiędzy wierszami banem. Jeśli takie zasady tu panują, to ja dziękuję. Normalnie IV RP.
Giertych też ma własne zdanie i po co mu one?
istnieją towarzystwa wspierające idee kreacjonistyczne. są tacy, którzy święcie wierzą w słońce krążące wokół ziemi. są i tacy, którzy uważają "Nigdy w życiu" za najlepszy film polski 2004 roku. istnieje wielu takich, którzy chętnie przejdą się na wiec poparcia Jarka K.
bywa, każdy ma prawo do mówienia wszystkiego, co mu się podoba i uważa za słuszne i jak najbardziej poważne, jesli tym samym nie krzywdzi innej osoby.
Eh... aż żal czytać taką "uzasadnioną" krytykę poglądów innego człowieka. military UWAŻĄ/SĄDZI/MA OPINIĘ, że Kubrick jest jednym z najgorszych reżyserów. Nie widzę w takim stanowisku nic obrazoburczego. Zwłaszcza, że military UZASADNIŁ swoją opinię.
Adi, mam pytanko- na jakiej podstawie uważasz, że Ty się znasz, a military nie?
Rozejrzyj się po stronie, to zobaczysz. Poza tym gdzie Ty tu widzisz uzasadnienie? Oto usadadnienie military: "nie ma, nie ma, brak, nie widzę". A wystarczyło napisać, że mu się NIE PODOBA. Ale nie - on musiał pójśc dalej i własne, rzucone jak pasztet o asfalt zdanie przedstawić jako wiążącą ocenę.
Peter Jackson- jego filmy w ogóle mi nie leżą. W ostatnich czterech "dziełach" podejmował się tematów, do których żywię wrodzoną nienawiść (chodzi o trylogię LOTR i King Konga). Niestety owe filmy wywołują u mnie tylko znudzenie, a momentami nawet zarzenowanie.
Teraz ty nie żyjesz
To, że podejmował tematy "które ci nie leżą" nie ma nic wspólnego z tym czy reżyser jest zły czy nie. Ten temat powinien zmenić chyba nazwę z najgorsi reżyserzy na "najbardziej nie lubiani" wtedy taka wypowiedź ma sens.
A moje typy to:
Jerzy Kawalerowicz- Nudna i męcząca Matka Joanna od Aniołów, przeciętny Faraon i kiczowate Quo Vadis? tyle mojim zdaniem.
Jerzy Gruza- reżyser kiepskich jesli nie dennych (Gulczas a jak myślisz?) komedii na dodatek mało śmiesznych.
Choć nie dziwi mnie reakcja Adiego, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę jego ostatnie opracowanie dotyczące Kubricka, to jednak muszę stanąć w obronie Military'ego, a zgodzić się z Desjudim, że każdy ma prawo do swojego zdania, nawet jeśli by to były straszne pierdoły. Pisząc, sam zazwyczaj unikam zwrotów typu 'moim zdaniem' czy 'wydaje mi się', bo zakładam, że czytający sam się tego domyśli i zrozumie, że wyrażam swoją opinię, a nie wypowiadam się w imieniu ludzkości. Dlatego 'to jest zły film' - pierwsze zdanie z recencji Desjudiego 'Pasji', zapadło mi w pamięć najbardziej ze wszystkich, jakie przeczytałem na stronie KMF.
Military chrzani bzdury, jego sprawa. Wolno mu i nie ma po co się wnerwiać. Lepiej pozachwycać się jesienią, bo, Bóg mi świadkiem - tak ładnego października nie pamiętam!
Filmy zupełnie pozbawione emocji; może i historie są ciekawe, może i niosą interesujące spostrzeżenia, ale życia w tym ani za grosz. A jak tu się przejmować filmem, jeśli nie przejmujemy się jego bohaterami? Kubrick to mocno przeceniany reżyser, który nawet z brutalnej wojny wietnamskiej potrafi zrobić film nie trzymający w napięciu i pozbawiony energii.
Pisząc, sam zazwyczaj unikam zwrotów typu 'moim zdaniem' czy 'wydaje mi się', bo zakładam, że czytający sam się tego domyśli i zrozumie, że wyrażam swoją opinię, a nie wypowiadam się w imieniu ludzkości. Dlatego 'to jest zły film' - pierwsze zdanie z recencji Desjudiego 'Pasji', zapadło mi w pamięć najbardziej ze wszystkich, jakie przeczytałem na stronie KMF.
z tego co rozumiem, bardzo mi miło się zrobiło
George Romero - to człowiek, który ma ciekawe pomysły (a raczej jeden pomysł, który eksploatuje do utraty tchu), ale ma duże problemy z przeniesieniem ich na ekran. Jego pierwszy film (Noc żywych trupów) był świeży, miał zaskakująco dobrych aktorów, był po prostu bardzo dobry. Ale reszta to odcinanie kuponów, które pozwala, MOIM ZDANIEM, umieścić Dżordża w tym wątku. Dlaczego? Oto WYŁUSZCZONE, WYPUNKTOWANE argumenty:
1. Zwykle ten pan sam sobie pisze scenariusze (co pochwalam), ale dialogi to jednak ktoś powinien mu poprawiać, bo oglądając filmy Romero odnoszę wrażenie że on w ogóle nie ma wyczucia w kwestii brzmienia tekstu. Choćby nie wiem jak sztucznie wypadały słowa w ustach aktora - reżyser nie zmieni tego, bo tak napisał w scenariuszu i tak ma być. To jest zapatrzenie w siebie, przekonanie o własnej nieomylności. Bla bla.
2. Poświęcanie ważnych elementów filmu dla zrealizowania "misji". Jakiej misji? Oczywiście "krytyki społeczeństwa konsumpcyjnego, zmierzającego ku zagładzie". Sprawdziło się to - od biedy - w drugim filmie sagi o zombie, ale trzeci tworzony był TYLKO z myślą o "komentarzu", i Romero nie zwrócił uwagi że wyszedł mu film wprawdzie z myślą przewodnią, ale nudny, mdły, a czasami wręcz koszmarny.
3. Syndrom Wajdy, czyli stosowanie środków rodem z poprzednich dekad. Najlepiej widać to w Land of the Dead, czyli filmie z 1969 roku zrealizowanym z użyciem sprzętu z 2005 roku. To, co kiedyś miało straszyć, emocjonować, zmuszać do myślenia, dziś jest łopatologią. Niesmiałe próby unowocześnienia filmu efekciarstwem spełzają na niczym, bo w filmie liczą się bohaterowie, a oni są dziś sztampowi. Potrafiliby zapewne porwać kilkanaście\dziesiąt lat temu, ale to już przeszłość...
Mógłbym jeszcze pisać długo dlaczego uważam Romero za złego reżysera, ale jednego temu panu nie mogę odmówić: stworzył nowy podgatunek filmowy. A to już wyczyn.
No to musisz mi teraz rozwinąć ten temat, bo nie kapuję. Nię będę się wysilał, sorry romeck. I tak ktoś zaraz na mnie naskoczy, że jestem prostym idiotą, który nie ma pojęcia o kinie i gada pierdoły. Tak, mam właśnie humor "na urażoną dumę", także się nie gniewaj :)
hOPSie, chodzi o nic innego, jak o wydobycie absurdu i zapewniam Cię - Lynch kręci bardzo sensowne, przemyślane filmy, które jednak wymagają skupienia i kilku chwil intelektualnego wysiłku. to nie jest kino na niedzielne popołudnie.
