wika
Zastanówmy się czym była właściwie kontrreformacja i czy taka nazwa jest w ogóle adekwatna do tego co działo się od połowy XVI wieku w Europie.
Gwoli przypomnienia Kościół rzymskokatolicki od wystąpienia Lutra przez ponad pół wieku znajdował się w defensywie. Wielkie straty poniósł w wyniku działalności Kalwina, którego ideologia święciła wielkie triumfy na początku 2 połowy XVI wieku.
W dążeniu do osiągnięcia swojego celu, kontrreformacja stosowała różne środki – od perswazji i propagandy do po prostu aktów przemocy, od polemiki intelektualistów do odwoływania się do najprymitywniejszych zabobonów średniowiecza, od średniowiecznej ascezy po największy przepych procesji, nabożeństw i kościołów.
Kontrreformacje u schyłku XVI wieku i w XVII cechuje zręczna polityka, która dostosowywała się do chwili bieżącej i do konkretnego terenu działania wykorzystująca wszystkie dostępne jej środki oddziaływania, zarówno materialne jak i duchowe.
Rzec więc można, że kontrreformacja reprezentowała swoisty totalitaryzm, gdyż przeniknęła do wszystkich dziedzin życia ludzkiego i starała się wycisnąć na nich swoje piętno.
Kontrreformacja rezygnowała po części z uniwersalizmu na rzecz popierania tradycji narodowych w poszczególnych Kościołach, gdyż to dobrze trafiało do wyobraźni i przekonania wiernych, mas ludowych w szczególności.
Dużą wagę do swej działalności kontrreformacja przywiązywała do sztuki. Przepych barokowych wnętrz miał zaćmić skromność i prostotę kościołów protestanckich.
Czy nazwa „kontrreformacja”, które to określenie tak utarło się w potocznej mowie jest w ogóle adekwatna ?? dla mnie zdecydowanie nie, Kościół nie wprowadzał niczego nowego, była to głęboka reforma Kościoła ale na pewno nie „kontrreformacja”. Myśląc nad słowem reformacja mam w głowie nowe doktryny, które stworzyli Kalwin czy choćby Zwingli a Kościół katolicki przecież nie wprowadzał zasadniczych zmian w swojej ideologii.
Nazwa kontrreformacja wywodzi się z dwóch słów: contra ( przeciwko) i reformatio (przekształcenie). W wolnym tłumaczeniu wychodzi nam "przeciw przekształceniom". Dlatego uważam, że nazwa "kontrreformacja" świetnie pasuje do nazwania ruchu odnowy Kościoła po tych wszystkich kombinacjach reformatorów. Moim zdaniem nazwa byłaby nieprawidłowa gdyby nazwano te działania (np. soboru trydenckiego)"powtórną reformacją" bądź czymś podobnym. Zgadza się, że Kościół w tym czasie nie wprowadził właściwie niczego nowego ( tzn było wiele postanowień ale żadne nie są jakieś wyjątkowo zaskakujące bądź szokujące) ale nazwa „kontrreformacja” wcale nie sugeruje jakichś przełomowych zmian w religii. Po prostu będą to działania wymierzone przeciw reformacji. I takie właśnie są. Powstaje Indeks Ksiąg Zakazanych, odnawia się instytucja inkwizycji. Oprócz tego pojawia się wiele postanowień odnośnie samej wiary, w końcu usankcjonowano wiele przepisów kościelnych i jasnym stało się dla ludzi czym różni się religia katolicka od reformatorskich. Moim zdaniem nazwa "kontrreformacja" jest bardzo trafna.
Zgodzę się z szanowną horus. Kontrreformacja miała uleczyć Kościół z choroby reformacji, ale nie musiała sama w sobie być "rewolucyjna". Najważniejsze było, by, jak to wspomniała szanowna Serenity, Kościół zaczął sięgąć do coraz dalszych dziedzin życia. Musiała to być gwałtowna ofensywa, ale ze swej natury, nic nie mogło być zmienione w podstawowej - bronionej! - doktrynie.
Udział sztuki w kontrreformacji był rzeczywiście olbrzymi. Oprócz przepychu zaczęły bardzo liczyć się uczucia czy wręcz ekstaza, stąd tyle pełnych ekspresji i patetyzmu rzeźb oraz obrazów. Chodziło o to, by poruszyć najgłębsze struny ludzkiej duszy, a historie bibiljne dobrze się do tego nadawały.
I ja poprę szanowne przedmówczynie. Kontrreformacja była reakcją, kontrofensywą dla reformacji, miała na celu utrzymanie jak największej ilości wiernych przy Kościele Katolickim.
Ciekawe jest też to, że Kościół właściwie nigdy wcześniej nie zetknął się z takim problemem na taką skalę. Przy okazji Wielkiej Schizmy podział był czysto polityczny i usankcjonował właściwie tylko istniejące od dawna różnice między kulturą łacińską a Bizancjum. Później, przez wieki pojawiały się liczne herezje, jednak zawsze wystarczającym lekiem były żelazo i ogień. W XVIw. po raz pierwszy Kościół Katolicki zaczął tracić rzesze wiernych na rzecz organizacji tak potężnych i popularnych, że nie dało się ukrócić tego procederu zbrojnymi akcjami. Wytoczył więc inną broń - zasadniczo jednak wydaje mi się, że zrezygnowano z prób utrzymania na łonie Kościoła osób, które zmieniały wyznanie z powodu głębokiego przekonania i szczerej wiary w prawdziwość tez reformatorów. Kościół stracił wiele, gdyż odwołano się do ludzi opierających swoją wiarę na mętnym przekonaniu o tym, co jest "fajniejsze". Oczywiście, dla wielu teatralna liturgia, tajemnicze "czary" przy ołtarzu i procesje kapiących złotem kardynałów okazały się bardziej atrakcyjne.
