wika
Czas wielkich wypraw geograficznych to okres w którym ludzie przyszli zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem. Wyzwaniem tym był bezmiar oceanu który niósł za sobą niespotykane wcześniej trudy i niebezpieczeństwa. Jedną z większych przeszkód na jaką natrafiali ówcześni marynarze był ograniczony horyzont geograficzny. W momencie odkrycia Ameryki nikt nie przypuszczał, że jest to nowy ląd. Nikt bowiem nie spodziewał się iż Ziemia jest tak rozległym i niezbadanym obszarem.
Samo zebranie odpowiedniej załogi niosło ze sobą spore problemy. Trudności wiązały się przede wszystkim z finansowaniem takowych wypraw. To powodowało częste zaciąganie pożyczek u bankierów. Żadna wyprawa nie doszłaby jednak do skutku gdyby nie monarchowie rodzących się wówczas potęg morskich Portugalii i Hiszpanii.
Załoga statków była zawsze wysoko zhierarchizowana i tym samym obłożona odpowiednimi obowiązani wobec swojej funkcji. Najniższą grupę stanowili chłopcy pokładowi. Ich wiek wahał się od ośmiu do piętnastu lat. Rekrutowano ich z włóczęgów i sierot, a przez to angażowano ich do mycia pokładu, sprzątania po marynarzach etc. Chłopcy pokładowi wywodzili się też z dobrych rodzin które oddawały swoje pociechy na okres przeszkolenia lub przysposobienia do zawodu. Byli oni grupą uprzywilejowaną nad którą starsi marynarze sprawowali opiekę. Do ich obowiązków należało usługiwanie wyższym oficerom, poprzez golenie… im nóg oraz robienie manikiuru.
Wyżej w hierarchii stali marynarze którzy zaczynali swoje przygody z morzem. Byli oni często wykorzystywani do najcięższych prac tj. załadunek okrętu.
Kolejną grupą byli doświadczeni marynarze powyżej 20 roku życia. Odpowiadali oni za sprawność żagli, odpowiedni naciąg lin. Do tej grupy zaliczali się też specjalnie wykwalifikowani specjaliści tacy jak cieśle, cyrulicy, księża. Co ciekawe na statkach brakowało zazwyczaj kucharza. Zajęciem tym często obarczano marynarzy za karę pod przymusem.
W skład podoficerów wchodzili specjalnie wysłannicy króla którzy odpowiadali za utrzymanie porządku na statku. Ważne i najwyższe funkcje sprawował bosman i nawigator.
Na czele nowożytnego statku stał oczywiście kapitan. Był on często zdystansowany od reszty niższej załogi. Był on pierwszym i najważniejszym człowiekiem na okręcie. Sprawował typowe rządy autorytarne, decydował o życiu i śmierci swojej załogi.
Chciałbym rozpocząć temat dotyczący wszelkich zabiegów i trudności na jakie napotykały kolejne wyprawy odkrywcze. Wielkie wyprawy dalekomorskie tj. podróż Magellana do okoła świata, wiązały się z wielkim wyzwaniem organizacyjnym. Bardzo ciekawie przedstawiały się ówczesne warunki życia na takim okręcie, kwestie aprowizacyjne czy również pewne skrajności jakim marynarze musieli czasem stawiać czoła.
Zapraszam wszystkich do rozmowy na ten jakże nam bliski temat.
Chciałam tylko dodać, że w pierwszych wyprawach odkrywczych, kiedy nie było wiadomo jaki jest ostateczny cel podróży, bądź nie był on pewny, na wyprawy płynęli zazwyczaj przestępcy, zwyrodnialcy i inne rodzaje "niebieskich ptaków". Spowodowane było to zwykłą zabobonnością i strachem przed nieznanym. Człowiek z wieloletnim wyrokiem, bądź taki, który był ścigany prze prawo nie miał nic do stracenia. Zwłaszcza jeżeli po powrocie z danej podróży obiecywano mu wolność.
Rzeczywiście odkrywcy tacy jak np. Kolumb czy Magellan na swoim pokładzie „gościli” różnego rodzaju zwyrodnialców, którzy to liczyli nie tylko na uzyskanie wolności ale także na bogactwa którymi ich kuszono. Na wyprawy udawali się ludzie którzy często chcieli zerwać ze swoją przeszłością. Odbywanie wyroków w ciężkich warunkach było znacznie mniej atrakcyjne niż szansa obłowienia się w bogactwa nowego świata.
Z taką załogą jednak, kapitanowie mieli często wiele problemów w postaci buntów czy zatargów z tubylcami. Magellan gdy zdecydował się np. przezimować w Patagonii doświadczył takiego buntu trzech kapitanów w porcie Św. Juliana. W takich przypadkach główny dowódca musiał wykazać się swą surowością ażeby zażegnać kryzys który zagrażał tak naprawdę całemu powodzeniu wyprawy. Dlatego też Magellan stracił inicjatorów buntu, a nielojalnych członków załogi pozostawił na lądzie.