Słuchaj des, wszystko znowu rozbija się o pieprzony gust. Dlatego, tak jak pisałem w liście na KMF, dopóki się gustu nie wyzbędziemy, to mi podobać się będzie "Nigdy w Życiu", a krytykować będę "Wesele", a Ty będziesz robił na odwrót. To jak będzie, przyjacielu? :)
Wracając do Lyncha, "kilka chwil intelektualnego wysiłku" to prawdę mówiąc ogromny eufemizm. Bo wyobraź sobie, że mnie na "kilka chwil" stać, a sensu/sedna/meritum w takiej np. "Zagubionej Autostradzie" po prostu znaleźć nie sposób. Nawet czytając swoją drogą świetne opracowanie ww. filmu na stronie KMFu, mam nadal pewne wątpliwości co do, jak to niektórzy piszą, geniuszu tej niepotrzebnie przekombinowanej opowieści. Ja rozumiem, że filmy Lyncha nie są dla wszystkich, albo nie na każdą porę, ale nawet jeśli bym się naprawdę starał, to nie znajdę ani pory, ani innego ja, które byłoby w stanie przyswoić sobie te nieposkładane i "głębokie" opowiastki Davida.
Jeden film DL mi się podobał, żeby nie było niedomówień. A piszę o "Mulholland Drive". Prawdę mówiąc, sam nie potrafię powiedzieć, dlaczego akurat ten. I dlaczego w ogóle. [kwestię urodziwych aktorek odstawmy na bok - wiadomo, że mam do nich słabość ale w tym wypadku naprawdę nie miało to żadnego wpływu na moją zdolność asymilacji opowiadanej przez Lyncha historii]. "ML" nie podobał mi się jednak w całości. Lynch zaczął z sobie tylko znanego powodu kombinować w końcówce, czym po raz kolejny zabił do tej pory dobry film. Nie rozumiem takich dziwnych zabiegów. Kojarzy mi się to z jakimś złym nawykiem - dlatego wpisałem go do tego tematu.
A jeśli chodzi o Inland Empire, to kompletnie rozbiła mnie ciekawostka, którą przeczytałem w weekend. Że DL kręcił ten film bez scenariusza. I muszę powiedzieć szczerze, że na tyle mnie to zaintrygowało, że będę w stanie skusić się na seans. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Chociaż ta nadzieja jest naprawdę ulotna.
Jak widzisz, nie jest to żadne zacietrzewienie. Możesz oczywiście nie zaakceptować moich argumentów, no ale jak już pisałem, dopóki się gustu [albo mózgów :)] nie wyzbędziemy, do porozumienia nie dojdziemy.
PS: Kpiarskie wprowadzanie tutaj niektórych nazwisk może jest sympatycznnie rozbrajające, ale nie pasuje do tematu zbytnio. IMHO.
otóż to - może wszystko rozbija się o gust i nie ma sensu dyskutować na jakikowiek temat, bowiem zawsze natkniesz się na falę obojętności ze strony interlokutora jesli masz wątpliwości co do potencjalnego geniuszu pewnych twórców i potrafisz to sensownie uzasadnić, to jest mi wtedy bardzo miło i chętnie się z opinią tego typu zapoznaję. W takim wypadku do swoistego porozumienia możemy dojść zawsze
PS. kpiarskie, ale podstępne reductio ad absurdum, bo inaczej wątku pod takim tytułem nie jestem w stanie wyobrazić
Bardzo skutecznie idzie Ci spłycenia moich wypowiedzi, drogi interlokutorze :P W każdym razie, czy "swoiste porozumienie" to przekonanie mnie do Twoich racji?
Ad. PS
Wydaje mi się, że większość osób pisze tu na poważnie. Nie można tak kpić z czegoś tylko dlatego, że to coś nam nie pasuje. Temat Ci nie odpowiada? Nie czytaj - proste :) Nie pisz - oczywiste ;>
drogi interlokutorze, jeśli spłyciłem Twoją wypowiedź, to serdecznie przepraszam, nie to było moim celem czy chcę przekonać do swoich racji? chętnie, ale nie jest to konieczne, będę czuł się równie dobrze wiedząc o zdaniu odmiennym od mojego.
szczerze powiem - nazywanie reżyserów pokroju Kubricka czy Lyncha tymi najgorszymi jest nierozsądne, żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie. nie chodzi tu o miliony much zlatujące się do bylejakiego gówna uznanego za smaczne. zważ jednak - z jakiegoś powodu niektórzy są uznawani za wybitnych, zdolnych, wyjątkowych. Twórca ma jakiś cel, który osiąga za pomocą odmiennych, czasem niespotykanych wcześniej środków. Artysta taki potrafi uzasadnić istotę swej sztuki - w biografii, wywiadzie czy innego typu wypowiedzi. co więcej - bystry obserwator jego poczynań nie olewa ciepłym moczem sztuki "bo tak", "bo nudne", "bo nie rozumiem". Tak nie można, bo jest to po prostu niesprawiedliwa i niepełna ocena ignorująca samego artystę i jego sztukę, która chce być rozumiana, a nie lekceważona. Jeśli czytasz książkę, to nie składasz tylko literek w wyrazy, a te w zdania, tylko wypatrujesz w tym jakiejś idei czy sensu. Idąc tropem skrajnego subiektywizmu w ocenie sztuki i twórców, można postponować dorobek Manna, bo nudny, Kafki, bo ponury, Szymborskiej, bo nie lubię, Orwella, bo bełkotliwy i Kinga, bo pisze straszne książki. Nie jest oczywiście tak, że wszyscy na pytanie Pimpki "Kim był Słowacki?" mają odpowiedzieć, że jest "wielkim, największym poetą, w którym mieszka nieśmiertelne piękno zachwyt wzbudzające". Włączmy jednak rozsądek, choć odrobinę obiektywizmu w ocenie tych, którzy uważani są przez przygniatającą większość za wyjątkowych/najlepszych. Gdy czytam recenzje "The Departed" w których wynosi się na piedestał rezyserię Scorsese i poziom gry aktorskiej, po czym sięgam po kolejny tekst, załóżmy jedyny ze stu, w którym autor mówi o beznadziejnej reżyserii i dennym aktorstwie - to się pytam: gdzie autor zostawił swój mózg? W popcornie? Do spraw kategorycznych jak ci "najgorsi" czy "najlepsi" trzeba podejść z dystansem, że tak powiem-optymalnie.
ad PS. ależ ja jestem poważny
Nie mógłbym nie odpowiedzieć na post zawierających tyle aluzji do moich wypowiedzi... Tu nie chodzi o to, że uważam kogoś za złego reżysera bo nie lubię, bo nudny, bo bełkotliwy - choć to też są całkiem dobre argumenty.
Może jestem głupi, ale podzielam ten pogląd:
(ze stopklatka.pl)
Zygmunt Kałużyński napisał przed laty (cytuję za książką "Bankiet w domu powieszonego"): "Sam na siebie jestem zirytowany, że dałem w siebie wmówić, że kino ma być ‘z wymaganiami’; czyli szare, zapiekłe, posępne, mdlące, otępiające, wlokące się, glutowate, gnojące, wstydzące, ale referowane przez docentów i profesurów od filmu, którzy mnie zmuszają, bym docenił ‘ważną pozycję nie nadającą się do oglądania’. Co jest do cholery, co jest psiakrew, i mówię sobie: dosyć tego terroru snobo-snujków, dosyć dętego marmuru, dosyć załganego seminarium. Kino – jak sama nazwa wskazuje – to jest kino, i za podwyższoną cenę biletu życzę sobie być ucieszony, pocieszony, zabawiony, podtrzymany na duchu; życzę sobie dotknąć żywiołu, uczestniczyć w ruchu, wzruszeniach, fantazjach i oglądać dziewczynki".
Zgodnie z tym - wolę nieudany film rozrywkowy od nieudanego kina moralnego niepokoju.
