wika
Trylogia Mistrza Tolkiena trafiła w me ręce dopiero kilka lat temu, chodź za sprawą mego brata wiedziałem o Śródziemiu więcej niż przeciętny śmiertelnik z rodu ludzkiego. Z początku, pałałem ogromną ochotą do wgłębienia się w opowiedzianą we "Władcy Pierścieni" historię, lecz gdy spojrzałem na okładkę i ujrzałem miano, jakim obdarzyło się wydawnictwo, w me serce wkradły się nieśmiało obawy, co do jakości tłumaczenia. Złe przeczucia wzmagały się. Drżącą reką otwarłem księgę na pierwszej stronie powieści. Obawiałem się najgorszego, lecz na to, co mnie spotkało, nie byłem przygotowany. Jak grom z jasnego nieba spadł na mnie największy błąd każdego tłumacza - pierwszy raz w życiu widziałem przetłumaczone z oryginału nazwiska i nazwy miejsc. Me oczy rozszerzyły się z przerażenia, a serce waliło jak oszalałe. Z każdą pochłanianą stroną coraz mnie wierzyłem, że to, co widzę jest prawdziwe. Przeszło to moje najgorsze koszmary i wyobrażenia. Z trudem przyszło mi się pogodzić z tym, że rodzinną krainę hobbitów nieuważny skryba przemianował z "Shire" na "Włość", a miejsce, gdzie żyją i ludzie i hobbici z "Bree" na Birowe. Przebolałem jeszcze straszny błąd skryby - "Baggins" stał się "Bagoszem", "Samwise Gamgee" "Samlisem Gadułą", a "Merriadock ( Merry )Brandybuck" "Radostkiem ( Radym ) Gorzaleniem". Lecz to nie było najgorsze. Choć już leżałem na ziemi, bezbronny ze śmiechu, tłumacz nie oszczędził mnie. Nawet nie dobił jednym, skutecznym ciosem. Postanowił uśmiercić mnie za pomocą najwymyśleniejszej tortury - otóż przesławne Rivendell stało się Tajarem, czego nawet najstarsi Eldarzy nie pamiętają.
Przychodząc zaś od ostrzeżenia, do tematu właściwego - "Władca Pierścieni" to trylogia opowiadająca o walce Wolnych Ludów z Sauronem, Władcą Mordoru, Barad-dur i, a może przede wszystkim, Pierścienia. Historia ta jest napisana bardzo ciekawie napisana, choć wielu nie może przeżyć "Syndromu Pierwszych Stu Stron". Mimo to polecam, bo sam się zagłębiam we "Władcę" kilka razy do roku :smile:
Może tłumacz miał syndrom „dokładnego przekład-owcy” i nadzieję, że nikt nie zauważy iż ta prześwietna trylogia nie jest napisana przez Polaka? :lol:
Swoją drogą nie odczułam syndromu pierwszych stu stron, może dlatego że zaprawiona jestem w boju z książkami o tej tematyce, a moje tłumaczenie było o niebo lepsze :razz:
moja nauczycielka z j. niemieckiego powtarzała nam zawsze "Tłumaczenia są jak kobiety albo wierne albo piękne" i w przypadku tego nieszczęsnego tłumaczenia "Trylogii" o którym tylko słyszałem a (na szczęście) nie miałem nigdy w ręku to prawda ;P
Również zapamiętałam owo przysłowie choć w wersja którą znam brzmi tak;
Tłumaczenia są jak kobiety - piękne nie są wierne, wierne nie są piękne.
