ďťż

wika

Próby pływania na desce rozpoczęłam jako nastoletnia dziewczyna ( i dziś nadal próbuję) , Co prawda nie można mnie zaliczyć do wytrawnych surferów, ale bardzo się staram i czuje się dość swobodnie przy żaglu. Początki były niezwykle trudne więcej czasu spędziłam na próbach utrzymania się na desce, często nie mogłam ruszyć z miejsca, gdy udało mi się postawić żagiel w odpowiedniej pozycji lądowałam z impetem w wodzie, a jak już złapałam wiatr to wywiewało mnie na odległy brzeg. W końcu dzięki wrodzonemu uporowi potrafię utrzymać się na desce i poślizgać się z dużą przyjemnością, choć zrobię czasem jakiś błąd i wpadam do wody.
Windsurfing to świetny kontakt z wodą, mnóstwo adrenaliny i świetnie pomaga w pozbyciu się zbędnych kalorii.
Kto jeszcze doświadczył magnetyzmu żagla na desce?


Magda.,


Windsurfing to świetny kontakt z wodą, mnóstwo adrenaliny

A tu się z tobą Magdo zgadzam całkowicie!.

Magda.,


Kto jeszcze doświadczył magnetyzmu żagla na desce?

Mnie się to tylko raz przydarzyło i pamiętam to do dziś.
Cały magnetyzm tego żagla ciągnął mnie wówczas nieubłaganie na środek jeziora (właściwie zalewu) żywieckiego ku mojemu niemałemu przerażeniu i ogarniającej mnie bezradności.

A było to tak:

Będąc kiedyś nad owym jeziorem ze swoją grupą przyjaciół, przyszedł był do nas znany mi ratownik W.O.P.R który w tym dniu akurat miał dyżur.

Właściwie nie pamiętam już dokładnie, jak to się stało, że zaproponował mi naukę pływania na Windsurfingu?...dość na tym, że już po chwili znalazłem się nad brzegiem z ową deską i żaglem, zaś kolega udzielił mi pierwszych bezcennych lekcji surfowania..

Już po chwili czując sie dostatecznie poinstruowany, "wsiadłem" na deskę, chwyciłem (nazwijmy to) " pałąk" żagla w dłonie...no i ahoj przygodo!.

Wpierw szło niemal doskonale - ja- szum fal - wiatr "grający" na żaglu -niemal idealna pozycja "zawodowego' surfera...i moje szanty nucone pod nosem....

W pewnym momencie zauważyłem, że płynę jakby ździebko za szybko ....po małej chwili stwierdziłem, że....jest stanowczo za szybko ...upłynęła jeszcze króciutka chwilka i.....wiedziałem już na pewno ...płynę bardzo szybko !!!....

W tym momencie próbowałem sobie przypomnieć - jak się steruje tym "czymś"?....i jak się zmienia kierunek "jazdy"?

No i przypomniałem sobie

Otóż wg tego co mi tłumaczył kolega, rzecz była dziecinnie prosta, a mianowicie:

- nogami ustawia się kierunek w którym chcemy żeglować, a żaglem regulujemy szybkość i również częściowo kierunek ....tylko jak na Ozyrysa zmienić szybkość i kierunek, skoro pomimo moich wysiłków ani ta deska, ani żagiel nic, a nic słuchać mnie nie chcą

I tu moja (wrodzona?) elokwencja przyszła mi z pomocą - no przecież żeby się od czegoś uwolnić (w powyższym przypadku zatrzymać), trzeba to po prostu puścić ....

....puściłem - żagiel runął do wody - deska przyhamowana żaglem jakby stanęła w miejscu, zaś ja wyrwany z deski wykonałem w powietrzu figurę zwaną popularnie "świeca"...i zanurzyłem się w odmętach jeziora żywieckiego
Kiedy wynurzyłem się po chwili, jedyna myśl jaka tłukła mi cię po głowie, brzmiała:

- no to koniec zemną !...

Moje widoki przedstawiały się następująco:

- do brzegu było chyba jakieś...."1000" mil morskich???
- maleńcy ludzie na brzegu wśród których tylko po sylwetce rozpoznałem znanego mi ratownika który bynajmniej nie płynął mi na pomoc, tylko wykonując jakieś dziwne ruchy (kółka, przysiady, wymachiwanie rękami....), odstawiał jakąś niezrozumiałą dla mnie "pantomimę"
- do deski też był spory kawał drogi, a mnie się akurat przypomniały skurcze mięśni, szok termiczny... ....