Zaś co do Reżysera, chodzi o to, że wg mnie nie zrobił żadnego dobrego filmu, a jest ceniony głównie za drobiazgowość, bo czego jak czego, ale tego mu odmówić nie można. Co więc zawdzięczamy, co kino zawdzięcza Reżyserowi? Jeden absolutnie niestraszny horror, jeden mdły i pseudofilozoficzny film sf z przełomowymi efektami (przełom na miarę Matrixa, ale czy Wachowscy to genialni reżyserzy?), jeden przeciętny film wojenny, ani trochę nie dorównujący ówczesnym konkurentom, jedna nieśmieszna komedia, jeden porno-wannabe po którego obejrzeniu ma się wrażenie zmarnowanych dwóch godzin, jedna ekranizacja ciekawej książki, która wypacza jej sens poprzez ucięcie końcówki (oraz w której pomysłów inscenizacyjnych starczyło do połowy) - i tak dalej, i tak dalej... Co jeszcze mu zawdzięczamy? Zgranie muzyki klasycznej z obrazem. No cóż, to samo zawdzięczamy animatorom Warner Brothers i twórcy Królika Bugsa.
A jak się broni nieszczęsnego pana, przez którego tu się tyle niemiłych słów przewija? Broni się najlepiej, czyli atakując: "Ty jesteś warchoł i cham, ty nie mów nic, boś głupi, ty nie masz argumentów, a ja mam Argument Najważniejszy: że on wielkim reżyserem był i basta, bo tak mówią Krytycy, a Jam Krytykiem Również Jest!".
M - nigdy nie lubiłem tej litery
I - przereklamowany gniot
L - strata czasu
I - bezczelna powtórka z gniota
T - litera bez znaczenia, choć inni sądzą inaczej
A - niby pierwsza, ale absolutnie nie zgadzam się z tym
R - mam ładniejszy brzuszek
Y - nie ma sensownych wyrazów na tę literę
Zgodnie z tym - wolę nieudany film rozrywkowy od nieudanego kina moralnego niepokoju.
zdecydowanie również takie wole, ale to temat na kompletnie inną dyskusję, a cytat z Kałuzyńskiego ni w pięć, ni w dziesięć
Prawie jak Masłowska!
drogi interlokutorze, jeśli spłyciłem Twoją wypowiedź, to serdecznie przepraszam, nie to było moim celem :) OK, wierzę [ROTFL]
Jeśli chodzi o ostatnią z mojej strony opinię na temat Lyncha w tym temacie, to muszę Ci powiedzieć, że gdyby nie ta forma, albo zmiana formy w pewnym momencie, w niektórych filmach, może bym te jego filmy za takie złe nie uważał. Ale to co robi, piszę to z całą świadomościa i wiem w jaki sposób zostanie to odebrane, to co robi, to dla mnie momentami zalatuje amatorszczyzną. Czy jego filmy nie mogą obronić się tym, że są po prostu dobre, a nie przekombinowane?
Aha, żeby nie było, pomijając Lyncha, mogę podpisać się pod Twoją wypowiedzią odnośnie momentami prowokatorskiego oceniania genialnych przecież reżyserów. A czemu pomijając Lyncha? Bo z tego co widzę, ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. A właściwie, to z tego co zauważyłem ostatnio.
Do spraw kategorycznych jak ci "najgorsi" czy "najlepsi" trzeba podejść z dystansem, że tak powiem-optymalnie. Ale czy kpiarsko?
ad PS. ależ ja jestem poważny 8) Śmiertelnie Des, śmiertelnie :P
Dobra, to ja jeszcze ostatnie słowo, bo widzę ze Adi ma kłopoty ze zrozumieniem, ale nie mam do niego pretensji, bo to fanowskie zaślepienie i w paru innych przypadkach pewnie reagowałby podobnie. Dobra, uwaga: Ja nie mówię, że Kubrick JEST najgorszy. Ja mówię, że JA UWAŻAM GO ZA NAJGORSZEGO (a przynajmniej jednego z najgorszych) i przereklamowanego. Wiesz, moje słowo nie jest jakimś boskim wyrokiem, porządku na świecie nie burzy, nie musisz mnie tak zwalczać - bo to po prostu MOJE ZDANIE. Chcesz to udowodnij mi że jest inaczej, skoro czujesz misję uswiadamiania w Kubricku. Ale podaj ARGUMENTY. Tak jak ja PODAJĘ. End of discussion, chyba że Adi zdobędzie się na argumenty.
myślę, że Adi argumentów nie musi podawać, bo już popełnił znakomite podsumowanie twórczości Kubricka, w którym przedstawił argumenty diametralnie odmienne od Twoich. Ja się chętnie pod jego argumentami podpisuję
tak, to Twoje zdanie, nikogo innego i ja nie mam nic więcej do dodania ponad to, co napisałem kilka postów wyżej
Aha, żeby nie było, pomijając Lyncha, mogę podpisać się pod Twoją wypowiedzią odnośnie momentami prowokatorskiego oceniania genialnych przecież reżyserów. A czemu pomijając Lyncha? Bo z tego co widzę, ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. A właściwie, to z tego co zauważyłem ostatnio.
i to jest bardzo słuszna uwaga, mea culpa za lynchowskie uogólnienie
wszystko zapewne załatwiła nazwa tematu:) Gdyby brzmiał plus minus "wielcy (znani; utytułowani; czy coś tam) reżyserzy których nie lubię" pewnie nie tylko nie byłoby kłopotu; ale i każdy by dodał swój typ.
Na przykład jak wiadomo sama nie cierpię twórczości Olivera Stone'a; natomiast do "najgorszych" już bym go na pewno nie wrzuciła. Nawet z zaznaczeniem "wg mnie". Nie tylko dlatego że zrobił JFK i że jego ponoć najlepszego filmu - Salvador - nie widziałam; ale dlatego; iż mój sąd o nim opiera się na emocjach; a pomija ocenę. I nie chodzi mi tutaj o tak często wałkowany temat obiektywizmu i subiektywizmu. Innymi słowy; chociaż go nie lubię i do mnie nie przemawia; wcale nie uważam że jest złym reżyserem. Może właśnie dlatego że jego filmy mnie denerwują; że mogę podjąć na ten temat dyskusję. O takim Bollu już by było ciężko.
Dyskusja schodzi na psy. Wygląda na to, że co poniektórzy nie widzą subtelnej niczym bombardowanie Drezna różnicy między OPINIĄ a TEZĄ. Forum służy do wymiany INFORMACJI i OPINII. Odsyłam do słownika w celu zapoznania się z tymi definicjami.
Wycieczki "personalne" typu "M jak Małpa" możemy sobie podarować. Jakaś kultura DYSKUSJI obowiązuje...
Sorry, ale głodne kawałki o tym, że Kubrick to jeden z najgorszych reżyserów, to nie informacja ani opinia. To stek bzdur i owoc zakurzonego mózgu.
Kiedyś, dawno temu obejrzałem "Salo, czyli 120 dni Sodomy" po których cieszyłem się, że taki pojeb jak Pasolini już nie żyje, bo sam bym go za to gówno zabił. Film jest dosłownie gówniany i potrafi skutecznie siąść na psychikę. Lecz później dotarło do mnie, że trzeba mieć pod kopułką sporo reżyserskiej odwagi, żeby nakręcić coś takiego. Żeby stworzyć tak przerażająco dosłowny klimat śmierci, moralnego i fizycznego zniszczenia, trzeba być po prostu znakomitym w sztuce reżyserii. Bo reżyseria to m.in. sztuka skutecznej manipulacji. Tak więc nie zawsze wiadro pomyj za znienawidzone, bądź kompletnie niezrozumiałe filmy, należy wylewać na reżysera.