Jednak jakby nie powiedzieć sens jest podobny.
moja nauczycielka z j. niemieckiego powtarzała nam zawsze "Tłumaczenia są jak kobiety albo wierne albo piękne"
świetne powiedzenie, będzie trzeba zapamiętać :)
A co do Władcy Pierścieni to całość przeczytałem już parę lat temu (zdecydowanie wcześniej niż wyszła wersja filmowa) i muszę powiedzieć, że rzeczywiście jest to świetna pozycja. Później dopiero zaznajomiłem się z "Hobbitem" będącym jakgdyby preludium do Władcy.
moja nauczycielka z j. niemieckiego powtarzała nam zawsze "Tłumaczenia są jak kobiety albo wierne albo piękne"
Ta nauczycielka to się jawnie myliła; przypuszczam, że nie zna twórczości przekładowej Stanisława Barańczaka, Jarosława Rymkiewicza, Jerzego Lisowskiego i wielu innych znakomitych translatorów. W przekładach nie chodzi o wierność słowną, czyli tłumaczenie dosłowne, ale o zachowanie ducha oryginału. Jeżeli chodzi o Tolkiena, to najlepiej spolszyczyła go Maria Skibniewska.
Na marginesie - są kobiety i wierne i piękne- ale trzeba za taką trochę pochodzić. Per analogiam można zrozumieć na czym polega dobre tłumaczenie.
Priwiet!
Niesamowite! To ja przegapiłam mój ulubiony temat?! Tak to jest, kiedy się długo na forum nie zagląda...
Tolkiena bardzo, bardzo lubię, a przygodę zaczęłam od "Hobbita". Miałam również okazję przeczytać go w oryginale. Potem był "Władca Pierścieni" (jestem w trakcie czytania oryginału), no i oczywiście "Silmarillion". Ta ostatnia książka opowiada o czasach wcześniejszych od wydarzeń z "Hobbita" i "Władcy". Jest też trudniejsza, wydana po śmierci Tolkiena, więc w pewnym sensie niedokończona. Jego syn, Christopher, starał się jak najbardziej ujednolicić dzieło.
W dziełach Tolkiena jestem naprawde zadurzona. Mogę zarywać noce, żeby przeczytać kolejny raz Ale muszę przyznać, że film nie wypadł tak strasznie, jak się bałam. Wydaje mi się, że może zachęcić do przeczytania książki, a czytelnik odkryje nowe wątki, któe reżyser przemilczał.
Inną rzeczą, która mi się bardzo u Tolkiena podoba, to jego zamiłowanie do języków i mitologii. Uwielbiam zagłębiać się w jego Śródziemie, szukając przetworzonej mitologii naszego świata...
Uwielbiam zagłębiać się w jego Śródziemie, szukając przetworzonej mitologii naszego świata...
Kiedyś na religii mieliśmy dyskusję na temat źródeł zła. Jedną z propozycji był mit zaczerpnięty z "Silmarillionu". Wszyscy uznaliśmy, że to nie tylko ciekawe przetworzenie mitów o upadłych aniołach, ale historia, która na prawdę ma coś w sobie. Mam nadzieję, że nie będzie przesadą, jesli powiem, że dzieło Tolkiena (pod tym pojęciem rozumiem całokształt twórczości dotyczącej Śródziemia) jest nie tylko epicką opowieścią napisaną z niezwykłą wyobraźnią, zbiorem przetworzonych elementów naszej kultury, ale także lekcją podstawowych prawd etycznych.
Tolkien był głęboko wierzącym katolikiem (sic!) i przelewał tę wiarę do swoich książek. Przecież początek Silmarillionu to nie jest po prostu wariacja na temat stworzenia świata. To jest połączenie wierzeń w aniołów z wierzeniami politeistycznymi... Zauważmy, że mimo iż we "Władcy" prawie w ogóle nie wspomina się o wierze, to jednak wyczuwa się istnienie sił naprzyrodzonych.