Chciałabym dodać w tym temacie, który porusza kwestię trudów, a także niebezpieczeństw organizowanych wypraw odkrywczych dwie następujące kwestie.
Pierwsza to fakt, że nieraz żeglarze, odkrywające nowe lądy, przypływali do ziem, na których mieszkali ludożercy. Było to realne zagrożenie ich życia i chyba najbardziej, moim zdaniem, niebezpieczne. Przybijając w końcu do Brazylii, czy też Afryki nie mogli zdawać sobie sprawy co ich tam czeka i jak powitają ich tubylcy. Niestety, nie raz zdarzyło się, że podróżnicy, dostawali się w ręce a potem żołądki ludów tubylczych.
Druga kwestia jest związana bezpośrednio z człowiekiem i jego potrzeb psychicznych, ale także i tych najbardziej przyziemnych. Nie zdradzę tu żadnej tajemnicy, ze kobiety nie wyprawiały się w podróże morskie, gdyż jak uważano mogą przynieść pecha. Problem zaczynał się, gdy podróż trwała bardzo długo, nawet kilka lat. Marynarzom, zbiorowisko zresztą ludzi o różnych narodowościach, brakowało takiego bliskiego kontaktu jakie może osiągnąć człowiek z drugą osobą. Nie mówię tu już tylko o czysto psychicznych doznaniach, ale także o tych cielesnych. Brak kobiet powodował różne negatywne skutki, z których najbardziej chyba traumatyczną było wykorzystywanie seksualne młodych marynarzy, a raczej pomocników.
Drugie to fakt, że marynarze w czasie takich podróży bardzo zbliżali się do siebie, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Gdy, już tacy „wygłodniali” marynarze dobijali do jakiejś nieznanej ziemi, wręcz rzucali się na miejscowe kobiety, czemu zawdzięczamy potem wprost niesamowity rozwój syfilizmu.
ieraz żeglarze, odkrywające nowe lądy, przypływali do ziem, na których mieszkali ludożercy. Było to realne zagrożenie ich życia i chyba najbardziej, moim zdaniem, niebezpieczne.
Wśród ludożerców panował pogląd iż pożerając swoje ofiary przejmują ich siłę i mądrość. Szczególną wartość miało więc ludzkie mięso białej rasy. Europejczycy powiem uznawani byli często za bogów objawionych. Ewentualna konsumpcja miała więc dać boska siłę wszelkim smakoszom.
Hehe to jest niezwykle ciekawe zagadnienie Szymku
Otóż, z tego co mi wiadomo potrzeby natury fizjologicznej załatwiano tak jak pozwalał na to okręt. A mianowicie, panowie stawali, aby oddać mocz, przodem do morza i zwiatrem, aby nie zamoczyć siebie czy innych
Z kolei ta druga potrzeba, której nie można było załatwić z wiatrem jakby nie patrzeć, wymagała nieco więcej zachodu gdyż, zakładano wychodek na rufie i dziobie, gdzie należało się zasadzić na takiej specjalnej konstrukcji. Jednak przy większej fali obmywało tyłek delikwentowi, lub co gorzej, przy nagłym wstrząsie, człowiek wpadał do wody wprost na to co zrobił…
O żadnej prywatności tu mowy nie ma, gdyż każdy kto chciał mógł popatrzeć na owo widowisko..
A moze cosik o jedzeniu, jak sobie radzono z tym problemem ??
Szymku przecież sam żyjesz na okręcie i nas pytasz jak TO się robi?
A tak poważnie to z tego co mi wiadomo były jakieś specjalne liny w które delikwent wsadzał nogi, żeby go podczas kucania z okrętu nie zmyło. Oczywiście standardowo do potrzeb fizjologicznych wykorzystywano też wiadra.
horus, Serenity,
Trzeba przyznać iż warunki sanitarne podczas wypraw nie należały do najlepszych. Co do komfortu.. to chyba także w tej materii załatwianie elementarnych potrzeb zostawiał wiele do życzenia.
Swoją drogą myśląc o tych warunkach.. jakoś ciągle mam w pamięci Wersal oraz jego „obyczaje” i niesamowitą swobodę co do wyboru miejsca służącego do oddania potrzeb fizjologicznych… na schodach… w komnacie… gdzie popadnie…
Jeśli było to godne najwyżej urodzonych, to tym bardziej marynarzy
Albo był to skórzany ekwipunek.
Ni zapominajmy- wszystko co można usmarzyć, upiec, lub udusić nadaje się do jedzenia.
Ludzie nie świnie, zjedzą wszystko.
A w czasaczh pierwszych wypraw geograficznych jedzenie bylo bardzo mało wykwintne.