Inny przykład. Kompletnie nie rozumiem filozofii kręcenia filmów przez Andrieja Tarkowskiego. On jest afilmowy, jego filmy to ciągi statycznych, ciągnących się jak pług po polu usypiających obrazów. Ale jakimś cudem jest powszechnie uznany za wielkiego i wybitnego, więc przyjmuję, że ktoś się zna, a ja nie dorosłem/nie akceptuję/jestem za głupi/nie ta bajka. Ale nigdy nie napiszę że to NAJGORSZY reżyser.
Co nie zmienia faktu, że jeśli ktoś uważa Kubricka za NAJGORSZEGO, bo nie rozumie/nie pomyśli/nudzi mu się/widział coś lepszego w tym gatunku, to powinien zrewidować swe podejście albo dać se siana i nie siać poruty na forum publicznym, bo w przeciwnym razie wyjdzie na kompletnego ignoranta i półgłówka, który nie rozumie znaczenia słowa NAJGORSZY. Że o szacunku dla tego wybitnego, wciąż inspirujacego i nieprzekraczalnego klasyka nie wspomnę.
Nazwa tematu jest rzeczywiście zła, ale nie z takich powodów jakie podała Dejna. W pierwszym poście napisałem bowiem:
"Pomyślałem, że przydałby się wątek, w którym możnaby typować (z uzasadnieniem) najgorszych reżyserów. Ale nie totalne niedorajdy w rodzaju Uwe Bolla. Oni są oczywistymi niedołęgami. Myślę raczej o tych sławniejszych, mniej nienawidzonych, a jednocześnie nieporadnych."
Więc jeśli chcecie, to zmieńcie, moderatorzy kochani, nazwę na "subiektywnie, ale nie bardzo oczywiście źli reżyserzy" i będzie po krzyku.:)
P.S.
Adi, daruj sobie osobiste wycieczki, to bardzo zaskakujące że ktoś piszący tak dobre artykuły prezentuje tak niski poziom w dyskusji. Bo jeśli chciałbym rozmawiać w twoim stylu, na rozszyfrowanie ksywki musiałbym odpowiedzieć, że Adi to ArcyDurny Imbecyl. A to nijak ma się do tematu, prawda?
Szczerza mówiąc to z rozszyfrowywaniem ksywki to chdozilo raczej o to jakich argumentów używasz w swoich kryteriach...no ale nie znam się więc to tylko moja taka interpretacja
tak niski poziom w dyskusji
Jakiej dyskusji? Czuję sie jak rolnik, zmuszony przerzucać obornik.
Hitch - brawo .
Czuję sie jak rolnik, zmuszony przerzucać obornik.
Na forach za coś takiego to się chyba jakieś ostrzeżenie dostaje...?
Wiesz, Adi jest u siebie, więc wszystko mu wolno.
Jeśli o cały ten wątek chodzi: hołubienie Złotych Cielców jak widać z mody nie wyszło, a do sztuki po prostu wypada przykładać suwmiarkę i mierzyć wartości. Czarno na białym wtedy widać kogo cechuje potencja...ł artystyczny i intelektualny.
Adi przesadził, nie wszystko mu wolno.
Samozwańczym bluzgatorom Mistrzów równiez nie.
Kiedys nienawidzilam Picasso. Uwazalam ze jego obrazy to bohomazy, ktore wszyscy lubia 'bo tak wypada'. Jednak kiedys obejrzalam ukradkiem program [bodajze na discovery] zajmujacy sie analiza jednego z jego dziel ('ukrzyzowanie' z 1930r.) . Bylam doglebnie zaskoczona bogactwem nawiazan do innych dziel, symboli oraz inspiracji roznymi motywami i sztukami. Byc moze Picasso nie jest moim ulubionym artysta, ale kiedy zrozumialam mniej wiecej jego sztuke, nabralam do niego szacunku.
Taka mala dygresja mi sie nasunela gdy czytalam ten temat, sorka.
Miliary, w jednym się z tobą zgodzę: "Lśnienie" to faktiko niestraszny horror. "Lśnienie" to horror hipnotyzujący.
No to jak jedziemy po horrorach:
Wes Craven z czasów pierwszego Koszmaru był odpowiednikiem Eda Wooda. Później co prawda mu się znacznie polepszyło, ale Freddy straszący minetą albo rozciąganymi ramionami rozkładał na łopatki. I to nie ze strachu.:)
P.S. kolejny
Nie bluzgam mistrzów, jednego z nich nie uważam za mistrza, that's all. W rozwinięciu tematu, w pierwszym poście, uzasadniłem czemu mógł się tu znaleźć. Bo to rzemieślnik obrazu, nic (jak dla mnie) więcej. Ile razy mam to tłumaczyć? Może napisz jeszcze, którego reżysera filmy nie mogą mi się nie podobać?
Trochę offtopowo, bo o jednym filmie, ale znanym i lubianym - mnie akurat jest zupełnie obojętny, ale czy nie ciekawi was, co o Czasie apokalipsy sądzi weteran z Wietnamu?
Oto wypowiedź kapitana Dale'a Dye'a, którą znalazłem na jakiejś stronie bbc:
Well, if we talk about Vietnam, unfortunately I have to give a big thumbs down to "Apocalypse Now". That's an absolute blatant allegory. That's Joseph Conrad's "Heart of Darkness", set in South East Asia. It is absolutely hallucinogenic and has nothing to do with the actual US experience in Vietnam. Is it a brilliant film? Yeah, from a film maker's standpoint. Is it a brilliant story? Not a bit. I object to it. Films like that and "The Deer Hunter" are so well made that people come away from them saying, "Oh wow, that must have been what Vietnam was like". Well, it was not what Vietnam was like. If you want to see what Vietnam was like, get the "Platoon" DVD, flip through it, not only enjoy the movie but connect with us and how we made it and the reasons we made it and then maybe you'll get some idea.
chlopie, czemu nie nazwales tego tematu: wkurwiajace opinie na temat tworcow i filmow kultowych by millitary??? bo tylko po to go zalozyles, zeby zobaczyc czy wyprowadzisz z rownowagi kilka osob. Nieprawdaz?
Może dlatego, że niezbyt ładnie wyglądają bluzgi w tematach poszczególnych wątków :P
a Polskaaaaaa wygrałaaaaa!
military, ten cycat z Dale'a Dye'a ni w oko, ni ucho, ale ciekawy niezmiernie. doszukując się realizmu w filmach można bardzo szybko trafić na intelektualne mielizny, a w końcu sprowadzić wszystek-całą kinematografię- do absurdu
Ale Czas Apokalipsy nie miał byc ultrarealistycznym filmem o wietnamie więc nie wiem po co się czepiac, zresztą film bazuje nie na wojnie w Wietnamie, a na "Jądrze Ciemności" Conrada.
chlopie, czemu nie nazwales tego tematu: wkurwiajace opinie na temat tworcow i filmow kultowych by millitary??? bo tylko po to go zalozyles, zeby zobaczyc czy wyprowadzisz z rownowagi kilka osob. Nieprawdaz?
Nie.
Ale Czas Apokalipsy nie miał byc ultrarealistycznym filmem o wietnamie więc nie wiem po co się czepiac, zresztą film bazuje nie na wojnie w Wietnamie, a na "Jądrze Ciemności" Conrada.
No i o tym też Dye wspomina - że to film dobry, tak jak i Łowca jeleni, ale ludzie mogą błędnie myśleć że to właśnie jest prawdziwy obraz wojny w Wietnamie. Wkleiłem ten cytat bo wydał mi się ciekawy, nic więcej.