"Władcę Pierścieni" przeczytałam zanim poszłam do kina na pierwszą część filmu pod tym samym tytułem. Mam to do siebie, że zawsze najpierw sięgam po książke, a dopiero potem idę na film i porównuję jedno i drugie. Syndrom pierwszych 100 stron miałam ale w drugiej części, która jest fascynująca jednak przez to ze pokazuje osobno losy dwóch grup bohaterów, troche mnie zanudzała. Ogólnie uważam że trylogia jest świetna ale dla wiekszości ludzi nie do przeczytania z powodu swojej obszerności. Idąc na film tez miałam obawy, że nie dorówna moim wyobrażeniom ale w miły sposób się zaskoczyłam. To naprawdę dobrze zrobiony film chociaz niektórych bohaterów wyobrażałam sobie całkiem inaczej. I co jest jeszcze bardziej niezwykłe- dwie kolejne części wcale nie były gorzsze od pierwszej. Jest to chyba jedyny film w częsciach gdzie wszystkie z nich są równie dobre. Bo np. każdy kolejny film o Harrym Potterze jest gorszy niż poprzedni, moim zdaniem. A sam Tolkien to geniusz. Na końcu książki znalazłam alfabet elficki i do tej pory jestem pod wrażeniem wyobraźni jego autora.
Moja przygoda z Władcą pierścieni rozpoczęła się 5 lat temu. wtedy tylko słyszałam o tej książce, ale nie wiedziałam jaka jest jej treść. Wszyscy mi mówili, żę jest wspaniała, więc postanowiłam się nia zainteresować. Przeczytałm kilka rozdziałów i byłam bardzo rozczarowana. Pierwsze rozdziały tak mnie znudziły, że książki nie dokończyłam Do tej lektury wróciłam 2 lata później, jakoś przebrnęłam przez pierwsza część, a później nie mogłam przestac czytać. Akcja pochłonęła mnie całkowicie.
Książka mnie zafascynowała i od tej pory jestem jej wielbicielką.
Z taka reakcją jak Twoja, Kity, często można sie spotkać. Wynika ona moim zdaniem z faktu, że czytelnik nie jest oswojony jeszcze ze Śródziemiem i dlatego trochę mu zajmuje odnalezienie sie w nowym świecie. Ja zaczęłam od Hobbita, więc było mi łatwiej. Ale trzeba przyznać, że książki różnią się atmosferą. Kiedy wróciłam do Hobbita po przeczytaniu Władcy, trudno mi było uwierzyć, że to ten sam świat :)
A ja właśnie zaczęłam odrazu od "Władcy pierścieni" i dlatego "Hobbit" jakoś specjalnie mnie nie poruszył. Na poczatku faktycznie nie mogłam się połapać o co chodzi ale autor pisał tak, że wszystko zostało jeszcze raz wytłumaczone no i z tyłu książki wyjaśnione miałam powiązania rodowe, znaczenie poszczególnych miejsc, mapę i oczywiście krótki życiorys każdego z bohaterów. To mi bardzo pomogło w czytaniu.
Ale trzeba przyznać, że książki różnią się atmosferą.
Słyszałam, że Hobbita Mistrz napisał dużo wcześniej, specjalnie dla dzieci - później Śródziemie tak mu się spodobało, że postanowił rozbudować jego wizerunek w obszerniejszej i poważniejszej powieści. Stąd różnice w nastroju, w kreacji różnych ras - w końcu "tam i z powrotem" to sielska opowieść o wspaniałej przygodzie, zaś Trylogia to powieść nie stroniąca od dramatów, scen przerażających i mrocznych.
Oglądałam film o Tolkienie i tam było mówione, że "Hobbit" faktycznie powstał jako książka dla dzieci.Dzieciom czytali dorośli i to oni wysłali do autora wiele listów z prośbą o kontynuację "Hobbita". Ponoć tak powstał pomysł na trylogię- miała być ona odpowiedzią na listy czytelników.
Zgadzam się z przedmówczyniami. Hobbit to książka dla dzieci. Ale zręby świata Śródziemia powstały już dużo wcześniej. Część opowieści, które weszły w skład Silamrillionu powstały już w 1918 r. A Hobbit powstał przede wszystkim jako opowiadanie dla synów Tolkiena. Dlatego też jest dużo pogodniejszy. Jednak po napisaniu Władcy Tolkien zmienił trochę Hobbita, żeby lepiej pasował do jego świata.