W rzeczywistości kryzys ten został zażegnany chyba dopiero na rewolucyjnym soborze z 1962-1965 r., kiedy to zmieniono nie tylko język liturgii ale i oblicze Kościoła, upodabniając tę instytucję nieco do formacji protestanckich pod względem bliskości kapłana i wiernych, rezygnacji z bombastycznych demonstracji siły i bogactwa, oraz rozluźnienia "formalizmu wiary".
Oczywiście, dla wielu teatralna liturgia, tajemnicze "czary" przy ołtarzu i procesje kapiących złotem kardynałów okazały się bardziej atrakcyjne.
To mi przypomina fragment "Powieści minionych lat":
"I przyszliśmy do Greków, i wiedli nas, gdzie służą Bogu swojemu, i nie wiedzieliśmy, w niebie li byliśmy, czy na ziemi: nie ma bowiem na ziemi takiego widowiska ni piękna takiego, i nie wiemy, jak opowiedzieć o tym, tylko to wiemy, że tam Bóg z ludźmi przebywa, i nabożeństwo ich najlepsze ze wszystkich krajów. My zaś nie możemy zapomnieć piękna tego, każdy bowiem człowiek, gdy skosztuje słodkości, później gorzkości nie przyjmuje, tako i my nie możemy tu żyć".
Oprawa liturgiczna zawsze wiąże się z atrakcyjnością. Oczywiście, część ludzi będzie uważać, że im skromniejsza, tym pełniej można wyrazić piękno Ofiary, ale dla innych Msza św. musi z kolei mieć odpowienią otoczkę, która podkreśla ważność chwili. I na tę drugą opcję stawiał Kościół w czasie kontrreformacji.
W rzeczywistości kryzys ten został zażegnany chyba dopiero na rewolucyjnym soborze z 1962-1965 r.
sobór otworzył jednak nowy kryzys. Niektórzy w ogóle za sobór go nie uznają, podkreślając, że ostatnim soborem był Trydencki. Zbyt gwałtowna reforma liturgii oraz inne przemiany doprowadziły do odejścia znacznie większej ilości ludzi, niż to miało miejsce w wyniku reformacji.
Dzisiaj dużym powodzeniem cieszą się te rzeczy, które w pewnym sensie sobór odsunął. Nie byłoby pewnie całego ruchu levebrystów, gdyby nie gwałtowność przemian.
Nazwa dobra, choć pod jednym względem nietrafiona.
W założeniu reformacja miała polegać na odnowieniu Kościoła - czyli idei pozytywnej. Zepsucie renesansowego kleru jest chyba faktem historycznym, z którym nie ma co decydować. W literaturze spotykam się z potwierdzeniami ogólnym poglądów na tamte czasy. Duchowni byli niedostatecznie obeznani ze Słowem Bożym, mieli kłopoty z wypowiedzeniem podstawowych źródeł wiary (źródło: Tawney). Ponadto faktycznie kwitł handel odpustami, można przeczytać sobie stosowny artykuł na stronce http://www.czytelnia.jezu...odpustami.html. Słynna debata dotycząca spraw w Sądach Spirskich ukazuje jak bardzo stany katolickie za wszelką cenę broniły się przeciwko ustanowieniom jakichkolwiek zmian i praw dla nowego ruchu.
Trzeba też powiedzieć, że protestantyzm został "powołany" dla celów odmiany całego chrześcijaństwa - wprowadzenia osobistego kontaktu z Bogiem bez udziału pośredników, osobistego kontaktu z Pismem Świętym czytanym w języku narodowym oraz wyniósł znaczenie osobistego przeżycia i rozumienia wiary.
Toteż kontrreformacja byłaby - zakładając znaczenie semantyczne - zaprzeczeniem w sumie doniosłego procesu zmiany, który wielu ludzi uzna za zbawienny, a co za tym idzie podcinania sensu samego chrześcijaństwa w ogóle, które przecież musi się odnawiać po popełnionych błędach i wypaczeniach.
Ale cóż, taka już cecha religii społecznych - są do znudzenia polityczne.
kontrreformacja byłaby - zakładając znaczenie semantyczne - zaprzeczeniem w sumie doniosłego procesu zmiany, który wielu ludzi uzna za zbawienny, a co za tym idzie podcinania sensu samego chrześcijaństwa w ogóle
Tak można by przyjąć, gdyby reformacja niosła samo dobro, a jednak go nie niosła. Także i tutaj pojawiły się wykrzywienia, może nawet na większą skalę, niż w samym katolicyzmie - wystarczy popatrzeć na kalwinizm i jego ingerowanie w sferę prywatności, znacznie większą, niż to miało miejsce w katolicyzmie. Kontreformacja była zatem z jednej strony naprawą tego, co w Kościele było złe, a z drugiej odrzuceniem tego, co wniosła reformacja, a co było sprzeczne z doktryną Kościoła.