Hej, ja zawsze myslalam, ze NAJGORSZY REZYSER, to bedzie taki ktos, kto bedzie stal za kamera filmow FATALNYCH; slabych scenariuszowo, aktorsko, technicznie. hOPS, nie mozesz przeciez powiedziec o Lynchu, ze sprawia wrazenie amatora, prawda? Military - filmy Kubricka chyba bardziej trzymaja sie przyslowiowej kupy niz twory Uwe Bolla? :)
Błąd Maciek, ja to przecież już zrobiłem :)
Hej, ja zawsze myslalam, ze NAJGORSZY REZYSER, to bedzie taki ktos, kto bedzie stal za kamera filmow FATALNYCH; slabych scenariuszowo, aktorsko, technicznie. hOPS, nie mozesz przeciez powiedziec o Lynchu, ze sprawia wrazenie amatora, prawda? Military - filmy Kubricka chyba bardziej trzymaja sie przyslowiowej kupy niz twory Uwe Bolla?
Racja.:) Ale zobacz co pisałem w pierwszym poście - po co wątek o Bollu i jemu podobnych, skoro wiadomo że to niedołęgi? Niech ludzie wypowiedzą się o tych, których mają za złych, a którzy nie są tak powszechnie "napiętnowani" jak Boll.
To w ogóle po co my teraz gadamy? Zmień nazwę tematu na "Wielcy Reżyserzy, których NIE lubimy" i będzie ok.
Najgorszym reżyserem jest Roland Emmerich,nikt nie robi bardziej amerykańskich niż ameryka,naiwnych i patetycznych do niemożliwości filmów.Jedyne, co się nadaje w jego filmach do oglądania to efekty specjalne.
Peter Grineway - zdążysz postawić kloca i przeczytać Gazetę zanim cokolwiek się zmieni na ekranie. Pierdzielę taką sztukę
James Cameroon - za to że stał się największym zdrajcą kina. Po Terminatorach , obcych i pirani zrobił Titanica. Tak po prostu się nie robi
Paul Anderson - tragedia
Andrzej Wajda - zawsze zasypiam na jego filmach
Dziubasku, wróciłeś/aś, znów wypisujesz głupoty, znów masz w głębokim poważaniu pisownię nazwisk, oraz ortografię.
Czyżby jedynym dobrym rozwiązaniem był znów ban?
Ja przepraszam resztę użytkowników, ale będę bronił jak lew tego Forum przed gówniarstwem, ignorancją i niechlujstwem.
James Cameroon - za to że stał się największym zdrajcą kina. Po Terminatorach , obcych i pirani zrobił Titanica. Tak po prostu się nie robi
Paul Anderson - tragedia
Co do Camerona: Wielu reżyserów robi takie rzeczy i nie ma nic dziwnego w tym, że biorą się za "coś nowego".
Co do Andersona: bardzo treściwa i wyczerpująca wypowiedź.
Peter Grineway - zdążysz postawić kloca i przeczytać Gazetę zanim cokolwiek się zmieni na ekranie. Pierdzielę taką sztukę Bardzo inteligentna opinia. Rzeczywiście stawiałeś kloca i czytałeś gazety żeby sprawdzić?
James Cameroon - za to że stał się największym zdrajcą kina. Po Terminatorach , obcych i pirani zrobił Titanica. Tak po prostu się nie robi A jak się robi? Bo nie widziałem nigdzie poradnika "Reżyserzy - jak robić żeby się robiło". CamerOn nie zrobił "Titanica" po "Piranii", tylko po "Prawdziwych kłamstwach".
Paul Anderson - tragedia Tak, słowo tragedia najlepiej opisuje zawartość merytoryczną tej wypowiedzi.
Andrzej Wajda - zawsze zasypiam na jego filmach To po co próbujesz je oglądać?
Proponuję już nie komentować wypowiedzi tegoż użytkownika, i tak się do nich nie ustosunkuje. Chyba, że znów znajdzie sobie nowe IP.
Tak szybko mu bana sprzedałeś? :)
Dla mnie kiepskim reżyserem jest Jan de Bont bo:
W ogóle nie leżą mi jego filmy. Wielce chwalony przez ludzi Speed działał na mnie jak kołysanka, a jego druga część, mimo iż trochę lepsza działała podobnie. Twistera nie oglądałem, a Tomb Rider Kolebka życia to dla mnie pokaz, jak filmów filmów robić się nie powinno. Mimo natłoku akcji, jest nudno, a Angelina Jolie gra mniej więcej na poziomie manekina ze sklepowej wystawy. Więc 3 z 5 filmów są marne. Chyba starczy, aby zaliczyć go do tej kategorii.
hOPSIE: Franqey jest mi już znany od dawna (bez przydomku "zombie").
Takim ekstremalnie złym, do szpiku kości nieutalentowanym i utalentowanym w drugą stronę jest Mariusz Pujszo. Ja się tylko zastanawiam, kto mu daje kasę na takie gnioty
Wypowiedź o Andersonie może nie była treściwa, ale wyczerpywała temat.
Ja bym wymienil jako najgorszych rezyserow wszystkich polakow. Nie potrafia krecic filmow i juz. Wajda, Slesicki, Koterski i reszta tych bandy jelopow nie powinna krecic filmow. Wole juz ogladac filmy Uwe Bolla niz chociaz jeden polski gniot, Przy filmach Uwe Bolla chociaz mozna sie posmiac
Bez jaj. Pisząc 'wszystkich polskich reżyserów' masz na myśli że widziałeś ich wszystkie filmy i masz na temat każdego z nich wyrobione zdanie? ;)
Bez jaj. A ty widziałeś wszystkie filmy reżysera którego uważasz za najgorszego? :)
Bez jaj. W stosunku do jednego reżysera mogę się ustosunkować. Bo nie lubię jego stylu, jakiś tam jego zagrań itd. Do tego nie muszę widzieć wszystkich jego filmów. Ale nie chcesz mi chyba wmówić że zależnie od kraju pochodzenia, każdy kręci tak samo? ;)
Dobra, niefortunnie wstawiłem w poprzednim poście 'wszystkie filmy' a Danus1986 niefortunnie wstawił 'wszystkich polaków'. Też nie przepadam za polskim kinem, ale damn. 'Krótki film o zabijaniu' jest mocny i zwyczajnie dobry, tak filmowo.
Bez jaj.W ciagu swojego zycia widzialem juz kupe polskich filmow roznorakich rezyserow. jedno je laczy- to marnie nakrecone, nudne i bez polotu filmy.
To ty się nie znasz. ;)
Serio, kiedyś też bym powiedział że polskie kino suxoromfogorx i w ogóle, ale po obejrzeniu dekalogu V zdałem sobie sprawę że to może nie być jedyny film, który mi się z polskich produkcji podoba. Od tamtego czasu staram się nie generalizować, i w ogóle stałem się fajniejszy.
Bez jaj.W ciagu swojego zycia widzialem juz kupe polskich filmow roznorakich rezyserow. jedno je laczy- to marnie nakrecone, nudne i bez polotu filmy.
zgadzam się całkowicie. a najgorsi są: Munk, Has, Kieślowski, Bareja i Wajda.
Dolozylbym jeszcze Kawalerowicza czy jak mu tam, Hofmana, Pujszo, Zatorskiego(te jego komedie romantyczne )
Oceniamy oczywiście pod względem jakość/sława. Bo takim po prostu najgorszym to byłby chyba Fred Olen Ray.