Przygoda z Tolkienem zaczyna się, ale nigdy się nie kończy. Książki mają tak niepowtarzalną atmosferę, że nigdy się jej nie zapomina i zawsze chętnie się do nich wraca ,a po pewnym czasie odkrywa się , że na temat Tolkiena i ,,Władcy Pierścieni" wiesz już wszystko i znasz go niomal na pamięć. są to objawy zaawansowaniej ,,tolkienomani", która jest chorobą nieuleczalną. Cierpie na nią już ładnych pare lat i wiem, że nigdy sie nie zkończy. Jedyne co mnie denerwuje to przekłady niektórych wydawnic. Ale ten temat był już tu poruszany więc nie będe się powtarzać :lol:
po pewnym czasie odkrywa się , że na temat Tolkiena i ,,Władcy Pierścieni" wiesz już wszystko i znasz go niomal na pamięć.
Ja mam stan chyba bardziej zaawansownay. Wydaje mi się wciąż, że wiem za mało. Nie znam języka elfów, w ogóle nie liznęłam rohhirickiego, nie mówiąc już o tym, że nie znam na pamięć całego "Silmarilliona" ;)
Ja na tyle dobrze znam "Władcę Pierścieni", "Hobbita" i "Harry'ego Pottera", że mam do każdego jakieś pytanie koronne, przy którym większość czytelników ( w tym fanów, bo sam przy nich wymiękłem jak po raz pierwszy usłyszałem ) wymięka
To może rzuć jakieś? Chętnie się sprawdzę, choc nie obiecuję, że od razu odpowiem :) Kiedyś zamęczałam mojego Tatę, że mnie pytał z Trylogii Sienkiewicza, ale miało być trudno
"Władca Pierścieni":
- Jak nazywał się ojciec konia, który zabił niechcący Theodena?
"Harry Potter":
- Wymień trzy osoby starsze od Dumbledora
"Hobbit" ( najtrudniejsze ):
- Podaj imię dwunastego krasnoluda w dwudziestym rzędzie w czasie bitwy pod Samotną Górą.
No, naprawdę niezłe :) Tym bardziej, że moje wydanie Władcy jest drugim polskim i są tam jeszcze niedociągnięcia (z Wyprawą na czele). I tak w epitafium Śnieżnogrzywego wcale nie ma o jego rodowodzie. Ale mam też wersję angielską
Harrego nie znam, więc nawet nie będę próbować.
A z Hobbitem rzeczywiście mam problem...
Proza tolkienowska to najlepsza proza fantasy na świecie. wielu pisarzy po Tolkienie próbowało mu dorównać, z różnym skutkiem. Dla mnie pisarstwo Tolkina nadal jest niedośćignionym wzorem. A także historia stworzona przez niego jest tak orginalna i ciekawa, że pozostaje tylko odnosić sie do niej i czerpać z niej inspiracje. Ja sama próbuje pisac opowiadania fantasy, ale Tolkien to dla mnie mistrz w tej dziedzinie , ale kto wie może keidys komuś uda się być tak dobrym a może lepszym niż on. Ale narazie miłośnikom fantasy pozostają dzieła Tolkiena i radość z nich.
Zgadzam się całkowicie. Proza Tolkiena jest pierwszą tego typu, a zarazem wciąż niedoścignioną. Gratuluję pisania własnych próbek opowiadań. Mam nadzieję, że podobają się czytelnikom. Czy bazują na świecie Tolkiena, czy jest to Twój własny świat?
W moich opowiadanaiach można czasami doszukać się pewnych odniesień do Śrudziemia, ale z reguły są to moje własne śwaity z pogranicza snu i jawy.
Proszę...
W.