Ruszyłem do mojego Windsurfingu i do dziś jestem przekonany, że na tym odcinku który przepłynąłem byłem szybszy od rekina!...

Już po chwili dopadłem deski, wykierowałem ją w stronę brzegu, jakoś udało mi się na nią wdrapać, z niemałym trudemi podniosłem żagiel z wody.....i byle do brzegu.

Pływ do brzegu był dla mnie prawdziwą "drogą przez mękę" - nadmierną szybkość "redukowałem" puszczając żagiel....dalej było: deska stop...."świeca" do wody...rozpaczliwe szukanie i płynięcie do deski...ręczne ustawianie kierunku jazdy....krótkie płyniecie - nadmierna szybkość - hamowanie typu "żagiel w wodę" - "świeca" do wody - granatowa rozpacz - wdrapywanie się na deskę......

Nie wiem jak długo to trwało, ani ile razy wykonywałem swoją już w tamtym momencie "sławną świecę"....dość na tym, że gdy wreszcie dotarłem do brzegu - dzwoniłem zębami tak z zimna, jak i ze strachu, ponadto chyba mowę mi chwyciło...
Usiadłem więc na brzegu tyłem do jeziora, łapiąc z trudem oddech .

Ale wiecie jak to jest? - jak człekowi coś nie idzie, to i kretonów koło niego zbiera się niczym rekinów wokół rozbitka.
Jeden z moich przyjaciół zapytał mnie dochodzącego właśnie do świadomości po tych przeżyciach:

- a coś ty tam wyczyniał na tym jeziorze?....popłynąłeś sobie poskakać z Windsurfingu do wody i to prawie na środku jeziora? ....masz jakieś problemy w domu, albo w pracy?... .....pomyślałem wówczas, że:

- mordowanie człowieka w biały dzień, nad jeziorem i przy tak wyczerpanym organizmie, nie jest niczym mądrym...i wybaczyłem mojemu koledze tą durną bezczelność, popełnioną zapewne w jego nieświadomości mojego dramatu.

Kto więc z was zasmakował owego "magnetyzmu" o którym pisze Magda, to wie, że my Windsurferzy często nie jesteśmy rozumiani wśród tzw. "szczurów lądowych"...
No ale co robić?...każdy sport - relax wymaga wyrozumienia i poświeceń...taki więc już nasz los.

Pozdrawiam.
Ja zaznałem tego magnetyzmu...

Uczyłem się na desce którą dwoje ludzi musiał taszczyć do wody - żagiel nie był mniejszy. Stary typ deski i nie doświadczony osobnik - było fajnie

Dziś jak tylko jadę nad jezioro staram się dorwać (już mam taką którą sam doniosę do jeziorka) deskę i popływać - cudowny sport!
Ra jak przeczytałem Twojego posta to jast Monthy Python. Nie piszesz dla nich scenariuszy?
Ja tylko raz stanąłem na desce, postawiłem żagiel, ityle mnie widzieli (nad wodą).
Od tamtej pory wiem, mogę przysiąc, że deska z żaglem to fatamorgana.
Kto twierdzi inaczej, wyzywam go na broń białą lub palną na ubitej ziemi


Może to moje jedyne jak do tej pory (na drugie nie mam już najmniejszej ochoty), spotkanie z ową deską z żaglem nadaje się na scenariusz jakiejś marnej komedii, ale jak pamiętam do śmiechu mi wówczas nie było.
Na nic się zdały ówczesne nauki tego który mi to "urządzenie" pożyczył.
Moim największym sukcesem w tym jednorazowym spotkaniu z Windsurfingiem było to, że uszedłem z tych wzmagań z tą dechą i żywiołem z życiem.
Każdemu kto chciałby mi ponownie choćby coś podobnego zaproponować, z góry dziękuję - i mówię zdecydowane i jednoznaczne NIE!!!.

Od tamtej pory wiem, mogę przysiąc, że deska z żaglem to fatamorgana.
To chyba nie najszczęśliwsze określenie, ale spierała się nie będę.
Ja mimo trudności tak łatwo się nie poddaję.
Ale rozumiem osoby, które zniechęcają się po pierwszych porażkach i nie podejmują już dalszych prób, nie ma, co się zmuszać, bo jaka z tego przyjemność?.. Ważne, iż w ogóle odważyliście się spróbować .
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •  
    i,sie,grecy.php">Czym żywili się Grecy!?
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gonzoo.keep.pl
  •