Ale się teraz narażę:
Quentin Tarantino - zachwyt wokół jego filmów to wielki przekręt, także ludzi wobec samych siebie. Filmy dają tylko pozory, że są dobre. Nic się na ekranie nie dzieje, rozmawia się o niczym, fabuła starczy na 30 minut filmu, obraz nic nie przekazuje i wogóle wszystko jest, mówiąc skrótowo, do dupy, a mimo to ludzie podniecają się tym. Zastanawiam się nad tym fenomenem od dłuższego czasu i trudno to ubrać w słowa. Wydaje mi się, że jak coś jest flakami z olejem i się ciągnie minutami, to łatwo powiedzieć, że się to rozumie i się nam podoba. Film jest na całej długości papierem toaletowym (rzecz jasna takim zapachowym) i współmiłośnik nie może nam zarzucić tego, że to, czym akurat my się zachwycamy jest bez sensu, bo to, czym on się zachwyca nic lepsze nie jest. Tym się powinni socjologowie zająć.
P.S. Nie możecie mnie bić - ja noszę okulary.
Nie narażasz się, to po prostu twoja opinia. Tylko nie rozumiem jednego:
Chyba każdy miłośnik Tarantina to doskonale wie, ale wie również, że jeśli weźmiemy pod uwagę właśnie takie filmy bez fabuły z dialogami o niczym to Quentin jest niekwestionowanym mistrzem tego "gatunku". W ogóle krytycy twórcy "Pulp Fiction" mają zasadniczo cztery argumenty: brak fabuły, dialogi o niczym, nuda i nieuzasadniony kult jego filmów(bo jeśli zły film jest doceniany przez masy, to tylko potwierdza, że jest zły:D).
To ze film celowo jest zly nie zmienia faktu, ze JEST zly. Dlatego bardzo nie lubie Death Proof i uwazam ten film juz za przegiecie w wkesti "tarantinowosci".
Ja też nie cierpię Tarantina. Dlaczego? Bo jego filmy mnie nie bawią. Może są tak superambitne że ich nie rozumiem. Nie wiem, w każdym razie po każdym jego filmie (oprócz Pulp Fiction) odczuwam tylko zażenowanie. Zwłaszcza po Kill Billu który jest dla mnie największym gównem XXI wieku, któremu dorównać może tylko Spider-Man i AvP:R
Ja go tam po prostu lubię. Co by o nim nie mówić to jest charakterystyczny jak cholera. Włączając jego film dokładnie wiesz czego się spodziewać, wieć sprawa jest prosta - jeśli mam ochotę posłuchać dialogów Tarantino to włączam jakiś jego film, a jeśli nie mam ochoty na bezsensowne, kiczowate historyjki to trzymam się z dala od dzieł tego pana.
Bodzio, a podobały ci się "Coffe and Cigarettes"?
Nie oglądałem "Coffee and Cigarettes". Słyszałem, że to podobne klimaty. Nie lubię tego typu filmów, bo ja dostrzegam mechanizmy, które rządzą filmem. Z tego samego powodu nie lubię większości twórczości Spielberga, tyle że on tworzy przede wszystkim dla gminu, ale inteligencja też wpada. On jest geniuszem, jeżeli chodzi o przyciąganie widza wszelkiej maści. Ja nie lubię, gdy film próbuje wkraść się do mnie takimi metodami na tłum, także ten inteligentny (bo inteligencja to też w znacznej mierze tłum, tylko o większych potrzebach, więcej widzący, ale o tych samych cechach zasadniczych, więc metody są podobne, ale podniesione do pewnego poziomu). Ja wolę film odbierać samemu.
Ogólnie chętnie oglądam kino z tej rodziny, ale do gustu przypadł mi jedynie Kieślowski.
Nie oglądałem "Coffee and Cigarettes". Słyszałem, że to podobne klimaty. Nie lubię tego typu filmów, bo ja dostrzegam mechanizmy, które rządzą filmem. Z tego samego powodu nie lubię większości twórczości Spielberga, tyle że on tworzy przede wszystkim dla gminu, ale inteligencja też wpada. On jest geniuszem, jeżeli chodzi o przyciąganie widza wszelkiej maści. Ja nie lubię, gdy film próbuje wkraść się do mnie takimi metodami na tłum, także ten inteligentny (bo inteligencja to też w znacznej mierze tłum, tylko o większych potrzebach, więcej widzący, ale o tych samych cechach zasadniczych, więc metody są podobne, ale podniesione do pewnego poziomu). Ja wolę film odbierać samemu.
Też nie trawię filmów Spielberga. 'Szeregowca Ryana', 'Park Jurajski', 'Wojna Światów', 'Szczęki'... Nie przeszkadza mi to równocześnie lubić 'Raport Mniejszości', 'AI'. Oglądając jego filmy mam wrażenie, że z obracem jest przemycana jakaś naiwna i schematyczna wizja, na tyle by obrzydzić mi całość.
Nie lubiłem też Scorsese, chwalonych 'Chłopców z ferajny', których ledwo obejrzałem... Zyskał jednak natychmiast po 'Taksówkarzu', 'Infiltracji', czy 'Wściekłym byku'. Już od jakiegoś czasu szukuję się na oglądanie 'Ostatnie kuszenie Chrystusa'.
Ostatnio w internecie pojawiło się bardzo kontrowersyjne zestawienie 10 najbardziej przecenianych reżyserów w historii kina. Co o tym sądzicie?
Ta lista jest...śmieszna No ale jeżeli chcesz zasłynąć swoim blogiem to musisz napisać, że Mann, Lynch, Tarantino i Scorsese są przereklamowani.
Bardzo chciałbym się dowiedzieć jacy są wobec tego najlepsi reżyserzy wg tego pana. Link bardziej pasuje do tematu o żartach i śmiesznych rzeczach, bo ja serio się uśmiałem przy paru argumentacjach. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że można na serio tak myśleć.
Chciałem coś zacytować i skomentować, ale musiałbym tak zrobić z każdym zdaniem, żeby żadnej perełki nie ominąć.
Dobił mnie argument o Gangach Nowego Jorku i Neesonie. Komedia. A raczej wyraźna prowokacja.
Jak dla mnie najbardziej zaskakujące i bezsensowne jest umieszczenie Hitchcocka na pierwszym miejscu. Aż dziwne, że Kubrick się nie znalazł w tym zestawieniu:)
Bardzo chciałbym się dowiedzieć jacy są wobec tego najlepsi reżyserzy wg tego pana.
Proszę bardzo:
http://bighollywood.breit...rs-of-all-time/
Moje zdanie? Kolejny zakochany w sobie onanista. Jak napisał Snappik - jeśli chcesz wypłynąć swoim blogiem, musisz pisać takie pierdoły.
Gdy widzę u kogoś na liście ulubionych reżyserów Ingmara Bergmana zawsze włącza mi się lampka ostrzegawcza
Drodzy reżyserzy: zakończenie, w którym dwójka bohaterów patrzy pusto w przestrzeń, to nie jest zakończenie. Styl Nicholsa niczym się nie wyróżnia, w dodatku wybiera same historie bez wyrazu. Nie wiem, w czym tkwi jego fenomen".
Kto tego kolesia w ogóle wpuszcza do kina? Z "(500) Days of Summer" chyba wyleciał na kopach, inaczej nie pisałby takich pierdół.
Gdy widzę u kogoś na liście ulubionych reżyserów Ingmara Bergmana zawsze włącza mi się lampka ostrzegawcza
a to niby dlaczego? uzasadnienie, argumentacja, najlepiej przyczyny siegajace fazy prenatalnej
Gdy widzę u kogoś na liście ulubionych reżyserów Ingmara Bergmana zawsze włącza mi się lampka ostrzegawcza
Co post, to wiekszy kwiatek.
Jaki znowu kwiatek? Po prostu zdarzyło mi się widzieć osoby których listy ulubionych reżyserów wyglądały miej wiecej tak: Tarantino, Oliver Stone, Spielberg, Ridley Scott, Ingmar Bergman. Zastanawiam się wtedy czy taka osoba widziała kiedykolwiek jakiś film tego reżysera, czy umieściła go na liście żeby uchodzić za nie wiadomo jakiego filmoznawcę, który potrafi zachwycić się pięknem duszy jego bohaterów...
dla mnie wystarczy jedna kwestia, żeby wiedzieć z kim ma się do czynienia:
Michael Mann: All style, no substance.
nie warto sobie psuć zdrowia na takich tanich prowokacjach.
Jaki znowu kwiatek? Po prostu zdarzyło mi się widzieć osoby których listy ulubionych reżyserów wyglądały miej wiecej tak: Tarantino, Oliver Stone, Spielberg, Ridley Scott, Ingmar Bergman.
Bylby Lynch zamiast Bergmana, to co bys powiedzial?
Ehh... wytłuszcze o co chodziło mi w zdaniu "Gdy widzę u kogoś na liście ulubionych reżyserów Ingmara Bergmana zawsze włącza mi się lampka ostrzegawcza", bo widzę że z Tobą można tak bez końca. Zdarzyło mi się spotkać w życiu kliku studentów filmoznawstwa (którzy być może w przyszłości zaczną pisać podobne blogi), którzy pytani o ulubionych reżyserów bez mrugnięcia okiem wymieniali właśnie Bergmana. Zapytani jednak o filmy "Fanny i Aleksander" i "Siódmą pieczęć" (bo tylko to jego widziałem i to oba nie do końca) nie za bardzo wiedzieli co odpowiedzieć. Ba - gdy pytałem jaki jest ich ulubiony film tego reżysera zapadała niezręczna cisza, bo słyszeli prawdopodobnie tylko o tych dwóch tytułach. Dlatego właśnie teraz gdy przeglądam listę ulubionych reżyserów Wielkiego Pana Krytyka i widzę na nim te nazwisko włącza mi się w/w lampka. Tyle.
Dziekuje za wyczerpujaca odpowiedz. Nie czepiam sie, po prostu rzuciles haslo "Bergman", wiec pytam o szczegoly.
Wymienić Bergmana pośród swoich ulubionych reżyserów to troche tak jak powiedzieć, że ulubiony muzyk to Mozart. Wtedy opcje są dwie - albo koleś naprawdę ogarnął wszystko i rzeczywiście docenia Bergmana, albo jest dokładnie na odwrót i się lansuje ładnym nazwiskiem.
patrząc na reżyserów, których wymienił wśród tych najbardziej przecenionych chyba oczywiste jest, do którego z tych "albo" zalicza się ww. wannabie krytyk.
Jego lista najlepszych jest dziwna, mogę w nią uwierzyć, ale kurde koleś jest nieprzewidywalny. Te jego uzasadnienia zdają mi się być pisane tak, że rzuca monetą i patrzy czy reżyser jest dobry, czy zły, a potem tylko zmienia przymiotniki. Co wyławiam jakieś zdanie to zadziwia mnie, że ten film mu się podobał, a tamten nie. Kurde, szkoda mi czasu na rozkminianie gościa...
Jizas, ale czym wy sie wogole przejmujecie?!
Wymienić Bergmana pośród swoich ulubionych reżyserów to troche tak jak powiedzieć, że ulubiony muzyk to Mozart. Wtedy opcje są dwie - albo koleś naprawdę ogarnął wszystko i rzeczywiście docenia Bergmana, albo jest dokładnie na odwrót i się lansuje ładnym nazwiskiem.
coś w tym jest. ale pod niezrozumialym dla mnie przewrazliwieniem na punkcie bergmana czai sie cos jeszcze.
1) czysta ludzka zawisc, ze ktos moze te filmy w ogole rozumiec. bo skoro ktos rozumie to juz jest lansiarz i snob. 2) niedowierzanie ze ktos takie kino lubi, bo przeciez fajne jest tylko to, co lubi wiekszosc i co ma dowcipne dialogi. 3) kino koneserskie = bergman; bergman = sztuka dla sztuki pokazywana studentom filmoznawstwa. dalej, filmoznawstwo- to tam produkuja oderwanych od prawdziwego zycia koneserow. 4) bergman nakrecil w zasadzie dwa filmy "siodma pieczec" i "fanny i alexander", reszta jest milczeniem;)
moi drodzy, przestancie sie paranoicznie bac bergmana, po prostu go nie ogladajcie.nie ma wtedy lampek ostrzegawczych i po problemie. najgorsze jest to, ze prawdopodobnie kazdy odczuwa imperatyw "musze obejrzec bergmana,zeby nie powiedzieli zem cwiercinteligent". trudno, tak juz jest. albo sie lubi mozarta, albo nie. ale wykreslic go z historii nie sposob. zwlaszcza jesli sobie uswiadomic jak wiele zmienil.
Mi się w ogóle wydaje, że istnieje coś takiego jak "lans na anty-bergmana", "lans na anty-antonioniego", "lans na anty-tarkowszczyznę"...
Kurde, ja uważam Milczenie za jeden z najlepszych i najbardziej bolesnych filmów, jakie w życiu widziałam. Mam się wstydzić?
Mi się w ogóle wydaje, że istnieje coś takiego jak "lans na anty-bergmana", "lans na anty-antonioniego", "lans na anty-tarkowszczyznę"...
Możliwe, ale ja częściej spotykam się się z lansem na tzw. "anty-komerchę", "anty-hollywood" i ten mnie zdecydowanie bardziej denerwuje. Dla przykładu z własnych doświadczeń:
"A: Byłem już kilka razy na "Avatarze". Świetny film!
B: Phi. Ja na taką komerchę nie chodzę."
"A: Nie mogę doczekać się nowego filmu Spielberga"
B: E, tam. Przeceniony hollywoodzki reżyserzyna"
i tak można długo wymieniać, ale nie chcę tutaj off-topicu tworzyć. Tylko ja akurat częściej akurat spotykam się z lansem na "anty-komerchę" i szpanowaniem jakie to filmy, jakich ambitnych reżyserów jak chociażby wymieniany Bergman należy oglądać i że to jest prawdziwe kino. Tyle z mojej strony
nie byłem na Bayu - to tez sie liczy jako lans?
Ale jest wielu ludzi, którzy naprawdę słuchają Mozarta, wiesz? No i akurat Mozarta dobrze się słucha... A i amatorów Wagnera jest sporo:)
A czy ja w którymś miejscu napisałem, że nie, nikt nie słucha Mozarta bo się go nie da słuchać i jest do dupy? Chodziło mi o to, że aby odważyć się powiedzieć, że mój ulubiony muzyk to Mozart to wypada w razie potrzeby uzasadnić i powiedzieć czemu nie Donizetti czy Puccini. Druga możliwość to osoba, która po wysłuchaniu Jowiszowej postanowiła sobie, że będzie mówić, że uwielbia Mozarta.
Tobie jak najbardziej wierzę, że lubisz Bergmana, bo się znasz na filmach, ale przy nowo spotkanej osobie nieufność jest wskazana.
Ale... nie wydaje mi się, by było tak jak mówisz; bo zawsze grupa "snobów" będzie mniejsza od grupy "prostaków" (specjalnie użyłam dwóch pejoratywnych określeń, więc się nie obrażaj!:).
Możliwe, co oczywiście nie oznacza, że tzw. "grupa snobów" nie istnieje i nie ma takiego nurtu, aby na siłę zawsze iść pod prąd. Nie tak dawno nie pamiętam już jaką to gazetę przeglądałem, ale w każdym razie był w niej artykuł o osoba, które właśnie postanowiły nie iść z prądem, nie nadążać za modą itd. Tylko też czytając ten artykuł, który niby miał być poważny uśmiechałem się lekko. Gdyż ta "inna droga" jaką te osoby obrały polegała w dużej mierze na tym, aby robić wszystko na opak. Pomijając już tam ubieranie się w przedziwne rzeczy, w nieznanych sklepach, ale były tam różne przykłady: Czyli jak na kawę czy do jakiegoś lokalu to takiej najmniej popularnego, jak czytać książki to na pewnie bestsellery, a jak do kina to oczywiście jakiegoś niezależnego, broń Boże multipleksu, na jakiś niezależny film. Ale też nie chcę za bardzo odbiegać od tematu, abym nie został usunięty
Po prostu zaznacza, że Ty jak mnie wam osoba gustująca, referująca tzw. kino ambitne spotykasz się z tzw. przykładowym "anty-bergmaniznem" czy też "anty-tartakowszczyzną".
Tak jak osoba, która lubi dobre, zaznaczam, dobre kino rozrywkowe, przygodowe, fantastyczne, fantasy, ogólnie popularne, spotykam się z lansem na "anty-komerchę" i "anty-hollywood".
Dlatego też jestem w stanie zrozumieć Perfika, gdyż też miałem parę dyskusji (w sumie to nie były dyskusje) z paroma studentami filmoznawstwa, czy też osobami się na ten kierunek wybierającymi i zawsze po nich czułem się lekko zniesmaczony, przysłowiowy "zgnojony" sprowadzony do partery i ogólnie w złym nastroju. Gdyż z tymi osobami ciężko mi było rozmawiać o filmach, gdyż zawsze dowiadywałem się, że to co ja uznaję za "filmy" dla nich nie są filmami, a już broń Boże rodzajem sztuki.
nie byłem na Bayu - to tez sie liczy jako lans?
Możliwe, ale raczej prędzej usłyszy się pytanie "A kto to jest Bay?" Chociaż i nad prawdziwością tego pytania można się zastanawiać. A jak się już wytłumaczy co to za koleś, to reakcja jest wiadoma.
Teraz i tak pewnie bardziej aktualny jest lans w stylu:
"Nie byłem na Avatarze"
Mam nadzieję, że za bardzo nie oddalam się od tematu, a jak tak to najmocniej przepraszam
na Avatarze też nie byłem, Pocahontas widziałem, i jak zechcę odświeżyć, to włączę produkcję Disneya
Ale Pocahontas nie jest w 3D
Możliwe, co oczywiście nie oznacza, że tzw. "grupa snobów" nie istnieje i nie ma takiego nurtu, aby na siłę zawsze iść pod prąd.
Chodziłam przez jakiś czas do katolickiej szkoły, a teraz studiuję kulturoznawstwo. Uwierz mi - wiem coś na temat snobizmu (choć akurat u nas w instytucie większość stanowią bardzo fajni, skromni ludzie) i bynajmniej nie zaprzeczam temu, jakże groźnemu, zjawisku:). Tylko że akurat na tym forum obserwuje się tendencje odwrotne...
Po prostu zaznacza, że Ty jak mnie wam osoba gustująca, referująca tzw. kino ambitne spotykasz się z tzw. przykładowym "anty-bergmaniznem" czy też "anty-tartakowszczyzną".
Tak jak osoba, która lubi dobre, zaznaczam, dobre kino rozrywkowe, przygodowe, fantastyczne, fantasy, ogólnie popularne, spotykam się z lansem na "anty-komerchę" i "anty-hollywood".
Żeby nie było: widziałam sześć filmów Bergmana i jeden film Tarkowskiego. To raz.
Ja też lubię kino rozrywkowe. Chociaż fakt, że częściej jakiś stary szajs niż współczesne blockbustery. To dwa.
Fantastyczne =/= popularne, fantastyczne =/= Hollywood. To trzy. Nie, nie mam na myśli Solaris i Stalkera (adaptacji dwóch absolutnie wybitnych powieści SF jakby nie patrzeć).
Mieć dużo pał w dzienniku - to był w szkole szpan! A jak piątki, to kujon i lala.
Szpan to jest gdy ma sie same piatki, ale wraz z reszta pije sie w parku tanie wina
Mam taką kumpelę. W gimnazjum wygrywała z chemii i fizyki konkursy dla licealistów, a zawsze miała czas, żeby się napić, pobalować, książkę przeczytać. taka osoba.
W mojej klasie w LO byl taki jeden, skonczyl ze srednia 5,6 bodajze (konkursy, olimpiady) a nalewki i wodeczke wchlanial jak rasowy zuzel
a teraz studiuję kulturoznawstwo.
Pozdrawiam serdecznie
Żeby nie było: widziałam sześć filmów Bergmana i jeden film Tarkowskiego.
Jeden Bergman "Siódma pieczęć". I trzy Tarkowskiego: "Andriej Rublow", "Solaris" i "Stalker".
Ja też lubię kino rozrywkowe. Chociaż fakt, że częściej jakiś stary szajs niż współczesne blockbustery.
Nie ważne czy stare, czy nowe, ważne, żeby dobre, a jak dobre to łykam jak pelikan
Fantastyczne =/= popularne, fantastyczne =/= Hollywood.
Przykro mi niestety nie zrozumiałem
Ale Pocahontas nie jest w 3D
Good point
Nie ważne czy stare, czy nowe, ważne, żeby dobre, a jak dobre to łykam jak pelikan :smile:
Łyknąłeś Avatara więc się nie znasz!!!!!!!!!!
<rotfl> :)
Fantastyczne =/= popularne, fantastyczne =/= Hollywood.
Przykro mi niestety nie zrozumiałem :???: :oops:
Powiedzmy sobie tak: wymienianie na jednym oddechu "kino rozrywkowe, przygodowe, fantastyczne, fantasy, ogólnie popularne" tępię jeszcze bardziej niż "co amerykańskie, to głupie i artystycznie bezwartościowe". Wypowiedź ta sugeruje, że co fantastyczne, to z marszu popularne i rozrywkowe, a to bzdura do kwadratu.
Teraz i tak pewnie bardziej aktualny jest lans w stylu:
"Nie byłem na Avatarze"
Nie płakałem po Quaritchu
Co do wrzuconej wyżej listy przecenianych to z chęcią się zgodzę z kilkoma pozycjami:
10. Ridley Scott - oj tak!! Obcy i Łowca Androidów to genialne filmy. Ale reszta jego twórczości (z tego co widziałem zaznaczam) nie robi na mnie wrażenia. Black Hawk Dawn, Gladiator, American Gangster to w porządku filmu, ale nic ponad to. Dobry reżyser, ale przeceniany.
07. Darren Aronofsky - tu jeszcze zobaczymy, ale na dzień dzisiejszy uważam, że jest trochę przeceniany. Zapaśnik był fantastyczny a Pi ciekawe. Requiem i Źródło? Nie dla mnie.
05. David Lynch - coś w tym jest, i więcej filmów oglądam tym bardziej mnie Lynch nudzi (szczególnie ten po Twin Peaks).
Allen i Scorsese - gdybym miał ich oceniać przez pryzmat ostatnich filmów (jak zdaje się robi ten blogger) ), to zdecydowanie byli by przeceniani. Z drugiej strony gdybym miał oceniać Coppole tylko od Draculi w wzwyż to byłby dramat
Śmieszne w sumie takie listy No ale można podyskutować
Kto w takim razie nie miałby być przeceniany?
Co do Scotta, to po pierwsze ja uwielbiam więcej jego filmów - Duelist, Alien, Blade Runner, Black Hawk Down. Po drugie to nie wydaje mi się, żeby facet był jakoś szczególnie doceniany, nie widziałem, żeby gdzieś go okrzykiwali najlepszym w historii, czy coś takiego. Jak dla mnie w pierwszej dziesiątce reżyserów się mieści, ale nic wyżej. A Aronofsky'ego uważam nadal za obiecującego reżysera, co nie znaczy, że go nie cenię.